Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-03-2013, 11:19   #240
Sierak
 
Sierak's Avatar
 
Reputacja: 1 Sierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłość

Wizytę w Mithrilowej Hali Shura rozpoczął od kłótni w jej bramach, wydawało się że lada moment straż zawoła dodatkowe posiłki i przepędzi bojowo nastawionego mężczyznę. Sama jego aparycja daleka była od wzbudzenia jakiegokolwiek zaufania, wyglądem przypominał raczej plemiennych orczych wojowników grasujących po górskich dolinach i wyrzynających w pień patrole tak krasnoludzkie, jak i te należące do innych ras. Wysoki, o muskularnej budowie wojownik górował wzrostem nad wieloma ludźmi, wobec krasnoludów sprawiając wrażenie prawdziwego olbrzyma. Powiewające na wietrze długie, kruczoczarne włosy zgrywały się z nienaturalnie wydłużającymi i zmieniającymi się cieniami wokół siepacza, ten dziwny taniec nadawał mu iście demonicznej aparycji, co w połączeniu z plemiennymi malunkami - wiecznie odzianymi przez niego barwami wojennymi osadników Anauroch sprawiały że straszono nim dzieci gdziekolwiek się pojawił. Powodem kłótni była łypiąca groźnie na krasnoludów z półki znajdującej się powyżej ramienia Virmien, młoda smoczyca o ciemnym umaszczeniu charakterystycznym dla swojego gatunku. Ze względu na przeszłość Mithrilowej Hali akurat ten rodzaj królewskich gadów był tutaj niemile widziany, co akurat dla bedyna było całkowicie niezrozumiałe. Shako wzrostem sięgała prawie krasnoluda, tak więc w sercu osiedla brodaczy nie mogła stanowić żadnego zagrożenia, była jeszcze młoda, poza tym była niemal bezwzględnie oddana swojemu opiekunowi, bo ciężko mówić o ojcostwie biorąc pod uwagę różnicę ras, w tym wypadku zmiana otoczenia w którym się wychowywała mocno wpłynęła na kształtowanie się smoczego temperamentu.
- Virmien, pieprzyć ich... Jeżeli Shako zostaje to niech sami sobie biegają z wiadomościami i innym syfem - powiedział Shura z charakterystycznym dla siebie warknięciem - pozostałościami akcentu smoczego którym posługiwał się przez ostatnie kilkadziesiąt lat. Smoczyca mruknęła ostrzegawczo, jakby na potwierdzenie układając pysk na łapach i łypiąc groźnie na strażników.


Shura był dokładnie tak groźnym wojownikiem na jakiego wyglądał. W przeciwieństwie do niego Virmien wydawała się istotką zupełnie niewinną. Była o dobrą głowę niższa od wojownika, a jej aparycja tchnęła spokojem - przynajmniej w tej chwili i w tej formie. Pierwsze wrażenie jednak bywało bardzo mylne... Wystarczyło spojrzeć na połyskującą zbroję ze smoczych łusek i kunsztownie wykonany sejmitar, by zorientować się, że nie jest taka bezbronna.

Dziewczyna obserwowała kłótnię w milczeniu. Zielone oczy przesuwały się od krasnoludów do towarzysza i z powrotem. Bardzo dobrze rozumiała jego motywację i nie dało się ukryć, że ma rację. Sama nie miała ochoty rozstawać się ze smoczycą - może nie łączyła ich tak głęboka więź i przywiązanie, ale przyzwyczajenie także robiło swoje. Poza tym Virmien była jedną z nielicznych osób, których smoczyca nie traktowała z góry ani jako zło konieczne. Być może nawet na swój sposób darzyła ją sympatią.
- Shura... - odezwała się druidka, delikatnie kładąc dłoń na ramieniu mężczyzny. Głos miała niski i przyjemny dla ucha.
Taki gest w stronę Shura'thana dla kogoś innego mógłby się skończyć źle, może nawet utratą ręki. Na szczęście nie dla niej.

- Rozumiem cię, ale pamiętaj, że to bieganie z wiadomościami i cały nasz pobyt tutaj to nie dla krasnoludów. Mamy swoje sprawy i potrzebujemy ich, by je zakończyć. - przeszła na midani, by wścibskie uszy nie miały szans ich zrozumieć. Jeszcze by się obrazili.
- Może wam się to nie podobać, ale jestem pewna, że Shako sobie poradzi. Nie będziemy tam długo. Skoro orkowie się organizują, to raczej mała szansa, by coś w tej chwili mogło jej zagrozić na zewnątrz.
Wiedziała, że ciężko ich będzie przekonać, ale nie uśmiechało jej się wchodzenie tam samotnie.

- Może i masz rację, chędożyć ich niech będzie - odpowiedział również w midani. Skinął smokowi na znak porozumienia i zwrócił się do strażników.
- Shako zostaje tutaj, niech któreś z was jej chociaż dotknie to wracając odrąbię wam obie dłonie - warknął, łapiąc za rękojeść zakrzywionego ostrza mającego długości niemal tyle samo, co on miał wzrostu. Ostrze, bez wątpienia magiczne, całe pokryte było delikatnymi, granatowymi żyłkami charakterystycznymi dla adamantu, klinga skrzyła się drobnymi wyładowaniami jakby negatywnie reagując na otaczające ją powietrze lub energie w nim zawarte.
Shako zeskoczyła z kamiennej półki kładąc się w jej cieniu, jej sylwetka w mgnieniu oka rozpłynęła się w mroku pozostawiając po sobie tylko dwa fioletowe punkciki wpatrujące się zza kurtyny cienia w strażników. Shura i Virmien udali się wgłąb góry.

***


Krasnoludy były nader wesołe, jak na obecne okoliczności. Virmien kroczyła spokojnie przez most tuż za Shura'thanem. Nie zwracała większej uwagi na otoczenie. Nie powinno spotkać ich tu więcej nieprzyjemności, skoro już zgodzili się zostawić Shako za drzwiami. Zastanawiała się nad tym, co zobaczyli na patrolu, a także rozmyślała nad przydatnością tych wiadomości w kwestii osiągnięcia ich własnych celów.

Dopiero słowa Thothrila wyrwały ją z zamyślenia. W momencie uświadomiła sobie jak wysoko biegnie most i nie zapanowała nad lekkim drżeniem. Opanowała się jednak równie szybko.
- Przednie wieści? Chyba określenie "przednie" rozumiemy cokolwiek inaczej... - westchnęła cicho, jakby do siebie, po czym zwróciła się ponownie do Shura'thana w ich dialekcie.
- Mam dziwne przeczucie, że na tym patrolu się nie skończy. Będą chcieli zapewne naszej dalszej współpracy... - stwierdziła to, co wydawało się oczywiste - ...choć dwie setki orków, w teorii, nie powinny być zagrożeniem dla Hali?
- Chcieć to oni sobie mogą chcieć, mam nadzieję że znajdzie się u nich cokolwiek, co leży w naszych kręgach zainteresowania - odpowiedział Shura w midani i upewnił się, że fiolka z odpowiednim eliksirem znajduje się na swoim miejscu. W przeciwieństwie do Virmien nie potrafił latać na zawołanie i musiał posiłkować się miksturami.
- Ci orkowie to tutaj aż taki wielki problem, że każde doniesienie o nich ciągniecie aż do samego króla? - Zapytał krasnoluda już we wspólnym.
- Szef się pali, coby jakimś zielonoskórym mordom dupska skopać... chyba nie musim tłumaczyć czemu? - Thothril wzruszył ramionami - Was to pewnikiem nie rusza...
- Akurat tutaj, brodaczu, całkowicie zgadzam się z waszym podejściem do życia. O ile dobrze pamiętam kroniki mieliście kilka lat temu zatargi z orkami... Obulda? Obolda? Cóż, nie było mnie wtedy w “okolicach”, a wszystkie te cholerne orcze imiona brzmią dla mnie tak samo... Jak wiązanka przekleństw. - Odpowiedział siepacz spoglądając z góry na rozmówcę.
- Poniekąd rozumiem ostrożność... Ale jak ktoś zadaje sobie trudu łażenia po górach z wieściami dla was, moglibyście oszczędzić sobie szopek z uprzedzeniami rasowymi, zakładając że to po ciebie chciała słać ta dwójka idiotów na bramie - zaczął ponownie, ciągle mając ochotę ogolić brody strażnikom Mithrilowej Hali za kłótnię u bram - tym bardziej, że Shako posłała do piachu pewnie więcej skurwieli niż te wasze hufce razem wzięte.
Virmien uśmiechnęła się lekko pod nosem. Aż tak bojowa jak Shura czy Shako nie była, choć też potrafiła pokazać pazurki - dosłownie i w przenośni.
- Mam nadzieję, że rozprawicie się z zielonymi z taką radością, że nie będzie wam potrzebne w tej kwestii nasze wsparcie. - skwitowała po swojemu, niespecjalnie mając chęć, by wracać na miejsce obozowania orków i włączać się do walki.
- Rączek nie chceta se bruździć? - Spytał kobietę Krasnolud, uśmiechając się nieco przedrzeźniająco - Czy możym ważniejsze sprawy na głowie?
- Głupie pytanie, to że przynosimy wieści wcale nie oznacza, że spieszno nam narażać karku za nic - odpowiedział oczywistym tonem Shura, spoglądając na Virmien z niemym pytaniem.
- Orkowie to wasz problem krasnoludzie, naszym stanie się w zależności od tego, co w zamian będzie w stanie zaoferować twój król.
- Jeżeli sytuacja będzie tego wymagała, to zapewne pomożemy. - dziewczyna zgodziła się lakonicznie z wojownikiem.
Nie musieli przecież wszem i wobec rozpowiadać, po co tu są i na czym polegają ważniejsze dla nich sprawy.
- Wszystko się okaże, gdy król nas podejmie. - wzruszyła lekko ramionami.

I w sumie okazało się doyć szybko. Po ledwie bowiem kilku minutach, natrafili na samego Bruennora Battlehammera od tak po prostu w jednym z korytarzy.

Władca Hali rozmawiał właśnie z jakimś innym brodaczem, jednak na widok nadchodzących osób, odesłał go na bok... gdzie stał sobie tuzin ciężkozbrojnych, najpewniej straż przyboczna.
- Szefie, patrol z wieściomi! - Oznajmił wielce elokwentnie Thothril - Z dobrymi wieściomi!
- Tak? - Zaciekawił się król, po czym zwrócił już do parki ludzi[/i] - Witajcie, i mówcie, co też tam ciekawego macie za wieści.[/i]
Nikt nigdy nie uczył Virmien etykiety. Poza jakimiś podstawowymi zachowaniami była dość zielona w tym temacie. Nie miała też pojęcia, jakie podejście mają do tego krasnoludy, choć pewnie jakiś podstawowy szacunek należałoby okazać władcy Mithrilowej Hali. Dygnęła więc grzecznie przed Bruennorem, czując się niezmiernie głupio, i odezwała się:
- Znaleźliśmy obozowisko na jakieś dwie setki orków niedaleko Hali. Podobno są to dobre wieści. Mało brakowało, a już by polecieli bić zielonoskórych, ledwie usłyszeli... - spojrzała kątem oka na podekscytowanego Thothrila - Tak czy inaczej na pewno są to wieści, które chcielibyście znać.
Shura zaś nie dygnął w ogóle, na Anauroch szacunek nie pochodził z linii krwi, a umiejętności i zdolności przetrwania. Nawet te nie gwarantowały jednak szerszego rozgłosu, on sam zyskał swój tytuł dopiero “pośmiertnie”, tak więc skinął brodaczowi tylko na powitanie.
- Hmm... to interesujące wieści, owszem. Będzie można się nieco rozruszać - Powiedział władca Hali - A coś konkretniej o tych dwóch setkach? Co za mordy tam urzędują, mają jakieś wierzchowce, łuczników, stwory?
- O ile ich większych pobratymców można zaliczyć do czegoś szczególnego, to mieli dwóch gigantów, chyba trzy trolle i pięciu ogrów... Oprócz tego kilka wyrośniętych zwierząt, być może wierzchowców i z pół setki hobgoblinów - wyliczył z pamięci Shura, mogło być tego rzecz jasna więcej bo bardziej zależało mu na pozostaniu niezauważonym, niż ćwiczeniu matematyki na hordzie orków.
- No nieźle, nieźle, to starczy dla wszystkich! - Bruennor uśmiechnął się przeczesując brodę - A, i przybyli goście z Silverymoon, spotkamy się na wieczornej wieczerzy, idzcie się odświeżyć i za kwadrans pogadamy wszyscy razem.
- Zanim odejdę mam pytanie - skoro mam pozostać tutaj do wieczora albo i dłużej, moja towarzyszka musi mieć pozwolenie przebywania tutaj razem ze mną. Shako to młoda smoczyca z gatunku, za którym ponoć tu nie przepadacie... Aczkolwiek zaręczam, że od wyklucia została wychowywana przeze mnie i nie odziedziczyła “charakterku” swoich pobratymców - powiedział jeszcze na koniec Shura w nadziei, że słowo króla pozwoli Shako wejść do Mithrilowej Hali.
- Trzeba też dodać, że jest pełnoprawnym członkiem naszej małej grupki i przyłożyła się także do odnalezienia tego całego tałatajstwa. - Virmien dołożyła swoje trzy grosze. Lubiła, gdy Shako była w pobliżu.
- Niestety, ale nie zmienię zdania. W Hali nie pojawi się żaden smok. Już nigdy. Rozumiem, że wam się to nie podoba, jednak możecie się z nią widzieć już za kwadrans. Spotkamy się za chwilę na uczcie, chwilę pogadamy, a potem możecie do niej iść...
Dziewczyna skinęła lekko, rozumiejąc, że i tak nic nie wskórają.
- Załatwmy to szybko. - zwróciła się do Shura’thana.
- W takim razie czekam na zewnątrz, mam nadzieję że poradzisz sobie sama z innymi ich tradycjami. W razie czego wiesz gdzie mnie szukać - powiedział Shura chłodnym tonem spoglądając na brodacza, po czym bez słowa odwrócił się na pięcie i skierował w stronę wyjścia.
Virmien jęknęła w myślach. Co jak co, ale w natłoku obcych osób nie czuła się dobrze - robiła się podejrzliwa i nieufna - a kto wie, czego tam od niej będą chcieli. Obecność wojownika była dla niej dużym wsparciem w takich sytuacjach. Nie dziwiła się jednak, że tak postąpił. Shako była... cóż... wyjątkowa i druidka na miejscu mężczyzny zrobiłaby tak samo. Wzruszyła bezradnie ramionami.
- Mhm, do zobaczenia. - rzuciła za nim i powlokła się za krasnoludem.


Shura drogę powrotną pokonał już bez żadnych orszaków powitalnych, nie była ona długa tak więc wystarczyło to, co zapamiętał z wędrówki do Mithrilowej Hali. Szczerze mówiąc całe miejsce grało mu na nerwach i to nie tyle z rasizmu, co faktu że niemal każda ściana połyskiwała magicznymi żyłami, co dla bedyna wyglądało jak noworoczna choinka zakopana pod ziemią. Po kilkunastu minutach wyłonił się z powrotem na powierzchnię u wrót prowadzących do wewnątrz, mijając bez słowa dwójkę strażników, kładąc pokrowiec z ostrzem na ziemi i siadając obok skąpanej w mroku Shako.
- Spokojnie, moja towarzyszka powinna zabawić wewnątrz co najwyżej kilkanaście minut, potem znikam - powiedział gwardzistom, po czym na wzór smoczycy rozpłynął się w cieniu. Rzucane przez okoliczne skały i półki znajdujące się na zboczach cienie rozpoczęły swój dziki taniec wydłużając się, skracając i zmieniając kształty. Shura rozpoczął medytację, gwardziści złapali mocniej za rękojeść broni.
- Powiedziałem spokojnie... - Ironia całej sytuacji polegała na tym, że tak mocno oponując obecności smoczycy w Mithrilowej Hali, krasnoludy nie zwróciły uwagi że wpuściły do niej stworzenie związane z Planem Cieni równie mocno, co ich znienawidzone smoki.
 
__________________
- Alas, that won't be POSSIBLE. My father is DEAD.
- Oh... Sorry about that...
- I killed HIM :3!
Sierak jest offline