Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-03-2013, 23:56   #139
Blacker
 
Blacker's Avatar
 
Reputacja: 1 Blacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputację
Czarodziej zerknął na Johna. Dopisał ostatnie słowa raportu, którego treść śmiało można skrócić do “rozpierdol”, ewentualnie nieco bardziej artystycznie: “rozpierdol roku”. Przekazał plik kartek burmistrzowi.

- Właściwie rzecz biorąc, jesteś moim przełożonym, więc powinno to trafić do ciebie. - oznajmił, po czym jego wzrok wrócił na Johna. Przyjrzał mu się dokładnie, co i tak nie przyniosło wielu obserwacji. Z pewnym trudem wstał i przedstawił się.
- Elathorn Draenwar, wygląda na to, że będę pana ochraniał. Proszę się nie przejmować moim aktualnym stanem, to... chwilowe. Wieczorem miałem nieszczęście trafić na maga, którego umiejętności były zaskakujące. Bardzo prawdopodobne jest, że dostrzegł pan efekty tej walki, lecz nie na tym powinniśmy się skupić.
- Jestem Bob, miło mi - odpowiedział wyciągając rękę na przywitanie, po czym zwrócił się do burmistrza - Ale akurat nie w tej sprawie przyszedłem, tak się akurat zdarzyło że byłem jednym z gości na koncercie
- Ach tak, koncert, wiele słów mało konkretów. Co się tam właściwie stało? -zapytał burmistrz kierując pytanie głównie do Boba, zas rudowłosy zombie pozwolił mówić człowiekowi.
- M także. - odparł i przywitał się z Johnem, po czym usiadł. Stanie przy tych ranach było jedną z ostatnich rzeczy jakich pragnął.
- Jeden z szaleńców z wysypiska wysłał swoje urządzenie by okradło gości z biżuterii i innych cennych przedmiotów. Kuli towarzyszyła również dziewczyna - odpowiedział świdrując wzrokiem burmistrza. Miał nadzieję, że mężczyzna zrozumie co ma mu do przekazania.

Lekka bladość na twarzy zarządcy miasta świadczyła że zrozumiał przekaz, jednak widać mimo problemów z alkoholem swego stanowiska nie zawdzięczał jedynie dobrym konszachtom bowiem, zachował zimną krew.

- Rozumiem. Jakieś ślady, jak dostali się do miasta? Co z tą dziewczyną? -zapytał jak gdyby nigdy nic.
- Dostali się do miasta zsypem, dzięki nietypowemu ciału byli w stanie przedostać się tą drogą mimo zwałów śmieci. Dziewczyna uciekła, resztki zniszczonej kuli prawdopodobnie wciąż są w budynku teatru. Udało mi się też ustalić gdzie dokładnie przebywa mężczyzna który wysłał kulę
- Wspaniale, wiedziałem że na Ciebie można liczyć Bob. -odparł entuzjastycznie zarządca miasta po czym zadał nurtujące go pytanie. - Masz zamiar to wykorzystać w omawianych przez nas wcześniej czynościach?
- Zgadza się, wykorzystam te informacje najlepiej jak potrafię. Pozostaje mi jeszcze tylko kwestia przekonania grupy z lokomotywy by wyruszyła ze mną, ale to zapewne nie będzie aż tak wielkim problemem
- A gdzie ruszacie? O czym tutaj właściwie mowa, mieliśmy dyskutowac o bezpieczeństwie miasta i tego co tu się wyprawia! - oburzył się nagle zombie, a burmistrz zerknął w proszący sposób na w jego mniemaniu osobnika o imieniu Bob.
- Będziemy wyruszać właśnie w tym celu. Szaleńcy z wysypiska zagrażali miastu wystarczająco długo, dlatego teraz z ramienia burmistrza zorganizowana będzie wyprawa mająca na celu uspokoić sytuację - odpowiedział nieumarłemu Anonim.
- Czemu nic mi o tym nie wiadomo? - zapytał nagle burmistrza. - Mógłbym wspomóc wyprawę, wynająć najemników, lub samemu pomóc. -wykrzyknął zarzuty, a burmistrz odkaszlnął cicho zbierając myśli.
- To świeży pomysł, nie mieliśmy czasu by się z Panem skontaktować, ponadto nie chcemy robić zbyt wiele szumu... ponadto...emm...więcej szczegółów wyjaśni panu mój doradca Elathorn. -zakończył burmistrz dźgając maga łokciem w żebra. Ślepia szlachetnego nieumarłego przeniosły się zaś na czarodzieja.

Czarodziej spiorunował burmistrza wzrokiem. Trzeba przyznać, że gdyby sam wzrok wystarczył do aktywowania energii magicznej, to pomieszczenie zapewne by zamarzło. Temperatura i tak spadła na tyle, że dało się to zauważyć.

- Burmistrzu, niestety, lecz odpowiednie informacje nie dotarły do mnie na czas. Tym samym ja także jestem niedoinformowany i z chęcią poznam więcej szczegółów niż tylko to, że mam ochraniać pańskiego przyjaciea. - oznajmił Elathorn z lekkim, zdecydowanie mściwym, uśmieszkiem.

Burmistrz westchnął po czym pokrótce wytłumaczył plan oczyszczenia wysypiska z szaleńców i otworzenia bram dla handlarzy na powrót. Przedstawił też powód dla którego chcieli wykorzystać nowo przybyłych do miasta, nie zaś regularne obawiające się zarazy wojsko. Gdy zakończył zerknął na swego maga.

- Teraz wszystko jasne?
- Oczywiście. - odparł z lekkim uśmiechem. Już teraz wątpił, aby miał ochote wrócić do Witlover. Przynajmniej do czasu w którym dowie się, czy jego przeciwnik jest martwy.
- A więc wszystko już ustalone? -zwrócił sie do Boba burmistrz.
- Praktycznie wszystko, pozostaje mi tylko porozmawiać z samymi zainteresowanymi by ustalić ostatnie detale
Jakby na zawołanie po tych słowach z sali konferencyjne dobiegł odgłos wybuchającego granatu, a cały budynek zadrżał w posadach. Zombie poderwał się z krzesła a rubin w jego lasce zaświecił groźnie - Kolejni szaleńcy?!

John również poderwał się z miejsca wkładając rękę do kieszeni garnituru w której miał schowany nóż, nie spieszył się jednak z opuszczaniem pokoju, zwłaszcza jako pierwszy.

- Nawet chwili spokoju... - burknął niczym stary dziad - którym teoretycznie był - i stworzył sobie lodową laske. Opierając się o nią, podniósł się i ruszył w kierunku drzwi. Tak było łatwo, chociaż - o ironio! - upodabniał się tym do tego, który go do tego stanu doprowadził. Lekki uśmiech pojawił się na twarzy Elathorna, kiedy przypomniał sobie, że przeciwnik był w znacznie gorszym stanie. Być może już jest martwy? Kto wie.
Ruszył w kierunku drzwi na tyle szybkim krokiem, na ile było to możliwe.
- Chętnych proszę za mną. - stwierdził po czym ruszył w kierunku centrum eksplozji, zgarniając po drodze kilku strażników.
 
__________________
Make a man a fire, you keep him warm for a day. Set a man on fire, you keep him warm for the rest of his life.
—Terry Pratchett
Blacker jest offline