Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-03-2013, 11:11   #174
Lilith
 
Lilith's Avatar
 
Reputacja: 1 Lilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie coś
Samkha krążyła od ściany do ściany po swojej niedużej kwaterze. Czuła się rozczarowana i rozzłoszczona sytuacją. Jakby wszystko sprzysięgło się przeciwko nim. Poniekąd sama była temu winna. Zmarnowała zbyt wiele czasu i działała nie dość stanowczo. Chociaż, kto wie czy nie dzięki temu właśnie, wciąż jeszcze żyła. Ona i Chris. Świadkowie wydarzeń w puszczy ginęli jedno po drugim w dość tajemniczych okolicznościach. Wizytę u Audrey od biedy mogła odłożyć do rana w nadziei, że dziewczyna przetrwa kolejną noc bez szwanku. Niestety, straż postawiona przy ich drzwiach po skończonej audiencji, była zbyt wielką przeszkodą w planowanej przechadzce do portu. Nie mogła ryzykować zbyt mocno. Możliwe, że najlepszym wyjściem byłoby pozostawienie wszystkiego w rękach Noituus. Oczywistą dla Samkhy sprawą było, iż w całej aferze chodziło głównie o wyeliminowanie z gry ostatniego z Utlandsk. Zastanawiała się tylko czy Earm powziął dzisiejsze działania na własną rękę czy też... Czy też było to coś w rodzaju ukartowanego chwytu dla zmylenia ich czujności.
Nawet Earm jednak wydawał się zaskoczony reakcją Alany. Zażądał Sądu Bożego, jak gdyby bezgranicznie przekonany był o winie Chrisa. A przecież dowody, nawet dla Earma, powinny świadczyć dość wyraźnie o jego niewinności. Czyżby większą wiarę pokładał w swych umiejętnościach, niż w sprawiedliwości bogów? O co w tym wszystkim chodziło?!

Samkha bezsilnie opadła na łóżko. To ją przerastało. Polityka, intrygi, walki o wpływy i władzę były jej niemal całkowicie obce. Całe swoje niedługie życie starała się trzymać z dala od podobnych brudów. Jak miała sobie teraz z tym poradzić? Jej pozycja niewiele znaczyła. Nie miała ni układów, ni wpływów, które mogłyby jej pomóc. Wręcz przeciwnie. Szacunek, który zdobyła, ograniczał się do dość wąskiego kręgu. Czyżby bogowie nie mieli świadomości, że aby pojąć tło konfliktu i wykonać zlecone zadanie potrzebowałaby ich mocy. Nie była bogiem. Nie potrafiła przejrzeć serc ludzi, ani wejrzeć w ich umysły.
Ale czy Freya, Thor i Loki tego od niej żądali?
Musiała sama przed sobą przyznać, ze jej zadaniem miało być tylko odnalezienie Rogu Odyna. Czy niepotrzebnie obciążyła swoje barki, podejmując odpowiedzialność za zło dziejące się pośród jej ludu?
- Błagam was bogowie, pokierujcie moimi krokami. Obdarz mnie cząstką swej siły Thorze. Freyo dodaj mi mądrości właściwej tobie i naucz rozeznania. Loki wspomóż mnie częścią swojej przebiegłości i sprytu. Jestem tylko człowiekiem. Słabą kobietą. Bez boskiej pomocy nie podołam wspiąć się na niedostępne dla żadnej śmiertelniczki wyżyny.
Po chwili słowa same poczęły cisnąć się na jej usta.
- Upodobnijcie moje nogi do nóg kozicy, która pewnie stąpa po zboczach gór. Przyuczcie me ręce do boju, a moje ramiona, by napięły łuk. Osłońcie mnie swą tarczą i uczyńcie miejsce dla moich stóp, by się nie zachwiały na drodze, którą mi wyznaczyliście. Będę ścigała nieprzyjaciół i ich dogonię. Nie zawrócę, dopóki nie wypełnię waszej woli.

Była nieco zawiedziona tym, że nie otrzymała żadnej odpowiedzi, żadnego znaku. Dopiero po chwili pojęła, jaka stała się nierozsądna i zarozumiała. Jak mogła przypuszczać, że bogowie natychmiast odpowiedzą na każde jej wołanie, gdy tylko się do nich zwróci? Zbyt niecierpliwa była. Nie mogła pozwolić, by opanowała ją pycha. By poczuła się ważniejsza, niż w rzeczywistości była. Wszak bogowie w każdej chwili mogli posłużyć się kimś innym. I z pewnością to zrobią, jeśli ona zawiedzie. Wyznaczyli jej rolę narzędzia w swoim przedsięwzięciu i z tą rolą postanowiła się pogodzić. Zaufać istotom mądrzejszym od siebie i pozwolić sobą pokierować. Położyć się i zasnąć spokojnie, powierzając swój los w ich ręce.
Tak też się stało. Zasnęła kamiennym snem.


Obudziła się jeszcze przed świtem. Twardy sen bez marzeń, przyniósł odpoczynek ciału i odprężenie skołatanym myślom. Kiedy sługa przyszedł z wiadomością o przygotowanym dla nich posiłku, nie mając zbyt wiele do spakowania, dawno już była przygotowana do wyjazdu.
Ponownie skupiła się na fiolce, którą otrzymała od starej Noituus. Od tamtej chwili sprawa potomka Osulfa nie dawała jej spokoju, a flakonik ciążył jej niemiłosiernie. Nie potrafiła zażyć jego zawartości i zniszczyć to nowe życie, jeśli już w niej było. Jednak komuś mógł przydać się bardziej. Zacisnęła w dłoni mały pojemniczek i wyszła na korytarz.
- Pani. - Strażnik przed jej drzwiami pochylił głowę na przywitanie. Młody woj bez wątpienia należał do oddziału Deora.
- Witaj … - odpowiedziała. - Jestem wolna? - Zainteresowała się widząc straż także przed drzwiami Chrisa.
- Wybacz Pani - zmieszał się lekko. - To tylko środki ostrożności dla waszego, Pani, bezpieczeństwa. Deor nie chciał mieć tu żadnych kłopotów dzisiejszej nocy.
- Podziękuj mu więc za troskę w moim imieniu - uśmiechnęła się, choć nie wiedziała czy wyszło to dość przekonująco. - i zapytaj czy czas pozwoli mu na rychłą rozmowę ze mną.
Skinął głową.
- Dokąd idziesz? - Usłyszała za sobą jego zaniepokojony głos.
- Chcę odwiedzić Audrey, córkę Redwalda. - odparła zniecierpliwiona. - Wolno mi? -zapytała twardszym niż zamierzała głosem.
- Ależ tak - odparł zmieszany jeszcze bardziej, niż poprzednio. - Zrozum Pani. Do twego wyjazdu odpowiadam głową za twoje bezpieczeństwo.
- Chodź więc ze mną - zaproponowała i nie zwlekając już dłużej ruszyła ku komnacie dziewczyny. - Zostań tu. - Zatrzymała go przed drzwiami. - Nie byłoby dobrze niepokoić ją obecnością mężczyzny.
 
__________________
"Niebo wisi na włosku. Kto wie czy nie na ostatnim. Kto ma oczy, niech patrzy. Kto ma uszy, niech słucha. Kto ma rozum, niech ucieka" (..?)
Lilith jest offline