Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-03-2013, 20:39   #141
Elas
 
Elas's Avatar
 
Reputacja: 1 Elas wkrótce będzie znanyElas wkrótce będzie znanyElas wkrótce będzie znanyElas wkrótce będzie znanyElas wkrótce będzie znanyElas wkrótce będzie znanyElas wkrótce będzie znanyElas wkrótce będzie znanyElas wkrótce będzie znanyElas wkrótce będzie znanyElas wkrótce będzie znany
Drużyna - zdecydowanie - specjalna

Zanim drzwi do sali w ogóle się otworzyły, w samym pomieszczeniu pojawiło się kilka lodowych sopli wymierzonych w centrum pomieszczenia. Dopiero po tym - na rozkaz Elathorna zresztą - przez drzwi wparowało czterech strażników, zajmując pozycje tuż przy wyjściu. Za nimi wkroczył czarodziej, opierając się na stworzonej z lodu lasce.
- Straż Witlover, co tutaj się dzieje?! - niemalże wykrzyknął a jego wzrok jasno pokazywał, że oczekuje wyjaśnień.
John, zwany teraz Bobem wkroczył do sali śladem czarodzieja. Jakoś specjalnie go nie dziwiło że drużyna jak zwykle powodowała zamieszanie gdziekolwiek się pojawiła, miał jednak cichą i nieśmiałą nadzieję że uspokoją się bez wdawania się w walkę ze strażą
Calamity kosztował właśnie wina, wygodnie się rozsiadając. - Niebywałe... dobry rocznik... - Rzekł rycerz unosząc kielich, jednocześnie łypiąc kątem fioletowego oka na przybyszy.
- Ci co... narobili hałasu... prędko ich nie zobaczymy... - Po tych słowach odłożył naczynie, i oparł się łokciem na stół podpierając głowę. - Odłóżcie broń... dla dobra wszystkich... - mówił nieco znudzonym tonem. - Chyba nie chcecie... przerwać posiłku... mojemu nakama? - Spojrzał na Gorta, uśmiechając się mimowolnie. Ktoś kto od dłuższego czasu znał rycerza, zauważył już dawno coś dziwnego w jego zachowaniu Cóż może bardziej dziwnego niż zwykle. Nie czekając na odpowiedź ponownie wlał w siebie zawartość kielicha. Jeżeli nie poczuje się zagrożony nie podejmie żadnych agresywnych działań. - Spróbujcie pieczeni... jest wyśmienita. - dodał, nabijając na widelec trzymany w palcach, kawałek mięsa.
- Mała przyjacielska sprzeczka - stwierdził Gort, przeżuwając ostatni kawałek mięsa, po czym odrzucił na bok ogryzioną do czysta kość. - Błękitka strzeliła focha, a Blondas też se gdzieś polazł, więc zostaliśmy tylko my, najelpsi z najlepszych! Ty jesteś John? - zakończył wskazując palcem na obandażowanego maga.
- Nie. - odparł krótko Gortowi, jednak nie wyglądało na to, żeby zamierzał zmniejszać swoją wartość bojową. Chociaż wydawali się spokojni, to kto wie szaleńców? Jeszcze przed chwilą doszedł stąd głośny wybuch.
- To oni? - zwrócił sie, tym razem w kierunku Johna, czy też Boba.
- Tak, to oni, chociaż w niepełnym składzie. Sądzę że interwencja straży nie będzie konieczna, wygląda na to że rozróba rozeszła się po kościach - burmistrz, na te słowa skinął głową na strażników, po czym wraz z nimi i rudowłosym nieumarłym opuścili salę, by dać możliwośc prywatnej narady dla grupy stworzonej do oczyszczenia wysypiska.

Gdy tylko John skończył mówić zachował się w wyjątkowo nietypowy dla siebie sposób - wystąpił przed pozostałych kierując się do swojej drużyny. Co prawda brakowało mu tutaj części składu, jednakże po części był z tego zadowolony, przynajmniej z faktu że nie było tutaj Shiby. Nie ufał jej, wcale nie mając pewności czy szaleństwo Hany nie było tylko usprawiedliwieniem zwykłego morderstwa

- Nie ma niestety Fausta, a tylko z nim do tej pory rozmawiałem o planie. Istnieje możliwość by dostać się na wysypisko, zdołałem uzyskać wszystkie potrzebne plany i zezwolenia. Stamtąd droga do tuneli będzie stała otworem
- Więc... co nas... tutaj jeszcze... trzyma? - Zadał pytanie zbrojny, powoli podnosząc się z miejsca.
- Chwila moment - zafrasował się Gort. - Ty jesteś John?
Pirat przyjrzał się dokładnie towarzyszowi, po czym wstał z krzesła i podszedł do niego w celu obwąchania go.
- Ah, ten John któremu Elizabeth spuściła kiedyś manto za to że rozlał na nią piwo! - zawołał w końcu, jakby zdał sobie sprawę z czegoś oczywistego. - Łał, nie zostały ci nawet żadne blizny! Twardy z ciebie gość!
Wielkolud poklepał przedstawiciela handlowego przyjacielsko po plecach, a następnie wyminął go w drodze do wyjścia.
- No to nie ma na co czekać, ruszajmy na to wysypisko! Czają się tam może jakieś niebezpieczne monstra albo roboty? - zadał jeszcze pytanie dwójce przybyłych.
- Gromady uzbrojonych i niebezpiecznych szaleńców - wtrącił się cicho John
- One can only... hope... - Rzekł rycerz także zbliżając się do wyjścia. Zanim opuścił pomieszczenie zwrócił się do Johna.
- John... dobrze że... jesteś z nami... - Po tych słowach, położył swoją wielką łapę na jego ramieniu.
- Czyli lecimy skopac jakieś dupska tak? -zapytał wesoło Khali, podrywając się z krzesła, a jego gołe stopy opadły lekko na ziemię. Zrezygnował wcześniej z pojedyńczego hodaka, nie był najwygodniejszy. - Aczkolwiek lepiej chyba poczekać do rana, wyspał bym się. -stwierdził drapiąc się po brodzie.
- Hmm - zamyślił się Gort, poważnie rozważając propozycję Khaliego. - No dobra, możemy się kimnąć u ciebie. Mówiłeś że to niedaleko. Ale z samego rana ruszamy na to wysypisko! - zakomenderował pirat, dziarskim krokiem wychodząc z pomieszczenia.
- Jeszcze jedno - odważył się ponownie zabrać głos Anonim, mimo że obecność wielkiego pirata nieco go przytłaczała - Lepiej poinformować już teraz aby później nie było nieporozumień. Potrafię nawiązywać łączność telepatyczną z dowolną osobą niezależnie od tego jaka dzieli nas odległość, więc nie dziwcie się zbytnio jeśli będę próbował się z wami skontaktować. To tyle
- W takim razie... odpocznijcie... ja muszę pobyć... sam... - Rzucił ponuro rycerz, snując się z pomieszczenia. - John... daj znać kiedy... mam się pojawić... na miejscu... - Zwrócił się jeszcze na odchodne, do anonima.
- To jest ta drużyna, która ma przebić się przez śmietnisko? Cztery osoby, nie wliczając mnie? - Elathorn cicho zapytał Johna, w jego głosie nie było słychać zbyt wielkiego zadowolenia.
- To wystarczy, jestem tego pewien - odpowiedział Anonim uśmiechając się delikatnie - Sądzę że dwóch z nich miałoby spore szanse poradzić sobie z tym zadaniem bez wsparcia, jednakże musimy mieć pewność że wysypisko zostanie oczyszczone
- Cóż... znasz ich lepiej. Zapewne. - odparł Elathorn i dopiero teraz wchłonął sople, jakie stworzył przy wejściu.
- Jakieś specjalne prośby bądź rozkazy dla mnie, jako ochroniarza?
- Sądzę, że sam wiesz najlepiej na czym polega twoje zadanie - John wzruszył ramionami - Będzie mi jednak miło jeśli pomożesz mi z dodatkowym zadaniem wyznaczonym mi przez burmistrza
- Powiedzmy, że wiem. Nie zdarzyło mi się jeszcze nia... ochraniać nikogo. Lecz jednego jestem pewien. - tu zawiesił na chwile głos. Cóż, miał go ochraniać, czyż nie? Ciężko jednak ochraniać kogoś, nie znając części podstawowych informacji.
- Bob, John, jeszcze jakieś imiona które powinienem znać? Którego właściwie powinienem używać? Kusi mnie też pytanie, jakie są twoje związki z burmistrzem, o ile istnieją jakieś związki między... tobą a burmistrzem.
- Jesteśmy przyjaciółmi, poza tym prosił mnie o pewną przysługę którą zamierzam spełnić. Co do imion to możesz się do mnie zwracać zarówno John, taką tożsamością posługuję się znacznie częściej. Bob to moje dawne imię, zmienione dla potrzeb prowadzonych przeze mnie interesów
- Rozumiem. - Elathorn przytaknął. Wyglądało na to, że John związany był z biznesem, więc znając burmistrza, pewnie kiedyś uratował go przed bankructwem czy inną głupotą.
- Możesz przedstawić mi detale tego dodatkowego zadania?
- Polega na uratowaniu pewnej dziewczyny, na której zależy burmistrzowi z rąk groźnego szaleńca. Utrudnienie stanowi fakt że tak długo jak dysponuje on pewnym przedmiotem jest w stanie dowolnie ją kontrolować a nawet zabić, więc priorytetem będzie odzyskanie go. Dziewczyna natomiast wygląda tak - odpowiedział John wręczając Elathornowi portret podarowany mu wcześniej przez burmistrza


Czarodziej wziął zdjęcie i przyjrzał mu się.
- Dziewczyny, tak? - zapytał, oddając portret.
- Jakieś dokładniejsze informacje?
- Zdołałem ustalić gdzie przebywa kontrolujący ją szaleniec, zapewne będzie miał do dyspozycji pomoc innych podobnych sobie wynalazców dotkniętych chorobą jak i swoje konstrukcje. Istotne jest by nie skrzywdzić dziewczyny tylko po odzyskaniu urządzenia kontrolującego bezpiecznie odprowadzić do burmistrza
Czarodziej jedynie skinął głową, dając znak, że rozumie.
 
Elas jest offline