Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-03-2013, 00:52   #1
Reinhard
 
Reputacja: 1 Reinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputację
[Zombie] Pozostać człowiekiem - SESJA ZAWIESZONA

Na początku była Fala. Wszyscy myśleli, że jest to jakiś rodzaj grypy. Chorych przybywało w błyskawicznym tempie. Szpitale szybko zostały zapełnione. Kościoły, szkoły, obiekty sportowe, budynki rządowe stawały się więc polowymi szpitalami.

Nie poznano przyczyny. Niektórzy mówili, iż to wynik niewłaściwie przetestowanych szczepionek – tak, jak powstał HIV. Altrculture – niedawno wynaleziona „cudowna” szczepionka, przepisująca fragmenty DNA, była rozpowszechniana w krajach Trzeciego Świata, a po pozytywnych informacjach, również w innych krajach. Na jej podstawie powstały między innymi pakiety medykamentów o niezwykłej sile leczącej – Medpaki. Inni mówili o pandemii – takiej, jak Czarna Śmierć w XIV wieku lub Ptasiej Grypie. Jeszcze inni byli zdania, że to element wojny biologicznej pomiędzy mocarstwami.

W miarę zaogniania się kryzysu coraz więcej nowo powstałych autorytetów religijnych twierdziło, iż to kara za grzechy i Gniew Boży. Powstawały też kulty, które uważały, iż owszem, jest to dzieło istot nadprzyrodzonych, lecz nie Boga, znak Końca Czasów i pogrążenia się świata w totalnym szaleństwie.

Po około dwóch tygodniach, chorzy zaczęli umierać. Świat pogrążył się w żałobie i chaosie. Wprowadzono stan wyjątkowy, godzinę policyjną, ludziom nakazano zostać w domu. W ciągu 48 godzin zmarła większość zainfekowanych. Wezwania do umierających były tak liczne, że policja i straż pożarna przestały na nie odpowiadać. Po kilku godzinach od śmierci umarli powstali. Głodni i niepowstrzymani.

Trzeba pamiętać, gdzie się znajdowali – szpitale, kostnice, komisariaty, straż pożarna, opieka społeczna, przytułki, budynki rządowe, szkoły, stadiony. Pierwszymi zaatakowanymi byli personel medyczny, policja, ratownicy, żołnierze, wolontariusze – wszystkie instytucje, będące podstawą interwencji kryzysowych.


14 kwietnia 2015 roku
Godzina 6.48
Detroit, Śródmieście, Jefferson Avenue nad rzeką Detroit

W kaplicy w pobliżu komisariatu do niedawna był szpital polowy. Umieszczono tam waszych chorych bliskich. Towarzyszyliście im przez niemal dwa tygodnie, na początku dojeżdżając, później śpiąc obok na łóżkach polowych, a następnie – gdy chorych przybywało – na podłodze. Kilkoro ludzi wyzdrowiało, ale czym prędzej uciekli z tego miejsca. Nie dziwiliście się im – gdyby nie więzy z waszymi bliskimi, też byście woleli uciec z tej umieralni, z tego miasta.

Brakowało wszystkiego, był z wami tylko jeden, emerytowany lekarz i pielęgniarka nie znająca angielskiego, z jakiegoś dziwnego kraju.
Opiekowaliście się chorymi, organizowaliście medykamenty, gotowaliście posiłki. Był wśród was młody żołnierz, który zdezerterował, by być przy matce – niestety, ktoś na niego doniósł i jego, jak i innych uchylających się od poboru, zgarnęła żandarmeria. Byli policjanci, którzy oddawali wam w opiekę swoich bliskich. Zdarzył się jakiś chory kryminalista, którego na limitowane łóżko wepchnął jego obrotny prawnik. Po paru godzinach przyszło po niego kilku policjantów i gdzieś z nim pojechali. Wrócili z chorą żoną jednego z gliniarzy i dłońmi zachlapanymi krwią. Z tego, co mówili, kryminalista próbował ucieczki. Kobietę położyli na łóżku po przestępcy.

Pielęgniarka została zabrana przez ludzi z INS, a lekarz przez CDC.

Potem polowy szpital zmienił się w kostnicę. Zmarli również wasi bliscy. Po czasie pełnym rozpaczy wyczerpani padliście koło swoich bliskich, po raz pierwszy od wieczności zapadając w sen.

Obudziły was wystrzały. Policjanci pomagali wam wyjść z pomieszczenia, w którym zmarli rozrywali na strzępy innych wolontariuszy i obsługę posterunku. Nie ma słów, które mogłyby opisać to, co się działo w waszych głowach, ale zagrożenie sprawiło, że szok zastąpiła wola życia, hucząca adrenaliną krew wyparła wyczerpanie. Chwytając, co mieliście pod ręką, wybiegliście na ulicę, do końca osłaniani przez załogę posterunku. Kupili wam kilkanaście sekund.

Na zakorkowanej ulicy rozgrywały się dantejskie sceny. Zombie koncentrowały się wokół miejsc generujących hałas i ruch. Wiedzeni instynktem, pobiegliście w stronę przeciwną do strzałów. Po waszej lewej stronie była rzeka Detroit, po prawej – ulica, na której było względnie spokojnie. Przyczyna tego spokoju znajdowała się dwie przecznice dalej – broniąca się wojskowa barykada, na którą ciągnęły wszystkie żywe trupy.

Wielopiętrowa zabudowa miała na parterze, a niekiedy i pierwszym piętrze, liczne sklepy i restauracje, powyżej reklamowały się różnorodne biura, zapewne były tam też mieszkania.

Przed oczami mignęła wam tabliczka: „Serenity Ave”. Większość sklepów miała wybite szyby i nosiła ślady plądrowania, podobnie stłoczone w korku samochody. W pojazdy wymierzony był niedawno ogień z broni ciężkiej, płonęły teraz, hukiem płomieni osłaniając wasze hałas.

Bieg. Byle dalej, byle szybciej, może gdy uda się uciec od tego horroru, to uda się również przekonać siebie samego, że to, co się widziało, to było tylko złudzenie?
Wypadliście grupą ze szpitala polowego na ulicę Jefferson. Wy pobiegliście w prawo. Policjanci kupili wam kilka chwil przewagi, jednak zombie były nieubłagane. Ścigały was potworne wrzaski ludzi pożeranych żywcem.

Po około 100 metrach biegu natknęliście się na skrzyżowanie. Nastąpił to karambol, co najmniej osiem samochodów utworzyło koszmarną rzeźbę z pogiętych blach. Nieliczne zombie były uwięzione w samochodach lub zajmowały się ucztowaniem na ciałach tych, którzy próbowali odczołgać się od miejsca wypadku.

Po lewej stronie mieliście nabrzeże, na którym spora grupa ludzi i jakiś gang walczyli o kilka łódek. Strzały przyciągały coraz więcej nieumarłych. Na Jefferson przed wami widać było, jak ich większe i mniejsze grupki ciągną na nabrzeże. Przebijać się przez nich byłoby szaleństwem. Za wami cichły strzały, policjanci stawiali coraz słabszy opór.

Po prawo znajdowała się spokojna uliczka. Przyczyna tego spokoju majaczyła dwie przecznice dalej – wojskowa barykada, zionąca ogniem broni ciężkiej. Wielkokalibrowe pociski zmasakrowały samochody, czyniąc z nich płonące pułapki na zombie. Większość z nich czerniła się przy barykadzie. Nieliczne, które pozostały, kręciły się, jakby zdezorientowane hukiem i bliskością płomieni z palących się samochodów. Pożar powodował hałas, w którym mógł się skryć tupot stóp uciekinierów.

Wbiegliście w tą ulicę. Większość zombie poruszała się ocienioną, prawą stroną, więc wybraliście lewy chodnik. Słońce było jeszcze słabe, nie raziło, więc w niektórych oknach czynszowych kamienic widać było przerażone twarze.

Wojsko zamieniło sporą część ulicy w gruzowisko, ale strach zwiększał zręczność i determinację. Na parterze znajdowały się sklepy, miały jeszcze spuszczone rolety antywłamaniowe – kawiarnia na rogu, następnie włoska restauracja, fryzjer, salonik prasowy…i sklep z podniesionymi roletami. I otwartymi drzwiami. W oknach ozdobne kraty, w głębi widoczne sprzęty RTV-AGD.

Dwa metry przed wejściem, na brzuchu, leżał martwy człowiek. W korpusie znajdowały się cztery niewielkie rany wylotowe – zapewne po kalibrze .22, bardzo popularnym wśród rabusiów, ze względu na niskie ceny i powszechność broni. Pół metra od drzwi leżał rozbity telewizor – najnowszy model, widać nieostrożnie transportowany. Kółko z kluczami znajdowało się w zamku. Zapewne właściciel został zaskoczony, gdy otwierał sklep.

W sklepie panowała cisza. Bałagan był niewielki – widać rabusie poświęcili na robienie go mało czasu. Sklep miał około 20 metrów szerokości, 10 metrów długości. Pomieszczenie było rozświetlone porannym słońcem, wpadającym przez bardzo duże okna, ozdobne kraty kładły się cieniem na całe pomieszczenie.

W asortymencie znajdował się typowy sprzęt – pralki, lodówki, telewizory i tym podobne, było też kilka półek z narzędziami. Od strony wejścia nie było widać, co jest za rzędami pralek, zmywarek i większego sprzętu oraz co znajduje się za ladą. W ścianie naprzeciwko wejścia znajdowały się drzwi, zapewne prowadzące na zaplecze, zamknięte albo na klamkę, albo na zamek.
 

Ostatnio edytowane przez Reinhard : 17-03-2013 o 21:50.
Reinhard jest offline