Trafiłem do baru, mojego drugiego celu podróży. Mekki wędrowców, pracowników i wszystkiego tego co przetrwało zagładę zachowując resztki człowieczeństwa. Pamiętam, jak kiedyś stał tutaj sklep wielobranżowy, a może był to dentysta na parterze w tym bloku mieszkalnym... Cóż, upadek zmienił wszystko.
Ogłoszenia przypadły mi do gustu. Na broni znałem się tyle co, a za grosze pracować to nie to. Topielce były obiecujące, ale ryzyko choroby ogromne. Poza tym, jeszcze mi 'ożyje' i co wtedy? Cóż, zbieractwo zdawało się być jedynym rozsądnym wyjściem. Jak by nie było kiedyś tu mieszkałem i wiem gdzie czego szukać. Chociaż, bardziej odpowiednie byłoby stwierdzenie, wiem, gdzie kiedyś coś się znajdowało.
Chwile później byłem w kryjówce upewniając się że wszystko mam i wszystko jest na swoim miejscu. Tylko kurtkę zostawiłem na łóżku, scyzoryk wkładając w zapinaną kieszeń spodni. Drzwi na klucz i kurs na północ, a potem na zachód w starą Van Diemenstraat. Przejście przez pas kolejowy, jego tunele i dwupasmówkę oddzielającą miasto na południu od Centrum byłoby proszeniem się o problemy. Za bardzo na widoku. Van Diemenstraat... gdzieś tam była klinika, pare firm i biur, kafejka, nawet szkoła. Może coś ostało i nie rozkradli wszystkiego, a i dalej od centrum Amsterdamu to może mniej mutasów i kanibali będzie. Powinno być bezpieczniej, ale i tak lepiej trzymać się cienia, głowa nisko, oczy i uszy otwarte.
__________________ Rozmowy przy kawie są mhroczne... dlatego niektórzy rozjaśniają je mlekiem! |