Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-03-2013, 15:30   #33
Sir_Michal
 
Sir_Michal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sir_Michal jest na bardzo dobrej drodzeSir_Michal jest na bardzo dobrej drodzeSir_Michal jest na bardzo dobrej drodzeSir_Michal jest na bardzo dobrej drodzeSir_Michal jest na bardzo dobrej drodzeSir_Michal jest na bardzo dobrej drodzeSir_Michal jest na bardzo dobrej drodzeSir_Michal jest na bardzo dobrej drodzeSir_Michal jest na bardzo dobrej drodzeSir_Michal jest na bardzo dobrej drodzeSir_Michal jest na bardzo dobrej drodze
Donnchad znalazł wreszcie chwilę spokoju. Od skończenia bitwy zasypywany był coraz bardziej bezsensownymi prośbami, zapytaniami czy zażaleniami. Upewnił się, że ranni piraci otrzymają priorytetową pomoc, nowych jeńców wysłał do lochów, a zabitych, którzy powoli wypływali na brzeg tworząc makabryczny krajobraz, kazał przenieść na najdalszą część plaży, gdzie później będzie można ich spalić.
Duch wrócił do portu. Bitwa skończyła się zaledwie parę godzin temu, ucieszył więc go widok pracujących w pocie czoła piratów. Z morza wspólnymi siłami wyciągano właśnie ostatnią łajbę wymagającą skomplikowanej pomocy. Niedaleko leżała wielka sterta materiałów, które morze wyrzuciło na brzeg, a skrupulatni piraci zebrali. Deski, części olinowania - wystarczyło zebrać narzędzia, a wkrótce statki z powrotem wrócą na morze. Z wioski zamkowej ponownie wypłynęły łodzie rybackie - Beendrod pozwolił ludziom wrócić do codziennych zajęć, jednak znajdowali się pod stałym nadzorem na wypadek gdyby któryś z nich spróbował płynąć do Stannisa na niewielkiej łodzi posiadając tylko parę wioseł.
Kapitan mógłby tak stać całe dnie, czując energię jaką dawało mu morze. Jego rozmyślenia przerwał jednak Jakub, oznajmiając że wieczerza jest już gotowa i wszyscy na niego czekają. Duchowi przypadły do gustu lordowskie potrawy, ale tym razem wolałby nie jeść nic niż iść tam i słuchać kolejnych nic nie wnoszących narzekań.

Gdy kapitan wszedł do izby, służby już nie było. Jego ludzie rozmawiali właśnie o stratach, zyskach i innych arcyważnych aspektach pirackiego życia.
- Wasze łajby będą gotowe do działania lada dzień. Mój statek przepadł na zawsze - Saheym Starszy cudem uniknął śmierci rozbijając się o klify, znaczna część jego załogi nie mogła tego o sobie powiedzieć. - Wszystko przez tego pieprzonego smoka. Moglibyśmy wrócić do zamku w tej samej liczbie, w jakiej z niego wypłynęliśmy. Wystarczyło trzymać bydlaka na smyczy - Jenny postąpiła bardzo rozsądnie nie przychodząc na pirackie obrady. Zaproszenie grzecznie odrzuciła, tłumacząc się tym, że musi zadbać o stan Maegora.
- Otrzymasz statek godny twym umiejętnościom, prawdziwy królewski okręt wojenny. Będziesz musiał znaleźć odpowiednią załogę, choć i w tym wydaje mi się, że ci pomogę - zakończył lakonicznie Duch.
- Kapitanie, to nadal nie rozwiązuje kwestii smoka - zauważył Czerwone Oko. - Jeżeli nad bestią nie można zapanować to może trzeba pomyśleć nad innym, brutalniejszym rozwiązaniem?
- Jakie rozwiązanie proponujesz? Zwierz jest najwidoczniej żądny krwi i wrażeń, wydaje mi się, że pasuje idealnie do naszej kompanii. W dodatku atakował tylko naszych wrogów, co utwierdza mnie w przekonaniu, że jest to inteligentna bestia.
- Stracenie smoka byłoby chyba najgłupszym rozwiązaniem - odparł Myirlion. Duch słyszał opowieść jakoby Maegor uratował grubego kapitana wpadając w trójkę przeciwników, którzy otoczyli Myirliona. Smok silnie potrzebował takiego wsparcia.
- Nauczyliśmy Maegora odróżniać przyjaciół od wrogów. Dlaczego mielibyśmy sobie nie poradzić z nauką cierpliwości? Mamy dużo jeńców, wielu nie ma dla nas żadnej wartości, myślę że to załatwiłoby sprawę - brutalny pomysł jednego z Dornijczyków mógł być bardzo ekstremalny, na pewno też wyjątkowo prosty. Duch nie omieszka zapytać o to Jenny.
- Porozmawiam na ten temat z dziewczyną. To jednak nie jest zadanie nagłej potrzeby, chyba że płynie do nas kolejna część floty Stannisa... I to właśnie powinno zreorganizować nasze priorytety - Donnchad poprosił by przyprowadzono najwyższego stopniem jeńca. Złość piratów szybko przeleje się na biednego więźnia, by później znacznie ułatwić dialog kapitana z jego ludźmi.

Sir Eldon Estermont, jego syn Aemon i wnuk Alyn przewodzili niedobitkom floty Stannista. Eldon był panem na Zielonym Kamieniu, wyspie leżącej u południowych wybrzeży Krain Burzy. Jego znakiem był zielony żółw. Estermont był starym człowiekiem, ale miał w sobie siłę właściwą przyzwyczajonym do zmiennych prądów wyspiarzom. Siedział pod kluczem, ale prosty jak deska, wspierając ręce na krzywych nogach żeglarza. Czekał na swój los z podniesionym czołem. Czego nie można było powiedzieć o jego wnuku, który cierpiał z powodu poważnych oparzeń zdobytych jeszcze na Czarnej Wodzie.
Piraci złapali rycerza i pół niosąc, pół ciągnąc doprowadzili do izby lordowskiej. Cała sala skierowała wzrok ku pojmanemu, oczekując na swego kapitana.
- Eldonie - zaczął Duch - wierzę, że ułatwisz naszą rozmowę. Nie sądzę, byś potrzebował, hmm, dodatkowej motywacji. Zacznijmy może od najważniejszego, jak dużo statków ma jeszcze ze sobą Stannis?
Lord szczęknął zębami i zacisnął usta w cienką linię. Spojrzał na pirata znad zadartego nosa i milczał.
Piraci, którzy go tu przywlekli stali tuż obok jeńca. Mniej cierpliwy oprawca uderzył starca, po czym wyjął nóż.
- Wpada jednym uchem, a drugim wypada. Znam na to lekarstwo - pirat uśmiechnął się łobuzersko i przystawił broń do ucha rycerza. Czekał na znak od kapitana.
Estermont drgnął, a jego oddech przyśpieszył o włos, ale w jego oczach widać było jedynie kamienny upór.
- A pieprzyć - nożownik jednym płynnym ruchem oberżnął większą część ucha więźnia, który w pierwszej chwili zaryczał jak zażynany wół, lecz już po chwili zagryzł swój ból i dało się jedynie słyszeć z jego strony ostre oddechy. Krew ciekła mu z ucha świeżą fontanną.
- Kapitanie - nieśmiele zaczął drugi z piratów. Jak się miało za chwilę okazać ten sprytniejszy - w lochach mamy jeszcze jego syna.
- Czyli ten już jest niepotrzebny - ucieszył się drugi, kapitan szybko go jednak uspokoił.
- Poślijcie po niego. Eldonie, straciłeś już ucho, przed przystawieniem ostrza do gardła twego syna zechcesz stracić jeszcze palce, czy może zaczniesz mówić?
Za drzwiami słychać było pospieszne kroki piratów udających się w stronę lochów. Brutalny oprawca przestał muskać ostrzem świeżą ranę, tym razem przystawił nóż do najmniejszego palca Estermonta.
- W ilu kawałkach syn zobaczy swego ojca - zastanawiał się na głos pirat, ku uciesze całej sali.
Eldon Estermont przewiercał wzrokiem pirata, myślał.
- Cała jego flota popłynęła na Czarną Wodę - wycedził wreszcie przez zęby.
- A wróciła tylko garstka - Duch odwzajemnił się nienależycie długim spojrzeniem. Podobnie jak cała jego załoga, wszyscy analizowali każde słowo rycerza - Reszta floty jak rozumiem, spłonęła? Na Czarnej Wodzie nie ma teraz ani jednej jednostki Stannisa?
- Żadnej, która nadawałaby się do użytku - Eldon spuścił wzrok, wściekły na siebie.
- Więc co zamierza Stannis - kontynuował Donnchad, nie przejmując się stanem przepytywanego rycerza.
- Nie wiem - wymamrotał przesłuchiwany.
- Zaraz się dowiesz - zagroził jeńcowi jeden z oprawców, przystawiając nóż do męskości rycerza.
- Jak mniemam, twój król zrezygnował z Królewskiej Przystani - podpowiedział Estermontowi Duch. Za drzwiami dało się już słyszeć kroki, zapewne prowadzono syna Eldona.
Słysząc dźwięki za drzwiami Estermont zaczął mówić szybko.
- Nie wiem co zamierza. Nie dopuszczał do siebie przegranej. Stannis wierzy całą duszą, że jest wybrańcem, który zjednoczy Siedem Królestw pod ognistą koroną. Mieliśmy zdobyć Przystań bez najmniejszego problemu.
Duch omiótł podejrzliwym spojrzeniem rycerza. Eldon nie wyglądał na wprawionego kłamcę, a jego wersja zdarzeń nawet by pasowała. Pożar królewskiego lasu, pogrom w zatoce. Estermontowi raczej nie dane było spotkać się ze Stannisem.
- Zostaw - ostrzegł prześladowcę rycerza. - Mówi prawdę. Jakubie, zadbaj o stan naszego jeńca - kapitan ruszył ku wyjściu, mijając syna Eldona wprowadzanego do izby. Zatrzymał się przy samych drzwiach. Któryś z jego dowódców zadał dość ciekawe pytanie.
- A co z Saanem? Pirat popłynął z wami na pewną śmierć - rzucił Hjernwon z pełnym pogardy uśmieszkiem.
- Saana z nami nie było. Zerwał kontrakt ze Stannisem. Nie chciał mieszać się w starcie królów - ta informacja ucieszyła Donnchada. Stary pirat miał przynajmniej tyle zdrowego rozsądku.


Donnchad udał się do komnaty Jenny zaraz po skończeniu pirackiego przesłuchania. Przyniósł dziewczynie talerz pełen najprzeróżniejszych potraw ze stannisowej kuchni. Smok nie potrzebował tego typu gestów - Duch zapewnił Jenny osobistą służącą, która aż nazbyt często zaglądała do królewskich piwnic.
- Co z nim - zagarnął dziewczynę.
- Jest niezadowolony, ale nie tak jakby się można spodziewać - Jenny zamyśliła się na chwilę - Kiedy zamknęliśmy go na statku, po tym jak miał okazję zaznać wolności wpadł w szał, a teraz wygląda na obrażonego, ale zamiast szaleć śpi i tylko gdy ktoś podejdzie bliżej zaczyna się irytować.
- Nikt nie lubi jak odbiera się jego wolność, ale musisz nauczyć go posłuszeństwa. Jak pewnie możesz sobie wyobrazić, ludziom nie spodobała się jego obecność podczas bitwy. Twierdzą, że nie powinien z nami płynąć, już teraz nikt nie da rady kontrolować go siłą. A on cały czas rośnie - Duch zamilkł na dłuższą chwilę. - Jednym z bardziej rozsądnych pomysłów, który padł dziś na sali był trening Maegora... Z wykorzystaniem mniej ważnych jeńców jako przynęty i nagrody w jednym - kapitan obserwował Jenny oczekując reakcji dziewczyny. Sam nie wiedział co o tym planie myśleć.
Dziewczyna na chwilę zamarła i jakby zbladła. Zamyśliła się, zagryzłą wargę i odetchnęła głeboko.
- Tak, wydaje się, że to jedyna możliwość. W każdym razie nie widzę innej.
- Zatem postanowione - kapitan był usatysfakcjonowany. - Zaczniemy od rana, słyszysz Maegor, od jutra przestaniesz się nudzić - smok najwidoczniej miał gdzieś suche zapewnienia. Nawet się nie poruszył. - Jeśli jednak mu na to pozwolimy - pirat zmarszczył czoło, wytężając umysł - musisz go pilnować. Ma być posłuszny. Nie chcę słyszeć o innych ofiarach, tylko ci na placu.
Skinęła głową z zaciętą miną.

~.~

Jeszcze tego samego wieczoru przyszedł list ze stolicy. Namiestnik chciał nawiązać dialog z tajemniczym zdobywcą Smoczej Skały. Duch mógł się tego spodziewać. Kolejne listy były jednak coraz bardziej intrygujące.
Cytat:
Proponuje ci ciche spotkanie z Namiestnikiem. Negocjacje warunków współpracy. Nagrody a nawet ziemię. Jak również bezpieczeństwo na czas spotkania. Jeśli dogadamy pewnie amnestia na stare grzechy. Wraz z lordowskim tytułem i ziemia dla ciebie i twoich ważnych ludzi. Kto jest mile widziany w stolic a kto nie decyduje król i jego Namiestnik. Przybędziesz proponuje to po raz ostatni.
Bolton postawił ultimatum. Donnchad długo zastanawiał się nad odpowiedzią. Jakub ostrzegał go, przytaczał kolejne rozdziały historii.
- Co mógłby zyskać pozbywając się załogi jednego statku - argumentował Duch. - On wie, że mamy tu przynajmniej niewielką flotę. Pisz co mówię - zaczął dyktować treść kolejnego listu Duch. - Powiedzmy, że się zgadzam. Jak wyglądałoby te królewskie bezpieczeństwo?
Na odpowiedź nie trzeba było długo czekać.
Cytat:
Wpłyniesz do portu, tu obejmie cie eskorta moich ludzi. Zaprowadzą cię do mnie a po skończonych negocjacjach odprowadzą na statek. Statek na ten czas również będzie chroniony przez moich ludzi. Czy możemy liczyć na zabranie ze sobą więźniów i czy mam szykować spotkanie?
Tym razem Wilfgrey bez pomocy kapitana napisał odpowiedź:
Cytat:
Nie obawiam się mieszczan czy kupców. Nie, twoi ludzie znajdą się pod opieką moich, na czas mojej wizyty. Dodatkowo król osobiście poręczy za nasze bezpieczeństwo.
Powiadają, że dwór to legowisko żmij, a ja zamierzam wrócić niepokąsany.
Domeric zgodził się. W kolejnych listach ustalono szczegóły dotyczące jeńców. Kapitan poczynił odpowiednie przygotowania do wypłynięcia - w porcie czekały już trzy najszybsze łajby.
- Pojawimy się w stolicy nad ranem. Nie chcemy wzbudzać niepożądanego zainteresowania. Statek z jeńcami zatrzyma się w odpowiedniej odległości. Wymiana będzie uwieńczeniem udanych rozmów - Duch wydawał kolejne instrukcje.
Tuż przed wypłynięciem poprosił Jakuba o wysłanie listu do namiestnika.
Cytat:
Będziemy przed świtem.
 
Sir_Michal jest offline