Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 10-03-2013, 21:24   #21
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
Eingulf starał się opatrzyć ranę jak tylko dało się najlepiej. Co prawda robił to na szybko a i rana była poważna, ale udało mu się go połatać na tyle, że był pewien że ochroniarz karczmy dotrze żywy do Esgaroth. Gdy nachylał się nad nim, starając mu pomóc, ten za wszelką cenę próbował coś z siebie wydusić, Ogar nie miał zamiaru więc przegapić możliwości dowiedzenia się czegoś więcej. Nachylił się nad rannym i został nagrodzony kilkoma rwanymi słowami.
- Uważajcie na... wielkiego orka... z czarnym mieczem… I... jego... wściekłego warga... – wyszeptał ranny Otar.
- Na wielkiego orka? Nie ma sprawy, zawsze uważam na orków, a teraz oszczędzaj oddech, musisz dotrwać do Esgaroth, gdzie zajmą się tobą porządniej. - Powiedział uspokajająco do wojownika, którego dopiero co pozbierał do kupy.
- Pomóżcie no załadować go na łódź, sądzę że nie ma sensu kusić losu i lepiej żebyście od razu wracali do miasta na jeziorze. Im szybciej uzdrowiciel się nim zajmie, tym większe szanse że się z tego wyliże. No ruszać się, zmrok się zbliża a chyba nie chcecie zostać przy brzegu kiedy orki się kręcą w pobliżu. Już lepiej po nocy się na światła kierować. - Pomógł przenieść Otara na pokład i rozejrzał się za resztą.

Umył ręce w zimnej nadbrzeżnej wodzie, widząc że nic się nie dzieje niebezpieczneo i spokojnie przyjął pochwałę swojego ziomka.
- Ciągle trzeba mu uzdrowiciela, ale miało mu się na życie. - Co prawda sam był niezgorszym uzdrowicielem, ale w tym wypadku zdawało się że bardziej pomógł niż zaszkodził.

Skoro nikt nie wszczynał alarmu, zdawało się że nikogo niebezpiecznego w pobliżu nie ma. Ba, nawet dojrzał krasnoluda wyłaniającego się z kolejną elfką, wiedział że te są córkami lasu, ale ostatnio zdawało się że pojawiały się szybciej i częściej niż nowe drzewa na obrzeżach Mrocznej Puszczy.
- Nie mogę się wypowiadać za innych, ale ja na pewno za nimi ruszę. Mam nadzieję że cała reszta myśli podobnie. Otar przestrzegł mnie przed wielkim orkiem z czarnym mieczem i jego wściekłym wargiem, co niestety może oznaczać że tworzą jakiś sensownie zorganizowany oddział, a nawet jakiegoś czempiona. - Ogar przeszukał szybko swoją pamięć, czy nie słyszał jakichkolwiek opowieści na temat podobnego orka, ale w tym momencie nie był pewien czy o czymś takim słyszał, co drugi warg był wściekły, te nie wściekłe były albo ujarzmione albo martwe.
- Nie ma czasu do stracenia, sugeruję ruszać, póki jest jeszcze choć odrobina światła, jeśli prowadzą jeńców, to nawet pomimo czasu od ataku mamy szanse ich dogonić. Moja opinia jest taka, że trzeba zapomnieć dzisiaj o śnie i ruszać póki trop świeży. - Zawiesił głos, oddając innym możliwość wypowiedzi a sam zajął się przygotowaniami, sprawdził czy broń swobodnie wychodzi z pochew i czy ma suche cięciwy. Zdawało się że był gotów do drogi.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline  
Stary 11-03-2013, 02:29   #22
Edgelord
 
Zell's Avatar
 
Reputacja: 1 Zell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputację
Felien idąc ze Sveinem w kierunku karczmy obawiała się, że zastaną w środku jedynie śmierć. Rzeczywistość okazała się inna, jednak brak ludzi nie uwolnił Felien od niepokoju, który wzmagał się wraz z odkrywaniem nowych śladów napastników. Trzeba było powziąć działania...
- Powinniśmy. - odpowiedziała Brannowi, kiedy ten ją zagadnął - Wręcz musimy. Nie można pozostawić tych ludzi na pastwę orków. - dodała pewnie - A oni nie mają wiele czasu, tak i my nie mamy.

***

Wiadomość o możliwym przywódcy orczej bandy nie poprawiała sytuacji, ale nie mogła także zmienić postanowienia Felien. Taki scenariusz działałby na niekorzyść ścigających, ale jednocześnie mógł świadczyć o bardziej konkretnym planie, który mógł zakładać doprowadzenie ludzi żywych.

- Także ruszę z wami w pościgu. - odezwała się z determinacją Felien - Tak jak zostało powiedziane- marnowanie czasu nie sprzyja uprowadzonym ludziom. Ranni i słabsi mogą opóźniać orki, o ile zależy im na doprowadzenia wszystkich do celu. - elfka martwiła się, że jeżeli niektórzy ludzie zaczną być balastem napastnicy mogą zechcieć go odciąć. Należało działać szybko i mieć nadzieję, iż liczyła się dla nich ilość porwanych - Jeżeli orki faktycznie posiadają zorganizowany oddział tym ciężej może być ich dopaść. Niemniej potrzebujemy prowiantu... a najłatwiej będzie przeszukać gospodę w jego poszukiwaniu. Powinniśmy szybko odnaleźć co jest nam potrzebne. Każdy zapewne posiada swój własny, ale być może przyda się go uzupełnić.
Elfka spojrzała smutno na małego Javriego, którego zakaz wyruszenia wraz z nimi wielce zasmucił. Będzie miał jeszcze czas...

Felien podążyła wzrokiem za spojrzeniem Sveina, aby ujrzeć powracającego Dwalina, który jednakże nie zjawił się sam. Elfka spojrzała zaskoczona, widząc osobę podążającą wraz z krasnoludem...
 
__________________
Writing is a socially acceptable form of schizophrenia.

Ostatnio edytowane przez Zell : 11-03-2013 o 14:13.
Zell jest offline  
Stary 14-03-2013, 09:27   #23
 
Kata's Avatar
 
Reputacja: 1 Kata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputację
Rozmyte czasem wspomnienia…

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=rQhOk2N1h3E[/MEDIA]

Szła trzęsąc się, a zazwyczaj zgrabnie poruszające nogi teraz prawie potykały się o siebie. Zęby drżały jej lekko, uderzając nerwowo siebie, a okrwawione palce dłoni zaciskały się to luzowały na stalowej rękojeści miecza. Oczy elfki były szeroko otwarte jak u zaszczutego zwierzęcia, ale szkliste i nieśmiałe jak u zagubionej, małej dziewczynki. Błądziły z lewej na prawą. „Chwalebna” Bitwa Pięciu Armii dobiegła końca, ale ona widziała tylko krew.. czarną i czerwoną która wsiąkała w jej buty. Zdawało się jej że przenika przez materiał i dotyka jej nagich palców. Wokół słychać było tylko jęki bólu i agonalne westchnienia umierających. Niektórzy orkowie także jeszcze żyli, będąc już bez sił na jakikolwiek ruch skrzeczeli tylko niezrozumiale.

Było więcej kroczących. Dobijali orków i szukali rannych którym można było jeszcze pomóc, lub rodziny którą można by opłakiwać. Shaveen była w szoku, i pierwszy raz na prawdziwej bitwie. Żadne słowa nie mogły przygotować wrażliwej kobiety na to co zobaczyła. Wielka, nieskończona mogiła ciał. Ciał rozprutych, zdeformowanych.. twarzy na których zastygły ostatnie emocje. Wnętrzności które przyprawiały ją o mdłości, ich smród od którego kręciło się jej w głowie, potrzaskane czaszki, odcięte członki ciał.

Niespodziewanie jedna z orczych łap z gardłowym charchotem właściciela uniosła się i sięgnęła ostrza trzymanego przez nią miecza. Zrobiła to mimo słabego oporu drżących dłoni dziewczyny której ręce teraz nie były w stanie nawet porządnie trzymać oręża. Shaveen przestraszyła się i krzyknęła, ale była zbyt sparaliżowana by działać. Ork z rozciętym żołądkiem, powoli konający i zbyt słaby by walczyć sam ustawił jej ostrze na swoim gardle, i wyczekiwał litości. W elfce gotowały się teraz tak silne emocje strachu, nienawiści i rozpaczy że zamarła krzywiąc się nim z jękiem wysiłku wbiła miecz. Wbiła go mocniej niż musiała. Wcale nie zrobiła tego z litości, teraz jej serce płonęło nienawiścią do tych którzy winni byli jej cierpieniu. Tych którzy byli przyczyną całej wojny. Przez których musiała przelać się ta cała krew.

Chciała wymazać ten widok z pamięci, nie myśleć o tym że oni też potrafią cierpieć i czuć. Nie chciała też zastanawiać się nad tym czemu musi być tak jak jest i czemu muszą walczyć. Czuła że nogi uginają się pod nią więc wsparła się na mieczu, wciąż wbitym w ziemię i orcze gardło. Opierając czoło o złożone na głowni miecza dłonie rozpłakała się gorzko. Serce biło szybko w rytmie jej płytkich, dygoczących oddechów.
Pamiętała że wtedy jakaś uczynna ręka dotknęła jej ramienia nieco ciągnąc za nie w górę by wstała.

- Chodź, musisz… - Zaczął elf o zatroskanej minie, lecz wtedy Shaveen nie była sobą. Zacisnęła zęby jakby ten dotyk parzył, a ona sama odwróciła się ostro.

- Zostaw mnie!!! – Krzyknęła zalana łzami, po czym spojrzała na przejętą minę elfa który jednak zamarł w bezruchu zaskoczony tym wybuchem. Dostrzegła swój skierowany stanowczo w jego stronę palec i zatrzymane na niej spojrzenia innych osób obok. Coś do niej dotarło, ale niewiele bo wciąż była zbyt roztrzęsiona. Nie przeprosiła. Wyrwała sterczące z ziemi ostrze i schowała szybko, stanowczo, udając silną. Jednak odwróciła się i pobiegła. Byle dalej z pola bitwy. Byle dalej od całej tej śmierci.



Obecnie, w pobliżu karczmy Smoczy Łeb.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=24rKK49vqMA[/MEDIA]


Ślady orków i wargów przywołały wspomnienia i wielki niepokój. Minęło tak niewiele czasu. Shaveen zastanawiała się czy to możliwe by już odzyskały siły po tamtej bitwie. Czy szykuje się kolejna..? Serce uderzyło jej mocniej, nawet nieco boleśnie. Nie było sensu kontynuować swoich rozważań, bo wszystkie jej myśli spływały jedną czarną rzeką, starannie latami wyżłobioną łzami.. spływały do równie czarnego morza jej myśli. Niespodziewanie zamiast orka ujrzała inną istotę, zbliżającą się od strony karczmy. Elfka na widok przedstawiciela niskiej, bynajmniej nie kulturowo, a wzrostem rasy zamarła w bezruchu bacznie go tylko obserwując. Była go niezmiernie ciekawa, gdyż krasnoluda widziała zaledwie kilka razy w życiu i mimo niechęci która drzemała gdzieś w głębi serca był on zagadką którą warto było poznać. Pewnie całe to podglądanie trwałoby dłużej gdyby nie czy to z jej nieuwagi, czy też za sprawą pecha pod drobną stopą elfki pękła leśna gałązka, zdradzając obecność ostrouchej. Westchnęła cicho.

- Wyłaź! - Dwalin krzyknął w stronę krzaków - Wiem że tam jesteś!
Krasnolud przyjął postawę bojową, spodziewając się najgorszego.

Dwalin wyglądał zabawnie, niczym mała krępa istotka o równie małych rączkach i nóżkach do czasu gdy nie przybrał groźniejszej postawy, a gardłowy głos krasnoluda nie uderzył prosto w jej stronę. Wtedy też Shaveen musiała podejść do niego bardziej poważnie. Tak, teraz wyglądał on z pewnością poważniej, a złośliwe uwagi które przemknęły wesoło przez myśli elfki musiały ustąpić pewnemu respektowi. Nie chciała straszyć krasnoluda. Wiedziała że choć chciwe z nich dranie, są istotami honoru, a jeśli tak, ten nie zrobi jej krzywdy. Powoli uniosła dłoń z łukiem, zaraz wychylając się zza gęstwiny lasu całą sylwetką. Nie było czasu na jakieś podchody gdyż orkowie mogli wciąż być w tej okolicy. Elfka zwinnie zeskoczyła z kamienia w dół i podbiegła trzymając broń opuszczoną, a gdy już stanęła kilka metrów od Dwalina, zatrzymała się i delikatnie skłoniła głowę w pośpiesznym powitaniu. Nie spodziewała się by krasnolud znał jej język, więc odezwała się w Westronie.

- Witaj nieznajomy, na imię mi Shaveen... - Jej pośpieszny głos łączył w sobie kobiecą delikatność, ale i dojrzałą surowość. Wyraźnie widać było że jest zaniepokojona. - Gwiazdy niespokojnie patrzą na te ziemie, a ich głos zwrócił moją uwagę. Ślady dzieci mroku poprowadziły me stopy szybciej, by pomóc...

- Hę ?! - krasnolud był ewidentnie zdziwiony, choć trochę bardziej spokojny widząc elfkę, zamiast jakiegoś okrutnego zakapiora, którego bardziej się spodziewał - Mogłabyś wyrażać się jaśniej?!

Elfka wywinęła oczami, ale nie było czasu. Skupiła się więc i powoli, wyraźnie powiedziała.

- Wpadłam na trop orków i wargów, prowadził mnie tutaj. - Wychyliła głowę zerkając za krasnoluda co zbyt trudne przy jego wzroście nie było.- Przybył pan.. - tu chwilę przeciągnęła gdyż krasnolud nie zdradził swojego imienia. - tutaj promem? Wszystko w porządku?

Chociaż sytuacja była napięta, a i moment niestosowny, ciekawska elfka mimowolnie zerkała czasem na wielki (przynajmniej dla elfiego oka) brzuch krasnoluda zastanawiając się czy to tak jest po prostu czy też oni tyle jedzą. Myśli o Bitwie Pięciu Armii tymczasem odeszły tam gdzie powinny do sfery przeszłości.

- To się jeszcze okaże czy wszystko w porządku. Chodź ze mną, tylko trzymaj ręce z dala od broni. Zobaczymy co znaleźli tutaj moi towarzysze. - Dwalin mimo wszystko był nadal nieufny i wolał mieć elfkę na oku.

- Nie ma mowy krasnoludzie! Łuk to część mnie, idę z nim a jeśli Ci się to nie podoba, sam rzuć topór w krzaki. Nie jestem twoim wrogiem. Jestem elfką, przyszłam pomóc. - Shaveen nie miała zamiaru teraz kłócić się i gestykulować. Zrobiłaby to chętnie gdyby mieli na to czas, ale teraz tak nie było. Rozzłościł ją ten brak zaufania, szczególnie teraz gdy sytuacja była napięta. Minęła krasnoluda i poszła pośpiesznie w stronę przybytku, raz tylko zerkając za siebie. Nie wyglądała jakby miała ochotę znosić jego humory.

Zachowanie elfki choć aroganckie, Dwalin uznał że nie jest wrogie, poszedł więc za dziewczyną. Trzeba było skonfrontować to co powiedziała z rzeczywistością zastaną w tej karczmie.
- Ta elfka - krasnolud odezwał się, gdy zbliżyli się do Sveina i Felien - czaiła się w krzakach. Mówi że idzie śladem orków i wargów. Prawda to? To ich robota? - wskazał toporem na karczmę.

Shaveen słysząc ten komentarz krasnoluda zmierzyła go tylko przelotnym niezadowolonym spojrzeniem.

- Tak. Znaleźliśmy ślady orków i wargów. Musieli porwać znajdujących się tutaj ludzi... Chcemy podążyć ich tropem. - odpowiedziała krasnoludowi Felien, po czym spojrzała na elfkę i uśmiechnęła się delikatnie - Suilad.

Shaveen przystanęła w milczeniu i zdawała się nad czymś zastanawiać. Nie była jednak zamyślona, jej oczy błądziły żywo dookoła zatrzymując się raz na Sveinie, raz Felien powędrowały w stronę spustoszonego zajazdu, wróciły do elfki i zatrzymały się na niej dłużej. Poznała ją, choć tylko z widzenia bo imienia nie znała. Twarz jednak była znajoma. Pierwszym jednak uczuciem które dotarło do jej serca i które wymalowało się na twarzy elfiej zabójczyni był smutek. Zrozumiała że przybyła za późno. Trzymany w dłoni łuk powoli opadł w stan spoczynku. Nawet odwracając twarz w stronę krasnoluda, który przecież potraktował ją tak nieuprzejmie w jej oczach nie było już cienia złości, tylko smutek. To właśnie ten natłok myśli sprawił że nie odpowiedziała Felien od razu, a dopiero po chwili.

- Mae govannen... Glass nin le achened. Im Shaveen Ciresti. - Jej głos brzmiał już znacznie cieplej i bardzo przyjaźnie. Widok “siostry” elfiej krwi, w dodatku znajomej twarzy rozpogodził ją i sprawił że także się uśmiechnęła. Dalej jednak ciekawa była innych osób. Co robił tu krasnolud? A ten przystojny młodzieniec? Rysy twarzy miał tak gładkie że prawie elfie. Podszedł zaraz z Felien i z zaciekawieniem się Shaveen przyglądał. Skłoniła się więc grzecznie i przyłożyła wolną dłoń do serca w geście powitania.

Przyzwyczajony do widoku elfów odwiedzających Esgaroth, jednak Svein nie spodziewał się, że spotka przedstawicieli tej najpiękniejszej rasy podczas swoich wędrówek. Przynajmniej nie tak od razu. Tymczasem okazało się, że poznana w Esgaroth Felien zdecydowała sie ruszyć wraz z nimi, teraz zaś ta nieznajoma dziewczyna. Tak elfia, a jednocześnie tak uderzająca połączeniem jakiejś dzikości oraz siły. Nie potrafił tego określić, opisać, nazwać.

- Le suilon! Mae l'ovannen! - powitał ją dosyć formalnie, bowiem po prostu nie wiedział, jak elfia dziewczyna traktuje przedstawicieli innych ras. Inna sprawa, że orki czy inne takie pomioty ciemności były wrogami wszystkich. Wspólny przeciwnik łączył elfy oraz krasnali, także ludzi, chociaż wśród tych ostatnich byli tacy, którzy niekiedy wspierali owe wredne stwory. - Le nathlam hi. Im Svein - przedstawił się. - Tak jak mówiła panna Felien - spojrzał na elfkę przechodząc na Wspólną Mowę - rzeczywiście planujemy ruszać oraz prawdą jest, że to robota tego plugastwa. Widocznie, mości Dwalinie, powoli odzyskują siłę po Bitwie Pięciu Armii - zaiste dobra wiadomość to nie była, toteż Svein nie ukrywał frasunku. - Szóstka wargów oraz tuzin orczych łotrów, przy czym ponadto mają nawet wielkiego łotra. Prowadzą szóstkę jeńców, przy czym jednego rannego. Kierują się do swoich siedzib na północnym - zachodzie na stokach Ered Mithrim. Daleko - przyznał.

Shaveen choć niechętnie, już uznała martwym rannego więźnia, natomiast informacja o „wielkim łotrze” ją dodatkowo zaniepokoiła. Skoro mają przywódcę są więc zorganizowani, ale być może to jest też ich słabością. Elfka wyraźnie zmarszczyła brwi gdy chciała już obmyślać plan bitwy tak by wykorzystać jakąś przewagę by nikt nie zginął. Póki co jednak za wcześnie było na to. Gorąca krew szybciej zapulsowała w jej ciele, choć kobieta wyglądała niezwykle spokojnie. Tylko oczy zdawały się żywsze i równie krwi gorące. Pomyślała też o innej rzeczy. Trzeba było ostrzec innych by byli czujniejsi na wszelkie znaki aktywności orków, w obecnej sytuacji mogła to zrobić ona lub.. ktoś z obcych. Svein przerwał jej rozmyślenia.

- Skoro wyruszamy, ty zaś, pani, śledzisz ich, połączmy siły i może spróbujmy wspólnie - zwrócił się do elfiej wędrowczyni składając propozycję. Miał nadzieję, że Dwalinowi to nie przeszkadza. Po pierwsze dlatego, że już mieli jedną elfkę w drużynie, po drugie zaś, że orki to wróg krasnoludów. Przypuszczał, że każdy, kto próbuje z nimi walczyć, powinien znaleźć swoją drogę do dwalinowego, twardego serca. - Tolo, govano ven.

Jakby bowiem nie było, ich przeciwnicy mieli zdecydowaną przewagę. Każdy łuk, każda dzielna dłoń, każda ładna buzia … eee ten tego, znaczy każdy mógł pomóc odbić porwanych, każdy był naprawdę bardzo przydatny. Szczególnie doświadczony wędrowiec śledzący wcześniej tą łajdacką hołotę.

Shaveen już wcześniej uniosła brew, a sądząc po uśmiechu zdawała się zachwycona.

- Człowiek zna nasz język? Interesujesz się naszą kulturą? - Wyrwało się jej z entuzjazmem, po czym się opamiętała z cichym westchnieniem na własny braku taktu. Ciekawość była po prostu zbyt silna. - Przepraszam. Bardzo miło mi Cię poznać panie Svein i... - Tu elfka zwróciła się z małym grymasem w kierunku krasnoluda którego imię poznała nie od niego samego. - ...Dwalin. Na imię mi Shaveen. - Mimo że Svein mógł usłyszeć już jak przedstawia się Felien, wolała powtórzyć gdyż nie była pewna jak wiele z ich języka chłopak zna. Rozejrzała się szukając wzrokiem reszty osób której spodziewała się z powodu wcześniejszych odwiedzin promu i oparła dłoń na biodrze, w drugiej wciąż trzymając łuk. Trzymała go pewnie i silnie, wyglądało to nawet trochę jakby obawiała się jego braku.
Kocie spojrzenie elfki zza jej długich rzęs powiodło na Felien, po czym zatopiło się w horyzoncie lasu. Zastanawiała się tylko chwilę nim spojrzała na Sveina i zaraz też Dwalina.

- Zgoda. Mój łuk jest do waszej dyspozycji. - Rzekła krótko i rzeczowo, odgarniając kilka włosów które zagubiły się tańcząc po jej policzku i ustach. Czuła że tak po prostu powinno być. Czuła obowiązek.

- Witaj więc, panno Shaveen - uśmiechnął się do pięknej elfiej panny - cieszę się, że będziemy wędrować wspólnie oraz miejmy nadzieję, że odbijemy owych biedaków. Dobrzy naprawdę to ludzie - wspomniał gospodarstwo karczmarza. - Weźmy znajdźmy nieco tej żywności, jak wspomniała panna Felien, oraz ruszajmy czym prędzej. Zaś język elfi? Hm, znam trochę. Jestem mieszkańcem Esgaroth, kupcem tamtejszym. Mamy całkiem sporą grupę mieszkańców elfich. Wielokrotnie spotykałem ich, rozmawiałem, handlowałem. Powoli poznałem nieco podstaw, choć jeśli będzie możliwość, chciałbym nauczyć się wiele więcej - Svein bowiem od lat dziecinnych fascynował się najpiękniejszym plemieniem. Tyle, że innym chłopcom to przeszło, kiedy wydorośleli, ale Sveinowi fascynacja pozostała.

Ciresti tylko na moment spojrzała na chłopaka, ale nie odezwała się, ani nie zdradziła o czym myśli. Myślała zaś o tym że ciekawie byłoby z nim porozmawiać, i że może później jeśli zasłuży, ona nagrodzi go czymś więcej niż elfią mową. Shaveen znała starą mowę. Znała język który po części już zapomniano i obumierał. Rozmyślanie to przerwał miłym gestem krasnolud.

- Wybacz panno Shaveen że potraktowałem cię tak obcesowo - przyznał niechętnie Dwalin - ale musiałem sprawdzić, czy nie jesteś wrogiem. Żyjemy w takich czasach, że ostrożności nigdy za wiele.

- Cóż, przeprosiny przyjęte. - Odparła Shav znów krótko i rzeczowo. Prawdę mówiąc ani nie czuła się tak swobodnie by mówić otwarcie, ani nie była w nastroju który skutecznie zepsuli jej orkowie. Mimo wszystko doceniła gest krasnoluda który tym razem wywarł na niej bardzo pozytywne wrażenie potrafiąc jednak ustąpić i przeprosić.

Felien nie znała wcześniej imienia elfki, chociaż kojarzyła ją z widzenia. Prawdę mówiąc nie spodziewała się spotkać w tych okolicznościach innego przedstawiciela swojej rasy, a na pewno nie znanego jej, nawet pobieżnie. Zgoda Shaveen na uczestniczenie w pogoni podniosła Felien na duchu. Wróg był liczny, zaś każda dodatkowa osoba, która mogła pomóc w odbiciu porwanych była na wagę złota. Felien skłoniła głowę ze wdzięcznością i powiedziała:

- Cieszę się, że dołączysz do nas. Czas, niestety, działa na naszą niekorzyść, jak zauważył Svein. - zamilkła na chwilę, po czym ponownie zwróciła się do Shaveen uśmiechając się nieznacznie - Felien Ruinthar i eneth nin.

- Felien, ładne imię. - Shaveen nawet przelotnie się uśmiechnęła. - Ja jestem gotowa do drogi w każdej chwili, w końcu żadna ze mnie królewna. Uzupełnienie zapasów to doskonały pomysł, o ile orkowie ich nie rozgrabili zrobi to ktoś inny lub najzwyczajniej się zepsują.

Shav musiała jednak załatwić jeszcze jedną pilną sprawę. Przeprosiła resztę i udała się w stronę jeziora, by poprosić kapitana promu o przekazanie do Esgaroth wiadomości. Przelotnie przywitała się ze spotkanymi po drodze osobami i czym prędzej odnalazła kapitana. Królestwa ludzi i elfów powinny otworzyć oczy i uszy by jeśli naprawdę orkowie odzyskują siły wiedzieć o tym wcześniej. Informacja o zorganizowanej bandzie która w biały dzień napadła gospodę zaraz przy Esgaroth było dostatecznym ostrzeżeniem. Elfka zamyśliła się i spojrzała na widoczny już w postępującym zmierzchu księżyc.. a co jeśli spalenie tej karczmy miało być symbolem czegoś… ? Co jeśli celowo ujawniają swoją obecność?







Dialogi pisane wspólnie z Kellym, Komturem, Zell.
 
__________________
In the misty morning, on the edge of time
We've lost the rising sun

Ostatnio edytowane przez Kata : 14-03-2013 o 10:38.
Kata jest offline  
Stary 14-03-2013, 23:18   #24
 
Seachmall's Avatar
 
Reputacja: 1 Seachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputację
Valbrand pomógł wnosić rannego na łódź i ponaglił kobietę razem z chłopcem, aby też się na niej znaleźli.
-Młodyś jeszcze chłopcze i w tobie przyszłość tej ziemi, nie ma sensu jej tracić, aby ocalić to co stare.- poklepał malca po ramieniu i ruszył za pozostałymi.
***

Mieszkanieć Dali przysłuchiwał się rozmowie zebranych starając się dokładnie ułożyć to co miał zamiar właśnie powiedzieć.
- Nie mówię, że powinniśmy zostawić tych biedaków. Bynajmniej, musimy ruszyć ich ratować. -spojrzał na zbieraninę przypadkowych podróżnych połączonych celem - Ale spójrzmy na to wszystko racjonalnie. Orków jest o połowę więcej niż nas, mają bestie i przewagę organizacji. My nie znamy własnych możliwości i gonienie na oślep, przemęczając swoje ciała na pewno nikomu nie pomoże.- spojrzał na niebo starając się wyliczyć ile jeszcze światłą dnia zostało - Nawet jeżeli ich dogonimy tej nocy, nie będzie sensu ich atakować do następnego dnia. Większość z nas nie widzi w ciemnościach, żeby już nie mówić o skutecznej walce.- Bardling spojrzał na znowu na zebranych -Jeżeli załatwimy to jak banda nowicjuszy, to jedyne pieśni jakie o nas będą krążyć, to przestrogi czego NIE robić, kiedy goni się orki. - westchnął i pokręcił głową. -Lepiej ruszajmy, ale radzę przemyśleć co mamy zamiar zrobić kiedy już ich dorwiemy. Coś ponad "Zaatakujemy ich z pieśnią na ustach i stalą w dłoni".
 

Ostatnio edytowane przez Seachmall : 15-03-2013 o 00:01.
Seachmall jest offline  
Stary 15-03-2013, 22:22   #25
 
Komtur's Avatar
 
Reputacja: 1 Komtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputację
Dwalin przez cały czas rozmowy z wykrytą na ukrywaniu się elfką, zachowywał wzmożoną czujność. Rozluźnił się dopiero gdy Felien potwierdziła, że to orkowie napadli na karczmę.

"Elfy" - skwitował w myślach spotkanie z Shaveen - "nie dość że gadają głupoty to jeszcze obrażają się o byle co. Dzieci mroku, phff... tak nazwać plugawe gobliny mógł tylko elf."

Krasnolud, choć przedstawiciele wysokiego ludu irytowali go bardzo, musiał przełknąć tę gorzką miksturę i przeprosić. Wyprawa przeciw orkom to nie przelewki i każda chętna para rąk była w takim przypadku mile widziana, nawet jeśli była to przewrażliwiona na swoim punkcie elfka.

Tak więc, większość z nowo poznanych na barce osób, zadeklarowała chęć pościgu za brudnymi niegodziwcami i oczywiście nie było wątpliwości że Dwalin wyruszy także. Krasnolud wziął się szybko do roboty i po wyekwipowaniu się w karczemnej spiżarni był w zasadzie gotowy do drogi. W zasadzie, bo potrzebna była mu jeszcze lina, latarnia no i plan działania. Pierwsze i drugie znalazł w stajni, natomiast co do trzeciego to najrozsądniejszym wyjściem byłoby zaskoczyć gobliny w jakimś nieprzyjemnym miejscu i to najlepiej za dnia. Oczywiście najpierw trzeba dogonić te pokraki, na tym więc należało się skupić w pierwszej kolejności.
 
Komtur jest offline  
Stary 16-03-2013, 22:14   #26
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację











Aldrada spojrzał na Jutiego, Juti na Aldoradę. Obaj przenieśli wzrok na krzątającego się przy karczmie Sveina a potem z powrotem na stojąca przed nimi elfkę o imieniu Shaveen.

- Pracujemy dla ojca Sveina. On zawsze lub brat jego w nieobecność pana Gundruta był kapitanem. – odrzekł Juti. – Ale, że młodszy syn rejsem tym opuszczał Miasto na Jeziorze, a tym bardziej z nami teraz nie wraca, to ja jestem dzisiaj za prom i rannego odpowiedzialny. Przekażę wszystko Panu Esgaroth i osobiście poproszę aby to mnie wysłał do dzielnicy elfów z ta informacją od pani. – zapewnił prężąc chudą pierś. – Może pani na mnie liczyć!











Przygotowania do wyprawy nie zajęły długo. Svein znalazł kilka bochnów chleba, które ominął los zdeptania buciorami, jaki gobliny zgotowały reszcie pieczywa i placków. Hobbit znalazł dwa tuziny jajek i trochę ziemniaków w szopie oraz suszonych na karczemnym piecu grzybów. Wszyscy sprawdzali swoje zapasy i racje żywnościowe. Powinno wystarczyć co najmniej na połowę drogi. Wiedzieli, że w podróży nie ominie ich polowanie. W swoim gronie jednak mieli myśliwych, więc nie martwili sie o to zbytnio. Najwyżej będą ograniczać ilość spożywanych posiłków a o drodze powrotnej myśleć będą, gdy przed nią staną. Na razie najważniejszy był pościg.

Drużyna wyruszyła wraz z ostatnimi promieniami zachodzącego słońca. Vetis próbowała kilkakrotnie i w końcu udało się jej złapać pasącego się na swobodzie kucyka. Razem z synem na jego grzebiecie, nie tracąc czasu, ruszyła na północ ku Dali. Prom z rannym Otarem odpłynął zaraz po rozmowie elfki z pełniącym obowiązki kapitana "Kaczuszki" Jutim. Doderick pożegnawszy się ze wszystkimi zniknął nagle w stylu iście godnym swych pobratymców. Wszak hobbici słyną z tej umiejętności bycia niewidocznymi oczom innych, gdy tego sobie życzą.











Pierwszej nocy, gdy słońce już zaszło i tylko łuna na niebie przypominała o nim szkarłatną wstęgą, Felien stanęła na wzgórzu wpatrzona w dal. Wiatr kołysał trawami, bawił się jej kosmykami włosów. Czuła go na twarzy. Stała nieruchoma jak posąg omiatana podmuchami. Jakby wiatr silniej i na dłużej tańczył wokół niej chyląc pod jej stopami zielonożółty dywan wysokich traw. Nie trwało to długo. W końcu odezwała się do reszty.

- Orki szły tędy zeszłej nocy prowadząc ludzi. Tuzin goblinów a wśród nich dwóch większych orków. Pięć wargów objuczonych pakunkami. Piątka ludzi. Wśród nich młody ranny wojownik wparty na ramieniu siwego woja i otyłego mężczyzny.

Niezależnie od tego, skąd elfka posiadała takie informacje, kiedy była mowa o otyłym mężczyźnie, to Svein od razu wiedział, że mowa była o karczmarzu. Opis dwójki pozostałych mężczyzn nie pasował jednak do porwanych mieszkańców „Smoczego Łba”. Staruszek był łysy a jego wnuczek za młody, by można go było nazwać wojem.

Dwalin jednak jak i Valbrand od razu skojarzyli te postacie ze starym i młodym Beorningiem. Wedle słów księgarza, opuścili jego sklep z tajemnicza mapą dzień wcześniej a potem uczeni ruszyli ich tropem ku Dali. Czy możliwym było, że postanowili nocować w „Smoczym Łbie” po zejściu z promu? Jak najbardziej.

Valbrand próbował dosyć przekonująco ubierać w słowa swe obawy przed pochopnym i pospiesznym wyruszeniem bez ustalenia po drodze planu odbicia jeńców. Czy było tak, że nikt nie miał na to czasu, aby rozważać ich opcje w tej chwili, czy też wszyscy zgodnie stwierdzili, że roztropne słowa Dalijczyka były oczywiste, dosyć, że stanęło na tym, iż w ciągu godziny drużyna była gotowa do drogi. Chyba jednak jego słowa zapadły niektórym w serca, bo jak pokazały najbliższe dni, w drodze została podjęta dyskusja o sposobach pokonania dogonionego wroga. Brann wyruszył jeszcze szybciej znikając im z oczu za wzgórzem.

Ślady wiodły w linii prostej na północny zachód. Orki trzymały się z dala od Mrocznej Puszczy, której wschodnie obrzeża były granicami Leśnego Królestwa oraz zachowywały dystans od Dali i Samotnej Góry. Była nadzieja, że mimo przewagi kilkunastu godzin, drużyna zdoła dogonić uciekinierów. Ludzie wyraźnie spowalniali orczyk wojowników. Nie dbali oni jednak wcale o maskowanie swych śladów. Podejrzewać można tez było, że nie dbali za bardzo o zdrowie i kondycję jeńców. Coraz więcej kropel krwi tropiciele znajdowali na źdźbłach traw. Jednak na postojach pod osłoną drzew, które nie omieszkali bezmyślnie siekać , rąbać i kaleczyć, bez żadnego powodu, lub w cieniu skalnych głazów głęboko wbitych w trawiaste stepy, nie rozpalali ognia. W miejscach podróżnych obozowisk witał ludzi i elfy smród odchodów. Okruchy chleba jedynie, którym musieli karmić jeńców oraz nieco pierza i wsiąknięta w ziemię jucha, były pozostałościami po posiłkach. Mięso znajdywało swą drogę do goblińskich brzuchów a wargi zapewne zadowalały się również kośćmi, których resztek nigdzie nie było.

Dwalin okazał sie być wyśmienitym przewodnikiem. Niektórzy odnieśli wrażenie, że rola przypadła mu do gustu. Jako, że to on wziął na swoje barki odpowiedzialność za przewodzenie podróżnym, to i nie musiał z resztą wdawać sęi w długie dyskusje, a wrażenie sprawiał takiego, co nie lubi strzępić języka. A może to tylko dlatego, że nie nastoju nie było, lub że nie zwykł tego czynić nie poznawszy kompanów bliżej. Myśliwy bractwa, kiedy nadarzała się okazja polował głównie na dzikie zające, których było w okolicy sporo. Póki co nikt nie głodował. Elfki ze Sveinem czujnie wypatrywali zagrożenia i na szczęście jak do tej pory, nic nie wskazywało na to, że jakiekolwiek im grozi.












Dziesiątego dnia podróży, wczesnym popołudniem, Brann wszedł ostrożnie w lasek do którego wiódł trop. Przyglądał się wcześniej z daleka roślinności jak to zwykle bywało, gdy ślady przestawały wieść przez otwarty teren. W końcu ruszył ku drzewom. Kiedy przechodził przez dolinę, po brzegach której pięły się stromo pnie wysmukłych drzew, poczuł się nieswojo. Poczuł na sobie czyjś wzrok. Nie dał poznać po sobie, że kątem oka dostrzegł na szycie krawędzi wzniesień, przyczajoną w krzaku za drzewem, lezącą sylwetkę goblińskiego łucznika. Z duchem na ramieniu kroczył dalej omiatając wzrokiem drzewa i krzewy a wzrok jego ślizgał się tylko , jakby skupiać nie chciał na kolejnych orkach, które spostrzegł przywarte do mchu. Doliczył się czterech goblinów. Jeżeli było przeciwników więcej, to nie wiedział. Wyczekiwanie wroga w sposób oczywisty zdradzało ich zamiary. Skorlsunn odgrywając do końca rolę zwiadowcy po godzinie marszu opuścił las wychodząc znowu na step. Milę dalej wdrapał się na samotną skałkę na wzniesieniu i z góry rozejrzał się po okolicy. Zagajnik z przyczajonymi orkami porastał głównie dolinę i zbocza tworzących ją wzniesień. Rozrastał się bardziej wszerz jak wzdłuż. Orczy trop wiódł dalej ku Górom Szarym, lecz wśród śladów nie dopatrzył się kilku mniejszych orków a odcisków łap wargów było jakby mniej. Mogli ominąć zasadzkę nadkładając pięć, sześć godzin drogi.

Ryzykując rozmyślenie się orków, Brann cofnął się ku drużynie, aby ich ostrzec. W drodze powrotnej przez zagajnik starał się zapamiętać pozycje orków, ich odległość od krawędzi lasu oraz udało mu się utwierdzić w przypuszczeniach, że oddzielony od głównej bandy oddział składał się na pewno z dwóch goblińskich łuczników. Dedukował też, że byli z nimi dwaj tropiciele Snaga z orczych plemion Mordoru. Tym, że nie dostrzegł wargów akurat się nie zdziwił. Przyspieszył kroku po wyjściu z lasu. Wiedział, że za godzinę dotrze do reszty podróżnych.






 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill

Ostatnio edytowane przez Campo Viejo : 17-03-2013 o 05:41.
Campo Viejo jest offline  
Stary 17-03-2013, 18:13   #27
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
PODCZAS DROGI


Zdecydowanie najlepiej rozmawiało mu się tuż po wypoczynku. Podczas wędrówki Svein chciał poznawać drużynę, ale trochę zachowywał oddech na kolejny krok. Któż bowiem wie, jak daleko ciagnąć się będzie ich pogoń. Jednak chwilę po odpoczynku zawsze był naturalnie raźniejszy, miał więcej optymizmu oraz po prostu siły. Drugim takim momentem był czas początku popasu. Och, jakże przyjemnie było sobie usiąść oraz spokojnie nie musieć ruszać do przodu jak najszybszym pędem. Toteż właśnie wtedy miał największą ochotę na poznawanie innych. Szczególnie ową dzika elfkę, która przypominała mu sobą szumiącą, poruszaną wichrem knieję. Przyznał przed sobą, ze spodobała mu się roztaczając wokoło siebie nie tylko aureolę urody, ale także pierwotnej siły. Porównując do niej, Felien była znacznie bardziej cywilizowana, jeśli można było użyć owego słowa w stosunku do prastarego narodu, którego kultura sięgała prastarych stuleci. Kiedy wyobrażał ją sobie, oraz siebie, jakoś nie potrafił wymyśleć innego krajobrazu tła, niżeli góry, puszcza, jezioro. Ludzkie miasto jakoś nie pasowało do niej.

Mimo odwagi jaką wykazali się wszyscy, Shaveen zdawało się że w głębi ich serc jest równie wiele niepokoju, co w jej własnym. Sądziła tak po ciszy która towarzyszyła do tej pory ich wędrówce i skupionych zmysłach jej nowych towarzyszy przypominających jej sposób życia leśnych ludzi. Podczas gdy większość nadszarpywała swoje zmęczenie krótkimi odpoczynkami i ciągłym wysiłkiem, Shav była w doskonałej kondycji. Krótki odpoczynek w zupełności jej wystarczał, zbroje miała lekką, a i mimo że drobna, mizerna i słaba nie była. Podczas odpoczynku, gdy większość łapczywie sięgała po każdą godzinę snu ona razem z Felien pełniły wartę, czuwając nad ich bezpieczeństwem. Gdy przychodziła pora by Shaveen w elfiej medytacji znalazła siły, układała się do snu podobnie jak leżący obok ludzie. W zasadzie nie było jej to do niczego potrzebne, ale zawsze interesowały ją inne kultury, inne sposoby postrzegania świata. Próbowała wtedy poczuć się jak oni. Do tej pory nie zaczepiana przez innych siedziała cicho i skupiła się na obowiązku którego się podjęła. Dużo myślała o różnych sprawach, podczas postojów ćwiczyła by utrzymać ciało zwinnym i sprawnym, starała się być pomocna, szczególnie w przygotowaniu posiłków, a gdy nie było już nic do roboty ciekawie przyglądała się obcym jej rasom. Zerkała dyskretnie, ukrywając swoją ciekawość by nie zachować się niegrzecznie.

Nastała druga noc wędrówki, a Shaveen wiedząc że zatrzymają się tu dłużej, już zdążyła wdrapać się na drzewo. Znalazła miejsce gdzie było jej względnie wygodnie i niczym na sokolim gnieździe okrętu wypatrywała w mrocznej głuszy. Jej łuk był nieduży i z łatwością mogła nim operować z tej pozycji. Mimo wszechobecnego mroku, jej oczy widziały najmniejsze nawet szczegóły w delikatnym świetle gwiazd. Twarz i odsłonięte części skóry wymazała mokrą ziemią by być mniej widoczna, a sylwetkę częściowo zasłoniła zielenią gałęzi. Prawie się nie ruszała, a jeśli już to powoli by nie rzucać się w oczy. Shaveen brakowało jednak cierpliwości i gdzieś wewnątrz strasznie nurzyła ją monotonia i cisza. Miała na to kilka sposobów, jak słuchanie śpiewu ptaków, podglądanie śpiących i rozmyślanie o domu. Sięgnęła drugiego ze swoich bukłaków i upiła nieco cierpkiego wina którym napełniła go jeszcze w Smoczym Łbie. Noc zapowiadała się tak jak poprzednio, do czasu gdy jej ostre ucho drgnęło, wyginając się nieco w tył gdy usłyszała podchodzącego Sveina.
- Przepraszam, że nagabuję – spytał, niezaprzeczalnie coś takiego niekreślonego zachęcało go, by porozmawiać z piękną dziewczyną. Elfy stanowiły zawsze fascynujące istoty dla Sveina, teraz wszakże zastanawiał się, czy chce porozmawiać z nią jedynie, jako elfką, czy także ładną dziewczyną. - Czy pani jest mieszkanką Mrocznej Puszczy króla Thandruila? - spytał, bowiem elfy odwiedzające Esgaroth pochodziły właśnie stamtąd. Były jednak właśnie bardziej podobne do Felien, niżeli tej dziewczyny przypominającej dziki kwiat.

Elfka spojrzała na niego z góry nieco zawstydzona, bo przecież sama celowo wybabrała się błotem, a teraz gdy on poruszył temat elfiego pałacu była pewna że jej wygląd musi być niesamowicie zabawny. Przetrwanie było jednak najważniejsze. Uciekła wzrokiem gdzieś w dal lasu, by za chwilę stłumić swój delikatny wstyd i z uśmiechem spojrzeć na mężczyznę u dołu.
- Nie przepraszaj, ciekawiło mnie kiedy przyjdziesz porozmawiać. Zauważyłam że ostatnio dość często mi się przyglądałeś... - urwała na chwilę ale jej delikatny głos nie zdawał się kryć za sobą żadnych niedopowiedzianych słów. - Tak, wychowałam się w Pałacu Króla Thandruila.

Shaveen zamilkła przyglądając się Sveinowi z wyjątkowym zaciekawieniem widocznym w jej wielkich, kocich oczach co raz kryjących się za subtelnym ruchem długich rzęs elfki.
- Eoooee, wieee … - widziała! Uf, naprawdę dostrzegła to. Jak dobrze, ze nawet elfy nie umieją czytać myśli, bowiem jego były tak kosmate, jak ta siedząca na drzewie wiewiórka oraz tak zawstydzające, jak jego nagle poczerwieniała twarz. - Booowiem - powoli się opanował - bowiem - powtórzył widziałem wiele elfich pań w Esgaroth. Tam przebywa wiele pani rodaków, panno Shaveen, to jest Shaveen - poprawił się, skoro ona zwracała się do niego wprost. Jakby nie było, nie znal jej wieku, lecz domyślał się, że jest wiele starsza. Lecz wedle swej rasy także on był juz dorosły. Pomimo zmęczenia uśmiechnął się. Obecność elfiej dziewczyny działała na niego jakoś dziwnie ciepło. Myślał o niej często. Początkowo wydawało mu się, iż to normalne. Po prostu, zwykłe przemyślenia na temat nowo spotkanej osoby. Wszak przecież spotkali się niedawno. Zastanawiał się przecież także nad innymi nowymi kompanami. Ale ona była jakaś inna … chyba, że mu się wydawało? Svein nie miał specjalnego doświadczenia wedle spraw sercowych, nie mniej jednak Shaveen wywoływała wewnątrz niego jakieś szlachetne, ciepłe drgnienie.

Chwilę potem kontynuował wyjaśnianie.
- Jednak one nie miały ani takiej zbroi, ani takiego spojrzenia. Niewiele także spośród nich wybierało się gdzieś na wyprawę mając za towarzyszy ludzi oraz krasnoluda. Przyznaję, że jesteś pierwsza, jaka pod tym względem przychodzi mi na myśl właściwie - dodał sięgając myślami do rozmaitych historii Esgaroth.
- Nie martw się, nie ugryzę Cię. - Zachichotała rozbawiona jego jąkaniem, na chwilę unosząc wzrok by rozejrzeć się po okolicy. Było spokojnie więc rozłożyła wygodniej nogi na konarze drzewa i wróciła do rozmowy - Cóż, gdybym nie pomogła tym ludziom tylko dlatego że idzie z nami nasz krągły kolega musiałabym być straszną egoistką. Nie wiem do czego zmierzasz. Czy moja inność cię niepokoi? Zapewniam że nie jestem wyklętym ludożercą. - zażartowała z cichym chichotem i drobnym uśmiechem.
- Nie - potwierdził - nie przypuszczam, żebyś była wyklęta - przyznał. - Aaa - dodał starając się być dowcipnym, choć wyszło średnio - na ludożerczynię także nie wyglądasz, jesteś zbyt szczupła - przyznał przypatrując się jej bystro oraz nawet nieco poweselały. Był silnym, młodym, czerstwym mężczyzną, lecz nie posiadał wiele wiedzy na temat Mrocznej Puszczy oraz orków. Wszak po Bitwie Pięciu Armii nie czynili tutaj wypadów. - Niepokoi pytasz … - chwilę zastanowił się - … chyba nie, raczej dziwi. Elfka oraz krasnolud, fiu fiu. Inna rzecz, że skoro Dwalin przełknął wcześniej Felien … - dumał. - Ale naprawdę cieszę się, że jesteś tutaj. Dobry łuk oraz umiejętności tropiciela to coś, co na wyprawie nie ma wystarczającej ceny. Czy wiesz może o jakichs innych napadach tej orczej hałastry? Od wielkiej bitwy nie przychodzili w tą stronę, ale może elfy z Królestwa Thandruila wiedzą więcej?
- Nic mi o tym nie wiadomo młody Sveinie. Fakt że jestem na ich tropie był czystym przypadkiem, zaś ostatnio dużo byłam w podróży. Poza elfią twierdzą. A tym kim jestem uczynili mnie w jakimś stopniu moi rodzice, choć.. nie byli ani trochę inni od reszty mojej rasy. - Shaveen złożyła dłonie na kolanie i spokojnym wzrokiem powiodła po mężczyźnie u dołu. Przestała się uśmiechać, ale nie wyglądała na zmartwioną. Ona po prostu taka była, rzadko dłużej się uśmiechała. - Podróż nie jest zbyt męcząca? Narzuciliśmy duże tempo...
- Czy to ma jakieś znaczenie? - spytał szczerze wzruszając ramionami. - Musimy iść, choćby podarwszy nawet zelówki. Inaczej bieda tamtym porwanym. Trzeba spróbować. Natomiast fakt, że elfy nie wiedza nic o orczych podjazdach to dobry sygnał. Oznacza on, że ta banda wyprawiła się nieco samopas, ze jesli dorwiemy ich, nie będą mieli wsparcia innych. Przynajmniej prawdopodobne jest to … - dumał chwilkę, później podniósł oblicze wpatrując się w nią twardym spojrzeniem - nieważne, jak dorwiemy ich będzie siekanina … - chwilę nagle myślą powrócił do Bitwy - … którą ponownie wygramy - ścisnął wargi.

Elfka wyraźnie zmarszczyła brwi, jakby zmartwiona czymś. Na jego słowa uniosła twarz, wypatrując w leśnej ciemnicy zagrożenia. Nie była na tym w pełni skupiona, nie odwróciła się od niego zupełnie, a jednak nie odezwała się ani słowem. Temat orków wyraźnie jej nie pasował i nie chciała o nich rozmawiać, dlatego tylko wysłuchała go w ciszy. Sięgnęła znów po bukłak, ten który wypełniony był słodko-cierpkim winem gdy wyślizgnął się on z jej ręki. Spadł na ziemię z głuchym dźwiękiem i otwarty od razu zaczął obwicie “krwawić”.
Svein schylił się szybko chwytając za szyjkę oraz próbujac podnieść. Dziwne, ale skojarzyło mu się to ze zwyczajem wypuszczania chusteczki przez damę. Uff, wypuszczanie bukłaka, aż parsknął śmiechem niemal.
- Proszę, naprawdę żar takiego kordiału. Trawa tak czy siak woli wodę, niżeli najlepsze nawet wino.
- W małych ilościach pomaga utrzymać oczy otwarte. - Rzekła jakby tłumacząc się i zaraz ostrożnie zeszła nieco niżej po gałęziach by zwiesić się z wyciągniętą ku Sveinowi dłonią. Zgrabnie utrzymując się nogami gałęzi z westchnieniem wysiłku, zwisając głową w dół sięgnęła po swój bukłaczek z jego dłoni. - Dziękuję Ci. - Szepnęła wdzięcznie, z ciepłym uśmiechem promieniującym pośród gęsto rozwianych włosów. Czy wyglądała uroczo, czy strasznie.. z ciemną od błota twarzą i błyszczącymi bielą ząbkami jej wesołego uśmiechu to była już jego ocena. Równie szybko jak zwiesiła się w dół, nie wspomagając się rękoma teraz uniosła w górę i ostrożnie wspięła znów na miejsce gdzie siedziała wcześniej. Tym razem trzymała bukłaczek ostrożniej, dmuchając delikatnie na szyjkę by pozbyć się ziarenek piasku. Gdy skończyła oparła go na udach i spojrzała na Sveina z wyrazem zadowolenia na twarzy.
- Pewnie racja, chociaż znam takich, dla których małe ilości zaczynają się od solidnej kwarty - wspomniał kilka scen karczemnych. - Ano położę sie już, bowiem wszak ludzie nie mogą obyć się bez snu. By zaś pędzić później ku Górom Mglistym trzeba chwytać każdą chwilę na drzemkę - przeciągnął się. - Miło było porozmawiać, Shaveen, odbijemy ich - mrugnął wesoło do elfki, jakby chwila spędzona na wymianie kilku zdań z piękną elfką dodała mu energii.
- Śpij spokojnie, nie zadręczaj się. Będę was pilnować. - Odparła miękko Shav i skupiła się już nieco bardziej na swoim obowiązku.


Kolejny dzień. Odpoczynek opodal wesołego szmeru krystalicznego strumienia po marszu, który wymęczał ciało. Obok szumiące dęby, pamiętające pewnie czasy poprzednich krasnoludzkich królów pod Góry. Jakiś ptak śpiewający piosenkę dla swojej ukochanej. Czym może być coś lepszego? Pewnie tak, ale dla Sveina ta chwila stanowiła jakaś nagrodę za kolejny dzień drogi. Chwile posiedział pod drzewkiem, później zaś ruszył do strumyka wymoczyć chwilę nogi w chłodnej wodzie. Znalazł miłe miejsce na obrośniętym mchem kamieniu. Buty, skarpety poszły na bok, zaś spodnie podciągnął do kolan.
- Mrr, jak miło – rozmarzył się wkładając nogi, bowiem chociaż woda wydawała się chodna, to jednak troszeczkę tłumiła ból wszelkich obtarć oraz odcisków.
- Nie przyzwyczajaj sie zbytnio, jeszcze trochę się nałazimy. - Ogar rzucił do Sveina z uśmiechem, zabierając sie za porządne oprawianie zająca. Mimo dość ponurej i brudnej roboty pogwizdywał sobie z cicha. Właściwie to musiał tylko dokończyć obdzierania długoucha ze skóry, całą resztę zrobił na miejscu gdzie upolował szaraka. Po drodze znalazł tez nieco ziół, co mogło solidnie poprawić smak nie wietrzonej dziczyzny.
- Nawet nie przypominaj mi, kolejny bąbel na palcu pokrył mi sie krwią - wzdrygnął się Svein, choć skrycie przyznawał, iż polubił medyka, który tak pomógł rannemu podczas napadu na gospodę. - Ale odpuścić nie możemy, przecież tego człowieka, tych ludzi - zacisnął pięści wyraźnie bardzo mocno wzburzony - znałem od maleńkiego. Kiedy byłem tutaj poprzednio, straszliwie zgłodniałem, jako że nie zabrałem wałówki na prom. Nie tylko nakarmili mnie darmo, ale jeszcze dali pieróg oraz pajdę chleba, co bym nie musiał ściskać żołądka podczas powrotu do miasta Esgaroth. Oni tak zawsze. Niejednemu biedaczynie pomogli, zaś starego sługę trzymali nie tyle dla jego pomocy, co aby nie wyrzucac go na bruk na starość. Przecież niejeden tak zrobiłby bez najmniejszego mrugnięcia. Ech … dlaczego nie możemy dorwać tamtych - aż kciuki zbielały mu, kiedy ponownie zacisnął dłonie. Chwilę później jednak opanował się oddając uśmiech Ogarowi. - Cóż powiedzieć, złość nie pomoże. Ale wstyd byłoby mi pewnie zawsze, gdybyśmy nie pomogli, lub gdybym nie mógł sobie powiedzieć, że uczyniliśmy wszystko co możliwe, dla ich ratunku. Oby wyszło na to pierwsze.

Spoglądał ciekawie na Ogara. Jakoś wcześniej nie szło porozmawiać, toteż ucieszył się mogąc nieco podyskutować z towarzyszem podróży. Poznanie wzajemne budzi zaufanie, co chyba jest niezbędną rzeczą do wspólnego wędrowania.
- Złość zostaw dla orków i goblinów, jak juz ich dogonimy, przyda się. Po tropach widać ze maja przewagę liczebna. Pewnie ze nie możemy zostawić ludzi na pastwę tych stworów. Nieistotne czy byli dobrzy czy źli, ale milo wiedzieć, że warto to zrobić nie tylko dla samej idei, ale i dla tego jakimi są ludźmi. - Powiedział Ogar i wrócił do sprawiania mięsa.
- Co racja, to racja - stwierdził Svein - wiesz właściwie to dlatego, że po prostu chciałbym ich schwytać oraz odbić. Ech, mam nadzieje, że tamci są cali - powiedział nieco skrzywiony, myśląc na temat biednych, porwanych mieszkańców karczmy.
- Nadzieja to jedyne co pozostaje, ale póki nie znaleźliśmy ciał, należy zakładać, że są jeszcze w jednym kawałku, mniej lub bardziej zdrowi. Na pewno się uda. - Odparł uspokajająco leśny człowiek.

Shaveen podeszła z rękoma pełnymi chrustu który zebrała dla Ogara, by ten mógł na małym, dyskretnym ogniu przyrządzić posiłek. Niewiele z ich rozmowy jej umknęło, gdyż uszka dziewczyny były bardzo wrażliwe na dźwięki, nawet jak na elfkę. Złożyła drewno Ogarowi i oparła delikatnie dłoń na jego raminiu zwracając się do niego.
- Przyniosłam drewno Eingulf, chyba tyle wystarczy, a jak nie to mogę iść jeszcze raz.
Cofnęła dłoń, nieco niepewna czy człowiek mógłby źle ten czuły gest odebrać i spojrzała jeszcze na Sveina.
- Nie zadręczajcie się, to co się wydarzy zna tylko Mandos... A jednak robimy to co słuszne. Dołożę wszelkich starań by nic wam się nie stało, a zapewniam że strzelam całkiem nieźle. - Zrobiła dłuższą przerwę po czym z uśmiechem dodała - Opowiedzcie lepiej coś wesołego.

Elfka także podeszła do strumyczka, jednak poza uzupełnieniem bukłaka czystą wodą usiadła miękko nad brzegiem wody i pochyliła się, próbując przejżeć w wartko płynącej tafli wody. Chwile zapatrzyła się w swoje odbicie tańczące z prądem, ujęła w dłonie nieco wody i przemyła twarz. Uczucie orzeźwiających kropelek zimnej wody ślizgającej się po jej twarzy, ustach i brodzie, zaraz uciekających sprawiło że poczuła się rozluźniona i usatysfakcjonowana. Delikatnie rozpuściła i ściągnęła włosy na jedną stronę by wdzięcznie, przeglądając się w odbiciu wodnym rozczesać je pięknie zdobioną elfimi wzorami, drewnianą szczotką.
- Nie wiem, co rzec wesołego - odpowiedział wypoczywający Svein, który na temat własnych odcisków rozmawiać nie chciał. Zaś wesołe myśli wiązały się głównie z takimi rzeczami, które jednak nie mówi się przy innych, na pewno zaś nie poznanym nie dawno dziewczynom. Ani elfkom. - Hm, wesołego, wesołego … wiem, przyjaciółka mojej siostry urodziła tuż przed moim wyjazdem synka. Nawet odwiedziłem rodziców. Byli niezwykle szczęśliwi. Wedle mnie, to jest wesołe.
- Jak mu na imię? - zapytała nie przeszkadzając sobie w pielęgnacji.
- Ach, czyżbyś sama Shaveen myślała o potomstwie - zażartował, kiedy spytała. Trochę odruchowo, ale może także dlatego, by coś więcej dowiedzieć się o niej samej. - Nazwali go Bard. Kiedy król pokonał smoka, osiągnął tron, imię to stało się nadzwyczaj popularne.

Elfka zamarła w pół ruchu ręki zupełnie zaskoczona tym śmiałym pytaniem. Odwróciła się w stronę Sveina i spojrzała wprost w jego oczy. Mężczyzna przywołał temat który już wcześniej błądził w jej umyśle i faktycznie miał rację. Pragnęła dzieci, chciała być mamą i dać nowe życie temu światu, choć nie była pewna czy jest gotowa. Takie pytanie jednak, z ust niedawno poznanego człowieka dość ją zawstydziło. Zrobiło się jej dziwnie gorąco, po chwili zrozumiała że to serce szybciej bije w jej piersi. On się jej przyglądał. Zarumieniła się nieco i z nieśmiałym uśmiechem odwrociła twarz by tego nie widział, wracając do szczotkowania swoich długich włosów. Nie odpowiedziała, zbyt zawstydzona by odkryć przed nim tak intymną głębie swoich uczuć i pragnień. Jej myśli teraz, na wzór delikatnego uśmiechu przedstawiały wesołe, urocze, małe elfy.

Svein nie miał doświadczenia w rozmowach z elfimi paniami. Zareagował właściwie tak, jak to rozmawiał z koleżankami siostry. Tymczasem widać, że dla elfów … bardzo poczuł się głupio. Podziwiał tą piękną elfią łowczynię. Oraz naprawdę lubił. Zdawał sobie z tego sprawę coraz dobitniej. Była niczym sama bryza wiejąca od brzegów Długiego Jeziora przez Mroczną Puszczę.
- Przepraszam, jeśli - przez chwilę nie wiedział, jak wyrzec swoje słowa. Próbował tłumaczyć się - coś powiedziałem niewłaściwego, zrzuć proszę to na moją nieznajomość elfiego świata. Po prostu osoby z moim wieku w Esgaroth zaczynają już mieć swoje rodziny. Biorą śluby, poczynają oraz rodzą dzieci. kiedy tak rozmawialiśmy, poczułem przez chwilę, jakbym właśnie siedział z kimś blisko znajomym i wyrwało mi się … Ech - westchnął jednak uśmiechając się do niej - prawdę powiadają, że wspólna podróż zbliża oraz znacznie szybciej uczy zaufania do siebie, niżeli długi okres spokojnego mieszkania obok siebie.
- Nie szkodzi, wiele czytałam o waszej kulturze z notatek mojego ojca. - Przerwała szczotkowanie włosów i odgarnęła je, spoglądając nieco z ukosa w stronę Sveina. - Jednak wciąż mnie zaskakujecie.. - uśmiechnęła się i zachichotała cicho, umykając spojrzeniem ku swojemu odbiciu i poprawiając skrupulatnie układ włosów.
- Chciałbym wierzyć, że chociaż niekiedy pozytywnie - powiedział cichutko Svein, nie wiadomo, czy bardziej do siebie, czy do niej. Oraz nie wiadomo, czy bardziej interesowały go zapiski ojca, czy osobiste opinie uroczej Shaveen.
- On nigdy nie oceniał, był badaczem i interesowały go suche fakty. Nie martw się. - odpowiedziała, bo dla niej jego szept był równie wyraźny co rozmowa wcześniej.


Pierwszej nocy było jeszcze miło. Wiaterek owiewał ich twarze, zaś przeświadczenie, że chcą ratować mieszkańców dodawało sił. Ponadto jeszcze dwie ważne rzeczy. Właściwie nawet trzy, biorąc pod uwagę ucieczkę hobbita, który się okazał się mieć tyle wspólnego ze swoim kuzynem wspaniałym, bohaterskim Bilbem, co obrzydliwa, orcza samica z urodziwą elfką, która do nich dołączyła. Rzecz jasna, elfki generalnie są piękne, czego dowodziła chociażby uroda Felien. Jednak wcześniej poznana przedstawicielka Najpiękniejszego Plemienia wydawała się niezwykle miłą, lecz jakby zdystansowaną osobą, czyli arcyklasyczną elfką. Zaś Shaveen miała w sobie dzikość wilczycy. Nie licząc oczywiście pięknego tyłka, ślicznych piersi, których górne fragmenciki ukazywał obszerny dekolt górnej części zbroi. Oczywiście śliczna buzia oraz ogólnie zgrabna, smukła sylwetka także bardzo mu się podobały. Zerkał na nią niekiedy, tak niby mimochodem przypadkowo. Ukradkiem wyjątkowym tak, żeby nie spostrzegła, gdyż Svein wstydził się swoich myli na ten temat, zwłaszcza tych, które miał przed położeniem się na krótkie chwile sennego wywczasu.

Kolejnym ważnym czynnikiem napędzającym chyże stopy Sveina była data. Płynąc po Długim Jeziorze miał siedemnastkę, średnio poważny wiek, ale dokładnie od północy, kroiła mu się dużo dostojniejsza osiemnastka. Miał urodziny. Zdał sobie sprawę na szlaku, chociaż nie chwalił się nikomu, bo niby czym?



PO INFORMACJI OD BRANNA

Im jednak dalej, tym było trudniej. Po pierwsze odciski – na piętach, po drugie uciski – na żołądku, po trzecie wyciski – potu, po czwarte zaciski – pasków od zbroi na skórze. Był przemęczony, wyczerpany, wkurzony, szczególnie, że jakimś niewiarygodnym cudem tamci zwiewali już tyle dni. Rzecz jasna, żeby orkowie to byli wyłącznie, wiadomo, ale że jeńcy oraz ranni wytrzymywali taki pęd? Jednakże cóż robić, wytrzymywali, toteż Svein padał na pysk nie nadając się do niczego oraz przestając mieć nawet erotyczne myśli na temat elfki. Naprawdę pokazywało to doskonale, jak bardzo był padnięty. Toteż kiedy przyniósł Bezimienny mężczyzna informacje na temat orków, był zbyt zmęczony, by robić cokolwiek. Doskonale wiedział, że nie nadaje się ani do obchodzenia, ani do walki, toteż po prostu wzruszył ramionami uznając, że uradzą cos osoby, które mają siłę myśleć, on zaś powlecze się wyłącznie realizować.



WSZELKIE ROZMOWY Z KAITLIN ORAZ PŁOMIENNOŁUSKIM
 

Ostatnio edytowane przez Kelly : 22-03-2013 o 12:23.
Kelly jest offline  
Stary 17-03-2013, 18:14   #28
 
kymil's Avatar
 
Reputacja: 1 kymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputację
Brann czym prędzej wrócił do zagajnika, gdzie popasała drużyna. Był nielicho zmęczony, wszak ostatnie dni marszu dały mu ostro w kość. Teraz jednak nie czas było na odpoczynek. Wydatnie zbliżyli się orków. Ba! Orkowie planowali na nich zasadzkę. Zwierzyna chciała zostać łowcą. Na tę myśl Skrolsunn aż zagryzł wargi ze złości. Do tej pory miał przed sobą obrazy z karczmy znad Długiego Jeziora. Te sceny długo miały zapaść mu w pamięć.


***

- Mamy ich, kompania. Są blisko a przynajmniej część z nich jest nieopodal- Skorlsunn nie silił się na wstępy, choć widać było, że jest z siebie zadowolony.
- Plugawcy planują zwabić nas do doliny, gdzie obsadzili wyznaczone miejsca. Co najmniej dwaj goblińscy łucznicy i dwaj przeklęci snaga z dalekiego Mordoru. Hultaje wiedzą, że ich tropem idzie pościg. Niepokoi mnie jednak nieobecność wargów. Ale to na razie nie ważne. Radźmy co czynić. Choć Brann Skroslunn nie zwykł lękać się paru stworów ciemności.

Zaczerpnął łyk źródlanej wody ze skórzanej manierki. Resztką wody polał sobie pokryte potem i pyłem włosy. A następnie wpakował do ust udko stepowego zająca, które odebrał z rąk Ogara. Gdy zaspokoił pierwszy głód kontynuował.

- Nie wiem jak długo nasi wrogowie zabawią w tej leśnej dolinie. Na pewno mnie widzieli. Zadbałem o to, żeby uznali, iż ich planowana zasadzka jest bezpieczna. Nic bardziej mylnego. Teraz mamy szansę ich zatrzymać. To jest nasza szansa. Orkowie są rozproszeni. Nie spodziewają się żadnego fortelu z naszej strony. Jeśli zajdzie taka potrzeba, mogę ponownie wejść do tej doliny. Wy zaś podkradniecie się niepostrzeżenie, zajdziecie gobliny od tyłu. Nie damy im pardonu. Nasze strzały ich dosięgną. - w oczach Leśnego Człowieka błysnęła stal.
 

Ostatnio edytowane przez kymil : 17-03-2013 o 18:18.
kymil jest offline  
Stary 18-03-2013, 11:45   #29
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
Czekała ich droga, nie do końca taka, jąką sam by wybrał, bo wymuszoną trasą oraz w pośpiechu, którego brak mógł spowodować śmierć ludzi wziętych w niewolę. Szlak którym za nimi podążali powoli zaczynał przypominać Mroczną Puszczę. Lasy, w pobliżu których dorastał nosiły jednak nieco inne znamiona. Puszcza była ciemna, jedynie z rzadka poprzetykana złotymi pasmami światla, gdzieniegdzie można było dostrzec sieci pająków próbujacych przypuścić inwazję i za każdym razem odpieranych przez leśnych ludzi. To samo działo się z orkami, za każdym razem byli odpierani. Wszystko jednak miało swoją cenę, wdowy i sieroty wsród ziomków Ogara były smutną codziennością, potrafili sobie jednak z tym radzić, wspierając się nawzajem tak jak umieli, czy to silnym ramieniem, wspólnymi polowaniami czy w czym kto był nieco lepszy. Zwyczajnie nie mógł podjąć innej decyzji niż pościg za orkami, nie wiedząc, co robią z pojmanymi, którzy nie są im potrzebni , lub tymi, którzy stawiająją opór. Uśmiechnął się jedynie smutno do swoich bliskich, którzy już nigdy nie udadzą się na łowy w ostępach Mrocznej Puszczy i sprawdził cięciwy. Zawsze miał czas na wyrównanie rachunków z orczym pomiotem.



Przypadła mu w udziale jego ulubiona rola, mógł oddalić się nieco od grupy i spokojnie ruszyć na łowy, chociaż nie było to aż tak konieczne, to jednak nie mógł odmówić sobie tej przyjemności. Problemem było jednak co innego, idąc tropem brańców, szli przez tereny, gdzie utrzymywał się zapach wargów, orków i przerażonych ludzi. Zwierzęta doskonale to wyczuwały, nie były tak głupie jak ludzie, nie pchały się z własnej woli w niebezpieczeństwo. Oznaczało to nadrabianie drogi i problemy ze znalezieniem większej zwierzyny. Więcej szczęścia miał już zastawiając wnyki w pobliżu obozowiska, gdy udawali sie na spoczynek. Dopiero teraz stawali się powoli kompanią, wiadome było dla niego, że ważne są czyny, nie deklaracje, czego doskonały przykład zademonstrował im pykający fajkę hobbit, po którym już śladu nie było.



Całe to dodatkowe bieganie za zwierzyną umęczyło go niemiłosiernie, okazało się że był w o wiele gorszej formie niż przewidywał po tygodniach spędzonych na jeziorze. Czuł nocne postoje w kościach jeszcze długo po wymarszu, mógł jedynie mieć nadzieję że orki będa równie zmęczone co on. Co prawda obecność dwóch elfich dam napawała optymizmem i wprowadzała odrobinę lekkości ducha, mimo ich całkiem odmiennego postrzegania świata, to jednak miał nadzieję że wkrótce dopadną stwory. Słowa Branna były więc niczym balsam na jego uszy.
- Masz rację, to jedna z niewielu szans, przyznam że lepiej to załatwić teraz, nasza droga nie była może do tej pory zbyt długa, ale tempo mnie wykańcza. – Ogar uznał że szczerość w tym wypadku będzie o wiele lepsza niż pójście w zaparte i udawanie pełnego wigoru.
- Proponuję przygotować kilka zapalnych strzał, z goblinami i orkami możemy sobie poradzić, ale jeśli faktycznie mają przy sobie wargi, ogień powinien je załatwić odpowiednio. Zajście ich od tyłu to najlepszy sposób, ale nie mogą nabrać zbytnich podejrzeń . Proponuję by mniej obeznani z łukami, zaszli gobliny normalnie ścieżką, z bezpiecznej odległości, kiedy damy znak mogą dobiec do tych przeklętych stworów, kiedy będa zbyt zajęte rozglądaniem sie za tym, skąd leca na nich strzały. Jeśli będzie trzeba, złapę za topór, żeby łucznicy mogli spokojnie prowadzić ostrzał nie związani wręcz. W ten sposób będą wzięci w dwa ognie i jest szansa że żaden nie ucieknie. To z kolei pozwoliłoby nam nadrobić drogę do grupy z brańcami i zaskoczenie ich dodatkowo w już zmniejszonej bandzie. Jednym szybkim zrywem, dwie pieczenie na jednym ogniu. – Nie wspominał już o fakcie, że gdyby to się udało, móglby szybciej zzuć buty i pomoczyć stopy w jakimś spokojnym strumieniu czy sadzawce.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline  
Stary 21-03-2013, 02:35   #30
Edgelord
 
Zell's Avatar
 
Reputacja: 1 Zell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputację
Pościg trwał już wiele dni, odbijając się w różnym stopniu na członkach tej wyprawy. Każdego mobilizował cel, który cała grupa sobie wytyczyła. Ludzkie życia były ważniejsze od zmęczenia podróżą i chociaż na niektórych bardziej odbiły się jej trudy to jednak szli oni dalej nie chcąc marnować czasu, który pozostał uprowadzonym... kurczącego się czasu.
Obraz splądrowanej karczmy budził wspomnienia, które w tym momencie mogły jedynie przeszkadzać, więc Felien starała się skupić na samej drodze. Rozpamiętywanie do niczego nie prowadziło i elfka miała tego świadomość, jednak wiedziała również, że one w końcu powrócą. Jak zwykle. Były jak fałszywa nuta, która raz wdarłszy się potrafi zburzyć nawet najpiękniejszą melodię i nie pozwoli zapomnieć o sobie, nie dając cieszyć się tym, co pozostało z niezmąconego dźwięku.
A nie dało się stać głuchym tylko na ten jeden moment.
Elfka bacznie wypatrywała zagrożenia, dzieląc ten obowiązek z Shaaven i Sveinem. Skupienie się na zadaniu pozwalało przyzwyczaić ciało do ostrożności oraz wyostrzyć zmysły. Tego właśnie wszyscy potrzebowali, a najbardziej potrzebowali tego porwani ludzie. Żyli, przynajmniej wtedy, gdy Felien udało się dowiedzieć trochę o grupie, którą gonili. Było to pocieszące, a jednocześnie elfka nie mogła odegnać głęboko ukrytych obaw. Nie mieli jednak innego wyjścia jak zaufać nadziei i iść dalej za tropem. Musieli także mieć ufność w swoje własne umiejętności, a także... w innych.
Bo tylko razem mogli coś zdziałać.

***

Wiadomości przyniesione przez Branna dawały nowe możliwości. Ich przeciwnicy postanowili przechytrzyć pogoń i rozprawić się z nimi szybko poprzez zasadzkę. Najwyraźniej nie spodziewali się, że ta pułapka może ich samych wpędzić w inną. Tym niemniej...
- Już wcześniej wiedzieliśmy, że są oni w jakiś sposób zorganizowani, a ta zasadzka jedynie to potwierdza. - odezwała się elfka - Chcieli nas zaskoczyć, ale teraz my możemy zaskoczyć ich. Zgadzam się, że to okazja, jaka może się więcej nie powtórzyć. Co dp wykonania takich strzał... Trzeba pamietać gdzie sie znajdujemy. Pomysł ryzykowny. Sposób podejścia wroga wydaje się sensowny.. Wiele będzie zależeć od tego, czy uda się nam, łucznikom, dostać się na pozycję niepostrzeżenie. - zamilkła na chwilę - Trzeba być szczególnie ostrożnym. - dodała ciszej - Pościg już nadwątlił nasze siły i wróg może tego się spodziewać i liczyć na nasz błąd.
 
__________________
Writing is a socially acceptable form of schizophrenia.

Ostatnio edytowane przez Zell : 21-03-2013 o 17:57.
Zell jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:11.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172