Strzał, drugi. Wrzaski trafionych, wściekłe wycie wilka, kolejny trup. I w końcu do wieży doczłapali się mocno sfatygowana złodziejka i niemal bez ducha krasnolud.
Jakimś dziwnym trafem gobliny zbyt późno się zorientowały, że martwy wódz to wakat na tym stanowisku i wielka szansa na awans.
Cóż... Widać Gomrund miał szczęście.
Zasunąwszy rygle i zastawiwszy drzwi jakim meblem Konrad ruszył na zwiedzanie wieży. I wnet, kierując się bardziej słuchem, niż wyczuciem, trafił do kuchni, w której rozrabiał Dietrich.
Jedna otwarta szafka, druga... Obły kształt gąsiorka. Lśniąca zieleń butelki z winem. Napełniwszy gliniany kubek winem upił dwa solidne łyki, by nawilżyć wyschnięte godzinnymi prawie negocjacjami.
Uzupełnił ilość trunku w kubku, a potem zaniósł gąsiorek Gomrundowi. Był pewien, że żadne kubki nie będę krasnoludowi do niczego potrzebne. |