Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-03-2013, 18:31   #20
Fielus
 
Fielus's Avatar
 
Reputacja: 1 Fielus jest na bardzo dobrej drodzeFielus jest na bardzo dobrej drodzeFielus jest na bardzo dobrej drodzeFielus jest na bardzo dobrej drodzeFielus jest na bardzo dobrej drodzeFielus jest na bardzo dobrej drodzeFielus jest na bardzo dobrej drodzeFielus jest na bardzo dobrej drodzeFielus jest na bardzo dobrej drodzeFielus jest na bardzo dobrej drodzeFielus jest na bardzo dobrej drodze
Silvio przekrzywił głowę patrząc na dziewczynę. Propozycja zaskoczyła go, był pewien, że zostanie raczej zaatakowany.
-Sojusznikiem? Cóż zapewne zostanę twoim sojusznikiem, albo zginę. Nie odpowiadaj, to nie było pytanie. Nim jednak zdecyduję, powiedz mi proszę o obowiązkach twojego sojusznika.- Kruk nie był głupi, a żądza krwi bijąca od dziewczyny była przytłaczająca, Silvio czuł, że przynajmniej chwilowo, lepiej jej nie atakować.
- Ten ogród opuścić może tylko dwójka, potem możesz robić co chcesz. - odparła rozbawiona, podskakując lekko na nogach. Kula ciężko zatańczyła na jej szyi.
-Więc...- Silvio rzucił okiem na leżącego na ziemi, kota, który w tej chwili był człowiekiem. -Tylko dwie osoby, więc jedna osoba z naszej trójki musi umrzeć. Jak rozumiem proponujesz tego tutaj, czy tak?- Zapytał Silvio spokojnie.
Dziewczyna zatańczyła po raz kolejny, zaś kula zdawała się być jej partnerem. - Do - kład -nie! - każda sylaba towarzyszyła innej pozie, zaś zakończeniem jej “wypowiedzi” było zaklaskanie jej dłońmi.
-Dlaczego nie zabijesz go sama? Czyżby był, aż tak potężny, że potrzeba więcej niż jednej osoby, by to zrobić?- Zapytał szczerze zaciekawiony Silvio.
- Dlaczego nie zabiję was dwóch? - zapytała tańcząc.
-Dobre pytanie. Dlaczego więc chcesz się sprzymierzyć ze mną, skoro rozważasz też taką opcję, która jest dla ciebie, hm, ciekawsza. Widzę twoją aurę, dosłownie emanujesz żądzą krwi i zabijania, nie żebym miał coś przeciwko temu.- Silvio wyprostował się i napiął lekko mięśnie nóg, tak by dziewczynka tego nie zauważyła, ale by w razie czego, mieć lepszy start.
- Słodki jesteś, wiesz? - pani tego ogrodu kontynuowała swą grę, najwyraźniej tracąc kontakt z rzeczywistością - nie udzielała bowiem odpowiedzi na jego pytania, zaś rozmowa przypominała poprzednią wymianę słów, bo ciężko było nazwać ją tranzakcją zdań czy też poglądów.
-[i]Wiem[./i]- Odparł uśmiechnięty Silvio, jednak nadal nie rozluźnił mięśni.- Czy to odpowiedź na moje pytanie? Chcesz się ze mną sprzymierzyć, bo jestem słodki? - “chociaż wątpię, by to była prawda”, dodał już w myślach Silvio
- Wiesz co jest lepsze od zabijania? - zapytała rozbawiona. - Oglądanie jak inni to robią! - wykrzyknęła, zaś znajdująca się pod nią trawa zaczynała tańczyć w rytm jej aury.
-Cóż, twoja propozycja jest niezwykle ciekawa.- Zaczął mówił Silvio powoli zbliżając się do dziewczynki. -Faktycznie możesz mieć rację, myślę, że możesz mieć rację z tym zabijaniem.- Już był blisko dziewczynki. -Chciałabyś!- Ostatnie słowo Silvio wykrzyczał skacząć do przodu wyprowadzając cios pięścią w klatkę piersiową dziewczyny, nie było to jednak zwykłe uderzenie. Kruk wzmocnił swoją pięść za pomocą aury, a w chwili uderzenia miał zamiar gwałtownie zmienić pole grawitacyjne odpychając dziewczynę do tyłu.
Kula na chwilę zmieniła kolor na żółty, zaś dziewczyna dumnie nazwana wariatką, ktora została po raz kolejny skrzywdzona przez los, znajdujący się tym razem pod postacią Silvo. Atak z zaskoczenia był dobrym pomysłem, gdyby nie rożnica szybkości - dziewczyna zmieniła swoją pozycję wystarczająco sprawnie i gwałtownie, że odepchnięte zostały tylko masy powietrza. Jej noga szybko wystrzeliła, zaś zetknięcie się z ręką kruka zwiastowało płynne przejście odcienia “naszyjnika” z żółci do czerwieni. Silvo oderwał się od ziemi, zaś nawet wzmocnione aurą ciało odczuło siłę uderzenia. Nawet jeśli było to małe zwycięstwo - to manipulacja grawitacją nie tylko dodatkowo osłabiła cios, ale i sprawiła że Otoha nie mogła kontynuować natarcia i dołączyła do poruszających się w powietrzu istot. Jej ciało zdawało się tak lekkie, tak kruche, że siłą z jaką wykonała atak była dla Kruka absurdalna.
Silvio postanowił atakować dalej. Chciał wykorzystać fakt, że jego przeciwniczka znajduje się w powietrzu. Zacząl manipulować grawitacją w ten sposób by utrzymać ją tam w jednym punkcie, jednocześnie nie chciał walczyć w zwarciu przynajmniej chwilowo. Wylądował na ziemi, wykonał szybko gest ręką po czym posłał w kierunku dziewczyny, której imienia nawet nie znał, tuzin włóczni stworzonych z jego aury.
Pnącza wystrzeliły spod Otohy, tworząc przed nią żółwia, którego skorupa okazała się nie do przebicia przez aurę, która w porównaniu z szaleństwem pani tego ogrodu nie wypadała zbyt dobrze. Żółw zamienił się po chwili w ptaka - roślinę, który zaczał unosić się wysoko ponad pole bitwy.
Baron prychnął bardzo po kociemu upadając na ziemię. Kątem oka dostrzegał tablicę wciąż ukazaną nad ich polem bitwy. Zmieniała się. Prezentowała ich cielesną wytrzymałość. Cóż, to zabawne, ponieważ w przypadku Zaccarii powinna przyjąć wartość ∞.
Kotołak odetchnął głeboko, w oczekiwaniu, aż jego ciało powróci do pełnej sprawności. Zwykle zajmuje to niedłużej niż kilka minut. Tymczasem udawał nieprzytomnego, gotów jednak do szybkiego zrywu, gdyby ktoś zamierzał targnąć się na niego.
Delikatnym jak oddech niemowlęcia ruchem sprawdził, czy nadal ma przy sobie swój rewolwer. To w chwili obecnej była jedyna jego broń, nie licząc TEGO, czego nie miał zamiaru robić zbyt często.
Jednocześnie przysłuchiwał się rozmowie mężczyzny i lady Otohy. “To zdradliwa chināla.” przymknęło mu przez myśl to niepochlebne określenie.
Ciało jednak goiło się w tempie godnym pogardy, właściwie to baron był pewien że bierze aktywny udział w walce, nawet jeśli tylko leżał wśród traw.
Pozostało czekać. Zaccaria czuł się bardzo źle jako wojownik pierwszej linii. Nigdy nie wychodziło mu to na dobre i napawało pewnego rodzaju melancholią. Niech ten czarno odziany awanturnik robi swoje, jeśli już poczuł się dobrze w tej roli. Kotołak zaczeka. To wychodziło mu wspaniale.
“Jego umiejętności stoją wysoko. Może być użyteczny.” pomyślał. “Bardzo ciekawi mnie, skąd czerpie moc...”
Cóż, jeśli chodzi o moc Anicostina Basta to była ona raczej nieprkatyczna, chyba że czempion Pani Kotów postanowił na własną rękę zdziałać jakiś cud - nagiąć rzeczywistość myślą, czy inne tajemnicze, czarodziejskie sprawki. Nigdy jednak nie miał zacięcia, by nauczyć się takich wyrafinowanych sztuk, poza tym Bast raczej nie udostępniała “materiałów” do ćwiczeń.
Czekał. Był wojownikiem drugiej linii, więc czekał. Kiedy ona odsłoni się na tyle, by Zaccaria uznał to za stosowne, zaatakuje.
Silvio tymczasem postanowił nie patyczkować się. Wyteżył swoje zmysły, już dawno nie był tak skupiony na walce, jak w tym momencie. Zaczął gromadzić przyciągające pole grawitacyjne niedaleko dziewczyny, w zamyśle chciał stworzyć coś w rodzaju czarnej dziury, która będzie przyciągać do siebie wszystko z ogromną siłą, ale w przeciwieństwie do czarnej dziury, nie pochłaniać, tego co w nią wpadnie. Miał plan, gdy dziewczyna znalazłaby się w pobliżu, tak, że nie mogłaby unikać, zamierzał zasypać ją gradem pocisków. Jego grawitacja powinna też przyciągać do siebie pnącza dziewczyny pogarszając jej obronę.
Pani tego ogrodu krzyknęła z bólu - najwyraźniej rosnąca grawitacja była dla niej wielkim problemem. Kula na chwilę przyjeła zielony kolor, ukazując piękno tego koloru. Spokój, który w teorii powinien dawać, odpoczynek, który miał symbolizować.
Jeśli kruk chciał atakować, to musiał najpierw poradzić sobie z tygrysem który wyrósł między nim, a unoszącą się w powietrzu dziewczyną. Jakby tego było mało, z pod jego kończyn wystrzeliło kilka pędów, które błyskawicznie oplątały jego ręce i nogi. Tygrys był znacznie szybszy niż poprzednio, przyśpieszenie, jakie posiadał sprawiło, że i tak uwięziony cel nie zarejestrował nawet momentu w którym na jego ciele pojawiły się dwa płytkie ślady po cięciu pazurami. Zwierzę było gotowe do kolejnego ataku czekając kilka metrów za plecami Silvo.
Silvio powoli zaczynał mieć tego dość. Jego zdolności walki, były większe niż to co do teraz prezentował. Walka na odległość naprawdę nie była jego mocną stroną, był mistrzem sztuk walki. Niemal legendarnym w swoim świecie, a teraz był oplątany przez pnącza i nie mógł się ruszyć. Z tego powodu Kruk postanowił walczyć w sposób, który nie wymagał od niego używania rąk i nóg, czyli w sposób, którego nie lubił. Na ziemi dokładnie pod dziewczyną zebrała się aura, która przybrała kształt ostrych kolców, wtedy Silvio zmienił pole grawitacyjne posyłając dziewczyną z dużą prędkością wprost na nie, podróżowałą ona w czymś w rodzaju grawitacyjnego tunelu. Chwilowo Kruk postanowił zostawić tygrysa w spokoju, uważał, że jeśli pozbędzie się dziewczyny wystarczająco szybko, to ten nie będzie stanowił zagrożenia.
“Imponujące, jednak jeśli uda mi się odkryć źródło jego siły, sprawy przybiorą fortunny obrót.”
Moment perfekcji zbliżał się dla Sapienzy nieubłaganie. Kolejnym ostorżnym, wolnym ruchem dotknął swojego rewolweru. Jeszcze chwila cierpliwości...

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=kVRSWkDTno8&feature=endscreen&NR=1[/MEDIA]

Tygrys wyskoczył tylko po to, by sekundę później stać się wielkim niedźwiedziem, górującym tuż za Silvo. Tym razem uderzenie nie było porównywalne do draśnięć, jakimi niewątpliwie były ślady po tygrysie. Jeśli atak mógł zmiażdżyć coś poza ciałem swego celu, to tym razem miało to miejsce. Dwie łapy powoli opadły na spętanego Silvio, doprowadzając go błyskawicznie do zetknięcia z ziemią. Nawet waleczne serce kruka nie pomogło, jego wola została sprowadzona do poziomu gruntu, jeśli nawet nie niżej. Jego starania zawiodły, zaś swoisty pancerz który posiadł rozprysł się na wszystkie strony. Jakby dla potwierdzenia jego stanu z ust wymknął się krzyk bólu. Więzy opuściły jego ciało, dając mu nieco swobody, chcąc go pocieszyć.
Istniała jednak nadzieja, którą ujrzały oczy kruka. Pani tego ogrodu również była w tarapatach, zaś ciche jęki które dochodziło z jej ust zapewniały o skuteczności osłabionego już ataku.
Każdy z nich posiadał swojego “przeciwnika”: czy to wbijające się w oplątane pnączami ciało kolce, czy też przygniatającego do ziemi niedźwiedzia, który niebezpiecznie podniosł się na tylnie łapy.
Sapienza był pewien - teraz miał perfekcyjną okazję do wykonania ataku, nie ważne kto będzie jego celem. Tablica zaś akby uśmiechnęła się do niego, tym razem to on był na czele.
Kruk wiedział co musi zrobić, nie mógł sobie pozwolić na dalsze zabawy z kimkolwiek. Przynajmniej jeśli chciał przeżyć. Silvio przymknął oczy na krótką chwilę, zbierając cała swoją wolę, przynajmniej tą nad, którą jeszcze mógł panować. Mężczyzna otworzył gwałtownie oczy i wypowiedział szeptem jedno słowo: “Shōgekiha”. W tym momencie Silvio stał się epicentrum pola grawitacyjnego, które rozchodziło się niczym eksplozja we wszystkich kierunkach, odpychając wszystko co znajdowało się dookoła. Jednocześnie razem, z tą falą uderzeniową w każdym kierunku poleciał dosłowny grad pocisków zrobionych z aury. Kruk nie przejmował się tym kto może zostać trafiony, pociski leciały w każdym kierunku, Silvio dotychczas starał się omijać tego osobnika, który potrafił zamieniać się w kota, teraz już o to nie dbał. Chciał po prostu zabić...
Ktoś zaklaskał. Tak, to był on.
- Bravissimo, w istocie bravissimo. Dawno się tak nie ubawiłem jak teraz.-
Siedział na trawie ze skrzyżowanymi nogami, a rany delikatnie falowały, kiedy ciało wracało do wyjściowego, nienagannego stanu. Co ciekawe, nie leżał już tam, gdzie upadł. Był niemal po drugiej stronie Otohy względem swojej poprzedniej pozycji, spokojny jak na majówkowym pikniku. Poza zasięgiem strzałów Kruka.
Baron Sapienza powstał, a jego oblicze stało się nieprzeniknione. W dłoniach pojawił się jego wierny rewolwer - ostatnia broń, która nie padła ofiarą bestii z ogrodu.
- Lady Otoha, przykro mi, że przez cała partię oszukiwałaś. Gra z takimi przeciwnikami nie jest interesująca. Ty zaś, mój drogi, dałeś niezwykły wręcz pokaz. Gratuluję. Teraz jednak pora, żebym ja również wykonał ruch...-
Anicostin uniósł rewolwer. Dla niektórych odległość, z jakiej mierzył, nie ważne czy celował w Kruka, czy w kocicę, mogłaby wydawać się ekstremalna, on jednak wiedział, że może trafić. Dysponował wszak wieloma asami, a ten trik należał do jego ulubionych.
- ...mój ostatni sztych, milady. Bastet, prowadź nas.- Rzekł i pociągnął za spust dwukrotnie, mierząc w osłabioną kocicę.
Tym razem zawirowania energii nad byłym ogrodem stawały się coraz większe. Nagle wszystko zaczynało oddalać się od Silvo, razem z resztkami jego aury. Każda z części była teraz energetycznym pociskiem zaprogramowanym do jednego. Do tego, co tak lubią widzowie.
Gigatnyczna fala rozeszła się we wszystkie strony niszcząc niemalże każdy aspekt czegoś... co kiedyś było piękne. Jęki nadchodziły do uszu Silvo z różnych stron, jednak nie był on pewien tego, kto jest ich twórcą. Wiedział tylko że jego atak zadziałał. Znowu czuł się lepiej, znacznie lepiej. Był pełny energii, może nawet w lepszym stanie niż na początku. Przynajmniej jeśli chodzi o jego ducha, ciało bowiem cierpiało.
Silvo rozejrzał się po okolicy gdy tylko ataki ustały. Ujrzał uśmiechniętego kotołaka, który instyktownie przybrał na chwilę postać kota. Najwyraźniej również on miał problemy z uniknięciem tych ataków. Całe jego ciało zaczynało pokrywać się białą mazią, która aż bulgotała. Nie minęła minuta a baron był całkowicie zdrowy i z uśmiechem wskazał Silvio Otohę z dwoma dziurami po kulach, oraz niemalże rozerwanym ciałem.
Baron ostrożnie zbliżył się do leżącej Otohy i trącił ją łapką. Zachichotał i śmiał się jeszcze, nawet kiedy przeszedł już w ludzką formę.
- To było niezwykle... odświerzające. A teraz proponuję, jeśli oczywiście nie masz zamiaru podjąć walki na nowo, mister, wynieść się z tego grobowca.-
Silvio podniósł się z ziemi strasznie obolały, ale zadowolony z siebie. Przeżył pierwszą poważną walkę w wieży i jeszcze wyniósł z niej coś przydatnego dla siebie, nową zdolność, której nauczył się obserwując dziewczynę. Kruk spojrzał nieco nieprzytomnym wzrokiem na kotołaka, po czym powiedział:
-W sumie to całkiem niezły pomysł. Tak w ogóle to na imię mi Silvio.
- Wieża kryje wiele dziwów... Nazywaj mnie sir Roland.- Stwierdził baron, ruszając w kierunku uskoku rzeczywistośc. Zatrzymał się jeszcze na chwilę po to, by gestem polecić Silvio dołączenie do siebie.
Silvio wolnym krokiem dołączył do Sir Rolanda.
-Wiem na co się pisałem wchodząc tutaj, ale jednak siła tej dziewczyny była zaskoczeniem. Szczerze mówiąc dawno już nie spotkałem przeciwnika na którego musiałem użyć Shōgekihi.- Powiedział Kruk ze szczerym uśmiechem.- Chodźmy, lepiej, mam wrażenie, że lepiej tutaj za długo nie zostawać.
 
__________________
" - Elfy! Do mnie elfy! Do mnie bracia! Genasi mają kłopoty! Do mnie, wy psy bez krzty osobowości! Na wroga!"
~Sulfelg, elfi czarodziej. "Powołanie Strażnika".
Fielus jest offline