Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-03-2013, 20:13   #138
Tropby
 
Reputacja: 1 Tropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skał
Gorta walka z szaleństwem


Niebieskoskóra już w połowie opowieści rycerza straciła nieco przekonania do niego. Po opowieści i chwili ciszy, w końcu postanowiła się odezwać.
- Teoretycznie wspieramy siebie nawzajem. - rzuciła małą aluzją co do niektórych. - Ale mimo to, jesteś pewien, że przy tak ciężkim żywocie masz w sobie siłę, aby walczyć z szaleństwem?
- Chyba właśnie to kwalifikuje go do grupy bardziej wytrzymałych. - blondyn zauważył, zaś w jego dłoni pojawiła się księga.
- Drobnymi uderzeniami fale przekształcają skały. - odparła Shiba. - Ale to już raczej zależy od Calamitiego, czy widzi w sobie siłę...Co z tobą, Faust? - poprosiła go historię.
- Nic. - odpowiedział krótko.
- Nie dziwie się, że ktoś taki jak ty nie ma nic do powiedzenia. -burknął niespodziewanie Madred, który siedział z rękami założonymi na piersiach. - Gadasz tylko po to by zaostrzyć atmosferę, ale gdy chodzi o konkrety tracisz cały swój potencjał mówcy. -dodał jeszcze i z irytującym dźwiękiem złamał kostkę od kurczaka, która trzymał w swym metalowym ramieniu.
- A tak, przeleciałem Hanę. - dodał po chwili ze szczerym uśmiechem w kierunku Madreda. Najwyraźniej blondyn nie miał problemu z zachowaniem swoich uczuć w równowadze, zaś narażanie na potencjalną jej utratę swych towarzyszy z całą pewnością mogło być potraktowane jako... test, czy nawet forma wyróżnienia. Oczywiście mógł również zwyczajnie z nich kpić.
- Madred, przyjdzie i twoja kolej. Zniknąłeś gdy tylko pojawiliśmy się w Witlover. Też masz sporo do powiedzenia. - ścięła go Shiba. Tym razem naukowiec ją zadziwił, skoro wiedział, że faust wszystkich prowokuje, to po diabła sam go prowokował. - Dla wyjaśnienia, nie mam zamiaru podróżować z kimkolwiek komu z wzajemnością nie ufam. Więc racz podzielić się z nami swoją historią, bądź wyjść i ruszyć swoją drogą.
- Nie jestem pewien czemu miałbym ufać komuś kto zabił jednego ze swoich - zauważył rozbawiony. - Moja historia to moja sprawa, nieco zdradziłem tym, którym chciałem. Więcej nie zamierzam. - dodał po chwili spoglądając na niebieskoskórą.
Nie było długiego oczekiwania czy przemyśleń. Jedno zdanie. Natychmiastowe.
- Faust czy Ja. - rozeszło się po sali, skierowane najwyraźniej do wszystkich.
- O czym to mówiłaś w ratuszu? Że skupiamy się za bardzo na sobie i swoich celach, nie zbliżamy się do celu - Faust zaczął wymieniać, zaś jego ciało zdawało się emanować spokojem. Delikatnie przekrzywił głowę - był to jeden z jego charakterystycznych gestów. - O rozdzielaniu się, Shiba taichou - dodał po chwili.
Niebieskoskóra zacisnęła wargi lekko zirytowana.
- Prowokuj mnie dalej. Na pewno pomoże nam to wykonać zdanie dużo szybciej. To, że nie chcesz abyśmy cokolwiek na twój temat wiedzieli też będzie dla nas wielkim wsparciem, zwłaszcza moralnym. - Może postawa Shiby była sprzeczna z jej postanowieniami czy morałami, ale w praktyce niekoniecznie pozbawiona logiki.
- No dobrze. - odpowiedział zrezygnowany. - Jestem przedstawicielem wilkokotoszcuroptakoczłeków. - powiedział z trudem powstrzymując się od śmiechu. - Moja matka była Szczurodaktylem, ojciec wilkokotoszczurołakiem. I tak powstałem ja. Niestety, bogom nie podobała się tak dziwna mieszanka i uwięzili mnie w tym całkiem przystojnym ciele. - kontynuował swą opowieść.
- Właśnie dzięki temu zyskałem wiedzę, o której znacie - kontakty z bogami to dla mnie była normalność, teraz zaś jestem “strażnikiem” i sprawiam, by gatunki nie mieszały się tak jak moi przodkowie. - kolejne słowo wypływały z jego ust... układając się przy tym w całkiem sprawną
historyjkę.
- Właśnie to dlatego bogowie nazywają mnie strażnikiem równowagi. - dodał po chwili.
- Niezły z ciebie cudak! - skwitował Gort, po czym wgryzł się w kawał mięcha i dodał. - Jak dla mnie jesteś spoko. Możesz z nami zostać. Udowodniłeś że jesteś dostatecznie silny by z nami podróżować i wiemy po czyjej stronie jesteś. To mi wystarczy.
Dla pirata jak zwykle liczyła się odwaga i lojalność względem towarzyszy. To co kto wcześniej przeżył nie miało dla niego wielkiego znaczenia, dopóki miał dostatecznie silną wolę i motywację do walki.
- Jesteś kretynem. Wygrałeś. Cokolwiek było twoim celem. - stwierdziła zirytowana poza granice Shiba. Kiedyś mówiono, że jest w gorącej wodzie kompana, ale od kiedy znalazła się na kontynencie, zaczęła dostawać wrażenia, że za jej cierpliwość powinna zostać ukoronowana i hołdowana.
Nie zamierzała jednak doprowadzać do rozlewu krwi.
- Calamity jest pod stałym wpływem emocji od kiedy pamięta, John nie ma w ogóle osobowości, a ty jesteś stuprocentowym Anarchistom o nieprzewidywalnych zamiarach. Nie będę się wpisywać na listę samobójców i chętnych na śmierć pod wpływem szaleństwa. - Podniosła się oburzona z miejsca. - Ledwo zdołałam się pogodzić z uśmierceniem Hany. Mogę teraz stanąć przeciw każdemu, jestem poza tą barierą. Ale nie dam ci tej satysfakcji. - Złapała Kiro za ramię i pociągnęła go za sobą, wyrywając go z snu. A przynajmniej wprowadzając w marsz poprzez lunatykowanie. - Gort, gdybyś wolał walczyć z szaleństwem u mojego boku, znajdziesz mnie w "metalowym zajeździe". - Czuła, że ją nerwica weźmie. Ale właściwie wysłała już wczoraj wiadomość do króla. Teraz nie ważne jakby postępowali i do czego by doszli, i tak będą działali dla dobra sprawy. Zwłaszcza jeżeli będą głośni i tragiczni. Zrobiła co mogła.
- Już...obiad...? -zapytał wybudzony nagle Krio i zamrugał kilka razy rozglądając się po sali. - Gdzie...jesteś... - nie dokończył jednak bowiem znowu zapadł w sen uwalając głowę na ramieniu niebieskoskórej i powłócząc z trudem za nią nogami. Madred natomiast powstał z krzesła i ruszył za Shibą - To ja idę z tobą, przynajmniej ty jedna tutaj myślisz. -mówiąc to zarzucił plecak na ramię... a o dziwo wraz z nim powstał świński archeolog. - Madred...kwik... nie zostawiaj mnie! - powiedział plując resztkami jedzenia po sali, widać ta dwójka w czasie pobytu w mieści zżyła się ze sobą.
- Ktoś potrafi gotować? - spytał retorycznie przed podjęciem działań. Odpowiedziało mu tylko wymowne milczenie.
- Shiba! - blondyn krzyknął za niebieskoskórą. - Po prostu nie widzę sensu w mówieniu o tym, co było przed poznaniem się. - wytłumaczył.
- Ale jeśli chcesz wiedzieć to jestem złodziejem, podróżnym kochankiem, goni mnie pięć osobników których okradłem i oszukałem. - tym razem powiedział całą prawdę.
- Jedna z nich to najsilniejszy mag ognia na całym kontynencie, pożyczyłem od niej kilka książek, nie spodobało się. - kontynuował walkę o jedzenie.
- Walczę z szaleństwem by zachować równowagę, zadanie dane mi przez bogów. - dodał.
- Oh, a więc jestem ci do czegoś potrzebna? - odpowiedziała dziewczyna nawet się nie odwracając. - No to masz problem. - nie była to chyba zaskakująca odpowiedź. Niebieskoskóra poruszała się w stronę wyjścia, szło to jednak nieco powolnie. Głównie przez konieczność targania Kiro. Niektóre maskotki były niewiarygodnie niepraktyczne.
- Umiesz...gotować?! - odezwał się wybudzony na te słowa Krio. - Najlepszy...porywacz... -westchnął jeszcze, a do bąbelka doszła jeszcze stróżka rozmarzonej śliny, powstałej na myśl o jedzeniu.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=V6nbFZtxAL4[/MEDIA]

Blondyn zniknął jeszcze podczas słów Krio, tak jakby traktował je jako zasłonę dymną stworzoną do spotęgowania jego prędkości. Zamierzał pojawić się tuż za plecami Shiby tak, by chłód stali dobytej z magicznej kieszeni ostudził jej zapały. Ostrze powinno tylko dotknąć szyi, ot nic więcej.
- Proszę. - jeśli wszystko się uda, właśnie to zamierzał powiedzieć.
Gdy Faust pojawił się za dziewczyną i wypowiedział swe słowa, dało się słyszeć szczęk stali. To Madred wycelował swoją metalową dłonią w plecy Fausta. - Nie radzę. -skomentował krótko.
Problem był jednak rozwiązany szybciej niż można by się tego spodziewać, bowiem gdy tylko Faust zakończył wypowiedzenie swych słów, jego ręka zamarzła. Do stopnia w którym nie był w stanie ruszyć jej nawet na milimetr. Krio zaś z uchylonym zaspanym okiem obserwował blondyna. - Zakładnik...musi...bronić...porywacza...czy...ja k...to...działa? -zapytał nie będąc pewnym czy dobrze zrobił.
- Zaczyna robić się ciekawie - mruknął Gort, po czym poderwał się od stołu i z baranim udźcem w ustach zakasał rękawy, gotowy do powstrzymania swych towarzyszy przed bratobójczą walką.
- Zakładnik ma być posłuszny. Masz być jak niewolnik. - wytłumaczyła Kiro w duchu rozbawiona z tej sytuacji. - A więc teraz chcesz mnie zabić? - Spojrzała na niego kontem oka, a przedziwny świetlik zaczął krążyć wokół niej. - Spróbuj. Madred, nie ruszaj go.
- DOŚĆ TEGO!!! - wrzasnął niespodziewanie pirat, wypuszczając z ust kawał mięcha, po czym błyskawicznie dotknął dłonią ziemi: - BARI BARI NO FUNERAL!!!
Gort zamierzał otworzyć zarówno pod Shibą i Krio, jak i Madredem dwie zapadnie przez które znaleźliby się pod ziemią, a następnie je nad nimi zamknąć.
- Raczej na odwrót - powiedział blondyn, gdy tylko jego ręka pokryła się całkiem silną barierą oddzielającą skórę od lodu. Dokładnie to samo pojawiło się na plecach nienaturalnie szybkiego technokraty. Tym razem blondyn spróbował wykonać wariację uwolnienia wiatrów. Nie zamierzał on ich od siebie odrzucać, jak robił to przeważnie. Wręcz przeciwnie, skupił się do granic zdolności jego jakże słodkiego umysłu przepełnionego świadomościami innych osobników, których śmiertelność była całkowicie odmienna od tego, co dotyczyło normalnych bytów. Faust nigdy nie aspirował by być jak bóstwo. To było zbyt proste, nudne i ograniczało jego rolę. Wolał on rozwijać siebie i świat. Nie mógł nawet powiedzieć że chce wzmocnić równowagę, bo samym aktem tego typu zachwiałby go. Jego rola w tym świecie była tak dziwna, że aż zbędna. Tak jak i żywot który został mu odebrany już dawno temu. Teraz pozostawało tylko być chłopcem na posyłki i mieć przy tym dobrą zabawę. Zapewnić ją tym razem miał boski koń pochodzący ze stajni Poseidona, wierzchowiec Achillesa, jeden z silniejszych, chociaż bardziej niedocenianych bożków wiatru.
Wiatr nie miał oddalać się od blondyna, wręcz przeciwnie - miał przybliżać się do niego chociaż trochę, tak by ostrze przemknęło przez szyję niebieskoskórej. Blondyna nie obchodziło to, co dzieje się za jego plecami, wiatr, jaki zamierzał wywołać na kilka chwil powinien wytrącić z równowagi oponenta, uniemożliwiając mu jakikolwiek atak. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem zamierzał on zaraz po tym odrzucić od siebie wiatr. “Reverse Kai” - taką nazwę miał nosić ten ruch.
Akcja która miała się teraz wydarzyć potoczyła się tak szybko, tak nieprzewidywanie i tak spontanicznie, że w historii wyprawy na pewno zostanie na długo zapamiętana. Gdy Reka Fausta pokryła się lodem, dookoła Shiby począł krążyć mały świetlik, ot zwykła kula energii niczym się nie wyróżniająca na tle gamy ciosów jakie potrafił stworzyć każdy przedstawiciel wyprawy. Bariera na skórze Fausta nie dała mu zbyt wiele, bowiem lód okazał się całkowicie niemagiczny, ot zwykła lodowa skorupa. Ponadto najnowsza wariacja na temat umiejętności o mocy wiatru, skończyła się całkowitym fiaskiem, ot zawiał lekki wietrzyk, który poprawił nawet trochę fryzurę Shiby. Wtedy do akcji wkroczył Gort, pod nogami Shiby jak i Krio oraz Madreda pojawiły się zapadnie przez które zaczęli lecieć w dół, problemem było to, że Madred zdążył wystrzelić w stronę Fausta granatem ze swej rękawicy. Krio chyba tez chciał coś zrobić, ale ponieważ na chwile przysnął nie dało to zbytnich efektów. Otwierająca się zapadnia, sprawiła, że wybuchowy pocisk poleciał zupełnie w inną stronę, uderzając w sufit pomieszczenia i tworząc eksplozję na tyle silną, że Faust upadł na tyłek, a świński archeolog został rzucony do dziury wraz z Madredem. Dach pomieszczenia począł sypać się na głowy “obradujących” na szczęście Gort szybko zasklepił go kamiennymi elementami, powstrzymując tym samym kolejna katastrofę. Shiba i osoby które poparły ją w dyskusji zaś zleciały powstałymi tunelami, do pokoju piętro niżej. Okazał się on być jakimś małym gabinetem w którym siedział teraz oniemiały grubas, wpatrzony w nowopojawione sylwetki. Shiba zaś zauważył że jej krzystał ochronny zmienił kolor, sygnalizując wchłonięcie jakiegoś ataku.
- To co, atmosfera oczyszczona? - zawołał rozbawiony. W tym tez momencie przed twarzą Fausta pojawił się ten dziwaczny ognik, i gruchnął go w twarz, tak że nos zmienił swoja lokalizację. Po czym rozwiał się w niebyt. Mimo, że blondyn próbował atak zanegować, nic mu to nie dało, nie był w stanie zrozumieć natury tego zjawiska - cóż Shide byli ludem o bogatej ale przede wszystkim nieznanej w tych stronach kulturze. Dla tego ich moce też kryły wiele sekretów.
- Faust... - rzekł milczący od długiej chwili rycerz. - Jemu jakoś... bardziej ufam... - Także podniósł się z krzesła.
- Co to do kroćset było, Blondas!? - ryknął wkurzony pirat, rozwalając uderzeniem pięści stół i kopniakiem posyłając resztki na jedną ze ścian. - Wiem co robi ten twój zaczarowany mieczyk! Próbowałeś ją zabić!! Dlaczego!? Bo zabiła Kwiatuszka!? Przecież właśnie o tym próbowaliśmy pogadać!
- Gdybym chciał ją zabić nie zatrzymał bym się tuż przed jej ciałem - Fausta zauważył całkiem rozsądnie coś, co zdawało się umknąć uwadze nie tylko Shiby oraz jej pomagierów, ale i obserwatorom tego wydarzenia. Nawet Gort, który z racji pirackiego żywota, nie potrafił wyczuć uczuć emanujących z ciała blondyna. Co z tego, że jego początkowe zamiary były inne. Jeśli ktoś nie potrafi rozmawiać, odrzuca każdą możliwość i pławi się w hipokryzji bardziej niż sam strażnik, daje wiele powodów do zmiany nastawienia. Aż zbyt wiele. Dodatkowo okazja była tak piękna, że próba niewykorzystania najwyraźniej całkiem zawodnych zdolności Ksantosa była by obrazą przeciwko każdemu tutaj zgromadzonemu.
- W każdym razie idźcie z Shibą, mam jeszcze coś do zrobienia - dodał po chwili rozbawiony, czy raczej... rozkazał zgromadzonym. Nie czuł się dobrze z faktem przekazanego mu dowodzenia, wiedział też że bez jarzma niebieskoskórej misja nie będzie miała szans na powodzenie. Dodatkowo to ona była posiadaczem jakże przydatnej umiejętności gotowania, oraz, co nawet ciekawsze i zarazem ważniejsze - potrafiła leczyć, wspierać. To było coś czego potrzebowała drużyna mająca na celu zwalczenie plagi.
Wszystko zdawało się jednak iść zbyt łatwo, mury Wiltover bez problemu zatrzymywały całą plagę, zaś domniemana dobra strona konfliktu zaczynała mieć przewagę, nawet biorąc pod uwagę ograniczoną wiedzę blondyna. Nie miał on świadomości o tym, że drużyna została umniejszona do roli oddziału uderzeniowego zapewniającego bezpieczne dojście faktycznemu zespołowi, który miał być jeszcze powołany. Jednak nawet bez tego biała część znaku jakże starożytnej filozofii taoizmu zdawała się górować czernią. Szaleństwo w oczach blondyna przestawało być tak niebezpieczne, niepowstrzymane, oraz co ważniejsze - niezrozumiałe. Nadal nie miał on pojęcia jak może z nim walczyć, jednak widział na własne oczy jak dobrze zorganizowana twierdza, jaką teraz było Wiltover, potrafi wytrzymywać napór plagi. Nawet jeśli tuż przed jej murami powstały swoiste slumsy dla szaleńców.
- Przekażcie tylko Johnowi by dał znać, gdy otworzycie butelkę wina. Gdy wzniesiecie toast - tak, to było najlepsze co mógł zrobić. Zasilić obie strony konfliktu naraz. Rozwiązanie które przed nim się kształtowało było tak proste, piękne, harmonijne. Równowaga zdawała się z niego emanować stawiając na szali umiejętności obu ze stron.
Woda potrafiła drążyć dziury w skałach, wszystko dzięki miarowemu naciskowi wywieranemu na ich powierzchnię. Czemu więc nie miała by zrobić tego samego ze znacznie słabszą odmianą ciała stałego, którego gęstość była mniejsza nawet od wspomnianej cieczy. Nie było powodu by to samo nie stało się w przypadku zlokalizowanej na powierzchni jego ręki energii. Bariera, którą zamierzał stworzyć była tak naprawdę kilkoma punktami pojawiającymi się tylko na nanosekundę, by ustąpić miejsca swemu nieco większemu następcy. Rozwiązania zaobserwowane w przyrodzie często były najlepsze. Faust nie miał nadziei że ta sztuczka rozwiąże problem - on był tego pewien.
- Zawsze będziecie moimi Nakama - powiedział zdanie jakże odmienne od jego zwyczajowej postawy. Brzmiało ono wyjątkowo szczerze, jednak prawdopodobnie tylko znajdująca się w zaświatach Hana mogła wiedzieć ile wspólnego mają z prawdą.
- Gdy będziecie mnie potrzebować, otwórzcie boski trunek - dodał po chwili. Spojrzał na pozostałych w sali, z całą pewnością przedstawiających sobą domyśle wyobrażenie o szeroko pojętej sile. Nie chodziło tu nawet o faktyczną fizyczność, co raczej o mieszankę pożądanych przez wielu cech. Z całą pewnością każdy z nich należał do osób, które dostają to czego chcą, nawet jeśli o to nie proszą. Tak, to z pewnością był dobry wybór by wysłać ich za Shibą. Nawet jeśli był to tylko sposób na jako takie zachowanie twarzy oraz, co znacznie ważniejsze, utrzymanie równowagi, to musiał on posiadać chociaż pozorne oznaki sensowności.
Wszystko i nic, pociąg podążający po torach przeznaczenia przyśpieszał z każdą chwilą, jednak zdawało się że tylko dobro było w wagonie należącym do pierwszej klasy.
Calamity już nie wiedział co robić. Faust także odszedł, Rycerz po dłuższym przemyśleniu, sytuacji, doszedł do wniosku że zbyt impulsywnie podjął decyzję.
- Shiba czekaj! - Krzyknął za nią zatapiając się w purpurowej kałuży, a wyłaniając się tuż przy wyjściu z pomieszczenia, miał zamiar za nią podążyć.
- Taa - mruknął sam do siebie murzyn. - Naprawdę cudaczny gość. No to chyba nie mamy wyboru jak pójść z Błękitką!
Gort zadowolony z tego że nie musi podejmować więcej decyzji, założył ręce za głowę i już miał opuścić salę, gdy nagle naszło go silne przeczucie że o czymś zapomniał. Tak go to korciło, że aż postanowił zostać chwilę dłużej by rozejrzeć się po pomieszczeniu i zbadać wszystkie jego zakamarki w celu odnalezienia tego co nie dawało mu spokoju. A może chodziło mu o jakąś osobę która miała tu być? Tak czy owak postanowił poinformować o tym Khaliego, a ten natychmiast przypomniał mu że reszta w trakcie narady wspominała coś o jakimś Johnie.
- John? - zapytał zdezorientowany pirat, po czym przyłożył dłoń do brody i zaczął się nad czymś głęboko zastanawiać. - John... znałem kilku gości o tym imieniu, ale nie przypominam sobie żebym spotkał któregoś z nich na tej wyprawie. Cóż, w takim razie chyba warto na niego poczekać! Mam nadzieję że interesujący z niego koleś!
W tym momencie jednak zauważył wchodzącego z powrotem do sali rycerza.
- Hej! - Gort powitał go jak zwykle radosnym okrzykiem. - Więc pogadałeś z Błękitką? Jak się ma? Nikomu nie stało się kuku? Czuję jak opuszczają budynek, więc chyba wszyscy żyją.
- Shiba... nie będzie z nami... podróżować... - rzekł bardziej ponuro niż zwykle, jednak jego humor szybko powrócił do “standardowego”.
- Obiecała, że... spotka się z nami... na górze tysiąca pytań... - dodał, przekrzywiając głowę w bok.
- He? - pirat przekrzywił głowę podobnie jak Calamity. - Ale przed chwilą mówiła że mam się z nią spotkać w jakimś tam zajeździe. Zmieniła zdanie?
- Ahh, racja, do zobaczenia. - powiedział blondyn wychodząc z pomieszczenia.
- Mówię tylko... co od niej usłyszałem... jeżeli życzysz sobie... porozmawiać z nią samemu... nie zatrzymam cię. - Rzekł Calamity, kątem oka spoglądając na wychodzącego Fausta.
- Źle się... dzieje... - Pokręcił głową komentując ostatnie wydarzenia.
- E tam, nic wielkiego się nie stało - machnął ręką Gort. - Jestem pewien że jeszcze się spotkamy. A na razie jakoś sobie bez niej poradzimy. Wiesz może co to za John na którego czekaliśmy?
- Tak sądzę... choć ciężko zachowuje się w.. pamięci... - rycerz postukał się w hełm próbując sobie przypomnieć wygląd twarzy Pana “Anonima”. - Będę wiedział... gdy go ujrzę...
- Skoro tak to musimy na niego poczekać - podsumował sprawę pirat i sięgnął po upuszczony wcześniej na ziemię udziec w którego momentalnie ponownie się wgryzł, a następnie usiadł tyłem na jednym z ocalałych krzeseł.
Calamity także spoczął na krześle, wcześniej stawiając je do pionu. Po chwili rycerz także zaczął zajadać pieczeń, utrzymując przy tym maniery.
 
Tropby jest offline