Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-03-2013, 23:03   #142
Ajas
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Guardians of Balance
Wybuchowa mieszanka czynów i osób


[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=wouzlCmkjZg[/MEDIA]

Faust wkroczył w noc, jego czerwona koszula powiewała lekko na jesiennym wietrzyku, który już niebawem miał zmienić się w coraz to zimniejsze bryzy nadchodzące z północy, a dym z papierosa którego odruchowo odpalił tańczył między jego blond włosami. Nie wiedział czemu poczuł lekkie ukłucie zdenerwowania, a serce które zawsze tkwiło w równowadze jak gdyby drgnęło o milimetr, nikotyna natomiast miała zastąpić ten znikomy odchyłek, zresztą robiła to w skuteczny sposób.
Czwarty ze swego rodu miał plany co do tego wieczora, skoro miasto i jego mieszkańcy niczym owady leciały teraz do skupiska świateł jakimi był teraz ratusz, on mógł spokojnie ruszyć do ich gniazd by wykraść cenny dla niego miód. Może nie był on słodki i lepki, a już na pewno nie należało napełniać nim swego żołądka, jednak był on o wiele bardziej przydatny.
Tak więc tej nocy piewca równowagi w paradoksalny sposób odwrócił swój pseudonim, który tak upodobali sobie Bogowie. Ze strażnika, stał się złodziejem.
Problemem było to, że blondyn nie był złoczyńcą tego typu. Oczywiście potrafił kraść to czego potrzebował, wszak przez to na karku miał potężną czarodziejkę ognia, ale jego mocą i siłą były słowa, nie zaś wytrychy. Posiadał stosowna wiedzę, tego nie można było m zaprzeczyć, ale teoria nigdy nie zastąpi praktyki. Dla tego po złamaniu kilku prowizorycznych wytrychów, zmuszony był do wykorzystywania mniej subtelnych metod. Tej nocy wiele szyb w Witlover opuściło swoje ramy, jednak ta mała zmiana w wystroju miasta nie zakłóciła zbytnio jego balansu. Zwłaszcza że osobnik w czerwonej koszuli, tego wieczora odwiedził tyle domostw, że liczba zakładów z wybitymi szybami i tych bez zachowana była niemal w idealnej równowadze.

~*~

Faust obudził się oparty o ścianę w wynajętym pokoiku. Pierwszy raz od dłuższego czasu był tak wykończony by zasnąć w tempie bliskim temu który osiągał Krio. Poprzedniego wieczora, musiał wiele razy korzystać z mocy boskiego rumaka, a że gromadzenie dużej ilości jego nowego skarbu blisko siebie nie było najrozsądniejsze, magiczna kieszeń dość szybko przestała być użyteczna. Dla tego też mięśnie blondyna dawały mu o sobie znać, a ból łydek i innych mięśni nóg sugerował by trochę ograniczyć nadludzka prędkość w najbliższym czasie.
Efekty rabunku były zaś, jakie były. W pokoju znajdowało się dość sporo elementów, różnej maści ale o jednym przeznaczeniu, w połączeniu z tymi ukrytymi w magicznej kiszeni, dawały duże możliwości o ile miało się chęci i umiejętności do stosownego przeniesienia i użycia tego skarbu. Blondyn ziewnął i odruchowo chciał zapalić papierosa, by rozbudzić umysł, który porankiem nigdy nie jest najmocniejszą stroną żyjących istot.

- To chyba trochę nierozważne palić papierosy, gdy ziemia pełna jest takich przedmiotów nie sądzisz? –rozległ się znany strażnikowi głos. Gdy poranny wietrzyk dmuchnął z otwartego okna swym cucącym powiewem , czarne włosy siedzącego na parapecie mężczyzny zawirowały w typowo chaotycznym tańcu. Jego czerwone oczy z rozbawieniem przyglądały się, spoczywającemu na ziemi Faustowi, a czarne ostrze przy pasie, przypominało nodze blondyna o ostatnio zadanej ranie. Strażnik Chaosu z rozbawieniem chłonął widok swego partnera z innej branży.
- Wyglądasz dość… chaotycznie. –zaśmiał się czarnoskóry mężczyzna, a białe zęby mignęły w uśmiechu, tworząc kontrast aż nazbyt widoczny dla całej sytuacji. – Mam nadzieje, że nie przeszkadzam, przyniosłem kawę. Czarną, mam nadzieje, że lubisz. –stwierdził jeszcze unosząc do góry dwa czarne niczym skrzydła kruka kubki… z deseniem misiów w piżamach – widać każdy potrzebował czasem odpoczynku od mrocznego wizerunku.

Sanity Knights

Zasłużony odpoczynek


Shiba nakarmiła swoja nową drużynę, przysmakami jakie tylko przedstawicielka tej egotycznej rasy potrafiła stworzyć. Świński archeolog zajadał się jak przysłowiowa świnia, nie dbając o maniery czy o sztućce, po prostu pożerał co podsunięto mu pod jego świński ryjek. Madred zademonstrował zestaw noży, łyżek widelców poukrywanych w metalowych palcach, i trzeba było przyznać, że to jak same kroiły to co było na talerzu robiło wrażenie. Krio… Krio zaś głównie leżał twarzą w rzeczonym naczyniu, a jego ręce i usta pracowały mozolnie przez sen, Shiba miała wrażenie, że robi to tylko dla tego by pokazać, że się stara, normalnie zapewne po prostu by spał, zjadając posiłek w tych krótkich chwilach gdy jego oczy pozostawały otwarte. Chłopak jako jedyny też nie poprosił o dodatkowe porcje, bo gdy w końcu z trudem oczyścił swój talerz, zsunął się po stole na ziemię i ruchami gąsienicy, dotarł do łóżka gdzie zwinął rozwalił sie w najlepsze i z uśmiechem począł głośno chrapać.
Shiba odkryła, że Świniak i Madred to całkiem wesołe osoby, szczególnie ten pierwszy, który po napełnieniu żołądka, począł opowiadać różne typowo „świńskie” żarty i historie. Gdy zaś gwiazdy już jasno świeciły na jesiennym niebie poza jaskinią, mechanik i archeolog udali się do swego zajazdu. Madred obiecał, że jutro zacznie prace nad protezą, ponadto zapewnił, że praca w czasie podróży nie będzie wielkim problemem.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=ApMf8-BOBno[/MEDIA]

Shiba przebrawszy się w swój nocny strój, bezceremonialnie, zwaliła Krio z łóżka na podłogę, tak że ten rozciągnął się na dywanie. Dziwnemu czarodziejowi to jednak chyba nie przeszkadzało, bowiem spał dalej w najlepsze, z lekko lubieżnym uśmiechem na twarzy, oraz delikatnymi wypiekami na policzkach. Anshide odkryła zaś jeszcze jedną przydatna cechę swego zakładnika – nagrzewał miejsce lepiej niż sto kotów ukrytych pod pierzyną. Łóżko było ciepłe, a poduszka jedynie trochę mokra od śliny lodowego maga. Zgasły światła, a po chwili pokój wypełnił jedynie miarowy oddech niebieskoskórej oraz chrapanie Krio.

~*~

Rano Shibe obudziło jakieś dziwne uczucie. Szybka analiza sytuacji pozwoliła jej stwierdzić kilka faktów. Po pierwsze było jej zdecydowanie za ciepło, a kołdra dziwnie ciasna od strony jej pleców, zresztą ogólnie jakaś dziwna była ta kołdra. Drugim faktem były o dwie ręce za dużo, jej jedno ramię, zgadało się i było na swoim miejscu lecz jednak dwa pozostałe, szczupłe i blade ramiona, na pewno do dziewczyny nie należały. Tu też należy przejść do punktu trzeciego, na temat ułożenia dłoni tych że rąk. Znajdowały się one na częściach ciała, których Shiba na początku podróży nie miał, oraz zaciskały się lekko i rozluźniały wraz z sennymi niezidentyfikowanymi, aczkolwiek wydającymi się wielce zadowolonymi, komentarzami za plecami dziewczyny. Analiza była bardzo prosta.
Krio dostał w twarz patelnią.

~*~

Gdy dziewczyna już się ubrała, a opuchlizna zeszła z jednego z policzków Krio, który po nietypowej pobudce rozbudził się na większa część poranka, niebiesko skóra ruszyła wraz ze swoim niewolniko-zakładniko-zboczeńcem do jego mieszkania, by ten mógł zabrać to co najważniejsze.
Rudowłosy chłopak z południa, mieszkał w niewielkim wynajętym mieszkanku, tuż nad jednym z licznych warsztatów. Wprowadził on Shibe do pokoju w którym od wieków nikt nie sprzątał, jedynymi miejscami na podłodze wolnymi od brudu, były Krio-podobne ślady, zapewne miejsca drzemek chłopaka.
- To… ja… zacznę … się… pakować. Muszę… potem… zdać… raport… Pozytywce… w… kwestii… waszego… rozdzielenia… się.- stwierdził chłopak swym typowym sennym tonem, poczym po dłuższej chwili zastanowienia dodał. – Powinienem… chyba … też … jej …powiedzieć… że… zostałem… twoim… zakładnikiem. Czy… nie? –dopytał się lodowy mag, a gdy już otrzymał odpowiedź, ruszył w głąb kop śmieci.
Shiba jednak nie miała wiele czasu by pogrzebać za czymś przydatnym, bowiem ze strony w którą udał się Krio dobiegł głośny huk. Dziewczyna, ruszyła tam przedzierając się przez śmieciowe zaspy, by następnie zastać jeden z najdziwniejszych w jej życiu widoków.
Wątły Krio, stał z wypiekami na twarzy, cały czerwony z wysiłku. Na trzęsących się nogach, plecami zapierał się o spód ogromnego dębowego łóżka, które z trudem utrzymywał z para nóg nad ziemią. Pomagał w tym sobie jedną ręką, drugą natomiast począł obwiązywać się w pasie liną, której drugi koniec trzymał w zębach.
- Tfak… bfędzie… je… nafatfiej… zafbrać… –wydyszał z trudem, próbując przywiązać się do ogromnego łóżka, tak by nieść je na plecach.

Blackskin’s Brutes


Wysypisko

John udał sie w swoją stronę, by przygotować sie do jutrzejszej wyprawy. Musiał przygotować sprzęt, załadować karabin, ogólnie zadbać o to by niczego ważnego tu nie zostawić, na wypadek gdyby z jakichś przyczyn, zamknięto ich na wysypisku na czas, o którym mówił burmistrz, w razie niewykonania zadania w ustalonym czasie. Był to wieczór na tyle nudny, że aż typowy dla Anonima, tak więc nie warto o ni wspominać w tej historii.
Podobnie sprawa miała się z Elathornem, który lwią część czasu przed snem, poświęcił na pogłębianie swej wiedzy o wysypisku i ewentualnych rozwiązaniach jakie będzie trzeba tam zastosować by jak najefektywniej, zaś gdy plecak był spakowany, a powieki ciężki w końcu zapadł w sen.
Reszta drużyny natomiast, już tak spokojna nie była, ich droga przez miasto do mieszkania Khaliego była długa i głośna. Gort dowiedział się od swego przydupasa iż ten zrobił małe zakupy, nabywając wybuchowe strzały, oraz próbował kogoś zwerbować do załogi czarnoskórego, a jako że nikt się nie skusił to obił ich po mordach. Zachowanie godne pochwały trzeba przyznać.
Mieszkanie mnicha nie powalało wielkością, jednak co to za piracka załoga czy przeklęty rycerz, który nie prześpi się na kanapie, dywanie czy krześle? Wszyscy rozłożyli się gdzie popadnie, jednak ni zapadli w sen, rozmowy o wyczynach Gorta przeplatały się z historiami o podróżach Khaliego, jedynie Calamity był jakiś milczący i szybko zasnął.
Gort zaś z historii Khaliego dowiedział się o celu mnicha. Szukał on ukrytej wioski, miasta z którego jeszcze nikt nie wyszedł. Pojawiało się ono ponoć w momencie gdy przychodziły burze piaskowe, a zagubienie wędrowcy nigdy stamtąd nie wracali. Czasem widuje się je ponoć nocami, gdzieś na pustyni – tak przynajmniej mówią legendy. Khali zaś marzył by odkryć co się tam dzieje, co zatrzymuje ludzi… i odszukać tam swego przyjaciela, który zniknął pewnego dnia na pustyni. Mnich po tej opowieści dość szybko zasnął i tej nocy nie padło już więcej słów.

~*~

Gdy nastał poranek wszyscy poczęli zbierać się przed potężną metalową bramą wysypiska, bronioną przez zastępy strażników. Jednak stosowne informacje chyba dotarły do ich uszu, bowiem nie odganiali drużyny, wręcz przeciwnie, patrzyli na nich z szacunkiem czekając na sygnał do otwarcia bramy. Kiedy w końcu dano sygnał, zostały przeprowadzone odpowiednie procedury, a stary kapitan straży jeszcze raz pouczył drużynę.
- Pamiętajcie ile macie czasu, musicie się spieszyć, jeżeli nie chcecie zostać tam zamknięci. Mam nadzieje iż się wam uda. –dodał jeszcze i zasalutował drużynie która przekroczyła metalowe przejście.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=IrFs2hO1bLc[/MEDIA]

Wysypisko było olbrzymia jaskinią, która pokrywały wszelkiego rodzaju metalowe odpadki, były ich tu całe góry, formujące całkowicie nowy krajobraz. Wszystko to zaś przecinała potężna szczelina, przechodząca przez niemal całą szerokość groty, w oddali było widać stalowy most jak i wieże kontrolną. Z miejsca gdzie na mapie znajdował się obóz szaleńców unosiły się słupy dymu, świadczące o obecności mieszkańców.
Grupa najpierw musiała dotrzeć do rozdroży a tam podzielić się na mniejsze drużyny i wykonać plan dany im przez burmistrza, realizując przy tym też swoje cele. Gort z każdym krokiem, czuł coraz więcej drgań, nie poszerzał swej mocy jednak bezcelowo, chciał odkryć gdzie czyje się najwięcej wrogów, by móc osobiście spuścić im łupnia.
Jego rezonans przyniósł bardzo ciekawe informacje. W obozie szaleńców aktualnie przebywało sześciu osobników, ciężko było określić czy to ludzie czy też maszyny, jednak ich masa wskazywała raczej na osobników dość lekkich a więc raczej ludzkich. Jedynym wyjątkiem była siódma persona o której obecności zdał sobie sprawę, dopiero po chwili ,siedziała ona bowiem lekko na uboczu obozu, ta musiała być albo mocno opancerzona, albo po prostu mechaniczna.
Wieża Kontrolna okazała się być okupowana jedynie przez dwie istoty, jednak wydawały się one dość duże i masywne, cięższe nawet niż sam Gort!
Jednak nie to wprawiło kark Gorta w delikatny dreszczyk, tym był most. Na pierwszy rzut oka, zdawał osie że jest niestrzeżony, dopiero bardzo mocne skupienie pozwoliło mu wykryć jedną osobę, jednak po tym jak trudno było ją znaleźć, za pewne była wzrostu dziecka. Jednak intuicja pirata, podpowiedziała mu by zapuścić się głębiej – dosłownie głębiej, do środka szczeliny. Miał też słuszność w tym posunięciu, bowiem poczuł tam coś ogromnego, nie był wstanie określić co to jest, ani jak wielkie jest, ale był pewny, że olbrzymy które widywał w jednostkach floty królewskiej, były przy tej dziwnej wykrytej formie, zwykłymi mikrusami. Chociaż równie dobrze domniemany gigant, mógł być zwykłym zwałem metalu, wszak Gort nie był mistrzem w wykrywaniu istot.
 
__________________
It's so easy when you are evil.

Ostatnio edytowane przez Ajas : 12-03-2013 o 23:07.
Ajas jest offline