Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-03-2013, 18:13   #27
Kelly
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
PODCZAS DROGI


Zdecydowanie najlepiej rozmawiało mu się tuż po wypoczynku. Podczas wędrówki Svein chciał poznawać drużynę, ale trochę zachowywał oddech na kolejny krok. Któż bowiem wie, jak daleko ciagnąć się będzie ich pogoń. Jednak chwilę po odpoczynku zawsze był naturalnie raźniejszy, miał więcej optymizmu oraz po prostu siły. Drugim takim momentem był czas początku popasu. Och, jakże przyjemnie było sobie usiąść oraz spokojnie nie musieć ruszać do przodu jak najszybszym pędem. Toteż właśnie wtedy miał największą ochotę na poznawanie innych. Szczególnie ową dzika elfkę, która przypominała mu sobą szumiącą, poruszaną wichrem knieję. Przyznał przed sobą, ze spodobała mu się roztaczając wokoło siebie nie tylko aureolę urody, ale także pierwotnej siły. Porównując do niej, Felien była znacznie bardziej cywilizowana, jeśli można było użyć owego słowa w stosunku do prastarego narodu, którego kultura sięgała prastarych stuleci. Kiedy wyobrażał ją sobie, oraz siebie, jakoś nie potrafił wymyśleć innego krajobrazu tła, niżeli góry, puszcza, jezioro. Ludzkie miasto jakoś nie pasowało do niej.

Mimo odwagi jaką wykazali się wszyscy, Shaveen zdawało się że w głębi ich serc jest równie wiele niepokoju, co w jej własnym. Sądziła tak po ciszy która towarzyszyła do tej pory ich wędrówce i skupionych zmysłach jej nowych towarzyszy przypominających jej sposób życia leśnych ludzi. Podczas gdy większość nadszarpywała swoje zmęczenie krótkimi odpoczynkami i ciągłym wysiłkiem, Shav była w doskonałej kondycji. Krótki odpoczynek w zupełności jej wystarczał, zbroje miała lekką, a i mimo że drobna, mizerna i słaba nie była. Podczas odpoczynku, gdy większość łapczywie sięgała po każdą godzinę snu ona razem z Felien pełniły wartę, czuwając nad ich bezpieczeństwem. Gdy przychodziła pora by Shaveen w elfiej medytacji znalazła siły, układała się do snu podobnie jak leżący obok ludzie. W zasadzie nie było jej to do niczego potrzebne, ale zawsze interesowały ją inne kultury, inne sposoby postrzegania świata. Próbowała wtedy poczuć się jak oni. Do tej pory nie zaczepiana przez innych siedziała cicho i skupiła się na obowiązku którego się podjęła. Dużo myślała o różnych sprawach, podczas postojów ćwiczyła by utrzymać ciało zwinnym i sprawnym, starała się być pomocna, szczególnie w przygotowaniu posiłków, a gdy nie było już nic do roboty ciekawie przyglądała się obcym jej rasom. Zerkała dyskretnie, ukrywając swoją ciekawość by nie zachować się niegrzecznie.

Nastała druga noc wędrówki, a Shaveen wiedząc że zatrzymają się tu dłużej, już zdążyła wdrapać się na drzewo. Znalazła miejsce gdzie było jej względnie wygodnie i niczym na sokolim gnieździe okrętu wypatrywała w mrocznej głuszy. Jej łuk był nieduży i z łatwością mogła nim operować z tej pozycji. Mimo wszechobecnego mroku, jej oczy widziały najmniejsze nawet szczegóły w delikatnym świetle gwiazd. Twarz i odsłonięte części skóry wymazała mokrą ziemią by być mniej widoczna, a sylwetkę częściowo zasłoniła zielenią gałęzi. Prawie się nie ruszała, a jeśli już to powoli by nie rzucać się w oczy. Shaveen brakowało jednak cierpliwości i gdzieś wewnątrz strasznie nurzyła ją monotonia i cisza. Miała na to kilka sposobów, jak słuchanie śpiewu ptaków, podglądanie śpiących i rozmyślanie o domu. Sięgnęła drugiego ze swoich bukłaków i upiła nieco cierpkiego wina którym napełniła go jeszcze w Smoczym Łbie. Noc zapowiadała się tak jak poprzednio, do czasu gdy jej ostre ucho drgnęło, wyginając się nieco w tył gdy usłyszała podchodzącego Sveina.
- Przepraszam, że nagabuję – spytał, niezaprzeczalnie coś takiego niekreślonego zachęcało go, by porozmawiać z piękną dziewczyną. Elfy stanowiły zawsze fascynujące istoty dla Sveina, teraz wszakże zastanawiał się, czy chce porozmawiać z nią jedynie, jako elfką, czy także ładną dziewczyną. - Czy pani jest mieszkanką Mrocznej Puszczy króla Thandruila? - spytał, bowiem elfy odwiedzające Esgaroth pochodziły właśnie stamtąd. Były jednak właśnie bardziej podobne do Felien, niżeli tej dziewczyny przypominającej dziki kwiat.

Elfka spojrzała na niego z góry nieco zawstydzona, bo przecież sama celowo wybabrała się błotem, a teraz gdy on poruszył temat elfiego pałacu była pewna że jej wygląd musi być niesamowicie zabawny. Przetrwanie było jednak najważniejsze. Uciekła wzrokiem gdzieś w dal lasu, by za chwilę stłumić swój delikatny wstyd i z uśmiechem spojrzeć na mężczyznę u dołu.
- Nie przepraszaj, ciekawiło mnie kiedy przyjdziesz porozmawiać. Zauważyłam że ostatnio dość często mi się przyglądałeś... - urwała na chwilę ale jej delikatny głos nie zdawał się kryć za sobą żadnych niedopowiedzianych słów. - Tak, wychowałam się w Pałacu Króla Thandruila.

Shaveen zamilkła przyglądając się Sveinowi z wyjątkowym zaciekawieniem widocznym w jej wielkich, kocich oczach co raz kryjących się za subtelnym ruchem długich rzęs elfki.
- Eoooee, wieee … - widziała! Uf, naprawdę dostrzegła to. Jak dobrze, ze nawet elfy nie umieją czytać myśli, bowiem jego były tak kosmate, jak ta siedząca na drzewie wiewiórka oraz tak zawstydzające, jak jego nagle poczerwieniała twarz. - Booowiem - powoli się opanował - bowiem - powtórzył widziałem wiele elfich pań w Esgaroth. Tam przebywa wiele pani rodaków, panno Shaveen, to jest Shaveen - poprawił się, skoro ona zwracała się do niego wprost. Jakby nie było, nie znal jej wieku, lecz domyślał się, że jest wiele starsza. Lecz wedle swej rasy także on był juz dorosły. Pomimo zmęczenia uśmiechnął się. Obecność elfiej dziewczyny działała na niego jakoś dziwnie ciepło. Myślał o niej często. Początkowo wydawało mu się, iż to normalne. Po prostu, zwykłe przemyślenia na temat nowo spotkanej osoby. Wszak przecież spotkali się niedawno. Zastanawiał się przecież także nad innymi nowymi kompanami. Ale ona była jakaś inna … chyba, że mu się wydawało? Svein nie miał specjalnego doświadczenia wedle spraw sercowych, nie mniej jednak Shaveen wywoływała wewnątrz niego jakieś szlachetne, ciepłe drgnienie.

Chwilę potem kontynuował wyjaśnianie.
- Jednak one nie miały ani takiej zbroi, ani takiego spojrzenia. Niewiele także spośród nich wybierało się gdzieś na wyprawę mając za towarzyszy ludzi oraz krasnoluda. Przyznaję, że jesteś pierwsza, jaka pod tym względem przychodzi mi na myśl właściwie - dodał sięgając myślami do rozmaitych historii Esgaroth.
- Nie martw się, nie ugryzę Cię. - Zachichotała rozbawiona jego jąkaniem, na chwilę unosząc wzrok by rozejrzeć się po okolicy. Było spokojnie więc rozłożyła wygodniej nogi na konarze drzewa i wróciła do rozmowy - Cóż, gdybym nie pomogła tym ludziom tylko dlatego że idzie z nami nasz krągły kolega musiałabym być straszną egoistką. Nie wiem do czego zmierzasz. Czy moja inność cię niepokoi? Zapewniam że nie jestem wyklętym ludożercą. - zażartowała z cichym chichotem i drobnym uśmiechem.
- Nie - potwierdził - nie przypuszczam, żebyś była wyklęta - przyznał. - Aaa - dodał starając się być dowcipnym, choć wyszło średnio - na ludożerczynię także nie wyglądasz, jesteś zbyt szczupła - przyznał przypatrując się jej bystro oraz nawet nieco poweselały. Był silnym, młodym, czerstwym mężczyzną, lecz nie posiadał wiele wiedzy na temat Mrocznej Puszczy oraz orków. Wszak po Bitwie Pięciu Armii nie czynili tutaj wypadów. - Niepokoi pytasz … - chwilę zastanowił się - … chyba nie, raczej dziwi. Elfka oraz krasnolud, fiu fiu. Inna rzecz, że skoro Dwalin przełknął wcześniej Felien … - dumał. - Ale naprawdę cieszę się, że jesteś tutaj. Dobry łuk oraz umiejętności tropiciela to coś, co na wyprawie nie ma wystarczającej ceny. Czy wiesz może o jakichs innych napadach tej orczej hałastry? Od wielkiej bitwy nie przychodzili w tą stronę, ale może elfy z Królestwa Thandruila wiedzą więcej?
- Nic mi o tym nie wiadomo młody Sveinie. Fakt że jestem na ich tropie był czystym przypadkiem, zaś ostatnio dużo byłam w podróży. Poza elfią twierdzą. A tym kim jestem uczynili mnie w jakimś stopniu moi rodzice, choć.. nie byli ani trochę inni od reszty mojej rasy. - Shaveen złożyła dłonie na kolanie i spokojnym wzrokiem powiodła po mężczyźnie u dołu. Przestała się uśmiechać, ale nie wyglądała na zmartwioną. Ona po prostu taka była, rzadko dłużej się uśmiechała. - Podróż nie jest zbyt męcząca? Narzuciliśmy duże tempo...
- Czy to ma jakieś znaczenie? - spytał szczerze wzruszając ramionami. - Musimy iść, choćby podarwszy nawet zelówki. Inaczej bieda tamtym porwanym. Trzeba spróbować. Natomiast fakt, że elfy nie wiedza nic o orczych podjazdach to dobry sygnał. Oznacza on, że ta banda wyprawiła się nieco samopas, ze jesli dorwiemy ich, nie będą mieli wsparcia innych. Przynajmniej prawdopodobne jest to … - dumał chwilkę, później podniósł oblicze wpatrując się w nią twardym spojrzeniem - nieważne, jak dorwiemy ich będzie siekanina … - chwilę nagle myślą powrócił do Bitwy - … którą ponownie wygramy - ścisnął wargi.

Elfka wyraźnie zmarszczyła brwi, jakby zmartwiona czymś. Na jego słowa uniosła twarz, wypatrując w leśnej ciemnicy zagrożenia. Nie była na tym w pełni skupiona, nie odwróciła się od niego zupełnie, a jednak nie odezwała się ani słowem. Temat orków wyraźnie jej nie pasował i nie chciała o nich rozmawiać, dlatego tylko wysłuchała go w ciszy. Sięgnęła znów po bukłak, ten który wypełniony był słodko-cierpkim winem gdy wyślizgnął się on z jej ręki. Spadł na ziemię z głuchym dźwiękiem i otwarty od razu zaczął obwicie “krwawić”.
Svein schylił się szybko chwytając za szyjkę oraz próbujac podnieść. Dziwne, ale skojarzyło mu się to ze zwyczajem wypuszczania chusteczki przez damę. Uff, wypuszczanie bukłaka, aż parsknął śmiechem niemal.
- Proszę, naprawdę żar takiego kordiału. Trawa tak czy siak woli wodę, niżeli najlepsze nawet wino.
- W małych ilościach pomaga utrzymać oczy otwarte. - Rzekła jakby tłumacząc się i zaraz ostrożnie zeszła nieco niżej po gałęziach by zwiesić się z wyciągniętą ku Sveinowi dłonią. Zgrabnie utrzymując się nogami gałęzi z westchnieniem wysiłku, zwisając głową w dół sięgnęła po swój bukłaczek z jego dłoni. - Dziękuję Ci. - Szepnęła wdzięcznie, z ciepłym uśmiechem promieniującym pośród gęsto rozwianych włosów. Czy wyglądała uroczo, czy strasznie.. z ciemną od błota twarzą i błyszczącymi bielą ząbkami jej wesołego uśmiechu to była już jego ocena. Równie szybko jak zwiesiła się w dół, nie wspomagając się rękoma teraz uniosła w górę i ostrożnie wspięła znów na miejsce gdzie siedziała wcześniej. Tym razem trzymała bukłaczek ostrożniej, dmuchając delikatnie na szyjkę by pozbyć się ziarenek piasku. Gdy skończyła oparła go na udach i spojrzała na Sveina z wyrazem zadowolenia na twarzy.
- Pewnie racja, chociaż znam takich, dla których małe ilości zaczynają się od solidnej kwarty - wspomniał kilka scen karczemnych. - Ano położę sie już, bowiem wszak ludzie nie mogą obyć się bez snu. By zaś pędzić później ku Górom Mglistym trzeba chwytać każdą chwilę na drzemkę - przeciągnął się. - Miło było porozmawiać, Shaveen, odbijemy ich - mrugnął wesoło do elfki, jakby chwila spędzona na wymianie kilku zdań z piękną elfką dodała mu energii.
- Śpij spokojnie, nie zadręczaj się. Będę was pilnować. - Odparła miękko Shav i skupiła się już nieco bardziej na swoim obowiązku.


Kolejny dzień. Odpoczynek opodal wesołego szmeru krystalicznego strumienia po marszu, który wymęczał ciało. Obok szumiące dęby, pamiętające pewnie czasy poprzednich krasnoludzkich królów pod Góry. Jakiś ptak śpiewający piosenkę dla swojej ukochanej. Czym może być coś lepszego? Pewnie tak, ale dla Sveina ta chwila stanowiła jakaś nagrodę za kolejny dzień drogi. Chwile posiedział pod drzewkiem, później zaś ruszył do strumyka wymoczyć chwilę nogi w chłodnej wodzie. Znalazł miłe miejsce na obrośniętym mchem kamieniu. Buty, skarpety poszły na bok, zaś spodnie podciągnął do kolan.
- Mrr, jak miło – rozmarzył się wkładając nogi, bowiem chociaż woda wydawała się chodna, to jednak troszeczkę tłumiła ból wszelkich obtarć oraz odcisków.
- Nie przyzwyczajaj sie zbytnio, jeszcze trochę się nałazimy. - Ogar rzucił do Sveina z uśmiechem, zabierając sie za porządne oprawianie zająca. Mimo dość ponurej i brudnej roboty pogwizdywał sobie z cicha. Właściwie to musiał tylko dokończyć obdzierania długoucha ze skóry, całą resztę zrobił na miejscu gdzie upolował szaraka. Po drodze znalazł tez nieco ziół, co mogło solidnie poprawić smak nie wietrzonej dziczyzny.
- Nawet nie przypominaj mi, kolejny bąbel na palcu pokrył mi sie krwią - wzdrygnął się Svein, choć skrycie przyznawał, iż polubił medyka, który tak pomógł rannemu podczas napadu na gospodę. - Ale odpuścić nie możemy, przecież tego człowieka, tych ludzi - zacisnął pięści wyraźnie bardzo mocno wzburzony - znałem od maleńkiego. Kiedy byłem tutaj poprzednio, straszliwie zgłodniałem, jako że nie zabrałem wałówki na prom. Nie tylko nakarmili mnie darmo, ale jeszcze dali pieróg oraz pajdę chleba, co bym nie musiał ściskać żołądka podczas powrotu do miasta Esgaroth. Oni tak zawsze. Niejednemu biedaczynie pomogli, zaś starego sługę trzymali nie tyle dla jego pomocy, co aby nie wyrzucac go na bruk na starość. Przecież niejeden tak zrobiłby bez najmniejszego mrugnięcia. Ech … dlaczego nie możemy dorwać tamtych - aż kciuki zbielały mu, kiedy ponownie zacisnął dłonie. Chwilę później jednak opanował się oddając uśmiech Ogarowi. - Cóż powiedzieć, złość nie pomoże. Ale wstyd byłoby mi pewnie zawsze, gdybyśmy nie pomogli, lub gdybym nie mógł sobie powiedzieć, że uczyniliśmy wszystko co możliwe, dla ich ratunku. Oby wyszło na to pierwsze.

Spoglądał ciekawie na Ogara. Jakoś wcześniej nie szło porozmawiać, toteż ucieszył się mogąc nieco podyskutować z towarzyszem podróży. Poznanie wzajemne budzi zaufanie, co chyba jest niezbędną rzeczą do wspólnego wędrowania.
- Złość zostaw dla orków i goblinów, jak juz ich dogonimy, przyda się. Po tropach widać ze maja przewagę liczebna. Pewnie ze nie możemy zostawić ludzi na pastwę tych stworów. Nieistotne czy byli dobrzy czy źli, ale milo wiedzieć, że warto to zrobić nie tylko dla samej idei, ale i dla tego jakimi są ludźmi. - Powiedział Ogar i wrócił do sprawiania mięsa.
- Co racja, to racja - stwierdził Svein - wiesz właściwie to dlatego, że po prostu chciałbym ich schwytać oraz odbić. Ech, mam nadzieje, że tamci są cali - powiedział nieco skrzywiony, myśląc na temat biednych, porwanych mieszkańców karczmy.
- Nadzieja to jedyne co pozostaje, ale póki nie znaleźliśmy ciał, należy zakładać, że są jeszcze w jednym kawałku, mniej lub bardziej zdrowi. Na pewno się uda. - Odparł uspokajająco leśny człowiek.

Shaveen podeszła z rękoma pełnymi chrustu który zebrała dla Ogara, by ten mógł na małym, dyskretnym ogniu przyrządzić posiłek. Niewiele z ich rozmowy jej umknęło, gdyż uszka dziewczyny były bardzo wrażliwe na dźwięki, nawet jak na elfkę. Złożyła drewno Ogarowi i oparła delikatnie dłoń na jego raminiu zwracając się do niego.
- Przyniosłam drewno Eingulf, chyba tyle wystarczy, a jak nie to mogę iść jeszcze raz.
Cofnęła dłoń, nieco niepewna czy człowiek mógłby źle ten czuły gest odebrać i spojrzała jeszcze na Sveina.
- Nie zadręczajcie się, to co się wydarzy zna tylko Mandos... A jednak robimy to co słuszne. Dołożę wszelkich starań by nic wam się nie stało, a zapewniam że strzelam całkiem nieźle. - Zrobiła dłuższą przerwę po czym z uśmiechem dodała - Opowiedzcie lepiej coś wesołego.

Elfka także podeszła do strumyczka, jednak poza uzupełnieniem bukłaka czystą wodą usiadła miękko nad brzegiem wody i pochyliła się, próbując przejżeć w wartko płynącej tafli wody. Chwile zapatrzyła się w swoje odbicie tańczące z prądem, ujęła w dłonie nieco wody i przemyła twarz. Uczucie orzeźwiających kropelek zimnej wody ślizgającej się po jej twarzy, ustach i brodzie, zaraz uciekających sprawiło że poczuła się rozluźniona i usatysfakcjonowana. Delikatnie rozpuściła i ściągnęła włosy na jedną stronę by wdzięcznie, przeglądając się w odbiciu wodnym rozczesać je pięknie zdobioną elfimi wzorami, drewnianą szczotką.
- Nie wiem, co rzec wesołego - odpowiedział wypoczywający Svein, który na temat własnych odcisków rozmawiać nie chciał. Zaś wesołe myśli wiązały się głównie z takimi rzeczami, które jednak nie mówi się przy innych, na pewno zaś nie poznanym nie dawno dziewczynom. Ani elfkom. - Hm, wesołego, wesołego … wiem, przyjaciółka mojej siostry urodziła tuż przed moim wyjazdem synka. Nawet odwiedziłem rodziców. Byli niezwykle szczęśliwi. Wedle mnie, to jest wesołe.
- Jak mu na imię? - zapytała nie przeszkadzając sobie w pielęgnacji.
- Ach, czyżbyś sama Shaveen myślała o potomstwie - zażartował, kiedy spytała. Trochę odruchowo, ale może także dlatego, by coś więcej dowiedzieć się o niej samej. - Nazwali go Bard. Kiedy król pokonał smoka, osiągnął tron, imię to stało się nadzwyczaj popularne.

Elfka zamarła w pół ruchu ręki zupełnie zaskoczona tym śmiałym pytaniem. Odwróciła się w stronę Sveina i spojrzała wprost w jego oczy. Mężczyzna przywołał temat który już wcześniej błądził w jej umyśle i faktycznie miał rację. Pragnęła dzieci, chciała być mamą i dać nowe życie temu światu, choć nie była pewna czy jest gotowa. Takie pytanie jednak, z ust niedawno poznanego człowieka dość ją zawstydziło. Zrobiło się jej dziwnie gorąco, po chwili zrozumiała że to serce szybciej bije w jej piersi. On się jej przyglądał. Zarumieniła się nieco i z nieśmiałym uśmiechem odwrociła twarz by tego nie widział, wracając do szczotkowania swoich długich włosów. Nie odpowiedziała, zbyt zawstydzona by odkryć przed nim tak intymną głębie swoich uczuć i pragnień. Jej myśli teraz, na wzór delikatnego uśmiechu przedstawiały wesołe, urocze, małe elfy.

Svein nie miał doświadczenia w rozmowach z elfimi paniami. Zareagował właściwie tak, jak to rozmawiał z koleżankami siostry. Tymczasem widać, że dla elfów … bardzo poczuł się głupio. Podziwiał tą piękną elfią łowczynię. Oraz naprawdę lubił. Zdawał sobie z tego sprawę coraz dobitniej. Była niczym sama bryza wiejąca od brzegów Długiego Jeziora przez Mroczną Puszczę.
- Przepraszam, jeśli - przez chwilę nie wiedział, jak wyrzec swoje słowa. Próbował tłumaczyć się - coś powiedziałem niewłaściwego, zrzuć proszę to na moją nieznajomość elfiego świata. Po prostu osoby z moim wieku w Esgaroth zaczynają już mieć swoje rodziny. Biorą śluby, poczynają oraz rodzą dzieci. kiedy tak rozmawialiśmy, poczułem przez chwilę, jakbym właśnie siedział z kimś blisko znajomym i wyrwało mi się … Ech - westchnął jednak uśmiechając się do niej - prawdę powiadają, że wspólna podróż zbliża oraz znacznie szybciej uczy zaufania do siebie, niżeli długi okres spokojnego mieszkania obok siebie.
- Nie szkodzi, wiele czytałam o waszej kulturze z notatek mojego ojca. - Przerwała szczotkowanie włosów i odgarnęła je, spoglądając nieco z ukosa w stronę Sveina. - Jednak wciąż mnie zaskakujecie.. - uśmiechnęła się i zachichotała cicho, umykając spojrzeniem ku swojemu odbiciu i poprawiając skrupulatnie układ włosów.
- Chciałbym wierzyć, że chociaż niekiedy pozytywnie - powiedział cichutko Svein, nie wiadomo, czy bardziej do siebie, czy do niej. Oraz nie wiadomo, czy bardziej interesowały go zapiski ojca, czy osobiste opinie uroczej Shaveen.
- On nigdy nie oceniał, był badaczem i interesowały go suche fakty. Nie martw się. - odpowiedziała, bo dla niej jego szept był równie wyraźny co rozmowa wcześniej.


Pierwszej nocy było jeszcze miło. Wiaterek owiewał ich twarze, zaś przeświadczenie, że chcą ratować mieszkańców dodawało sił. Ponadto jeszcze dwie ważne rzeczy. Właściwie nawet trzy, biorąc pod uwagę ucieczkę hobbita, który się okazał się mieć tyle wspólnego ze swoim kuzynem wspaniałym, bohaterskim Bilbem, co obrzydliwa, orcza samica z urodziwą elfką, która do nich dołączyła. Rzecz jasna, elfki generalnie są piękne, czego dowodziła chociażby uroda Felien. Jednak wcześniej poznana przedstawicielka Najpiękniejszego Plemienia wydawała się niezwykle miłą, lecz jakby zdystansowaną osobą, czyli arcyklasyczną elfką. Zaś Shaveen miała w sobie dzikość wilczycy. Nie licząc oczywiście pięknego tyłka, ślicznych piersi, których górne fragmenciki ukazywał obszerny dekolt górnej części zbroi. Oczywiście śliczna buzia oraz ogólnie zgrabna, smukła sylwetka także bardzo mu się podobały. Zerkał na nią niekiedy, tak niby mimochodem przypadkowo. Ukradkiem wyjątkowym tak, żeby nie spostrzegła, gdyż Svein wstydził się swoich myli na ten temat, zwłaszcza tych, które miał przed położeniem się na krótkie chwile sennego wywczasu.

Kolejnym ważnym czynnikiem napędzającym chyże stopy Sveina była data. Płynąc po Długim Jeziorze miał siedemnastkę, średnio poważny wiek, ale dokładnie od północy, kroiła mu się dużo dostojniejsza osiemnastka. Miał urodziny. Zdał sobie sprawę na szlaku, chociaż nie chwalił się nikomu, bo niby czym?



PO INFORMACJI OD BRANNA

Im jednak dalej, tym było trudniej. Po pierwsze odciski – na piętach, po drugie uciski – na żołądku, po trzecie wyciski – potu, po czwarte zaciski – pasków od zbroi na skórze. Był przemęczony, wyczerpany, wkurzony, szczególnie, że jakimś niewiarygodnym cudem tamci zwiewali już tyle dni. Rzecz jasna, żeby orkowie to byli wyłącznie, wiadomo, ale że jeńcy oraz ranni wytrzymywali taki pęd? Jednakże cóż robić, wytrzymywali, toteż Svein padał na pysk nie nadając się do niczego oraz przestając mieć nawet erotyczne myśli na temat elfki. Naprawdę pokazywało to doskonale, jak bardzo był padnięty. Toteż kiedy przyniósł Bezimienny mężczyzna informacje na temat orków, był zbyt zmęczony, by robić cokolwiek. Doskonale wiedział, że nie nadaje się ani do obchodzenia, ani do walki, toteż po prostu wzruszył ramionami uznając, że uradzą cos osoby, które mają siłę myśleć, on zaś powlecze się wyłącznie realizować.



WSZELKIE ROZMOWY Z KAITLIN ORAZ PŁOMIENNOŁUSKIM
 

Ostatnio edytowane przez Kelly : 22-03-2013 o 12:23.
Kelly jest offline