Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-03-2013, 15:57   #177
Lilith
 
Lilith's Avatar
 
Reputacja: 1 Lilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie coś
- Zanim odjedziemy chcę cię jeszcze o coś prosić, Deorze - Samkha zwróciła się do woja, kiedy opuścili salę.
- Co takiego? - Deor nie zamierzał składać w ciemno żadnych obietnic.
- Noituus postanowiła zostać na dworze, by zaopiekować się córką Redwalda i rannym Drewem.
- No i?
- Obawiam się o ich bezpieczeństwo, a jedynie do ciebie mam tyle zaufania, by ci o tym powiedzieć.
- A co ja tu mogę? - odparł Deor, najwyraźniej niezbyt zachwycony zadaniem, jakie Samkha chciała złożyć na jego barki.
- Możesz więcej niż ja w tej chwili i o wiele więcej, kiedy już mnie tu zabraknie - skwitowała. - Poza tym wierzę w twój rozsądek i doświadczenie. Pamiętaj, co stało się z nieszczęsną Cwene.
- Zabiła się - odparł Deor. - Jak mówią niektórzy - dodał.
- Oj, chyba moja wiara właśnie się zachwiała. - Spojrzała krzywo na swego rozmówcę. - Doskonale wiemy, że jej morderca porusza się wolno po królewskim domu i naigrywa się z nas.
- Nawet gdybym nocował na progu Audrey, to i tak niewiele bym pomógł. A nie mogę tam nocować, sama wiesz.
- Nie oczekuję od ciebie cudu, Deorze - sprostowała. - Proszę cię, byś w miarę swoich możliwości, a wiem, że są niemałe, pomógł im w ucieczce, gdyby cokolwiek zagroziło któremuś z nich.
- Zagroziło? Noituus? - Deor potrząsnął głową z niedowierzaniem. - Ale skoro tak mówisz... A dokąd by niby miały uciec?
- Najbezpieczniejsze byłyby w siedzibie samej Niotuus w górach na półwyspie. Noituus byłaby tam u siebie. Wierz mi, widziałam tam trupy Hirvio o twarzach zastygłych w nieludzkiej grozie. Widziałam duchy przemawiające do ludzi i bogów stąpających po ziemi. Rozmawiali z nami twarzą w twarz. - Oczy Samkhy błyszczały podnieceniem. - Spójrz - powiedziała pokazując mu pierścień Eadgarda. - Otrzymałam go z rąk samego Thora.
- Przecież... - Deor nie dokończył. Znał ten pierścień bardzo dobrze. I równie dobrze jak wszyscy wiedział, co się z nim stało. I że żaden człowiek nie byłby w stanie wydobyć go z dna morza.
- Proszę cię, na pamięć Eadgarda.
- Bez tego zrobiłbym to, o co mnie prosisz - odparł cicho Deor.
Samkha odetchnęła. Więcej nie mogła dla nich uczynić.

~*~

Konie, już osiodłane, czekały na nich w stajni. Ich konie. Viikari i Nuola radośnie parskały i podrzucały głowami na widok swoich panów. Trzeci, kasztanek ozdobiony kilkoma białymi łatkami, miał na grzbiecie juczne siodło. Pozostawało tylko sprawdzić uprząż, objuczyć luzaka i... ruszać.
Zanim skończyli przegląd koni do stajni wbiegła objuczona pokaźnych rozmiarów workiem pannica.
- Pani Frida kazała dać! - powiedziała zdyszana. - Prowiant na drogę. I mówiła, żeby uważać.
- Podziękuj pani Fridzie w naszym imieniu - powiedział Chris. - Na każdym postoju będziemy mile wspominać jej szczodrość.

Zanim wyprowadzili ze stajni swoje wierzchowce i luzaka, na dziedzińcu zdążył już się zgromadzić spory tłumek obserwatorów. Kilka z tych osób Chris znał osobiście, klkanaście zaledwie z widzenia. W przeciwieństwie do Samkhy, która wymieniała pozdrowienia i ukłony z co drugą z zebranych tu osób.
Do najważniejszych person uczestniczących w pożegnaniu należały Mildrith i Alana. Zarówno królowa, jak i córka Eadgarda raczyły zaszczycić wyjazd swymi osobami. Obydwie też uśmiechały się łaskawie, choć dało się zauważyć, iż w chwilach, kiedy wzrok którejś z nich padał na przeciwniczkę, uśmiech ów cierpł natychmiast i przygasał.
Bystre oczy Samkhy zdołały również wypatrzyć jasnowłosą główkę małego chłopca, który przypatrywał się wyjazdowi z jednego z okien.
- Woden - szepnęła do Chrisa. - W dolnym oknie wieży. Po prawej. - Pomogła mu namierzyć małego obserwatora.
Chris spojrzał we wskazanym kierunku, a gdy oczy jego i małego syna Eadgarda się spotkały, mężczyzna skłonił głowę. Woden uśmiechnął się promiennie i pomachał do Chrisa. Wreszcie coś szczerego w tym pełnym intrygantów miejscu.
- Mamy plus u następcy tronu - szepnął Chris.
A ja nie powiedziałam Alanie o słowach Noituus, pomyślała Samkha. Nawet nie dała mi szansy bym przekazała jej wieści, o które tak żarliwie prosiła wtedy w stajni. Zapomniała w nawale obowiązków, czy już jej to nie obchodziło?

Przeniosła wzrok na otaczający ich tłum.
Z wielu twarzy mogła odczytać sympatię, lecz nie we wszystkich. Widocznie niektórzy z zebranych tu oficjeli byli zbyt szczerzy wobec samych siebie, lub może zbyt głupi, by ukryć prawdziwe uczucia, jakie budził w nich widok dwojga bohaterów i myśl, iż to właśnie oni mają do odegrania główne role w tym stworzonym na pokaz spektaklu.
Jakaś mała dziewczynka przemknęła się między nogami widzów, by wręczyć Chrisowi mały bukiecik kwiatków. Drugi, taki sam, trafił w ręce Samkhy.
- Kto ty jesteś, Robaczku? - spytała Samkha przyklękając przy małej panience.
- Dotty - uśmiechnęła się dziewczynka. - Znacy Dotty, cólka Niala. - Zawstydzona, dygnęła, jak przystało szlachetnie urodzonej.
- Dziękuję ci, Dotty. - Chris uśmiechnął się do małej panienki. - Przejedziesz się kawałek z nami? - spytał. Oczy jej błysnęły.
- Ale tylko kawałecek - odparła trochę sepleniąc. - Zeby mnie tata nie sukał.
- Zapraszam więc. - Chris podał swoje kwiaty Samkhce, a potem chwycił piszczącą dziewczynkę w pasie i posadził na siodle Viikariego. - Do bramy?
Energicznie pokiwała małą główką, a Viikari obejrzał się za siebie, jakby chciał sprawdzić, co to za mucha na nim usiadła.
- Tata! - pisnęła mała dama w niezupełnie szlachetny sposób. - Tata, widziałeś?!
Widział. I chyba nie był specjalnie zachwycony, za to mocno spięty. Początkowo Samkha miała wrażenie, że zaraz oswobodzi ramię z objęć stojącej przy nim niewiasty, lecz spojrzawszy jej w twarz, zrezygnował. Skierowawszy ponownie wzrok w ich stronę, lekko skinął głową. Chyba trochę się rozchmurzył.
Odkłoniła się. Zajęty Dotty i Viikarim Chris sekundę później poszedł w jej ślady..

Kierowane w stronę ruszającej na wyprawę pary spojrzenia zawierały całą gamę odczuć. W jednych oczach widać było poparcie i uznanie, w innych - zawiść i pytanie “Czemu nie ja?”. Gdyby spojrzenia mogły zabijać, stojący niedaleko Mildrith Earm miałby na swym koncie dwa trupy, a Samkha i Chris, miast w stronę Gór Kruków, powędrowaliby na stos pogrzebowy.

Tłum gęstniał.
Mężczyźni rzucali słowa zachęty. Dostojne matrony i młode pannice ocierały oczy rąbkiem zapasek. Chris, zdawać by się mogło, zebrałby sporą gromadkę wielbicielek, wbijających w niego pełen uwielbienia wzrok. Co dziwniejsze, te same lśniące oczy, słały w stronę Samkhy nienawistne spojrzenia, okraszone szczyptą pogardy i poczucia wyższości. Które to spojrzenia spływały po wojowniczce jak woda po kaczce.
- Blama - przypomniała o sobie Dotty. - Musę iść do taty.
Chris zsadził dziewczynkę, a ta popędziła w stronę Niala. Zatrzymała się na moment, by pomachać odjeżdżającym, a potem zniknęła w tłumie.

To, na co naprawdę warto było zwrócić uwagę nastąpiło dopiero poza bramami grodu. Wzdłuż traktu zebrali się chyba wszyscy mieszkańcy podgrodzia i portu. Od osesków taszczonych przez matki, ojców czy też niewiele większe rodzeństwo, po z trudem poruszających się starców i naprawdę wiekowe niewiasty.
Oni wierzyli w sens tej wyprawy. Ufali im. Przychylali im serca.
Ci ludzie, prości, żyjący z dnia na dzień i znający trud codziennej, trudnej egzystencji. Ci ludzie, dla których byli nadzieją na wytchnienie od strachu przed wrogiem. Od wiszącej nad nimi groźby nagłej i okrutnej śmierci z rąk Dzikich. Bezpieczeństwa od hańby i cierpienia dla ich matek, żon i córek. Dla nich było warto. Warto, jakkolwiek miało się to wszystko skończyć.

Kroczyła szpalerem, wiwatujących, wykrzykujących ich imiona, płaczących i śmiejących się przez łzy wieśniaków. Całowała czoła chudych, bosych dziewczynek sypiących pod ich stopy pozrywane na miedzach polne kwiatki. Mierzwiła włosy umorusanych chłopców biegających wokół i wywijających z dzikim wrzaskiem mieczykamii skleconymi z badyli. Wśród nich czuła się silna, zdolna uczynić i poświęcić wszystko... wszystko.

Koni dosiedli dopiero, kiedy tłok przy drodze mocno się przerzedził. Przez chwilę jeszcze jechali odpowiadając na pożegnania uniesionymi w górę dłońmi. Zgiełk z wolna cichł, aż zupełnie zamilkł w dali za ich plecami.
Samkha odwróciła się jeszcze i po raz ostatni spojrzała za siebie, na królewską siedzibę, pełną spisków, sojuszników i wrogów.
A potem ruszyli kłusem.
 
__________________
"Niebo wisi na włosku. Kto wie czy nie na ostatnim. Kto ma oczy, niech patrzy. Kto ma uszy, niech słucha. Kto ma rozum, niech ucieka" (..?)

Ostatnio edytowane przez Lilith : 16-03-2013 o 22:05.
Lilith jest offline