Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-03-2013, 09:27   #23
Kata
 
Kata's Avatar
 
Reputacja: 1 Kata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputację
Rozmyte czasem wspomnienia…

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=rQhOk2N1h3E[/MEDIA]

Szła trzęsąc się, a zazwyczaj zgrabnie poruszające nogi teraz prawie potykały się o siebie. Zęby drżały jej lekko, uderzając nerwowo siebie, a okrwawione palce dłoni zaciskały się to luzowały na stalowej rękojeści miecza. Oczy elfki były szeroko otwarte jak u zaszczutego zwierzęcia, ale szkliste i nieśmiałe jak u zagubionej, małej dziewczynki. Błądziły z lewej na prawą. „Chwalebna” Bitwa Pięciu Armii dobiegła końca, ale ona widziała tylko krew.. czarną i czerwoną która wsiąkała w jej buty. Zdawało się jej że przenika przez materiał i dotyka jej nagich palców. Wokół słychać było tylko jęki bólu i agonalne westchnienia umierających. Niektórzy orkowie także jeszcze żyli, będąc już bez sił na jakikolwiek ruch skrzeczeli tylko niezrozumiale.

Było więcej kroczących. Dobijali orków i szukali rannych którym można było jeszcze pomóc, lub rodziny którą można by opłakiwać. Shaveen była w szoku, i pierwszy raz na prawdziwej bitwie. Żadne słowa nie mogły przygotować wrażliwej kobiety na to co zobaczyła. Wielka, nieskończona mogiła ciał. Ciał rozprutych, zdeformowanych.. twarzy na których zastygły ostatnie emocje. Wnętrzności które przyprawiały ją o mdłości, ich smród od którego kręciło się jej w głowie, potrzaskane czaszki, odcięte członki ciał.

Niespodziewanie jedna z orczych łap z gardłowym charchotem właściciela uniosła się i sięgnęła ostrza trzymanego przez nią miecza. Zrobiła to mimo słabego oporu drżących dłoni dziewczyny której ręce teraz nie były w stanie nawet porządnie trzymać oręża. Shaveen przestraszyła się i krzyknęła, ale była zbyt sparaliżowana by działać. Ork z rozciętym żołądkiem, powoli konający i zbyt słaby by walczyć sam ustawił jej ostrze na swoim gardle, i wyczekiwał litości. W elfce gotowały się teraz tak silne emocje strachu, nienawiści i rozpaczy że zamarła krzywiąc się nim z jękiem wysiłku wbiła miecz. Wbiła go mocniej niż musiała. Wcale nie zrobiła tego z litości, teraz jej serce płonęło nienawiścią do tych którzy winni byli jej cierpieniu. Tych którzy byli przyczyną całej wojny. Przez których musiała przelać się ta cała krew.

Chciała wymazać ten widok z pamięci, nie myśleć o tym że oni też potrafią cierpieć i czuć. Nie chciała też zastanawiać się nad tym czemu musi być tak jak jest i czemu muszą walczyć. Czuła że nogi uginają się pod nią więc wsparła się na mieczu, wciąż wbitym w ziemię i orcze gardło. Opierając czoło o złożone na głowni miecza dłonie rozpłakała się gorzko. Serce biło szybko w rytmie jej płytkich, dygoczących oddechów.
Pamiętała że wtedy jakaś uczynna ręka dotknęła jej ramienia nieco ciągnąc za nie w górę by wstała.

- Chodź, musisz… - Zaczął elf o zatroskanej minie, lecz wtedy Shaveen nie była sobą. Zacisnęła zęby jakby ten dotyk parzył, a ona sama odwróciła się ostro.

- Zostaw mnie!!! – Krzyknęła zalana łzami, po czym spojrzała na przejętą minę elfa który jednak zamarł w bezruchu zaskoczony tym wybuchem. Dostrzegła swój skierowany stanowczo w jego stronę palec i zatrzymane na niej spojrzenia innych osób obok. Coś do niej dotarło, ale niewiele bo wciąż była zbyt roztrzęsiona. Nie przeprosiła. Wyrwała sterczące z ziemi ostrze i schowała szybko, stanowczo, udając silną. Jednak odwróciła się i pobiegła. Byle dalej z pola bitwy. Byle dalej od całej tej śmierci.



Obecnie, w pobliżu karczmy Smoczy Łeb.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=24rKK49vqMA[/MEDIA]


Ślady orków i wargów przywołały wspomnienia i wielki niepokój. Minęło tak niewiele czasu. Shaveen zastanawiała się czy to możliwe by już odzyskały siły po tamtej bitwie. Czy szykuje się kolejna..? Serce uderzyło jej mocniej, nawet nieco boleśnie. Nie było sensu kontynuować swoich rozważań, bo wszystkie jej myśli spływały jedną czarną rzeką, starannie latami wyżłobioną łzami.. spływały do równie czarnego morza jej myśli. Niespodziewanie zamiast orka ujrzała inną istotę, zbliżającą się od strony karczmy. Elfka na widok przedstawiciela niskiej, bynajmniej nie kulturowo, a wzrostem rasy zamarła w bezruchu bacznie go tylko obserwując. Była go niezmiernie ciekawa, gdyż krasnoluda widziała zaledwie kilka razy w życiu i mimo niechęci która drzemała gdzieś w głębi serca był on zagadką którą warto było poznać. Pewnie całe to podglądanie trwałoby dłużej gdyby nie czy to z jej nieuwagi, czy też za sprawą pecha pod drobną stopą elfki pękła leśna gałązka, zdradzając obecność ostrouchej. Westchnęła cicho.

- Wyłaź! - Dwalin krzyknął w stronę krzaków - Wiem że tam jesteś!
Krasnolud przyjął postawę bojową, spodziewając się najgorszego.

Dwalin wyglądał zabawnie, niczym mała krępa istotka o równie małych rączkach i nóżkach do czasu gdy nie przybrał groźniejszej postawy, a gardłowy głos krasnoluda nie uderzył prosto w jej stronę. Wtedy też Shaveen musiała podejść do niego bardziej poważnie. Tak, teraz wyglądał on z pewnością poważniej, a złośliwe uwagi które przemknęły wesoło przez myśli elfki musiały ustąpić pewnemu respektowi. Nie chciała straszyć krasnoluda. Wiedziała że choć chciwe z nich dranie, są istotami honoru, a jeśli tak, ten nie zrobi jej krzywdy. Powoli uniosła dłoń z łukiem, zaraz wychylając się zza gęstwiny lasu całą sylwetką. Nie było czasu na jakieś podchody gdyż orkowie mogli wciąż być w tej okolicy. Elfka zwinnie zeskoczyła z kamienia w dół i podbiegła trzymając broń opuszczoną, a gdy już stanęła kilka metrów od Dwalina, zatrzymała się i delikatnie skłoniła głowę w pośpiesznym powitaniu. Nie spodziewała się by krasnolud znał jej język, więc odezwała się w Westronie.

- Witaj nieznajomy, na imię mi Shaveen... - Jej pośpieszny głos łączył w sobie kobiecą delikatność, ale i dojrzałą surowość. Wyraźnie widać było że jest zaniepokojona. - Gwiazdy niespokojnie patrzą na te ziemie, a ich głos zwrócił moją uwagę. Ślady dzieci mroku poprowadziły me stopy szybciej, by pomóc...

- Hę ?! - krasnolud był ewidentnie zdziwiony, choć trochę bardziej spokojny widząc elfkę, zamiast jakiegoś okrutnego zakapiora, którego bardziej się spodziewał - Mogłabyś wyrażać się jaśniej?!

Elfka wywinęła oczami, ale nie było czasu. Skupiła się więc i powoli, wyraźnie powiedziała.

- Wpadłam na trop orków i wargów, prowadził mnie tutaj. - Wychyliła głowę zerkając za krasnoluda co zbyt trudne przy jego wzroście nie było.- Przybył pan.. - tu chwilę przeciągnęła gdyż krasnolud nie zdradził swojego imienia. - tutaj promem? Wszystko w porządku?

Chociaż sytuacja była napięta, a i moment niestosowny, ciekawska elfka mimowolnie zerkała czasem na wielki (przynajmniej dla elfiego oka) brzuch krasnoluda zastanawiając się czy to tak jest po prostu czy też oni tyle jedzą. Myśli o Bitwie Pięciu Armii tymczasem odeszły tam gdzie powinny do sfery przeszłości.

- To się jeszcze okaże czy wszystko w porządku. Chodź ze mną, tylko trzymaj ręce z dala od broni. Zobaczymy co znaleźli tutaj moi towarzysze. - Dwalin mimo wszystko był nadal nieufny i wolał mieć elfkę na oku.

- Nie ma mowy krasnoludzie! Łuk to część mnie, idę z nim a jeśli Ci się to nie podoba, sam rzuć topór w krzaki. Nie jestem twoim wrogiem. Jestem elfką, przyszłam pomóc. - Shaveen nie miała zamiaru teraz kłócić się i gestykulować. Zrobiłaby to chętnie gdyby mieli na to czas, ale teraz tak nie było. Rozzłościł ją ten brak zaufania, szczególnie teraz gdy sytuacja była napięta. Minęła krasnoluda i poszła pośpiesznie w stronę przybytku, raz tylko zerkając za siebie. Nie wyglądała jakby miała ochotę znosić jego humory.

Zachowanie elfki choć aroganckie, Dwalin uznał że nie jest wrogie, poszedł więc za dziewczyną. Trzeba było skonfrontować to co powiedziała z rzeczywistością zastaną w tej karczmie.
- Ta elfka - krasnolud odezwał się, gdy zbliżyli się do Sveina i Felien - czaiła się w krzakach. Mówi że idzie śladem orków i wargów. Prawda to? To ich robota? - wskazał toporem na karczmę.

Shaveen słysząc ten komentarz krasnoluda zmierzyła go tylko przelotnym niezadowolonym spojrzeniem.

- Tak. Znaleźliśmy ślady orków i wargów. Musieli porwać znajdujących się tutaj ludzi... Chcemy podążyć ich tropem. - odpowiedziała krasnoludowi Felien, po czym spojrzała na elfkę i uśmiechnęła się delikatnie - Suilad.

Shaveen przystanęła w milczeniu i zdawała się nad czymś zastanawiać. Nie była jednak zamyślona, jej oczy błądziły żywo dookoła zatrzymując się raz na Sveinie, raz Felien powędrowały w stronę spustoszonego zajazdu, wróciły do elfki i zatrzymały się na niej dłużej. Poznała ją, choć tylko z widzenia bo imienia nie znała. Twarz jednak była znajoma. Pierwszym jednak uczuciem które dotarło do jej serca i które wymalowało się na twarzy elfiej zabójczyni był smutek. Zrozumiała że przybyła za późno. Trzymany w dłoni łuk powoli opadł w stan spoczynku. Nawet odwracając twarz w stronę krasnoluda, który przecież potraktował ją tak nieuprzejmie w jej oczach nie było już cienia złości, tylko smutek. To właśnie ten natłok myśli sprawił że nie odpowiedziała Felien od razu, a dopiero po chwili.

- Mae govannen... Glass nin le achened. Im Shaveen Ciresti. - Jej głos brzmiał już znacznie cieplej i bardzo przyjaźnie. Widok “siostry” elfiej krwi, w dodatku znajomej twarzy rozpogodził ją i sprawił że także się uśmiechnęła. Dalej jednak ciekawa była innych osób. Co robił tu krasnolud? A ten przystojny młodzieniec? Rysy twarzy miał tak gładkie że prawie elfie. Podszedł zaraz z Felien i z zaciekawieniem się Shaveen przyglądał. Skłoniła się więc grzecznie i przyłożyła wolną dłoń do serca w geście powitania.

Przyzwyczajony do widoku elfów odwiedzających Esgaroth, jednak Svein nie spodziewał się, że spotka przedstawicieli tej najpiękniejszej rasy podczas swoich wędrówek. Przynajmniej nie tak od razu. Tymczasem okazało się, że poznana w Esgaroth Felien zdecydowała sie ruszyć wraz z nimi, teraz zaś ta nieznajoma dziewczyna. Tak elfia, a jednocześnie tak uderzająca połączeniem jakiejś dzikości oraz siły. Nie potrafił tego określić, opisać, nazwać.

- Le suilon! Mae l'ovannen! - powitał ją dosyć formalnie, bowiem po prostu nie wiedział, jak elfia dziewczyna traktuje przedstawicieli innych ras. Inna sprawa, że orki czy inne takie pomioty ciemności były wrogami wszystkich. Wspólny przeciwnik łączył elfy oraz krasnali, także ludzi, chociaż wśród tych ostatnich byli tacy, którzy niekiedy wspierali owe wredne stwory. - Le nathlam hi. Im Svein - przedstawił się. - Tak jak mówiła panna Felien - spojrzał na elfkę przechodząc na Wspólną Mowę - rzeczywiście planujemy ruszać oraz prawdą jest, że to robota tego plugastwa. Widocznie, mości Dwalinie, powoli odzyskują siłę po Bitwie Pięciu Armii - zaiste dobra wiadomość to nie była, toteż Svein nie ukrywał frasunku. - Szóstka wargów oraz tuzin orczych łotrów, przy czym ponadto mają nawet wielkiego łotra. Prowadzą szóstkę jeńców, przy czym jednego rannego. Kierują się do swoich siedzib na północnym - zachodzie na stokach Ered Mithrim. Daleko - przyznał.

Shaveen choć niechętnie, już uznała martwym rannego więźnia, natomiast informacja o „wielkim łotrze” ją dodatkowo zaniepokoiła. Skoro mają przywódcę są więc zorganizowani, ale być może to jest też ich słabością. Elfka wyraźnie zmarszczyła brwi gdy chciała już obmyślać plan bitwy tak by wykorzystać jakąś przewagę by nikt nie zginął. Póki co jednak za wcześnie było na to. Gorąca krew szybciej zapulsowała w jej ciele, choć kobieta wyglądała niezwykle spokojnie. Tylko oczy zdawały się żywsze i równie krwi gorące. Pomyślała też o innej rzeczy. Trzeba było ostrzec innych by byli czujniejsi na wszelkie znaki aktywności orków, w obecnej sytuacji mogła to zrobić ona lub.. ktoś z obcych. Svein przerwał jej rozmyślenia.

- Skoro wyruszamy, ty zaś, pani, śledzisz ich, połączmy siły i może spróbujmy wspólnie - zwrócił się do elfiej wędrowczyni składając propozycję. Miał nadzieję, że Dwalinowi to nie przeszkadza. Po pierwsze dlatego, że już mieli jedną elfkę w drużynie, po drugie zaś, że orki to wróg krasnoludów. Przypuszczał, że każdy, kto próbuje z nimi walczyć, powinien znaleźć swoją drogę do dwalinowego, twardego serca. - Tolo, govano ven.

Jakby bowiem nie było, ich przeciwnicy mieli zdecydowaną przewagę. Każdy łuk, każda dzielna dłoń, każda ładna buzia … eee ten tego, znaczy każdy mógł pomóc odbić porwanych, każdy był naprawdę bardzo przydatny. Szczególnie doświadczony wędrowiec śledzący wcześniej tą łajdacką hołotę.

Shaveen już wcześniej uniosła brew, a sądząc po uśmiechu zdawała się zachwycona.

- Człowiek zna nasz język? Interesujesz się naszą kulturą? - Wyrwało się jej z entuzjazmem, po czym się opamiętała z cichym westchnieniem na własny braku taktu. Ciekawość była po prostu zbyt silna. - Przepraszam. Bardzo miło mi Cię poznać panie Svein i... - Tu elfka zwróciła się z małym grymasem w kierunku krasnoluda którego imię poznała nie od niego samego. - ...Dwalin. Na imię mi Shaveen. - Mimo że Svein mógł usłyszeć już jak przedstawia się Felien, wolała powtórzyć gdyż nie była pewna jak wiele z ich języka chłopak zna. Rozejrzała się szukając wzrokiem reszty osób której spodziewała się z powodu wcześniejszych odwiedzin promu i oparła dłoń na biodrze, w drugiej wciąż trzymając łuk. Trzymała go pewnie i silnie, wyglądało to nawet trochę jakby obawiała się jego braku.
Kocie spojrzenie elfki zza jej długich rzęs powiodło na Felien, po czym zatopiło się w horyzoncie lasu. Zastanawiała się tylko chwilę nim spojrzała na Sveina i zaraz też Dwalina.

- Zgoda. Mój łuk jest do waszej dyspozycji. - Rzekła krótko i rzeczowo, odgarniając kilka włosów które zagubiły się tańcząc po jej policzku i ustach. Czuła że tak po prostu powinno być. Czuła obowiązek.

- Witaj więc, panno Shaveen - uśmiechnął się do pięknej elfiej panny - cieszę się, że będziemy wędrować wspólnie oraz miejmy nadzieję, że odbijemy owych biedaków. Dobrzy naprawdę to ludzie - wspomniał gospodarstwo karczmarza. - Weźmy znajdźmy nieco tej żywności, jak wspomniała panna Felien, oraz ruszajmy czym prędzej. Zaś język elfi? Hm, znam trochę. Jestem mieszkańcem Esgaroth, kupcem tamtejszym. Mamy całkiem sporą grupę mieszkańców elfich. Wielokrotnie spotykałem ich, rozmawiałem, handlowałem. Powoli poznałem nieco podstaw, choć jeśli będzie możliwość, chciałbym nauczyć się wiele więcej - Svein bowiem od lat dziecinnych fascynował się najpiękniejszym plemieniem. Tyle, że innym chłopcom to przeszło, kiedy wydorośleli, ale Sveinowi fascynacja pozostała.

Ciresti tylko na moment spojrzała na chłopaka, ale nie odezwała się, ani nie zdradziła o czym myśli. Myślała zaś o tym że ciekawie byłoby z nim porozmawiać, i że może później jeśli zasłuży, ona nagrodzi go czymś więcej niż elfią mową. Shaveen znała starą mowę. Znała język który po części już zapomniano i obumierał. Rozmyślanie to przerwał miłym gestem krasnolud.

- Wybacz panno Shaveen że potraktowałem cię tak obcesowo - przyznał niechętnie Dwalin - ale musiałem sprawdzić, czy nie jesteś wrogiem. Żyjemy w takich czasach, że ostrożności nigdy za wiele.

- Cóż, przeprosiny przyjęte. - Odparła Shav znów krótko i rzeczowo. Prawdę mówiąc ani nie czuła się tak swobodnie by mówić otwarcie, ani nie była w nastroju który skutecznie zepsuli jej orkowie. Mimo wszystko doceniła gest krasnoluda który tym razem wywarł na niej bardzo pozytywne wrażenie potrafiąc jednak ustąpić i przeprosić.

Felien nie znała wcześniej imienia elfki, chociaż kojarzyła ją z widzenia. Prawdę mówiąc nie spodziewała się spotkać w tych okolicznościach innego przedstawiciela swojej rasy, a na pewno nie znanego jej, nawet pobieżnie. Zgoda Shaveen na uczestniczenie w pogoni podniosła Felien na duchu. Wróg był liczny, zaś każda dodatkowa osoba, która mogła pomóc w odbiciu porwanych była na wagę złota. Felien skłoniła głowę ze wdzięcznością i powiedziała:

- Cieszę się, że dołączysz do nas. Czas, niestety, działa na naszą niekorzyść, jak zauważył Svein. - zamilkła na chwilę, po czym ponownie zwróciła się do Shaveen uśmiechając się nieznacznie - Felien Ruinthar i eneth nin.

- Felien, ładne imię. - Shaveen nawet przelotnie się uśmiechnęła. - Ja jestem gotowa do drogi w każdej chwili, w końcu żadna ze mnie królewna. Uzupełnienie zapasów to doskonały pomysł, o ile orkowie ich nie rozgrabili zrobi to ktoś inny lub najzwyczajniej się zepsują.

Shav musiała jednak załatwić jeszcze jedną pilną sprawę. Przeprosiła resztę i udała się w stronę jeziora, by poprosić kapitana promu o przekazanie do Esgaroth wiadomości. Przelotnie przywitała się ze spotkanymi po drodze osobami i czym prędzej odnalazła kapitana. Królestwa ludzi i elfów powinny otworzyć oczy i uszy by jeśli naprawdę orkowie odzyskują siły wiedzieć o tym wcześniej. Informacja o zorganizowanej bandzie która w biały dzień napadła gospodę zaraz przy Esgaroth było dostatecznym ostrzeżeniem. Elfka zamyśliła się i spojrzała na widoczny już w postępującym zmierzchu księżyc.. a co jeśli spalenie tej karczmy miało być symbolem czegoś… ? Co jeśli celowo ujawniają swoją obecność?







Dialogi pisane wspólnie z Kellym, Komturem, Zell.
 
__________________
In the misty morning, on the edge of time
We've lost the rising sun

Ostatnio edytowane przez Kata : 14-03-2013 o 10:38.
Kata jest offline