Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-03-2013, 22:24   #118
AJT
 
AJT's Avatar
 
Reputacja: 1 AJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputację
*** Obrona wioski ***

Detlef musiał się nieco zdziwić, gdyż miast inkwizytora Hillenkampa, minął go jedynie jego fanatyk i kilku akolitów. Olbrzymi kafar, ubrany w płytową zbroję i dzierżący potężny dwuręczny miecz, wraz z resztą, mizerniej wyglądających przy nim akolitów, pognał od razu w stronę bramy, szykując się do jej obrony. Sam inkwizytor pobiegł w tym momencie, wraz z pozostałymi akolitami, w stronę namiotu.

Sam szlachcic stanął obok nawołującego do obrony burmistrza oraz tuż za gotową do bitki trójką khazadów.
- Hej ho bracia! Będzie o czym opowiadać zasik, będzie - rzekł Gringir.
- Oj będzie – potwierdził Gringor.
- Ubić ścierwa!!!- krzyknął złowieszczo Gringar. - Do boju bracia!!!

Ramirez, który wpierw biegł za swoją kochanką, w końcu się od niej oddzielił. Z tego co jednak zauważył kobieta, po odnalezieniu się z resztą swojej grupy, szybko wsiadła do swej karocy. A gdy tylko znalazła się w środku, konie pędem ruszyły w kierunku wschodniej bramy. Czyżby kobieta starała się znaleźć sposób, by w zamieszaniu opuścić to miejsce? Jeśli jednak byli ochoczy do bitki, to jakoś poruszali się w zupełnie drugą sronę...

Imrak czując zbliżającą się wielkimi krokami walkę, chciał jak najszybciej załatwić sprawę z karczmarzem. Motywował go jak tylko mógł do szybkich odpowiedzi, jednak widząc, że chłopina wiele teraz mu nie powie, zostawił go na dłuższą rozmowę wędkarzy Francowi, a sam w te pędy poleciał w kierunku nieuchronnej bitki. W końcu był pewien, że nikt mu nie przerwie i tym razem dojdzie do rozlewu krwi. Oj jak długo na to czekał. Sapiąc i dysząc dotarł do długonogich stojących przy bramie. Tam chwycił broń, widząc że brama już długo nie wytrzyma. Parę chwil i będzie mógł urwać łby. W końcu… Nawet nie było już czasu by coś zaplanować, zaraz będzie po prostu, jakże ciesząca khazada sieczka.

W tym samym czasie, chwiejnym krokiem, na wieżę wdrapał się Zebedeusz. Ledwo co spojrzał w kierunku bramy, jak jej zabezpieczenia trzasnęły z wielkim hukiem. To co po chwili zobaczył przeraziło go niemało. Dobrze, że był tak daleko…

Brama trzasnęła, a do Wildbaum, wdzierać się zaczęło około dwudziestu okropnych mutantów. Na ich czele znajdował się największy maszkaron, znacznie przewyższający wzrostem każdego z ludzi. Bestia posiadająca cztery potężne ręce, koźlą głowa i jaszczurzy ogon. Paskuda jakich mało! Niesiona ryknięciem swego wodza horda z furią zaszarżowała na grupkę obrońców znajdującą się w wiosce. Niezaprawieni w bojach chłopi, w większości stanęli przerażeni, cześć od razu rzuciła się do ucieczki. Na nic zdawały się krzyki burmistrza, oni już wiedzieli, że wioski nie ocalą… teraz mogli ocalić jedynie swe życia. Nie tylko oni byli zszokowani. Nawet więcej już widzący na szlaku Drax i Cal, pognali za nimi. Ramirez i Zebedeusz, choć stali daleko, bądź też za osłoną również patrzyli z ogromnym przerażeniem, a nogi zrobiły się im miękkie. Chyba tylko Imrak szczerzył w zadowoleniu swe zębiska.


*** W karczmie ***

Wąsacz skończył piwo, a gdy tylko usłyszał temat Imrakowej rozmowy z karczmarzem, wstał i poszedł do kuchni, skąd domyślał się, że będzie wejście do piwnicy. Tam też bez problemu owe zejście znalazł. Nie było ono, ani jakoś specjalnie ukryte, ani nawet też zamknięte. Ostrożnie zszedł na dół, choć teraz był pewien, że raczej nikogo żywego tam nie będzie. Żywy by przecież uciekł, no chyba że siedział tam po ciemnicy z własnej woli. A jeśli tak było, to mógł chcieć tak pozostać… Wąsacz szedł więc bardzo uważnie, czujnie nasłuchując każdego ruchu. W świetle lampy obserwował też zakamarki gdzie mógłby się ktoś schować. W końcu znalazł… jednak tylko beczki z piwem, winem, konfiturami. Nic więcej. Nic poza szczurami żywego, Ani też niestety martwego… Nagle doszły go z góry głosy i lament karczmarza. Widać rozmowa przeniosła się do środka.

***

- Nieee, nie, nie nie trzeba haczyków! Panie ja gadam! Panie ja cały czasik wam gadam ino prawdę! Nikogo tu se nie chowam! Ja tego człowieka żem pierwszy raz wczoraj se widział. Kruca nie znam chłopa! Dał mi zarobić ino za to, bym nikomu nie mówił, że zamieszkuje ktosik taki u mnie. Miałemże też mówić, że tamten pokój to graciarnia jak co! Panie, łon tam wiedział nawet, że ten Herr mości wielki inkwizytor tu będzie jakoś, ino nie wiedział kiedy, ale powiedział mi, że mi da dodatkowe złoto, jak tylko przybiegnę, gdy on przybędzie. Tylko tyle panie! Rozumiesz! Nic żem więcej go nie widział! A miał dać jeszcze złoto za krycie do końca! A nie dał! A ja panie musiałżem do końca, bo jakbym się zdradził, to przecie by mnie spalono, jak by się dowiedział herr inkwizytor, że żem ściemniał wcześniej. Panie nie wydajcie mnie! Panie tak było i tyle wiem! Nie wydajcie nikomu! Ja mówię prawdę, a płonąć nie chcę ja - tłumaczył się dosyć nieskładnie karczmarz. Tylko nieznacznie się uspokoił, gdy Franc oznajmił mu, że oczekuje spokojniejszej, bardziej składnej odpowiedzi.
- Przyjechał z takim starszym, takim co nawet jak upior jakiś wyglądał! Taki blady i brzydki i kości na wierzchu niemal miał! Łysy taki z bliznami wszędzie. Może go nawet widział pan wczoraj, bo se chwilę tu był wieczorem i siedział. Ale drugi nie, drugiego w ogóle. Tylko tyle co mi pieniądza dawał i więcej żem go nie widział, a ostatnio widział jak mnie pana mały towarzysz widział. Nic więcej nie chcieli, nic więcej nie pytali. Takie cisi i bez problemu robiący to oni byli. Ale u inkwizytora na pewno nie byli, bo przecia się przed nim kryli. Przedstawiać nie przedstawiali się. Ja żem też nie pytał, bo po co, jak mówili że są, ale ich nie ma. Co ja żem panie miał pytać? Nie pytałżem! Panie ja żem nie chciał ich kryć! Ino mi złoto do łba uwaliło się! Panie żem nie chciał! - niemal się rozryczał.

Co do piwniczki i loszków to karczmarz zarzekał się, że żadnych loszków nie ma, bo i po co mu. Piwniczkę wskazał palcem, po czym Franc podziękował mu swoim sposobem za miłą rozmowę i w jej kierunku ruszył. Nabity garłacz był gotowy do wystrzału, a żołdak z wielką uwagą zaczął schodzić na dół. Piwniczka nie była, ani jakoś specjalnie ukryta, ani nawet też zamknięta. To mogło potwierdzać tylko słowa karczmarza, bo kto by się chował w takim miejscu. Przecież pierwszą rzeczą, gdy kogoś się szuka, może być przeszukanie piwnicy. A może nie… nagle Franc schodząc usłyszał jakiś cichutki dźwięk. Ujrzał też jarzące się na dole światło. Teraz usłyszał coś głośniej, jakby opadające wieko z beczki. Uważnie zszedł na sam dół i wychylił się próbując zaobserwować jaka jest sytuacja…

A tam jakiś mężczyzna sprawdzał zawartość beczek. Był jeden i do tego nie przypominał tego złodziejaszka z poranka. To był ktoś inny… jakiś taki mocno wąsaty. Zamykając jedną z beczek mężczyzna dostrzegł zdziwionego Franca.
- Karczmarz z pewnością ma tu jakiś lepszy towar ukryty… - rzekł jak gdyby nigdy nic Wąsacz. Poza nimi na dole nie było żadnego osobnika.
 
AJT jest offline