Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-03-2013, 11:34   #123
vanadu
 
Reputacja: 1 vanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znany
Buttal podbiegł do swego towarzysza i prędko usunąwszy mu zadry z twarzy wręczył mu swój medalion leczniczy.

Torrga spojrzał na wręczony mu medalion: - Em... - zmarszczył lekko brwi: - I co? Mam to pogryźć, czy co?

Tak, zdecydowanie nic mu nie było. Colonesku zaś wstał i z kuszą w garści podszedł do drzwi. Kiedy usłyszał za drzwiami kroki, wyskoczył zza węgła, unosząc broń: -STAĆ, SKURWYSYNY!

Kapitan Striełok i kilku jego ludzi zamarło, wytrzeszczając oczy na sierżanta: - Chłopak którego przysłałeś mówił że chcesz się spotkać... Więc uznałem że to jakieś kłopoty, jak tylko usłyszałem strzały...

Po kilku długich sekundach sierżant opuścił broń. Następnie z zaskoczenia objął oficera, całując go siarczyście w oba policzki:

-Uratowałeś nam dupska, sukinsynu!
-Tak, tak, to nic, sam zrobiłbyś to samo... - Striełok z trudem uwolnił się od mężczyzny i wierzchem dłoni wytarł policzek. Na widok Buttala uniósł brwi: -O, pan Reznik... Widzę że kłopoty trzymają się pana jak muchy...

- O tak, bo przez te wszytskie trupy ciuchy jadą mi gównem
- zapewnil z uśmiechem krasnolud: - Dobrze pana widzieć, już myślałem że będziemy się musieli zacząć starać.
- po czym dodał już poważniej - uciekł ktoś?

- Nie, a nawet mamy kilku jeńców- głową wskazał na pobojowisko, obstawiane przez kawalerzystów pod jego dowództwem. Co prawda nie byli konno, ale nawet mimo to zgrabnie radzili sobie z zabezpieczaniem pola bitwy:

- Chociaż trudno będzie mi wyjaśnić dlaczego użyłem armatek pułkowych wewnątrz miasta...

-Nikomu nie będziesz się tłumaczył! - Colonesku, który do tej pory ponuro oglądał podziurawiony front budynku komendy, spojrzał na kapitana a w oczach rozbłysnęły mu niebezpieczne ogniki:

- Nie dzisiaj! Napadli na nas, chcieli mi zabić albo uprowadzić świadków i do tego zrobili otwarty atak na komendę Straży Miejskiej! Nie na mojej zmianie, kurwa!

Ostatnie zdanie wykrzyczał, czerwieniejąc na twarzy. Finalnie jednak uspokoił się nieco, przygładził wąsy i głęboko odetchnął: -Idziemy do jarla. Teraz! Weź kilku ludzi, jeśli jakiś urzędas spróbuje nas powstrzymać, albo jeszcze lepiej, zacznie nam grozić konsekwencjami, zaaresztujemy go jako członka spisku!

-Nie przesadzasz aby... ?
-Zamknęli mnie w mojej własnej izolatce!
- Wykastrować i powiesić - zawtórował mu gniewnie (wczuwając się w nastrój chwili) Buttal: - albo przywiącać do armaty i wtedy strzelać. Kurwie syny przerwały mi partię pokerka kiedy miałem karetę asówm, psia ich mać. Ja wszytsko rozumiem to tutaj to przegięcie. Co za debil napada w niemal setkę na posterunek straży w środku miasta. No sam powiedz Torgi, to obraża nas profesionalizm, nie? - pokrzykiwał groźnie.

Torrga spojrzał na pracodawcę z medalionem w zębach: -Em... No jasne. Sto to za mało!- krzyknął, chociaż nie do końca rozmiejąc o co w tym wszystkim chodzi. Finalnie jednak przez przypadek uruchomił jeden ładunek energii leczniczej, która owiała mu twarz. W przerażeniu podrzucił talizman akurat tek, że Buttal złapał go w powietrzu:

- ŁA! Co to za cygańska magia?!

Colonesku prychnął gniewnie: - Dosyć gadania! Idziemy! - łypnął groźnie na kuriera: - A wy dwaj będziecie nam towarzyszyć!
- Ta jest panie szefie! Hura i do przodu! Za wolność, suwerenność i podwójną premie za ryzyko ! zakrzyknął dziarsko. Pałac wydawał sie coraz blizszy. No i jarl. Nie ma tego złego, nie? Zawiesił medalion na szyi, ruszając za wkurwionym sierżantem. Czasem lepiej dać się ponieść chwili niż czekać na deszcz...czy jakoś tak.

Grupa która przemaszerowała przez miasto bezapelacyjnie budziła zainteresowanie. Dwóch sponiewieranych krasnoludów, wąsaty sierżant straży pokryty kurzem oraz brudem, kapitan pograniczników Striełok i zbrojna obstawa, składająca się z sześciu pieszych kawalerzystów pod bronią. Torrga zaś rozglądał się dookoła, szarpiąc brodę: -Wszyscy się na nas gapią... Nie sądzisz chyba że te skurwysyny byłyby aż tak bezczelne, by spróbować czegoś teraz?

- Bezczlni moze są ale teraz to juz im nic nie da jak sądzę. Po pierwsze wątpie by zostało choć z dziesięciu zdolnych do walki bandytów w tym mieście po tej zadymie a mniej nie ma co próbować, jak nas pierwszą salwą by nie zdjeli to by byli martwi. Ktoś musial sypnąć górą szmalu za ataki numer ale przelicytował. Sam wiesz, jak ktoś zginie w zadymie to się zdarza ale myślisz że odpuszczą komuś kto nasłał stu ludzi na komendę straży? - Resnik westchnął - Chciałbym wiedzieć co jest w tym nieszczęsnym liście że tak im na nim zalezy. No i jak nas przyjmą w pałacu. Jak sadzisz?

- Biorąc pod uwagę że prowadzi nas bardzo wkurwiony strażnik miejski z bardzo poważnymi informacjami na temat rozbestwienia się miejscowych bandytów... Na pewno przebijemy się do jarla...- Torrga zarechotał, obserwując jak strażnicy przy bramie zamku schodzą Colonesku z drogi: - Ale to czy jarl nie wsadzi nas za bezczelność do lochu, to zupełnie inna sprawa...

Gdy pochód znalazł się mniej więcej w połowie długości placu, wrota od kasztelu otworzyły się a na schody wyszedł brodaty mężczyzna, który przyjął Buttala i obiecał mu audiencje w możliwie szybkim terminie.Zza jego pleców wyłoniło się dwóch strażników. Urzędnik pobladł nie spodziewając się tak licznej procesji: -Ty!- wrzasnął sierżant, celując palcem w urzędnika:

- Mamy sprawę do jarla, i kurwa mać, spróbuj tylko...Nie dokończył, bo dwóch ludzi Striełoka przytrzymało go i przypadkiem zatkało mu usta. Kapitan uśmiechnął się nerwowo do krasnoludów: -Sądzę że spuszczenie go ze smyczy będzie bronią ostateczną. Panie Buttal, wy macie gadane, spróbujcie wyjaśnić sytuację temu... panu.- dokończył, patrząc niechętnie w stronę urzędnika.

Buttal pokiwał glową po czym wyprostował sie i rozpoczął: - Szanowny pan sierżant chciał powiedzieć że ze względu na rozruchy w mieście i zbrojny napad na siedzibe władz musi, tak on jak i obecny tu i zapewniajacy mu wparcie kapitan Striełok, porozumieć się bez jakiejkolwiek zwłoki z jarlem, celem zastosowania przepisów stanu wojennego i zapewnienia funkcyjnych możliwości zapewnienia stanu bezpieczeństwa miasta i jego terytoriów, zgodnie ze stosownymi dekretami i poleceniami odnośnie stanów wyjatkowych i tym podobnych - wyjaśnił krasnolud. Co do końcówki nie był; pewien ale niemal każdy kraik ma takie przepisy, nie?

Urzędnik wytrzeszczył na kuriera oczy. Wytrzeszcz ten, w malowniczy sposób połączony był z otworzeniem ust, uniesieniem brwi i przekrzywieniem beretu nałożonego na jego szpakowate włosy. Finalnie jednak zebrał szczękę z podłogi i rzucił okiem na towarzyszących mu strażników, którzy to będąc pod wrażeniem przemowy krasnoluda, porzucili groźne pozy i zaczęli szeptem rozprawiać na temat sytuacji w mieście. Urzędas westchnął, łypiąc na interesantów niechętnie: -Skoro tak... Proszę za mną...

Colonesku rozejrzał się, zdezorientowany: -Em... I co? Nikomu nie muszę dać po pysku?!

- No najwidoczniej nasze słuszne argumentu zadziałały - wyjaśnił krótko krasnolud, woląc nie wyjaśniać niepojętego. Ruszył wraz z pozostałymi w głąb pałacu.
 
vanadu jest offline