Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-03-2013, 00:07   #149
Ajas
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Guardians of Balance

Scary Tales


Kroki blond włosego strażnika równowagi prowadziły go, nieznanymi większości ludzi szlakami, w sam głąb lasów rozciągających się niedaleko Witlover. On jednak jak zawsze kroczył z uśmieszkiem zdolnym skraść, każde niewieście serce, oraz z pewnością która mówiła wręcz, że nie ma zamiaru się zawahać. Dym z papierosa co jakiś czas sprawiał, że świeże leśne powietrze, stawało się mniej zdrowe, a niedopałki rzucane za siebie, zapewne pozostawia swój ślad jeszcze przez wiele lat, nim całkowicie wrócą do obiegu życia i materii.
Jak jednak wiadomo, do domku wskazanego przez szalonego starca, mówiącego wierszem nie można dotrzeć w normalnych warunkach. Pierwszy który musi zostać spełniony jest oczywiście pełnia księżyca, która jak na życzenie dziś miała swoje miejsce. Drugi, też niezbędnie konieczny to samotna podróż, poprzez las, kiedy to słońce powoli chyli swe czoło ku horyzontowi, oddając swe miejsce nocnym cieniom. Kolejny wymagający spełnienia zwyczaj, to oczywiście gęste zarośla, drzewa które potraciły swe liście, straszące wygiętymi w różne kierunki gałęziami, oraz sękami układającymi się w kształt ludzkich twarzy. Potem do tego kompletu dochodzą odgłosy leśnych stworzeń, które brzmią niczym kroki tysiąca śledzących nas stworów, skrzypienie drzew, które na myśl przywodzą wisielców kiwających się zwolna na lekkim jesiennym wietrzyku. Gdy już te warunki zostaną spełnione, a wędrowiec zatraci się w puszczy na tyle by nie do końca być pewnym gdzie jest, odnalezienie domku staje się banalnie proste.


Oczywiście, musi być to miejsce również pasujące do pewnych standardów. Stare i zniszczone, pozbawione okien, oraz obowiązkowo ze skrzypiącymi drzwiami, do których należy podejść po małych schodkach, w których to zawsze jeden stopień, pęka pod nogą wędrowca, łapiąc go na chwile w swe objęcia.
Tym razem domostwo okazało się konstrukcja z kamienia, stylizowana na mały kościółek – idealne miejsce żywota dla starego Pastora, który według słów starca w jakiś sposób pomagał niegdyś Katowi.
Wiatr poczuł sie zobowiązany, przez co jego delikatne podmuchy zmieniły się w silne uderzenia, gnące drzewa i targające włosy, oraz wprawiające ubranie Fausta w ruch przypominający trzepotanie skrzydeł nietoperza. Błyskawica przecięła niebo będąc uwieńczeniem tej wspaniałej scenerii, oświetlając na chwile domostwo tak, że w jednym z wybitych okien na sekundę dało się widzieć trupiobladą twarz. Jednak gdy następny błysk zaczął swoja podróż nikogo już oczywiście wzrok nie zarejestrował.
Ciężkie krople deszczu poczęły wygrywać złowrogie melodie na dachu zniszczonego domu, w momencie gdy Faust wyciągał stopę z więzienia trzeciego stopnia małych schodków.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=0G_R1jDVA2g[/MEDIA]

Mężczyzna dogasił papierosa, o podeszwę, po czym pchnął skrzypiące drzwi, wkraczając w objęcia upiornego domostwa. Było tu pełno kurzu, meble były powywracane i zniszczone, zaś pająki uwiły swe gniazda, w sposób niezwykle artystyczny i rozległy. Pod sufitem ciągnęła się prawdziwa metropolia pajęczych królestw, ciągnąca się nawet do kolejnego pomieszczenia, którego drzwi były wyłamane.
Faust pociągnął nosem, a zapach stęchłego powietrza uderzył w nozdrza, dając do zrozumienia że trafił idealnie. Po za stęchlizną wyczuć się jednak dało jeszcze krew, a dokładniej wrażenie obecności tej mazi, tak jakby psychika dawała znać zmysłom, że kiedyś dużo jej tu przelano. Na tyle by mimo upływu lat skaziła ona te progi na zawsze, uświadamiając każdego, kogo nogi zaprowadzą w to miejsce, o popełnionych tu grzechach.
Zawiał wiatr, a drzwi trzasnęły głośno za Faustem, całkowicie pogrążając go w ciemności – wszak tego nakazywała tradycja nawiedzonych domostw. Tak samo jako wymagała ona tego by pojedyncza świeca, stała na stoliku tuz koło wejścia.
Tym razem zamiast papierosa zapłonął knot, zalewając izbę mdłym światłem, które dodawało miejscu jeszcze więcej grozy. Cienie tańczyły po ścianach, a pajęcze plemiona na widok światła poruszyły się niespokojnie. Tak, teraz wszystkie warunki zostały spełnione i Faust z czystym sumieniem mógł zagłębić się w objęcia upiornego domku.

Sanity Knights

Mr. B


Wszyscy przygotowywali sie do wyprawy w podziemia najlepiej jak umieli, każdy dawał z siebie wszystko, żeby jak najlepiej przygotować się na czyhające tam trudy.
Madred szybko wyprodukował po kilka ognistych koktajlów dla każdego, a następnie wziął się za pracę nad mechanicznym ramieniem dla Shiba. Oczywiście nie dało się go stworzyć w jeden dzień, ale z zapałem mechanika do tworzenia czegoś nowego, kilka takich posiedzeń, i niebiesko skóra znowu będzie mogła trzymać oba sztućce naraz.
Ryjec spędził cały dzień w bibliotece, robiąc notatki na temat krasno ludzkiej technologii, kulturze i wszystkim co mogło się przydać. Tłumaczył też runy którymi opieczętowane było wejście do kuźni , póki co udało mu się odczytać jedno słowo „Cień”, aczkolwiek twierdził że niebawem złamie ten zapis.
Shiba, przygotowała prowiant, odebrała ze stajnie swego jucznego konia, a przyprawy przesypała do odpowiednich fiolek. Zrobiła kilka wywarów rozgrzewających, jednak w walce z trucizna wróżki raczej na nic one się zdadzą, Madred bowiem doprecyzował swoje stwierdzenie, mówiąc iż udało mu zabić roślinność dopiero żywym ogniem. Resztę czasu zaś spędziła nad swymi cyrkoniami, które gdy drużyna zbierała się w jej mieszkaniu były już jak nowe.
Krio natomiast… spał. Leżał na łóżku Shiby i w powiększającej się plamie sliny na poduszce chrapał w najlepsze, jedynie raz się przebudził by pójść skorzystać z toalety, a następnie coś zjeść. Nie omieszkał też próby ponownego zaśnięcia z głową na piersiach niebieskoskórej, robiąc to w sposób idealnie pasujący do maskotki drużyny – po prostu podszedł i uwalił twarz tam gdzie chciał. Jednak że modlitwa wymaga skupienia i szacunku dla bogów, a twarz Krio między piersiami raczej do tego nienależny, chłopak dość szybko został ponownie rzucony na łóżko.

Gdy zegar ratuszu począł wybijać późną już godzinę, cała grupa ruszyła w stronę nowej przygody. Koń Shiby bardzo się przydał – rzucony na niego Krio nie był problemem. Jedynie było trzeba przywiązać chłopaka by nie zsunął się ze zwierzęcia w czasie swej drzemki i można było ruszać, za Madredem.

Kiedy w końcu odnaleźli dziurę w kanałach (zejście tu z koniem trochę im zajęło, ale w końcu się udało), naukowiec poszerzył ją, by zwierze się zmieściło i szkapa została opuszczona na dach karczmy, za nią zaś zeskoczył technokrata z ryjcem na plecach, pochód zamknęła natomiast niebiesko skóra kucharka.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=YzVryvFUzXA[/MEDIA]

[/center]

Mieszkanka Valhalii musiała przyznać że podziemne miasto robiło wrażenie. Rozciągało się naprawdę daleko, zaś architektura kamiennych domów, od razu mówiła o dbałości krasnoludów o szczegóły. Budynki były dość niskie, ale potężne i szerokie, niczym plecy ciężko pracującego kowala. Uliczki wyłożone równymi kamiennymi płytami, przecinały w wielu miejscach tory, na których w niektórych miejscach stały jeszcze puste wózki do przewozu węgla i innych surowców. Miasto przytłaczało w pewnym sensie swoją rozległą strukturą i rozmachem, nawet chrapanie Krio brzmiało tutaj donośnie.

Drużyna zebrała się na placu, miejskim, bowiem stanie an dachu jeżeli w okolicy czaił sie wróg nie było najrozsądniejsze. Mozaika o której mówił Ryjec była faktycznie interesująca, przedstawiała bowiem młot i miecz, skrzyżowane w symbolu siły i wytrwałości. Jednak to wszystko otaczały ciemne kamienie, widać było, że są nowsze od innych, układały się one w dziwny kształt, cos jak gdyby cień, mrok który powoli owijał wcześniej wspomniane narzędzia. Jednak długo nie było drużynie patrzeć na owe dzieło sztuki metaforycznej, bowiem nagle czyjeś kroki poniosły się echem po podziemnym kompleksie. Był to chód który wyraźnie, chciał być usłyszany, idący chciał przekazać światu że znajduje się tu i teraz, nie przez przypadek.

Spośród domostw krasno ludzkich obywateli, wyszła zaś persona, która w oczach Shiby od razu zajęła miejsce jednej z najdziwniejszych dotąd w życiu spotkanych .


Owca, to bez wątpienia była rzeczona przez Krio puchata przedstawicielka tejże zwierzyny. Jednak różowe getry i sportowe buty, oraz wyraźnie doklejone rogi i namalowane oczy raczej nie zachęcały do uwierzenia w to, iż stworzenie reprezentuje nację zwierzoludzi. Wyglądało to bardziej jak gdyby ktoś założył na siebie, tubę z wełny.
-Miałem nibbbb…y poczekać na was przy bbb…ramie, ale nie mogłem się doczekać. –stwierdził osobnik… głosem tak piskliwym ,że zidentyfikowanie płci stało się niemożliwe.
- Mówcie mi Mr. B –dodał osobnik kiwając się na boki niczym galaretka na wietrze. – Chciałbbb…ym pogratulować wam bbb…ezdenej głupoty i wpadnięcia w moja pułapkę. –dodał głosem ociekającym dziwną radością, podchodząca wręcz pod podniecenie. – Gdzie reszta waszej bbb…andy? –zakończył swoje przedstawienie wyraźnie zdziwionym piskiem.
 
__________________
It's so easy when you are evil.
Ajas jest offline