Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-03-2013, 16:40   #688
Nefarius
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Gabriel, Gottwin & Niedźwiedzi Pysk

Khazad uniósł ze zdziwienia brwi.
-Chcesz, co bym się konspirował i krył?!- warknął uniósł topory do pozycji bojowej i silnym kopniakiem otwarł drzwi, wbiegając do środka. Khazad bez cackania się doskoczył do jednego z oponentów i natarł toporami błyskawicznie. Pierwszy topór wbił się osobnikowi głęboko w klatkę tak, że osobnik aż uderzył z impetem plecami o ścianę. Khazad nie czekał aż osobnik skona w męczarni i błyskawicznie poprawił drugim toporme rozwalając łeb nieszczęśnika drugim toporem.
-Który skurwiel następny!?- krzyknął wyrywawszy broń z piersi powalonego trupa.
Gottwin, który nie zdążył odpowiedzieć na zadane sobie pytanie, wkroczył do pomieszczenia tuż za krasnoludem. Strzelił do najbliższego przeciwnika, a potem błyskawicznie sięgnął po miecz, gotów zaatakować kolejnego oponenta. Lub też załatwić do końca sprawę z tym, do którego strzelał z kuszy.

Bełt smignął nieopodal jednego z zaskoczonych mężczyzn. Człek prędko sięgnął po miecz do pochwy i skoczył w stronę Gottwina. Mężczyźni starli się w bezpośrednim pojedynku.
Gabriel nie czekając na efekt strzałów Gottwina postanowił rozłupać komuś czaszkę i ruszył na najbliższego wroga unosząc w górę młot. Potężna broń opadła na głowę przeciwnika niemal ją miażdżąc i pozbawiając bandytę przytomności.
Pozostali przy życiu mężczyźni nie mieli zamiaru się poddawać, jak ci na górze. Choć jeden z ich towarzyszy nie żył, a drugi leżał z rozbitą czaszką, twardo się bronili. Jeden z mężczyzn rzucił się na Gabriela trafiając go mocno w rękę swoim mieczem. Zabójca trolli nawet nie czekał aż jego nowi towarzysze uporają się z przeciwnikami. Khazad prędko doskoczył do osobnika, który zaatakował Gabriela i ranił go toporzyskiem w bok.

W tym samym czasie Gottwin walczył z drugim z przeciwników. Oprych trafił najemnika, na szczęście w miarę lekko. Sytuacja w miarę szybko się uspokoiła. Walka po kilku chwilach dobiegła końca. Najciężej wyszedł na tym wszystkim Gabriel. Jego biceps mocno krwawił. W tym czasie Gottwin i zabójca trolli pozbyli się ostatnich dwóch przeciwników...
Gottwin wytarł ostrze w kurtkę leżącego bandziora.
- Dasz sobie radę, Gabrielu? - spytał, widząc dość poważną ranę. - My pójdziemy sprawdzić, co się kryje za tamtymi drzwiami.
Gabriel spojrzał na rozciętą ręke i odpowiedział - Chyba tak, fakt faktem gdyby nie zbroja chyba bym nie miał ręki ale jakoś zatamuje krwawienie - powiedział i ściągając kolczuge rozejrzał się za czymś co mogło posłużyć za prowizoryczny bandaż

Podczas, gdy Gabriel zajmował się swoją ręką, khazad wraz z Gottwinem udali się do zamkniętych drzwi. Brodacz nawet się nie cackał z kłódką, tylko jednym, celnym uderzeniem topora rozłupał ją na kawałki. Drzwi od siły ciosu otwarły się do środka. Gottwin ujrzał, to czego się spodziewał. Związane niewiasty, trzymane w spartańskich warunkach w chłodnym pomieszczeniu na kształt magazynu.
- Drogie panie - powiedział Gottwin z uprzejmym ukłonem - jesteście wolne.
Na wszelki wypadek trzymał się nieco dalej od progu. A nuż panie pomylą go z którymś z porywaczy...

- Możecie już ściągnąć te worki z głów - dodał.
Krasnolud nie miał oporów by wejść głębiej. Brodacz pomógł wartko ściągnąć worki z głów wychudzonych i zaniedbanych niewiast. Pomógł też wartko kobiety rozwiązać. Niektóre miały na nadgarstkach aż pościeraną skórę z szorstkich lin.
-Kim jesteście?- spytała jedna.
-Zabiorą nas na wschód...- wycedziła jedna z gniewnym spojrzeniem.
-Nie, krasnolud jest mordercą trolli. On nie służy tym oprychom...- syknęła inna. Gottwin nigdzie nie widział swej siostry.

- Na początek będzie mała podróż do Perejaslavia - wyjaśnił Gottwin, starannie ukrywając rozczarowanie. - A potem pewnie wrócicie do swoich rodzin.
-A co z pozostałymi?- spytała jedna.
- Z jakimi pozostałymi? - spytał Gottwin. - Wasza towarzyszka jest na górze, cała i zdrowa. Nikogo więcej tu nie ma - dodał. Prócz paru trupów i jeńców. Czyżby przegapili jakieś pomieszczenie?
-Nie, ale było nas jeszcze więcej. Większość miejscowych dziewczyn z Kisleva. Były jeszcze dwie z Imperium, które znaleźli tutaj. Nie wiem czemu ale większość emigrantek z Imperium porywali- odrzekła czarnowłosa niewiasta -Zabrali je jakieś dwa dni temu. To był wielki powóz, ciągnięty przez sześć koni. Słyszałam jak te gnoje ze sobą rozmawiali. Pewnie jakiś spaczony szlachcic wyznający Slanesha buduje sobie własny harem... - splunęła siarczyście w bok.
-Nie mieli tyle miejsca w wozie, żeby nas wszystkie zabrać.- wtrąciła inna.
- Dwa dni temu? - powtórzył Gottwin. Skrzywił się. - A słyszałaś może, dokąd je zabierali? - zwrócił się do czarnowłosej. - A może wiesz, jak miały na imię te dziewczyny?

-Wiem, że gdzieś na teren Imperium. Pewnie nieopodal granicy z Kislevem.- wyjaśniła -Nie znałam ich imion. Było sześć stąd, z Kislevu, no i zabrali dwie takie jak my, pochodzące z Imperium. Nie pozwalali nam rozmawiać. Te krnąbrne bili nie raz.- rzekła.
-Tak szczególnie, tę jasnowłosą. Ta kilka razy się postawiła a potem ją okładali. Ale nie bili po twarzach, żeby nie oszpecić.- dodała druga.
- No to wypada za nimi pojechać - powiedział powoli Gottwin. - Tylko nie wiem, czy zdołacie same dotrzeć do Pierejeslawia. - Zagryzł wargi. - No nic... Odprowadzimy was, a potem zobaczymy.
-Zdradzicie nam wasze imiona?- spytała jedna z niewiast.
- Och, przepraszam. Jestem Gottwin - przedstawił się.
-Mojego imienia zaś wam nie wyjawię- burknął bucowato khazad -Dawno przestałem go używać.- wyjaśnił po chwili nawet nie spoglądając na kobietę.

Gabriel po opatrzeniu ręki i przeszukaniu pokoju w którym nie znalazł nic poza zrabowanymi towarami i kilkoma flaszkami, postanowił poszukać Gottwina i Zabójcy, trafił do zamkniętego wcześniej pokoju, gdzie jego towarzysze zdążyli już uwolnić porwane kobiety.
-Gabriel Grunenwald - Przedstawił się i uchylił kapelusza -Gottwinie, dość już tu zabawiliśmy, zabierzmy szanowne panie w bezpieczne miejsce a tych dwóch tam na górze przekażemy władzom, ale najpierw - uśmiechnął się pod nosem -jeśli pozwolisz to dowiem się conieco o zleceniodawcy, któremu służyli. Napewno znajde tu jakieś narzędzia, które pomogą mi wyciągnąć te informacje z najgłębszych zakamarków ich pamięci
-Czasu wcześniej na rozmowę nie było. Teraz, kiedy już jest spokój porozmawiać możemy.- zwrócił się do odchodzącego Gabriela i stojącego nieopodal gottwina -To wy żeśta mi pomogli tam, na polanie, z mutantami, he?- spytał unosząc brew.

- Przechodziliśmy akurat - potwierdził Gottwin.
-Każdy cywilizowany człowiek by pomógł innemu w tych czasach-powiedział ponuro Gabriel. -Przynajmniej powinien.
-Nie daliście zginąć zabójcy trolli...- burknął khazad spoglądając groźnie. -Mógłbym was za to porąbać na kawałki...- dodał po chwili unosząc brew. -Ale śmierć która spotkała by mnie z rąk tych skurwieli, nie była by godną. Trucizna mnie wycieńczyła...- splunął pod nogi. -W związku z tym uratowaliście honor, który pragnę odzyskać... Towarzyszyć wam będę do czasu jak nie stwierdzę, że dług mój odpłaciłem- oznajmił, nie pytając dwójki najemników o zdanie.
Gottwin skinął głową. Nie miał najmniejszego zamiaru kłócić się z Zabójcą Trolli.
[i]-Ty także uratowałes nam skórę, a napewno wolność [i]-powiedział Gabriel. - Jak nas znalazłeś?
-Długie lata uczyłem się sztuki tropienia. Po za tym, pytałem.- wzruszył ramionami.
-To wytropiłeś w idealnym momencie - powiedział Gabriel z uśmiechem

Khazad machnął tylko ręką -Jakie macie plany?- spytał.
-Dowiemy się gdzie wywozili te kobiety, a potem złożymy wizytę pracodawcy - powiedział a potem dodał -znasz się może na kuszach powtarzalnych?
-Czemu pytasz?- zaintrygował się brodacz.
-Gottwin taką ma -zaczął. - A raczej miał na chwile obcecną, bo coś w niej się zepsuło, a nie napotkaliśmy jeszcze nikogo kto byłby wstanie ją naprawić.
-Kiedyś pracowałem jako inżynier maszynerii wojskowej w mej rodzimej twierdzy... Moze potem rzuce okiem...- odrzekł.
-Tak swoją drogą, ty już poznałeś nasze imiona, Jak cie zwą brodaczu?-zapytał
- A raczej, jak mamy się do ciebie zwracać - poprawił go Gottwin pamiętający o tym, że krasnolud nie zamierzał się przedstawić.
-Moi bracia nazywają mnie Niedźwiedzim Pyskiem. Ale możecie mi mówić po prostu Niedźwiedź.- wyjaśnił niewzruszony. -Mam nadzieje, że tamte łachudry zapłaciły za moje ucho, he?- spytał groźnym tonem.
- Ich resztki poszły z dymem - odparł Gottwin. - Nie chcieliśmy, żeby zatruwali ziemię swymi resztkami.

-Tfu!- splunął siarczyście na ziemię po raz kolejny -Mieli psie syny szczęście, żem już nie dawał rady po tym gównie, co mi do krwi na swych ostrzach wpuścili. Śmierć z waszej ręki była dla nich błogosławieństwem...- burknął irytując się na myśl o tamtej potyczce.
-No ale nie mamy całego dnia zaczął inkwizytor i ruszył w stronę schodów -Czas dowiedzieć się co nieco o ich pracodawcach
Kiedy dotarł na góre rozejrzał się za kominkiem i pogrzebaczem, który wsadził do ognia. następnie ruszył do sypialni gdzie zostawili dwóch bandytów pod opieką kobiety.
-No panowie, czas na was -powiedział od drzwi. -Dla kogo pracujecie? Gdzie były zabierane kobiety?
-My żeśmy się tym nie zajmowali- odrzekł jeden ze spętanych oprychów. - To ludzie Kreigha porywali i wywozili dziewki. Myśmy napadali- wyjaśnił człek.
-Ale napewno wiecie gdzie? -powiedział twardo Gabriel.
- W końcu rozmawialiście ze sobą - dodał Gottwin. - Więc sobie nie żartujcie z nas.
-Nie rozmawialiśmy. Kreigh ze swoją świtą trzymał się w piwnicy. Raz czy dwa gadaliśmy z jednym, kiedy pomagał nam sprzęt krasnoluda przynosić. Tak nie wchodziliśmy sobie w drogę.- rzekł drab, który wcześniej mocno obił gottwina.
-Kreigh kiedyś wspominał o szlachcicu z Heffengen. To chyba w Ostermark. Ale nie wiem, czy to człek, który sprowadzał te kobiety do siebie.- burknął niższy z związanych oprychów.

- No to czeka nas mała wyprawa - powiedział Gottwin. - Trzeba będzie nadrobić dość dużo czasu. Jak wyglądał ten powóz? Miał jakieś herb? - zmienił temat.
-Nie przyglądałem się. Ale to była wielka karoca, ciągnięta przez sześć rumaków, byle kogo na takie coś nie stać.- burknął mniejszy z rzezimieszków.
Gabriel odszedł na bok i gestem przywołał Gottwina
-To co robimy, wyruszamy za szlachcicem czy najpierw odstawiamy kobiety w bezpieczne miejsce?- zapytał towarzysza.
- Najchętniej zostawiłbym je swojemu losowi, ale pewnie zaraz wpadłyby w kolejne kłopoty - odparł Gottwin. - Będzie, co ma być. Odstawimy je do miasta, zbierzemy pochwały i ruszymy poszukać tego szlachcica.
-Nie musimy wracać do Persjavu, możemy je odstawić do jakiegoś miasta po drodze do Ostermarku
- A jest jakieś większe, blisko? - pytaniem odparł Gottwin. - No i nie sądzę, byśmy z nimi mogli podróżować tak szybko, jak bez nich. Poza tym warto by oddać tę broń. Nie zakopiemy jej przecież pod jakimś krzaczkiem.
-Z tą bronią i kobietami powrót do Persjavlu zajmie nam chyba tydzień.-powiedział zrezygnowany Gabriel, sam już nie wiedział co zrobić.
-Prosta sprawa psia jego mać.- burknął krasnolud, który wcześniej nie zabierał głosu, gdyż nie bardzo go to interesowało -Bierzem dziewuchy, tych dwóch pierdolców i wracamy do Perejeslavlu. A potem nazat na południe szukać tego, co to je zabierał stąd.- burknął. Kompani zgadzali się z nim w zupełności.

Trzy dni później

Gdy dotarli do bram Perejeslavlu skupili na sobie uwagę strażników i przechodniów, których mijali idąc do Baraka. To nie spętane oprychy, ani też drżące z zimna niewiasty budziły największe zainteresowanie. Niemal całą uwagę gapiów skupiał na sobie Niedźwiedzi Pysk, który samotnie ciągnął dwukółkę załadowaną krasnoludzką bronią jego rasowego kuzyna. Brodacz dawał jasno i wyraźnie do zrozumienia, że długie lata samobójczej misji zahartowały go w maszynę do zabijania, o niezniszczalnym organizmie odpornym na ból i wycieńczenie. Początkowo gdy Gabriel i Gottwin ujrzeli jak khazad dźwiga dwukółkę byli pewni, że za milę lub dwie poprosi o zmianę, on zaś bez słowa ciągnął skromny wóz załadowany bronią całą drogę, nawet przez chwilę nie marudząc.
Od czasu do czasu związani bandyci musieli pomóc pchając dwukółkę od tyłu, gdy droga biegła na jakieś wzniesienie a to tylko ze względu na groźby Gabriela czy Gottwina, albowiem khazad nawet nie prosił o pomoc.

Gdy dotarli przed stragan Baraka, krasnoludzki kupiec nie mógł własnym oczom uwierzyć.
-Na bogów... Skąd... Jak...- jąkał się jakby ujrzał samego Sigmara. Niedźwiedzi Pysk odstawił dwukółkę tuż obok straganu po czym pogładził się po lędźwiach i pokręcił nieco głową -Chyba się kurwa starzeje... Coś mi w plecach strzyka...- burknął pod nosem po czym energicznie się wyprostował, a kości strzeliły mu tak, jakby ktoś walił bojowym młotem w suche drewno.
-Znaleźliście dziewki? I broń?! I macie sprawców?!- nie mógł uwierzyć własnym oczom.
-Pomóżta mi zanieść towar do domu. Musimy pójść do straży miejskiej. Będzie wam potrzebny tłumacz...- mówił energicznie i pospiesznie. Korzystając z obecności Niedźwiedzia i dwukółki, Barak prędko załadował broń, którą oferował, po czym prędko zaciągnęli wóz do jego domu, gdzie zostawili cały ekwipunek i wraz z oprychami i odzyskanymi niewiastami ruszyli do budynku straży miejskiej.

Felix, Ragnar & Alveris

Trójka mężczyzn przechadzała się po ogromnym pobojowisku, w poszukiwaniu czegokolwiek. W takich misadgadrgfejscach można było natrafić na wartościową broń, pozostałą po poległych bohaterach. Broń, której słudzy chaosu nie odważyli by się wziąć do ręki. Być może gdzieś tu pomiędzy ogromem trupów leżał jaki skarb? A może ślad który pozwoliłby mężczyznom trafić na drogę ku cywilizacji. Trudno było stwierdzić cokolwiek. Ślady armii dawno zatarł czas.
-Nic tu po nas. Trzeba ruszać dalej.- rzekł elf pochylając się nad półtora metrowym stosem ułożonym z ciał imperialnych żołnierzy. Elf zmrużył oczy przyglądając się tej makabrycznej scence, gdy nagle trupy z wierzchu pospadały gdzieś na boki a z „wnętrza kopca” wyskoczyła paskudna gadzina. Alveris niemal nie potknął się o leżące pod nogami zwłoki, gdy próbował odskoczyć w tył. Stwór był wyjątkowo brzydki i śmierdział zgnilizną na kilka metrów. Jego ciało nie miało określonego kształtu. Kilka rąk, dwie koślawe łapy, rogi na dziwnej głowie, wyrastającej z tułowia.

Bestia błyskawicznie rzuciła się na elfa i choć sięgała mu ledwie do pasa, nadrabiała swoje wybrakowane gabaryty szybkością i zwinnością. Potwór energicznym zamachem, pazurzastej łapy pozostawił Alverisowi na policzku, trzy krwawiące bruzdy. Pozostałe, dwie łapy bezskutecznie próbowały przebić solidny pancerz, który elf miał na piersi. Elf, zamachnął się toporem, lecz stwór uskoczył w bok. Przybysz z Ulthuanu zakręcił młyńca w powietrzu i natarł od góry. Bestia znów odskoczyła w bok, lecz teraz Alveris przechytrzył czarta, wyprowadzając trzeci cios z boku tak że śmiertelnie niebezpieczna głowica topora uderzyła o twardą jak stal skórę paskudnej bestii...



Dawit, Delros, Zirnig & Jarl

Delros w końcu poznał Dawita i Jarla. Zarówno gadatliwy niziołek, jak i mrukliwy Norsmen zrobili na młodzieńcu pozytywne wrażenie. Jarl był olbrzymim mężem o typowej sylwetce charakterystycznej dla mieszkańców dalekiej, mroźnej północy. Dawit zaś przypominał standardowego niziołka o gadatliwej naturze i wybujałej wyobraźni. Był jeszcze pies Jarla. Bydle było niewiele niższe od Dawita i sprawiało wrażenie raczej spokojnego czworonoga. W oczekiwaniu na powrót Gregora kompani spędzili czas na odpoczynku i rozmowach. Przygody, które przeżyli Zirnig z Dawitem były godne opisania w jakiejś kronice, bądź książce. Delros miał jednak dystans do niektórych faktów, które podawali mu nowopoznani towarzysze, albowiem słyszał o tym że zarówno niziołki jak i krasnoludy lubiły podkolorowywać niektóre opisy, by były jeszcze ciekawsze i efektywniejsze.
Rankiem, o świcie Delros udał się do Eryka w oczekiwaniu na jakieś rozkazy. Stary człek jednak nie miał chwilowo żadnego zadania dla młodzieńca. Nic to nie szkodziło, gdyż człek i tak miał zamiar maszerować z wojskami na północ, na spotkanie z armiami chaosu.

Dzień później

Przed zmrokiem dotarli pod bramy Kislevu. Zirnig i Dawit byli zaniepokojeni niewracającym, Gregorem. Wiedzieli, jednak, że mag był to nie byle jaki, co udowodnił podczas potyczki z zdrajcami na zamku von Waltera. Poza tym towarzyszyła mu grupa największych skurwysynów w całym Imperium, z Twardym na czele.
-O świcie udam się na spotkanie z carycą.- rzekł stary lord, na zebraniu, które zwołał ze swoimi przyjaciółmi i zaproszonymi Dawitem i Zirnigiem.
-Wy dwaj- wskazał niziołka i khazada -Pójdziecie ze mną. Porozmawiam z Katarzyną a następnie udamy się do generałów, z którymi jest skłócona. Spróbujemy ich przekonać by nie przeszkadzali w naszej krucjacie a nawet spróbuję ich przekonać by nam pomogli.- wyjaśnił -Weźcie kąpiele, przygotujcie sobie wyjściowe stroje i nie bierzcie broni. Przynajmniej żadnych tasaków, toporów i cholera wie co jeszcze. Twoje legendarne Wiktorie możesz wziąć.- starzec uśmiechnął się do niziołka puszczając mu oczko -One nie rzucają się w oczy. A teraz możecie udać się na odpoczynek.- pożegnał ich, po czym wrócił do przeglądania map.

Kilka godzin później.

-Zbudźcie się!- krzyki znajomego maga postawiłyby na nogi nawet zmarłego. Mina Gregora była nietęga.
-Nie żyją... Wszyscy nie żyją... Orkowie... Wszędzie trupy...- syknął zdenerwowany siadając na łóżku Zirniga. Usiedział tam jednak tylko krótką chwilę, gdyż złapawszy głęboki wdech mag wstał i podszedł do stolika, na którym znajdował się dzban z wodą i kilka pucharów.
-Musieli natrafić na orków...- syknął wycierając rękawem spocone czoło -Znaleźliśmy nieopodal pobojowiska dwie skrzynie ze złotem. Teraz... Teraz należą tylko do was. Ciała były obrabowane a wiele z nich poobgryzane przez wilki i chyba zębacze. Eryk nie wpadnie w szał gdy się dowie, że polegli...- oznajmił ze smutkiem.
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline