Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-03-2013, 19:10   #6
behemot
 
behemot's Avatar
 
Reputacja: 1 behemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwu

Załoga rozlokowała się po statku. Maszyna wystartowała oddalając się od Emporium. Keva udała się do opuszczonej wieżyczki strzelniczej, której szerokokątne iluminatory pozwalały na najbardziej konfortową obserwację miasta dzieciństwa, które nieuchronnie się oddalało.

Wraz z nią powierzchnie obserwował Eskatonik Derrial. Wszechświatowy kościół był podzielony na liczne sekty i zakony, część z nich poświęcała się w szczególności naukom jednego z Apostołów Proroka. I tak Eskatonicy podążali śladami świętego Horacego hołdując zasadzie, że poznając Świat poznajesz Stwórce. I nie znali granic w swym pragnieniu zbliżenia się do Prawdy. Byli najbardziej mistyczni, wręcz okultystyczni. Zwykle wyglądali na niegroźnych pustelników okrytych skromnymi choć grubymi szatami. Ale habit zwykle skrywał tajemne tatuaże pokrywające skórę, rytualne blizny. Głód wiedzy był niezaspokojony. Ciekawość była pierwszym krokiem do piekła. Gdy znaleźli się już na orbicie mnich temperatura w wieżycce zaczęła gwałtownie spadać, czyniąc powietrze nieprzyjemnie żeśkie. Ale właśnie tam mnich Derrial zdecydował się spać.
- Widok próżni kosmosu tak jak i morza pomagają w modlitwie i wyobrażeniu łaski Wszechstwórcy. - powiedział do Kevy gdy zmarźnięta opuszczała kabinę. Musiała się rozgrzać.

Ciepło znalazła w kajucie Moreny, kobieta wyrwała dla siebie nieco większy zakątek, by zaraz z pomocą kilku rozwieszonych wzorzystych tkanin i kadzidełka zamaskować jego suchość, i uczynić miejsce bardziej przytulnym. Tuteż zwykle zbierały się z Farrą by gadać, albo po prostu palić fajkę wodną. Morena pochodziłą z Ravenny - świata rodu Hawkwood - i pod skafandrem , który zwykle szczelnie ją okrywał, była kobietą niesamowitej urody, zbyt doskonałej by mogła być dziełem samej natury.

Lot mijał leniwie, sam skok wraz z manewrem podejścia i wyjścia trwał około doby, ale najpierw należało dostać się w pobliżu wrót - zwykle znajdujących się na obrzeżach systemu planetarnego. W czasie lotu przez próźnie frachtowce narażone były na ataki piratów, jeśli lokalne władze zaniedbały ochronę przed tym procederem. Załoga w tym czasie po prostu zabijała czas, lot trwał minimum tydzień, choć przy bardzo niekorzystnej koniunkcji planet mógł być dłuższy, też wiele zależało od możliwości statku i przyspieszenia jakie był w stanie osiągnąć, oraz tempie utrapy prędkości gdy zbliżał się już do wrót. Utrzymywała rutynę obowiązków pokładowych. Męska część załogi (z wyjątkiem kapłana) głównie rżnęła w Sabbacka. Choć starsi pozyskiwacze czasem zamykali się w komnacie na artefakty by nad czymś deliberować.

Same Gwiezdne Wrota były reliktem jeszcze sprzed ludzkości. Derrian szczodrze dzielił się swą wiedzą na ten temat. Gwiezdne Wrota stworzyła inteligentna rasa zwana Annunaki, starsza niż ludzie. Niektórzy myśliciele, przypisywali im wyniesienie ludzkości z prymitywnych człekokształtnych, tak samo jak kilku innych ras na nieznanych pozostałych światach. Po co jednak Annunaki zarażali inne gatunki inteligencją nikt nie wiedział. Ważne było to, że ich wynalazek i spuścizna był kluczem oraz bramą międzygwiezdnych cywilizacji. Tysiące światów miały swoje wrota, a tylko część z nich była obecnie znana - Znane Światy. W czasach Republiki ludzkość poprzez wrota skolonizowała setki światów, ale upadek zamknął przejście. Osierocone wspólnoty mogły trwać czekając na ponowne odkrycie, lub zginąć poprzez samozniszczenie. Czasem ponowne odkrycie przeradzało się w konflikt. Tam miało miejsce z Vuldrokami, jak zbiorczo nazywano planety, które odmawiały uznania porządku neofeudalnego, oraz teolitarny Kalifat Kurgan, z którym Hazatowie toczyli zacięte boje.

Zaczeli podchodzić do gwiezdnych wrót, ostatnim wyzwaniem przed skokiem było pozyskania klucza. Każde połączenie wymagało "klucza" zwykle materialnego artefaktu z czasów drugiej republiki zawierający hasło otwierające wrota. Taki klucz był wiele wart. Klucze prowadzące do nieginionych światów były bezcenne.

Skok przez wrota miał też efekty uboczne. Siły działające na statek w czasie zakrzywienia przestrzeni zniekształcały kadłub, tak że niewiele maszyn - zwłaszcza starszych - było w stanie wielokrotnie skakać pod rząd. Po dwóch, może trzech skokach należało zawinąć do kosmicznego portu by na sucho poprzyspawać poszycie. Co bardziej przezorni udawali się na przegląd co skok, nawet jeśli miało to oznaczać dłuższą podróż. Tylko szaleńczy ryzykowali rozpad statku w próżni, lub co gorsza w przestrzeni między wymiarami.

Skok miał też inny efekt uboczny, działający wyłącznie na umysły. Niektórzy pasażerowie doświadczali wizji, czasem onirycznych, czasem koszmarnych innym razem mistycznych. Doznanie nazywano Sathrą. Niektórzy nawet czcili je i dążyli do jak najczęśtszych doświadczeń. Rosh opisał je "to jak seks na sterydach poszerzających percepcję gdy jesteś przeklętym psychonikiem, nie żebym coś o tym wiedział, co złego to nie ja i wybacz jeśli to zbyt plastyczne określenie, to pierwsze przyszło mi na myśl". Zaraz jednak dodał "nie bój się, jeśli nie skaczesz zbyt często nic ci nie grozi, ja mam już za sobą kilka Sathr i nie czuje by coś złego mi było, a za to... wiesz w młodości straciłem rodziców w zarazie i nie wiele pamiętam, a Sathra pozwoliła mi ich sobie przypomnieć, a także przeżyć ich życie, wiem że to brzmi głupio, ale mi pomogło". Zapytany o Sathrę mnich podsumował "Gdy patrzysz w Otchłań ona także zerka na ciebie i macha radośnie mackami. I widzi twe grzechy, czarne serca przyciągają istoty mroku." Czy to czyniło Keve niewinnie bezpieczną?

Sathra była tępiona przez kościół jako igranie z demonami, nawet w czasach starej republiki kult Sathry uznawano za wichrzycieli i zagrożenie dla społecznego porządku. Dla osłony przed efektem statki kosmiczne wyposażone były w generator bańki elektromagnetycznej, która otaczała statek i chroniła przed wpływem exterioru. Dodatkowo zwiększała fizyczną spoistość kadłuba, co było dodatkowym atutem. Ale ich obecny frachtowiec posiadał wysuniętę skrzydło, które w zamyśle miało ułatwiać dokowanie do stacji orbitalnych, które wystawało poza obwód bańki. I tam Rosh chciał spędzić skok. Towarzyszyła im również Morena. Zapytana o powód odpowiedziała:
- Nie należy zamykać się na doznania. I nie Rosh, nie licz na nic innego i lepiej o tym nie mówcie reszcie. Dan nie musi być, aż tak tolerancyjny. - całą wyprawę do skrzydła traktowali więc z pełną konspiracją. Skrzydło było dość duże i miało wiele zakamarków. Co ciekawe reszta załogi na chwilę przed skokiem również przybrała konspiracyjny nastrój. Rosh nie ukrywał, że nie zdziwiłby się, gdyby takich wypraw jak ich miało miejsce więcej. Każdy chciał przeżyć tajemnicę. Ale nikt nie odważył się o niej mówić.

Siedzieli w ciemnym kącie, skuleni, kadłubem trzęsły turbulencje. Zagubieni w próżni. Nic nie było pewne. Morena zaproponowała by złapały się we dwie za ręce. Ciepło dłoni drugiej kobiety było punktem zaczepienia. Możesz być pewien tylko tego co trzemasz w dłoniach. Inne zmysły szalały, zalewały ją fale zimnego ciepła, w uszach dudnił bezgłośne bicie serca, oraz ogłuszający szmer wentylatora, a oczy widziały tylko próżnie pełne gwiazd i setki okrągłuch wrót. Wszystkie lśniące i otoczone jarzącymi się runami, oraz monumentalnymi rzeźbami. Każde z przejść było aktywne, wystarczyło tylko w nie wejrzeć. Zapuściła się w jedno z nich by ujrzeć błekitny świat z drobnymi plamami kontynentów pokryte geometrycznymi szarymi wzorami miast, przestrzeń wypełniona była gąszczem żelaznych ptaków, a na orbicie równikowej krążył wraz z planetą pierścień instalacji. Jaki świat mógł być, aż tak zaawansowany? Czy to była stolica cesarstwa Byzantium Secundus? A jeśli tak to w którym tysiącleciu? Zamyślenie przerwało jej koncentracje, rozproszyło uwagę, obraz stracił ostrość, a gdy ponownie ją odzyskał znajdowała się w centrum kosmicznej bitwy. Setki statków wokół niej raniło się laserami i torpedami, z trzewi stalowych behemotów wylatywały roje bombowców, by rwać drobnym ogniem kadłuby gwiezdnych lewiatanów. Świat wojny był taki chaotyczny, a Keva zachciała spokoju. Starcie kolosó oddaliło się o lata świetlne. A dziewczyna unosiła się na orbicie pustynnego świata, nawet orbita była pusta nie licząc jednej gwieździstej instalacji orbitalnej. Ale żaden statek nie wylatywał z jej doków. Nie paliły się światła w iluminatorach. Stacja była opuszczona. Zstąpiła na planetę, powierzchnie spaloną słońcem, za cel jeszcze w powietrzu obrała strukturę przypominającą miasto, szczyt piramidy skąd mogła obserwować pozostałość cywylizacji. Strzeliste wieże, rozciągnięte łuki i kolumnady arterii. Wszystko puste, zapomniane, ale czekające na odkrycie.
 
__________________
Efekt masy sam się nie zrobi, per aspera ad astra

Ostatnio edytowane przez behemot : 16-03-2013 o 19:20.
behemot jest offline