Nie mogąc doczekać się na towarzyszy ani usiedzieć w miejscu Zirnig krążył wściekle rozmyślając. Po jednej z takich rundek zrobionych po obozie ruszył do namiotu von Waltera. Biorąc pod uwagę, że często tam bywał, straż wpuściła go bez ociągania.
- Lordzie Walterze - Zirnig skinął głową - odkąd wróciliśmy zachodzę w głowę co należy czynić. Cała ta sprawa nie daje mi spokoju. Gdyby ten kurdupel wcześniej nam wyznał co słyszał to tamci leżeliby już trupem. Ale, stało się, a Ci zdradziejcy dalej łażą i knują. Cóż, co się stało to się nie odstanie - rozeźlony khazad łupnął się pięścią w udo.
- Jednak i z tego można jakieś korzyści wyciągnąć. Chcą nas truć i po dwóch dniach utrupić! Staniem my im jeszcze w gardle. Mam taki plan. Skoro chcą dać nam zapasy z trutką, to weźmy, ale nie jedzmy. Za to rozstawi się namiot medyka i całymi dziesiątkami chłopa się tam będzie posyłać. Niech myślą, żeśmy się struli. Mało tego, rano i wieczorem będziem worki niby to z trupami grzebać. Może się nabiorą. Jeżeli idzie o zasadzkę to się przygotujemy. Wozy w poczet dołączym. Jak atak będzie to sie je prędziutko w okręg postawi i niech łamią zęby na tej zaporze. Stary krasnoludzki fortel. Byle ludzie zmyślni byli to się wybronim. Jednocześnie ludzi słać to tego szlachciury co z królową się gniewa. Do honoru i dumy apelować. Złotem wabić. Glorie proponować. Kawaleria zmiecie tych barbarzyńców, jak miotła śmieci... Tak żem umyślił - zakończył wpatrując się wyczekująco w Waltera.
-Rad jestem, że los wojsk obojętny ci nie jest mój przyjacielu.- Eryk podszedł do krasnoluda i położył mu dłoń na ramieniu -Plan już opracowany.- dodał po chwili z uśmiechem na twarzy -Niemal identyczny, jakowy Ty żeś wymyślił. Jak już powiedziałem w Kislevie na rozmowę z Carycą się udam i o jak najliczniejsze wsparcie poproszę. Jeśli pułapkę chcą na nas zastawić dwa dni od Kislevu to będziemy przygotowani na tę bitwę. Ciężko jednak będzie nam husarię do pomocy przekonać. Z tego co wiem kilku generałów jest zwaśnionych z carycą.- zasępił się człek.
Rozmawiający dopiero po chwili zwrócili uwagę na stojącego przy wejściu, zakapturzoną postać. Nie chciał przeszkodzić w rozmowie, która dotyczyła chyba dość istotnej kwestii. W końcu była wojna, a lord Eryk von Walter był w tej chwili głównodowodzącym oddziałami, które miały przeciwstawić się sługom chaosu. A przynajmniej wszyscy tak twierdzili. Mężczyzna zrzucił kaptur na plecy. Oczom obecnych ukazała się młoda twarz, skryta za burzą jasnych włosów i kilkudniowym zarostem. Płaszcz przybysza prezentował się tylko odrobinę lepiej. Jednak nadal było widać, że sporo przeszedł. Musiał dopiero wrócił ze szlaku.
- Wybacz, że przeszkadzam, Lordzie. Jestem posłańcem Albrechta Knaupfa, który polecił niezwłocznie dostarczyć ci ten list. - mężczyzna wyciągnął z wewnętrznej kieszeni torby zalakowany pergamin i wręczył go adresatowi.
Eryk wejrzał na posłańca, wziął głęboki wdech i poklepał Zirniga po ramieniu.
-Daj to młodzieńcze.- rzekł po czym zabrał list, otwarł go i z uwagą zaczął czytać zawartość. Minęło kilka dobrych chwil aż von Walter poskładał wiadomość w małą kostkę po czym pogładził się po łysiejącej czaszce.
-Kościół... Kościół Sigmara doznał rozłamu. Ponoć jeden z wyżej postawionych kapłanów dostrzegł w jakimś młodzieńcze wrodzonego Sigmara... Szykują się rebelie i najwyższa świątynia ledwie panuje nad sytuacją.- wyjaśnił. Wiadomość nie była widocznie tajemnicą. -Pewnie niebawem zapłoną stosy...- rzekł z kwaśną miną.
-Jeszcze raz. Jak się zwiesz?- spytał posłańca.
Zirnig zmierzył nowoprzybyłego podejrzliwym wzrokiem. W obecnych czasach nikomu nie wierzył na słowo. Miał ochotę dokładnie sprawdzić pieczęci, ale się powstrzymał.
- Rozłam! Akurat teraz gdy jedność jest najważniejsza. Kapłony z nich, a nie kapłany - warknął wściekle Zirnig.
- Gregor na pewno dopasuje to do przepowiedni … - powiedział raczej do siebie niż innych.
- Na szlaku z imperium spokój? Widać jakie posiłki? -spytał gońca.
-Nazywam się Delros L’arris. - odparł von Walterowi.
-Na szlaku jest względny spokój. Nic ponad standard samotnego podróżowania w tych dniach. A posiłków żadnych nie widać. I z rozmowy z Albrechtem Knaupfem, można było wywnioskować, że żadne posiłki nie nadejdą. - odpowiedział krasnoludowi. Delros nie miał do tej pory wielu okazji, na poznanie rasy krasnoludzkiej. Ale widać plotki nie odbiegają za mocno od prawdy - wizerunku buńczucznych i dumnych mieszkańców imperium.
-Niech mnie szlag...- zaklął Eryk -Udasz się do mego kwatermistrza po zapłatę.- zwrócił się do Delrosa. Obierz sobie jakiś namiot na nocleg, zjedz coś i odpocznij. Jeśli będzie interesować Cię praca, przyjdź do mnie o świcie.[/i]- zwrócił się do Delrosa.
-Zostaliśmy sami.- rzekł do Zirniga -Ciekaw jestem jak będzie z generałami na pałacu carycy.- zamyślił się.
- Hej młody poczkaj chilwę - powiedział Zirnig pożegnawszy się z von Walterem.
Wyszedł razem z kurierem prowadząc go do kwatermistrza i wskazując kuchnię polową.
- Nie widziałeś po drodze grupki zbrojnych z takim starym brodatym dziadem? A może grupki z kilkoma khazadami i niesionym ciężkim ładunkiem?
-Tak jak mówiłem, na nic takiego się nie natknąłem. Imperium nie przyśle żadnych posiłków, ani nie spotkałem żadnych oddziałów po drodze. Prawdę mówiąc, droga minęła o wiele spokojniej niż sądziłem. Nie spotkałem się nawet z jakimiś rozbójniczymi bandami. Jakby wszyscy pochowali się pod kamieniami w strachu przed czymś lub przed kimś. - No tak, No tak - mruknął Zirnig
W głowie zapaliła mu się ostrzegawcza lampka. To szczęści w drodze, gdy za każdym zakrętem czają się sługi chaosu, była podejrzana. Trzeba mieć na niego oko. - Jak chcesz to możesz zakwaterować się w naszym namiocie. Poznasz ciekawego helfinga - zagadał zerkając na blondyna.,
-Jasne, dzięki. Chętnie prześpię noc w łóżku, nawet jeśli to ordynarna skrzynia z sianem. Swoją drogą, znasz człowieka imieniem Gottwin Streich?
- Gottwin-a. Gottwin-a Streich-a? - powtórzył zaskoczony khazad - przyszło mi skrzyżować z nim drogi. Dlaczego pytasz?
-Mam dla niego wiadomość. W końcu robię tu za posłańca. - uśmiechnął się blado mężczyzna - To masz szczęście. Gottwin powinien lada chwila być w obozie. Na pewno zawita do namiotu w którym śpimy.
-Doskonale. Przynajmniej raz nie będę musiał się wysilać za bardzo. - widać było, że wiadomość ucieszyła posłańca.
-Teraz jeśli można, walnę się na koję. Plecy mi zesztywniały od karku po rzyć od ciągłej jazdy.
Pożegnawszy posłańca Zirnig ponownie wyruszył do wejścia do obozu aby wypatrywać Gregora i swoich kompanów.
Ostatnio edytowane przez Deliad : 14-03-2013 o 20:23.
|