Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-03-2013, 22:35   #24
F.leja
 
F.leja's Avatar
 
Reputacja: 1 F.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnie
Valyrin z zainteresowaniem przechyliła delikatnie głowę na bok i spojrzała w twarz Illiamiary. Czego mogła od niej chciecć Mistrzyni Wtajemniczeń? W myślach wiedźmy zakiełkowało ziarno zainteresowania.
- Może wieczór nie jest stracony - powiedziała swoim łagodnym głosem i wstała - Za Tobą, Moja Pani - ledwo zauważalnie skłoniła głowę okazując szacunek. Nie istniała taka sytuacja, w której warto było być niegrzecznym. Na mnisią modłę schowała dłonie w rękawy i na wszelki wypadek zaplotła prosty, choć brutalny czar, który mógł jej uratować życie, gdyby okazało sie, że Illiamiara ma dla niej coś ostrzejszego niż język.
Choć i to mogło zawieść, w tym przypadku.Doszły do sporego balkonu z którego widać było całem miasto. Naczelna magiczka spojrzała na okolicę, a potem na samą Valyrin.- Zakładam, że już zadomowiłaś się na nowym stanowisku Naczelna czarodziejko Despana?
- Określiłabym to może innymi słowami, ale tak przejęłam obowiązki Najwyższego Maga Domu Despana - uśmiechała się, ale uważnie obserwowała Illiamiarę - Tuszę, że nie przerwałaś mojej nudy tylko by upewnić się w moim dobrobycie?
-Nie. Ufam, że skoro już objęłaś schedę po swym poprzedniku to... dopilnujesz jego zadań. Takich jak oczyszczenie Domu z kultów demonów, które są często plagą domu Despana.- odparła kobieta.- Jak i innych kultów. Obecna Matka Opiekunka Despana ma dość pobłażliwy stosunek do tej kwestii.
- Oczywiście - uśmiech urósł do obscenicznych na drowią miarę rozmiarów - Choć dlaczego tracisz czas by mi przypomnieć o moich obowiązkach wobec mojego domu, nie jestem pewna.
Czar splatał się i rósł wraz z pragnieniem uśmiercenia Illiamiary, tu i teraz.
-To są obowiązki, dość często zapominane przez twoich poprzedników droga Valyrin.- odparła z przekąsem czarodziejka zerkając na swą rozmówczynię.-Mam nadzieję, że dom Eilservs nie będzie musiał... zareagować odpowiednio. I że... to tylko palce cię swędzą droga Valyrin, bo jeśli myślisz o rzuceniu czaru, to może to być ostatnie zaklęcie jakie rzucisz w tym życiu.
Zimno wypowiedziane słowa... ale zawierające sporo prawdy. Atak tak oczywisty byłby podobny do policzka jakiego owa kapłanka wymierzyła swemu partnerowi. Kompromitacją … tyle, że napaść na naczelną czarodziejkę drugiego Domu, niósłby dalekosiężne i nieprzyjemne konsekwencje dla Valyrin. O ile by wygrała magiczną walkę z najpotężniejszą kapłanką konkruencyjnego Domu. Skórka niewarta wyprawki...
- Nie musisz się … martwić … siostro - odparła ciepło - Lubię czymś zajmować ręce. Równie dobrze mogą to być jakieś mało ważne kulciki.
Illiamiara nawet nie podejrzewała, że dawała Valyrin pretekst by zagłębić się w demonicznym półświatku Despana. Oczywiście, że pozbędzie się konkurencyjnych kultów. Kilku wyznawców poświęci, a tym najciekawszym wskaże inną drogę do osiągnięcia potęgi.
- Czy masz dla mnie jakieś jeszcze wskazówki? - zamruczała - Może, od kogo mam zacząć?
-Nie mam...-odparła w odpowiedzi drowka przyglądając się przenikliwym spojrzeniem Valyrin.- Inkwizytorki miasta przyglądają się wszelakim Domom, z tą samą należytą uwagą. Despana nie jest pod tym względem wyjątkiem, ale... jak w Shi’quos rozwinięty był kult Kiaransalee, a wśród Aleval i Tormtor często szerzyła się herezja zamaskowanego Vhaerauna... tak Despana jest podatny na demoniczne sekty.
- Och no cóż, jakoś sobie poradzę - Valyrin postarała się złagodzić entuzjazm, który ogarnął ją na myśl, że zostanie swoją własną inkwizytorką - Nie martw się, najdroższa przyjaciółko, będziesz ze mnie dumna.
-Nie wątpię. Będziemy cię mieli na oku...- rzekła czarodziejka i dodała z uśmiechem.- I służyć pomocą w przypadku odkrycia herezji.
- Cudownie - zadrżała w swoim entuzjazmie - Juz nie moge się doczekać. Wybacz, Pani, ale mam przemożną chęć zatańczyć.
Skłoniła się jeszcze i wmieszała się w pochłonięty zabawą tłum. Musiała pomyśleć, musiała się uspokoić. Tyle możliwości. Co miała zrobić z tą wiedzą? Jak to rozegrać? Czy Illamiara była z tym u Shehirae? Czy rozmawiała z kimś jeszcze w Domu? Czy to miał być test? Postanowiła podglądać kapłankę. Oko nie było jej do tego potrzebne. Jakiś potężny czar. Może teraz? Przyszła na bal przygotowana do podsłuchiwania i podglądania. Kochała dywinację równie mocno jak przywoływanie i tak jak ze swoimi osiągnięciami w przywoływaniu obnosiła się wszem i w obec, tak sztukę zaglądania w przyszłość i teraźniejszość trzymała blisko serca.
Już miała sięgnąćdo splotu by nałożyć na inkwizytorkę coś wymyślnego, gdy świat zadrżał w posadach. Za oknem stwór wyznawców Pana Glutów. Mobilna kupa ziejącego ogniem błota. Nie znosiła tego śmierdzącego wypierdka i jego fanatyków. Bez chwili namysłu porzuciła plany śledzenia Illamiary. Skupiła wzrok na dogodnym punkcie blisko jednego z potworów i wyszeptała słowo klucz.
- Gaer …

~'~

Przemieszczały się powoli...Bezmyślne kupy szlamu o kolorze bordo. Były prawie dziewięciometrowymy słupami o barwie krwi. Wynużające się z nich macki uderzały o budynki powodując pożary. Co nie było trudne, zważywszy że magazyny nie były zbudowane z drogiego kamienia, a ze zdrewniałych grzybni, które łatwiej było znaleźć niż drewno... a paliły się jeszcze lepiej.
Co jakiś czas stwory wybuchały ognistą pożogą, pochłaniając wszystko dookoła. Wzbudzały chaos i panikę. Biedne drowy plebejskie i niewolnicy uciekali w szalonej panice przed tymi bestiami...Części się nie udało.
Valiryn była jedną z pierwszych magów, którzy pojawili się na miejscu bitwy. Naczelna czarodziejka domu Despana najpierw teleportowała się kawałek, po czym resztę drogi przeleciała, po drodze osłaniając się przed żarem za pomocą ochronnej magii.
Na cel wybrała sobie wyjątkowo tłustego i obrzydliwego potworka, który maltretował dzielnicę plebejuszy. Zanim jednak dała się pochłonąć nienawiści należało sprowadzić sojusznika. Kilka gestów i słów i... na drodze zaczął bulgotać gejzer, który rósł i rósł przyjmując postać.


Sporego żywiołaka wody. Dwa wrogie sobie stworzenia stanęły naprzeciw siebie, acz... jakkolwiek żywiołak był duży, to nadal mniejszy od swego adwersarza. Niemniej niewątpliwie posłuży na wstrzymanie wrogiego śluzu... a może nawet uszkodzić potwora.
Tymczasem w kierunku drowki nadlatywał majestatycznie od strony zamku Xaniqos, wielki podziemny smok.



Popisować sztuczka mistrza Nihrizza, naczelnego maga domu Tormtor znanego z częstego używania tej postaci w różnych rodzajach walk. I powód dla którego właśnie ten niepoprawny hulaka nadal był naczelnym magiem swego domu. Valyrin nie narzekała. Jego majestatyczne cielsko pokryte lśniącą łuską. Grające pod skórą mieśnie i ta bijąca z każdej części ciała potęga. Nihrizz, zwłaszcza w tej formie, przyprawiał ją uderzenia gorąca. Nie mogła jednak pozwolić sobie na chwile uwielbienia w obecnej sytuacji.
Jej żywiołak i szlam weszły w zwarcie, towarzyszyło temu chmura pary, ale już po pierwszej wymianie ciosów między potworami widać było że żywiołak wody jest na straconej pozycji. Jego zadaniem nie było zresztą pokonanie szlamu, a jedynie danie wiedźmie czasu na bardziej drastyczne kroki.
Valyrin zdecydowała się zadziałać brutalnie, mając nadzieję, że brak subtelności nadrobi efektami. Zajęła dogodną pozycję, przygotowała komponenty, magnetyt i szczypta prochu w jednej ręce, a w drugiej kropla potu zamknięta w łatwej do rozduszenia ampułce - była gotowa do ucieczki w razie gdyby planowana dezintegracja zawiodła. Magia dawała wielką potęgę, ale niosła też ogromne ryzyko. Wiedźma nie czekała ani na smoka, ani na śmierć żywiołaka, potarła kamień i proch, sięgnęła do Splotu po moc i przywołała żądzę zniszczenia. Chciała widzieć jak istota rozpada się na drobne cząsteczki przed jej oczami. Nikt nie miał prawa niszczyć jej miasta. Wyciągnęła rękę i skierowała swój gniew prosto w opasłe cielsko.
- El l'puul aterruce - rozkazała.
Promień energii uderzył w stwora niszcząc jego tkankę w rozbłysku światła. Mimo że stwór był bezmyślny, poczuł to uderzenie i zareagował falą ognia wyzwoloną z “ust”, ogień pochłonął drowkę przez chwilę lecz wyszła z tego bez szwanku. Gorzej było z żywiołakiem, który trzymał się ostatkiem sił. Promień zaklęcia dokonał spustoszeń w ciele owej abominacji. Połowa jego ciała znikneła, przez co wyglądał jakby składał się jedynie z nóg, ale nadal atakował.
Smok wylądował zmieniając się w drowa o rysach twarzy przywodzących na myśl lisa i barwionych na lekki róż długich białych włosach. Ta postać mniej pobudzałą wyobraźnię mistrzyni przywołań, ale gdyby zamknęła oczy i wyobraziła sobie ...
Wypowiedziawszy zaklęcie mistrz Nihirzz posłał w kierunku potwora pięć magicznyc pocisków, które eksplodowały na ciele bestii. Pojawiały się już kolejni czarodzieje i kapłanki w okolicy.
Ale ten stwór był już na tyle osłabiony by dało się go dobić.
Valyrin, zaspokoiwszy gniew, zapragnęła dać upust swojej małostkowej podłości. Wyciągnęła obie ręce przed siebie i kilkoma szybkimi gestami przywodzącymi na myśl taniec, wyrysowała w powietrzu symbol. Wystarczyło nadać mu mocy kilkoma słowami wyciągniętymi prosto z buduaru.
- Tlu ussta lince’sa - szepnęła z rozbawieniem. Szlam w tym czasie zebrał całą swą bezmyślną siłę i skierował ją na wiedźmę, jako główne źródło swojego cierpienia. Był już w ruchu gdy uderzyło go zaklęcie. W powietrzu zamarł, skręcił się w niewymownie zawiły kształt, zapadł w sobie, zawinął do środka i zmienił w różową, wielkooką jaszczurkę - jedną z tych, które w poprzednim sezonie były bardzo modne wśród wysoko urodzonych małoletnich drowek. Stworzenie z rozpędu padło na dach budynku na którym stała Valyrin i poturlało się prosto pod jej stopy. Mistrzyni uśmiechnęła się okrutnie i opuściła na żałosnego potworka twardy obcas. Poczuła i usłyszała chrzęst pękającej czaszki. Szlam był upokorzony i martwy, a Valyrin dostała przyjemną dawkę ćwiczeń.
- Jednak warto było iść na ten bal - zamruczała powabnie, choć nikt jej nie słyszał.

~"~

Gdy sytuacja została opanowana, wiedźma poczuła pragnienie powrotu do swojej wieży. Przywołany widmowy rumak zaniósł ją do domu, pozwalając pogrążyć się w myślach. Pomijając rewelacje Illamiary bal był nudny. Bitwa natomiast dała pewien ciekawy obraz. Interesujące jak wielu magów tak szybko odpowiedziało na zagrożenie. Interesujące jak niewiele kapłanek miało szanse wykazać się w tej walce. Interesujące i niepokojące. Kapłanki nie były znane z tego, że lubiły dzielić się władzą. Czy to był powód dla którego Shehirae połączyła siły z matroną Vae i chciała wysłać magów na wyprawę samobójczą? Czy Shehirae obawiała się siły magów Despana? Z pewnością nie … Shehirae wiedziała, że Valyrin całym sercem i duszą służy swojemu domowi. Ale czy na pewno?
Gdy już znalazła się w zaciszu swoich komnat, pozwoliła sobie zadrżeć na myśl, że jej Matka Opiekunka mogłaby tak po prostu rzucić ją na pożarcie pająkom. Valyrin usiadła na krawędzi łóżka i westchnęła.
- Matko? - niepokój w głosie Rah’fola kontrastował z jego chłodnym spojrzeniem. Z oczu kambiona nie dało się jednak nigdy nic wyczytać. Valyrin nauczyła się szybko szukać oznak uczucia gdzie indziej - Słyszałem co się stało. Nic ci nie jest?


Jak zwykle ukląkł u jej stóp i podniósł na nią białe oczy. Wyciągnął rękę i chwycił jej drobną dłoń w swoją. Bijące od niego nadnaturalne ciepło rozluźniało drowkę niczym łagodzący balsam. Uśmiechnęła się prawdziwie i pogładziła policzek swojego syna. Przysunął się bliżej i objął ją potężnymi ramionami. Było bezpiecznie i ciepło. Była w domu. Położyli się oboje w komicznie wielkim łożu, które Valyrin odziedziczyła po swoim poprzedniku. On gładził jej włosy, a ona układała w głowie zaklęcia. W końcu Rah’fol zgasił ostatnią, dogorywającą świecę i zamknął Valyrin pod namiotem skrzydeł. Przyszedł sen. On czuwał.

~"~

Następny dzień wiedźma spędziła na przygotowaniach do wyprawy w korytarze podmroku. Zastanwiała się jaka taktyka będzie najlepsza. Postanowiła wysłać kilku bardziej doświadczonych magów, tych którzy pragnęli się wykazać. Tych po środku drabiny, którzy widzieli już z bliska co kryje sięna szczycie, jednak wciąż nie stracili jeszcze z oczu swoich skromnych początków. Z własnego doświadczenia wiedziała, że to oni byli najbardziej ambitni i obiecujący. Nie chciała jednak tracić ich zbyt wielu takich potencjalnych sojuszników, resztę miejsc w drużynie podzieliła między tych, których najłatwiej było zastąpić i tych których lojalność wobec niej była wątpliwa. Zatrudniła także dwie utalentowane w dziedzinie dywinacji magiczki, które miały uważnie obserwować wyprawę. Sama też miała zamiar mieć oko na to co miało się tam wydarzyć.

~"~

Wieczór straciła na oglądanie scen seksu i rozpusty. Przedstawienie nie było specjalnie natchnione, a przynajmniej to próbowała sobie wmówić samotna od wielu lat wiedźma. Poprzedzająca podglądanie rozmowa tylko ją zirytowała. Lubiła sprawiać wrażenie słabej, jednak nie rozumiała dlaczego wszyscy mężczyźni, których spotyka chcą jej matkować. Zaskakujące i niepokojące, może to kwestia image?
Rozmowa, która nastąpiła tuż po podglądaniu również nie napawała optymizmem w tej kwestii jednak poddała jej kilka ciekawych pomysłów. Musiała jednak poczekać na dalsze ich rozwinięcie. Czekanie stanowiło ogromną część jej życia.

~"~

Kolejne dni upływały pod znakiem przygotowań do inauguracji labiryntu. W ostatniej chwili postanowiła dodać elementy walki w powietrzu. Jedna z pułapek miała zmieniać dwóch graczy w smoki i zmuszać ich do walki w wielkiej energetycznej bańce, która malała z każdą sekundą aż do śmierci jednego z walczących. Pomysł wydawał się prosty jednak wymagał sporo wysiłku z jej strony.
Gdy więc Vlos pojawił się w jej skromnych progach zupełnie wyleciało jej z głowy po co go wezwała.


- Moja Pani mocno zaangażowała się w te igrzyska - zauważył jej słodki impertynent.
- Wiesz, że musimy pokazać swoją wartość na tej arenie - wiedźma uderzyła otwartą dłonią w plany, tak że zadrżało całe biurko. Vlos uśmiechnął się tylko jeszcze szerzej. Szczur nigdy nie przestawał się uśmiechać.
- Chcę żebyś rozpuścił plotkę.
- O, a to coś nowego - przysiadł na krawędzi biurka i pochylił się w stronę Valyrin. Nie próbował jej uwieść, Vlos już taki był, każdego chciał oczarować - Co to ma być za plotka, moja pani?
- Kapłanki zawarły przymierze z inkwizycją i chcą zrobić czystkę w Despana.
Jej słowa zrodziły krótką, niezręczną ciszę.
- Chcę zobaczyć, kogo ta plotka wykurzy z ukrycia - mruknęła, rozprostowując pogięty rysunek.
- Jak sobie życzysz, najsłodsza z mistrzyń - odparł jej uczeń i nim się spostrzegła, skradł jej całusa i uciekał z gabinetu.
- Masz być ostrożny - warknęła jeszcze za nim, przyciskając dłoń tam gdzie wciąż czuła ślad jego ust.
- Zawsze jestem - odparł na odchodne. I to była prawda, zawsze był ostrożny. Jego słowa nigdy nie były jego. Korzystał z iluzji, transformacji, cieni i szumów. Vlos był słowem na wietrze. Był jej ukochanym uczniem i najbardziej przydatnym stworzeniem jakie znała.
Gdy zniknął, poczuła ciężar nadchodzacej rozmowy. Musiała przestać chować się za obowiązkami i spotkać z Shehirae. Musiała się dowiedzieć, co Matka Opiekunka wie o Illiamiarze i jej planach. Najwyższy czas na poważną rozmowę.
 
__________________
I don't mean to sound bitter, cold, or cruel, but I am, so that's how it comes out. ~~ Bill Hicks

Ostatnio edytowane przez F.leja : 19-03-2013 o 07:40.
F.leja jest offline