Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-03-2013, 21:34   #145
Zajcu
 
Reputacja: 1 Zajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znany
Tango chaosu i równowagi
[Media]http://www.youtube.com/watch?v=wnXBdp2uLM8[/Media]
Blondyn, głównie za sprawą zmęczenia poprzednim wieczorem nie miał wyjątkowych oporów co do wizyty swojego gościa.
- Yo! - powiedział całkiem rozbawiony, najwyraźniej mieszanka napoju energetycznego, jakim była kawa, oraz ciekawie zapowiadającej się rozmowy musiała wystarczyć jako element motywacyjny nadchodzącego dnia.
- Kim byłbym nie przyjmując prezentu? - dodał po chwili. Dopiero gdy minęło jeszcze kilkanaście sekund strażnik zdał sobie sprawę z braku niezbędnych elementów kultury.
- Rozgość się? - zapytał.
- Szczerze wole unikać podłogi, gdy masz tu tyle...zabawek. -stwierdził czarnowłosy gość, a kubek postawił na łóżku strażnika, materac ugiął się ale kawa - o ironio - utrzymała się w idealnej równowadze przy brzegach kubka. - Po co Ci to wszystko? -zapytał i pociągnął z kubka. - A i czy przekazałeś rycerzowi moją wiadomość?
- Nie sądzisz że ci, którzy walczą z szaleństwem, przez jego trudności naturalnie stają się coraz silniejsi? - blondyn zauważył pewien trend, który jeszcze niedawno mógł obserwować u tych, którzy może jeszcze zwą go swym “nakama”.
- Choroba zaś zdaje się stać w miejscu. - zarzucił stwierdzeniem, nawet jesli miało ono na celu tylko i wyłącznie wybadanie, czy aby zjawisko które obecnie kręci małymi trybikami wprawiając ten świat w ruch posiadało zdolność do ewolucji, czy też, niczym martwi ludzie - było finalnym aspektem samego siebie.
- Kronos powiedział mu o łzach, myślę że gdy spotkam się z nim przy wyroczni, prawdopodobnie będzie miał wizytę za sobą. - odpowiedział w końcu na ostatnie z pytań, podnosząc niepewnie kawę. Właściwie to nie miał czego się obawiać, przynajmniej poza złym smakiem.
- Co Cię nie zabije to Cie wzmocni. -stwierdził filozoficznie czarny ze strażników. - A skoro ta choroba całkowicie zmienia ludzi, czy nie można wysnuć teorii, że daje im drugie życie, tak więc zabija ich nie odbierając im życia, więc jak to w prawie równowagi musi zrewanżować to wielką potęgą. -stwierdził zawile znad kubka opatrzonego misiowymi znakami, po czym uśmiechnął się lekko.- Faktycznie, zaraza jak by stanęła... pytanie czemu. Co ją zatrzymuje, chorobę która wcześniej niczym szarańcza pożerała cały kraj, a może i świat. Nagle co? Zatrzymała sie na granicy ogromnej metropolii. Czemu? -zapytał ciemnowłosy unosząc wzrok ku niebu i teatralnie machnąwszy kubkiem, tak że odrobinka czarnej cieczy poleciała za okno.
- Po wizycie... tak zapewne będzie. Tylko widzisz, tak naprawdę chciałbym, nie nalega oczywiście, byście obaj mnie odwiedzili. -stwierdził zerkając na blondyna z zaciekawieniem.
- Właśnie poznałeś motywację sporej części tej wyprawy. - strażnik roześmiał się, by po chwili skosztować gorzkiego smaku gorącej kawy. Musiał przyznać, że jeśli chodzi o gust doboru porcelany - to przedstawiciel Chaosu był całkowicie zjednany z ideą, którą reprezentował. Pełen zaskoczenia.
- By jedni otrzymali drugi żywot, inni muszą go stracić, czyż nie? - zapytał w końcu, zaś kubek zetknął się z blatem nocnej szafki. Przez pokój przemknęło ciche stuknięcie, jakby dla podkreślenia wagi tego co powiedział. Z drugiej jednak strony gospodarz mógł chcieć położyć nacisk na metaforycznosć następnego stwierdzenia.
- Wiesz że gdzie płynie wino, tam będę i ja. - odparł gdy tylko dźwięk kubka rozmył się w pomieszczeniu. - Może zabrzmi to dziwnie, ale również jestem zaniepokojony tym, co dzieje się w Wiltover - zakończył, zaś by przekazać informację o zmianie swej roli, uniósł kubek sprawdzając aromat kawy. Doznania zapachowe były niemal tak ważne jak smakowe.
- Mnie nie tyle niepokoi sam fakt Witlover... co zatrzymania się Szaleństwa. Śmiem twierdzic że na te miasto padło ze względu na jego metaforyczne znaczenie - miasto nauki. Rozumiesz, nauka kontra choroba... -czarny mężczyzna zawiesił na chwilę głos by podkreślić wagę swych przemyśleń i teorii. - Zaraza nie stoi o nie może się przebić. Zaraza czeka, bo ten który ją wywołał tak chce. Taka jet moja teoria. -stwierdził w końcu, ale tym razem nie pozwolił dramatycznej ciszy zalęgnąć się w pokoju, bowiem siorbnął głośno z kubka.
- Teoretycznie patrząc, przyśpieszenie rozprzestrzeniania się choroby może być dla niej ciosem? - blondyn zapytał zdziwiony.
- Nie wiem, ja hipotetyzuje. -odparł równie krótko chaotyk.
- Przyznam, że źle rzutuje to na moje plany - zaśmiał się, zaś kubek ledwo utrzymał pozostałą w nim porcję kawy. Jego wzrok wodził przez chwilę po pomieszczeniu, jakby chciał podkreślić o co dokładnie mu chodzi.
- Jestem prawie pewien, że gdy tylko któryś z zespołów przejdzie przez wysypisko i aktywuje przejście, zabawa się zacznie. - dodał po chwili, nie kłopoczac się szczególnie z faktem wyjawiania planów obu drużyn. Jeśli czarnowłosy chciałby to i tak zyskałby tą wiedzę.
- Co nie zmienia faktu, że nawet wczorajszy podział zadziała na każdego z nich w sposób, który zapewne ułatwi tylko dotarcie do wyroczni. - westchnął niemalże tak, jak gdyby ten fakt wywoływał w nim wielki smutek. - To zaś sprawia, że oglądanie potyczki starań istot z tworem jednej z nich jest... nudne, a jedna strona ma przewagę. - uśmiech wypłynał na jego twarz raz jeszcze.
- Ciężko mówić o przewadzę, gdy nie zna się jednej ze stron. -lakoniczna wypowiedź opuściła usta czarnowłosego. - Nie odparłeś w końcu czy jesteś zainteresowany zaproszeniem... -dodał chaotyk z lekkim wyrzutem w głosie, a kawa po raz kolejny małym strumykiem wpadła do jego gardła.
- Ohh. No tak - blondyn zaśmiał się. Najwyraźniej jego metaforyczne stwierdzenie było czymś, czego strażnik chaosu nie był świadomy. Cóż, w końcu mógł bez wyrzutów sumienia zapisać jeden punk po swojej stronie tablicy prezentującej ich przedziwny konflikt.
- Z chęcią. - odpowiedział po chwili namysłu.
- Planujesz coś jeszcze w związku z Wiltover? - zapytał zaciekawiony.
- Mam kilka planów... -stwierdził mężczyzna z namysłem, a jego wargi ponownie zanurzyły sie w czarnym płynie, którego z każda chwilą tej rozmowy ubywało. -Ile ich się ziści zależy w głównej mierze od tego czy mi pomożesz. -stwierdził z wesołym uśmieszkiem chaotyk.
- To zaś ma sporo wspólnego z tym, na czym one polegają - zaśmiał się, by po chwili opróżnić zawartość jednego z elementów misiowej porcelany.
- Łowca i Kat. -powiedział dwa słowa czarnowłosy rozmówca. - Mają coś czego mi potrzeba, oraz coś czego ty pragniesz. Nie jestem najlepszym złodziejem, za to ty umiesz kraść, tak by wszystko się układało w spójną całość. -stwierdził i też dopił gorzki napój. - A i żebyś dobrze zrozumiał, nie chodzi mi o żadne persony, a o zwykłych ludzi. Najprzeciętniejszych śmiertelników jakich ziemia wydała na świat z multum rasowego jaki go zamieszkuje, ale o nieprzeciętnych możliwościach. -podsycił ciekawość Fausta, który o owych osobnikach nigdy nie słyszał... a może znał ich pod innymi imionami?
- Pewnie domyślasz się, że w przeciwieństwie do narzędzi, lubię wiedzieć do czego jestem wykorzystywany? - zapytał po raz kolejny, najwyraźniej do tego miała dzisiaj ograniczać się jego rola. Z drugiej strony... jeśli jednać się z czymś obcym, to chyba lepiej wiedzieć dokładnie na czym ma to polegać.
- Z drugiej strony prawie na pewno moja ciekawość ma być tym, co zapędzi mnie w środek twego planu? - dopytał się po chwili.
- A co innego mogłoby Cię zachęcić do spotkania, dwóch wybitnych osób? Czyż niwiedza nie jest równowagą dla zbyt rozległego pojęcia o świecie? -wytknął czarnoskóry swemu rozmówcy.
- Wiedza ma sens tylko gdy można ją wykorzystać. - odparł po chwili całkowicie spokojnie. - W przeciwnym razie tylko się marnuje. - kolejne słowa wypłynęły z jego usta jako płynnie złożona całość, niemalże nieprzerwana wypowiedź.
- Z drugiej strony dobrze wiesz, że ciekawość jest niepowstrzymana i można tylko jej ulec, by ją wykorzystać, lub z nią walczyć i przegrywać. - dodał po chwili podsumowująco.
- Wiem też, że twoja ciekawość jest większa niż ta która trawi normalnych ludzi. -dodał wesoło, po czym opróżnił kubek który odstawił na parapet obok siebie. - A więc jak, chcesz pomóc temu który wyznaje chaos by nakarmić swą ciekawość?
- Nie mam nic przeciwko - odparł krótko. Po chwili na jego twarzy pojawił się uśmiech, nawet nieco szerszy niż zwykle. - O cenie porozmawiany nieco poźniej. - Faust musiał dodać swoje siedemnaście groszy.
- Nie sądzisz chyba że mam zamiar Ci za to płacić? -zasmiał się czarnowłosy. - Nagroda jest już w zadaniu. -dodał po czym w jego dłoni pojawiła się moneta która zawirował podrzucona do góry. - Kat czy Łowca?
- No tak, właśnie to miałem na myśli. - blondyn poprawił się zmieszany. - Niestety moja niewiedza w tym temacie jest zbyt wielka, ciężko stwierdzić nim poznam obu - dodał po chwili, jednak, by zatrzeć negatywny, gorzki posmak usmiechnał się raz jeszcze. - Miło jednak będzie zawiesić kolejnego grzesznika na stryczku - odpowiedź była jedna wielka metaforą.
Moneta upadła na wyciągniętą dłoń strażnika, a on uśmiechnął się pod nosem. - A więc pierwszy będzie Kat. -stwierdził i stanął na parapecie wyprostowany. - Zdobądź jego miecz, wtedy dowiesz się czego potrzeba mi od łowcy. -stwierdził szykując się do opuszczenia pomieszczenia tą samą droga którą przybył.
- Dzięki za informacje o celu - powiedział w sposób, który aż opływał nadmiarem ironii.
- Przecież gdybym Ci za dużo powiedział nie było by zabawnie prawda? -zaśmiał się chaotyk a z kieszeni wydobył papierosa, którego umieścił w ustach. - Siedemnastu ludzi skąpało się we krwi, został tylko jeden, nie taki jak my. W miejscu gdzie kwiat swe liście na wieki zostawił, zamknęli go inni których nie bawił.- powiedział patrząc w niebo krótką rymowanką i odpalił papierosa, zaś zapałkę rzucił za plecy, znikając dzięki mocą Hermesa. To, że drewniany płonący element za chwile miał spotkać się ze zgromadzonymi przez Fausta elementami chyba niezbyt go obchodziło.
Wierzył on bowiem w moc konia ze zbiorów Poseidona, którego mocy doświadczył na własnej skórze. Blondyn znikł więc, złapał zapałkę, tylko po to, by Odpalić papierosa wychodząc przy tym przez okno. Wziął potęzniejszą dafkę nikotyny.i. Teraz zaczynało się robić ciekawie.... Może nawet nie będzie musiał wysadzić miasta.
- Hej Kacie, wiesz coś o tym, kto nosi twe imię? - zapytał w przestrzeń adresując pytanie to... kogoś.
- Wielu ludzi przyjmuje taki pseudonim. -odparł głoś w głowie strażnika równowagi. - Żaden jednak na tytuł ten nie zasługuje.
- Któryś jednak jest na tyle ważny, by zainteresować tego, którego ty, zapewne z mojej winy, nie zdołałeś okraść - sprecyzował pytanie.
- To co wy ludzie uważacie za ważne, naszej uwadze umyka. -odparła osobowość z która rozmawiał blondyn po czym dodała. - Z tego co powiedział twój rozmówca wynika, że prawdopodobnie tylko jedna osoba jest w stanie Ci pomóc, a nie jestem nią ja.
- Oh? - westchnął, głowiąc się co dokładnie osobliwość mogła mieć na myśli. Najwyraźniej życie nie było aż tak proste jak miało się wydawać. - Zapewne nie powiesz mi kto nią jest? - zaśmiał się głośno.
Milczenie ostrza, było najlepszą z odpowiedzi na to pytanie.
Z każdą przebiegającą przez umysł blondyna myślą zmieniał się jego pogląd na sytuację, na ciekawą zagadkę. Dym z papierosa krążył wokół jego głowy, unosząc się powoli w stronę nieba. Każda część z czasem przestawała być widoczna na tle błękitnego nieba, jakby chciała zakomunikować że spełniła już swoją powinność. Jeśli dusze nie są zebrane przez ostrze strażnika, czy też nie lądują głęboko pod naszymi stopami, w krainie znajdującej się dopiero za Styksem, rozciągając się bez końca poprzez Acheron na polach elizejskich i Tartarze kończąc, znajdują się właśnie tam. Może właśnie dlatego osoby które często wpatrywały się w niebo zwano marzycielami. Każdy z nich starał się odnaleźć swój własny cel by niczym rozrzucony przez wiatr dym uchodzący z papierosa zniknąć. Co kilka chwil, pociągnięć mających na celu przełączenie się na tryb poświęcony w całości aktywności psychicznej, z powierzchni używki wetkniętej w usta mężczyzny o zadziwiająco białych zębach odpadały spalone już części takowej. Najwyraźniej nawet tak prosta czynność jak strzepnięcie takowych była dla niego teraz wyzwaniem. Z całą pewnością można poetycko stwierdzić iż blondyn myślał teraz całym ciałem, każdą, nawet najmniejszą komórką. Jeśli jednak zrobić coś całkowicie odwrotnego do przyzwyczajeń blondyna i szukać najprostszego rozwiązania, z pewnością wytknął by mu skrajne lenistwo.
Najwyraźniej obie teorie miały coś prawdy, bowiem gdy tylko doszedł on do domniemanego rozwiązania wykorzystany już papieros opuścił jego usta, zaś grawitacja zapędziła go w chłodne objęcia kamiennego podłoża. Gdyby ktoś zechciał zobaczyć śmiecącego strażnika i uniósł głowę nieco w górę, zobaczyłby trzepoczącą na wietrze firankę i nic więcej...
Czerwona koszula była już w innym miejscu, poszukując odosobnionego strażnika, by zapytać go o byłą kochankę równowagi siejącą chaos we wszystkim, znajdując okazję do rozwoju ciemniejszej strony duszy nawet u niebieskoskórej Sidhe, Hanę. Od tego momentu powinno być już tylko łatwiej.
Ostrze błysnęło, zaś pechowy strażnik upadł na ziemię. Jego ciało nie posiadało żadnych ran, ot było zwyczajne, czyste, zgadzała się nawet temperatura. Wszystko było w należytym porządku, tylko oczy zdawały się być jakieś puste.
- Ahh, dobrze trafiłem - mruknął blondyn gdy ujżał iż nie wszyscy pilnujący porzadku są tak prawi jak powinni. Właściwie to może nawet uczynił tym dobry uczynek. We wspomnieniach znalazł również wizytę z byłego więzienia Hany. Kwiat był, lecz odszedł. Inność starca zdawała się nie ograniczać tylko do choroby psychicznej.
Strażnik znalazł się przed więzieniem tak szybko i sprawnie jakby chodził po mieście od urodzenia, cóż - bycie podróżnikiem ma zalety.
- Dobry! - blondyn przywitał się radośnie w momencie przejścia progu. Spojrzał na znajdujących się w pomieszczeniu osobników, dla zabawy przypomniał sobie ich imiona.
- Chciałbym zobaczyć się z więźniem - powiedział krótko.
- Na wizyty w lochach potrzeba specjalnego pozwolenia Kapitana lub burmistrza! -odparł młody gwardzista salutując dziarsko. Faust zauważył zaś, że dziś Ratusz świecił pustkami, pewnie większość straży pilnowała przejścia na wysypisko, by w razie niepowodzenia drużyny zając się wariatami.
- Ahh tak, Alan<let’s say kapitan straży> coś o tym wspominał. - westchnął zawiedziony blondyn. -Mówił ostatnio coś o jakimś Eryku, awansie, takie tam - powiedział po chwili namysłu, wizja awansu często pomagała zapomnieć strażnikom o niektórych obowiązkach, Eryk zaś z pewnością do takich należał.
- Mówisz o Kapitanie Alanie? -zapytał strażnik, wyraźnie łasy na pochwały i zdobywanie coraz to wyższych stopni. - Ekhym... wspominał o mnie coś szczególnego? -dopytał sie gwardzista wyraźnie zainteresowany.
- Taa - głos blondyna był wyraźnie znudzony faktem przedłużającej się rozmowy. Śpieszył się do więźnia z nieznanych mu powodów. - Mówił że jesteś dobrym przykładem dla młodych - powiedział, gdy zakończył udawane grzebanie we wspomnieniach. - Powiedział też że trochę inicjatywy z twojej strony i.... - blondyn nie dokończył, pozwalając by umysł rozmówcy dał mu odpowiedź.
Strażnik wyszczerzył sie szeroko, po czym przesunął sie odsłaniając schody. - Niech Pan szepnie słówko kapitanowi... -stwierdził wręczając Faustowi pęk kluczy.
Blondyn ruszył przed siebie kierując się skradzionymi wspomnieniami by dotrzeć do starca.
-Yo! - zarzucił na przywitanie.
- Tam gdzie śpiew, tam gdzie ból, tam dziś jest mój król. -odparł śpiewając bez większego sensu staruszek.
-[i] Kacie?[/] - blondyn wyraźnie próbował uzyskać jakikolwiek kontakt, który miał chociaż pozory bycia dwuosobowym.
Na te słowa staruszek zamarł trzęsąc sie lekko wyraźnie przerażony. - Słowo te, nie, nie, nie. - odparł w rytm poprzedniej piosenki jednak bez entuzjazmu czy radości.
-Kto więc odbierać innym chciał dni istnienia
Odbierał prawo żywym do wątpienia
Pytanie jednak zostaje ci objawione
Czemu to imię zostało skradzione?
- tym razem strażnik odpowiedział w formie, która była znacznie bliższa “innemu”.
Starcowi chyba spodobała się taka forma odpowiedzi, bowiem jego szalony umysły od razu przeszedł do formowania wierszowanej odpowiedzi.
- Ja i bracia moi,
Zwiedzaliśmy świat do woli,
Dnia pewnego na zachodzie,
Jeden z moich stracił głowę,
Kat z wieży czarnej niczym piekło,
Zabrał mu to co na zawsze uciekło.

- Kat który mieszka w wieży pokrytej kolorem zmarłych
Skupiał swe działanie na ludziach dużych i małych
Jak jednak dotrzeć do tej rezydencji ukrytej w czernii
Tak by i oni pozostali mi wiecznie wierni

Ścieżka ukazać musi się dla mego wzroku
Niech cel swego podróżnika wzywa
Ukaż więc mi trasę drogi prokoku
Niech duszy on już nie porywa.


- Na zachód od miasta, gdzie technika się rodzi
Minąć należy największą z grodzi
Natępnie szlakiem śmierci kroczyć
Trudno tam z niego zboczyć.

Wioski zagrabione, groby pogwałcone
Wszystko przez jego bandę, zniszczone.


Zakończył kolejny wierszyk starzec, zaś wiedza Fausta, pozwoliła mu wnioskować iż wielka gródź na zachodzie, to tama zbudowania niegdyś przez inżynierów z Witlover, niedaleko szlaku, który zamiast przez górę, prowadzi dookoła niej.

- Czy istnieje więcej informacji tych
Z gatunku dla mnie niezbędnych
Lub chociaż wielce pomocnych
Gdy spotkam tych niegodnych?

Proroku o duszy innej niż reszta
Kto wierszem język twój pęta?

Czy kata istnienie będzie dla mnie problemem?
A może trudnością stanę dla niego się ja
Pokażę się przed wieżą ze swym imieniem
Oraz cyfrą która dwa podwaja?

Czego spodziewać mogę się na tych wysokościach
Jak sprawić, bym mógł zaliczyć soczyste “ciach”
Czy coś moc mą bez trudów przezwycięży
A może to jeden ze słabszych męży?


- Nie znam silniejszego męża
Co do muskułów swą moc zawęża
Wprawny jest w szermierskim fachu
Lecz największą jego siłą, omen strachu.

Gdy wierszem mówię to wiem
Co myślę i kim jestem.

Niczego kat się nie lęka
Smaku wyzwania nie zna
Ucieszy go twoja udręka
Gdy pożre twe ciało do cna.


- Ciało jest tylko nośnikiem mej duszy
Ta zaś liczona w miarach lecz nie tuszy
A siły i wielkości przez innych mi ofiarowanej
Iskry w imię równowagi od razu oddanej

Jeśli lęk przed Katem jest czymś naturalnym
Przyjdzie do mnie głosem trywialnym
Jednak jak każde uczucie które człowieka trawi
Los mój nie zgorszy, lecz rychło mnie zbawi

Ignorowania uczuć winno się zaprzestać
Czy to jest wiadomość którą próbujesz przesłać?
Czy kwiat zdążyłeś już poznać?
Czy o dary i fortunę zmuszonym błagać?


- Nie lekceważ kata podłego
Niejeden padł trupem u stóp jego
Chełpili się siłą, szybkością i wiarą
Lecz kat najgorsza obdarzył ich karą.

Na kwiatach się nie znam
Nie widziałem ich wiele
Ale rade wam dam
Pomocy szukaj w kościele

Chatka stara w lesie stoi
Pastorowi taki dom nie przystoi
Tam ukrył swe czyny haniebne
Wszystkie owieczki biedne

Katu on je sprzedawał
Bezpieczeństwo za to dostawał
Lecz skończyła się łaska wielebnego
Kat go ukarał kolego.


- Proroku o śmierci przemawiający
Chciałbyś kontynuować wywód drwiący
Zdolności me jak pewnie wiesz są rozgległe
Duma i pycha to jednak cechy podgległe

Czy jest jeszcze informacja która będzie przydatna
Ma dusza bowiem na próby od życia podatna
Gdy prawdziwa istota spotka się ze swym cieniem
Padającym na innych, ograniczony tylko pragnieniem

Co więc będzie gdy szkarłat zetknie się z czernią
Pytanie czy wyjdzie ktoś z tego czerwienią
Pokrywającą zanurzone w ostatniej ducha ochronie
Czy też przez innych prawdziwości pozbawione.

Każdy ma prawo posiadać swe własne imiona
Opisujące jego wady i zalety przez innych ujrzane
Jak tożsamość może zostać ciebie pozbawiona
Zaś wszystkie po tobie pamiątki odebrane.


- To wszystko co było mi dane
Więcej drogi Ci nie wskaże
Jeżeli kata życie ukraść chcesz
Zrobisz z nimco chcesz.

Jednak gdy godzina sądu nadejdzie
Nie wyrzuć mnie z głowy nędznie
Niech pamięć będzie pozostawiona
Dla tego co zwie się Traona.


- Dzięki za twe słowa rozsądne
Oby me czyny były ich godne.
Niech fortuna zaświeci nad twoja głową
Wiezienie zaś będzie tylko połową.


Blondyn zakończył dziwną, pełną metafizyczności rozmowę, ruszając w kierunku wyjścia. Jego umysł i ciało dawno nie czuły sie tak dobrze, wszystko zdawało się pasować. Potrzeba było jeszcze tylko jednej zmiany. Cała energia była na jego żądania, uginając się pod jego słowami bez względu na swą własną wolę. Tego dnia ze sklepów znikło kilka ubrań, jednak miasto było zbyt zajęte wizytami u szklarzy by zauważyć tą zmianę. Gdy blondyn chwilowo opuszczał mury miasta, kierując się w stronę domniemanej chatki pastora, wyglądał już inaczej. Młodziej. Każdy kto go zobaczył jeszcze dzień wcześniej miałby problemy ze stwierdzeniem jego tożsamości. Wydawało się, że aktywność wyzwoliła w nim sporo zmian.


- Ciekawe czego dowiem się tym razem - przemówił odmieniony nieco blondyn, spoglądając w stronę rozchodzących się drzew.
 
Zajcu jest offline