- Mniemam zatem, że kolega o zacnej i sprytnej mowie przybywa tu w konkretnym celu? Heinrich Brauster rzadko spotyka takowych, i na szlaku, i poza nim.
Mężczyzna wydawał się być pewny siebie, prawie z pewnością podróżnik – a tak przynajmniej siebie określił. Nikt inny nie szlajał się „na szlaku”. Na kupca nie wyglądał, a towarzystwo w jakim przebywał sprawiło, iż Hans zastanawiał się poważniej z kim też mu przyszło rozmawiać. Było mało prawdopodobne aby był miejscowy – co najwyżej od krótkiego czasu...
- Cel chyba jak u wszystkich, wzbogacić się nieco, ustawić i może dalej w szlak wybyć dokąd los poniesie. No i nie znowu taki bezbronny – Hans uśmiechnął się tuszując lekki niepokój. Zwykli mieszkańcy nie interesowaliby się tym czy Hans potrafi sobie poradzić. Jednocześnie poprawił wiszący przy boku miecz chcąc by rozmówcy zwrócili nań uwagę. – W końcu wiem jak się tym posłużyć a z drugiej strony nie mam znowu przy sobie tak wiele by komuś opłacało się narażać własne zdrowie przy próbie odebrania mi tego. - Karczmarzu donieś piwa !
- zawołał i jakby na potwierdzenie poprzednich słów wyjął chudą sakiewkę w której na próżno by szukać blasku złota. Pojedyncze zaś sztuki srebra nikły w przeważającej liczbie miedzi. Podróżnik taki jak Hans, syn kupca, dobrze wiedział i to nie od dziś, że złoto najlepiej chować w ubraniu – butach, pasie i w tym podobnych. Nawet jego skórzany płaszcz miał podszycie w którym schowane były monety. - No ale w tym celu właśnie się rozpytuję, czy tu zajęcia jakiegoś ciekawszego nie ma do roboty?
Po dłuższej przerwie w której miał czas przyjrzeć się rozmówcom, starając się nie tylko dobrze ich spamiętać w razie potrzeby co wynaleźć insze szczegóły które do tej pory nie rzuciły mu się w oczy, powiedział:
- Mało kto dziś podróżuje na szlaku panie Heinrich, chłopy siedzą w chałupach, mieszczki z miast nosa nie wystawiają , jedynie ci odważniejsi lub zdesperowani – w tym miejscu podrapał się po brodzie , co w języku złodziejskim oznaczało dosłownie „poszukiwani” – szukają miejsca dla siebie w świecie. Niejednemu w końcu inwazja zniszczyła domostwa niejednych do drogi zmusiła... A panów jakie wiatry tu przygnały? – dopytywał.
Nie tak wyobrażał sobie te rozmowy, z drugiej strony czyż nie chciał poznać co ciekawszych osobników z miasta? Miał ku temu właśnie okazję i żałował trochę, że z karczmy wybył krasnolód w jego towarzystwie czuł się jednak znacznie bezpieczniej...
Hans zwrócił też uwagę na skrzypienie i trzaski dochodzące z drugiego pomieszczenia - tam gdzie udali się strażnicy. Nie trzeba było być specjalnie sprytnym, by zauważyć, że znaki dawane przez karczmarza, strażnicy, zamknięte pomieszczenia dawały dość nietypową mieszankę budzącą co najmniej ciekawość i podejrzliwość. Hans zachodził w głowę jakie tajemne spotkania się tam odbywały, a może jakieś podziemne przejścia z których nie jedna karczma słynęła, spiski , szajki ? Cokolwiek się nie kryło pod pozorami spokojnej karczmy, Hans był zbyt ciekawski by przymykać na to swoje oczy i uszy...
Ostatnio edytowane przez Eliasz : 15-03-2013 o 14:11.
|