Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-03-2013, 18:15   #20
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
9 Eleais 1372; dzień 9; Sala balowa domu Xaniqos


Zabawa się rozkręcała coraz bardziej. Tancerze i tancerki dobierali się w pary wykorzystując muzykę graną przez bardów i półdrowie śpiewaczki za tło swych rozmów.


Muzykę niezwykłą, przepełnioną smutkiem, bólem i tęsknotą za tym co utracono wraz z łaską z Seldarine.
I dumą z tego co zyskano, mimo wszelkich trudności napotykanych w Podmroku.
Prawdziwie drowia melodia.
Ależ kto miał czas zwracać uwagi na to i kontemplować melodię czy też pełne gracji ruchy drowiej arystokracji na parkiecie. Wszak ważniejsze wydarzenia się działy poza nim.
Na przykład zniknięcie Matron Xaniqos i Vae. Obecnie Siadef była zabawiana tylko przez Isar’aera. I jakkolwiek biedak starał się jak mógł, to na obliczu Matki Domu Godeep widac było irytację ukrytą za maską znudzenia.Szczęśliwie Isar’er nie był jej poddanym, co oznaczało że uniknie poważniejszej kary.

Nagły dźwięk przeciął salę niczym błyskawica. Uderzenie dłoni o policzek, głośno i mocne.Wszyscy spojrzeli w tamtą stronę. To drowia kapłanka spoliczkowała młodego przystojnego drowa.
Twarz ta była znana wielu, ale... rozpoznanie osoby wymagało czasu. Bowiem osobą policzkującą była Neerice, siostra bliźniaczka. O obiektem jej gniewu towarzyszący jej młody drow. Kilka chwil temu butny i puszący się niczym paw. Obecnie... przerażony i spanikowany, wpatrujący się w oblicze kapłanki niczym zaszczute zwierzę.
Nic dziwnego, Han’kah znała to spojrzenie siostry i wiedziała, że na biedaka wydano już wyrok śmierci. Neerice, gdy się na kogoś uwzięła to nie zwykła odpuszczać.
Sala zamarła, jedni w zaciekawieniu, pozostali zszokowani. Owszem kapłanki potrafiły być kapryśne i okrutne, potrafiły być brutalne, ale... w towarzystwie trzeba było nad sobą panować.Tak widowiskowy pokaz braku nad sobą Neerica był więc towarzyskim faux pas.
Kapłanka to zrozumiała zauważając spojrzenia wszystkich drowów, skupione na sobie... w tym siostry i matki.
Przy czym ta ostatnia zareagowała dość szybko.



Moliara był już dość posuniętą w latach, a mimo to piękną drowką, która potrafiła eksponować wdzięki swego ciała. Choć z racji wieku przestała je wykorzystywać jako broń. Szturchnięciem w bok przyciągnęła uwagę drowa z którym przyszła, naczelnego maga domu Tormtor, Nihrizza. Ten rozmówiwszy się cicho z nią ruszył w kierunku podestu muzyków, by... zaśpiewać balladę. Co zresztą oznajmił donośnym głosem, odciągając uwagę od kapłanki i jej nieszczęsnego partnera.
Nihrizz był dość potężnym magiem, ponoć mistrzem polimorfii. Ale też i całkiem zdolnym... bardem, jakkolwiek to dziwnie brzmiało.


I dlatego występ Nihrizza przyciągnął uwagę wielu drowów. A naczelny mag domu cieszył się zapewne od uwolnienia od swej strażniczki. Zresztą, trzeba przyznać, mag umiał i śpiewać i grać.
I przyciągać wzrok mimo swej filigranowej sylwetki.

Nie było to jedyne godne uwagi wydarzenie...
Lesen Vae specjalnie na tą okazję przywdział niedawno zakupiony ceremonialny mundur. W odróżnieniu do swoich ulubionych błękitów tym razem miał na sobie ciemnogranatową kamizelkę ze złotymi akcentami, z wygrawerowanym zawiłym wzorem dookoła miejsca w którym zawsze nosił insygnia Kapitana Straży. Żadnych dodatkowych akcesoriów – umniejszałoby to znaczeniu broszy. Do tego spodnie, w jego opinii trochę zbyt obcisłe, eleganckie buty i oczywiście rapier w zdobionej pochwie, którego leśne motywy na głowni i koszu otwarcie zdradzały elfie wykonanie.
Z wyraźnym znużeniem oglądał walkę choldrita, ukrywając zaniepokojenie, jakie odczuwał od kiedy zjawili się wszyscy goście. Stłumił westchnięcie i rozejrzał się po komnacie, licząc na widok przyjaznej twarzy.
Akormyr dostrzegł Lesena. Znał go jedynie z “klubu podglądaczy” jednak chyba, a może zwłaszcza tego powodu należało zamienić między sobą słowo... lub dwa. Skinął głową, gdy ich spojrzenia się spotkały i poszedł do jednego z bocznych pomieszczeń. Wybrał takie gdzie pół-drowia niewolnica tańczyła do dość głośnej muzyki. Co sprawiało, że pomieszczenie idealnie nadawało się do dyskretnej rozmowy. Lesen wszedł po chwili i lekko się ukłonił.
-Witajcie przyjaciele, usiądźcie ze mną i obejrzyjmy ten wspaniały pokaz.- rzekł Akormyr zapraszając do rozmowy Lesena, oraz naczelną magiczkę domu Despana.
- Mistrzu Akormyrze, miło widzieć cię w dobrym zdrowiu.- kapitan straży domu Vae rozsiadł się na kanapie i pozwolił swoim swoim oczom nacieszyć się krągłościami tancerki. - Mam nadzieje że eksperymenty w domu Shi’quos przebiegają pomyślnie?
Czarodziejka zaś weszła i usiadła w milczeniu.
-Większość, naturalnie tak. Kogóż ja jednak widzę, Vae i Despana. Co słychać w waszych domach? - spytał niewinnie, jednocześnie przemówił językiem migowym drowów. Tak by tylko zainteresowana dwójka to widziała- "Wiecie więcej niż ja o wspólnej operacji waszych domów, jednak mniej niż byście chcieli możemy to naprawić."
Po czym czekał już tylko na potwierdzenie.
-Skąd to zainteresowanie?-wtrąciła się milcząca dotąd Valyrin.
- Dobrze jest wiedzieć co się dzieje w mieście.-pokazał- Dla mnie to ciekawość, dla was zawodowa powinność to w końcu wasze domy.

Pogawędkę przerwało przybycie Han'kah Tormtor, która przemierzyła długość komnaty swym zwyczajowym sprężystym krokiem. Nie starała się choćby wkomponować w to targowisko próżności zwane balem. Podczas, gdy goście prześcigali się w doborze materiałów, fasonów czy dodatków pani pułkownik zdawała się trwać gdzieś poza tą spiralą snobizmu i pychy. Ubrana, tak jakby był to każdy inny dzień, w nad wyraz proste i po żołniersku pragmatyczne odzienie. Miała na sobie tą samą lekką zbroję a rękawice, karwasze i nagolenniki nabijane ostrymi ćwiekami dopełniały wrażenia jakby drowka przywędrowała tutaj wprost z pola bitwy.
Dosiadła się do loży swoich znajomych z Oka Proroka skubiąc jakieś egzotyczne owoce z powierzchni.
- Potrzebuję trzech wspólników w zbrodni – wypaliła bez słowa przywitania. Jej ton był poważny jakby knuła na głos co najmniej czyjeś zabójstwo. - Jutro wieczorem chcę zajrzeć w oko. W najgorszym razie pooglądamy sobie kapłankę Lolth w kąpieli. Jacyś chętni?
Akormyr parsknął śmiechem. Tak szczerze, że aż oblał winem siedzącego obok Lesena, który z kolei nawet nie próbował ukryć złości wywołanej lekkomyślnością Han’kah, jak i poplamieniem kamizelki. Nie przestawał się jednak śmiać. Zachodziła była obawa, że się udusi. Opanował się jednak choć z nieskrywanym trudem. Uniósł tylko jedną dłoń symbolicznie w geście zgłoszenia.
Irytacja zawładnęła na chwilę rysami Valyrin.
- Jesteś nieostrożna - mruknęła cicho.
- Cóż, może odrobinę ale mi się spieszy - Han’kah wpakowała kolejny owoc do ust co nie przeszkodziło jej prowadzić dalej konwersacji z pełnymi ustami. - Z pułkownika awansowałam na ochroniarza i muszę zaraz wracać do tego absorbującego zajęcia. Mogę na was liczyć? Jutro?
- Twoją niedyskrecję przebija jedynie brak manier, ale zgoda
- spojrzała jeszcze leniwie na Vae. Chciała wiedzieć, co on wiedział. Może Oko wyjawi coś więcej. Szermierz również przytaknął, choćby po to żeby pozbyć się jej z loży zanim zdradzi więcej ich sekretów.

-Przepraszam przyjacielu.- rzekł w końcu Akormyr do oblanego Lasena. Zwyczaje Han’kah nie zaprzestają być dla mnie niezwykłe. Po czym w mowie palców powiedział.-" Skoro pomożemy naszej niedyskretnej przyjaciółce. Spróbujmy tradycyjnej wymiany informacji. Powiedz mi na co wybieracie się polować z Despana albo chociaż w jakie rejony? Prowadzę obecnie pewne eksperymenty za miastem i nie chciałbym wpaść na waszą wyprawę. Ani wy na mnie zapewniam."
- Obyś miał zaklęcie które to naprawi Akormyrze. - jednocześnie wolną ręką odpowiedział obydwu. "-Nie jestem uwzględniony w polowaniu, to domena Haelvrae. Ale jutro planowałem zaoferować jej swoją pomoc w zamian za informacje, jeżeli zawczasu zdradzisz mi to co wiesz mistrzyni Valyrin to na następnym spotkaniu będziemy w stanie zaplanować coś więcej.
- Niestety nie wiem wiele - odparła chłodno czarodziejka - I to mnie trapi. Obawiam się, że nie obędzie się bez nieoczekiwanych zwrotów akcji. Informacje, które zdobędziesz będą dla mnie bardzo cenne, przyjacielu.
-Już poprawiam, już poprawiam
-rzekł Akormyr rzucając czar. Na końcu dodał- Byłbyś w stanie mi przed wyruszeniem tej wyprawy dać znak odnośnie celu lub rejonu? Postaram się wtedy trzymać z daleka.
- Lesenie, skarbie, zawsze jesteś taki sztywny czy po prostu ten, kto ostatnio penetrował twoją chudą dupę zapomniał wyjąć z niej swojego kutasa?
- Han'kah przeżuła kolejny niewielki owoc ale mimo dowcipnej treści ton miała śmiertelnie surowy. - Odkąd to nie można puścić jednego niewinnego dowcipu o kapłance w kąpieli, nie dajmy się zwariować. Poza tym na przyjęciu pełnym drowów każda konwersacja niesie ryzyko. Ta także - wskazała na ich wymowne gesty dłoni. - Chociaż poczekaj... ta jest nawet lepsza. Widać ją z dalszej odległości - klepnęła Vae w łopatkę i wstała od stołu. - Zachowujesz się jakbyś trafił pomiędzy stado bezmózgich ludzi, którzy mogliby twoją konspirację pomylić ze strzepywaniem paproszków z munduru. Aaaaa, i niech ktoś jutro przyniesie wino. Na wypadek jakbyśmy jednak musieli zadowolić się golizną... - ukłoniła się dwornie, co wyszło jej niezwykle mizernie i odmaszerowała do głównej sali.
Szermierz nie dał się zaagitować. Właściwie to już poplamienie munduru bardziej go zezłościło – planował zawrzeć dzisiaj nowe znajomości i niechlujna prezencja byłaby znaczną przeszkodą.
- Nie pomyślałem, że dożyję dnia w którym inny drow będzie mnie krytykował za nadmierną paranoje. Pewnie jutro mi powie, że elfy są w gruncie rzeczy całkiem w porządku i powinnyśmy się z nimi próbować dogadać. – odparł wesoło.

Właściwie to trochę go to smuciło. Byli partnerami, wszyscy, Han’kah mogła nauczyć się mu chociaż trochę ufać. Był Kapitanem Straży na tyle długo żeby poznać pewne klasyczne triki. Zawiła konstrukcja wewnątrz domów szlacheckich sprzyjała tworzeniu sekretnych tuneli, czasami z wbudowanymi lokacjami, z których można podsłuchiwać określone pokoje. Obserwacja jest zawsze trudna do zakamuflowania, ale dźwięk może nieść się bardzo daleko.
"Będę o tym pamiętał. "-Dodał na migi i zwrócił się do siedzącej cicho czarodziejki.
- Mistrzyni Valyrin, musze przyznać że czuje się zaintrygowany. Jak zwykle owinięta od stóp do głów, jakiego wydarzenia potrzeba żeby wyciągnąć cię z tych wszystkich szat? Choćby częściowo? -
Valyrin spojrzała na szermierza zaskoczona flirtem.Flirt zawsze ją zaskakiwał, zachichotała w rękaw.
- Najpewniej, kąpieli - odparła z rozbawieniem.

Z wejścia wyłonił się archiwista Aleval zdradzający nadmierną ostrożność, zapewne po uniknięciu zderzenia z Han’kah Tormtor. W przeciwieństwie do wielu innych gości wyraz jego twarzy nie zdradzał ani krzty zadowolenia z faktu, że znalazł się na przyjęciu. Spostrzegawczy obserwator mógł jednak zauważyć, że włosy archiwisty są na końcówkach zaczerwienione jakby właśnie zanurzone zostały w świeżej krwi, co było jedynym ustępstwem na rzecz mody w jego stroju. Wraz z Shi’natarem do pomieszczenia weszła także druga członkini domu Aleval, kapłanka Neevrae. Drowka ubrana była w dość długą, ciemnofioletową suknię podpiętą tak, aby odsłaniać kawałek lewej nogi. Góra była bordowym gorsetem, rozciętym delikatną linią po obu bokach.Archiwista nie wyrażał zadowolenia z faktu, gdzie było mu dane przyjść, natomiast kapłanka może i nie pałała pełnią szczęścia, ale nie wydać było, aby szczególnie cierpiała z tego powodu. W końcu znalazła się tutaj na własne życzenie .Kuzynostwo podeszło do grupy dyskutującej. Shi’natar skinął tylko głową na powitanie.
- Jak widzę dopisują państwu humory. Czy i my moglibyśmy dołączyć do dyskusji?
Valyrin uniosła brew w odpowiedzi i przysunęła się bliżej Akormyra.
-Siadajcie, przyjaciele siadajcie.Jednak główna atrakcja już was ominęła.Pokazowi pani porucznik pewnie nic nie dorówna, więc zostaje przyjrzeć się tej wprawnej tancerce.-czarodziej domu Shi’qous.
- Wolałbym nie stawiać na to swej księgi. - Stwierdził archiwista kiedy już, z kapłanką, zajęli miejsca. - Acz wyminęła nas wyjątkowo szybkim krokiem. Czy ominął nas jakiś skandalik?
- Zakładam, że to przyjęcie będzie obfitowało w mniejsze czy większe skandale. -
stwierdziła lekko - Może tutaj chodziło jedynie o nieporozumienie? - zerknęła na swojego kuzyna - Chociaż pewnie wolałbyś usłyszeć o tym pierwszym, niemniej pytanie jest sensowne.
- Han’kah ma problemy ze swoją nową przełożoną.
– uśmiechnął się promiennie – Chociaż moim zdaniem ma ona na nią iście zbawienny wpływ, całe pięć minut bez popełnienia żadnego poważnego Faux Pas? Czy to aby nie przypadkiem nowy rekord Akormyrze? –
-Han’kah nie jest mocna z etykiety i być może jest to rekord. Zapewniam was jednak, że to wyjątkowa osoba.-
odparł Akormyr szybko, nietrudno było dostrzec, że łączy ich pewna zażyłość. Manifestowana przynajmniej z jego strony.
- Drogi przyjacielu, to chyba fakt dla wszystkich oczywisty. Skoro Han’kah ma niedobory w kwestii etykiety, musi nadrabiać to w innych dziedzinach. Zapewne jej zdolności militarne znajdują się na poziomie daleko przewyższającym przeciętność. - Shi’natar przebiegł spojrzeniem po zebranych. - Wybaczcie mi proszę nadmierną gadatliwość, zwykle nie oddalam się od archiwum i teraz wydaję się jakbym nadrabiał braki w konwersacji z osobami na pewnym poziomie.
- Przynajmniej nie możemy narzekać na monotonię, czyż nie? -
Neevrae uśmiechnęła się - A nuda bywa zaiste zabójcza. - zerknęła na Lesena - Jakie to problemy ma ze swoją nową przełożoną?
Lesen wzruszył ramionami.- Zgaduje, że próbuje ona nauczyć ją podstaw etykiety przy stole. Ale nie rozmawiajmy już o niej, nie godzi się obgadywać innych za ich plecami. Co myślicie o przyjęciu? Osobiście muszę przyznać, że mam jeszcze nadzieje na pokaz walki dwóch mnichów. Byłoby to naprawdę coś niezwykłego. -
- Tłok i zamęt -
uśmiechnęła się Valyrin i zwróciła do Lesena w mowie gestów - Ale może znajduje się tu ktoś, kto wie więcej o tym co dzieje się w korytarzach?
Rzuciła okiem w stronę głównej sali, mając nadzieję że Vae zechce jej pomóc w odkryciu prawdy.
- Ależ oczywiście -rzekł usłużnym tonem Lesen.
- Może celnym byłoby porozmawiać z taką osobą na neutralnym gruncie? - powiodła wzrokiem po otoczeniu by nie było wątpliwości, że to właśnie ten grunt uważała za neutralny.

Nie były to jedyne knowania, które odbywały się na tej sali. Niektóre jednak przybierały formę akademickiej dyskusji... Były bowiem tematy, które nie wywoływały kontrowersji, które można było omawiać i o które można było się kłócić bez obawy zakończenia rozmowy z wbitym w plecy sztyletem... Muzyka, sztuka, poezja... tematy mdłe i nieciekawe. No i magia...
Niestety na przyjęciu Domu Xaniquos zabrakło najwybitniejszych magów Erelhei-Cinlu, w większości dominujących w tej kwestii arcymagów domu Shi’quos.
A choć Nihrizz ppnoć dorównywał Quevanunowi wiedzą, to mistrz katedry nekromancji przewyższał naczelnego maga do Tormtor eurydycją.
Tym zaś rozmowom przewodził naczelny czarodziej domu Vae znany ze swej umiejętności posługiwania się iluzjami.



Znany pod imieniem Sorntran drow był w zażyłych stosunkach z enklawą Thay, na tyle że sprowadził sobie chowańca z powierzchni po utracie poprzedniego. Nikogo to jednak dziwić nie mogło. Sereska położyła zgrabne łapki na zawartości biblioteki Kilsek, rzucając swego magowi ochłapy. Więc logicznym posunięciem, było skorzystanie z innego źródła informacji.
Rozmówcą jego był sam Balchizar, odwieczny “wróg” Quevanuna.


Stary czerwony mag, był doświadczonym nekromantą i opiekunem nieumarłych sług i żołnierzy enklawy. To wystarczyło aby obaj magowie wzajemnie się nie cierpieli, jeden drugiemu zazdrościł sekretów i nawzajem próbowali sobie je wykraść.
Poza tym Balchizar miał podobne do drowów podejście do życia. Też wierzył w istnienie rasy najwyższej stworzonej do rządzenia innymi. Tylko paradoksalnie nie były to według niego ciemnoskóre elfy, a rodowici thayjczycy.
Co jednak nie przeszkadzało Balchizarowi wymieniać poglądów na temat splotu z magami drowów. Takimi jak Sorntram i nie tylko...
W rozmowę wtrącał się też Malovorn, uczeń Lesdar’heera. Zawsze z pewnym siebie uśmieszkiem i naturą jaszczurki dostosowującej barwy swych łusek do otoczenia. Mówca doskonały, jako że potrafił gładko wejść w słowo pozostałej dwójce.
Nie tak jak ostatnia uczestniczka rozmowy, butna i hałaśliwa Sur’sayida,półsmoczyca będąca Mistrzynią Czarowników, czyli zbieraniny różnego rodzaju zaklinaczy i adeptów różnych rzadkich dyscyplin magicznych, którzy nie zgadzali się ze sobą w niczym poza tym, że to ich niezwykłe techniki powinny być rozwijane przez dom Shi'quos. Sur’sayida pogodziła ich tym, że opornych prała po pysku.. dosłownie.
Smocza potomkini nie bawiła się w dyplomację zarówno w postępowaniu ze swymi podwładnymi, jak i z bronieniem interesów swojej “katedry”. Co wystarczyło jednakże by uzyskać zarówno posłuch, jak i... nieco szacunku.
Całej tej rozmowie naturze magii i potrzebie istnienia splotu przysłuchiwała się drowka o długich śnieżnobiałych włosach, “uzbrojona” w specyficzne berło. Była to sławna Illiamiara, naczelna czarodziejka domu Eilservs, co wystarczało za powód do kpin, bowiem magia wtajemniczeń domu Eilservs, nigdy nie stała na wysokim poziomie.

Han'kah Tormtor


Obserwując swą podopieczną Han’kah się nudziła. I to bardzo... Malady była drowką z innej bajki, grzeczna i uprzejma oraz pełna dyplomatycznych talentów, znacznie różniła się do pani pułkownik. Notatki które Han’kah prowadziła na temat tego z kim i kiedy się spotyka jej podopieczna, jak dotąd nie stanowiły fascynującej lektury. W większości spotkań, dyplomatka odwiedzała oczywiście Dom Eilservs oraz Despana, zawsze w sprawach służbowych lub związanych z poleceniami Moliary. Kilka spotkań kurtuazyjnych z niższymi dostojnikami z domów Xaniqos, Aleval i Godeep oraz Eilservs. Nic za co można było się przyczepić, nic poważnego. Na kochanków Malady wybierała głównie przystojne drowy z rodzimego domu, lub z najlepszych zamtuzów Erelhei-Cinlu. Czasami proponowała Han’kah dołączenie się, ale... ten rodzaj kochanków nie do końca spełniał wymogi pani pułkownik. Byli.. za miękcy, zbyt delikatni.
Obecnie Malady wdała się w rozmowę z Zebeyriią, co również było mało gorszące, zważywszy że i Moliara wymieniła parę zdań z Ustami Eclavdry.
Niewielkim pocieszeniem dla Han’kah była mała wpadka Neerice. Nie żeby coś takiego na dłuższą metę zaszkodziło kochanej siostrzyczce, ale miło było popatrzeć na jej gniew i zmieszanie jednocześnie nie będąc powodem takich uczuć.

Gdy tak przyglądała się z niewielkiej odległości rozmówczyniom i podsłuchiwała je.Co nie było trudne, zważywszy iż obie drowki prowadziły kurtuazyjną wymianę zdań i nie kryły tego faktu.
Nagle... za sobą usłyszała znajomy głos.-Prędzej bym się biesa z Dziewięciu Piekieł spodziewał niż ciebie tutaj Han’kah.
Odwróciła się i zobaczyła... Belnolu dar'Bartyrr Vae, dobrze jej znanego czarodzieja. Ten uśmiechnął się lekko i rzekł.- Ostatnio czuję się zaniedbywany. Nie wpadasz nawet na krótkie pogaduszki. Czyżbyś zmieniła zainteresowania?
Tu wskazał palcem Malady rozmawiającą z Zebeyriią. -Cały czas zerkasz w jej kierunku.

Shi'natar Aleval


Naczelny archiwista Domu Aleval mógł czuć się nieco zadowolony, choć po prawdzie mógł wykorzystać ten czas bardziej produktywnie niż snując się bez celu po bankiecie. Miał wszak tyle spraw na głowie, o swych badawczym hobby nie wspominając.
Nagle jakaś młoda drowka zaszła drogę archiwiście. Mężczyźnie pozostało więc ukłonić się owej nieznanej mu kapłance, pokornie przeprosić za swe zachowanie (mimo, że to ewidentnie była jej wina), ale zanim zdołał się odezwać, drowka rzekła powoli.- Shi'natarze Aleval, czeka cię spotkanie z tym czego się boisz, ciekawam kto wyjdzie z tego spotkania zwycięski, a ty nie?
Zaskoczyła go, zatrzymał się w połowie ukłonu słysząc te słowa, tym bardziej że towarzyszył im lodowaty podmuch powietrza.
Drowka uśmiechnęła się drwiąca.- Dokończ ów ukłon, wszak warto kończyć co się zaczęło? Jestem Lanni, Opiekunka i wyrocznia Świątyni Vae.

Lesen Vae


Po spotkaniu z “przyjaciółmi” spod znaku Oka Proroka Lesen wędrował po przyjęciu przyglądając się bawiącym osobom. Część już zniknęła z pola widzenia, kryjąc się za kotarami prywatnych miejsc do spotkań. Uczyniło tak kilka Matron, znikła z pola widzenia Elizabeth Sinal, kapłanka Loviatar, Moliara, Zebeyriia...
Sporo jednak drowów bawiło się w głównej sali, a pomiędzy nimi kręcili się słudzy roznosząc smakołyki i trunki. A czasami służąc jako obiekt zabawy lub kpin. A czasami rozkoszy.
Było już dość późno, alkohol budził żądze i tłumił opory... Na takich balach pochodzenie z różnych domów się zamazywało z czasem. Po takich balach drowki rodziły dzieci, które nie znały ojców.
Rozmyślając nad takimi sprawami, Lesen został zaczepiony przez niewolnika z którego rąk odebrał krótki list.

Cytat:
Podążaj za nim i wejdź za kotarę.
Kapłanka
Nie mógł zlekceważyć takiej wiadomości. Musiał się jej podporządkować. Wszak nie wiadomo jaka kapłanka się tam kryła, a i... nie mógł narazić się na gniew kolejnej. A jeśli to była pułapka, to cóż... należało stawić jej czoło.
Na szczęście za kotarą, do której doprowadził go sługa nie czaił się nikt z zatrutym sztyletem.
Tylko stała tam taca z owocami i karafka wina z dwoma kryształowymi kielichami oraz... siedziała Malady i wyraźnie na niego czekała. -Usiądź i napij się wina. Słyszałam plotki wśród Eilservs, na temat ich konszachtów z Opiekunką Świątyni Vae. To chyba niezbyt dobre wieści zarówno dla ciebie jak i dla mnie, prawda?
Uśmiechnęła się figlarnie dodając.-A jak już nalewasz sobie, to i przy okazji mnie nalej.

Neevrae Aleval


Także i Neevrae została zaczepiona, akurat gdy raczyła się winem przyglądając tancerzom.
Shi’natar gdzieś się oddalił, a ona została sama. W przeciwieństwie do wielu zgromadzonych tu znakomitości, Neevrae była nikim. Ani potężną kapłanką, ani... wpływową drowką. Była jedną z tych wielu kapłanek mozolnie wspinających się w drodze na szczyt. Zresztą, ona sama nie próbowała nawet się wspinać, wiedząc że to mogłoby zwrócić uwagę Ilivary, a tego Neevrae wolałaby uniknąć.
Zresztą owa wroga jej kapłanka bawiła się wśród zebranych tu osobiści, co tylko motywowało Neevrae do nie przyciągania uwagi.
Jednak nie do końca to się jej udało. Ktoś zwrócił uwagę, jakiś drow o barwionych na czarno włosach i przenikliwym spojrzeniu niebieskich oczu przyglądał jej się bacznie. Nie znała go i nie wiedziała, czemu zwrócił na nią uwagę. Czy był wrogi, czy ją znał? A może był jakiś inny trywialny powód?

Valyrin l’Ssin Despana


Na dłuższą metę ta impreza okazywała się nudna i przewidywalna. Xaniqos podążali wyznaczonymi trendami, ani na chwilę nie pozwalając sobie ryzyko ekstrawagancji. Wszystko było przewidywalne i klasyczne. Valyrin przyglądała się całej sali zerkając za stosu szat skrywających jej ciało bardzo... dokładnie. Przemierzające salę drowy, były już na rauszu. Powoli zbliżał się okres nieformalnej orgietki rozgrywanej po kątach. Oczywiście nie każdy brał w niej udział. Jedynie ci którzy mieli ochotę, jeśli odmówiła partnerka z którą przyszli (no bo jakiż to głupiec ośmieliłby się odmówić kobiecie), to brali niewolnice bądź służki. Bądź każdego kto się nawinął. Valyrin była bezpieczna, przy obecnej pozycji nikt nie zmusiłby ją do seksu.
Niemniej ktoś podchodził do niej z rozmysłem. Kobieta tak do niej podobna, a jednocześnie tak inna. Naczelna czarodziejka domu Eilservs, Illiamiara.
-Widzę iż przyjęcie tego domu cię nuży, droga koleżanko. Mnie również.- rzekła drowka na powitanie. Po czym wskazała swym berłem na balkon z którego był niezrównany widok na miasto.-Może się tam przejdziemy, chłodne powietrze powinno oczyścić nasze... umysły z oparów alkoholu, poza tym... Z chęcią porozmawiam tam, na temat...
Uśmiechnęła się nieco kwaśno.-... na temat, równie nam drogi.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline