Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-03-2013, 22:32   #31
baltazar
 
baltazar's Avatar
 
Reputacja: 1 baltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znany
Iwgar nie rozumiał długowiecznych. Potrafił docenić ich piękno… ale zrozumieć już nie. Przysiadł się do Fanny nie bardzo przejmując się czy jej przeszkadza w tym co robiła czy też nie. Zajadał jakiś taki dość soczysty owoc ciaprając się nim niczym dziecko ale mina była wielce sfrasowana. Zamyślona. Wręcz filozoficzna.

- Nie rozumiem tego Fanny. Bardzo chcę, ale nie potrafię. Oni wszyscy są jacyś tacy pozbawieni radości życia. Z jednej strony potrafią się cieszyć jakimiś oczywistościami, zachwycać nad niewinnością dziecka czy podziwiać piękno byle czego… a z drugiej brakuje im czegoś ważnego. Nie dostrzegam w nich pasji. Namiętności, wiesz takiej między mężczyzną a kobietą. Oblizał z głośnym cmoknięciem pestkę i rzucił ją w krzaki. Otarł usta i brodę a następnie bez skrępowania dłonie w wams. – Ale czy ty myślisz, że w ogóle to jest możliwe? No wiesz… taka namiętność między kobietą i mężczyzną przez sto, dwieście czy trzysta lat? Wiesz to jak u nas… ludzi.

Nie dał jej jednak odpowiedzieć. Kontynuował myśl. Nie bardzo bacząc na rozmówczynię. Jakby musiał powiedzieć to co myślał a niekoniecznie wysłuchać co sądzi ktoś inny.

- No to ciepło ciała wywołujące dreszcz. Przyśpieszony oddech sprawiający, że po karku chodzą ci mrówki. Jak słyszysz kiedy się zbliżacie do siebie bicie drugiego serca. Nerwowe. Niepewne. Jak rozchylasz usta i czujesz, że zaschło ci w gardle… a przecież to nie pierwszy raz kiedy wasze usta się spotykają. Jak błogi spokój ogarnia twoje ciało kiedy on dotyka skóry… a jednocześnie pod nią czające się pragnienie. Bliżej. Więcej. Jeszcze. Jak pragnienie przeradza się w żądzę. Jak… Widać było, że Iwgar jakby opisywał coś co miał głęboko zapisane w pamięci. Jakby sięgnął do niej i czerpał. Przypominał sobie co czuł. Czego zakochany człowiek doświadcza kiedy namiętność krąży mu w żyłach. – Jak… a co ja ci zresztą będę mówił Fanny. Wiesz przecież o czym mówię. Nie jesteś podlotkiem.

- No i jak to może trwać sto, dwieście czy pięćset lat? Nie może… bo one wszystkie jakieś takie jakby bez ognia. Bez żaru w oku… jakby ta namiętność się już dawno w nich wypaliło. Niby takie bezpośrednie. Wyzwolone. Swobodne. Te spodnie i dekolty… a jakieś takie zimne… jakby tylko cień dawnego uczucia… żaru…

- A zresztą. Kto ich tam może wiedzieć… co mi po takiej wiedzy… czy ja będę żył dwieście lat? Czy ja będę kochał trzysta… czy pożądał pięćset… gdzież tam. Szkoda czasu na myślenie… tym bardziej teraz kiedy nie wiadomo dokąd nogi zaniosą i czy serce jeszcze odnajdzie kogoś bliskiego. Nie ma co zaprzątać sobie głowy pierdołami. No i przepraszam, że cię oderwałem od zajęć. Uśmiechnął się do niej niczym starszy brat przepraszający, że pociągnął za warkocz. Niby przypadkiem. Trzasnął dłońmi w uda i wstał. Już miał odejść ale przystanął na moment. – A Mikkelowi to chyba takie niańczenie się spodobało. Belgo nie opuszcza go ani na krok. Mówię ci Fanny… poszczęściło ci się. Będzie z niego dobry ojciec… i myślę, że wcale nie surowy. A pierwszego syna to rozpieści do granic przyzwoitości.

***

Pierwsze dni podróży były sielanką. Najbliższa okolica elfich włości to było coś… można by rzec, że raj na ziemi. Starożytna magia skutecznie chroniła tutejszą florę i faunę przed zakusami Cienia. A jakby tego było mało to długowieczni widać, że wybrali sobie bardzo dobre sąsiedztwo. Takie jakie mogłoby się nie znudzić przez sto… dwieście czy nawet pięćset lat. Las widny bez chaszczy i cierniokrzewów. Drzewa wysokie i zdrowe. Bujne liście łapczywie łapały promienie słońca… ale nie zagarniały dla siebie całego ciepła i światła. Potoczki i strumyczki, jeziorka i stawy… ale nie tam jakieś przymułki… gdzieżby. Krystalicznie czysta woda, taka że dno widziałeś i wszystkie dobrodziejstwa skryte w nim. Ba nawet i ciepłe źródła bijące z ziemi… Człowiek normalnie to mógłby tutaj tak postawić sobie chatkę, zrobić pasiekę i nic tylko sączyć miodek i cieszyć się życiem. Mógł i chciał. Jednak Iwgar nie był samolubem… o nie. Widział jaka Fanny była oddana swojemu dziełu. Całymi dniami zbierała informację, od kogo się tylko dało… by wieczorami coś notować albo przepisywać już na czysto. Jakby tego było mało to Mikkel też wypełniał sobie dzień od świtu do zmierzchu. Jak nie obowiązki wynikające z ochrony karawany to ćwiczenia, jak nie ćwiczenia to przegląd i naprawa ekwipunku… normalnie Pszczelarz widział, że chłopisko pracuje ciężej niż pszczoła robotnica w ulu. A przecież trutniowi natura inną rolę przypisała również!

Dlatego kiedy to usłyszał od elfów pierwszego wieczora o tajemnicach skrytych w zaroślach coś wspaniałego… czysta, ciepła woda staw wśród pary. Długowieczni widać często korzystali z tego miejsca gdyż prowadziła tutaj ścieżka, a samo oczko wodne wyłożone było jakimiś kamieniami. Sprawdził. Cisza i spokój. Ba nawet zamoczył dłoń. Woda idealnie odprężająca… już miał wyskoczyć z koszuli i spodni i oddać się błogiej przyjemności kiedy to pomyślał o tym spracowanym i oddanym sprawie Mikkelu i jego żonie. Kto wie czy to nie ostatnia okazja na prawdziwą kąpiel… i przy okazji na chwilę sam na sam. Ściągnął go tutaj nieomalże siłą. Zaprezentował dumnie. Radość malował mu się na gębie… Zdziwionego przyjaciela poklepał po plecach i rzekł mu wyjaśniając. – Sadzawka wasza. Weź tutaj Fanny… niewiadomo kiedy będzie taka okazja. Młodzi jesteście i… myć się musicie. Roześmiał się. – A zresztą co ja ci druhu mówić będę. Sam przecież wiesz, ptaszek w klatce marnieje. Wręczył mu bukłaczek. I skierował się w drogę powrotną. Odwrócił się jeszcze by rzucić na odchodne. – Tylko nie wyczerpcie całej ciepłej wody. Zawołam ją!

***

Podróż z elfami miała wiele plusów. Między innymi takie, że każdy z ich przewodników przeżył więcej niż oni wszyscy razem wzięci. Wiedział więcej niż Fanny mogła wyczytać w księgach a widział więcej niż Iwgar sobie wyobrażał. No i próbowali im pomóc. Zarówno radą jaki i towarzystwem. I tak na ten przykład ta Nuriel. Mało, że wiedziała jak posłużyć się astrolabusem Leśnego Człowieka to chciała go jeszcze uczyć… a jako, że nauczycielka wyglądała jak wyglądała to grzechem by było gdyby na takie nauki nie iść w las. Właściwie to na polanę bo tam było więcej gwiazd i szczegóły były lepiej widoczne. A Pszczelarz był wzrokowcem. Lepiej zapamiętywał jak się napatrzył.

***

Pszczelarz nie należał do tych co zadyszki dostawali przy byle podejściu czy poty im na czoło wychodziły przy każdym biegu. Ba nawet daleko mu było do takich… ale to nie był zwykły spacer i zwykły las. To była Mroczna Puszcza. To były te okolice gdzie każdy krok, każda chwila nieuwagi mogła być tą ostatnią. Na barkach Iwgara spoczywało wystarczająco wiele by czuć ciężar tej wyprawy. Dlatego nie miał problemu z korzystaniem z chwil odpoczynku. Bo naprawdę ich potrzebował. Nie ćwiczeń czy dodatkowych aktywności. Wieczory kiedy to mógł zalegnąć na posłaniu to było to na co czekał. Ta cholerna puszcza wysysała z niego energię…

Każda noc była ryzykiem. Miejsce na nocleg wybierali ostrożnie to jednak było ich mało do wart. A w nocy budziło się zagrożenie. Iwgar co wieczór przygotowywał ekwipunek tak by w razie zagrożenia być gotowym w kilka oddechów. Tak ustawiał zwierzęta aby nie przeszkadzały a pomagały chociażby w wyczuwaniu zagrożenia. Tak ustawiał obóz by naturalne ukształtowanie ich chroniło. Chrust był ułożony tak by można było szybko odpalić drugie ognisko. Większe, dające więcej światła. Miał zioła w razie czego by pomagały wzmocnić wartującego. Miał zioła by uspokoić zszargane nerwy… póki co jednak nie decydował się zaserwować ich Baldorowi bo chcąc nie chcąc otępiały one zmysły na tyle, że wartowanie stawało się niemożliwe… zwlekał… chyba zbyt długo.

Obudziły go krzyki.

Podobnież jak inni nie zdążył zareagować. Kupiec poszedł w las…

Pszczelarz nie potrzebował zachęty Rathara. To oni byli jakby naturalnie dedykowani do tego zadania. Sięgnął po jedną z pochodni na takie właśnie ewentualności przygotowane. Trok topora już był przytwierdzony do pasa na plecach. Prawica zaciskała się na stylisku pochodni. W lewej łuk. Ruszył w mrok...

- Rozpalcie ogień i uważajcie.
 

Ostatnio edytowane przez baltazar : 13-03-2013 o 22:35.
baltazar jest offline