Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 07-03-2013, 12:04   #681
 
Blackvampire's Avatar
 
Reputacja: 1 Blackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwu
Momentami, kiedy pogoda zmieniała się niczym zachcianki rozwydrzonego szlachcica, Ragnar powątpiewał czy aby nadal znajdują się w swoim świecie. Przez swoje długie, liczac miarą ludzi, życie słyszał wiele opowiastek magusów o innych wymiarach, dziwnych przejściach i legendarnych krainach. Khazadzkie twierdze ściągały bowiem do siebie interesujące indywidua, a większość z nich chętnie dzieliła się opowieściami z brodatymi obrońcami Karaz-a-Karak. Nie czas było teraz wspominać, ale krasnolud znajdował ukojenie w swych wspomnieniach. Pozwalało mu to przeć dalej do przodu, gdyż wiedział za co walczy i nie zamierzał się poddać.

Kiedy dotarli na pradawne pobojowisko Stalowy Czerep począł bacznie przyglądac się uzbrojeniu martwych wojowników, próbując wywnioskować z jakiej twierdzy pochodzili polegli tutaj pobratymcy. Kolory, teraz zapewne wyblakłe oraz specyficzne symbole krasnoludzkich warowni powinny zdradzić mu prawde, dlatego właśnie tych znaków szczególnych poszukiwał.
-Daleko od domu...- burknął ponuro na słowa elfa -Co do tego nie mam wątpliwości...jeśli mam zgadywać, stawiam na Mroczne Ziemie, co już wczesniej wspominałem nazywając je pustkowiami. O ile dobrze pamiętam stare mapy musimy znaleźć masywną linie gór, a wtedy kierować kroki ku niej.- rozejrzał się w około mrużąc oczy -Nawet jeśli udamy się w złym kierunku, lepsze to niż gnicie tutaj.- dodał na koniec.
 
Blackvampire jest offline  
Stary 09-03-2013, 12:24   #682
 
Deliad's Avatar
 
Reputacja: 1 Deliad ma wspaniałą reputacjęDeliad ma wspaniałą reputacjęDeliad ma wspaniałą reputacjęDeliad ma wspaniałą reputacjęDeliad ma wspaniałą reputacjęDeliad ma wspaniałą reputacjęDeliad ma wspaniałą reputacjęDeliad ma wspaniałą reputacjęDeliad ma wspaniałą reputacjęDeliad ma wspaniałą reputacjęDeliad ma wspaniałą reputację
Po powrocie do obozu i zdaniu raportu Zirnig zdążył napełnić brzuch tak napitkiem jak i strawą.
Premia za zakończony sukcesem zwiad miło obciążyła jego sakiewkę.
Jednak nie czuł w duszy spokoju kręcąc się niespokojnie po obozie.

W końcu poszedł na skraj obozowisk i zasiadł w miejscu z którego widać było drogę. Czekał na towarzyszy i jednocześnie raczył się piwem z bukłaka.

Nie opuszczały go niespokojne myśli. Zdrada, mutanty, skaveny, czający się barbarzyńcy, zatrute jadło. To wszystko było nie na jego głowę. Za dużo się tu działo, poza oczami najemników.

Gdzie podziewa się Gregor i jego kompani...?
 
Deliad jest offline  
Stary 09-03-2013, 23:43   #683
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
- Serio? - całkiem uprzejmie zdziwił się Gottwin, wzrokiem odmierzając odległość między sobą a napastnikami. - Jak ty to sobie niby wyobrażasz? My oddajemy broń, a wy nas bezkarnie zabijacie? To jakiś dowcip, prawda?
-Bezkarnie? A kto Ci dał prawo bezkarnie zabijać ludzi? Czy żeś jest sędzią? Czy przedstawicielem prawa żeś jest, że decydujesz o ludzkim życiu?- spytał unosząc brew. Mężczyzna wykręcał rękę dziewki tak mocno, że aż jęczała z bólu, on zaś niewzruszony, skryty za swoją żywą tarczą spoglądał chłodno na dwójkę oponentów.
Gottwin przesunął się w stronę łóżek tak, by mieć na oku zarówno tych dwóch, co stali w głębi izby, jak i tego, który trzymał dziewczynę. Odpowiedź na zadane pytanie pozostawił tym razem Gabrielowi.
- Zasadniczo, to tak. - Zaczął Gabriel - mam takie prawo, a nadało mi je Święte Oficjum Sigmara Młotodzierżcy -Powiedział powoli wyciągając z kieszeni licencje [i]-Co pan na to? Panie Kreigh.

-No no no...- pocmokał człek z ironicznym uśmieszkiem na ustach -Przyznawanie się do tego z pewnością nie poprawiło twojej sytuacji. Ale w sumie... Oszczędziłeś mi dopytywania.- rzekł rozluźniając się lekko.
-Brad! Brad! Przyłaź no tu! Dwa trupy się szykują!- krzyknął nie spuszczając z oczu Gabriela i Gottwina. Dwójka zbirów, stojących po drugiej stronie izby również nie opuszczała postawy bojowej. Po chwili najemnicy usłyszeli dźwięk skrzypiących drzwi i ciężkie kroki.
-Ile idzie czek....- Kreigh przerwał w połowie zdania. Jego ciałem wstrząsnął silny spazm bólu, który idealnie oddawał wyraz twarzy bandziora. Człek puścił z ręki sztylet, który przystawiał do gardła dziewki i wypuścił ją z uścisku. Kobieta czując wolność, błyskawicznie skoczyła do przodu oddalając się od oprycha. Ten stał jeszcze dwie sekundy gapiąc się tępo gdzieś w sklepienie izby, po czym upadł na twarz bez tchu w ciele.

Dopiero teraz kompani dostrzegli przyczynę tego obrotu wydarzeń. Z pleców osobnika wystawał dobrej jakości topór krasnoludzki, zaś w drzwiach stał rudobrody khazad z sporym irokezem, trzymając w lewicy drugi topór. Najbardziej charakterystycznym znakiem tego zabójcy trolli, była świeżo zagojona rana na głowie i brak jednego ucha. Brodacz wejrzał złowrogo na osobników stojących za plecami Gottwina i Gabriela.
 
Kerm jest offline  
Stary 10-03-2013, 16:27   #684
 
piotrek.ghost's Avatar
 
Reputacja: 1 piotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie coś
- I sprawdziły się słowa Henka... - powiedział Gottwin, gdy doszedł do siebie po wstrząsie, jakiego doznał na widok krasnoluda. - Znam parę krasnoludów, ale nie sądziłem, że tak szybko dojdziesz do siebie.
Dzięki ci Sigmarze -powiedział pod nosem Gabriel po czym nie czekając aż dwóch pozostałych zbirów otrząśnie się z zaskoczenia rozbroił stojącego bliżej.
- Rzućcie broń - krzyknął Gottwin do opryszków - i na podłogę!
Obaj mogli się jeszcze przydać. Na przykład do niesienia tego, co zrabowali z transportu.
Mężczyźni spojrzeli na siebie przerażonym wzrokiem, po czym przystali na żądania Gottwina i zgodnie położyli broń na ziemi, po czym uklękli na kolana.
- W piwnicy, podobno, są pozostali - powiedział Gottwin biorąc się za wiązanie jeńców za pomocą prześcieradeł. -Ilu ich tam jeszcze jest?- zwrócił się do kobiety. - I ściągnij już tę szmatę z głowy - poprosił.

Niewiasta zrobiła, jak nakazał jej najemnik.
-Tych skurwieli jest jeszcze czterech. A takich jak ja kilka. Nie widzimy się nawzajem bo każda ma zasłoniętą twarz...- wyjaśniła, po czym podeszła do jednego ze spętanych mężczyzn i sprzedała mu soczystego kopniaka w żebra.
-Masz ty gnido!- stęknęła -Kim żeście są?- spytała zawieszając wzrok na płaszczu Gabriela -Szukali nas?- spytała.
-Dość pierdolenia.- burknął khazad -Siadaj na rzyci i nie ruszaj sie stąd. A jak sie któryś z nich ruszy, poderżnij mu gardło.- rzekł podając jej sztylet, który miał Kreigh.
-Chodźta. Trza zarżnąć tamtych pozostałych i musim pogadać.- burknął chłodno do Gottwina i Gabriela.

Gottwin sięgnął do plecaka po miksturę i natychmiast ją wypił. Potem Wytarł zakrwawione ostrze w pościel najbliższego łóżka, a potem sprawdził pistolet i z szablą w ręku ruszył za krasnoludem.
Uznał, że bez problemów może zostawić dwóch zbirów w rękach kobiety. A dokładniej - że ona nie dopuści do tego, żeby uciekli.
- Tylko ich nie zarżnij bez powodu - poprosił na odchodnym.
Brodacz szedł przodem. Nie dał kompanom się wyprzedzić mimo iż byli uzbrojeni w strzelecką broń. Gottwin z Gabrielem mogli się teraz lepiej przyjrzeć zabójcy trolli. Jego ciało było zasypane ogromem tatuaży, które przedstawiały raczej przypadkowe wzory i jakieś khazadzkie runy. Brodaty wojak był świetnie umięśniony. Na odkrytych plecach widać było odznaczający się każdy muskuł. Z resztą ani Gottwin ani Gabriel nie byli zdziwieni tężyzną fizyczną krasnoluda, skoro walczył dwoma, ciężkimi toporzyskami.

Khazad otwarł lekko drzwi, które aż zapiszczały. Brodacz spojrzał z uniesioną brwią na Gottwina po czym skinął mu głową i ruszył powoli w przód. Jego kroki były raczej ciche. Miał lekkie, skórzane buty, to też nie robił wiele hałasu. Trójka mężczyzn zeszła do piwnicy, gdzie panowała dość zadziwiająca czystość. Choć smród wilgoci był tu charakterystyczny, to jednak ogólnie korytarz był utrzymany w porządku.
-Prawo? Lewo?- rozejrzał się dookoła -Prawo.- zdecydował za kompanów po czym ruszył powoli przed siebie. Po pokonaniu kilku metrów dotarli do drewnianych drzwi zamkniętych na wielką kłódkę.
-Rozwalać, czy szukamy klucza?- syknął brodacz uśmiechając się lekko.
- Poszukamy klucza. - Gottwin dotknął rękojeści miecza. - W końcu gdzieś tu musi być ten, co zamknął te drzwi, prawda? To, co tam jest zamknięte chwilowo jest mniej interesujące.

Brodacz wydął usta i zrobił smutną minę, po czym skinął głową. Khazad odwrócił się na pięcie i ruszył powoli w przeciwną stronę korytarza. Mężczyźni dotarli na do podobnych drzwi, które na szczęście zamknięte nie były. Lekko uchylone ujawniały skrawek pomieszczenia, skąd dobiegały głosy kilku mężczyzn.
-Kislevscy przepatrywacze?- syknął ktoś.
-Raczej nie. Cholera jedna wie kto to.- odrzekł drugi.
-Może ci cholerni łowcy wampirów? Zwęszli co jest grane...- domyślał się kolejny. Słychać było dźwięki nerwowego przyspasabianie się do bitwy. Na szybko zakładanej zbroi i wiązanych rzemieni.

- Poczekamy na pierwszego, który wyjdzie - zaproponował szeptem Gottwin. - Dasz mu w łeb, a potem załatwimy resztę - dodał.
 
piotrek.ghost jest offline  
Stary 10-03-2013, 23:43   #685
 
Nathias's Avatar
 
Reputacja: 1 Nathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znany
Po rozstaniu z Timem, Delros przez długi czas podróżował samotnie, podejmując dorywczo różnych zleceń. Czasem lepiej płatnych, czasem gorzej. Z czegoś człowiek musiał żyć. Ale jak do tej pory, żadna z nich, nie przybliżyła go, do jego celu. Jak się okazało, takie tajemnice są ukryte naprawdę głęboko w trzewiach tego świata. Nie mniej Delros nie miał zamiaru porzucać swojej misji. Pozostało tylko uzbroić się w cierpliwość, wytężyć poszukiwania i znosić kolejne to bandy wykidajłów, najemników i innych cepów, którzy towarzyszyli mu przy różnego rodzaju zleceniach ochrony i przewozu osób oraz mienia. Jednak, nieoczekiwanie los się do niego uśmiechnął. Odbierając zapłatę za ostatnie zlecenie, dowiedział się, że potrzebny jest posłaniec. Szczegółów żadnych nie dostał, ale robota jak każda inna. A im więcej ludzi się poznaje, tym większa możliwość znaleźć jakiś element układanki. W taki sposób Delros trafił do komnaty Albrechta Knaupfa.

Łatwy sposób powiedział. Cóż, łatwy sposób na zarobek to był, ale tylko w teorii. W praktyce oznaczało to wielodniową, samotną jazdę w ślad lorda von Waltera i jego oddziałów. Choć nie spodziewał się spotkać w trasie rycerzy chaosu, to rozbójnicy lub ewentualne bandy goblinów skutecznie odstraszają potencjalnych kurierów. Ale nie Delrosa. O nie. To byłą niepowtarzalna szansa zmierzyć się ze sprawą w samym jej sercu. Być może właśnie tam znajdzie odpowiedzi, których szuka. W godzinę po rozmowie z Albrechtem Knaupfem był już w drodze. I pomimo, że prawdopodobnie byłby w stanie wytargować większą cenę za zlecenie, nie myślał o tym. Jego myśli błądziły zupełnie gdzie indziej.

***

Delros wjechał na wzniesienie. Jedno z wielu setek które już mijał. Dawno stracił rachubę. Tak samo, jak stracił rachubę dni. Każdy wyglądał tak samo. Jazda od zajazdu do zajazdu - o ile było to możliwe. Ciągle w siodle. Bez wytchnienia. Byle koń wypoczął. Byle nie padł w drodze. Dziękował w duchu sobie, że po opuszczeniu Altdorfu tak długo pozostawał w rozjazdach i nauczył się gospodarować siłami wierzchowca. Gdyby nie to, musiałby całą drogę do Kisleva przejść pieszo. A nie była to wesoła perspektywa. W końcu jednak, gdy zatrzymał się na wzniesieniu ujrzał proporce i namioty. Tak upragnione, bo oznaczały odpoczynek i w miarę konkretny posiłek. Ale nie czas było na to. Dostał zadanie a najgorsze miał za sobą. Pierwszy wartownik, którego spotkał nie był zbyt uprzejmy, ale Delros zrzucił to widmo wojny i warunków polowych. W końcu żołnierz wskazał mu namiot lorda von Waltera. Odprowadził konia do zagrody, który bezceremonialnie zaczął gasić pragnienie w pobliskim korycie. Delros natomiast ruszył w stronę namiotu. Ze środka dało się słyszeć jakąś ożywioną rozmowę, jednak szczegóły były niejasne. Nie to jednak było na rzeczy. Strażnik rutynowo zatrzymał mężczyznę. szybko jednak pozwolił mu przejść, widząc pieczęć na przyniesionym przez Delrosa liście.
 
__________________
Drink up me hearties, yo ho...
Nathias jest offline  
Stary 11-03-2013, 23:04   #686
 
Aeshadiv's Avatar
 
Reputacja: 1 Aeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputację
Przez całą drogę Felix gapił się na ziemię. Jego pusty wzrok wyrażał beznadziejną sytuację w jakiej właśnie się znaleźli. W jego głowie cały czas brzmiały słowa tego dziwnego maga z groty. Koniec czasów nadchodzi. Jest coraz bliżej. To było jasne, ale sam łowca cały czas żył w przekonaniu, że to wydarzenie nastąpi dopiero po jego śmierci. Mylił się, cały czas się mylił. Rację widocznie mieli prorocy uznawani za większość społeczeństwa za szalonych.

Widok pobojowiska nie należał do najbardziej optymistycznych. Felix pogrążył się jeszcze bardziej. Trafił w jakieś zapomniane przez wszystkich Imperialnych bogów miejsce. "Mroczne ziemie" - powiedział Stalowy Czerep. Pięknie kurwa, pięknie. Łowca nic nie komentował. Rozglądał się na wpół nieobecnym wzrokiem widząc zniszczenie jakie niechybnie czeka cały rodzaj ludzki i to w najbliższej przyszłości. Mimo wszystko maszerował dalej. Ku zagładzie? Pewnie tak. Tam gdzie wytyczyli mu drogę jego dwaj kompani.
 
Aeshadiv jest offline  
Stary 14-03-2013, 20:18   #687
 
Deliad's Avatar
 
Reputacja: 1 Deliad ma wspaniałą reputacjęDeliad ma wspaniałą reputacjęDeliad ma wspaniałą reputacjęDeliad ma wspaniałą reputacjęDeliad ma wspaniałą reputacjęDeliad ma wspaniałą reputacjęDeliad ma wspaniałą reputacjęDeliad ma wspaniałą reputacjęDeliad ma wspaniałą reputacjęDeliad ma wspaniałą reputacjęDeliad ma wspaniałą reputację
Nie mogąc doczekać się na towarzyszy ani usiedzieć w miejscu Zirnig krążył wściekle rozmyślając. Po jednej z takich rundek zrobionych po obozie ruszył do namiotu von Waltera. Biorąc pod uwagę, że często tam bywał, straż wpuściła go bez ociągania.
- Lordzie Walterze - Zirnig skinął głową - odkąd wróciliśmy zachodzę w głowę co należy czynić. Cała ta sprawa nie daje mi spokoju. Gdyby ten kurdupel wcześniej nam wyznał co słyszał to tamci leżeliby już trupem. Ale, stało się, a Ci zdradziejcy dalej łażą i knują. Cóż, co się stało to się nie odstanie - rozeźlony khazad łupnął się pięścią w udo.
- Jednak i z tego można jakieś korzyści wyciągnąć. Chcą nas truć i po dwóch dniach utrupić! Staniem my im jeszcze w gardle. Mam taki plan. Skoro chcą dać nam zapasy z trutką, to weźmy, ale nie jedzmy. Za to rozstawi się namiot medyka i całymi dziesiątkami chłopa się tam będzie posyłać. Niech myślą, żeśmy się struli. Mało tego, rano i wieczorem będziem worki niby to z trupami grzebać. Może się nabiorą. Jeżeli idzie o zasadzkę to się przygotujemy. Wozy w poczet dołączym. Jak atak będzie to sie je prędziutko w okręg postawi i niech łamią zęby na tej zaporze. Stary krasnoludzki fortel. Byle ludzie zmyślni byli to się wybronim. Jednocześnie ludzi słać to tego szlachciury co z królową się gniewa. Do honoru i dumy apelować. Złotem wabić. Glorie proponować. Kawaleria zmiecie tych barbarzyńców, jak miotła śmieci... Tak żem umyślił - zakończył wpatrując się wyczekująco w Waltera.

-Rad jestem, że los wojsk obojętny ci nie jest mój przyjacielu.- Eryk podszedł do krasnoluda i położył mu dłoń na ramieniu -Plan już opracowany.- dodał po chwili z uśmiechem na twarzy -Niemal identyczny, jakowy Ty żeś wymyślił. Jak już powiedziałem w Kislevie na rozmowę z Carycą się udam i o jak najliczniejsze wsparcie poproszę. Jeśli pułapkę chcą na nas zastawić dwa dni od Kislevu to będziemy przygotowani na tę bitwę. Ciężko jednak będzie nam husarię do pomocy przekonać. Z tego co wiem kilku generałów jest zwaśnionych z carycą.- zasępił się człek.

Rozmawiający dopiero po chwili zwrócili uwagę na stojącego przy wejściu, zakapturzoną postać. Nie chciał przeszkodzić w rozmowie, która dotyczyła chyba dość istotnej kwestii. W końcu była wojna, a lord Eryk von Walter był w tej chwili głównodowodzącym oddziałami, które miały przeciwstawić się sługom chaosu. A przynajmniej wszyscy tak twierdzili. Mężczyzna zrzucił kaptur na plecy. Oczom obecnych ukazała się młoda twarz, skryta za burzą jasnych włosów i kilkudniowym zarostem. Płaszcz przybysza prezentował się tylko odrobinę lepiej. Jednak nadal było widać, że sporo przeszedł. Musiał dopiero wrócił ze szlaku.

- Wybacz, że przeszkadzam, Lordzie. Jestem posłańcem Albrechta Knaupfa, który polecił niezwłocznie dostarczyć ci ten list. - mężczyzna wyciągnął z wewnętrznej kieszeni torby zalakowany pergamin i wręczył go adresatowi.

Eryk wejrzał na posłańca, wziął głęboki wdech i poklepał Zirniga po ramieniu.

-Daj to młodzieńcze.- rzekł po czym zabrał list, otwarł go i z uwagą zaczął czytać zawartość. Minęło kilka dobrych chwil aż von Walter poskładał wiadomość w małą kostkę po czym pogładził się po łysiejącej czaszce.

-Kościół... Kościół Sigmara doznał rozłamu. Ponoć jeden z wyżej postawionych kapłanów dostrzegł w jakimś młodzieńcze wrodzonego Sigmara... Szykują się rebelie i najwyższa świątynia ledwie panuje nad sytuacją.- wyjaśnił. Wiadomość nie była widocznie tajemnicą. -Pewnie niebawem zapłoną stosy...- rzekł z kwaśną miną.

-Jeszcze raz. Jak się zwiesz?- spytał posłańca.

Zirnig zmierzył nowoprzybyłego podejrzliwym wzrokiem. W obecnych czasach nikomu nie wierzył na słowo. Miał ochotę dokładnie sprawdzić pieczęci, ale się powstrzymał.

- Rozłam! Akurat teraz gdy jedność jest najważniejsza. Kapłony z nich, a nie kapłany - warknął wściekle Zirnig.
- Gregor na pewno dopasuje to do przepowiedni … - powiedział raczej do siebie niż innych.
- Na szlaku z imperium spokój? Widać jakie posiłki? -spytał gońca.

-Nazywam się Delros L’arris. - odparł von Walterowi.

-Na szlaku jest względny spokój. Nic ponad standard samotnego podróżowania w tych dniach. A posiłków żadnych nie widać. I z rozmowy z Albrechtem Knaupfem, można było wywnioskować, że żadne posiłki nie nadejdą. - odpowiedział krasnoludowi. Delros nie miał do tej pory wielu okazji, na poznanie rasy krasnoludzkiej. Ale widać plotki nie odbiegają za mocno od prawdy - wizerunku buńczucznych i dumnych mieszkańców imperium.

-Niech mnie szlag...- zaklął Eryk -Udasz się do mego kwatermistrza po zapłatę.- zwrócił się do Delrosa. Obierz sobie jakiś namiot na nocleg, zjedz coś i odpocznij. Jeśli będzie interesować Cię praca, przyjdź do mnie o świcie.[/i]- zwrócił się do Delrosa.

-Zostaliśmy sami.- rzekł do Zirniga -Ciekaw jestem jak będzie z generałami na pałacu carycy.- zamyślił się.

- Hej młody poczkaj chilwę - powiedział Zirnig pożegnawszy się z von Walterem.

Wyszedł razem z kurierem prowadząc go do kwatermistrza i wskazując kuchnię polową.

- Nie widziałeś po drodze grupki zbrojnych z takim starym brodatym dziadem? A może grupki z kilkoma khazadami i niesionym ciężkim ładunkiem?

-Tak jak mówiłem, na nic takiego się nie natknąłem. Imperium nie przyśle żadnych posiłków, ani nie spotkałem żadnych oddziałów po drodze. Prawdę mówiąc, droga minęła o wiele spokojniej niż sądziłem. Nie spotkałem się nawet z jakimiś rozbójniczymi bandami. Jakby wszyscy pochowali się pod kamieniami w strachu przed czymś lub przed kimś.

- No tak, No tak - mruknął Zirnig
W głowie zapaliła mu się ostrzegawcza lampka. To szczęści w drodze, gdy za każdym zakrętem czają się sługi chaosu, była podejrzana. Trzeba mieć na niego oko.

- Jak chcesz to możesz zakwaterować się w naszym namiocie. Poznasz ciekawego helfinga - zagadał zerkając na blondyna.,

-Jasne, dzięki. Chętnie prześpię noc w łóżku, nawet jeśli to ordynarna skrzynia z sianem. Swoją drogą, znasz człowieka imieniem Gottwin Streich?

- Gottwin-a. Gottwin-a Streich-a? - powtórzył zaskoczony khazad - przyszło mi skrzyżować z nim drogi. Dlaczego pytasz?

-Mam dla niego wiadomość. W końcu robię tu za posłańca. - uśmiechnął się blado mężczyzna

- To masz szczęście. Gottwin powinien lada chwila być w obozie. Na pewno zawita do namiotu w którym śpimy.

-Doskonale. Przynajmniej raz nie będę musiał się wysilać za bardzo. - widać było, że wiadomość ucieszyła posłańca.
-Teraz jeśli można, walnę się na koję. Plecy mi zesztywniały od karku po rzyć od ciągłej jazdy.

Pożegnawszy posłańca Zirnig ponownie wyruszył do wejścia do obozu aby wypatrywać Gregora i swoich kompanów.
 

Ostatnio edytowane przez Deliad : 14-03-2013 o 20:23.
Deliad jest offline  
Stary 15-03-2013, 16:40   #688
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Gabriel, Gottwin & Niedźwiedzi Pysk

Khazad uniósł ze zdziwienia brwi.
-Chcesz, co bym się konspirował i krył?!- warknął uniósł topory do pozycji bojowej i silnym kopniakiem otwarł drzwi, wbiegając do środka. Khazad bez cackania się doskoczył do jednego z oponentów i natarł toporami błyskawicznie. Pierwszy topór wbił się osobnikowi głęboko w klatkę tak, że osobnik aż uderzył z impetem plecami o ścianę. Khazad nie czekał aż osobnik skona w męczarni i błyskawicznie poprawił drugim toporme rozwalając łeb nieszczęśnika drugim toporem.
-Który skurwiel następny!?- krzyknął wyrywawszy broń z piersi powalonego trupa.
Gottwin, który nie zdążył odpowiedzieć na zadane sobie pytanie, wkroczył do pomieszczenia tuż za krasnoludem. Strzelił do najbliższego przeciwnika, a potem błyskawicznie sięgnął po miecz, gotów zaatakować kolejnego oponenta. Lub też załatwić do końca sprawę z tym, do którego strzelał z kuszy.

Bełt smignął nieopodal jednego z zaskoczonych mężczyzn. Człek prędko sięgnął po miecz do pochwy i skoczył w stronę Gottwina. Mężczyźni starli się w bezpośrednim pojedynku.
Gabriel nie czekając na efekt strzałów Gottwina postanowił rozłupać komuś czaszkę i ruszył na najbliższego wroga unosząc w górę młot. Potężna broń opadła na głowę przeciwnika niemal ją miażdżąc i pozbawiając bandytę przytomności.
Pozostali przy życiu mężczyźni nie mieli zamiaru się poddawać, jak ci na górze. Choć jeden z ich towarzyszy nie żył, a drugi leżał z rozbitą czaszką, twardo się bronili. Jeden z mężczyzn rzucił się na Gabriela trafiając go mocno w rękę swoim mieczem. Zabójca trolli nawet nie czekał aż jego nowi towarzysze uporają się z przeciwnikami. Khazad prędko doskoczył do osobnika, który zaatakował Gabriela i ranił go toporzyskiem w bok.

W tym samym czasie Gottwin walczył z drugim z przeciwników. Oprych trafił najemnika, na szczęście w miarę lekko. Sytuacja w miarę szybko się uspokoiła. Walka po kilku chwilach dobiegła końca. Najciężej wyszedł na tym wszystkim Gabriel. Jego biceps mocno krwawił. W tym czasie Gottwin i zabójca trolli pozbyli się ostatnich dwóch przeciwników...
Gottwin wytarł ostrze w kurtkę leżącego bandziora.
- Dasz sobie radę, Gabrielu? - spytał, widząc dość poważną ranę. - My pójdziemy sprawdzić, co się kryje za tamtymi drzwiami.
Gabriel spojrzał na rozciętą ręke i odpowiedział - Chyba tak, fakt faktem gdyby nie zbroja chyba bym nie miał ręki ale jakoś zatamuje krwawienie - powiedział i ściągając kolczuge rozejrzał się za czymś co mogło posłużyć za prowizoryczny bandaż

Podczas, gdy Gabriel zajmował się swoją ręką, khazad wraz z Gottwinem udali się do zamkniętych drzwi. Brodacz nawet się nie cackał z kłódką, tylko jednym, celnym uderzeniem topora rozłupał ją na kawałki. Drzwi od siły ciosu otwarły się do środka. Gottwin ujrzał, to czego się spodziewał. Związane niewiasty, trzymane w spartańskich warunkach w chłodnym pomieszczeniu na kształt magazynu.
- Drogie panie - powiedział Gottwin z uprzejmym ukłonem - jesteście wolne.
Na wszelki wypadek trzymał się nieco dalej od progu. A nuż panie pomylą go z którymś z porywaczy...

- Możecie już ściągnąć te worki z głów - dodał.
Krasnolud nie miał oporów by wejść głębiej. Brodacz pomógł wartko ściągnąć worki z głów wychudzonych i zaniedbanych niewiast. Pomógł też wartko kobiety rozwiązać. Niektóre miały na nadgarstkach aż pościeraną skórę z szorstkich lin.
-Kim jesteście?- spytała jedna.
-Zabiorą nas na wschód...- wycedziła jedna z gniewnym spojrzeniem.
-Nie, krasnolud jest mordercą trolli. On nie służy tym oprychom...- syknęła inna. Gottwin nigdzie nie widział swej siostry.

- Na początek będzie mała podróż do Perejaslavia - wyjaśnił Gottwin, starannie ukrywając rozczarowanie. - A potem pewnie wrócicie do swoich rodzin.
-A co z pozostałymi?- spytała jedna.
- Z jakimi pozostałymi? - spytał Gottwin. - Wasza towarzyszka jest na górze, cała i zdrowa. Nikogo więcej tu nie ma - dodał. Prócz paru trupów i jeńców. Czyżby przegapili jakieś pomieszczenie?
-Nie, ale było nas jeszcze więcej. Większość miejscowych dziewczyn z Kisleva. Były jeszcze dwie z Imperium, które znaleźli tutaj. Nie wiem czemu ale większość emigrantek z Imperium porywali- odrzekła czarnowłosa niewiasta -Zabrali je jakieś dwa dni temu. To był wielki powóz, ciągnięty przez sześć koni. Słyszałam jak te gnoje ze sobą rozmawiali. Pewnie jakiś spaczony szlachcic wyznający Slanesha buduje sobie własny harem... - splunęła siarczyście w bok.
-Nie mieli tyle miejsca w wozie, żeby nas wszystkie zabrać.- wtrąciła inna.
- Dwa dni temu? - powtórzył Gottwin. Skrzywił się. - A słyszałaś może, dokąd je zabierali? - zwrócił się do czarnowłosej. - A może wiesz, jak miały na imię te dziewczyny?

-Wiem, że gdzieś na teren Imperium. Pewnie nieopodal granicy z Kislevem.- wyjaśniła -Nie znałam ich imion. Było sześć stąd, z Kislevu, no i zabrali dwie takie jak my, pochodzące z Imperium. Nie pozwalali nam rozmawiać. Te krnąbrne bili nie raz.- rzekła.
-Tak szczególnie, tę jasnowłosą. Ta kilka razy się postawiła a potem ją okładali. Ale nie bili po twarzach, żeby nie oszpecić.- dodała druga.
- No to wypada za nimi pojechać - powiedział powoli Gottwin. - Tylko nie wiem, czy zdołacie same dotrzeć do Pierejeslawia. - Zagryzł wargi. - No nic... Odprowadzimy was, a potem zobaczymy.
-Zdradzicie nam wasze imiona?- spytała jedna z niewiast.
- Och, przepraszam. Jestem Gottwin - przedstawił się.
-Mojego imienia zaś wam nie wyjawię- burknął bucowato khazad -Dawno przestałem go używać.- wyjaśnił po chwili nawet nie spoglądając na kobietę.

Gabriel po opatrzeniu ręki i przeszukaniu pokoju w którym nie znalazł nic poza zrabowanymi towarami i kilkoma flaszkami, postanowił poszukać Gottwina i Zabójcy, trafił do zamkniętego wcześniej pokoju, gdzie jego towarzysze zdążyli już uwolnić porwane kobiety.
-Gabriel Grunenwald - Przedstawił się i uchylił kapelusza -Gottwinie, dość już tu zabawiliśmy, zabierzmy szanowne panie w bezpieczne miejsce a tych dwóch tam na górze przekażemy władzom, ale najpierw - uśmiechnął się pod nosem -jeśli pozwolisz to dowiem się conieco o zleceniodawcy, któremu służyli. Napewno znajde tu jakieś narzędzia, które pomogą mi wyciągnąć te informacje z najgłębszych zakamarków ich pamięci
-Czasu wcześniej na rozmowę nie było. Teraz, kiedy już jest spokój porozmawiać możemy.- zwrócił się do odchodzącego Gabriela i stojącego nieopodal gottwina -To wy żeśta mi pomogli tam, na polanie, z mutantami, he?- spytał unosząc brew.

- Przechodziliśmy akurat - potwierdził Gottwin.
-Każdy cywilizowany człowiek by pomógł innemu w tych czasach-powiedział ponuro Gabriel. -Przynajmniej powinien.
-Nie daliście zginąć zabójcy trolli...- burknął khazad spoglądając groźnie. -Mógłbym was za to porąbać na kawałki...- dodał po chwili unosząc brew. -Ale śmierć która spotkała by mnie z rąk tych skurwieli, nie była by godną. Trucizna mnie wycieńczyła...- splunął pod nogi. -W związku z tym uratowaliście honor, który pragnę odzyskać... Towarzyszyć wam będę do czasu jak nie stwierdzę, że dług mój odpłaciłem- oznajmił, nie pytając dwójki najemników o zdanie.
Gottwin skinął głową. Nie miał najmniejszego zamiaru kłócić się z Zabójcą Trolli.
[i]-Ty także uratowałes nam skórę, a napewno wolność [i]-powiedział Gabriel. - Jak nas znalazłeś?
-Długie lata uczyłem się sztuki tropienia. Po za tym, pytałem.- wzruszył ramionami.
-To wytropiłeś w idealnym momencie - powiedział Gabriel z uśmiechem

Khazad machnął tylko ręką -Jakie macie plany?- spytał.
-Dowiemy się gdzie wywozili te kobiety, a potem złożymy wizytę pracodawcy - powiedział a potem dodał -znasz się może na kuszach powtarzalnych?
-Czemu pytasz?- zaintrygował się brodacz.
-Gottwin taką ma -zaczął. - A raczej miał na chwile obcecną, bo coś w niej się zepsuło, a nie napotkaliśmy jeszcze nikogo kto byłby wstanie ją naprawić.
-Kiedyś pracowałem jako inżynier maszynerii wojskowej w mej rodzimej twierdzy... Moze potem rzuce okiem...- odrzekł.
-Tak swoją drogą, ty już poznałeś nasze imiona, Jak cie zwą brodaczu?-zapytał
- A raczej, jak mamy się do ciebie zwracać - poprawił go Gottwin pamiętający o tym, że krasnolud nie zamierzał się przedstawić.
-Moi bracia nazywają mnie Niedźwiedzim Pyskiem. Ale możecie mi mówić po prostu Niedźwiedź.- wyjaśnił niewzruszony. -Mam nadzieje, że tamte łachudry zapłaciły za moje ucho, he?- spytał groźnym tonem.
- Ich resztki poszły z dymem - odparł Gottwin. - Nie chcieliśmy, żeby zatruwali ziemię swymi resztkami.

-Tfu!- splunął siarczyście na ziemię po raz kolejny -Mieli psie syny szczęście, żem już nie dawał rady po tym gównie, co mi do krwi na swych ostrzach wpuścili. Śmierć z waszej ręki była dla nich błogosławieństwem...- burknął irytując się na myśl o tamtej potyczce.
-No ale nie mamy całego dnia zaczął inkwizytor i ruszył w stronę schodów -Czas dowiedzieć się co nieco o ich pracodawcach
Kiedy dotarł na góre rozejrzał się za kominkiem i pogrzebaczem, który wsadził do ognia. następnie ruszył do sypialni gdzie zostawili dwóch bandytów pod opieką kobiety.
-No panowie, czas na was -powiedział od drzwi. -Dla kogo pracujecie? Gdzie były zabierane kobiety?
-My żeśmy się tym nie zajmowali- odrzekł jeden ze spętanych oprychów. - To ludzie Kreigha porywali i wywozili dziewki. Myśmy napadali- wyjaśnił człek.
-Ale napewno wiecie gdzie? -powiedział twardo Gabriel.
- W końcu rozmawialiście ze sobą - dodał Gottwin. - Więc sobie nie żartujcie z nas.
-Nie rozmawialiśmy. Kreigh ze swoją świtą trzymał się w piwnicy. Raz czy dwa gadaliśmy z jednym, kiedy pomagał nam sprzęt krasnoluda przynosić. Tak nie wchodziliśmy sobie w drogę.- rzekł drab, który wcześniej mocno obił gottwina.
-Kreigh kiedyś wspominał o szlachcicu z Heffengen. To chyba w Ostermark. Ale nie wiem, czy to człek, który sprowadzał te kobiety do siebie.- burknął niższy z związanych oprychów.

- No to czeka nas mała wyprawa - powiedział Gottwin. - Trzeba będzie nadrobić dość dużo czasu. Jak wyglądał ten powóz? Miał jakieś herb? - zmienił temat.
-Nie przyglądałem się. Ale to była wielka karoca, ciągnięta przez sześć rumaków, byle kogo na takie coś nie stać.- burknął mniejszy z rzezimieszków.
Gabriel odszedł na bok i gestem przywołał Gottwina
-To co robimy, wyruszamy za szlachcicem czy najpierw odstawiamy kobiety w bezpieczne miejsce?- zapytał towarzysza.
- Najchętniej zostawiłbym je swojemu losowi, ale pewnie zaraz wpadłyby w kolejne kłopoty - odparł Gottwin. - Będzie, co ma być. Odstawimy je do miasta, zbierzemy pochwały i ruszymy poszukać tego szlachcica.
-Nie musimy wracać do Persjavu, możemy je odstawić do jakiegoś miasta po drodze do Ostermarku
- A jest jakieś większe, blisko? - pytaniem odparł Gottwin. - No i nie sądzę, byśmy z nimi mogli podróżować tak szybko, jak bez nich. Poza tym warto by oddać tę broń. Nie zakopiemy jej przecież pod jakimś krzaczkiem.
-Z tą bronią i kobietami powrót do Persjavlu zajmie nam chyba tydzień.-powiedział zrezygnowany Gabriel, sam już nie wiedział co zrobić.
-Prosta sprawa psia jego mać.- burknął krasnolud, który wcześniej nie zabierał głosu, gdyż nie bardzo go to interesowało -Bierzem dziewuchy, tych dwóch pierdolców i wracamy do Perejeslavlu. A potem nazat na południe szukać tego, co to je zabierał stąd.- burknął. Kompani zgadzali się z nim w zupełności.

Trzy dni później

Gdy dotarli do bram Perejeslavlu skupili na sobie uwagę strażników i przechodniów, których mijali idąc do Baraka. To nie spętane oprychy, ani też drżące z zimna niewiasty budziły największe zainteresowanie. Niemal całą uwagę gapiów skupiał na sobie Niedźwiedzi Pysk, który samotnie ciągnął dwukółkę załadowaną krasnoludzką bronią jego rasowego kuzyna. Brodacz dawał jasno i wyraźnie do zrozumienia, że długie lata samobójczej misji zahartowały go w maszynę do zabijania, o niezniszczalnym organizmie odpornym na ból i wycieńczenie. Początkowo gdy Gabriel i Gottwin ujrzeli jak khazad dźwiga dwukółkę byli pewni, że za milę lub dwie poprosi o zmianę, on zaś bez słowa ciągnął skromny wóz załadowany bronią całą drogę, nawet przez chwilę nie marudząc.
Od czasu do czasu związani bandyci musieli pomóc pchając dwukółkę od tyłu, gdy droga biegła na jakieś wzniesienie a to tylko ze względu na groźby Gabriela czy Gottwina, albowiem khazad nawet nie prosił o pomoc.

Gdy dotarli przed stragan Baraka, krasnoludzki kupiec nie mógł własnym oczom uwierzyć.
-Na bogów... Skąd... Jak...- jąkał się jakby ujrzał samego Sigmara. Niedźwiedzi Pysk odstawił dwukółkę tuż obok straganu po czym pogładził się po lędźwiach i pokręcił nieco głową -Chyba się kurwa starzeje... Coś mi w plecach strzyka...- burknął pod nosem po czym energicznie się wyprostował, a kości strzeliły mu tak, jakby ktoś walił bojowym młotem w suche drewno.
-Znaleźliście dziewki? I broń?! I macie sprawców?!- nie mógł uwierzyć własnym oczom.
-Pomóżta mi zanieść towar do domu. Musimy pójść do straży miejskiej. Będzie wam potrzebny tłumacz...- mówił energicznie i pospiesznie. Korzystając z obecności Niedźwiedzia i dwukółki, Barak prędko załadował broń, którą oferował, po czym prędko zaciągnęli wóz do jego domu, gdzie zostawili cały ekwipunek i wraz z oprychami i odzyskanymi niewiastami ruszyli do budynku straży miejskiej.

Felix, Ragnar & Alveris

Trójka mężczyzn przechadzała się po ogromnym pobojowisku, w poszukiwaniu czegokolwiek. W takich misadgadrgfejscach można było natrafić na wartościową broń, pozostałą po poległych bohaterach. Broń, której słudzy chaosu nie odważyli by się wziąć do ręki. Być może gdzieś tu pomiędzy ogromem trupów leżał jaki skarb? A może ślad który pozwoliłby mężczyznom trafić na drogę ku cywilizacji. Trudno było stwierdzić cokolwiek. Ślady armii dawno zatarł czas.
-Nic tu po nas. Trzeba ruszać dalej.- rzekł elf pochylając się nad półtora metrowym stosem ułożonym z ciał imperialnych żołnierzy. Elf zmrużył oczy przyglądając się tej makabrycznej scence, gdy nagle trupy z wierzchu pospadały gdzieś na boki a z „wnętrza kopca” wyskoczyła paskudna gadzina. Alveris niemal nie potknął się o leżące pod nogami zwłoki, gdy próbował odskoczyć w tył. Stwór był wyjątkowo brzydki i śmierdział zgnilizną na kilka metrów. Jego ciało nie miało określonego kształtu. Kilka rąk, dwie koślawe łapy, rogi na dziwnej głowie, wyrastającej z tułowia.

Bestia błyskawicznie rzuciła się na elfa i choć sięgała mu ledwie do pasa, nadrabiała swoje wybrakowane gabaryty szybkością i zwinnością. Potwór energicznym zamachem, pazurzastej łapy pozostawił Alverisowi na policzku, trzy krwawiące bruzdy. Pozostałe, dwie łapy bezskutecznie próbowały przebić solidny pancerz, który elf miał na piersi. Elf, zamachnął się toporem, lecz stwór uskoczył w bok. Przybysz z Ulthuanu zakręcił młyńca w powietrzu i natarł od góry. Bestia znów odskoczyła w bok, lecz teraz Alveris przechytrzył czarta, wyprowadzając trzeci cios z boku tak że śmiertelnie niebezpieczna głowica topora uderzyła o twardą jak stal skórę paskudnej bestii...



Dawit, Delros, Zirnig & Jarl

Delros w końcu poznał Dawita i Jarla. Zarówno gadatliwy niziołek, jak i mrukliwy Norsmen zrobili na młodzieńcu pozytywne wrażenie. Jarl był olbrzymim mężem o typowej sylwetce charakterystycznej dla mieszkańców dalekiej, mroźnej północy. Dawit zaś przypominał standardowego niziołka o gadatliwej naturze i wybujałej wyobraźni. Był jeszcze pies Jarla. Bydle było niewiele niższe od Dawita i sprawiało wrażenie raczej spokojnego czworonoga. W oczekiwaniu na powrót Gregora kompani spędzili czas na odpoczynku i rozmowach. Przygody, które przeżyli Zirnig z Dawitem były godne opisania w jakiejś kronice, bądź książce. Delros miał jednak dystans do niektórych faktów, które podawali mu nowopoznani towarzysze, albowiem słyszał o tym że zarówno niziołki jak i krasnoludy lubiły podkolorowywać niektóre opisy, by były jeszcze ciekawsze i efektywniejsze.
Rankiem, o świcie Delros udał się do Eryka w oczekiwaniu na jakieś rozkazy. Stary człek jednak nie miał chwilowo żadnego zadania dla młodzieńca. Nic to nie szkodziło, gdyż człek i tak miał zamiar maszerować z wojskami na północ, na spotkanie z armiami chaosu.

Dzień później

Przed zmrokiem dotarli pod bramy Kislevu. Zirnig i Dawit byli zaniepokojeni niewracającym, Gregorem. Wiedzieli, jednak, że mag był to nie byle jaki, co udowodnił podczas potyczki z zdrajcami na zamku von Waltera. Poza tym towarzyszyła mu grupa największych skurwysynów w całym Imperium, z Twardym na czele.
-O świcie udam się na spotkanie z carycą.- rzekł stary lord, na zebraniu, które zwołał ze swoimi przyjaciółmi i zaproszonymi Dawitem i Zirnigiem.
-Wy dwaj- wskazał niziołka i khazada -Pójdziecie ze mną. Porozmawiam z Katarzyną a następnie udamy się do generałów, z którymi jest skłócona. Spróbujemy ich przekonać by nie przeszkadzali w naszej krucjacie a nawet spróbuję ich przekonać by nam pomogli.- wyjaśnił -Weźcie kąpiele, przygotujcie sobie wyjściowe stroje i nie bierzcie broni. Przynajmniej żadnych tasaków, toporów i cholera wie co jeszcze. Twoje legendarne Wiktorie możesz wziąć.- starzec uśmiechnął się do niziołka puszczając mu oczko -One nie rzucają się w oczy. A teraz możecie udać się na odpoczynek.- pożegnał ich, po czym wrócił do przeglądania map.

Kilka godzin później.

-Zbudźcie się!- krzyki znajomego maga postawiłyby na nogi nawet zmarłego. Mina Gregora była nietęga.
-Nie żyją... Wszyscy nie żyją... Orkowie... Wszędzie trupy...- syknął zdenerwowany siadając na łóżku Zirniga. Usiedział tam jednak tylko krótką chwilę, gdyż złapawszy głęboki wdech mag wstał i podszedł do stolika, na którym znajdował się dzban z wodą i kilka pucharów.
-Musieli natrafić na orków...- syknął wycierając rękawem spocone czoło -Znaleźliśmy nieopodal pobojowiska dwie skrzynie ze złotem. Teraz... Teraz należą tylko do was. Ciała były obrabowane a wiele z nich poobgryzane przez wilki i chyba zębacze. Eryk nie wpadnie w szał gdy się dowie, że polegli...- oznajmił ze smutkiem.
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline  
Stary 15-03-2013, 21:49   #689
 
Nathias's Avatar
 
Reputacja: 1 Nathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znany
Sen ogarnął Delrosa błyskawicznie. Jakby ten spał, gdy jeszcze szedł w stronę namiotu. Całe dnie w twardym siodle, spowodowały niemiłe odrętwienie zadka i całych pleców. Delros miał wrażenie, że gdyby go wbijano na pal, nie zrobiłoby to na nim większego wrażenia. Niemniej sen był wspaniały. Posłanie, najbardziej standardowe jakie można znaleźć w koszarach, skonstruowane z szorstkich, w pierwszej chwili nieprzyjemnych w dotyku źbeł, było dla Delrosa łożem godnym królewskich komnat. Twarda rama łóżka była błogosławieństwem dla steranych, nieprzywykłych do jazdy, pleców mężczyzny, a niezbyt wygodny siennik doskonale zastępował najdoskonalsze jedwabie szlacheckich sypialni. Przed całkowitym osunięciem się w odmęty snu, Delros zdążył jedynie rzucić torbę obok posłania i zdjąć wysłużony wieloma tygodniami podróży, płaszcz. Na nic więcej czasu nie starczyło.

Tym razem nie dręczyły go koszmary. Po raz pierwszy, od opuszczenia Altdorfu sen miał spokojny. Być może to zbawcze działanie podróży i wojskowego posłania lub możliwa bliskość wypełnienia misji spowodowały, że chłopak spał jak zabity przez całą noc. Żadnych wizji, żadnego echa przeszłości. Nic, tylko odmęty snu, którym całe jego ciało i umysł pławiło się i rozkoszowało. Co więcej, Delros miał możliwość odpocząć całe trzy dni! Lord, któremu dostarczył wiadomość, nie miał w tej chwili dla niego żadnego zadania, jednak on postanowił pozostać w obozie. Takiej okazji nie mógł zmarnować!

Niestety nie dane mu było leżeć odłogiem zbyt długo. Trzeciego dnia, uporczywe krzyki, lamenty i głośne rozmowy wyrwały go ze snu. Jednak, nawet złe wiadomości, które przyniósł nigdy nie spotkany przez chłopaka mężczyzna, nie pozbawiły go radości delektowania się kolejną, spokojnie przespaną nocą. Teraz, gdy sytuacja zaczęła się komplikować, trzeba było wziąć się w garść. Lord von Walter na pewno będzie miał dla nich jakieś polecenia lub w przynajmniej wieści. Zebrał swoje rzeczy i ruszył coś zjeść. Zobaczymy co czas przyniesie.
 
__________________
Drink up me hearties, yo ho...
Nathias jest offline  
Stary 17-03-2013, 07:00   #690
 
Deliad's Avatar
 
Reputacja: 1 Deliad ma wspaniałą reputacjęDeliad ma wspaniałą reputacjęDeliad ma wspaniałą reputacjęDeliad ma wspaniałą reputacjęDeliad ma wspaniałą reputacjęDeliad ma wspaniałą reputacjęDeliad ma wspaniałą reputacjęDeliad ma wspaniałą reputacjęDeliad ma wspaniałą reputacjęDeliad ma wspaniałą reputacjęDeliad ma wspaniałą reputację
- Kto nie żyją? Jak nie żyją? Co nie żyją? - Do Dawita doś długo dochodziła informacja od Gregora. - Kogo widzieliście? Jak widzieliście? Na pewno widzieliście? - spojrzał na zziajanego mężczyznę.
-Nie jestem już młodzikiem, ale moje zmysły mają się jeszcze całkiem dobrze. Było ich wielu, Twardy, Gracjan... Cała reszta... Było też wielu kislevczyków. Ale nie walczyli ze sobą. To orkowie ich rozgromili. Wszędzie trupy...- wyjaśnił.
- Łolaesmeraldo! Łolaesmeraldo! - zaczął biadolić Dawit. - Twardy?! Gracjan?! Przecie to nie może być! Jakżem mógł ich opuścić!? Powinienem pilnować ich żyć jakem pilnował dotychczas! - spuścił głowę.
Zirnig przetarł zaspane oczy i ze zgrozą wpatrywał się w Gregora. Zeskoczył z łóżka i złapał się za głowę. Nie wierzył w sens słów które usłyszał. Początkowo pomyślał, że to zmyłka żeby zamaskować rozkradzenie skarbu. Bo w zasadzie to sensowne. Ktoś nie wstrzymał się pokusie chaosu i sięgnął po skażoną broń. Pewnie Gracjan.. On miał skłonności w tym kierunku. Musiała rozpocząć się bratobójcza walka. Ci co przeżyli zbiegli z bronią. Gdyby Twardy żył nigdy by na to nie pozwolił. A te orki... Musiały usłyszeć dźwięki walki... Nie to nie trzyma się kupy.
- Wszyscy nie żyją... Co do jednego? A broń, skażona broń chaosu. Chyba skażona. Były w jednej ze skrzyń?
-Kilku ciał nie znaleźliśmy, ale wiele trupów było rozszarpanych przez psy. Broni żadnej nie było. Skrzynie tylko ze złotem.- wyjaśnił prędko mag.

- Wszystko przez ten wampirzy skarb. Od niego się zaczęło. Widać był przeklęty! Gdyby nie on nigdy byśmy się nie rozdzielili. Rety, Rety... - khazad złapał się za głowę i krążył po namiocie. Po chwili nieco ochłonął.
- Pochowaliście zwłoki? Zgodnie z obrządkiem - zapytał smutno.
-Czym? Nie mieliśmy ni łopat, ni kilofa, żeby twardą od mrozów glebe rozkopać. Ciała ułożyliśmy na stos i spaliliśmy. Łby orków odrąbane na pale wbite.- odrzekł -Chcieliśmy, lecz nie było sposobności.- dodał po chwili.
- Dobre i to. Nie godzi się aby ich kości obgryzały wilcy - powiedział khazad i ciężko klapnął na pryczy.
Kamienny sen długo nie pozwalał Delrosowi otworzyć oczu. Jednak usilne lamenty w namiocie, w którym spał skutecznie wyrwały go z tego błogiego stanu.
-Na czeluście odchłani, czego się tak drzecie. Umarł ktoś, czy jak? - rzucił w przestrzeń całkowicie zaspanym głosem, wstając z posłania.
- Oni wszyscy nie żyją. Twardy, Gottwin, Ragnar, Feliks, Gracjan.. Dołączyli do Teodora i … i tak wielu innych, których imion żal wymieniać. Długo razem się znaliśmy i wiele dokonaliśmy. Każdy z nich był więcej wart niż setka chłopa. Teraz poszli wraz z dymem. Ehhhh, Frontham, zostaliśmy tylko my dwoje. Trza będzie zabijać mutasów nie tylko za siebie, ale i za nich. Ciężka robota nas czeka - mamrotał przygnębiony Zirnig.

-Uh, wybacz. Kiepski dobór słów... - mruknął gwałtownie obudzony mężczyzna. Widać krasnoludowi zebrało się na żale, po stracie kompanów. Żadnego polowania na plugastwa? Żadnych gróźb sługom chaosu? Pomimo, że Delros nie dokońca wiedział o co chodzi, wydawało mu sie, że żal po stracie kompanów wygląda u krasnoludów trochę inaczej.
-Macie pewność, że na pewno zginęli? - ziewną przeciągle
-Jakiś dowód? Jeśli są tyle warci co mówiłeś, a nie znaleźliście ciał, to mogą nadal życ. - chłopak zaczął rozglądać się dookoła posłania.
- Stosy trupów, tak w częściach jak i w całości. Tyle pozostaje nawet z najdzielniejszych po śmierci. Idę się napić [i/] - odrzekł Zirnig i ruszył w stronę krytego wozu w którym miał zapasik krasnoludzkiego spirytusu.
-Stos trupów, sam w sobie raczej mało przyjemny, nic nie znaczy. Czy ja też powinienem sobie odpuścić i iść się upić? - to ostatnie zdanie Delros wyszeptał już tylko do siebie. Nie zamierzał jednak krasnoluda powstrzymywać, który jak widać postawił na przyjaciołach krzyżyk. Wiedział, że on na to nigdy sobie nie pozwoli. I pomimo swojego optymizmu, zdawał sobie sprawę, że tamci faktycznie mogą nie żyć. I co on niby ma powiedzieć wybrance Gottwina?

- Czego ty chcesz? Jakby którzyś przeżyli to pogrzebali by swoich zmarłych, a nie zostawili na pożarcie wilcom. Ciała obrabowano. Więc ten kto wygrał miał czas. Czyli i na pogrzeb by znalazł. A orki... Wiesz co z ciałami robią orki? Ot po prostu zżerają. Ja nie idę się schlać! Idę odprawić rytuał pogrzebowy. Krasnoludzki rytuał. Jak kiedyś zginesz może i uczczę cię tym samym - nastroszył się khazad.

-Twoja wola
- No i przecia Gregor ich znał i widział. Łolaesmeralda - dodał zasmucony Dawit. - Jak w bitwie nie polegli, to ich pewnie orkowie zjadli. Bo orkowie to nie wiedzą co się jadać powinno niestety - zauważył Frontham.
Gregor usiadł na polowym łóżku Dawita przecierając twarz dłońmi. Mężczyzna wziął głęboki wdech i pokręcił głową.
-Na bogów... Tylu dobrych wojowników. Orków musiała być cała horda. Po za ludźmi Twardego, było tam chyba z dwadzieścia trupów kislevczyków. Zielonoskórzy musieli wziąć ich z zaskoczenia...- bredził pod nosem -Jasna cholera... Toż to dziura, której nie da się zasklepić...- pokręcił głową.
- Daleko to? Ka to było? I ino same orczaki, czy były jakieś takie barbażynćowate ludzie też? A może szczurowate? Bo nie wiem, czy Gregor słyszał, ale my sami słyszeli, że... - następnie Dawit po krótce opowiedział niecnym planie wymierzonym w armię.
-Źle... Jest źle... Orkowie na terenie Kisleva, skaveni współpracujący z ludźmi...- pokręcił głową -Dawicie, nie jestem myśliwym nie znam się na tropieniu, ale gdyby mi się rzuciło w oczy ciało jakiego barbarzyńcy to poinformowałbym was o tym.- wyjaśnił -Muszę udać się do Eryka, o wszystkim mu opowiedzieć... Trzeba zdecydować co dalej. O tak...- wzdrygnął się lekko.
- Trzeba, ale pierwej trza się na tych barbarianów przygotownąć. Ich musim wybić, bo to szansa jest nasza, na zabicie takich wrogów. A, że gotowi my musim być wciąż do boju, to i na orkowych dziadach się pomścimy, jak im we te łby zakute zielone taki plan padnie. Pomścimy! - Zacisnął dłoń Dawit.
-O jakich barbarianach mowa? Nic nie wiem.- burknął Gregor.
-Te szczuroludzie, co my ich śledzili, doprowadzili nas w kanałach do jakiś sojuszników swoich. Zirnig z Dawitem słyszeli, jak razem z jakim miejscowym i obdartusem ustalali plan działania przeciwko nam.- oznajmił Jarl -Ponoć mają zasadzkę na nas dwa dni za Kislevem zrobić. Wcześniej nas truć żywnością chcieli co by żołnierze łatwiejsi do zabicia byli, ale Walter potajemnie zakazał żarcia tego świństwa, kiedy żeśmy mu raport zdali.- dodał na koniec. Mag wziął głęboki wdech i odwrócił wzrok z Jarla na Dawita.
-Racja. Teraz trzeba skupić się na naszej misji. Wojna jest najważniejsza.- rzekł jakby wziął się w garść.
 
Deliad jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 20:00.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172