Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 23-02-2013, 09:11   #11
 
Pan Błysk's Avatar
 
Reputacja: 1 Pan Błysk ma wyłączoną reputację
- Gealdronie my, wierni słudzy matki opiekunki nie musimy się obawiać. Wyznam jednak ze wstydem, że rozbudziłeś moją ciekawość. Wiesz może co ściągnęło na nich zgubę? Może słyszałeś jakieś plotki? - Od czasu do czasu każdy ulegał słabościom a jedną z wielu słabości Shi’natara była ciekawość.

-Ponoć ponoć... są jakieś grupy w Domu, które nie są wierne matronie tylko służą osobom z zewnątrz.- rzekł konspiracyjnym szeptem grubas.- Ponoć ktoś zdecydował usunąć je... Ukryty albo sama Mevremas. Jak sądzisz, o jakie grupy może chodzić?

- Może kilku głupców próbowało zarabiać na boku? Tylko po co? “Ukryty” wie przecież o wszystkim. - Shi’natar się zamyślił. - Albo fanatycy Shar? Tego matka opiekunka by nie puściła płazem nikomu. Z pewnością w końcu raporty trafią do archiwum. Nie mniej dobrze było by wiedzieć kto jeszcze w Domu próbuje coś ugrać na własny rachunek.

-Jak myślisz, za kogo się teraz wezmą?- spytał lękliwym tonem głosu zarządca mając naiwną wiarę w to iż archiwista pewnie wie więcej, bądź się lepiej orientuje w obecnej sytuacji.

- Obawiam się, że nie wiem więcej od Ciebie Gealdronie.

- Szkoda.- westchnął smętnie zarządca wyraźnie podłamany tymi zaginięciami. A raczej ich masowością.

- Do zobaczenia Gealdronie. - Shi’natar odszedł nie roztrząsając niepotrzebnie sprawy o której wiedział zdecydowanie za mało.

Wracając do swych komnat Shi’natar rozważał wszystko czego się dowiedział. Gealdron był tylko zarządcą a jednak wydawał się być przestraszony. Może sam wpakował się w niebezpieczne interesy ze “znikniętymi” i chciał się dowiedzieć czy będzie następny albo co również możliwe sprawdzał archiwistę. Przez chwilę zabawna myśl zaświtała w głowie Shi’natara. Może to właśnie Gaeldron jest Ukrytym, Eunuch odbiegał od ideału drowa tak dalece, że mogło to być dobry kamuflarzem. Tak, w domu Aleval nawet najbardziej nieprawdopodobne sytuacje mogły mieć miejsce, każda sprawa miała przynajmniej drugie dno a większość nawet dziesiąte. Głównie dlatego starał się o posadę tak mało znaczącą, nie lubił ukrywać tajemnic za tajemnicami. Księgi były prostsze, nieliczne traktaty filozoficzne dawały oparcie, pozwalały mieć nadzieję, że kiedyś jego wspaniała rasa w końcu się zjednoczy i zajmie swoje miejsce. Przerwał te rozważania kiedy dotarł do swych komnat, jak zawsze oczekiwała go “wierna” Vril.

-Vril moja piękna. - Shi’natar przywitał drowkę niczym hodowca wita klacz czempionkę. - Dziś znowu będę miał dla Ciebie drobne zadanie, doprawdy nic kłopotliwego. Ale najpierw opowiedz mi co usłyszałaś o zniknięciu kilku członków domu.

-Nic konkretnego panie. Znikli i to wystarczyło by zamknąć usta innych. Znikli... i nikt już o nich nie mówi. Jakby ich nigdy nie było.-odparła kobieta wzruszając ramionami. Mag oczywiście się tego spodziewał. W domu Aleval o takich całkowitych zniknięciach się nie rozmawiało, w obawie przed... własnym zniknięciem. Długi język nie popłacał w domu szpiegów. A wątpliwości rozstrząsano we własnym gronie zaufanych osób. Niestety nałożnice... nie spełniały takich kryteriów, kto jak kto... ale Aleval wiedzieli o tym najlepiej.

- Być może. Jednak chcę wiedzieć o czy ktoś mówi o innych którzy mogą zniknąć. Jeśli pojawią się jakieś plotki chcę o nich wiedzieć.

-Cóż... nie jestem pewna. Bo i w tym przypadku to nie jest pewna informacja, ale … ponoć paru drowów się przymierza na zajęcie stanowiska Riskallusa. Acz …-Vril wyraźnie była niepewna swej wypowiedzi.- ..trudno powiedzieć czy to prawda. Ilość potencjalnych kandydatów i ich imiona zmieniają się co każde wypowiadające tą plotkę usta. Równie dobrze, ktoś może chcieć Riskallusa wybić z równowagi. Nie sposób też dotrzeć do pierwszego źródła owych plotek. I nie wiadomo, czy mają powiązanie z ostatnimi zniknięciami. Może to tylko być mydlenie oczu.

Zastąpić Riskallusa? Shi’natar nie znał nawet dziesiątej części powiązań najemnika ale był pewien, że nie da się go łatwo “zastąpić”. Każdy kto na poważnie tego spróbuje skończy “znikając” w plamie czerwonej ciepłej posoki.

To jednak dawało do myślenia. “Nikt nie jest niezastąpiony”, pisał nieznany z imienia autor i miał rację. Tyko dzięki temu, że usunięcie go sprawiło by więcej problemów niż warte było stanowisko naczelnego archiwisty, Shi’natar cieszył się spokojem. Co jednak kiedy w końcu ktoś dość wpływowy uzna, że to dobry stopień w karierze? Może w końcu należało działać i wspiąć się wyżej? Może już czas aby wyłonić się ze swego “kokonu” i sięgnąć po pozycję jaka była mu należna z racji urodzenia. By w końcu to jego się obawiano i okazywano szacunek. Nie, nie dla tego trzeba działać. Większa władza to tylko kolejny stopień. Jeśli wykona jakieś działania to nie po to by znów osiadać w spokoju na laurach. To już raz osiągnął, tym razem włączenie się w wir wydarzeń odetnie drogę powrotną do spokojnych komnat wypełnionych księgami, pozostanie tylko jedna droga, droga w górę.
 
__________________
Jemu co góry kruszy jemu nie | Jemu co słońce jego zatrzyma jemu nie
Jemu co młot jego rozbija jemu nie | Jemu co ogień jego przerazi jemu nie
Jemu co głowę jego podnosi nad jego serce | Jemu diament
On diament

Ostatnio edytowane przez Pan Błysk : 23-02-2013 o 10:03.
Pan Błysk jest offline  
Stary 24-02-2013, 19:23   #12
Edgelord
 
Zell's Avatar
 
Reputacja: 1 Zell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputację
Okres zesłania Neevrae zdawał się ciągnąć w nieskończoność, a każdy dzień spędzony w Icehammer nie różnił się w żaden szczególny sposób od poprzedniego. Na dodatek nie widać było żadnych perspektyw na poprawę tego stanu. Kapłanka nie mogła mieć pewności, kiedy Mevremas pośle po jej powrót, a to nie ułatwiało sprawy. Od ocalenia przed tym miastem i jego atmosferą mogły dzielić ją już chwile... ale rzeczywistość wcale nie musiała być taka litościwa.
Na razie ona znajdowała się w martwym Icehammer, a całe życie pozostało w Erelhei-Cinlu.
Może jednak nie całe...
Przybycie ludzkiego niewolnika wyrwało Neevrae z odrętwienia, w jakie powoli zaczynała wpadać, a jego słowa jak i ucieszyły, jak i zaostrzyły czujność. Z jednej strony była potwornie znudzona, ale z drugiej zaproszenie, chociaż ładnie opakowane, nie wyglądało samo w sobie dobrze. Zastanawiała się czy jest wystarczająco znudzona, aby je przyjąć... a może wystarczająco zaintrygowana niespodziewaną ofertą? W końcu nawet nutka niebezpieczeństwa wydawała się lepsza od tej powolnej śmierci.
- Ranis... - mruknęła przyglądając się klęczącemu niewolnikowi, po czym odezwała się do niego - Kimże jest twój pan, który to postanowił mnie zaprosić?
-Kimś kto wie, że czasy się zmieniają i stare animozje mogą być zastąpione nowymi.- odparł z enigmatycznym uśmiechem niewolnik pochylając głowę.- Kimś kto wie, że Icehammer może uznać iż “cicha wojna z Aleval” nie służy ni miastu, ni twemu Domowi. Nie mogę powiedzieć nic więcej.
Neevrae uśmiechnęła się nieznacznie. Oferta bynajmniej nie stała się mniej podejrzana po odpowiedzi mężczyzny, chociaż pobudzała ciekawość. Oczywiście kapłanka mogła próbować wyciągnąć z niego coś więcej, ale równie dobrze mogła jedynie zmarnować czas, aby wyciągnąć informację, którą zdobyłaby po prostu przyjmując zaproszenie. Pewne było, że Ranis, kimkolwiek był, zadał sobie pewien trud, aby przekonać ją do przybycia na przyjęcie. Interesujące.
- Gdzie w takim razie znajduje się ta posiadłość, w której ma odbyć się przyjęcie? - skierowała kolejne pytanie do niewolnika.
-Ja jestem przewodnikiem do tej posiadłości.- stwierdził niewolnik pewnym siebie głosem.- Tak abyś mogła mnie ukarać śmiercią, jeśli poczujesz się zagrożona.
Nie czuć było w tonie jego głosu strachu.
- Och, czyż to nie wygodne? - Neevrae uśmiechnęła się nieprzyjemnie - Nie wiadomo kto zaprasza, nie wiadomo gdzie. A wiadomo przynajmniej, czy prócz mnie zaproszony został ktoś inny?
-Nie. To spotkanie tylko dla ciebie pani. Zważ jednak na fakt, że nikt nie ma w interesie pozbawienia cię życia.- odparł niewolnik nie przejmując się jej uśmiechem.
Propozycja z jednej strony wzbudzała nieufność, z drugiej zaś pobudzała ciekawość i jednocześnie była oczekiwaną z utęsknieniem odmianą, która stanęłaby przeciw wszechobecnej nudzie. Mogła do tego oferować od siebie... Czy nie było to warte pewnego ryzyka?
Neevrae spojrzała na obecnego w pomieszczeniu sługę.
- Każ przygotować świtę. - po czym zwróciła się ni to do niewolnika, ni to do siebie - Zobaczmy co do powiedzenia ma Ranis.
Neevrae nie wiedziała czego się spodziewać po gospodarzu, a wszelkie zapewnienia niewolnika były jedynie słowami. Kazała przygotować przysługującą jej świtę i poinstruować jej członków, aby byli szczególnie uważni podczas przeprawy przez miasto i byli przygotowani na możliwe kłopoty po dotarciu na miejsce. Dodała także, że nie są znane ewentualne siły, jakie mogą napotkać, więc tym bardziej ostrożność jest wymagana, aby nie wplątać się w walkę, której wygrać nie można. Oczywiście sposób, w jaki została zaproszona stawiał pytania. Czy gdyby Ranis chciałby jej zaszkodzić, to czy raczej nie wybrałby bardziej zachęcającego sposobu, a nie plątania się w enigmatyczne stwierdzenia? A może taki właśnie był plan?
Jaka nie byłaby prawda Neevrae chciała porozmawiać z Ranisem, aby albo dowiedzieć się co ma on jej do przekazania, albo dowiedzieć się dlaczego przyszykował na nią to wszystko.
 
__________________
Writing is a socially acceptable form of schizophrenia.

Ostatnio edytowane przez Zell : 24-02-2013 o 19:28.
Zell jest offline  
Stary 25-02-2013, 09:51   #13
 
Aisu's Avatar
 
Reputacja: 1 Aisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skał
Sera syknęła z bólu, ale pozostała w bezruchu, tak by Nolen mogła spokojnie dokończyć nakładanie maści. Lesen obserwował to z wyraźną irytacją wypisaną na twarzy, i uśmiechał się w duchu za każdym razem kiedy Pół-elfka ryzykowała spojrzenie w jego stronę, tylko po to by spłoszyć się jak łania widząc że ją obserwuje. Potrafiła być taka urocza, szkoda że jego siostry takie nie były. Zwłaszcza Lanni.
Lanni, cholerna Lanni.
Skończyło się granie na zwłokę. Nie chciał konfliktu z kapłanką, ale sprawa wymykała się spod kontroli. Nie przeszkadzały mu jej próby skrytobójcze, Erelhei-Cinlu nie byłoby domem gdyby przynajmniej jedna osoba nie czyhała na jego życie, jednak nie mógł pozwolić na to by wtrącała się w jego pracę. Ta jej prywatna gwardia tworzyła tak oczywistą dziurę w zabezpieczeniach domu, że jeżeli nie rozwiąże tego kryzysu szybko to przez lata będzie wyłuskiwał nowych szpiegów ze świątyni.
’ Jakim cudem udało ci się ją tak w tobie rozkochać ‘ spojrzał kątem oka na zmumifikowaną głowę która odgrywała rolę czerepu Corenzena. Powinien był zachować oryginał, może by coś z niego wyciągnął. Gdyby miał technikę i muskulaturę swojego brata może udałoby mu się powtórzyć ten wyczyn i teraz nie byłoby problemu.
Jednak z tego wszystkiego wyłaniała się jedyna w swoim rodzaju okazja. Lanni nigdy nie ufała strażnikom domu, i słusznie, ale teraz, kiedy załatwiała sobie własnych strażników jej garda będzie opuszczona. Jeżeli uda mu się wślizgnąć kogoś lojalnego wobec niego będzie miał swobodę do tej pory nieosiągalną. Wcześniej kapłanki stroniły się od nadmiernego wykorzystywania strażników, w końcu każdy z nich odpowiadał przed nim i gdyby czyjeś machinacje doprowadziły do utraty cennych podopiecznych to miał narzędzia do wyciągnięcia stosownych konsekwencji. Ale już tak nie będzie. Teraz strażnicy będą w 100% uwikłani w knowania kleru i Lanni nie będzie już miała wyłączności na pogrywanie sobie z nimi.
Ale wszystko w swoim czasie. Jego kochana siostrzyczka będzie musiała poczekać.
- Nolen, wychodzę się zobaczyć z Haelvrae, jakby co będę za dwie godziny -
- Miałeś przyjrzeć się rekrutom z ostatniego miesiąca. Zbiórka jest za 15 minut, już raz to przekładałeś. - pół drowka uśmiechnęła się przepraszająco, jakby zaistniała sytuacja była jej winą.
- … Za trzy godziny w takim razie. -
– Za dwie masz spotkanie w sprawie nowego mechanizmu do ukrywania sztyletów. -
Przystanął na chwilę i zmierzył obydwie kobiety wzrokiem, zaciskając usta w wąską linie z dezaprobaty
– Uzgodnię stosowny termin z jej zastępcą? - kontynuowała ostrożnie.
- … Zrób tak. -

---

- Słyszałeś o kontyngencie Bainitów? -
Rapier przeciął powietrz i Modred po raz kolejny w ostatniej chwili sparował cios, a także 3 następne, tylko po to żeby nabrać się na fintę i otrzymać kolejną płytką ranę.
– Ty też? Wszyscy ostatnio dostali na ich punkcie paranoi, a to tylko plotka. - szermierz przystopował, pozwalając swojemu podopiecznemu odskoczyć i złapać trochę tchu. Zbroja sierżanta byłą przebita w 4 różnych punktach i miała na sobie niezliczone rysy, świadectwo innych uderzeń przed którymi Modred zdołał się choćby częściowo uchylić, tak by nie trafiły w słabe elementy pancerza.
Obydwaj byli w pełnym rynsztunku, z niewielkimi wyjątkami. Lesen używał prostego ćwiczebnego rapiera, ze swoim głównym orężem spoczywającym w pochwie u boku, zaś jego giermek zamiast swojej ukochanej pozłacanej zbroi płytowej miał na sobie zwykły pancerz ciężkiego piechura.
– Skup się na obronie, inaczej znowu będziesz musiał zapłacić krocie kowalowi. - wykonał szybki wypad do przodu, jednak jego uderzenie zostało sparowane tarczą i musiał błyskawicznie schylić głowę, wiedząc że miecz właśnie przeciął miejsce w którym dosłownie chwilę temu znajdowała się jego szyja. Obrócił się i zanim ręka Modreda wyszła z zamachu przywalił w nią brzegiem puklerza, prosto w palce. Jego przeciwnik nie upuścił jednak oręża, za co Lesen pochwalił go w myślach, jednak wypadł na chwilę z rytmu i po chwili otrzymał kolejną ranę.
– Zresztą, gdyby był w tym choćby cień prawdy już dawno bym o tym usłyszał z bardziej rzetelnych źródeł. -
Nie próbował zamaskować ponurego tonu w swoim głosie, i jego wychowanek dobrze wiedział, kogo ma na myśli. Pozwolił swojemu przełożonemu zebrać myśli i tak jak podejrzewał Lesen po chwili westchnął cicho i podszedł do ściany odłożyć rapier.
- Chodźmy do łaźni. Strach pomyśleć, co by się stało gdyby Matka Opiekunka mnie teraz wezwała. -

---

Obserwowanie jak jego podopieczny za wszelką cenę stara się zachować neutralny wyraz twarzy kiedy rozebrana Sera aplikowała miksturę leczenia było chyba jedynym wydarzeniem tego dnia które przyniosło mu uśmiech na twarzy. Minęły lata, od kiedy ostatni raz musiał go dyscyplinować, ale to nie oznaczało że nie mógł torturować go na subtelniejsze sposoby.
Oczywiście niezależnie od stopnia samodyscypliny niektórych rzeczy kontrolować się nie dało, i wypełzający rumieniec na twarzy Sery był w tym wszystkim wisienką na torcie.
- W sprawie tych napisów na murach. - z niechęcią przerwał tę magiczną chwilę - Zakładam że obeszło się bez komplikacji? -
- Zawsze jakieś pomniejsze, nic istotnego. - odwrócił wzrok kiedy pół elfka wstała żeby umyć mu plecy. A podobno rycerskość w podmroku zmarła przed porodem. – Dziwie się tylko, że nie kazałeś poddać ich gruntownemu przesłuchaniu. -
’ Jak spostrzegawczo z twojej strony’ - Na tak wczesnym etapie rozgrywki ci ludzie to nawet nie pionki. To kurz, który trzeba zmieść ze stołu przed rozłożeniem planszy. Jakiekolwiek informację, jakie udałoby nam się z nich wydobyć byłyby fałszywymi tropami, mającymi nas pokierować w kierunku którejkolwiek z tuzina grup niechętnej Thay. - machnięciem dłoni przyzwał do siebie niewolnice, ku niewyrażonemu niezadowoleniu Modreda.
– Nie przejmuj się tym, Thay jest zmartwieniem Tormtor. Kiedy czas będzie odpowiedni przystąpimy do działania. A co do ciebie… - objął Sere ramieniem i uśmiechnął się promiennie – Pamiętasz jak opowiadałem ci o Cormyrze? Mają tam takie słowo, „Languisement”… -

---

Z trudem powstrzymał ziewnięcie. Czuł się wyczerpany, dwie godziny medytacji a i tak ledwo wyrobił się z grafikiem który przedstawiła mu Nolem.
Nie, tak właściwie to bez trudu wyrobiłby się z jej grafikiem. Ale musiał dopilnować kilkunastu innych, drobniejszych rzeczy. Rzeczy, które zazwyczaj działały całkiem sprawnie i tylko czasem wymagały korekty. Ale ostatnie spotkanie Matek Opiekunek? Akcje przeciwko Thay? Szykowały się duże kłopoty, i w razie czego wolał żeby nawet te małe poprawy były wprowadzone zawczasu.
- Hej, czy to nie autentyczna maska orczych Szamanów? –
Przechadzał się właśnie po markecie Czerwonych Czarodziejów, świeżo po dostawie nowych towarów. Skinął głową na pobliski bazar i stojący obok ork skierował tam swój wzrok, tylko po to by po chwili nieznacznie wzruszyć ramionami.
’ No tak, uroki wychowywania ich od niemowlęcia, 90% nie wie nawet jak wygląda klasyczny orczy topór’
Ale nie było to istotne. Nie po to zabierał go ze sobą żeby wysłuchiwać referatu o antropologii Orków.
– Zakładam, że sprawy z Xune przebiegają zgodnie z planem? – zniżył głos do niemal teatralnego szeptu, i z zadowoleniem spostrzegł, że Korrag przytaknął niemal niezauważalnie.
’ Przynajmniej tu nie ma komplikacji. Całe szczęście. ‘
 
__________________
"I may not have gone where I intended to go, but I think I have ended up where I needed to be."
Aisu jest offline  
Stary 25-02-2013, 13:32   #14
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
6-10 Eleais 1372; dzień 6-10


Dom Xaniqos urządza wielki bal !
To był temat który zelektryzował i wielkich i maluczkich. Wielkie bale nie zdarzały się często i jeśli były urządzane, to zwykle z rozmachem. Wielkie bale służyły do pokazania bogactwa, przepychu i dobrego gustu. Wielkie bale były pokazem siły Domu. I wedle wielu malkontentów nie było żadnego dobrego balu od czasu upadku Domu Kilsek, który z takich imprez słynął.
Obecnie panujący Dorm Tormtor uważany był za sztywny, a jego imprezy monotonne, choć na polu nudy i monotonii rywalizował z Eilservs. Imprezy Despana były prostackie (co było ironią losu zważywszy że z tego domu pochodziła Xull'rae, ale imprezy są urządzane pod gusta Matron), imprezy Godeep snobistyczne, zaś na bale Shi'quos strach było przychodzić. O imprezach Aleval mówiło się sporo, o ich przepychu, o perwersyjności i nadmiarze wszystkiego aż do mdlącej przesady.
Vae i Xaniqos jeszcze nie miały okazji zaprezentować się od tej strony.
Dlatego też informacja ta zaciekawiła wszelkich, nawet przeważającą większość która balu nie zobaczy. Bo tylko liczące się w Erelhei-Cinlu drowy będą mogły wejść do reprezentacyjnych komnat domu Xaniqos.
Niemniej... dla Xaniqos ten bal był ważny, był okazją pokazania swej siły i do nawiązania głębszych kontaktów dyplomatycznych. Był nowym otwarciem dla domu borykajacego się z wewnętrznymi podziałami.Poza tym...

W zamkniętym magazynie zebrało się pięć osób. Celebrant kończył malowanie symboli na podłodze. Ofiara leżała związana i z przerażeniem przyglądała się poczynaniom pozostałej czwórki. Podczas gdy kleryk kończył malować znaki, pozostali wlewali do niedużego wgłębienia wyłożonego ceramicznymi płytkami kwas. Trójka kultystów szeptała pomiędzy sobą cicho i chichotała, podczas gdy kapłan poświęcał świątynię Starszemu Oku.
Zwykle ofiary palono żywcem, zwykle też zauroczano, by same weszły w ogień. Ale dym zwróciłby uwagę, a celebrant nie miał dość mocy by namieszać w głowie związanemu drowowi.
Poza tym... kwas bardziej pasował do Pana Śluzów.

Rozpoczęły się modły przed namalowanym na jednej z drewnianych ścian magazynu


symbolu Ghaunadaura. W półmroku rozświetlanym przez kilkanaście świec ofiara przyglądała się oprawcom i wsłuchiwała w ich żarliwe modlitwy to tak obcego i nieprzewidywalnego bóstwa.
Więźniarka pogodziła się już ze swym losem, nie było dla niej ratunku.
Huk wyważanych drzwi. Do magazynku wpadło kilka osłoniętych mithrilowymi pancerzami malowanymi na czarno drowów uzbrojonych w miecze, oraz jedna inkwizytorka Lolth.
Rozgorzała krótka walka, kultyści Ghaunadaura nie mieli szansy z psami Selvetarma, ginąc pod ciosami ich mieczy. Kapłana tego oślizgłego bóstwa zostawiono sobie na koniec.
Lecz on nie zamierzał dać im tej satysfakcji, wylał na siebie ogień alchemiczny i podpalił się wrzeszcząc.- Nasz czas nadchodzi! Mój Pan zemści się na mnie wkrótce. O Ghaunadaurze, przymnij moją ofiarę!
-Gasić go, nie dajcie mu zemrzeć. -
krzyknęła inkwizytorka do swym podwładnych, ale było już za późno.
Kapłan skonał. Zaś jeden z drowów spytał inkwizytorkę.- A co z nią?
-Zabrać... Niedojda skończy na ołtarzu, w ramach przeprosin za naszą nieudolność.-
poirytowana inkwizytorka.
Więźniarka pogodziła się już ze swym losem, nie było dla niej ratunku.

Han'kah Tormtor


Han’kah zaszczyt kopnął w zadek... metaforycznie i dobitnie rzecz ujmując. Han’kah miała bowiem zdawać raport przed samą Matką Opiekunką domu Tormtor. Kobietą legendą, której historia jej awansu wymuszała szacunek wobec niej.


Verdaeth siedziała na swym tronie w dużej kolumnowej sali ozdobionej pajęczynami z platyny. Tron wykonany z błękitnego koralu sprowadzonego z podziemnego morza wiele lat temu ozdobiono również pajęczymi motywami. Nad siedzącą na tronie kapłanką niczym baldachim znajdowała się olbrzymia rzeźba pająka z jadeitu.A przed nią leżał stolik z piórem, kałamarzem i pergaminami. Niektóre były zapisane, inne czyste.
I to były jedyne ozdoby. Światło dostarczały umieszczone przy ścianach żarniku z niebieskim nieustającym płomieniem. Matka Opiekunka na widok Han’kah rzekła krótko.- Mów co widziałaś i mów co odkryłaś.
A podczas, gdy Han’kah mówiła, Verdaeth notowała coś na czystej kartce papieru. Pułkownik miała wrażenie, że nic z tego co opowiedziała nie zdziwiło Verdaeth, ani nie zszokowało. Co więcej wydawało się, że Matka Opiekunka spodziewała się podobnego rozwoju sytuacji.
A gdy Han’kah skończyła raportować, Matrona wzięła dwa zapisane pergaminy i spojrzała w kierunku drowki. -Wiesz co to jest? Opinie o tobie. Nareshki tuż sprzed twego wyjazdu i Nihrizza tuż po twoim powrocie. Oszczędzę ci szczegółów. Ogólnie oba raporty potwierdzają twój spryt, inteligencję, dociekliwość i brak manier oraz ogłady. Niby żołnierzom nie potrzeba ogłady, ale jeśli chcesz zajść dalej niż poganianie orków do walki, zacznij myśleć nad lekcjami etykiety, a właściwie...- Matrona zamilkła na moment zastanawiając się przez chwilę.-Właściwie to łaskawie dam ci możliwość podjęcia nauki, mianując cię osobistym ochroniarzem jednej z moich utalentowanych dyplomatek.
Przyglądała się raportom trzymanym w rękach.-Nie jest to jakaś kara. Nadal zachowasz swój stopień i swoich ludzi. Ale po co masz marnować czasu na doglądanie czy twoi podopieczni równo maszerują, skoro możesz się rozwinąć i nauczyć nieco... dyplomacji, lub czegoś o samej dyplomatce.-ironiczny uśmiech na obliczu Verdaeth dobitnie świadczył o przesłaniu tej misji.

A pół godziny później... Jakie to uczucie patrzeć w lustro i widzieć alternatywną wersję siebie?
Jakie to uczucie wiedzieć, że wpływy i moc wymknęły się z ręki tuż przy narodzeniu?
Jakie to uczucie patrzeć w lustro i być tą gorszą?
Jakie to uczucie mieć siostrę bliźniaczkę?


Han’kah znała to uczucie aż za dobrze, patrząc na swą siostrę bliźniaczkę Neerice, wysoko postawioną kapłankę, która powoli rozgrywała swoją partię w świątyni. Po dłoni kapłanki chodził włochaty pająk, jej zwierzaczek.
Neerice miała wszystko, czego jej odmówiono: splendor, wpływy, łaskę Lolth. Otrzymała je, po prostu.
Wszystko co Han’kah musiała wydrzeć zębami, Neerice otrzymała... A i tak najbardziej Han’kah martwiło że ta kapłanka jakoś nie zapominała o siostrze wojowniczce.
Dlatego też nie zdziwiło panią pułkownik, że dostała zaproszenie od niej na posiłek. Tak jak nie zdziwiło kapłanki, że jej siostra przyszła.
Nie mogła przecież uczynić inaczej.
Choć były bliźniaczkami, to zbyt wiele ich dzieliło. Neerice pięła się po hierarchii świątyni, zwycięsko przeszła próby Lolth i zyskiwała na znaczeniu co dnia. Nie była jeszcze Opiekunką Świątyni, ale była wśród liczących się kandydatek.
Neerice była potężna i... Han’kah musiała się z nią liczyć. I trzymać przy niej język zębami.
Wojowniczka często była policzkowana przez siostrę, jeśli powiedziała zbyt wiele lub zbyt dosadnie.
Oczywiście siostra czyniła to z miłości i troskliwości o nią. I to właśnie przerażało Han’kah najbardziej.
Komnata w której Neerice podejmowała swą siostrę, była piękna. Ściany pokryte mozaikami, podłoga pokryta niedźwiedzimi futrami sprowadzonymi z powierzchni. Przyjemne zapachy kadzidła. Stolik z kości gigantów wypolerowanych do białości i zdobiony scenkami z Podmroku.
Nieduża szafka pełna zwojów zapewne z tekstami religijnymi, podręczny ołtarzyk Lolth wykładany macicą perłową. Duże i wygodne łoże zasłane poduszkami. Leżący na nim diadem był thayskiej roboty.
Han’kah była ciekawa czy... prawdą są duże wpływy Neerice w enklawie Thay.
Siostra siedziała na wygodnym fotelu i po formułkach powitalnych Han’kah wskazała siostrze miejsce na przeciwko.
Na stoliku stał imbryczek z białej porcelany i dwie filiżanki, pełne ciepłego brązowego płynu.- Chocotla... czy coś w tym rodzaju. Thay sprowadza to z odległego kraju zwanego przez nich Mazticą.
Ironicznie się uśmiechnęła, gdy Han’kah sprawdzała ów płyn wykryciem trucizny.-Doprawdy, zawsze bawi mnie ta twoja nieufność wobec mnie. Gdybym chciała cię zabić, to... znalazłabym bardziej subtelny sposób niż trucie doskonałego napoju. Lepiej powiedz mi jak ci smakuje.
A gdy wojowniczka próbowała, Neerica mówiła.- Pewnie zasmuci cię śmierć Dris’raen, naszej wspaniałej kapłanki. Biedaczka zginęła z rąk dwóch spiskowczyń, na których to... wykonano wyrok.
Uśmiechnęła się złowieszczo.- Tak to jest, gdy nie do końca sprawdza się powiązania swej ofiary, czyż nie? Ale cóż... Niektórzy popełniają błędy, inni nie...Dla mnie to oczywiście dobra wiadomość. Będę wspierała naszą Opiekunkę Świątyni w najważniejszych uroczystościach. Mam nadzieję, że i ty mnie wesprzesz w tym trudnym zadaniu siostro.
Han’kah nie znała tej Dris’raen. Nigdy nie ekscytowały ją wewnętrzne walki stronnictw kapłańskich domu Tormtor, ale wzrost potęgi Neerice uznała za niepokojący.
-Oczywiście... ostatnio, ty też masz się czym pochwalić, prawda?- spytała ze złowieszczym uśmiechem Neerice.


Morn Venenosa


Sprzedaż kilku eliksirów jakiejś “poszukiwaczy przygód” przyniosła dochód, ale i zajęła trochę czasu. A nawet dużo czasu. Jako drow niezbyt czystej krwi, nie był może aż tak rasistowski jak jego szlachetni krewniacy ale... thayscy awanturnicy byli irytujący. Myśleli, że skoro w mieście jest enklawa to zostali zaakceptowani. Byli głośni, pewni siebie... Nie umieli stąpać po sieci Erelhei-Cinlu. Zginą.
Albo z rąk konkurencji, albo w machlojkach domów, albo zabici przez którąś z sekt panoszących się w mieście.
Ironią losu byłoby, gdyby zginęli z rąk sekty shar, która ponoć prężnie się rozwijała mimo tego, że była ulubionym celem inkwizytorek Lolth.
Pocieszeniem był interes z duergarami, który jednak wymagał dużo chodzenie i negocjacji z krasnoludzkimi kupcami. Ale cóż... opłacalny interes wymaga wysiłku.No i można było posłuchać plotek, na temat rynku metali, na temat technik wykuwania zbroi i tym podobnych... Tylko szaraki mogły się ekscytować takimi duperelami.
Ten dzień nie zapowiadał się ciekawie, dopóki nie wkroczył narzekający klient..


Morn znał tego drowa, wysokiego i silnego i dobrze zbudowanego. Wojaka z Domu Tormtor o imieniu Kallen. Był częstym klientem jego sklepiku, choć... nie oznaczało to dobrego klienta. Był głośny i kapryśny i wiecznie niezadowolony. Tak jak teraz.
-Ten magiczny kołczan który mi opchnąłeś, to partactwo!- krzyknął tuż od progu. Po czym podszedł bliżej i cisnął ów kołczan na ladę. Nie działa tak jak obiecałeś i ma dziurę. -Żądam wymiany i zapłaty z poniesione dotąd szkody. Nie chcesz chyba bym rozgłosił wszem i wobec, że thayczycy robią lepsze towary niż Godeep, co ?!-
Ot kłopoty. Morn przyjrzał się kołczanowi i stwierdził, że dziura rzeczywiście jest. Inna sprawa czy chciwy wojak nie zrobił jej specjalnie po to by wydusić nowy kołczan i jeszcze odszkodowanie. W dawnych lepszych czasach Morn mógłby się mu zaśmiać w twarz. Ale dobre dawne czasy, dawno minęły. Przy konkurencji ze strony Thay, należało zacisnąć zęby i zapłacić kilka sztuk złota, by nie Kallen nie robił rabanu. No i wydać nowy kołczan.
Drow odłożył stary na bok, a sięgnął po nowy, gdy...
Do sklepu wtargnął wyraźnie poruszony Gileas.- Inkwizytorki Eilservs robią najazd na magazyny Godeep!
No pięknie...

Akormyr Shi'quos


Badania nad procesem tworzenia golema były mozolne i długie. I nudne i mało satysfakcjonujące. I we trójkę, co trochę ograniczało możliwości tej sytuacji.


Długie przeszukiwanie wzorców i sprawdzanie ich pozwoliło Akormyrowi dojść do jednego wniosku. W kwestii teorii magii i zrozumienia jej natury Inynda jest... słaba. Co go nie dziwiło, ta drowka swą pozycję budowała na zasadzie szerokich “przyjaznych” kontatków. I nie wadzeniu innym. Bezpieczeństwo ceniła ponad potęgę, dlatego też nie angażowała się spory dotyczące teorri magii. A jedynie potakiwały.
Cały proces badawczy przypadał na pozostałą dwójkę uczniów Quevanuna.
Całe godziny zajęło analizowanie materiałów. Problem polegał wszak w sprawie dość ważnej. Kosztach.
Cień stale dążył do ich redukcji. Golem miał być w miarę tani, jednakże to oznaczało odpowiedni dobór materiałów.
Po kilku godzinach... Keelsoron wstał energicznie klnąc pod nosem.- Mam dość...To się nie może udać, bo ten stary kutwa żąda niemożliwego. Nie można ciąć drastycznie kosztów i oczekiwać sukcesu!
Wstał i ruszył do wyjścia,po drodze zerkając na Inyndę. Ta przez chwilę zmieszała się pod jego spojrzeniem. Czyżby... coś między nimi, było?
Możliwe. Inynda była wszak bliską sojuszniczką Akormyra, ale... nie przeszkadzało to jej w spotykaniu się z innymi drowami. Wszak była samicą, mogła mieć wielu.
Związek Akormyra z Inyndą był silny także dla tego, że żadne drugiego nie ograniczało.
Tak czy siak Keelsoron wyszedł mówiąc.- Idę przewietrzyć umysł, wrócę... później.

Godziny spędzone na... badaniach dały niewiele rezultatów. Keelsoron miał rację. Nie można było stworzyć potężnego golema tanim kosztem. A przynajmniej nie było to takie łatwe.
Gdy wędrował do swej komnaty natknął się wpierw na cichą rozmowę. Głosy rozpoznał, jeden należał Ul’simara, mistrza katedry wieszczenia. Był to drow znany ze swej ostrożności w działaniu i w doborze uczniów. Obecnie miał tylko dwójkę, choć zwykle mistrzowie mieli trzech lub czterech by wzajemnie sabotowali swe działania. Szkoła wieszczenia nigdy nie była silna, a Ul’simar miał powszechną opinię pozbawionego ambicji badacza. Podobnie jak jego uczniowie.
Natomiast drugim jego rozmówcą był demoniczny...


Ghand’olin, mistrz katedry odpychania, znany ze swego talentu sztuki i z licznych pojedynków magicznych. Także z uczniami. Drow z którym nie należało zadzierać, a już na pewno nie walczyć. Właściwie obaj byli przeciwieństwami.
Więc czemu się spotkali i czemu rozmawiali na osobności.
-Nachodzą zmiany, widziałeś wczorajszy triumf mistrza transmutacji? To początek końca, wkrótce nadejdą zmiany które będą kosztować życie wielu mistrzów.- szeptał Ul’simar, na co Ghand’olin odparł cierpko.-Bredzisz, zresztą twoje przepowiednie nie są tak dokładne jak twierdzisz.
-Najsilniejsze katedry przejdą próbę ognia i krwi. I choć mogą wyjść z nich zwycięsko, to co ich potem czeka? Mają silnych mistrzów, ale uczniowie? Keelsorom jest najzdolniejszy ale i tak słaby. Akormyr to nie ta liga co Cień. Inynda... całkowita porażka w roli mistrzyni katedry nekromacji. Zresztą jedno z nich już planuje ucieczkę z tej katedry.- odparł enigmatycznie Ul’simar.
-A uczniowie Lesdar’heera. Katedra nekromancji, może słabnąć ale to co pokazał Lesdar’heer...- Ghand’olin.
-I na nim się opiera potęga jego szkoły. Malovorn może odgrywać przywódcę uczniów, ale większy z niego manipulator niż mag. To mały krętacz, który potrafi udawać potężniejszego niż jest.- zaprzeczył Ul’simar.
-Może to on jest mistrzem szpiegów w takim razie ? -zakpił mistrz katedry odpychania. Po czym spytał.-To może bliźniaki? Jak im tam było... Fedreal i Corsemus?-
-Zdolni i skłóceni. Za bardzo skupiają się na rywalizacji o uwagę mistrza, za mało na rozwoju. Brak im siły przebicia. Brak przebłysku geniuszu.-
burknął Ul’simar.- Nic dziwnego, że przy nich dwóch Malovorn wychodzi na najzdolniejszego.
-A Bethreal?-
spytał Ghand’olin.
-Zniknie z miast przed końcem roku.- odparł Ul’simar.
-Zniknie... Zginie?- spytał zaciekawiony Ghand’olin.
-Nie wiem... wróżby nie były tak dokładne.- zaprzeczył Ul’simar.
-Co więc...- zaczął Ghand’olin, a Akormyr zorientował się że skończył mu się czas. Nie może już bezkarnie podsłuchiwać dwóch mistrzów katedr. Mógł jedynie szybko się wycofywać z tym strzępkiem wiedzy, który zdobył lub... cokolwiek innego. Ale pewnie zauważyliby rzucenie zaklęcia zanim by je rzucił, i bez problemu wykryli jego obecność.

Shi'natar Aleval


Rozmyślania na temat władzy i jej zdobycia były przyjemne. Bowiem mile jest pomarzyć. Był jednakże archiwistą, gdzie mu do pozycji maga, mistrza skrytobójców czy szpiegów Domu. Gdzie mu do pozycji zaszczytnych i prawdziwie wpływowych.
Dotąd nie miał bowiem większej styczności z tymi, którzy się liczyli. Ukryty był poza zasięgiem percepcji.
Naczelna czarodziejka o domu, o pseudonimie “magini” trzymała się głównie swych komnat sprowadzając do nich uczniów i uczennice na szkolenia. Ponoć dlatego że była koszmarnie oszpecona, ponoć dlatego że miała wielu wrogów, ponoć dlatego że była heretyczką, ponoć dlatego że była “Ukrytym”, ponoć dlatego że była zdrajczynią Domu Kilsek. Ponoć żaden z powyższych powodów był prawdziwy.
Prawdę znała jedynie sama magini. Wedle jej uczniów zeszpecona nie była, a do prawdziwego swego imienia żywiła ponoć odrazę.
Istven mistrz skrytobójców, najlepszy znany assasyn... Bo i też najstarszym żyjącym w mieście zabójcą, bowiem był wyzwaniem dla głupców którzy go nie docenili. Istven nie angażował się w już akcje. Tak mawiano.
Nadzorował jedynie akcje podopiecznych i nauczanie młodych zabójców.
Shi’natar spotkał go parę razy i to wystarczyło mu. Naczelny archiwista domu.. Z tej pozycji mógłby aspirować jedynie do dwóch miejsc Naczelnego maga i Ukrytego właśnie, te ścieżki kariery były w jego przypadku oczywiste. Mógł iść w ślady Mistrza Trucizn, ale taki wybór oznaczałby wiele nowych i absorbujących obowiązków. Zresztą obecny Mistrz trucizn miał już dwóch ambitnych uczniów niemalże dyszących mu na karku. Więc konkurencja byłaby większa, niż się z pozoru wydawało. Inne ścieżki kariery w domu były poza możliwościami archiwisty, pomijając już wszelkie kłopoty wynikające z usunięcia obecnego drowa lub drowki na tym stołku.

Gdy tak Shi'natar rozważał implikacje związane z kolejnym szczeblem kariery, ktoś wszedł do archiwum.
Jakiś drow o zamaskowanym obliczu podszedł powoli do Naczelnego Archiwisty. Shi’natar nie kojarzył z widzenia tego osobnika, nie był więc to znaczący drow w domu Aleval. To że się skłonił głęboko oznaczało, że Shi’natar ma rację, drow był niższej pozycji niż on. Niemniej był posyłany przez kogoś ważnego.- Z tego co wiadomo mi panie, pobrałeś z magazynów domu sporo substancji alchemicznych, niektóre trujące. Mój pan, Mistrz Trucizn Alcerak zapytuje cię o cel tych działań.
No tak... Musieli spostrzec w końcu.Przepływ trucizn i innych niebezpiecznych substancji był wszak w domu Aleval pilnowany. Nie było to jeszcze zagrożeniem samym w sobie, wystarczyło zmyślić wiarygodną wymówkę i tyle.

Neevrae Aleval


Wędrówka przez ulice miasta Icehammer nie była niebezpieczna, choć drowkę i jej świtę witały ciągle nieprzychylne spojrzenie szarych krasnoludów. Przypominały one, że sojusz miast był wynikiem wspólnoty interesów, a nie wzajemnej sympatii. Co dziwne niewolnik nie prowadził Neevrae do najbogatszej dzielnicy miasta, tylko do w kierunku dzielnicy ubogich i wyrzutków.
To niepokoiło kapłankę, ale nie na tyle by zrezygnować. Pokusa ciekawości była silniejsza. Wkrótce jednak okazało się, że pośród plątaniny dróg znajduje się olbrzymia rezydencja otoczona płotem.
Tam też niewolnik zaprowadził kapłankę. Na miejscu czekała już na nią usta z przysmaków sprowadzonych z powierzchni i dobre wino. Uczta w urządzonym zbytkownie i ze smakiem salonie. Z urokliwymi obrazami na ścianach. Niestety tego piękna nie można było zarzucić gospodarzowi.
Ranis okazał się być derro, plugawą krzyżówką duergara i człowieka, łączącą najgorsze cechy obu raz. Wedle powszechnej opinii derro były groźne i zdradzieckie, okrutne i podstępne...ale przede wszystkim szalone.
Co czyniło z nich nieobliczalnych i nieprzewidywalnych sojuszników.
Ale też rasie tej przypisywano niezwykły spryt.

Ranis zaś zachowywał się normalnie, wręcz kurtuazyjnie, pomijając tik nerwowy polegający na poprawianiu sakw przy szarfie, co chwila niemalże.
- Cieszę się, że przyjęłaś moje zaproszenie kapłanko Aleval.- rzekł Ranis gdy oboje siedli przy stole. -Czasy bowiem, się zmieniają. Czasy w których twój Dom był głównym cierniem miasta ustępują kolejnym. Vae...Może cię to zaskoczy, ale Icehammer prawdopodobnie zaczyna sabotować właśnie ten Dom.I tu jest okazja dla nawiązania obopólnych stosunków poprzez mnie. O ile Aleval... użyczy w tym swej pomocy. A dla ciebie szansa, na zyskanie w oczach Matrony, jeśli się zgodzisz... być posłanką mej dobrej woli względem twego domu.Dziś, albo jutro dotrze do placówki dyplomatycznej list w którym odwołano cię z tego zesłania. Nie myśl bowiem...- tu uśmiechnął się lisio,- że tylko wy macie szpiegów na swe usługi.

Lesen Vae


Udało jej się! Jakimś cudem Lanni przekonała Matkę Opiekunkę do swej wizji. Jakimś cudem zdołała przekonać Matronę Eclavdrę, do użyczenia części jej kleru Selvetarma na potrzeby świątyni Vae.
Jakimś cudem... ta żmijka okazała się groźnym wężem.
Lanni będzie pewnie mocno ufała ochronie świątyni. I nie bez powodu, szkoleni fanatycy tego bóstwa, byli bezgranicznie wierni kapłankom Lolth.Wprowadzenie szpiega w ich szeregi było prawie niemożliwie.
Co gorsza... Lesen zdał sobie sprawę, że mimo iż był oddanym czcicielem Lolth i wielokrotnie odwiedzał świątynię, to... Nie miał tam żadnych wpływowych znajomości. Nawet Niishti, draeglothkę którą Matrona Eclavdra uczyniła Opiekunką świątyni, on sam znał tylko z widzenia.
A Lanni Vae nie... Ona spotykała się z nią, tak z innymi Opiekunkami Świątyń.
Może jednak ignorowanie Lanni było taktycznym błędem. Opiekunki świątyni są zwykle głównymi kandydatkami na Matrony i mają olbrzymie wpływy.

Spotkanie z Haelvrae okazało się trudne do załatwienia. Drowka miała dużo spraw do załatwienia, dużo interesów do przypilnowania... zadziwiająco dużo. Oznaczało to jedno. Dom Vae coś planuje, coś dużego. A zważywszy na ostatnie wydarzenia związane z Despaną, oznaczało to ważny interes pomiędzy tymi Domami szlacheckimi.Nic dziwnego, że Sereska nalegała na wyciszenie konfliktów między Domami.
Nic dziwnego, że Naczelna Tropicielka domu Vae nie miała dla niego czasu. W końcu jednak łaskawie dała mu godzinę. Którą sama chciała przeznaczyć na ćwiczenia łucznicze.
Haelvrae
bowiem w przeciwieństwie do innych drowów preferowała bowiem łuk. I strzelała z niego świetnie. Nie była tak pompatyczna jak typowe kapłanki, co nie znaczy że nie miała w sobie sporo kobiecej i kapłańskiej pychy.
-Lesen Vae, dawnośmy się nie widzieli. Bodajże od twego ostatniego pokazu na arenie, kosztowałeś mnie wtedy sporą przegraną.- rzekła na powitanie, po czym posłała strzałę wprost w środek tarczy.-Streszczaj się mój drogi, streszczaj. Czemuż to zawracasz mi głowę w chwili obecnej? Cóż to trapi kapitana straży domu?

Valyrin l’Ssin Despana



-Tak więc, jakież to mamy plany na następne igrzyska?-rozległ się władczy głos.
Shehirae, władczyni domu Despana przyglądała się ze znudzeniem dwójce magów przed sobą. Shehirae była muskularną drowką o krótko obciętej fryzurze i wyniesionym z areny nonszalanckim sposobie bycia.
Obok niej stało dwóch masywnych orków, o mocno umięśnionych sylwetkach. Byli jej obecnymi kochankami, których to Matrona zmieniała regularnie... a dobierała wedle muskulatury i rozmiarów przyrodzenia. Lubiła duże. I muskuły i resztę. I lubiła mocno i głośno.
Jej służki musiały obić ściany swych pokojów wyciszającą pajęczyną z tego powodu.
- A więc... mamy dwie mumie.- zaczął Bal’lsir Mistrz magów areny. Po czym rozpoczął tłumaczyć plan całej organizacji kolejnych rozgrywek. A Valyrin obserwowała reakcję matrony. W tej bowiem sytuacji i ona i on jechali na jednym wózku. Arena i igrzyska były oczkiem w głowiem Matrony Despana.
A Matka Opiekunka zamknęła oczy i rozważała wypowiadane słowa. Po czym pokiwała przecząco głową.- Nie, nie, nie... To mi się nie podoba,. Za dużo truposzy, za dużo...Wiesz czego brakuje? Krwi. Prawdziwej krwi i bólu. Truposze nie są ekscytującym wrogiem, bo nie czują bólu. Wyrzuć nieumarłych z programu rozgrywek, żadnych truposzy.
Shehirae skupiła spojrzenie na Valyrin pytając.- A co ty proponujesz? Jak tu ubarwić kolejne igrzyska?



9 Eleais 1372; dzień 9; Sala balowa domu Xaniqos


Dom Xaniquos robił wszystko by wypaść dobrze i przy okazji nie wyjść na prostaków. Najsłabszy Dom potrzebował podbudować swój prestiż. Tak więc nawet wnętrza korytarzy do komnat powitalnych wypucowano na błysk.

Byli muzycy, byli tancerze, byli iluzjoniści. Były komnaty rozkoszy i odosobnienia dla chętnych. Były zabawy, byli gladiatorzy Despana walczący z choldritem


Samicą chityniaków, będąca odpowiednikiem kapłanki Lolth u tej rasy. A wyglądem przypominającą karykaturę dridera.
Ściany wielkiej komnaty audiencyjnej w których odbywał się bal pokrywały mozaiki z kolorowych kamieni półszlachetnych i szlachetnych odbijające refleksy setek wielokolorowych magicznych ogni. Na parkiecie wirowały pary. To tutaj odbywało się przyjęcie dla tych najważniejszych osób.

To tu Matrona Thandysha siedziała na tronie popijając wino i przyglądając się gościom. Tron obok postawiono dla Siadef, matki opiekunki Godeep, co tylko potwierdzało łączącą ich więź. Tuż za kapłankami stał Isar’aer, Najwyższy mag domu Xaniqos, zabawiający obie kobiety dykteryjkami.
Bystre spojrzenie pozwalało dostrzec kolejne stronnictwa. Jedno było skupione wokół Matki Opiekunki Aleval, słynnej Ślicznotką. Przydomek ten nadano jej nie bez powodu.


Mevremas była piękną drowką o egzotycznym odcieniu skóry, i włosach ufarbowanych na obecnie najmodniejszy kolor. Wielu drowów dałoby się torturować za jedną noc spędzoną w jej alkowie. I część drowek pewnie też. Piękna, charyzmatyczna i niezwykle wyrafinowana Mevremas skupiała uwagę na sobie wielu osób. Była główną przedstawicielką rządzącego stronnictwa, mimo że Shehirae też się zjawiła.
Matrona Despana przyszła jednak na zabawę, dyplomatyczne sprawy powierzając bardziej wygadanej Xull'rae. Ten rudowłosy duet zdominował przyjęcie. Matrona Tormtor jak i Matrona Shi'quos nie przybyły wysyłając własne dyplomatki. Podobnie matrona Eilservs.
I to właśnie jej dyplomatka,


Usta Eclavdry Zebeyriia skupiła wokół siebie stronników wrogich wobec obecnie rządzącego obozu, głównie Godeep i Eilservs.
Choć nie było to stałe. Wszak trwało przyjęcie i drowy lawirowały pomiędzy poszczególnymi stronnictwami, plotkując i flirtując, oraz kłamiąc...jak to drowy.
Dom Vae był reprezentowany przez samą Matronę Sereska, która to wzorem dyplomatki Shi'quos lawirowała pomiędzy pomiędzy poszczególnymi stronnictwami.
Zjawiła się też i sama khazark enklawy wraz z kilkoma znaczącymi magami i tylko jedną kapłanką, przywódczynią kultu Loviatar, którą to drowy jakoś zdołały zaakceptować.
Widać było, że Soltica zabrała ze sobą tylko te osoby które nie wywołają skandalu na balu, no i... że najchętniej byłaby gdzie indziej.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 28-02-2013 o 13:46.
abishai jest offline  
Stary 08-03-2013, 11:46   #15
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Nauczyć się czegoś o dyplomacji. Albo... samej dyplomatce. Han’kah pojęła w mig aluzje mimo iż sama nie odwzajemniła finezji Uśpionej Smoczycy. Zwykła nazywać rzeczy po imieniu kiedy pozwalała sobie na komfort szczerości. A z kim jak z kim ale z najpotężniejszą kobietą w mieście zamierzała być szczera. Przynajmniej w powyższym temacie.

- Pani, powiedz wprost, że mam ją dla ciebie szpiegować. Ochroniarz to doskonały pretekst. Będę z nią na okrągło w trosce o jej bezpieczeństwo a i odprawić mnie nie zdoła bo nikt nie podważy twojego, matrono, bezpośredniego rozkazu. Podziwiam twoją przebiegłość i oczywiście zrobię co w mojej mocy ale ułatwiłoby mi to zadanie gdybym wiedziała czego szukam. Symptomów zdrady domu Tormtor czy jedynie potwierdzenia jej lojalności?

- Mieć na oku, bardziej.- rzekła w odpowiedzi Matka Opiekunka.- Malady jak dotąd nie uczyniła niczego, co można by uznać za nielojalność wobec domu i mnie. Ale jej... sympatie wobec domu Eilservs dają powód, by pilnować, aby utalentowana dyplomatka nie zapomniała z jakim Domem wiąże przyszłość. I komu służy.

Kobieta uśmiechnęła się cierpko.- A kto wie, może i ty się czegoś nauczysz. Chyba nie wiążesz swego życia z ciągłą musztrą orków i walką?
- Mam talent do walki, taktyki. Na tym się znam. Jeśli przyjdzie potrzeba i będzie ci pani potrzebne zbrojne ramię będę na swoim stanowisku. Tam gdzie kończy się polityka zaczyna się wojna i nikt zapewne lepiej niż ty Matrono, nie zdaje sobie sprawy z konieczności posiadania armii. Jakkolwiek jeśli wolą twoją jest abym uczyła się dyplomacji... Będę się uczyć dyplomacji. - Han’kah trwała przyklęknąwszy na jednym kolanie i przez całą audiencję nie podnosiła wzroku na Matkę Opiekunkę.

- Są różne rodzaje walki, ty zaś... dowodzisz jedynie dwiema kompaniami prawda? Dowodzisz bezpośrednio na polu bitwy. Wojna zaś toczy się na znacznie rozleglejszym polu i nie zawsze na miecze.- odparła Verdaeth spokojnym tonem. - Więc cię zapytuję, czy twoje ambicje Han’kah sięgają tylko tych dwóch kompanii, czy też idą wyżej? Jak zapewne wiesz... twoja siostra Neerice widzi się już na miejscu Opiekunki Świątyni. A ostatnio jej konkurencja została przerzedzona. To może być jej szansa lub... upadek.

- Zapewniam cię moja pani, że jestem nie mniej ambitna niż moja siostra. Pozwól mi się wykazać a cię nie zawiodę.

- Cieszy mnie to. Bo i masz okazję się wykazać i czegoś nauczyć. A drugie jest szczególnie ważne Han’kah.- odparła ciepło Matrona. Od tego ciepła w jej głosie po plecach drowki przepełzł dreszcz niepokoju.

* * *

Kiedy Han'kah pojawiła się w najętym pokoju Akormyr już tam był. Siedział na skraju łoża z baldachimem w towarzystwie miękkich skór i jedwabnych poduszek. Na stoliku stała butelka przedniego wina a obok pobłyskiwał sztylet inkrustowany motywami Kiranslee.
Han'kah zajęła krzesło naprzeciwko.

- Zamieniam się w słuch – zaczęła.

- Długo nad tym myślałem – odparł Akormyr. - Chcesz na mnie haka Han'kah. Mogę dać ci namiar na jedyną osobę, której śmierć lub krzywda by mnie zabolała.

- Kochanka? - po minie drowki mógł wywnioskować, że była sceptycznie nastawiona do oferty.

-Kochanki dziś są jutro odchodzą. To ktoś znacznie ważniejszy.

- Nigdy nie będę miała pewności, że mówisz prawdę.

- Tak będzie w przypadku każdego haka. Zawsze mogę spróbować cie zwieść. Mogę dać ci tą informacje, mogę dać ci obietnice spłaty długu. Muszę jednak namierzyć te kultystki, one albo ja. Idą ciężkie czasy, żywy ci się w nich przydam. Martwy zaś cóż wtedy już nikomu nie pomogę.

- Co prawda to prawda... - westchnęła drowka ściągając wojskowe rękawice. - Lepszy żywy sojusznik niż martwy wróg...

- Czyli mogę liczyć na twoją pomoc w tej sprawie? - spytał Akormyr z lekkim niedowierzaniem w pozytywny obrót sprawy.

- To zależy Akormyrze... - Han'kah podeszła do drowa i sięgnęła po sztylet aby go obejrzeć. - Cokolwiek będziesz planował względem... łączącej nas sprawy, chcę mieć w to wgląd. Twoje nieostrożność może być moją nieostrożnością - podrzuciła sztylet sprawdzając jego wyważenie aby w końcu rzucić w kierunku wiszącego na ścianie portretu nagiej drowki, której wbił się wprost między purpurowe oczęta.

- Dobrze myślę, że to rozsądne założenie. Powiedz mi zatem co wiesz, wspólnie omówimy następny ruch.

- Nie przeciągaj struny przyjacielu - Han'kah wyrwała sztylet ze ściany i ponownie zaczęła nim podrzucać. - No to kto jest dla ciebie tak ważny?

- Synverin, mag domu transmutacji -skrzywił się lekko- Mój jedyny syn.

Po tych słowach Han'kah wybuchnęła tak gromkim i niepohamowanym śmiechem, że Akormyr mógł w pierwszym momencie poczuć się zmieszany.

- Syn? Jedyny? I... czemu jest tak ważny?

- Syn, krew z krwi i takie tam. Poważnie będziemy teraz pracować nad moimi relacjami rodzinnymi? Jest ważny, masz o co prosiłaś. Nawiasem mówiąc prawie nikt o naszym pokrewieństwie nie wie i wolałbym by tak zostało.

Prowadzimy te podchody już od trzech spotkań. Przemówisz wreszcie? Jeśli nie - wbij mi od razu ten sztylet po rękojeść, szybciej pójdzie.

- Daj spokój... - skrzywiła się jakby uraziły ją jego słowa. - Swoją drogą, na prawdę ciekawy ten sztylet. Unikatowy. A ja lubię unikatowe przedmioty - uśmiechnęła się i wsunęła nóż do wysokiego buta. - No dobrze. Nie wiem zbyt wiele ale podzielę się tym co mam. Kilka dni temu moja siostra Neerice, wysoko postawiona kapłanka Lolth zaprosiła mnie do siebie jak to miewa w zwyczaju. Trzeba ci wiedzieć, że to niebezpieczna kobieta. Niebezpieczna i... szalona, chociaż tym się nie dziel z nikim na głos. W pewnym momencie spotkania po prostu padło twe imię... - westchnęła ciężko jakby nie spodziewała się, że z kimkolwiek mogłaby poruszać ten temat. - Wie, że mieliśmy kilka... incydentów i że łączy nas coś ponad oschłe interesy. A Neerice... Ona nie lubi się mną dzielić. Dosłownie i w przenośni. Dlatego nie mogła sobie odmówić satysfakcji. Powiedziała, że twoja śmierć niezmiernie ją ucieszy. Że zrobiłeś kiedyś coś, podczas zmiany układów władzy... że za to zapłacisz. I tym lepiej będzie to smakować skoro jednocześnie sprawi mi tym ból. Powiedziała mi o asasynach i nie wątpiłam, że nie kłamie. Ale jak znam Neerice to był tylko ochłap, rozumiesz? Zakładała, że mogę nie posłuchać jej gróźb i cię uprzedzić o zamachu i że stosownie się do niego przygotujesz. A później... kiedy już spoczniesz na laurach, że uszedłeś z życiem... Ona zaatakuje jak żmija. Wtedy kiedy się nie spodziewasz. Taka jest. Moja słodka siostra. Nie wiem czy sama ma coś wspólnego z Kiranslee czy wiedzę tą czerpie z jakiegoś źródła, bezpośredniego lub najętych szpiegów. To wpływowa kobieta, ma wiele powiązań. Dotąd sądziłam, że jest wierna Lolth wręcz fanatycznie ale... już nie jestem tego tak pewna. Poza tym ona zawsze miała ciągoty do zemsty jak i szaleństwa. W zasadzie pasuje do tego bóstwa wręcz idealnie...

- Zatem zaplanujmy nasz następny ruch. Rozumiem, że mamy być delikatni a subtelność jest wskazana?

- Niezmiernie - przytaknęła. - Poza tym... skoro tak łatwo poradziłeś sobie z zamachem to Neerice musi podejrzewać, że cię ostrzegłam i się przyszykowałeś. Jak ją znam kolejnych planów nie wyjawi mi zbyt chętnie. Musimy to przemyśleć.

- Mam trochę niestandardowych możliwości. Ty zaś jesteś blisko. Możemy w koło niej powęszyć i liczyć na wyczucie smrodku Kiranslee.

- Nie pałam entuzjazmem względem węszenia wokół mojej siostry. Nie znasz jej. Nie wiesz ile nosi w sobie jadu. Gdyby się dowiedziała, że przeciw niej knuję... - Han'kah z powątpiewaniem pokręciła głową. - Nie wierzę, że dla ciebie ryzykuje. I w imię czego? Wiedzy o twoim bękarcie... Chyba rozum mi odjęło.

- W imię łączących nas interesów, choć nie tylko- Akormyr wyciągnął rękę w stronę drowki, odnalazł jej dłoń sprawiając, że ich palce się splotły.

* * *

- ...Będę wspierała naszą Opiekunkę Świątyni w najważniejszych uroczystościach. Mam nadzieję, że i ty mnie wesprzesz w tym trudnym zadaniu siostro – Neerice leżała wyciągnięta na szezlongu delektując się swoim egzotycznym napojem.

- Ja? A do czego ja mogłabym ci się nadać? - Han'kah stała tyłem do niej ze zwieszoną głową, wspierając dłonie na eleganckiej komodzie.

-Cierpliwości siostrzyczko, wszystko w swoim czasie. Jak wiesz... zawsze biorę cię pod uwagę w moich zamierzeniach. I...- kapłanka uśmiechnęła się wielce złowieszczo.- zawsze o tobie pamiętam. - Upiła łyczek z kielicha i oblizała usta.- Obecnie liczę, że pojawisz na uroczystościach w których przypadnie mi zaszczyt wspierania Opiekunki Świątyni. Bo pojawisz się... prawda? Jako oddana czcicielka Lolth, powinnaś się pojawić.
- Pojawię się - skinęła Han’kah.

- A może opowiesz teraz co nieco na temat twego spotkania z Matką Opiekunką, co? Zaszczyt to wielki i... - w głosie Neerice czuć było zazdrość.-... nieoczekiwany. Jakiż był tego powód?

- Zapewne moja tajna misja do Gniazda – Han'kah, jak zwykle w towarzystwie bliźniaczki czuła się spięta i o dziwo, niezbyt skora do prawienia inwektyw. - Jesteś pewna, że kontrolujesz sytuacje odnośnie tej martwej kapłanki na której miejsce awansowałaś? Matrona mówiła, że może to być twoja szansa. Albo upadek...

- Zawsze są jakieś małe pajączki, którym wydaje się że mogą ukąsić potężniejszą pajęczycę.- rzekła ironicznie Neerice.- Już szykują na mnie sztylety, zapewne. Nie łudź się jednak, że mogą mnie strącić kochana siostrzyczko. Ja je prowokuję do ujawnienia właśnie.

- Jeśli mogę ci jakoś pomóc... - Han’kah stuknęła palcami w blat. - Wiem, że nasze relacje są... dziwne, ale nie jestem głupia. Twoja szansa to także moja szansa. Jeśli zostałabyś opiekunką świątyni... - starała się przybrać spolegliwy ton. - Na pewno pociągnęłabyś mnie za sobą do góry. Zawsze ciągniesz mnie wszędzie za sobą...

- Biorę to pod uwagę siostrzyczko. Byłoby szkoda, gdybyś... wymknęła się z moich troskliwych łapek, prawda?- rzekła z uśmiechem Neerice.- Pomoc twoja będzie potrzebna... później. Na razie cieszmy się moim sukcesem.

Stuknęła placem w filiżankę dodając. - Poza tym... Nie spróbowałaś jeszcze napoju i nie oceniłaś jego smaku.
Han’kah zajęła miejsce na drugiej leżance, spojrzała na siostrę i przez moment obracała naczyniem przyglądając się konsystencji naparu po czym jednym ruchem wlała w siebie całą zawartość i głośno przełknęła.
Siostry patrzyły na siebie zamrożone w identycznej pozie. Ubrane w identyczną luźną suknię, z kielichami w dłoniach, wyglądały jak swoje idealne lustrzane odbicie.
Neerice delektowała się widokiem aby w końcu skinąć z aprobatą głową.
- Pyszne...
Han'kah miała wątpliwości czy mówi o napoju.

* * *

Malady okazała się bardzo dystyngowana i uprzejmą jak na kapłankę Lolth. Kiedy zabierała głos używała spokojnego tonu ocierającego się o szept. Chętnie opowiadała Han'kah o swoich zainteresowaniach, głównie kulturze ras powierzchni. Jej pokoje były nienagannie urządzone, wszystko w idealnym smaku i bez niepotrzebnej przesady.
Han'kah, która ostatnie lata spędzała w większości w koszarach początkowo z trudem poruszała się po nieskazitelnych komnatach. Starała się niczego nie dotykać i nieszczególnie rzucać w oczy. Z czasem było nieco łatwiej tym bardziej, że kapłanka okazała się pobłażliwa i pomocna. Widząc skrępowanie pani pułkownik starała się wyjść naprzeciw jej ograniczeniom.

Gdyby Han'kah nie była tak nieufna w stosunku do kapłanek mogłaby nawet tą pojedynczą polubić.
Nie traktowała wojowniczki jak powietrza ani pogardą. Może powodem był fakt, że chciała wyciągnąć ze swojego ochroniarza powody, czym że zasłużyła sobie na zaszczyt opieki ze strony słynnej Mackobójczyni?

Kobiety bez przerwy przebywały razem. Han'kah nie zostawiała dyplomatki samej chociaż musiało to być przecież uciążliwe. Towarzyszyła jej podczas spotkań z ważnymi osobistościami, pracy za biurkiem a nawet poprosiła o sypialnie przylegającą do pokoju Malady i otrzymała ją bez pretensji. Czasem było to uciążliwe, szczególnie gdy dyplomatka przyjmowała kochanków a ściana dzieląca ich pokoje okazała się hojnie przepuszczać dźwięk. Przyjmowanych mężczyzn dzieliła Han'kah z grubsza na dwa obozy. Tych ważnych i tych przystojnych, czasem nawet i ważnych i przystojnych.
Pułkownik do wytycznych Matki Opiekunki podeszła niezmiernie poważnie. Każdy krok Malady skrzętnie notowała. Każdego gościa, kochanka, pismo, które wyszło spod jej ręki. Notatki zyskiwały na objętości a dyplomatce zaczęła w końcu nieco doskwierać atmosfera osaczenia.

Malady przyjmowała ze spokojem wiele pomysłów Han’kah, ale pomysł ze strażnikami okazał być kroplą która przelała kielich bowiem pani pułkownik została wezwana na pokoje dyplomatki.
Gdy Han’kah weszła do gabinetu, kapłanka właśnie kończyła pisanie jakiegoś listu.
Zerknęła na wchodzącą kobietę, uśmiechnęła się blado i rzekła cicho.
- Nie uważasz Han’kah, że ta straż przed mymi drzwiami to lekka przesada?
- Pani, czasem muszę odwiedzić koszary, albo moje pokoje żeby się choćby odświeżyć czy przebrać. A kiedy mnie tu nie ma możesz być podatna na atak. Matka opiekunka wyraziła się jasno, że nic nie może ci się przytrafić - Han’kah starała się dobrze dobierać słowa. - A nie uważasz, że skoro Matrona przysyła ci tak wyszkolonego wojownika za ochroniarza to ma podstawy aby martwić się o twoje bezpieczeństwo?
- A Wielebna Matka Opiekunka objawiła powody tej trosk? Jakiś powód podała?
- spytała drowka i przyglądając się obliczu Han’kah spytała.- Skoro stawiasz już strażników przed mymi drzwiami, to nieuprzejmością byłoby zmuszać cię do tak częstego przebywania w moim towarzystwie, prawda?
- To nie jest kwestia mojego wyboru ale woli Matrony – skwitowała pani pułkownik. - Nakazno mi być obok ciebie dzień i w nocy i zamierzam z zadania się wywiązać.

* * *
Przyjęcie w domu Xaniquos obfitowało w różnorakie towarzystwo. Nie zabrakło tam drowów z Oka Proroka, a także matki i stostry Han'kah. Moliara przybyła jako usta Verdeath, Neercie krążyła dookoła na kształt pełzającej pośród mchów żmii. Pani pułkownik unikała towarzystwa członków własnej rodziny. W zasadzie nie oddalała się od Malady stojąc ciągle krok za nią, pozornie obojętna jak element wystroju. W rzeczywistości jednak mała szczególne baczenie z kim dyplomatka wdaje się w rozmowy, na jakie tematy i czy rzeczywiście żywi sympatie względem domu Eilservs.
Udało jej się umówić trzy potrzebne osoby do Oka Proroka na następny wieczór aby skorzystać z artefaktu.

Z samego rana poprosiła Malady o wolny wieczór tłumacząc, że chce się odrobinę rozerwać i spotkać z mężczyzną. Tłumaczyła, że tyle dni postu zaczyna odbijać się na niej niebezpieczną drażliwością.

Jeśli dyplomatka pośle za nią ogon zobaczy nie więcej niż drowkę zmierzającą do gospody. Tym samym po wielu dniach zaszczucia i klaustrofobii, kiedy Han'kah patrzyła jej na ręce i dyszała na kark dała jej pierwszą sposobność na odrobinę prywatności. Jeśli Malady coś knuła to poczyni kroki tego wieczora. A Han'kah zobaczy to w Oku. A dokładniej zobaczą Han'kah, Lasen Vae, Akormyr Shi'quos i Valyrin Despana. Cóż, w najgorszym wypadku, jak wspomniała, pooglądają kapłankę w kąpieli. A korzystając z reszty wolnej nocy odwiedzi Dintrina albo Goicę, faktycznie przyda jej się choć odrobina oddechu.
 
liliel jest offline  
Stary 09-03-2013, 22:14   #16
Edgelord
 
Zell's Avatar
 
Reputacja: 1 Zell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputację
Neevrae wysłuchała spokojnie tego, co pokraczna mieszanka duergara i człowieka miała jej do powiedzenia. Szansa dla niej, aby zyskać w oczach Mevremas? Równie dobrze mogła to być szansa na stracenie w jej oczach, co bynajmniej nie było radosną perspektywą. Jej gospodarz nie wdał się w szczegóły racząc ją jedynie bardzo ogólnymi zarysami, a to było o wiele za mało, aby nastawić ją jakkolwiek do sprawy. Nie marząc już o pozytywnym spojrzeniu na nią.
Niemniej stwierdzenie jakoby Icehammer sabotowało Dom Vae było zastanawiające samo w sobie.
- Twierdzisz, że Icehammer sabotuje Vae. - obserwowała cierpliwie reakcje Ranisa - Jednak nie mam nic prócz niepopartego niczym stwierdzenia. Czemu Icehammer miałoby w ten sposób szkodzić Vae?
-Zaczyna sabotować, zaczyna... Są w mieście wpływowe szare krasnoludy i jednemu z nich Dom Vae podpadł. Jak? Czemu? Nie wiem. Widzę w tym jednak zmianę zapatrywań na drowy z tego Domu. I szansę i dla derro i dla Aleval.- odparł gospodarz, po raz kolejny poprawiając nerwowo sakwy.
- Mówisz o współpacy, ale nie wspominasz jak miałaby ona wyglądać. - stwierdziła - Wspominasz o tym, że Aleval miałby użyczyć pomocy. Jakiej? I jaka korzyść w tym byłaby dla mojego Domu?
-Powoli moja droga, powoli...- rzekł Ranis nalewając wina do kielicha.-Wszak nie ufasz mi prawda? Czujesz podstęp. I masz rację... Nie ma co planować długotrwałej współpracy. Jeszcze nie. Chcę byś była moim posłańcem dobrej woli do Aleval. Przekaż swej pani, iż w Icehammer są osoby, które mogą pomóc jej bardziej w tym mieście niż ta banda wygnańców których sobie chołubicie. Powiedz jej co tu widzisz i co ode mnie usłyszałaś. To wystarczy.
- To nie jest planowanie współpracy, w końcu decyzja do mnie nie należy. Zważ, że przekazanie Matronie samych ogólników nie zwiększy szans pozytywnego spojrzenia na to, co miałabym przekazać.
-Niech tak będzie. Wymiana przysług w takim razie? Dom Aleval może oczekiwać pomocy ze strony mojej i moich ludzi, w zamian za... pewne ułatwienia w kontaktach z Thay. Czerwoni magowie jakoś nie przepadają za derro, maskując to co prawda za gładkimi słówkami.- odparł nieco teatralnie Ranis, ignorując fakt, że nikt nie lubi derro... mając za niegodne zaufania.
- Powiedz mi na czym miałaby owa pomoc z waszej strony polegać? Czego możemy oczekiwać w zamian za spełnienie swojej części?
-Lepszych -informacji, niż tych dostarczanych przez waszą siatkę wywiadowczą na terenie Icehammer. Lepszych i dokładniejszych. Dom Aleval nie popisał się tu...- rzekł nieco pokpiwającym tonem derro.- Dobrze radzicie sobie w rodzinnym mieście, ale tu... Icehammer to wasza porażka.
Neevrae ze spokojem przyjęła opinię derro na temat kompetencji wywiadu Aleval. Niezależnie od niej kapłanka dowiedziała się trochę i nie miała iść z niczym do Mevremas.
- Przekażę twoje słowa, jednak nie mogę gwarantować pozytywnej odpowiedzi... jak i nie mogę negatywnej. - stwierdziła.
-Nie oczekuję niczego więcej.- skłamał gładko Ranis, z przylepionym do ust uśmiechem.
- Trzeba więc czekać jak ustosunkuje się do tego Matrona. Zakładam, że zwykle można znaleźć cię w tej rezydencji?
-Też. Niemniej mój podarek ma kontakty w twoim rodzinnym mieście wielebna kapłanko. A one przekażą mi informacje od ciebie. Powinnaś się zresztą już pakować. Zapewne nie zdążymy się ponownie spotkać przed twym wyjazdem do domu.- rzekł derro kosztując kawioru. I krzywiąc twarz w obrzydzeniu.- Rybie jaja... tylko powierzchniowcy i kuo-ta mogą uważać coś takiego za smaczne.
- Niedługo. - Neevrae uśmiechnęła się nieznacznie. Jeżeli derro nie mylił się i nie kłamał, co aktualnie nie miałoby większego sensu, to już niedługo będzie mogła opuścić ten gigantyczny grobowiec i powrócić do porzuconych spraw. Niemniej najwyraźniej po powrocie będzie miała jeszcze jedną, niezaplanowaną do załatwienia. Uniosła swój kielich z winem i upiła z niego łyk - Jak byś sobie wyobrażał te ułatwienia w kontaktach z Enklawą? - zapytała chcąc mieć dokładniejszy obraz - Żebyśmy mieli jasność w tej kwestii.
-Thayczycy boją się derro, ale nie tak jak wy. Dla was drowów jesteśmy szpetni i odrażający... i niebezpieczni. Dla nich... jesteśmy jak jak gnijące trupy, które przenoszą zarazę. Boją się nas... instynktownie jak zwierzęta. I nie chcą mieć nic wspólnego.-odparł Ranis i wzruszył ramionami.- Potrzebni są więc pośrednicy naszymi rasami.
Kapłanka skinęła głową i wzięła kolejny łyk wina, po czym odezwała się ponownie:
- Więc mówisz, że nie wiesz czym mógł Dom Vae podpaść? Nie masz żadnych podejrzeń? - zapytała odstawiając kielich - Cokolwiek to było nie mogło być błahe, więc powinny wypłynąć jakieś informacje o tej sprawie, szczególnie jeżeli w odpowiedzi Icehammer zaczyna sabotować ten Dom.
-Nie wiem. Na chwilę obecną nie wiem. Może będę wiedział w przyszłości, gdy nasza współpraca okaże się... owocna.- odparł Ranis z uśmiechem, tuszując kłamstwo. Drowka była pewna że coś wiedział. Nie wszystko... ale coś na pewno.
- Taka zmiana miałaby kompletnie umknąć uwadze twojego wywiadu? - uśmiechnęła się nieznacznie - Byłaby to strata. Nawet niewielkie informacje o tej kwestii mogłyby dodatkowo świadczyć na korzyść dobrej woli wobec mojego Domu.
-Niech wystarczy powiedzieć, że... Vae nacisnęło na odcisk kilku wpływowym duergarom. W dodatku zrobiło to nieświadomie.- zaśmiał się derro skrzekliwie i nerwowo poprawił sakwy.-Nie powiem komu, bo nie wiem kto... ostatecznie pociąga za sznurki, a nie chciałbym udzielać nieprawdziwych informacji, już na początku naszej współpracy. To by było szkodliwe, prawda?
- Zaiste, byłoby szkodliwe. Nieświadomie... -przeciągnęła, jakby ważąc to słowo - Nieświadomie sprawili, że teraz zachodzą te zmiany? Musiał to być wielce nierozważny krok, skoro pociągnął za sobą takie konsekwencje dla Vae. Wydają się oni być już świadomi kłopotów, jakie na siebie ściągnęli, jak rozumiem?
-Może tak, może nie... Nie jestem członkiem ich domu.- rzekł w odpowiedzi Ranis wzruszając ramionami.
Neevrae ponownie uniosła kielich do ust i upiła powoli jeszcze trochę wina, po czym odezwała się:
- Wyczekuj więc odpowiedzi na swoją propozycję.
Nawet jeżeli propozycja derro miałaby zostać odrzucona to sam fakt, że wyszedł on z taką sugestią był na swój sposób interesujący. Neevrae nie wiedziała czy Mevremas była świadoma kłopotów Vae; z Opiekunką Aleval nie można było być pewnym. Niemniej kapłanka cieszyła się w duchu, że praktycznie za chwilę opuści to miasto, którego atmosferę zdążyła znienawidzić i wznowi przerwane życie.

***

Ranis miał rację. Odwołanie z wygnania praktycznie już czekało na Neevrae, wraz z inną drowką, która miała ją zastąpić, co kapłanka przyjęła z ulgą. Mogła wreszcie powrócić do Erelhei-Cinlu, czego od wielu dni wyczekiwała z utęsknieniem.
Kiedy pozostawiła skostniałe Icehammer za sobą dotarcie do drowiego miasta było najprzyjemniejszą rzeczą, jaka zdarzyła jej się od jego opuszczenia. Powróciwszy do Domu Aleval doprowadziła się do porządku zanim udała się prosić o audiencję u Mevremas. Chciała dowiedzieć się, co ją ominęło, jednak musiała zakończyć inne sprawy Miała do przekazania jej informacje z Icehammer dotyczące między innymi grupy zainteresowanej nawiązaniem współpracy.

Matka Opiekunka nie przyjęła jej w sali audiencyjnej, a w swych prywatnych komnatach gdzie Matrona czuła się chyba swobodniej. A i były to pomieszczenia o luksusie o jakim Neevrae mogła tylko pomarzyć.
Meble obite nadjelikatniejszą skórą barwioną na biało. Złocone rany obrazów ozdobione drobnymi szlachetnymi kamieniami. Pochodnie nasycono zapachowymi żywicami.
A podłogę wyłożono miękkimi futrami zwierząt z powierzchni. Sama Mevremas czekała na balkonie przy stoliku na którym stała karafka wina i kryształowe kielichy. Widząc wchodzącą Neevrae skinęła niecierpliwie ręką na kapłankę, by ta się od razu przysiadła zamiast przechodzić przez cały ceremoniał powitalny.- Zaskoczyła mnie twoja prośba o audiencję, nie oczekiwałam tego.
Spoglądając na roztaczający się z balkonu widok na całe miasto skinięciem placa nakazała kapłance nalania wina do obu kielichów. -Jest coś wartego w Icehammer zawarcania mi głowy?
Neevrae nie była pewna czy zaskoczenie Matki Opiekunki jej prośbą powinno ją cieszyć. Faktycznie, kapłanka nie była pierwszą osobą, o której myślałoby się jako o kimś, kto zechciałby rozmowy z Mevremas. Drowka nalała wina wpierw Matronie, później zaś sobie. Pytanie, jakie jej zadano było całkowicie na miejscu. Neevrae też nie oczekiwałaby od nudnego, drętwego Icehammer niczego szczególnego...
- Zgłosił się do mnie derro, imieniem Ranis, szukający współpracy z Aleval, oferując informacje, w zamian za ułatwienia w kontaktach z Thay. - zaczęła - Najwyraźniej zdecydował się na ten ruch, dzięki zmianom jakie, jak mówił, zachodzą w Icehammer. Vae miało podpaść jednemu z wpływowych krasnoludów, przez co uwaga jest raczej skupiona na nich, a miasto sabotuje działania tego Domu.
-Zgłosił? Tak po prostu?- zdziwiła się kapłanka sięgając po kielich i upijając łyczek. Jak zwykle “Ślicznotka” wyglądała uroczo, w opinających zgrabne uda czarnych spodniach, kozaczkach zdobionych złotymi ornamentami, w gorseciku z jaszczurzej skóry oplatającym ciało drowki w talii i podnoszącym piersi ukryte za szkarłatną koszulą. No i drobny diamentowy naszyjnik zdobiący szyję. Matrona domu z pięknie ufryzowanymi włosami barwionymi na rudo wyglądała przepięknie. Aż dziw, że pod tą urodziwą postacią krył się niebezpieczny i przenikliwy intelekt.- Może chciał cię podpuścić?
- Wysłał mi zaproszenie do swojej rezydencji. - wyjaśniła - Początkowo karmił mnie ogólnikami, nie wspominając jak takowa współpraca miałaby wyglądać, twierdząc że tyle wystarczy. Dopiero później... zgodził się podzielić szczegółami. - upiła łyk wina. Wygląd Mevremas zawsze ją zdumiewał swoim pięknem, jednocześnie przypominając o swojej złudności - Twierdził, że może zaoferować lepsze i dokładniejsze informacje z Icehammer. - dodała - Jeżeli Czerwoni Magowie faktycznie nie chcą mieć nic wspólnego z derro, to mogą potrzebować oni pośredników w kontaktach z Thay.
-Prawdą jest że derro nie są lubiani w enklawie.- mruknęła po namyśle Ślicznotka podpierając kciukiem podbródek. Przez chwilę patrzyła na miasto, po czym spojrzała wprost w oczy kapłanki.-A co ty sądzisz? Co ty byś radziła uczynić?
Wzrok i ton głosu Matki Opiekunki mówił Neevrae że Ślicznotka już podjeła, decyzję i teraz testuje młodą kapłankę.
Neevrae przeczuwała, że w tym kierunku może potoczyć się rozmowa, co nie znaczy, że była z tego powodu szczęśliwa. Nie miała innego wyjścia, jak udzielić odpowiedzi Mevremas, chociaż skutek był niewiadomy. Tak czy inaczej musiała wziąć udział w tym teście niezależnie od chęci.
- Derro nie są godni zaufania. - zaczęła - Jednak wydaje się, że zależy im na tej współpracy. Nie mają dostępu do Enklawy, muszą skorzystać z czyjejś pomocy. Jest im zapewne łatwiej zdobyć w Icehammer pożądane informacje, co czyni ich użytecznymi. Możliwe, że zgłoszą się do kogoś innego, jeżeli dostaną odmowę, skoro tak im zależy na pośrednictwie w kontaktach z Thay. Ten sojusz w każdej chwili można zerwać, a jeśli naprawdę są ważne dla nich interesy z Enklawą będą dbali, aby to się nie stało. Dlatego przyjęłabym propozycję, skoro to oni będą bardziej uwiązani umową od nas.
-Interesujące.- odparła z enigmatycznym uśmieszkiem Matrona upijając odrobinę trunku ze swego kielicha.- Masz sporo racji młoda kapłanko. Przyjmiemy ten sojusz zapewne, ale wpierw... przyjrzymy się działaniom derro w naszym mieście.
Uśmiechnęła się kwaśno rozglądając po okolicy.-Coś zbyt pewnie sobie poczynają nawiązując w tak bezczelny sposób kontakt.
Skinęła dłonią.-Możesz się oddalić, jeśli... to wszystko z czym przyszłaś. Chyba, że masz jeszcze jakieś sprawy do omówienia?
- Mam więc czekać z przesłaniem odpowiedzi? Ten Ranis w podarku ofiarował ludzkiego niewolnika... który, jak mówił derro, posiada kontakty w Erelhei-Cinlu, przez które to miałyby zostać przekazanie informacje.
-Powiedz... że jesteś na dobrej drodze w kwestii uzyskania pozytywne odpowiedzi. Rozpal ich nadzieje, acz nie za mocno. Żeby nam tu nie spłonęli z niecierpliwości przypadkiem.- zachichotała władczyni domów.- Wymyśl coś...
- Oczywiście. - zgodziła się Neevrae. Teraz tylko wystarczyło odpowiednią wiadomość przekazać niewolnikowi i czekać, aż Ślicznotka postanowi przerwać oczekiwanie derro - Oddalę się więc, Matko Opiekunko. Dziękuję, że zgodziłaś się poświęcić mi czas.

Neevrae powróciwszy do swoich komnat jedyne czego chciała, to zakończyć sprawę z derro, przynajmniej na chwilę obecną. Przywołała do siebie podarek od Ranisa, ludzkiego niewolnika, który miał służyć za posłańca wieści o możliwym sojuszu. Kapłanka zastanawiała się czy jej niedawny gospodarz niecierpliwie oczekuje odpowiedzi. Jak by nie było musiała przekazać, nie do końca zgodną z prawdą, wiadomość. Rozpalić nadzieje, acz nie za mocno...
- Mam już pewne wieści dla twojego niedawnego pana. - powiedziała, kiedy niewolnik przybył - Odpowiedź jeszcze nie padła, ale nie jest to zły znak. Jestem na dobrej drodze do uzyskania pozytywnej w tej kwestii. Potrzeba tylko trochę więcej czasu, zanim decyzja zostanie podjęta.
Wysłanie niewolnika, aby przekazał wiadomość zamykało, przynajmniej na pewien czas, kwestię derro. Neevrae mogła zająć się innymi sprawami.

***

Bal... Neevrae nie była zaskoczona brakiem zaproszenia, tego można było oczekiwać. Przeczuwała także, że pojawi się na nim Ilivara... Niemniej drowka ani myślała dać pozbawić się z powodu zbyt niskiej pozycji możliwości uczestnictwa w tym wydarzeniu. Potrzebowała tylko zaproszonej osoby, z którą mogłaby dostać się jako osoba towarzysząca... i miała pewien pomysł.
Wysłała do własnego kuzyna, a syna Mevremas, Shi'natara swoją ludzką niewolnicę, Lesnę, z zaproszeniem, chcąc omówić sprawy związane z balem. Naczelny Archiwista Domu oczywiście został zaproszony na przyjęcie, a i przekonanie go do zostania przepustką na bal nie było trudne. Prawdę mówiąc Shi'natar nie oponował przeciw temu pomysłowi zgadzając się na niego. Przynajmniej w tej kwestii poszło gładko.

Jeszcze przed wybraniem się z kuzynem na bal wydała rozkazy Lesnie. Chciała, aby ta nadstawiła uszu na wszelkie wieści, jakie krążyły po domu. Długo jej nie było w mieście i braki w wiedzy na temat ostatnich wydarzeń naprawdę ją drażniły. Miała zamiar już po balu porozmawiać z bratem, jednak na razie musiała się zadowolić informacjami jakie mogła być w stanie zasłyszeć niewolnica.
 
__________________
Writing is a socially acceptable form of schizophrenia.
Zell jest offline  
Stary 09-03-2013, 23:48   #17
 
Pan Błysk's Avatar
 
Reputacja: 1 Pan Błysk ma wyłączoną reputację
Archiwum, przez pewien czas całe życie Shi’natara sprowadzało się do jego półek wypełnionych wiedzą. A przynajmniej tak mu się wydawało, przez chwilę. Dzień zaczynał się i kończył w komnatach archiwum. Wszystko było poukładane, zaplanowane, przeliczone, stałe, niezmienne, bezpieczne... Może jednak nie dość bezpiecznie?
Odwrócił się powoli w stronę posłańca. Shi’natar spojrzał prosto w oczy obcego drowa wytrzymując jego spojrzenie na dość długo by zauważyć pierwsze oznaki zniecierpliwienia.
-Czyż nie jest oczywistym, że próbuję kogoś otruć?
-W takim razie sugeruję, użycie toksyn mniej rzucających się w oczy. A kogóż to planujesz otruć jeśli można wiedzieć?- spytał drow jakoś nie przejmując się bezczelną odpowiedzią Naczelnego Archiwisty.- I to w sposób tak rzucający się oczy, że aż naiwny?
-Kogoś niewrażliwego na tradycyjne toksyny...- W tym miejscu Shi’natar zrobił niedługą pauzę.
-Duergara. A konkretniej dowolnego przedstawiciela tej rasy. Otruć zwykłą niemagiczną trucizną. Zabójstwo doskonałe nie sadzisz? Wszak nikt nie spodziewałby się, że któryś z nich może paść ofiarą zwykłej trucizny.
-Mistrz Trucizn będzie niewątpliwie ciekaw rezultatów twych działań.- odparł drow.
-Wszelkie rezultaty mych badań będą dostępne w archiwum, niezależnie od powodzenia samego eksperymentu. Niestety na końcowe rezultaty trzeba będzie poczekać z powodu niedostatecznej ilości czasu jaki mogę poświęcić swej pasji.
-Rozumiem.- rzekł w odpowiedzi drow i skłoniwszy się dodał.- Przekażę mistrzowi twe słowa.
Po czym ruszył do wyjścia z archiwum.
-Bez wątpienia nie tylko słowa. - Dodał cicho za oddalającym się sługą mistrza trucizn.

Wrócił do pracy, miał jeszcze trochę rzeczy do sprawdzenia w nowszej części archiwum. Na tym zajęciu zastał go kolejny posłaniec. Tym razem kobieta i do tego człowiek, niewolnica. Nie przepadał za ludźmi. Czuł się poirytowany faktem, że musi patrzeć na nich z dołu, to było poniżające, dosłownie! Ale zaproszenie od kuzynki? Cóż kapłance Lolth się nie odmawia, nawet jeśli nie zajmuje żadnej znaczącej pozycji.

Kiedy tylko skończył pracę udał się do komnat Neevrae, powitać kuzynkę. Nie spodziewał się wprawdzie, że tematem ich rozmowy będzie nadchodzący bal ale nie była to niemiła niespodzianka. Sam nie specjalnie chciał iść ale nie zwykł odmawiać kapłankom. Może nawet będzie się dobrze bawił, może też coś zyska...

***

Shi’natar błądził po sali balowej nie mogąc sobie znaleźć miejsc, odwykł od życia towarzyskiego i o to skutki. Gdyby nie obecność kuzynki byłby pewnie bardziej zagubiony. Niczym mucha lawirująca między pajęczynami starał się znaleźć bezpieczną przystań, w końcu spostrzegł twarze drowów z którymi konwersacja była mu miłą i skierował się w ich stronę. Nim w końcu dotarł z pomieszczenia wymaszerowała, lub może raczej wybiegła, Han’kah Tormtor. O mało nie stracił równowagi ustępując z drogi groźnej wojowniczce. Skrycie żywił do niej szacunek od kiedy doszły go słuchy, że zabiła illithida. To jednak nic nie zmieniało na dłuższą metę.

Konwersacja jak zwykle prowadzona była o wszystkim i o niczym, półsłówka, niedopowiedzenia, aluzje. Ktokolwiek by się im przysłuchiwał, mało prawdopodobne by mógł stwierdzić o czym dyskutują. A Shi’natar był w swoim żywiole, świecie słów który ukochał ponad inne dobra tego świata. Dwa razy zmieniał partnerów w rozmowie i czuł się niezwykle usatysfakcjonowany. To przyjęcie mogło wiele zmienić.

***

Pod koniec doby w swych komnatach ułożył cztery wiadomości. Cztery zwoje zapieczętowane woskiem i osobistą pieczęcią magiczną archiwisty. Każdy z zaproszeniem na prywatne spotkanie. Oddał je Vril i kazał dostarczyć adresatom. Teraz musiał poczekać na rezultaty.
 

Ostatnio edytowane przez Pan Błysk : 09-03-2013 o 23:52.
Pan Błysk jest offline  
Stary 10-03-2013, 13:19   #18
 
F.leja's Avatar
 
Reputacja: 1 F.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnie
Matka Opiekunka Despana chciała rozrywki. Obowiązkiem magów było tą rozrywkę zapewnić. Shehirae chciała wciąż czegoś nowego. Warto było więc znać najnowsze mody i trendy oraz iść zawsze o krok dalej w planach.
Valyrin, zwana Dobrą, skłoniła się z szacunkiem i odparła spokojnie, starając się obserwować reakcje Matki. Shehirae nie była zbyt subtelna.
- Jest kilka możliwości, Moja Pani. Zawsze chciałam zobaczyć partię savy w wykonaniu żywych pionków, ale może to być zbyt skomplikowana rozrywka dla tłumu - zafrasowała się nad kondycją intelektualną swych pobratymców, Naprawdę uważała, żę odpowiednio zaprojektowana, taka rozgrywka byłaby najwyższych lotów rozrywką - Może więc labirynt? Najeżony pułapkami i rojący się od potworów. Może wpuścimy tam utalentowanych niewolników? Damy im szansę by zdobyli wolność lub znaleźli ukojenie w śmierci? - rozmarzyła się odrobinkę - W ostateczności, zawsze możemy odegrać jedną z wielkich bitew, zobaczyć jak skończy się tym razem - uśmiechnęła się lekko, lecz uśmiech nie sięgał jej oczu - Może upadek wieży magów?
-Sava... Nudna.- Shehirae podsumowała krótko pierwszy pomysł. Pocierając podbródek.- Labirynt... O to to to...Labirynt jest ciekawym pomysłem. Powiedz coś o nim jeszcze.
Ostatni pomysł matrona po prostu zignorowała. Mówiło to wiele o jej opiniach i nastawieniu.
- Jak sobie życzysz, Pani - skinęła głową i tkała swój koncept dla uszu Matki Opiekunki - Na arenie stworzymy labirynt na planie pajęczej sieci. Umieścimy w nim wszelkiego rodzaju pułapki i potwory. Z ośmiu stron areny wpuścimy do labiryntu utalentowane jednostki. Kto pierwszy dotrze do środka otrzyma wolność. Oczywiście, będziemy manipulować labiryntem tak by drogi graczy przypadkiem się krzyżowały - uśmiechnęla się delikatnie - A przecież zwycięzca może być tylko jeden.
- Intrygujące. Intrygujące. Podoba mi się - rzekła podekscytowana Matrona i klasnęła w dłonie.- Przygotujcie to i rozplanujcie później. A teraz... ważniejsza sprawa. Dom Vae planuje odłów dużej ilości niewolników z okolicy. Nie mają jednak dość sił by zrobić to samemu i zwrócili się o wsparcie do nas. Co wy o tym myślicie?
- Ile to nas będzie kosztowało?- spyta Bal’lsir ostrożnie.
- I ile z tego zysku i chwały spadnie na Dom Despana.
-To zależy włożonego przez nas wysiłku i jakie wsparcie zapewnimy. Kapłanki naszego Domu wypowiedziały się już w tej sprawie.. Teraz wasza kolej - odparła Shehirae przyglądając się z uśmiechem swym magom i czekając na ich odpowiedź.
- Sereska to ambitna żmija - Valyrin świadoma była szans i zagrożeń jakie niosło ze sobą to przedsięwzięcie. Jednak księgi i zwoje domu Kilsek. Co by dała by położyć na nich rękę - Ma tendencję do wykorzystywanie polowań w celu pozbycia się przeciwników. Z drugiej strony, warto mieć Vae na oku. To mógłby być - zawiesiła na chwilę głos - Wartościowy sprzymierzeniec.
Nie pytała o zdanie kapłanek, choć pokusa była ogromna.
- Na tym stanowisku wszystkie są ambitne - odparła z przekąsem Matrona.
- Jednakże... Takie polowanie, może jednak spowodować, że Vae w politycznej układance miasta nie będą już mogli tak lawirować pomiędzy oboma stronami.
- To prawda Wielebna Matko - potwierdził jej słowa Bal’lsir.- Niemniej nie powinniśmy tylko oceniać tego polowania w kontekście polityki. Sereska nie będzie rządzić wiecznie. Jej następczyni może mieć inne podejście. Lepiej liczyć na doraźne korzyści z samych łowów. I koszty...
-Koszty. Hmmm... Jak oceniacie przydatność waszych uczniów i podwładnych w takiej wyprawie?- spytała Shehirae.
- Moi są dobrze wyszkoleni bojowo, ale... przywykli do widowiskowej walki. To nie tropiciele kryjący się w cieniach jaskiń.- wyjaśnił Bal’lsir.
- Będą dobrym wsparciem dla zbrojnych, ale nie są przyzwyczajeni do takich wypraw - odparła wiedźma, obserwując uważnie Matkę Opiekunkę. Zdawało się, że Shehirae próbuje coś ugrać. Może chce dalej osłabić magów?
- Dobrze więc, przygotujcie listę potnecjalnych kandydatów spśród waszych podwładnych. Wybierzcie tylko lojalne i oddane domowi jednostki - rzekła w odpowiedzi Shehirae i pochwili namysłu dodała - I te słabsze też, a nuż dla niektórych nieuków to będzie ostatnia okazja wykazania swej przydatności dla Domu Despana.
- Jak sobie życzysz, Pani - Valyrin skłoniła się z szacunkiem, w myślach układając już listę szczęśliwców.
Bal’lsir ograniczył się jedynie do głębokiego pokłonu. A Matrona skinięciem dłoni odprawiała oboje magów.
Gdy tylko odeszli na odpowiednią odległość i znaleźli się w cichym zakątku domu Valyrin zwróciła się do Mistrza Areny.
- Musimy się dowiedzieć więcej. Albo Shehirae nie mówi nam wszystkiego, albo co jeszcze gorsze, sama nie wie. W tej sytuacji musimy być przygotowani na każdą ewentualność, a wolałabym po prostu wiedzieć czego możemy się spodziewać.
-Na pewno nie mówi wszystkiego - stwierdził Bal’lsir pocierając kark.- Masz jakichś przyjaciół w Vae? Bo na pomoc naszych kapłanek nie mamy co liczyć.

~"~

Przez kolejne cykle l’Ssin projektowała labirynt. Zatrudniła w tym celu mistrza pułapek i kazała mu pracować z najbardziej obiecującym elementalistą ze swojego stada. Konstrukcja miała mieć kształt gigantycznej pajęczyny, nad którą niesustannie nadzór sprawować mieli magowie zmieniający ułożenie ścieżek w trakcie rozgrywki, tak by gracze musieli trafiać na pułapki, potwory i siebie nawzajem. Było to spore przedsięwzięcie, ale Valyrin radowała się jego prostotą i logiką. Labirynt operował na zasadzie pozornego, wypracowanego chaosu.
Próby z żywymi testerami dawały wiele informacji zwrotnych, pułapki doskonalono, ai potwory przesuwano, tak by śmierć stawała się najbardziej widowiskowa, a jednocześnie zawodnicy mieli szansę by dotrzeć do końca.
W wyniku pracy, ustalono że zamiast ośmiu, wystartuje szesnastu - ruszą w parach, czy zabiją się od razu, czy poświęcą nawzajem w walce z potworem, a może wspólnymi siłami dotrą do serca labiryntu by tam w ostatecznym pojedynku walczyć o wolność? Valyrin nie mogłą się doczekać. Postanowiła na pierwszy ogień rzucić chulle i trolle. Potwory miały czekać unieruchomione, aż gracze nie zbliżą się na odpowiednią odległość. Na drugiej linii miały pojawić się gricki, a dla pechowców Ettin, wałęsający się po labiryncie pod nadzorem maga, który miał nakierować go na najciekawszą drużynę. Na samym końcu, po pokonaniu niezliczonych korytarzy najeżonych naciskowymi pułapkami, które miały strzelać, podpalać, mrozić, porażać i truć gazem - w jednym przypadku gazem hipnotycznym, mającym na celu wywołanie efektu komicznego - zawodnicy docierali wreszcie do centrum wydarzeń, gdzie atakował ich, ukryty pod podłogą chwidench. Ci którzy przeżyli mieli walczyć na śmierć i życie przeciwko sobie.
Valyrin miała nadzieję, że walka w labiryncie stanie się tradycją, podobał jej się ten pomysł. Pułapki miały nie koniecznie zabijać, gracze byli wyposażeni w dobrą broń, by nie dać się tak od razu zabić przez potwory. Głównym punktem zabawy miały być walki pomiędzy nimi samymi. Nad wszystkim, przy pomocy telepatycznej sieci miała sprawować nadzór magini. Choć ufała osądowi sowich podwładnych, wolała trzymać rękę na pulsie.
Już nie mogła się doczekać grupy zawodników, których wybrał Bal’sir. Zasugerowała mu też by ogłosił nabór poza domem. Zawsze promowała przyjmowanie drowów z zewnątrz.

~"~

Poza labiryntem, uwagę Valyrin przyciągały kapłanki, obserwowała je osobiście i poprzez swoich podwładnych, nie omieszkała także zastosować bardziej subtelnych metod nadzoru. Chciała się dowiedzieć, kto jest największym przeciwnikiem Opiekunki Świątyni oraz tą trzecią w kolejce. Trzecia w kolejce zawsze jest bardziej zdesperowana. Valyrin musiała się dowiedzieć co kapłanki chcą ugrać w wypadzie z Vae i które wezmą w nim udział. Szukała też pośród nich kogoś, kto mógłby stać się jej nowym sprzymierzeńcem. Magini potrzebowała takiego wsparcia. Zdecydowała także wzmocnić magiczne bariery i pułapki w swoich komnatach. Nie chciała obudzić się ze sztyletem w plecach.
Vlos także miał swoje niezmienne rozkazy, co kilka dni oczekiwała od niego odpowiedniego raportu. Miała nadzieję, że tym razem przyniesie dobre wiadomości i powiększy tym samym jej stadko owieczek.

~"~

Bal był darem bogów, może nawet samej bogini, choć Valyrin nie miała złudzeń, że Pajęczyca patrzy na nią przychylnie. Magini przybyła na bal w towarzystkie swojej Matki Opiekunki i Xull’Rae, obie zostawiły ją jednak samej sobie, zajmując się sprawami domu lub własnymi zachciankami.
-Witaj moja droga widzę, że nowe stanowisko nie zmieniło gustów - Akormyr był zawsze przyjemnym rozmówcą. Valyrin nie miała oporów przed spędzaniem z nim czasu. Popijał wino i rozglądał się po sali. Usłyszawszy jednak jego słowa zareagowała niewinnym zaskoczeniem. Zdawało jej się, że dziś wybrała wyjątkowo wyzywającą suknię. Co prawda nie odkrywała ona ani centymetra skóry, ale przylegała, co i tak było wielkim kompromisem z jej strony.
- Akormyrze, znowu się ze mną droczysz - jej wargi wygięły się w urażoną podkówkę.
- Naturalnie pani. Cóż innego mógłbym robić w tej sytuacji. Przyjęcie już mnie trochę znużyło, choć nie powiem urządzone z rozmachem. Xaniqos wyjątkowo się starają, by złapać trochę prestiżu. Spójrzmy jednak na ich martonę grucha sobie z Siadef. Idę o zakład, że najsłabszy dom w zamian za ciekawe obietnice wejdzie do łóżka z Godeep. Częściowo już to zrobił - Akormyr uśmiechnął się lubieżnie. Eclavdra Eilservs pewnie im błogosławi na bieżąco. Nasze główne duchowe przewodniczki, rozpaczliwie potrzebują sojuszy. Jeśli kiedykolwiek mają podnieść się z kolan to tylko po trupach. A czas działa na ich niekorzyść.-popijał spokojnie wino patrząc na to z rozbawieniem.
Zasłoniła usta dłonią i zachichotała cicho.
- Zazdroszczę ci talentu dobierania słów, przyjacielu - omiotła salę wzrokiem - Zaiste, czuć w powietrzu desperację - jakby sobie nagle coś przypomniała i ukrywając usta za misternie zdobionym szerokim rękawem sukni, zapytała - A właśnie, a jak idą eksperymenty?
W oczach zabłysły psotne iskierki.
- Moje dobrze, Cienia gorzej. Te ostatnie są co prawda po części moimi, jednak tylko po części.- wzruszył ramionami.
- Och, biedny Cień - westchnęła - To kiedy możemy się spodziewać zmiany na stanowisku? Już nie mogę się doczekać. Może potrzebujesz pomocy?
- Dobrze mieć przyjaciół - uśmiechnął się -Jednak Cień, sama wiesz to arcymag miasta od dawien dawna w dodatku. On jest przywiązany do stołka ja do niego i to w najbliższym czasie się nie zmieni. Jednak doceniam ofertę pomocy. Być może za jakiś czas, w zależności od rozwoju sytuacji. Przyda mi się pomocna dłoń w innej sprawie. Słyszałem, że nowa pani domu marginalizuje znaczenie przywoływaczy. Doszły mnie dobre słuchy?
- Shehirae to najlepsza możliwa Matka Opiekunka - wyrecytowała Valyrin z przekąsem - Nie docenia mnie.
- Ah to bardzo niefortunne. Miejmy nadzieję, że szybko wyjdzie z błędu.
Valyrin zaśmiała się perliście.
- Och, Akormyrze, czasami brakuje ci wyobraźni. Nie wiesz, że najwięcej można zrobić w cieniu?
-Owszem choć niedocenianie, ma również wiele wad. Zwłaszcza będąc magiem w domu gladiatorów. - zostawmy to jednak pokazał na migi. Gdzie się wybiera twój dom z Vae. Słyszałem pewne wieści, jakieś szczegóły?
- Polowanie - odparła jednym słowem.
-Choć się nie wydaje może to się okazać dla mnie ważne-kontynował mowę palców.-Na kogo? Lub ewentualnie gdzie jeśli nie wiesz.- na twarzy Akormyra było widać nutkę zainteresowania.
Spojrzała na niego kątem oka i uśmiechnęła się.
- Powiedz mi co wiesz, a uzupełnię twoje informacje.
- Coś na zewnątrz jest nie tak. W korytarzach, jest niebezpieczniej niż zwykle. Mam też zamiar poprowadzić tam pewne eksperymenty, wolałbym nie natknąć się na wyprawę łowców i kapłanki.
Uśmiech nie znikł z twarzy wiedźmy, ale nie sięgał już jej oczu.
- Nie wiem gdzie dokładnie się wybieramy, Vae chcą przeprowadzić odłów dużej ilości niewolników. Zwrócili się do nas o pomoc, nie oferując zbyt wiele informacji.
- Niewiele informacji, jednak postaram się mieć dzięki temu na baczności dzięki temu. Ostatnie czego chce to kapłanki patrzące tam gdzie nie powinny. Popatrz czy to nie nasz przyjaciel Lasen. Choćmy z nim porozmawiać może on wie coś więcej.
Valyrin spojrzała na Lasena, który znany jej był z klubu podglądaczy oraz należał do Domu Vae, warto było z nim porozmawiać, choć może nie w miejscu tak publicznym. Musiała zproponować mu spotkanie w spokojniejszych okoicznościach. Rozmowa zeszłą jednak mimo jej oporowi na temat rychłego polowania. Vae nie wiedział jednak wiele.
Pogawędkę przerwało przybycie Han'kah Tormtor, która przemierzyła długość komnaty swym zwyczajowym sprężystym krokiem.
- Potrzebuję trzech wspólników w zbrodni – wypaliła bez słowa przywitania. Jej ton był poważny jakby knuła na głos co najmniej czyjeś zabójstwo. - Jutro wieczorem chcę zajrzeć w oko. W najgorszym razie pooglądamy sobie kapłankę Lolth w kąpieli. Jacyś chętni?
Akormyr parsknął śmiechem. Tak szczerze, że aż oblał winem siedzącego obok Lesena, który z kolei nawet nie próbował ukryć złości wywołanej lekkomyślnością Han’kah, jak i poplamieniem kamizelki. Nie przestawał się jednak śmiać. Zachodziła była obawa, że się udusi. Opanował się jednak choć z nieskrywanym trudem. Uniósł tylko jedną dłoń symbolicznie w geście zgłoszenia.
Irytacja zawładnęła na chwilę rysami Valyrin.
- Jesteś nieostrożna - mruknęła cicho.
- Coż, może odrobinę ale mi się spieszy - Han’kah wpakowała kolejny owoc do ust co nie przeszkodziło jej prowadzić dalej konwersacji z pełnymi ustami. - Z pułkownika awansowałam na ochroniarza i muszę zaraz wracać do tego absorbującego zajęcia. Mogę na was liczyć? Jutro?
- Twoją niedyskrecję przebija jedynie brak manier, ale zgoda - Valyrin spojrzała jeszcze leniwie na Vae. Chciała wiedzieć, co on wiedział. Może Oko wyjawi coś więcej. Szermierz również przytaknął, choćby po to żeby pozbyć się jej z loży zanim zdradzi więcej ich sekretów.
Dalsze rozmowy mało ją interesowały. Wtrąciła kilka zdań od siebie, preferowała jednak ciszę i łagodny uśmiech. Wciąż mając nadzieję że Vae zechce jej pomóc w odkryciu prawdy zaproponowała odszukanie w tłumie kogoś, kto mógłby wiedzieć więcej o wyprawie Vae i Despena.
- Może celnym byłoby porozmawiać z taką osobą na neutralnym gruncie? - powiodła wzrokiem po otoczeniu by nie było wątpliwości, że to właśnie ten grunt uważała za neutralny - Czy widzisz kogoś, kto mógłby okazać się rozmowny?
 
__________________
I don't mean to sound bitter, cold, or cruel, but I am, so that's how it comes out. ~~ Bill Hicks
F.leja jest offline  
Stary 10-03-2013, 17:05   #19
 
Aisu's Avatar
 
Reputacja: 1 Aisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skał
Przypomniał sobie jak kilkanaście lat temu ktoś mu wyjaśniał pojęcie „Osoby zaufania publicznego”. Mieli to być ludzie pełniący niezwykle istotne role w społeczeństwie, politycy, prawnicy, lekarze, czy też inne zawody, które jak nazwa wskazywała wymagały szacunku i zaufania klientów.
Jakże więc specyficzne było, że chyba głównym zawodem zaufania publicznego w społeczeństwie drowów był fryzjer. Musiałeś odwrócić się plecami do osoby z całym zestawem ostrych narzędzi, odsłonić zupełnie goły kark, a potem trwać tak bez ruchu przez 15 minut. Nic dziwnego, że salony fryzjerskie były chyba jedynym neutralnym gruntem w całym podmroku, a kto mógł używał do strzyżenia własnych służek.
- Gotowe! - pół-elfka zaświergotała i podniosła drugie lustro żeby mógł się przyjrzeć owocom jej pracy.
- Jak zawsze doskonała robota, moja droga. - uśmiechną się i przeczesał włosy dłonią. – Zastanawiałem się czy ich nie ufarbować na przyjęcie. Może na czerwono-pomarańczowo? W motyw ogniska? -
Sera wzruszyła ramionami, a on niechętnie uznał że byłby to dość głupi pomysł. Rzucił okiem na terminarz przygotowany mu przez Nolen. Za chwilę miał się spotkać z Wilczkiem. Przeciągną się i jakby od niechcenia sięgną pół-elfce pod koszulę by boleśnie wykręcić jej sutek.
– Przynieś moje ubrania.-

***

Na spotkanie z wilczkiem przywdział ten sam strój, który później miał zamiar ubrać na przyjęcie. Ciekaw był jego komentarza, nie żeby nie ufał swojemu krawcowi, jednak, no cóż, nie był wilczkiem.
- Jak zawsze spotkanie z tobą to prawdziwa przyjemność dla oczu Yvalyn. -
Pozwolił sobie na odrobinę pochlebstwa wobec młodego ochmistrza. Trudno było nie być zazdrosnym o jego urok, zwłaszcza widząc z jaką łatwością pozwala mu zjednywać drowki. Czasami musiał sobie przypominać jak owocna była ich współpraca przez lata, inaczej trudno byłoby mu się powstrzymać przed wbiciem mu sztyletu z czystej zawiści.
Drow uśmiechnął się ciepło na widok wchodzącego Lesena. Przesunął szczupłymi palcami po prawej wytatuowanej stronie swego oblicza i wskazał krzesło stojące przed jego biurkiem.
-Wybacz, że nie wstanę. Wypisuję właśnie polecenia dla służby. A potem ważne spotkanie. Te sprawy organizacyjne...- zarządca domu był oczywiście ubrany nienagannie, w dobrze skrojony i obcisły strój, podkreślający jego szczupłą, acz umięśnioną sylwetkę. Zresztą o jego “kondycji” krążyło wiele plotek, pochlebnych zresztą.- W jaki sposób mogę pomóc, dzielnemu kapitanowi straży Domu?
Uśmiechnął się lekko, w pełni rozumiejąc ból młodego wilczura - W takim razie nie będę ci zawracał głową pogaduszkami. Może na przyjęciu? Będziesz obecny? – pozwolił sobie jeszcze zapytać, nim przejdzie do sedna.
-Zapewne się pojawię, jako osoba towarzysząca. Nie wiem jeszcze komu będę towarzyszył.- odparł z cierpkim uśmieszkiem drow.
- Kobieciarz. – mruknął pod nosem, odrobinę mu współczując. Faktycznie znalazł się w ciężkiej sytuacji, jeżeli Matrona nie zarezerwuje go dla siebie wybór jednej kochanki poważnie nadszarpnie jego relacje z resztą. Ale do sedna.
- Z pewnością słyszałeś że Opiekunce Lanni znudziło się drażnienie mojej straży, i znalazła sobie własną. I, nie będę ukrywał, byłby niezwykle wdzięczny i medytowałbym dużo spokojniej wiedząc, co knuje moja ukochana siostrzyczka. –
-I zakładasz, że Lanni podzieliła się swoimi zamierzeniami w łóżku, wiedząc jak dobrze się znamy?- spytał z uśmieszkiem Yvalyn. Wzruszył ramionami dodając.- Rozczaruję cię, ale... wielebna córka Lolth, Opiekunka Świątyni Lanni Vae nie jest aż tak naiwna.
Przewrócił oczami - Oczywiście że nie. Zresztą gdyby takie sztuczki działały już dawno byłbyś moim przełożonym. Myślałem o czymś bardziej… konwencjonalnym. Wiem, że niemały odsetek służby regularnie składa ci raporty z tego, co dzieję się w domu. Myślisz, że dlaczego Sera osobiście pierze mój mundur? - nachylił się konspiracyjnie - Tak między nami, strasznie tego nie znosi. -
-Gdybym był tak dobrze poinformowany jak twierdzisz, byłbym już martwy.-odparł z ironicznym uśmieszkiem Yvalyn. Splótł dłonie razem dodając.- Gdybym również tak wylewnym, jak twierdzisz, też byłbym martwy. Jestem zarządcą Domu, to nie jest dobra pozycja do bycia wścibskim. Wiele osób nie lubi wścibskich drowów, wiesz? Wiele potężnych osób.
Westchnął teatralnie i podał swego rozmówcy jakiś dokument.- Wielebna Córka Lolth, Lanni Vae kazała przygotować dwadzieścia kwater przy świątyni Domu na pojutrze. Czterdzieści kwater docelowo. Nie wiem dla kogo i nie zamierzam wiedzieć. Lubię moją posadę i nie zamierzam jej stracić. Zresztą, pewnie ty już wiesz, kogo chce tam zakwaterować, prawda?
Tekst na pergaminie potwierdzał słowa Yvalyna.
Lesen uśmiechnął się lekko. Udawanie nieistotnego to podstawowa taktyka każdego ochmistrza, i gdyby nie wiedział lepiej pewnie dałby się nabrać. - Yvalyn, proszę, nie oczekuję przecież że będziesz nadstawiał za mnie karku. Chcę jedynie żebyś pomógł mi zachować status quo. - przyjrzał się pergaminowi. – I pomógł mieć oko na obcy element, który wkrótce zagnieździ się pod naszym dachem. –
-Na tyle, na ile nasza współpraca nie będzie odbiegała od dotychczasowych naszych działań.-odparł zarządca domu splatając swe dłonie razem.-Zresztą, naprawdę nic nie wiem. Ów obcy element jeszcze się nie pojawił. Dopiero co wyszukałem ich kwatery i przemieściłem kilka szlachcianek z rodzinami do innej części twierdzy. Żądasz ode mnie zbyt wiele, stanowczo zbyt wcześnie.
- To najlepsza pora żeby wpleść co bardziej subtelne zaklęcia w komnaty. Wiesz jaki jestem, lubię się upewnić że wszystko zostało dopięte na ostatni guzik. - zlustrował jeszcze raz dokument, zapamiętując, które dokładnie komnaty otrzymają kapłani i już rozważając jak może to wykorzystać do swoich celów. - Ale co racja to racja, wszystko w swoim czasie. Musimy się jeszcze zobaczyć Yvalyn, najlepiej zaraz po przyjęciu. Nie wątpię, że Matka Opiekunka zażyczy sobie żebyśmy i my rozpoczęli przygotowania do wielkiej imprezy. Może uda się przekonać Haelvrae do złapania czegoś egzotycznego? Co o tym myślisz? -
-Jeśli coś wpleciesz, to wolę tego nie wiedzieć... Nie narażę się na gniew Lanni, jeśli sprawa wyjdzie na wierzch.-odparł w odpowiedzi Yvalyn szybko. Wzruszył ramionami.-Wolę tradycyjne metody, podłsuchiwanie plotek przez sługi i nałożnice. To bezpieczniejsza metoda, dla mnie przynajmniej.
Skupił spojrzenie na swym rozmówcy dodając na koniec.-Złapie to co zdoła złapać. Nie trzeba jej przekonywać do łapania rzadkich okazów, tylko... podczas wyprawy trzeba się na takie natknąć. A z tym bywa różnie. Łowy w dużej mierze zależą od szczęścia. Oby Lolth sprzyjała najbliższym łowom.
Szermierz jedynie przytaknął w zgodzie.

***

-Lesen Vae, dawnośmy się nie widzieli. Bodajże od twego ostatniego pokazu na arenie, kosztowałeś mnie wtedy sporą przegraną.- rzekła na powitanie, po czym posłała strzałę wprost w środek tarczy.-Streszczaj się mój drogi, streszczaj. Czemuż to zawracasz mi głowę w chwili obecnej? Cóż to trapi kapitana straży domu? –
Szermierz sięgnął po treningowy łuk znajdujący się w pobliżu. Wyzwałby ją na pojedynek, ale doskonale zdawał sobie sprawę, że przerżnąłby go z kretesem. Była to jednak doskonała okazja żeby zmierzyć różnicę między nimi.
- Wiele rzeczy, Naczelna Łowczyni. Chociaż… Uwierzysz, jeżeli powiem, że nosi mnie od braku aktywności? Pomijając paru wandali Erelhei-Cinlu jest zadziwiająco spokojne ostatnimi czasy. –
Nałożył strzałę i wycelował w tarczę. ’ Odwołaj się do jej niespokojnej natury. Nie proponuj jej pomocy, niech czuje, że to ona tobie wyświadcza przysługę.’
- Lanni wspaniałomyślnie dała mi okazję do przeniesienia ponad trzydziestu strażników na bardziej produktywne stanowiska. Myślałem nad przekwalifikowaniem ich. -
Puścił cięciwę. ’ To polowanie może ją kosztować wielu żołnierzy. Oswój ją z myślą, że dzięki tobie mogłaby uzupełnić potencjalne braki. ‘
-Jednym słowem chcesz dołączyć swoich ludzi do moich łowców, tak ? Może się zrobić tłoczno.-rzekła enigmatycznie drowka. Bez wahania posłała strzałę trafiając w jej środek.- A co chcesz w zamian, za użyczenie swych ludzi ?
- Upewnienie się, że mają autentyczne doświadczenie w polu byłoby wartością samą w sobie. Jednak chciałbym wiedzieć, przeciwko czemu by wyruszyli.
- To wyprawa łowiecka, a nie wojskowa. Nie ma z góry wyznaczonych celów, ot przetrzebić nieco dridery, wyłapać chityniaków. Może dotrzeć do obozowisk jaszczuroludzi w głębiach Podmroku.- rzekła z przekąsem łowczyni.-Ewentualnie, co się jeszcze nawinie.
– To brzmi okrutnie rutynowo. - rzucił lekko, zachowując neutralny wyraz twarzy.’ Będziesz musiała mi powiedzieć coś więcej, moja droga.‘
-I jest rutynowe.-odparła drowka posyłając kolejną strzałę, znów w sam śodek tarczy. Zerknęła na Lesena.-Czemuż to uważasz, że jest inaczej?
- Ptaszki śpiewają. - wymruczał, celując uważnie, a potem zaklną siarczyście kiedy strzała uderzyła centymetr od środkowego okręgu. - Na dziewięć piekieł, co ty planujesz ustrzelić z takiej odległości. Nasza infrawizja nawet nie sięga tak daleko. - z pewnością nie była to nawet połowa zasięgu Haelvrae a już miał problemy z uderzeniem w środek.
-Poutrącaj główki takim głupim ptaszkom.- rzekła ironicznie kobieta, nakładając strzałę na cięciwę.-Jak mam coś planować, jak tam na górze już dzielą wpływy i zyski... których jeszcze nie zdobyli ?
- Nie dziel skóry na niedźwiedziu, jak to mawiają na powierzchni. -
Rozmowa z Hael była pod tym względem zawsze taka... odświeżająca. Niewiele było drowów przy których nie musiał nieustannie ograniczać swojego słownictwa.
- I dobrze rozumiem że nie jest to wyprawa wojska, ale od kiedy osiedliśmy w Erelhei-Cinlu pojawił się w naszym domu niepokojący mnie trend. - Posłał kolejną strzałę, i z dumą zauważył że wbiła się w sam środek. Łowczyni bez problemu pobiła jego wyczyn, rozdzielająca wcześniej wbitą w centrum strzałę następną. - Tak jak dawniej każdy dzień był walką o przeżycie, a dowodzili nami najsilniejsi i najsprytniejsi z nas, to teraz preferowaną formą awansu jest otrucie swojego przełożonego. - Kolejna strzała, kolejna dziesiątka. - Nie ma w tym nic złego, ale zaczynam odnosić wrażenie że to jedyne co potrafią niektórzy z moich podopiecznych. Najwyższy więc czas żeby pokazali na co tak naprawdę ich stać. -
 
__________________
"I may not have gone where I intended to go, but I think I have ended up where I needed to be."

Ostatnio edytowane przez Aisu : 10-03-2013 o 17:41.
Aisu jest offline  
Stary 11-03-2013, 18:15   #20
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
9 Eleais 1372; dzień 9; Sala balowa domu Xaniqos


Zabawa się rozkręcała coraz bardziej. Tancerze i tancerki dobierali się w pary wykorzystując muzykę graną przez bardów i półdrowie śpiewaczki za tło swych rozmów.


Muzykę niezwykłą, przepełnioną smutkiem, bólem i tęsknotą za tym co utracono wraz z łaską z Seldarine.
I dumą z tego co zyskano, mimo wszelkich trudności napotykanych w Podmroku.
Prawdziwie drowia melodia.
Ależ kto miał czas zwracać uwagi na to i kontemplować melodię czy też pełne gracji ruchy drowiej arystokracji na parkiecie. Wszak ważniejsze wydarzenia się działy poza nim.
Na przykład zniknięcie Matron Xaniqos i Vae. Obecnie Siadef była zabawiana tylko przez Isar’aera. I jakkolwiek biedak starał się jak mógł, to na obliczu Matki Domu Godeep widac było irytację ukrytą za maską znudzenia.Szczęśliwie Isar’er nie był jej poddanym, co oznaczało że uniknie poważniejszej kary.

Nagły dźwięk przeciął salę niczym błyskawica. Uderzenie dłoni o policzek, głośno i mocne.Wszyscy spojrzeli w tamtą stronę. To drowia kapłanka spoliczkowała młodego przystojnego drowa.
Twarz ta była znana wielu, ale... rozpoznanie osoby wymagało czasu. Bowiem osobą policzkującą była Neerice, siostra bliźniaczka. O obiektem jej gniewu towarzyszący jej młody drow. Kilka chwil temu butny i puszący się niczym paw. Obecnie... przerażony i spanikowany, wpatrujący się w oblicze kapłanki niczym zaszczute zwierzę.
Nic dziwnego, Han’kah znała to spojrzenie siostry i wiedziała, że na biedaka wydano już wyrok śmierci. Neerice, gdy się na kogoś uwzięła to nie zwykła odpuszczać.
Sala zamarła, jedni w zaciekawieniu, pozostali zszokowani. Owszem kapłanki potrafiły być kapryśne i okrutne, potrafiły być brutalne, ale... w towarzystwie trzeba było nad sobą panować.Tak widowiskowy pokaz braku nad sobą Neerica był więc towarzyskim faux pas.
Kapłanka to zrozumiała zauważając spojrzenia wszystkich drowów, skupione na sobie... w tym siostry i matki.
Przy czym ta ostatnia zareagowała dość szybko.



Moliara był już dość posuniętą w latach, a mimo to piękną drowką, która potrafiła eksponować wdzięki swego ciała. Choć z racji wieku przestała je wykorzystywać jako broń. Szturchnięciem w bok przyciągnęła uwagę drowa z którym przyszła, naczelnego maga domu Tormtor, Nihrizza. Ten rozmówiwszy się cicho z nią ruszył w kierunku podestu muzyków, by... zaśpiewać balladę. Co zresztą oznajmił donośnym głosem, odciągając uwagę od kapłanki i jej nieszczęsnego partnera.
Nihrizz był dość potężnym magiem, ponoć mistrzem polimorfii. Ale też i całkiem zdolnym... bardem, jakkolwiek to dziwnie brzmiało.


I dlatego występ Nihrizza przyciągnął uwagę wielu drowów. A naczelny mag domu cieszył się zapewne od uwolnienia od swej strażniczki. Zresztą, trzeba przyznać, mag umiał i śpiewać i grać.
I przyciągać wzrok mimo swej filigranowej sylwetki.

Nie było to jedyne godne uwagi wydarzenie...
Lesen Vae specjalnie na tą okazję przywdział niedawno zakupiony ceremonialny mundur. W odróżnieniu do swoich ulubionych błękitów tym razem miał na sobie ciemnogranatową kamizelkę ze złotymi akcentami, z wygrawerowanym zawiłym wzorem dookoła miejsca w którym zawsze nosił insygnia Kapitana Straży. Żadnych dodatkowych akcesoriów – umniejszałoby to znaczeniu broszy. Do tego spodnie, w jego opinii trochę zbyt obcisłe, eleganckie buty i oczywiście rapier w zdobionej pochwie, którego leśne motywy na głowni i koszu otwarcie zdradzały elfie wykonanie.
Z wyraźnym znużeniem oglądał walkę choldrita, ukrywając zaniepokojenie, jakie odczuwał od kiedy zjawili się wszyscy goście. Stłumił westchnięcie i rozejrzał się po komnacie, licząc na widok przyjaznej twarzy.
Akormyr dostrzegł Lesena. Znał go jedynie z “klubu podglądaczy” jednak chyba, a może zwłaszcza tego powodu należało zamienić między sobą słowo... lub dwa. Skinął głową, gdy ich spojrzenia się spotkały i poszedł do jednego z bocznych pomieszczeń. Wybrał takie gdzie pół-drowia niewolnica tańczyła do dość głośnej muzyki. Co sprawiało, że pomieszczenie idealnie nadawało się do dyskretnej rozmowy. Lesen wszedł po chwili i lekko się ukłonił.
-Witajcie przyjaciele, usiądźcie ze mną i obejrzyjmy ten wspaniały pokaz.- rzekł Akormyr zapraszając do rozmowy Lesena, oraz naczelną magiczkę domu Despana.
- Mistrzu Akormyrze, miło widzieć cię w dobrym zdrowiu.- kapitan straży domu Vae rozsiadł się na kanapie i pozwolił swoim swoim oczom nacieszyć się krągłościami tancerki. - Mam nadzieje że eksperymenty w domu Shi’quos przebiegają pomyślnie?
Czarodziejka zaś weszła i usiadła w milczeniu.
-Większość, naturalnie tak. Kogóż ja jednak widzę, Vae i Despana. Co słychać w waszych domach? - spytał niewinnie, jednocześnie przemówił językiem migowym drowów. Tak by tylko zainteresowana dwójka to widziała- "Wiecie więcej niż ja o wspólnej operacji waszych domów, jednak mniej niż byście chcieli możemy to naprawić."
Po czym czekał już tylko na potwierdzenie.
-Skąd to zainteresowanie?-wtrąciła się milcząca dotąd Valyrin.
- Dobrze jest wiedzieć co się dzieje w mieście.-pokazał- Dla mnie to ciekawość, dla was zawodowa powinność to w końcu wasze domy.

Pogawędkę przerwało przybycie Han'kah Tormtor, która przemierzyła długość komnaty swym zwyczajowym sprężystym krokiem. Nie starała się choćby wkomponować w to targowisko próżności zwane balem. Podczas, gdy goście prześcigali się w doborze materiałów, fasonów czy dodatków pani pułkownik zdawała się trwać gdzieś poza tą spiralą snobizmu i pychy. Ubrana, tak jakby był to każdy inny dzień, w nad wyraz proste i po żołniersku pragmatyczne odzienie. Miała na sobie tą samą lekką zbroję a rękawice, karwasze i nagolenniki nabijane ostrymi ćwiekami dopełniały wrażenia jakby drowka przywędrowała tutaj wprost z pola bitwy.
Dosiadła się do loży swoich znajomych z Oka Proroka skubiąc jakieś egzotyczne owoce z powierzchni.
- Potrzebuję trzech wspólników w zbrodni – wypaliła bez słowa przywitania. Jej ton był poważny jakby knuła na głos co najmniej czyjeś zabójstwo. - Jutro wieczorem chcę zajrzeć w oko. W najgorszym razie pooglądamy sobie kapłankę Lolth w kąpieli. Jacyś chętni?
Akormyr parsknął śmiechem. Tak szczerze, że aż oblał winem siedzącego obok Lesena, który z kolei nawet nie próbował ukryć złości wywołanej lekkomyślnością Han’kah, jak i poplamieniem kamizelki. Nie przestawał się jednak śmiać. Zachodziła była obawa, że się udusi. Opanował się jednak choć z nieskrywanym trudem. Uniósł tylko jedną dłoń symbolicznie w geście zgłoszenia.
Irytacja zawładnęła na chwilę rysami Valyrin.
- Jesteś nieostrożna - mruknęła cicho.
- Cóż, może odrobinę ale mi się spieszy - Han’kah wpakowała kolejny owoc do ust co nie przeszkodziło jej prowadzić dalej konwersacji z pełnymi ustami. - Z pułkownika awansowałam na ochroniarza i muszę zaraz wracać do tego absorbującego zajęcia. Mogę na was liczyć? Jutro?
- Twoją niedyskrecję przebija jedynie brak manier, ale zgoda
- spojrzała jeszcze leniwie na Vae. Chciała wiedzieć, co on wiedział. Może Oko wyjawi coś więcej. Szermierz również przytaknął, choćby po to żeby pozbyć się jej z loży zanim zdradzi więcej ich sekretów.

-Przepraszam przyjacielu.- rzekł w końcu Akormyr do oblanego Lasena. Zwyczaje Han’kah nie zaprzestają być dla mnie niezwykłe. Po czym w mowie palców powiedział.-" Skoro pomożemy naszej niedyskretnej przyjaciółce. Spróbujmy tradycyjnej wymiany informacji. Powiedz mi na co wybieracie się polować z Despana albo chociaż w jakie rejony? Prowadzę obecnie pewne eksperymenty za miastem i nie chciałbym wpaść na waszą wyprawę. Ani wy na mnie zapewniam."
- Obyś miał zaklęcie które to naprawi Akormyrze. - jednocześnie wolną ręką odpowiedział obydwu. "-Nie jestem uwzględniony w polowaniu, to domena Haelvrae. Ale jutro planowałem zaoferować jej swoją pomoc w zamian za informacje, jeżeli zawczasu zdradzisz mi to co wiesz mistrzyni Valyrin to na następnym spotkaniu będziemy w stanie zaplanować coś więcej.
- Niestety nie wiem wiele - odparła chłodno czarodziejka - I to mnie trapi. Obawiam się, że nie obędzie się bez nieoczekiwanych zwrotów akcji. Informacje, które zdobędziesz będą dla mnie bardzo cenne, przyjacielu.
-Już poprawiam, już poprawiam
-rzekł Akormyr rzucając czar. Na końcu dodał- Byłbyś w stanie mi przed wyruszeniem tej wyprawy dać znak odnośnie celu lub rejonu? Postaram się wtedy trzymać z daleka.
- Lesenie, skarbie, zawsze jesteś taki sztywny czy po prostu ten, kto ostatnio penetrował twoją chudą dupę zapomniał wyjąć z niej swojego kutasa?
- Han'kah przeżuła kolejny niewielki owoc ale mimo dowcipnej treści ton miała śmiertelnie surowy. - Odkąd to nie można puścić jednego niewinnego dowcipu o kapłance w kąpieli, nie dajmy się zwariować. Poza tym na przyjęciu pełnym drowów każda konwersacja niesie ryzyko. Ta także - wskazała na ich wymowne gesty dłoni. - Chociaż poczekaj... ta jest nawet lepsza. Widać ją z dalszej odległości - klepnęła Vae w łopatkę i wstała od stołu. - Zachowujesz się jakbyś trafił pomiędzy stado bezmózgich ludzi, którzy mogliby twoją konspirację pomylić ze strzepywaniem paproszków z munduru. Aaaaa, i niech ktoś jutro przyniesie wino. Na wypadek jakbyśmy jednak musieli zadowolić się golizną... - ukłoniła się dwornie, co wyszło jej niezwykle mizernie i odmaszerowała do głównej sali.
Szermierz nie dał się zaagitować. Właściwie to już poplamienie munduru bardziej go zezłościło – planował zawrzeć dzisiaj nowe znajomości i niechlujna prezencja byłaby znaczną przeszkodą.
- Nie pomyślałem, że dożyję dnia w którym inny drow będzie mnie krytykował za nadmierną paranoje. Pewnie jutro mi powie, że elfy są w gruncie rzeczy całkiem w porządku i powinnyśmy się z nimi próbować dogadać. – odparł wesoło.

Właściwie to trochę go to smuciło. Byli partnerami, wszyscy, Han’kah mogła nauczyć się mu chociaż trochę ufać. Był Kapitanem Straży na tyle długo żeby poznać pewne klasyczne triki. Zawiła konstrukcja wewnątrz domów szlacheckich sprzyjała tworzeniu sekretnych tuneli, czasami z wbudowanymi lokacjami, z których można podsłuchiwać określone pokoje. Obserwacja jest zawsze trudna do zakamuflowania, ale dźwięk może nieść się bardzo daleko.
"Będę o tym pamiętał. "-Dodał na migi i zwrócił się do siedzącej cicho czarodziejki.
- Mistrzyni Valyrin, musze przyznać że czuje się zaintrygowany. Jak zwykle owinięta od stóp do głów, jakiego wydarzenia potrzeba żeby wyciągnąć cię z tych wszystkich szat? Choćby częściowo? -
Valyrin spojrzała na szermierza zaskoczona flirtem.Flirt zawsze ją zaskakiwał, zachichotała w rękaw.
- Najpewniej, kąpieli - odparła z rozbawieniem.

Z wejścia wyłonił się archiwista Aleval zdradzający nadmierną ostrożność, zapewne po uniknięciu zderzenia z Han’kah Tormtor. W przeciwieństwie do wielu innych gości wyraz jego twarzy nie zdradzał ani krzty zadowolenia z faktu, że znalazł się na przyjęciu. Spostrzegawczy obserwator mógł jednak zauważyć, że włosy archiwisty są na końcówkach zaczerwienione jakby właśnie zanurzone zostały w świeżej krwi, co było jedynym ustępstwem na rzecz mody w jego stroju. Wraz z Shi’natarem do pomieszczenia weszła także druga członkini domu Aleval, kapłanka Neevrae. Drowka ubrana była w dość długą, ciemnofioletową suknię podpiętą tak, aby odsłaniać kawałek lewej nogi. Góra była bordowym gorsetem, rozciętym delikatną linią po obu bokach.Archiwista nie wyrażał zadowolenia z faktu, gdzie było mu dane przyjść, natomiast kapłanka może i nie pałała pełnią szczęścia, ale nie wydać było, aby szczególnie cierpiała z tego powodu. W końcu znalazła się tutaj na własne życzenie .Kuzynostwo podeszło do grupy dyskutującej. Shi’natar skinął tylko głową na powitanie.
- Jak widzę dopisują państwu humory. Czy i my moglibyśmy dołączyć do dyskusji?
Valyrin uniosła brew w odpowiedzi i przysunęła się bliżej Akormyra.
-Siadajcie, przyjaciele siadajcie.Jednak główna atrakcja już was ominęła.Pokazowi pani porucznik pewnie nic nie dorówna, więc zostaje przyjrzeć się tej wprawnej tancerce.-czarodziej domu Shi’qous.
- Wolałbym nie stawiać na to swej księgi. - Stwierdził archiwista kiedy już, z kapłanką, zajęli miejsca. - Acz wyminęła nas wyjątkowo szybkim krokiem. Czy ominął nas jakiś skandalik?
- Zakładam, że to przyjęcie będzie obfitowało w mniejsze czy większe skandale. -
stwierdziła lekko - Może tutaj chodziło jedynie o nieporozumienie? - zerknęła na swojego kuzyna - Chociaż pewnie wolałbyś usłyszeć o tym pierwszym, niemniej pytanie jest sensowne.
- Han’kah ma problemy ze swoją nową przełożoną.
– uśmiechnął się promiennie – Chociaż moim zdaniem ma ona na nią iście zbawienny wpływ, całe pięć minut bez popełnienia żadnego poważnego Faux Pas? Czy to aby nie przypadkiem nowy rekord Akormyrze? –
-Han’kah nie jest mocna z etykiety i być może jest to rekord. Zapewniam was jednak, że to wyjątkowa osoba.-
odparł Akormyr szybko, nietrudno było dostrzec, że łączy ich pewna zażyłość. Manifestowana przynajmniej z jego strony.
- Drogi przyjacielu, to chyba fakt dla wszystkich oczywisty. Skoro Han’kah ma niedobory w kwestii etykiety, musi nadrabiać to w innych dziedzinach. Zapewne jej zdolności militarne znajdują się na poziomie daleko przewyższającym przeciętność. - Shi’natar przebiegł spojrzeniem po zebranych. - Wybaczcie mi proszę nadmierną gadatliwość, zwykle nie oddalam się od archiwum i teraz wydaję się jakbym nadrabiał braki w konwersacji z osobami na pewnym poziomie.
- Przynajmniej nie możemy narzekać na monotonię, czyż nie? -
Neevrae uśmiechnęła się - A nuda bywa zaiste zabójcza. - zerknęła na Lesena - Jakie to problemy ma ze swoją nową przełożoną?
Lesen wzruszył ramionami.- Zgaduje, że próbuje ona nauczyć ją podstaw etykiety przy stole. Ale nie rozmawiajmy już o niej, nie godzi się obgadywać innych za ich plecami. Co myślicie o przyjęciu? Osobiście muszę przyznać, że mam jeszcze nadzieje na pokaz walki dwóch mnichów. Byłoby to naprawdę coś niezwykłego. -
- Tłok i zamęt -
uśmiechnęła się Valyrin i zwróciła do Lesena w mowie gestów - Ale może znajduje się tu ktoś, kto wie więcej o tym co dzieje się w korytarzach?
Rzuciła okiem w stronę głównej sali, mając nadzieję że Vae zechce jej pomóc w odkryciu prawdy.
- Ależ oczywiście -rzekł usłużnym tonem Lesen.
- Może celnym byłoby porozmawiać z taką osobą na neutralnym gruncie? - powiodła wzrokiem po otoczeniu by nie było wątpliwości, że to właśnie ten grunt uważała za neutralny.

Nie były to jedyne knowania, które odbywały się na tej sali. Niektóre jednak przybierały formę akademickiej dyskusji... Były bowiem tematy, które nie wywoływały kontrowersji, które można było omawiać i o które można było się kłócić bez obawy zakończenia rozmowy z wbitym w plecy sztyletem... Muzyka, sztuka, poezja... tematy mdłe i nieciekawe. No i magia...
Niestety na przyjęciu Domu Xaniquos zabrakło najwybitniejszych magów Erelhei-Cinlu, w większości dominujących w tej kwestii arcymagów domu Shi’quos.
A choć Nihrizz ppnoć dorównywał Quevanunowi wiedzą, to mistrz katedry nekromancji przewyższał naczelnego maga do Tormtor eurydycją.
Tym zaś rozmowom przewodził naczelny czarodziej domu Vae znany ze swej umiejętności posługiwania się iluzjami.



Znany pod imieniem Sorntran drow był w zażyłych stosunkach z enklawą Thay, na tyle że sprowadził sobie chowańca z powierzchni po utracie poprzedniego. Nikogo to jednak dziwić nie mogło. Sereska położyła zgrabne łapki na zawartości biblioteki Kilsek, rzucając swego magowi ochłapy. Więc logicznym posunięciem, było skorzystanie z innego źródła informacji.
Rozmówcą jego był sam Balchizar, odwieczny “wróg” Quevanuna.


Stary czerwony mag, był doświadczonym nekromantą i opiekunem nieumarłych sług i żołnierzy enklawy. To wystarczyło aby obaj magowie wzajemnie się nie cierpieli, jeden drugiemu zazdrościł sekretów i nawzajem próbowali sobie je wykraść.
Poza tym Balchizar miał podobne do drowów podejście do życia. Też wierzył w istnienie rasy najwyższej stworzonej do rządzenia innymi. Tylko paradoksalnie nie były to według niego ciemnoskóre elfy, a rodowici thayjczycy.
Co jednak nie przeszkadzało Balchizarowi wymieniać poglądów na temat splotu z magami drowów. Takimi jak Sorntram i nie tylko...
W rozmowę wtrącał się też Malovorn, uczeń Lesdar’heera. Zawsze z pewnym siebie uśmieszkiem i naturą jaszczurki dostosowującej barwy swych łusek do otoczenia. Mówca doskonały, jako że potrafił gładko wejść w słowo pozostałej dwójce.
Nie tak jak ostatnia uczestniczka rozmowy, butna i hałaśliwa Sur’sayida,półsmoczyca będąca Mistrzynią Czarowników, czyli zbieraniny różnego rodzaju zaklinaczy i adeptów różnych rzadkich dyscyplin magicznych, którzy nie zgadzali się ze sobą w niczym poza tym, że to ich niezwykłe techniki powinny być rozwijane przez dom Shi'quos. Sur’sayida pogodziła ich tym, że opornych prała po pysku.. dosłownie.
Smocza potomkini nie bawiła się w dyplomację zarówno w postępowaniu ze swymi podwładnymi, jak i z bronieniem interesów swojej “katedry”. Co wystarczyło jednakże by uzyskać zarówno posłuch, jak i... nieco szacunku.
Całej tej rozmowie naturze magii i potrzebie istnienia splotu przysłuchiwała się drowka o długich śnieżnobiałych włosach, “uzbrojona” w specyficzne berło. Była to sławna Illiamiara, naczelna czarodziejka domu Eilservs, co wystarczało za powód do kpin, bowiem magia wtajemniczeń domu Eilservs, nigdy nie stała na wysokim poziomie.

Han'kah Tormtor


Obserwując swą podopieczną Han’kah się nudziła. I to bardzo... Malady była drowką z innej bajki, grzeczna i uprzejma oraz pełna dyplomatycznych talentów, znacznie różniła się do pani pułkownik. Notatki które Han’kah prowadziła na temat tego z kim i kiedy się spotyka jej podopieczna, jak dotąd nie stanowiły fascynującej lektury. W większości spotkań, dyplomatka odwiedzała oczywiście Dom Eilservs oraz Despana, zawsze w sprawach służbowych lub związanych z poleceniami Moliary. Kilka spotkań kurtuazyjnych z niższymi dostojnikami z domów Xaniqos, Aleval i Godeep oraz Eilservs. Nic za co można było się przyczepić, nic poważnego. Na kochanków Malady wybierała głównie przystojne drowy z rodzimego domu, lub z najlepszych zamtuzów Erelhei-Cinlu. Czasami proponowała Han’kah dołączenie się, ale... ten rodzaj kochanków nie do końca spełniał wymogi pani pułkownik. Byli.. za miękcy, zbyt delikatni.
Obecnie Malady wdała się w rozmowę z Zebeyriią, co również było mało gorszące, zważywszy że i Moliara wymieniła parę zdań z Ustami Eclavdry.
Niewielkim pocieszeniem dla Han’kah była mała wpadka Neerice. Nie żeby coś takiego na dłuższą metę zaszkodziło kochanej siostrzyczce, ale miło było popatrzeć na jej gniew i zmieszanie jednocześnie nie będąc powodem takich uczuć.

Gdy tak przyglądała się z niewielkiej odległości rozmówczyniom i podsłuchiwała je.Co nie było trudne, zważywszy iż obie drowki prowadziły kurtuazyjną wymianę zdań i nie kryły tego faktu.
Nagle... za sobą usłyszała znajomy głos.-Prędzej bym się biesa z Dziewięciu Piekieł spodziewał niż ciebie tutaj Han’kah.
Odwróciła się i zobaczyła... Belnolu dar'Bartyrr Vae, dobrze jej znanego czarodzieja. Ten uśmiechnął się lekko i rzekł.- Ostatnio czuję się zaniedbywany. Nie wpadasz nawet na krótkie pogaduszki. Czyżbyś zmieniła zainteresowania?
Tu wskazał palcem Malady rozmawiającą z Zebeyriią. -Cały czas zerkasz w jej kierunku.

Shi'natar Aleval


Naczelny archiwista Domu Aleval mógł czuć się nieco zadowolony, choć po prawdzie mógł wykorzystać ten czas bardziej produktywnie niż snując się bez celu po bankiecie. Miał wszak tyle spraw na głowie, o swych badawczym hobby nie wspominając.
Nagle jakaś młoda drowka zaszła drogę archiwiście. Mężczyźnie pozostało więc ukłonić się owej nieznanej mu kapłance, pokornie przeprosić za swe zachowanie (mimo, że to ewidentnie była jej wina), ale zanim zdołał się odezwać, drowka rzekła powoli.- Shi'natarze Aleval, czeka cię spotkanie z tym czego się boisz, ciekawam kto wyjdzie z tego spotkania zwycięski, a ty nie?
Zaskoczyła go, zatrzymał się w połowie ukłonu słysząc te słowa, tym bardziej że towarzyszył im lodowaty podmuch powietrza.
Drowka uśmiechnęła się drwiąca.- Dokończ ów ukłon, wszak warto kończyć co się zaczęło? Jestem Lanni, Opiekunka i wyrocznia Świątyni Vae.

Lesen Vae


Po spotkaniu z “przyjaciółmi” spod znaku Oka Proroka Lesen wędrował po przyjęciu przyglądając się bawiącym osobom. Część już zniknęła z pola widzenia, kryjąc się za kotarami prywatnych miejsc do spotkań. Uczyniło tak kilka Matron, znikła z pola widzenia Elizabeth Sinal, kapłanka Loviatar, Moliara, Zebeyriia...
Sporo jednak drowów bawiło się w głównej sali, a pomiędzy nimi kręcili się słudzy roznosząc smakołyki i trunki. A czasami służąc jako obiekt zabawy lub kpin. A czasami rozkoszy.
Było już dość późno, alkohol budził żądze i tłumił opory... Na takich balach pochodzenie z różnych domów się zamazywało z czasem. Po takich balach drowki rodziły dzieci, które nie znały ojców.
Rozmyślając nad takimi sprawami, Lesen został zaczepiony przez niewolnika z którego rąk odebrał krótki list.

Cytat:
Podążaj za nim i wejdź za kotarę.
Kapłanka
Nie mógł zlekceważyć takiej wiadomości. Musiał się jej podporządkować. Wszak nie wiadomo jaka kapłanka się tam kryła, a i... nie mógł narazić się na gniew kolejnej. A jeśli to była pułapka, to cóż... należało stawić jej czoło.
Na szczęście za kotarą, do której doprowadził go sługa nie czaił się nikt z zatrutym sztyletem.
Tylko stała tam taca z owocami i karafka wina z dwoma kryształowymi kielichami oraz... siedziała Malady i wyraźnie na niego czekała. -Usiądź i napij się wina. Słyszałam plotki wśród Eilservs, na temat ich konszachtów z Opiekunką Świątyni Vae. To chyba niezbyt dobre wieści zarówno dla ciebie jak i dla mnie, prawda?
Uśmiechnęła się figlarnie dodając.-A jak już nalewasz sobie, to i przy okazji mnie nalej.

Neevrae Aleval


Także i Neevrae została zaczepiona, akurat gdy raczyła się winem przyglądając tancerzom.
Shi’natar gdzieś się oddalił, a ona została sama. W przeciwieństwie do wielu zgromadzonych tu znakomitości, Neevrae była nikim. Ani potężną kapłanką, ani... wpływową drowką. Była jedną z tych wielu kapłanek mozolnie wspinających się w drodze na szczyt. Zresztą, ona sama nie próbowała nawet się wspinać, wiedząc że to mogłoby zwrócić uwagę Ilivary, a tego Neevrae wolałaby uniknąć.
Zresztą owa wroga jej kapłanka bawiła się wśród zebranych tu osobiści, co tylko motywowało Neevrae do nie przyciągania uwagi.
Jednak nie do końca to się jej udało. Ktoś zwrócił uwagę, jakiś drow o barwionych na czarno włosach i przenikliwym spojrzeniu niebieskich oczu przyglądał jej się bacznie. Nie znała go i nie wiedziała, czemu zwrócił na nią uwagę. Czy był wrogi, czy ją znał? A może był jakiś inny trywialny powód?

Valyrin l’Ssin Despana


Na dłuższą metę ta impreza okazywała się nudna i przewidywalna. Xaniqos podążali wyznaczonymi trendami, ani na chwilę nie pozwalając sobie ryzyko ekstrawagancji. Wszystko było przewidywalne i klasyczne. Valyrin przyglądała się całej sali zerkając za stosu szat skrywających jej ciało bardzo... dokładnie. Przemierzające salę drowy, były już na rauszu. Powoli zbliżał się okres nieformalnej orgietki rozgrywanej po kątach. Oczywiście nie każdy brał w niej udział. Jedynie ci którzy mieli ochotę, jeśli odmówiła partnerka z którą przyszli (no bo jakiż to głupiec ośmieliłby się odmówić kobiecie), to brali niewolnice bądź służki. Bądź każdego kto się nawinął. Valyrin była bezpieczna, przy obecnej pozycji nikt nie zmusiłby ją do seksu.
Niemniej ktoś podchodził do niej z rozmysłem. Kobieta tak do niej podobna, a jednocześnie tak inna. Naczelna czarodziejka domu Eilservs, Illiamiara.
-Widzę iż przyjęcie tego domu cię nuży, droga koleżanko. Mnie również.- rzekła drowka na powitanie. Po czym wskazała swym berłem na balkon z którego był niezrównany widok na miasto.-Może się tam przejdziemy, chłodne powietrze powinno oczyścić nasze... umysły z oparów alkoholu, poza tym... Z chęcią porozmawiam tam, na temat...
Uśmiechnęła się nieco kwaśno.-... na temat, równie nam drogi.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 14:13.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172