Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 12-03-2013, 08:49   #21
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Keelsoron odpuścił badania. Akormyr analizował golema i przyczyny porażki, nie tylko tamtego dnia. Każdego następnego i będzie to robił póki nie uzyska przełomu. Był bowiem umysłem ścisłym. Podczas gdy czarodzieje doskonalili inne atuty, Akormyr zdobywał wiedzę. W obecnej chwili był zarówno specjalistą jeśli chodzi o religię a co za tym idzie nieumarłych, bowiem te dwie dziedziny są nierozłączne. Był również alchemikiem. W dodatku przez duże A, bowiem potrafił zamknąć w miksturze czary nie tylko do trzeciego kręgu. To potrafił niemal każdy, badania zaprowadziły go dużo, dużo dalej... Powtarzał sobie, że nie ma barier i problemów nie do pokonania, trzeba jedynie poświęcić odpowiednią ilość czasu. On natomiast był cierpliwy, gdy inni uznawali swoją porażkę. Akormyr dopiero się rozkręcał.

Zaproszenie na bal było dla niego odskocznią. Kilka godzin wietrzenia umysłu dobrze mu zrobi. Idąc tam rozmyślał co usłyszał niedawno w rozmowie na korytarzu Najsilniejsze katedry przejdą próbę ognia i krwi. Mistrz wieszczeń w zasadzie nie powiedział nic konkretnego. Ocenił z boku, jak obecnie wygląda sytuacja. Było to o tyle cenne, że postawiło Akormyra w stan gotowości. Nic więcej nie może obecnie zrobić, być czujnym i obserwować. Gdy nadejdzie chwila działać i nie poddać się nadchodzącej fali. Liczył też, że ulokował swoją pozycję dobrze i znajdował się w odpowiednim "Cieniu". Pozycja ucznia arcymaga, powinna dawać wiele ciekawych możliwości w nadchodzących czasach. Ułatwi ich przetrwanie albo zapewni dobrą pozycję i widok w tę awanturę. To będzie zwykłe przesilenie czy jednak coś więcej? Było to pytanie póki co bez odpowiedzi. Z większych problemów Akormyra wciąż dręczyła sprawa kultu. Naturalnie w katedrze gdzie spędzał większość czasu był dobrze chroniony. Gdy wychodził podejmował zaś najwyższe środki ostrożności... Nie miał jednak wątpliwości, że Kiranslee czekają aż opuści gardę. Straci czujność, będzie przez chwilę nieuważny...
Musi je dopaść nim one dopadną jego. Wydobył Han'kah z najwyższym trudem, która z jej sióstr ma coś wspólnego z klerem nekromantek. Wisi jej przysługę i to dużą. Podczas przyjęcia snuł się i myślał jak podejść kapłankę, tak by nie zaszkodzić panie porucznik, jednocześnie złapać zaś pajęczą nić między nią a jego celem. Było wiele możliwości. Odrzucił gwałtowne i mało subtelne. Zostawała obserwacja, tradycyjna i magiczna. Najlepiej jedna i druga. Znał dobrych szpiegów w odpowiednim połączeniu z magią, mógł uzyskać dużo. Nagły dźwięk przeciął salę niczym błyskawica. Uderzenie dłoni o policzek, głośno i mocne. Wszyscy spojrzeli w tamtą stronę. To drowia kapłanka spoliczkowała młodego przystojnego drowa.
Twarz ta była znana wielu, ale... rozpoznanie osoby wymagało czasu. Bowiem osobą policzkującą była Neerice.

Mając cel, siłę i duże możliwości można może uzyskać dużo. Kombinacja tych rzeczy była bowiem pożądana, zarówno w świecie na powierzchni jak i pod nim. Jednak nic nie równało się z mocą dobrej okazji i bystrego oka. Młody drow był żywym trupem, Akormyr nekromantą.

Na przyjęciu znalazł również w końcu znajomą twarz.

-Witaj moja droga widzę, że nowe stanowisko nie zmieniło gustów-Akormyr popatrzył z uśmiechem na zawiniętą od stóp do głów Valyrin. Popijał wino i rozglądał się po sali.
Spojrzała na maga z niewinnym zaskoczeniem. Zdawało jej się, że dziś wybrała wyjątkowo wyzywającą suknię. Co prawda nie odkrywała ona ani centymetra skóry, ale przylegała, co i tak było wielkim kompromisem z jej strony.
- Akormyrze, znowu się ze mną droczysz - jej wargi wygięły się w urażoną podkówkę.
-Naturalnie pani. Cóż innego mógłbym robić w tej sytuacji. Przyjęcie już mnie trochę znużyło, choć nie powiem urządzone z rozmachem. Xaniqos wyjątkowo się starają, by złapać trochę prestiżu. Spójrzmy jednak na ich martonę grucha sobie z Siadef. Idę o zakład, że najsłabszy dom w zamian za ciekawe obietnice wejdzie do łóżka z Godeep. Częściowo już to zrobił-Akormyr uśmiechnął się lubieżnie. -Eclavdra Eilservs pewnie im błogosławi na bieżąco. Nasze główne duchowe przewodniczki, rozpaczliwie potrzebują sojuszy. Jeśli kiedykolwiek mają podnieść się z kolan to tylko po trupach. A czas działa na ich niekorzyść.-popijał spokojnie wino patrząc na to z rozbawieniem.
Zasłoniła usta dłonią i zachichotała cicho.
- Zazdroszczę ci talentu dobierania słów, przyjacielu - omiotła salę wzrokiem - Zaiste, czuć w powietrzu desperację - jakby sobie nagle coś przypomniała i ukrywając usta za misternie zdobionym szerokim rękawem sukni, zapytała - A właśnie, a jak idą eksperymenty?
W oczach zabłysły psotne iskierki.
-Moje dobrze, Cienia gorzej. Te ostatnie są co prawda po części moimi, jednak tylko po części.-wzruszył ramionami.
- Och, biedny Cień - westchnęła - To kiedy możemy się spodziewać zmiany na stanowisku? Już nie mogę się doczekać. Może potrzebujesz pomocy?
-Dobrze mieć przyjaciół- uśmiechnął się -Jednak Cień, sama wiesz to arcymag miasta od dawien dawna w dodatku. On jest przywiązany do stołka ja do niego i to w najbliższym czasie się nie zmieni. Jednak doceniam ofertę pomocy. Być może za jakiś czas, w zależności od rozwoju sytuacji. Przyda mi się pomocna dłoń w innej sprawie. Słyszałem, że nowa pani domu marginalizuje znaczenie przywoływaczy. Doszły mnie dobre słuchy?
- Shehirae to najlepsza możliwa Matka Opiekunka - wyrecytowała Valyrin z przekąsem - Nie docenia mnie.
-Ah to bardzo niefortunne. Miejmy nadzieję, że szybko wyjdzie z błędu.
Valyrin zaśmiała się perliście słysząc te słowa.
- Och, Akormyrze, czasami brakuje ci wyobraźni. Nie wiesz, że najwięcej można zrobić w cieniu?
-Owszem choć niedocenianie, ma również wiele wad. Zwłaszcza będąc magiem w domu gladiatorów. -zostawmy to jednak pokazał na migi. Gdzie się wybiera twój dom z Vae. Słyszałem pewne wieści, jakieś szczegóły?
- Polowanie - odparła jednym słowem.
-Choć się nie wydaje może to się okazać dla mnie ważne-kontynował mowę palców.-Na kogo? Lub ewentualnie gdzie jeśli nie wiesz.-na twarzy Akormyra było widać nutkę zainteresowania.
Spojrzała na niego kątem oka i uśmiechnęła się.
- Powiedz mi co wiesz, a uzupełnię twoje informacje.
-Coś na zewnątrz jest nie tak. W korytarzach, jest niebezpieczniej niż zwykle. Mam też zamiar poprowadzić tam pewne eksperymenty, wolałbym nie natknąć się na wyprawę łowców i kapłanki.
Uśmiech nie znikł z twarzy wiedźmy, ale nie sięgał już jej oczu.
- Nie wiem gdzie dokładnie się wybieramy, Vae chcą przeprowadzić odłów dużej ilości niewolników. Zwrócili się do nas o pomoc, nie oferując zbyt wiele informacji.
-Niewiele informacji, jednak postaram się mieć dzięki temu na baczności dzięki temu. Ostatnie czego chce to kapłanki patrzące tam gdzie nie powinny. Popatrz czy to nie nasz przyjaciel Lasen. Choćmy z nim porozmawiać może on wie coś więcej.
 

Ostatnio edytowane przez Icarius : 13-03-2013 o 14:57.
Icarius jest offline  
Stary 12-03-2013, 18:56   #22
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Akormyr Shi'quos


Takie spotkanie nie było zaskoczeniem dla Akormyra. I to że natknął się na tą osobę, przy stole z przekąskami. Uśmiechnięte pyzate oblicze, małe świńskie oczka, zaokrąglony brzuch który czerwona szata maga ledwo opinała. Łysa głowa i pobłażliwy uśmieszek. Mistrz Ychtarion nie żałował sobie wina.
-Ach.. Jeden z moich ulubionych klientów. Słyszałem pogłoski, że ostatnio katedra nekromancji ma jakieś kłopoty? Współczuję. Mam nadzieję, że to tylko...- rzekł cichym acz wesołym głosem czerwony mag.- ...chwilowe trudności.
Po czym kontynuował głośniej swój wywód. -Wiesz czego się nauczyłem, siedząc tyle lat w enklawie? Że... Nauka Sztuki i potęga samej magii, są przeceniane. To co pragniesz zdobyć poprzez przeglądanie zakurzonych tomów i lata doskonalenia rzemiosła o wiele szybciej zdobywa się poprzez trafne decyzje związane z handlem. Wystarczy wiedzieć co chcą jedni i co mogą zaoferować drudzy. Po czym połączyć obie sprawy i pobrać prowizję za swe starania. Tylko tyle i aż tyle, prawda?
Nachylił się ku drowowi i szepnął.- Na przykład obecnie Dom Tormtor zamierza zakupić aż dwadzieścia thayskich golemów. Szkoda, że inne Domy nie idą w ich ślady, prawda? Choćby Shi'quos. Jestem pewien, że ktoś kto nakłoniłby decydentów tego Domu do tak intratnej transakcji, mógłby... sam przy okazji zarobić, nieprawdaż? Głos rozsądku powinien być właściwie doceniany.


Kończące się przyjęcie przerwały wybuchy i pożary. Coś się działo w Erelhei-Cinlu. Coś niedobrego. Ognie i wybuchy były dopiero początkiem...



Pomiędzy budynkami widać było przemieszczające się kolumny czerwonego szlamu, na których od czasu do czasu pojawiały się twarze i których uderzenia macek wywoływały pożary. Bo też i to teraz było największym zagrożeniem dla miasta. Pożary, których ugaszenie stawało się coraz trudniejsze. Choć pierwotnie cztery potwory pojawiły się jednocześnie w okolicy magazynów należących do Godeep i Eilservs, to obecnie będąc bezmyślnymi szlamami podążały w losowym kierunku pozostawiając za sobą szlak zniszczeń i pożarów. A drowy dwóch zaatakowanych Domów dopiero zaczęły mobilizować siły.
Nietrudno zresztą było zgadnąć, kto stoi za tym atakiem...


10 Eleais 1372; dzień 10; karczma "Oko Selvetarma"


Zebrali się tak jak planowali. Karczmarz, drow o wąskiej twarzy z paskudną blizną ciągnącą się od policzka przez podbródek do grdyki płaszcząc się zapraszał spiskowców do sali.
Nazywał się Malefic i w jego zachowaniu było coś ze szczura. Począwszy od lubieżnego łypania jednym okiem, przez częste “węszenie” długim i wydatnym nosem, po szybki chód podczas którego miał zwyczaj głaskania nawzajem swoich dłoni.
Oznajmił głośno, że pokój już na nich czekał. Jeden z wielu pokoi pozornie nie różniących się od pozostałych. Z wyjątkiem jednego detalu... tylko w tym pokoju po przekręceniu świecznika zainstalowanego na ścianie, otwierały sie tajemne drzwi ukryte za wysokim lustrem.
Za drzwiami były schody prowadzące w dół, do izolowanego ołowianym płytami pomieszczenia, na których to ścianach paliły się kaganki nieustającego płomienia. Podłogę wyłożono poduszkami. Wręcz dziesiątki poduszek zaścielało ją otaczając nieduży okrągły stoliczek na który stało Oko proroka.


Z pozoru nie różniło się niczym od innych typowych kryształowych kul do wróżenia, a jednak różnica była spora. A potęga Oka znacznie wykraczająca poza ich wyobrażenia.
Malefic zostawił gości samym sobie, wszak dobrze wiedzieli jak skorzystać z tego artefaktu.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 18-03-2013, 17:32   #23
Edgelord
 
Zell's Avatar
 
Reputacja: 1 Zell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputację
Przyjęcie trwało w najlepsze i chociaż oferowało ono różne rozrywki, to jednak nie były one główną atrakcją dla wielu z obecnych. Spotkania, rozmowy, plany i intrygi zajmowały bardziej, niż sam bal. Mozaika wpływowych i znaczących drowów, której jednym z jej elementów była Ilivara.
Jakże mogło być inaczej?
Neevrae spokojnie piła wino przyglądając się zgromadzonym gościom. Nie pasowała do tej mozaiki, a jednak tutaj przyszła. Kapłanka uśmiechnęła się do siebie. W końcu nie mogła odpuścić takiej okazji, a do tego... była kwestia jej "wygnania". Musiała odżyć po pobycie w tym ogromnym grobowcu, który najwyraźniej podążył za nią aż w mury Aleval. Pobyt w mieście duergarów zabrał jej długie dni z życia, co niestety teraz dotkliwie odczuwała. Pocieszała się tym, że przynajmniej jest już wolna od martwego Icehammer. Oby na długo, a najlepiej na zawsze.
To, z kim Ilivara zadawała się na przyjęciu, było interesujce, jednak nie na tyle, aby ryzykować zwrócenie na siebie niepotrzebnej uwagi. Wystarczyło jej niechcianego bólu głowy, tym bardziej, że pewnie sporej części tych osób by nie rozpoznała....

***

Mimo, iż Shi'natar gdzieś zniknął Neevrae nie została pozostawiona bez uwagi. Fakt, że stała się obiektem zainteresowania jednego z obecnych na przyjęciu wprowadził trochę urozmaicenia. Oczywiście pozostawało pytanie co do natury tej ciekawości. Mogła być wszystkim i jednocześnie niczym. Powód mógł okazać się mdły, jednak czemu nie spróbować się przekonać?
Kiedy jeden z niewolników służących na przyjęciu przechodził obok, zatrzymała go i kazała przekazać obserwującemu ją, czarnowłosemu drowowi:
- Niech nie będzie taki nieśmiały. Nie ugryzę. - zerknęła w stronę drowa uśmiechając się prawie niezauważalnie, po czym odsunęła się trochę na bok. Upiła łyk wina obserwując cierpliwie i czekając na reakcję drowa. Spróbuje?
-Zastanawiałem się, czemu przy takiej piękności jak ty pani, nie czai się zazdrosny samiec, pragnący zyskać w twych oczach.- rzekł drow podchodząc bliżej ku kapłance i uśmiechając się.
- Czyżbyś planował to zmienić, nieznajomy?
-Jako poniekąd gospodarz, powinienem prawda. Nie chciałbym aby kapłanka Lolth wyszła z Domu Xaniqos... niezaspokojona.-rzekł w odpowiedzi drowi mężczyzna.
Xaniqos? No proszę...
- To byłoby wielce niefortunne. - zgodziła się, upijając troszeczkę wina. - Z kim więc mam przyjemność rozmawiać, kogo uwagę przykułam?
-Alakeena kapitana straży domu Xaniqos, piękna kapłanko.- odparł drow kłaniając się dworsko.
Neevrae uśmiechnęła się. Mozaika osobistości...
- Jestem Neevrae Aleval. - przedstawiła się obserwując kapitana straży - Widzę, że dom Xaniqos zaiste dba, aby goście opuścili bal zadowoleni.
-Czyż nie po to było przyjęcie, by sprawić przyjemność gościom. Pozwól że cię spytam Wielebna Neevrae, czy ty jesteś zadowolona, czy też może jakiś kaprys twój wymaga spełnienia?- spytał drow podchodząc bliżej kapłanki z uśmieszkiem zdobywcy.
Neevrae powoli dopiła wino, przyglądając się oceniając mężczyznę, który najwyraźniej był już pewny swego. Ona natomiast postanowiła spróbować wykorzystać sytuację na własną korzyść. Być może uda jej się ugrać się więcej...
- Widzisz... Niefortunnie ominęły mnie ostatnie wydarzenia w mieście. - przymknęła delikatnie oczy - Nie jest to zbytnio przyjemne... - odstawiła pusty kielich na pobliski stół. Uśmiechnęła się do kapitana straży Xaniqos i przechyliła nieznacznie głowę - Czy nasycisz moją... ciekawość, Alakeenie? Spełnisz ten mały kaprys?
-Jeśli będę w stanie, choć przyznaję, iż wolałbym nasycić... także inne pragnienia.-rzekł z uśmiechem drow.
Neevrae uśmiechnęła się do Alakeena.
- Zobaczymy, zobaczymy... - zamyśliła się - Czy działo się lub wciąż dzieje coś godnego uwagi? Może jakieś sprawy związane z Enklawą?
-Enklawa rozwija się całkiem sprawnie, są co prawda jakieś rozruchy wśród pospólstwa drowów, jakieś antythayskie napisy, ale kto by się tym przejmował.- odparł drow gładko.-I czyż to przyjęcie nie jest ważnym wydarzeniem?
- Przyjęcie jest zaiste ważnym wydarzeniem. Wszak nie codziennie mamy możliwość uczestnictwa w jednym... - zgodziła się Neevrae - Nie wiesz czy znowu były problemy z kultystami?
-Ach tak...Ostatnio są jakieś... rozgrywki między heretykami, na tyle istotne że inkwizytorki postanowiły wkroczyć. Kilka dni temu inkwizytorzy z Eilservs znienacka przeszukali dziesiątki magazynów, głównie w Godeep. Kilkunastu heretyków złapano, a kapłanów zabito...Nie dali się wziąć żywcem... -zaśmiał się głośno wojownik.- Paru z nich popełniło samobójstwo, składając się żywcem swemu szalonemu bogu... Głupota, nieprawdaż?
Neevrae pokręciła głową z politowaniem.
- Szkoda, że nie udało się ich pojmać... Na pewno inkwizytorki żałowały, ale jeżeli aż wkroczyły musiało być to poważne. Wiesz, którzy to byli heretycy?
-Starszego Oka, słynnego Ghaunadaura... Przeklęci czciciele szlamu. Doprawdy, żałosna banda, nieprawdaż?- spytał retorycznie Alakeen.
- Niezaprzeczalnie. - skinęła głową - Chociaż czy wszyscy ci kultyści nie mają tej cechy wspólnej? - uśmiechnęła się rozbawiona - Więc tylko czciciele Ghaunadarua dają się we znaki?
-Innych też przy okazji się łapie i karze. Ale... hmm... ostatnio to oni właśnie zostali celem poważniejszej akcji wielkiej inkwizytorki Erelhei-Cinlu.- odparł Alakeen i wzruszywszy ramionami dodał.- Ale dość... o tym, szkoda strzępić języka na paru kultystów, którzy teraz kończą żywot na ołtarzu, prawda?
- Kończą jak i powinni. - uśmiechnęła się nieprzyjemnie - Powiedz mi jeszcze... Dzieje się coś poza miastem? Ilithidzi rozrabiają może?
-Szczęściem, nie... O ilithidach, ani widu ani słychu. I dobrze...- wzdrygnął się Alakeen.- Nie chciałbym się spotkać oko w oko z takim mackowatym potworem.
- Przynajmniej na tym polu jest spokój. Wystarczą te przepychanki z kultystami. - zamyśliła się - Czyli nic więcej się nie działo w okolicy miasta, w tunelach?
-Nie wiem... nie zaglądałem do tuneli.-odparł z delikatnym uśmiechem Alakeen.
- Nie było ostatnio słychać głośniej o którymś z domów? Bywają zdarzenia, które nie umkną i przejdą poza obręb murów...
-Ostatnio chyba tylko o Vae, którzy szykują jakoś wyprawę. I może o... Tormtor, którzy zmobilizowali siły militarne swego domu, ale w obu przypadkach niewiele szczegółów wyciekło. Od czasu powstania enklawy... obawiam się, że za bardzo uśpił nas dobrobyt.- rzekł z pobłażliwym uśmieszkiem Alakeen.- Emocjonują cię widowiska pani? Wiesz już może kto planuje być czempionem Domu Aleval na ten rok?
Vae? Kłopoty z Icehammer, szykowanie jakieś wyprawy... Mobilizacja sił Tormtor także budziła zainteresowanie, ale Neevrae posiadała zbyt mało informacji, aby zagłębiać się w ten problem.
- Czy emocjonują... - rzekła w zamyśleniu - Zależy czy pokaz byłby dobry. - uśmiechnęła się - Co do czempiona niestety pomóc nie mogę.
-Nie przepadasz za widokiem walczących mężczyzn, dla twej uciechy?- spytał z zaciekawieniem Alakeen.
- To nie jest tak, że nie przepadam... Po prostu cenię sobie jakość takiego widowiska. Marne może okazać się marnotrawieniem czasu, zaś dobre... Dobre zaiste zasługuje na widownię. A ty, masz na razie jakiegoś faworyta, z tych o których ci wiadomo?
-W tym roku, zamierzam zostać czempionem domu Xaniqos. I wygrać przynosząc chwałę Matce Opiekunce.- odparł dumnie Alakeen.
- Więc być może pojawię się, aby zobaczyć jak to będzie sobie radził czempion Xaniqos. Zakładam, że mogę spodziewać się dobrego widowiska, Alakeenie?
-W moim wykonaniu na pewno. Ale nie mogę tego ręczyć, za mych przeciwników.- powiedział butnie drow.
- Masz już jakieś informacje co do innych czempionów? Samego nadchodzącego widowiska? - Neevrae zastanawiała się na ile słowa Alakeena sprawdzą się i czy naprawdę będzie on faworytem... a może jednak stanie się pierwszy, pokonanym.
-Z tego co wiem, jeszcze nie wybrano czempionów na obecny rok. - odparł kapitan po namyśle.- Jeszcze nie ma oficjalnych zgłoszeń z żadnego Domu, ale niewątpliwie, wstępna selekcja nastąpi wkrótce.
Neevrae pokiwała głową.
- Więc teraz zapewne wiele trenujesz? Zakładam, że twoja kandydatura jest jeszcze nieoficjalna?
-Jeszcze nie pokonałem potencjalnych konkurentów do tytułu w moim własnym Domu.- odparł Alakeen.
- W takim razie być może zobaczę cię na widowisku, Alakeenie... i to nie na widowni.
-Możesz być tego pewna pani.- rzekł w odpowiedzi drow.
- Sądzę, że Dom Xaniqos wystawi najlepszego ze swoich wojowników, jako iż patrząc po przyjęciu twój Dom dba o dobre imię.
-To prawda...- stwierdził Alakeen, gdy... nagle słychać było eksplozje dochodzące spoza zamku Xaniqos.

***

Takiego scenariusza Xaniqos wyobrazić sobie nie mogło. Eksplozje zaburzyły kończące się już przyjęcie. Prawdę mówiąc to zdarzenie mogło zniszczyć większość starań gospodarzy o jak najlepsze wrażenie, jednak z drugiej strony mogło sprawić, że bal stanie się... niezapomniany.
A na pewno kojarzony z ogniem.
Dla kapłanki było to być może jedno z najważniejszych wydarzeń przyjęcia, chociaż dziejące się poza obrębami Domu Xaniqos. Możliwe, że jakaś niesprawiedliwość zawarta była w tym stwierdzeniu, niemniej prawdą było, iż przejście czerwonego szlamu przez miasto i wzbudzone przez nie pożary zdominowały bal... szczególnie dla drowów z Godeep i Eilservs.
Neevrae zdobyła pewne informacje, które Alakeen posiadał, oraz chciał się nimi podzielić, być może przyszły czempion Xaniqos. Kapłanka nie wiedziała czy słowa Alakeena mają jakąkolwiek wartość, a nie są czczymi przechwałkami, jednak mogła zakładać, że kapitan straży posiada swoje umiejętności na przyzwoitym poziomie. To, czy ten poziom będzie wystarczający było oddzielną kwestią. Jakakolwiek nie okazałaby się prawda drow nakreślił pewne podstawy wiedzy, jakiej brakowało Neevrae. Miała w tym momencie pewien punkt zaczepienia, a nie błądziła po omacku próbując rozeznać się w sytuacji.
Bal opuszczała część magów, jak i wojowników, w tym i Alakeen. Niektórzy bawiący się na balu pozostawali, jako że byli w stanie nie nadającym się do konstruktywnego działania. Kto by się przejmował podpalającymi miasto szlamami, kiedy alkohol huczy w głowach, a partner wzbudza wewnętrzny ogień? Przecież byli inni na których barki można było zwalić opanowanie sytuacji... Dla Neevrae jednak działo się zbyt wiele, aby pozwolić sobie na zignorowanie tego.
A może nie była w odpowiednim stanie?
Pozostawiona sama sobie pokręciła się jeszcze wśród drowów, chociaż nie miała większej nadziei, że uda jej się wychwycić coś interesującego, jako iż część pozostałych miała raczej inne priorytety. Kapłanka zastanawiała się, w której grupie znajdowała się Ilivara... Co zaś tyczy się Shi'natara... Ciekawiła się czy on także zajmie się problemem szlamów, ale tak czy inaczej, z nim lub bez, miała zamiar opuścić przyjęcie.

***

Po powrocie zaczęła analizować informacje, jakie przekazał się Alakeen. Były one użyteczne acz ogólne, a kapłanka zapamiętała tego drowa... na wszelki wypadek. Nigdy nie wiadomo, kogo będzie się potrzebować w przyszłości. Ciekawiło ją czy Lesna zdołała się czegoś dowiedzieć, choć wątpiła, aby były to informacje szczegółowe, niemniej czasami nawet niewielki ich skrawek mógł być na wagę złota. Musiała jeszcze odbyć jedno spotkanie, które przez bal odeszło na boczny tor, ale z tym wolała poczekać do dnia następnego, kiedy chaos powstały w mieście się wyciszy...
 
__________________
Writing is a socially acceptable form of schizophrenia.

Ostatnio edytowane przez Zell : 19-03-2013 o 01:22.
Zell jest offline  
Stary 18-03-2013, 22:35   #24
 
F.leja's Avatar
 
Reputacja: 1 F.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnie
Valyrin z zainteresowaniem przechyliła delikatnie głowę na bok i spojrzała w twarz Illiamiary. Czego mogła od niej chciecć Mistrzyni Wtajemniczeń? W myślach wiedźmy zakiełkowało ziarno zainteresowania.
- Może wieczór nie jest stracony - powiedziała swoim łagodnym głosem i wstała - Za Tobą, Moja Pani - ledwo zauważalnie skłoniła głowę okazując szacunek. Nie istniała taka sytuacja, w której warto było być niegrzecznym. Na mnisią modłę schowała dłonie w rękawy i na wszelki wypadek zaplotła prosty, choć brutalny czar, który mógł jej uratować życie, gdyby okazało sie, że Illiamiara ma dla niej coś ostrzejszego niż język.
Choć i to mogło zawieść, w tym przypadku.Doszły do sporego balkonu z którego widać było całem miasto. Naczelna magiczka spojrzała na okolicę, a potem na samą Valyrin.- Zakładam, że już zadomowiłaś się na nowym stanowisku Naczelna czarodziejko Despana?
- Określiłabym to może innymi słowami, ale tak przejęłam obowiązki Najwyższego Maga Domu Despana - uśmiechała się, ale uważnie obserwowała Illiamiarę - Tuszę, że nie przerwałaś mojej nudy tylko by upewnić się w moim dobrobycie?
-Nie. Ufam, że skoro już objęłaś schedę po swym poprzedniku to... dopilnujesz jego zadań. Takich jak oczyszczenie Domu z kultów demonów, które są często plagą domu Despana.- odparła kobieta.- Jak i innych kultów. Obecna Matka Opiekunka Despana ma dość pobłażliwy stosunek do tej kwestii.
- Oczywiście - uśmiech urósł do obscenicznych na drowią miarę rozmiarów - Choć dlaczego tracisz czas by mi przypomnieć o moich obowiązkach wobec mojego domu, nie jestem pewna.
Czar splatał się i rósł wraz z pragnieniem uśmiercenia Illiamiary, tu i teraz.
-To są obowiązki, dość często zapominane przez twoich poprzedników droga Valyrin.- odparła z przekąsem czarodziejka zerkając na swą rozmówczynię.-Mam nadzieję, że dom Eilservs nie będzie musiał... zareagować odpowiednio. I że... to tylko palce cię swędzą droga Valyrin, bo jeśli myślisz o rzuceniu czaru, to może to być ostatnie zaklęcie jakie rzucisz w tym życiu.
Zimno wypowiedziane słowa... ale zawierające sporo prawdy. Atak tak oczywisty byłby podobny do policzka jakiego owa kapłanka wymierzyła swemu partnerowi. Kompromitacją … tyle, że napaść na naczelną czarodziejkę drugiego Domu, niósłby dalekosiężne i nieprzyjemne konsekwencje dla Valyrin. O ile by wygrała magiczną walkę z najpotężniejszą kapłanką konkruencyjnego Domu. Skórka niewarta wyprawki...
- Nie musisz się … martwić … siostro - odparła ciepło - Lubię czymś zajmować ręce. Równie dobrze mogą to być jakieś mało ważne kulciki.
Illiamiara nawet nie podejrzewała, że dawała Valyrin pretekst by zagłębić się w demonicznym półświatku Despana. Oczywiście, że pozbędzie się konkurencyjnych kultów. Kilku wyznawców poświęci, a tym najciekawszym wskaże inną drogę do osiągnięcia potęgi.
- Czy masz dla mnie jakieś jeszcze wskazówki? - zamruczała - Może, od kogo mam zacząć?
-Nie mam...-odparła w odpowiedzi drowka przyglądając się przenikliwym spojrzeniem Valyrin.- Inkwizytorki miasta przyglądają się wszelakim Domom, z tą samą należytą uwagą. Despana nie jest pod tym względem wyjątkiem, ale... jak w Shi’quos rozwinięty był kult Kiaransalee, a wśród Aleval i Tormtor często szerzyła się herezja zamaskowanego Vhaerauna... tak Despana jest podatny na demoniczne sekty.
- Och no cóż, jakoś sobie poradzę - Valyrin postarała się złagodzić entuzjazm, który ogarnął ją na myśl, że zostanie swoją własną inkwizytorką - Nie martw się, najdroższa przyjaciółko, będziesz ze mnie dumna.
-Nie wątpię. Będziemy cię mieli na oku...- rzekła czarodziejka i dodała z uśmiechem.- I służyć pomocą w przypadku odkrycia herezji.
- Cudownie - zadrżała w swoim entuzjazmie - Juz nie moge się doczekać. Wybacz, Pani, ale mam przemożną chęć zatańczyć.
Skłoniła się jeszcze i wmieszała się w pochłonięty zabawą tłum. Musiała pomyśleć, musiała się uspokoić. Tyle możliwości. Co miała zrobić z tą wiedzą? Jak to rozegrać? Czy Illamiara była z tym u Shehirae? Czy rozmawiała z kimś jeszcze w Domu? Czy to miał być test? Postanowiła podglądać kapłankę. Oko nie było jej do tego potrzebne. Jakiś potężny czar. Może teraz? Przyszła na bal przygotowana do podsłuchiwania i podglądania. Kochała dywinację równie mocno jak przywoływanie i tak jak ze swoimi osiągnięciami w przywoływaniu obnosiła się wszem i w obec, tak sztukę zaglądania w przyszłość i teraźniejszość trzymała blisko serca.
Już miała sięgnąćdo splotu by nałożyć na inkwizytorkę coś wymyślnego, gdy świat zadrżał w posadach. Za oknem stwór wyznawców Pana Glutów. Mobilna kupa ziejącego ogniem błota. Nie znosiła tego śmierdzącego wypierdka i jego fanatyków. Bez chwili namysłu porzuciła plany śledzenia Illamiary. Skupiła wzrok na dogodnym punkcie blisko jednego z potworów i wyszeptała słowo klucz.
- Gaer …

~'~

Przemieszczały się powoli...Bezmyślne kupy szlamu o kolorze bordo. Były prawie dziewięciometrowymy słupami o barwie krwi. Wynużające się z nich macki uderzały o budynki powodując pożary. Co nie było trudne, zważywszy że magazyny nie były zbudowane z drogiego kamienia, a ze zdrewniałych grzybni, które łatwiej było znaleźć niż drewno... a paliły się jeszcze lepiej.
Co jakiś czas stwory wybuchały ognistą pożogą, pochłaniając wszystko dookoła. Wzbudzały chaos i panikę. Biedne drowy plebejskie i niewolnicy uciekali w szalonej panice przed tymi bestiami...Części się nie udało.
Valiryn była jedną z pierwszych magów, którzy pojawili się na miejscu bitwy. Naczelna czarodziejka domu Despana najpierw teleportowała się kawałek, po czym resztę drogi przeleciała, po drodze osłaniając się przed żarem za pomocą ochronnej magii.
Na cel wybrała sobie wyjątkowo tłustego i obrzydliwego potworka, który maltretował dzielnicę plebejuszy. Zanim jednak dała się pochłonąć nienawiści należało sprowadzić sojusznika. Kilka gestów i słów i... na drodze zaczął bulgotać gejzer, który rósł i rósł przyjmując postać.


Sporego żywiołaka wody. Dwa wrogie sobie stworzenia stanęły naprzeciw siebie, acz... jakkolwiek żywiołak był duży, to nadal mniejszy od swego adwersarza. Niemniej niewątpliwie posłuży na wstrzymanie wrogiego śluzu... a może nawet uszkodzić potwora.
Tymczasem w kierunku drowki nadlatywał majestatycznie od strony zamku Xaniqos, wielki podziemny smok.



Popisować sztuczka mistrza Nihrizza, naczelnego maga domu Tormtor znanego z częstego używania tej postaci w różnych rodzajach walk. I powód dla którego właśnie ten niepoprawny hulaka nadal był naczelnym magiem swego domu. Valyrin nie narzekała. Jego majestatyczne cielsko pokryte lśniącą łuską. Grające pod skórą mieśnie i ta bijąca z każdej części ciała potęga. Nihrizz, zwłaszcza w tej formie, przyprawiał ją uderzenia gorąca. Nie mogła jednak pozwolić sobie na chwile uwielbienia w obecnej sytuacji.
Jej żywiołak i szlam weszły w zwarcie, towarzyszyło temu chmura pary, ale już po pierwszej wymianie ciosów między potworami widać było że żywiołak wody jest na straconej pozycji. Jego zadaniem nie było zresztą pokonanie szlamu, a jedynie danie wiedźmie czasu na bardziej drastyczne kroki.
Valyrin zdecydowała się zadziałać brutalnie, mając nadzieję, że brak subtelności nadrobi efektami. Zajęła dogodną pozycję, przygotowała komponenty, magnetyt i szczypta prochu w jednej ręce, a w drugiej kropla potu zamknięta w łatwej do rozduszenia ampułce - była gotowa do ucieczki w razie gdyby planowana dezintegracja zawiodła. Magia dawała wielką potęgę, ale niosła też ogromne ryzyko. Wiedźma nie czekała ani na smoka, ani na śmierć żywiołaka, potarła kamień i proch, sięgnęła do Splotu po moc i przywołała żądzę zniszczenia. Chciała widzieć jak istota rozpada się na drobne cząsteczki przed jej oczami. Nikt nie miał prawa niszczyć jej miasta. Wyciągnęła rękę i skierowała swój gniew prosto w opasłe cielsko.
- El l'puul aterruce - rozkazała.
Promień energii uderzył w stwora niszcząc jego tkankę w rozbłysku światła. Mimo że stwór był bezmyślny, poczuł to uderzenie i zareagował falą ognia wyzwoloną z “ust”, ogień pochłonął drowkę przez chwilę lecz wyszła z tego bez szwanku. Gorzej było z żywiołakiem, który trzymał się ostatkiem sił. Promień zaklęcia dokonał spustoszeń w ciele owej abominacji. Połowa jego ciała znikneła, przez co wyglądał jakby składał się jedynie z nóg, ale nadal atakował.
Smok wylądował zmieniając się w drowa o rysach twarzy przywodzących na myśl lisa i barwionych na lekki róż długich białych włosach. Ta postać mniej pobudzałą wyobraźnię mistrzyni przywołań, ale gdyby zamknęła oczy i wyobraziła sobie ...
Wypowiedziawszy zaklęcie mistrz Nihirzz posłał w kierunku potwora pięć magicznyc pocisków, które eksplodowały na ciele bestii. Pojawiały się już kolejni czarodzieje i kapłanki w okolicy.
Ale ten stwór był już na tyle osłabiony by dało się go dobić.
Valyrin, zaspokoiwszy gniew, zapragnęła dać upust swojej małostkowej podłości. Wyciągnęła obie ręce przed siebie i kilkoma szybkimi gestami przywodzącymi na myśl taniec, wyrysowała w powietrzu symbol. Wystarczyło nadać mu mocy kilkoma słowami wyciągniętymi prosto z buduaru.
- Tlu ussta lince’sa - szepnęła z rozbawieniem. Szlam w tym czasie zebrał całą swą bezmyślną siłę i skierował ją na wiedźmę, jako główne źródło swojego cierpienia. Był już w ruchu gdy uderzyło go zaklęcie. W powietrzu zamarł, skręcił się w niewymownie zawiły kształt, zapadł w sobie, zawinął do środka i zmienił w różową, wielkooką jaszczurkę - jedną z tych, które w poprzednim sezonie były bardzo modne wśród wysoko urodzonych małoletnich drowek. Stworzenie z rozpędu padło na dach budynku na którym stała Valyrin i poturlało się prosto pod jej stopy. Mistrzyni uśmiechnęła się okrutnie i opuściła na żałosnego potworka twardy obcas. Poczuła i usłyszała chrzęst pękającej czaszki. Szlam był upokorzony i martwy, a Valyrin dostała przyjemną dawkę ćwiczeń.
- Jednak warto było iść na ten bal - zamruczała powabnie, choć nikt jej nie słyszał.

~"~

Gdy sytuacja została opanowana, wiedźma poczuła pragnienie powrotu do swojej wieży. Przywołany widmowy rumak zaniósł ją do domu, pozwalając pogrążyć się w myślach. Pomijając rewelacje Illamiary bal był nudny. Bitwa natomiast dała pewien ciekawy obraz. Interesujące jak wielu magów tak szybko odpowiedziało na zagrożenie. Interesujące jak niewiele kapłanek miało szanse wykazać się w tej walce. Interesujące i niepokojące. Kapłanki nie były znane z tego, że lubiły dzielić się władzą. Czy to był powód dla którego Shehirae połączyła siły z matroną Vae i chciała wysłać magów na wyprawę samobójczą? Czy Shehirae obawiała się siły magów Despana? Z pewnością nie … Shehirae wiedziała, że Valyrin całym sercem i duszą służy swojemu domowi. Ale czy na pewno?
Gdy już znalazła się w zaciszu swoich komnat, pozwoliła sobie zadrżeć na myśl, że jej Matka Opiekunka mogłaby tak po prostu rzucić ją na pożarcie pająkom. Valyrin usiadła na krawędzi łóżka i westchnęła.
- Matko? - niepokój w głosie Rah’fola kontrastował z jego chłodnym spojrzeniem. Z oczu kambiona nie dało się jednak nigdy nic wyczytać. Valyrin nauczyła się szybko szukać oznak uczucia gdzie indziej - Słyszałem co się stało. Nic ci nie jest?


Jak zwykle ukląkł u jej stóp i podniósł na nią białe oczy. Wyciągnął rękę i chwycił jej drobną dłoń w swoją. Bijące od niego nadnaturalne ciepło rozluźniało drowkę niczym łagodzący balsam. Uśmiechnęła się prawdziwie i pogładziła policzek swojego syna. Przysunął się bliżej i objął ją potężnymi ramionami. Było bezpiecznie i ciepło. Była w domu. Położyli się oboje w komicznie wielkim łożu, które Valyrin odziedziczyła po swoim poprzedniku. On gładził jej włosy, a ona układała w głowie zaklęcia. W końcu Rah’fol zgasił ostatnią, dogorywającą świecę i zamknął Valyrin pod namiotem skrzydeł. Przyszedł sen. On czuwał.

~"~

Następny dzień wiedźma spędziła na przygotowaniach do wyprawy w korytarze podmroku. Zastanwiała się jaka taktyka będzie najlepsza. Postanowiła wysłać kilku bardziej doświadczonych magów, tych którzy pragnęli się wykazać. Tych po środku drabiny, którzy widzieli już z bliska co kryje sięna szczycie, jednak wciąż nie stracili jeszcze z oczu swoich skromnych początków. Z własnego doświadczenia wiedziała, że to oni byli najbardziej ambitni i obiecujący. Nie chciała jednak tracić ich zbyt wielu takich potencjalnych sojuszników, resztę miejsc w drużynie podzieliła między tych, których najłatwiej było zastąpić i tych których lojalność wobec niej była wątpliwa. Zatrudniła także dwie utalentowane w dziedzinie dywinacji magiczki, które miały uważnie obserwować wyprawę. Sama też miała zamiar mieć oko na to co miało się tam wydarzyć.

~"~

Wieczór straciła na oglądanie scen seksu i rozpusty. Przedstawienie nie było specjalnie natchnione, a przynajmniej to próbowała sobie wmówić samotna od wielu lat wiedźma. Poprzedzająca podglądanie rozmowa tylko ją zirytowała. Lubiła sprawiać wrażenie słabej, jednak nie rozumiała dlaczego wszyscy mężczyźni, których spotyka chcą jej matkować. Zaskakujące i niepokojące, może to kwestia image?
Rozmowa, która nastąpiła tuż po podglądaniu również nie napawała optymizmem w tej kwestii jednak poddała jej kilka ciekawych pomysłów. Musiała jednak poczekać na dalsze ich rozwinięcie. Czekanie stanowiło ogromną część jej życia.

~"~

Kolejne dni upływały pod znakiem przygotowań do inauguracji labiryntu. W ostatniej chwili postanowiła dodać elementy walki w powietrzu. Jedna z pułapek miała zmieniać dwóch graczy w smoki i zmuszać ich do walki w wielkiej energetycznej bańce, która malała z każdą sekundą aż do śmierci jednego z walczących. Pomysł wydawał się prosty jednak wymagał sporo wysiłku z jej strony.
Gdy więc Vlos pojawił się w jej skromnych progach zupełnie wyleciało jej z głowy po co go wezwała.


- Moja Pani mocno zaangażowała się w te igrzyska - zauważył jej słodki impertynent.
- Wiesz, że musimy pokazać swoją wartość na tej arenie - wiedźma uderzyła otwartą dłonią w plany, tak że zadrżało całe biurko. Vlos uśmiechnął się tylko jeszcze szerzej. Szczur nigdy nie przestawał się uśmiechać.
- Chcę żebyś rozpuścił plotkę.
- O, a to coś nowego - przysiadł na krawędzi biurka i pochylił się w stronę Valyrin. Nie próbował jej uwieść, Vlos już taki był, każdego chciał oczarować - Co to ma być za plotka, moja pani?
- Kapłanki zawarły przymierze z inkwizycją i chcą zrobić czystkę w Despana.
Jej słowa zrodziły krótką, niezręczną ciszę.
- Chcę zobaczyć, kogo ta plotka wykurzy z ukrycia - mruknęła, rozprostowując pogięty rysunek.
- Jak sobie życzysz, najsłodsza z mistrzyń - odparł jej uczeń i nim się spostrzegła, skradł jej całusa i uciekał z gabinetu.
- Masz być ostrożny - warknęła jeszcze za nim, przyciskając dłoń tam gdzie wciąż czuła ślad jego ust.
- Zawsze jestem - odparł na odchodne. I to była prawda, zawsze był ostrożny. Jego słowa nigdy nie były jego. Korzystał z iluzji, transformacji, cieni i szumów. Vlos był słowem na wietrze. Był jej ukochanym uczniem i najbardziej przydatnym stworzeniem jakie znała.
Gdy zniknął, poczuła ciężar nadchodzacej rozmowy. Musiała przestać chować się za obowiązkami i spotkać z Shehirae. Musiała się dowiedzieć, co Matka Opiekunka wie o Illiamiarze i jej planach. Najwyższy czas na poważną rozmowę.
 
__________________
I don't mean to sound bitter, cold, or cruel, but I am, so that's how it comes out. ~~ Bill Hicks

Ostatnio edytowane przez F.leja : 19-03-2013 o 07:40.
F.leja jest offline  
Stary 19-03-2013, 00:24   #25
 
Pan Błysk's Avatar
 
Reputacja: 1 Pan Błysk ma wyłączoną reputację
Tak więc archiwista dokończył ukłon, wszak stała przed nim kapłanka. Myśli które kłębiły się w jego głowie zachował jednak dla siebie.

-Proszę wybaczyć ale ani chybi nie zrozumiałem sensu tej wypowiedzi. Być może dlatego, że jestem tylko skromnym bibliofilem i filozofem. Nie dla mnie gry słowne oświeconych kapłanek Lolth.

-Kpisz... Pod tą układną odpowiedzią jest kpina archiwisto.- rzekła z ironicznym uśmiechem kapłanka.- Albo jesteś naiwny. Wróżby, sam powinieneś wiedzieć bibliofilu. Wróżby nigdy nie są jasne i proste. Nigdy nie wskazują oczywistej drogi... są ostrzeżeniem.

- Błagam o wybaczenie Pani, nie było moim celem kpić z Ciebie ani twej przepowiedni. To jednak iż mi o niej powiedziałaś wzbudza kontrowersje. Jeśli wolno mi zauważyć, bezinteresowna pomoc, w tym i ostrzeżenia, nie leżą w naturze naszej rasy. - Shi’natar chciał kupić sobie więcej czasu aby móc choć odrobinę dokładniej przemyśleć ową przepowiednię.

-Nie jest. Jestem pewna, że Lolth nakaże ci spłacić swą łaskę w jakiś sposób, gdy przyjdzie ku temu czas. Niemniej, przekazuję ci ją... bo taki był jej wybór i kaprys.- spojrzała prosto w oczy drowa.-Widywałam cię w towarzystwie Lesenia, jesteście dość dobrze ze sobą zaznajomieni?

-O Pani jeśli pytasz czy rozmawiamy często to odpowiem twierdząco, jeśli jednak pytasz czy znam jego tajemnice, muszę zaprzeczyć. Czy jest to wyczerpująca odpowiedź na twe pytanie?

-Nie. Za to bardzo dyplomatyczna.- uśmiechnęła się Lanni, przykładając dłoń do policzka drowa.- Boisz się mnie i słusznie. Ale mogę sprawić, byś mnie... wielbił, jeśli okażesz się... użyteczny.

-Zawsze staram się zadowolić kapłanki Lolth a przez to i boginię. - Pozwolił sobie dobrać słowa tak aby jego wypowiedź zabrzmiała dwuznacznie. - Zawsze jestem gotów wam służyć jak przystało mej płci. - Skłonił się pokornie by nawet przypadkiem nie zdradzić swoich myśli.

-I zyskać coś, prawda Shi’natarze?- rzekła z uśmiechem kapłanka. -Zdradź o czym teraz myślisz?

- A czyż już nie zyskałem? Wszak Lolth obdarzyła mnie swą łaską, i to podwójnie. - Spojrzał w oczy kapłanki. - Czy me myśli są dla Ciebie tajemnicą o Pani?

-Może tak, może nie...- odparła enigmatycznie Lanni uśmiechając się szyderdczo.- Wszyscy jesteście narzędziami w rękach naszej Pani, mniej lub bardziej użytecznymi. Wystarczy jednak byś znał swoje miejsce, a będziesz czerpał z tej pozycji profity. Jakież to miejsce należy się tobie archiwisto?

- To wie na pewno tylko Lolth, jedyne czego jestem pewien ja, to, że miejsce owo będzie zawsze pod kapłanką. - Znów pozwolił sobie na dwuznaczność.

-Nie wątpię... A pod którą kapłanką planowałeś znaleźć się dzisiaj?- spytała niezrażona jego bezczelnością Lanni.

- Nie moje plany lecz wola tych które są posłanniczkami Lolth się liczy.

-Wola Lolth, niewątpliwie wola Lolth. -mruknęła w odpowiedzi Lanni.- Wola Lolth i twoja ambicja, której może mogę pomóc, ale o tym porozmawiami innym razem. Przyda mi się sojusznik z zewnątrz do porządkowania spraw w moim domu.

- Jeśli takie jest twoje życzenie, dysponuj moja osobą wedle uznania Pani.

-Powinniśmy się kiedyś spotkać. Ponoć w enklawie są dobre perfumerie...Chciałabym to sprawdzić.- rzekła w odpowiedzi kapłanka.- Za jakieś dwa dni...

- Będę oczekiwał tej chwili z niecierpliwością. - Ukłonił się dwornie. - Czy jest twym życzeniem Pani abym dalej Ci towarzyszył?

-Jeśli zabawisz mnie opowieściami z dawnych czasów, albo... ja mogę coś wspomnieć. Wiesz jak zostało założone miasto? I przez kogo?- uśmiechnęła się kwaśno Lanni.- Nie wiesz, prawda? Nikt nie wie. Tajemnice te zostały ukryte w księgach i zwojach Kilsek, ale czy Vae je mają? Może. A może i nie.

- Z chęcią wysłucham wszelkich opowieści jakimi się zechcesz ze mną podzielić w swej mądrości wielebna Vae. - Shi’natar pozwolił sobie sięgnąć po dwa kielichy wina z tacy przechodzącego obok kelnera po czym podał jeden kapłance.

Lanni zaś opowiedziała historię... urywaną opowieść pełną słów prawdopodobnie i podobno. Opowieść o mieść które odwróciło się od właściwej sobie wiary i które zatonęło w swych nieprawościach. By zostać podbite przez wędrujące klany drowów, które opuściły inne miasto.

Historię pozbawioną szczegółów i nazw, opowieść poskładaną z nielicznych zapisków i prób wróżenia.

-Historia, czasem zatacza koło.- rzekła na koniec.

- Z tym, że za pierwszym razem jest to tragedia a za drugim farsa. - Dokończył przysłowie Shi’natar.

-Może...- odparła Lanni, a rozmowę przerwały wybuchy. Kapłanka bez słowa opuścila Shi’natara by się im przyjrzeć.
A syn Mevremas zaczął się rozglądać po sali w poszukiwaniu kuzynki. Jego zbyt długa nieobecność przy niej mogła zostać źle odczytana i wpędziłaby go w kłopoty a tych wolał unikać. Przynajmniej na razie...

Tymczasem udało mu się dotrzeć do Neevrae i przekonać ją do opuszczenia przyjęcia. Jak na jeden wieczór wydarzyło się już dość i wszystko ponad to było by tylko stratą czasu. Archiwista wiedział już jakie stanowisko zająć w przyszłości aby móc skorzystać z wzajemnej niechęci drowów. Nie miał ochoty krzyżować komukolwiek planów. Wręcz przeciwnie, pragnął je wspierać i obserwować, niczym ogrodnik ze świata ponad który starannie dba o krzew róż by kwiaty mogły rozkwitnąć w pełni.
 
__________________
Jemu co góry kruszy jemu nie | Jemu co słońce jego zatrzyma jemu nie
Jemu co młot jego rozbija jemu nie | Jemu co ogień jego przerazi jemu nie
Jemu co głowę jego podnosi nad jego serce | Jemu diament
On diament

Ostatnio edytowane przez Pan Błysk : 19-03-2013 o 00:40.
Pan Błysk jest offline  
Stary 20-03-2013, 16:37   #26
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
-Ach.. Jeden z moich ulubionych klientów. Słyszałem pogłoski, że ostatnio katedra nekromancji ma jakieś kłopoty? Współczuję. Mam nadzieję, że to tylko...- rzekł cichym acz wesołym głosem czerwony mag.- ...chwilowe trudności.

Akormyr przyzwyczaił się już, że niemal każda rozmowa zaczynała się od stwierdzenia tego stanu rzeczy.

Mag natomiast kontynuował głośniej swój wywód. -Wiesz czego się nauczyłem, siedząc tyle lat w enklawie? Że... Nauka Sztuki i potęga samej magii, są przeceniane. To co pragniesz zdobyć poprzez przeglądanie zakurzonych tomów i lata doskonalenia rzemiosła o wiele szybciej zdobywa się poprzez trafne decyzje związane z handlem. Wystarczy wiedzieć co chcą jedni i co mogą zaoferować drudzy. Po czym połączyć obie sprawy i pobrać prowizję za swe starania. Tylko tyle i aż tyle, prawda?

Akormyr po części podzielał tą opinię. Bycie pośrednikiem w dobrej umowie zawsze wiązało się z zyskiem. Drow zawsze starał się pośredniczyć w różnych zakupach dóbr dla jego domu z enklawy i nigdy nie wychodził na tym źle. Uważał też jednak, że pewne przełomy w dziedzinach magicznych, zwiększają wiedzę i osobistą potęgę bardziej niż jakakolwiek ilość złota.

Ychtarion nachylił się ku drowowi i szepnął.- Na przykład obecnie Dom Tormtor zamierza zakupić aż dwadzieścia thayskich golemów. Szkoda, że inne Domy nie idą w ich ślady, prawda? Choćby Shi'quos. Jestem pewien, że ktoś kto nakłoniłby decydentów tego Domu do tak intratnej transakcji, mógłby... sam przy okazji zarobić, nieprawdaż? Głos rozsądku powinien być właściwie doceniany.

-Ychtarionie. Powinieneś wiedzieć, że drowy to nie ludzie. Główne katedry w takim domu jak mój, muszą mieć golemy wykonane własną ręką. Inaczej byłaby to ujma dla ich prestiżu. Być może jednak któraś z pomniejszych katedr zachciałaby je nabyć lub jeden z jej członków. Golemy innej katedry mogą nie być przeznie mile widziane i zdecydują się nabyć coś neutralnego.-odpowiedział szeptem po czym obaj magowie odeszli na stronę.

-Ja sam uważam to durne idealizowanie dumy, za cechę która bardziej szkodzi, niż pomaga.- odparł Ychtarion nalewając wina.- Nie uważasz, że tak duży zakup wykonany przez najważniejszy Dom w wmieście nie powinien być... kubłem zimnej wody dla pozostałych ? Nie należy nigdy być na końcu stawki w wyścigu zbrojeń.

To ostrzeżenie, cenne znak że coś się zbliża.

-Świadczy to o nadchodzącym zagrożeniu. Więc w pewnym sensie masz rację. Być może główny Dom wie coś, czego inne jeszcze nie wiedzą. Skoro zdecydował się na taki ruch, ma swoje powody. Nawiasem mówiąc skoro przechodzimy do przyjacielskich porad czy Thay ma trudności w nawiązaniu jakiś kontaktów handlowych? Być może jakieś rasy, grupy czy organizacje nie chcą handlować z ludźmi. Natomiast z drowami zwłaszcza z Shi'quos już tak. Naturalnie kontakt nie byłby oficjalny, co tłumaczyłoby dyskrecję ale i niższą cenę. Oznakowane inaczej i wyprodukowane z doradztwem z pierwszej ręki oraz cichym pośrednictwem mogłoby otworzyć nowe rynki. Podobnie mogłoby być też z rasami z którymi pewni przełożeni nie chcieliby handlować. Jednak pewni przedsiębiorczy magowie już tak.- Akormyr rozmawiał bardzo dyskretnie z Ychtarionem, ściszony głos i baczna obserwacja wynikały nie tyle z tematu rozmowy co przyzwyczajenia.

-Nie... Nie wydaje mi się by istniały jakieś rasy z którymi Thay chciałoby handlować, a nie mogło. Poza... drowami oczywiście. Twój Dom, Godeep i Eilservs... mają opory przed handlem z Thay. Nie potrafią odróżnić dumy od interesu, a przecież to dwie różne sprawy. Nie muszę lubić waszej kultury, bądź mieć szacunku dla waszej rasy, by handlować. Niestety wy drowy, wszystko komplikujecie.- westchnął smętnie Ychtarion. Uśmiechnął się ironicznie.- To takie smutne prawda? Poza tym... Czy twój Dom przypadkiem też nie unika rozwoju i sprzedaży swej magii? Nie wydaje mi się byście byli dobrymi handlowcami, tak jak Godeep.

Wy jesteście za tani, a katedry zbyt podzielone i dumne. Mając tylu magów, powinniśmy być potentatami w mieście. Niewykorzystany potencjał, jestem zbyt nisko by to zmienić. Potrzebuje sukcesu jak przełom z golemami, wtedy na fali wznoszącej mogę rzucić pewne propozycje. Enklawie by się to nie spodobało...

-W każdym domu o wszystkim decyduje góra. Wiadomo kim jest nasza matka opiekunka. By otworzyć nasz dom na handel z Thay czy w ogóle kimkolwiek, musiałby nastąpić zmiany. Nie mówię tu o niej ale o tym kto stoi w jej hmmm cieniu-powiedział niemal ze śmiechem.- To dawałoby niezwykłe możliwości, jest jednak również prawie nie możliwe.

Przynajmniej nie dla samotnego drowa.

-Rozumiem twoje kłopoty przyjacielu, ale też i ty musisz zrozumieć moje motywacje. Jeśli... Tormtor wypowie wojnę, to Thay stanie u jego boku, a ja... stanę po stronie enklawy. Teoretycznie. Wszak nikt do wojny domowej nie dąży, prawda?- odparł z uśmiechem Ychtarion.- Nie słyszałeś może takich pogłosek? To całe zbrojenie jednego domu, te... konszachty które obserwujemy z enklawy są niepokojące. Wojna to dochodowy interes, ale tylko wtedy gdy nie stoi się na polub bitwy.

-Pogłoski, wiesz jak z nimi jest. Podział w mieście jest oczywisty. Po jednej stronie Godeep i Eilservs być może Xaniqos. Dwa pierwsze są na siebie skazane a łączy ich niechęć do Thay. Ostatni przyłączyłby się do spisku gdyby miał spore szanse powodzenia. Przeciw nim stoją Tormtor, Despana i Alavel. Vae zyskali sporo z rąk głównego domu w poprzedniej wojnie. Sądzę, że bliżej im do nich niż do Godeep i tych fanatyczek. Mój Dom jak wiadomo nie jest specjalnie uduchowiony, bliżej nam zapewne również do grupy rządzącej obecnie. Jednak co warte podkreślenia, rozkazuje człowiek z Cienia a on może chcieć położyć łapę na wiedzy enklawy czy bibliotekach Vae. Na jego etapie, tylko te kąski mogą być smaczne. Wiesz przecież Ychtarionie, że konflikty między domami szlacheckimi i wymiana sztyletów w cieniu to u nas normalna praktyka. Na tych liniach moim zdaniem dochodzi do cichych konfliktów. Jednak wojna domowa? Miasto odrobiło tę lekcję to nic przyjemnego, jeśli żadna ze stron nie zyska olbrzymiej przewagi nie dojdzie do niej. Eliminacja domu który byłby skrajnie wyczerpany i słaby z jakiś powodów to raczej maksimum. Cenię sobie nasze relację, zatem szepnę ci co myślę o zbrojeniu się głównego domu. Na moje oko obawiają się czegoś z zewnątrz.

-Mam taką nadzieję, bo w przypadku wybuchu wojny domowej...- zerknął w stronę swej łysej przełożonej.-Soltica będzie narzekać, a kto będzie wysłuchiwał jej narzekań? Skromny sługa w mej osobie. Eeeeech... ta baba jest gorsza od każdej kapłanki Lolth. Czarnoskóre przynajmniej mają klasę, której Soltice najwyraźniej brak. Miejmy nadzieję, że to się zmieni z następnym transportem towarów.

-Zmieni, nie wygląda jakby miała się zmienić. Tak to jest ze skromnymi sługami, trzeba wysłuchiwać żali zrzędliwych przełożonych.- uśmiechnął się od ucha do ucha. Sam wiedział o tym najlepiej.

-Ktoś ma przybyć, ktoś ważny...A przecież starego Balchizara nie zmienią. Staruch niemal przyrósł do swego stołka. Być może więc wymienią Solticę lub mnie. Tak czy siak, dla mnie zysk. Bez obrazy, ale... Erelhei-Cinlu to nie miejsce jakie wymarzyłem sobie na emeryturę. Brak słońca potrafi być jednak dokuczliwy.- wyjaśnił Ychtarion, trącając wskazującym palcem swój nos.- Ale ode mnie tego nie słyszałeś. Ani nikt w enklawie nie potwierdzi tego.

Po czym spytał.- A u was? Nie szykują się zmiany na jakichś stanowiskach? Już najwyższy czas na to, by któryś z mistrzów... nie dożył następnego dnia.

-Mój się nie zmieni, prędzej zawali się Erelhei-Cinlu. Co do zmian wśród innych mistrzów, twój nos dobrze ci mówi. Zmiany w moim odczuciu nastąpią od obecnych rozgrywek zależy, na jakim stanowisku. Mam nadzieję, że nie padnie na ciebie jeśli chodzi o wasze zmiany. Zręcznie grasz, Enklawa ma pożytek, a grunt jest niepewny. Gdyby jednak do tego doszło, szepnij zmiennikowi o naszych dobrych relacjach. Soltica to urzędnik może góra uważa, że to nie będzie wystarczać w nadchodzących dniach. Zapewne rozumieją jak wyjątkowa jest zgoda na istnie Enklawy, Lolth rzadko na takie rzeczy pozwala. Widać matrona Tormtor i jej rozmach w zmianie miasta ją przekonały. Przy władzy kapłanek jednak, wszystko jest niepewne to nie magokracja sam rozumiesz. Wystarczy, że inicjator pomysłu zszedłby z tego świata. Miasto stałoby się dla was, nieprzyjemne.

-Dobrze znamy zagrożenia... Jednakże obecnie wizje magokracji nie są dla nas zbyt optymistyczne. Obecnie … kto mógłby stanąć na czele takiej magogracji, magowie Shi’qous?- Ychtarion wzdrygnął się na samą myśl. - Ty może i jesteś nastawiony pozytywnie do enklawy, ale... reszta magów ma odmienne zdanie. Lepsza teokracja z Tormtor niż magokracja pod przywództwem twego Domu.

-Czy ja coś mówiłem o tak dalekich krokach. Chciałem jedynie wspomnieć o specyfice położenia Enklawy. W interesie Enklawy jest zróżnicowanie miasta. Na szczycie Tormtor i ich kapłanki. W innych domach, zaś im mniej kapłanek tym lepiej dla was. Magowie dla władzy zrobiliby wiele, nawet ci najgorsi. Stalibyście się języczkiem uwagi teoretyzując naturalnie.

- Cóż... Naiwne myślenie, nawet jak na ucznia czarodzieja. Naiwne, acz ambitne.- zaśmiał się Ychtarion. -My już jesteśmy języczkiem uwagi. Tak jak Verdaeth trzyma w enklawie tego napuszonego idiotę Gordiusa, by irytować Eclavdrę, tak... sama enklawa jest przeciwwagą dla twojego Domu. Grupka potężnych magów dorównujących najsilniejszym czarodziejom Shi’quos stojąca po stronie Domu Tormtor w przypadku każdego konfliktu... to nieoceniony w swej przydatności oręż. Sądzę że i następczyni Verdaeth, o ile się taka znajdzie, również nie zmieni status qou tego związku. Uśpiona Smoczyca wszak usuwa fanatyczki ze swego domu.

-Obecnie, żadne zmiany nie są możliwe. Każdy mag który twierdzi, że w smak mu rządy kapłanek kłamie lub jest tchórzem. Jedno jednak to myśleć swoje, co innego znać swoje miejsce.

-Ponoć ponoć...- uśmiechnął się ironicznie Ychtarion, podczas gdy wybuchy i eksplozje przerwały ich rozmowę.

Akormyr skierował się do okien by zobaczyć co wywołało takie zamieszanie.
Był w dużym szoku wielkie szlamy, niszczyły bez pardonu magazyny w dwóch miejscach. By potem skierować się na miasto. Chciał przenieść się z pomocą magii do dzielnic Godeep. Tam poszuka jakiejś okazji dla siebie, może uda się pomóc w walce "handlarzom" jak sam nazywał najbogatszy dom. Zdobędzie czyjąś przychylność, przyjaciół nigdy za wiele. Może zaś nadarzy się inna okazja, Akormyr narzekał na spore braki w gotówce i przedmiotach. Zamieszanie było w końcu duże.
 
Icarius jest offline  
Stary 21-03-2013, 12:14   #27
 
Aisu's Avatar
 
Reputacja: 1 Aisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skał
- Porucznik Jiryz, melduj. -
Jego podoficer podniosła głowę znad mapy i natychmiast przesunęła się na bok żeby szermierz mógł się dobrze przyjrzeć.
– Główny dom pozostaje niezagrożony, tak samo inne istotne lokacje pod naszą ochroną. Póki co. -
Analizując rozkład ulic wyglądało na to, że faktycznie nie będą musieli interweniować osobiście i problem rozwiążą liczni magowie znajdujący się na miejscu.
– Jakakolwiek podejrzana aktywność? –
– Czysto, jeżeli ma ty służyć za dywersję, to albo przeciwko komuś innemu, albo zupełnie obeszli naszą ochronę. –
Lesen szczerze modlił się o to że niczego nie przegapili. Ostatnie, czego w tej chwili potrzebował to dać Seresce podstawy do kwestionowania jego kompetencji.
– Informuj mnie na bieżąco. –
Musiał pójść się przebrać w swój pancerz. Powinien był w nim po prostu przyjść na przyjęcie i nie przejmować się prezencją, i tak nie przyniosło mu to wiele korzyści.
Innego dnia, być może.

***

Jedną z bardziej bezużytecznych kompulsji, którą musiał czasami zwalczać było pragnienie rozrysowywania map powiązań podczas knucia. Nie służyło to niczemu poza zajęciu rąk, za to dawało bardzo czysty obraz, co aktualnie rozważa, gdyby ktoś go szpiegował. Co prawda dom miał swoje glify przeciwko wieszczeniu, ale skoro istniała jedna kula, to czemu nie miała by istnieć druga, taka sama? Ba, albo nawet lepsza od tej pierwszej? Pozwalająca podglądać każdą lokacje przez podanie współrzędnych?
Dlatego teraz przez godzinę udawał że znajduje się w transie, mając nadzieje zmylić ewentualnych skrytobójców planujących atak na bazie jego planu dnia.

Musiał przyznać to Lanni, okopała się bardzo umiejętnie. Jakiego podejścia by nie próbował, nie było sposobu żeby mógł ją po prostu zabić i podstawić na jej miejsce figurantkę. Lolth zaiste testowała go bezlitośnie, wiedział że powinien być wdzięczny że pokłada taką wiarę w jego umiejętności, nie potrafi jednak pozbyć się uczucia narastającej frustracji…
Nie, nie mógł pozwolić dać się ponieść tym uczuciom. Zwyczajne zamordowanie jej nie wchodziło w grę. Lolth poddawała go próbie, wiedział że tak jest, i jeżeli nie potrafił rozwiązać tego tak jak należy, to nie był godzien łaski Pajęczej Królowej. Musiał odkryć co planuje Lanni, musiał zrozumieć jaką rolę wyznaczyła jej ich Bogini, i uderzyć w nią dopiero gdy ją wypełni. Jeżeli zadziała zbyt wcześnie z pewnością narazi się na jej gniew.

Potrzebował informacji, jednak nie takiej, jaką da się kupić. Widział oznaki zbliżającego się konfliktu, inni też musieli, jednak póki co nie potrafił nawet określić czy mieli miesiące czy lata na przygotowania. Musiał się ponownie spotkać z wilczkiem, razem mogliby zarzucić sieć na całe miasto, ale czy połów będzie na czas? Nie miał takiej pewności.

Dlatego bardziej potrzebował koterii. Prawdziwej koterii, nie tego co teraz mieli. Siedem drowów na wysokich stanowiskach powinno dysponować wystarczającą ilością poszlak żeby spleść prawdziwy obraz sytuacji. Musiał jedynie znaleźć sposób na złamanie tej aury tajemniczości, którą wszyscy koniecznie chcieli utrzymać i przekonać ich, że mogą sobie wzajemnie zaufać.

A potem wskoczy na swojego pegazojednorożca, wzbije się ponad atmosferę i kopniakiem z półobrotu wybije księżyc z orbity.
 
__________________
"I may not have gone where I intended to go, but I think I have ended up where I needed to be."
Aisu jest offline  
Stary 21-03-2013, 22:41   #28
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
10 Eleais 1372; dzień 10



Valyrin przybyła jak zwykle w ciszy i w towarzystwie swojego chłopca, którego zostawiła poza drzwiami pokoju schadzek. Stała w rogu, czekając na pozostałych i obserwując wejście. Ukryta pod lśniącym płaszczem z kreciej skórki kontemplowała ostatnie wydarzenia. Akormyr, przybył jako drugi. Minę miał nieobecną, mruczał coś pod nosem. Najwyraźniej powtarzał jakieś formuły zaklęc albo składniki. Co chwila bowiem kręcił głową w wyrazie zaprzeczenia lub kiwał nią na boki jakby coś rozważał. Gdy dostrzegł Valyrin stanął obok niej ale nic się nie odzywał, czekali na pozostałych.

Korzystając z okazji l’Ssin nachyliła się konspiracyjnie w stronę swego towarzysza i podzieliła się z nim wyjątkowo zabawnym żartem.
- Illiamiara chce żebym wypleniła demoniczne kulty z domu Despana - zachichotała, rozbawiona.
- Nie wydajesz się być zbyt entuzjastycznie nastawiona do tego pomysłu –Lesen jak zwykle na spotkanie przyszedł ukryty pod długim płaszczem, w skórzanej zbroi i puklerzem przymocowanym do ramienia. Podszedł środka pokoju i wskazał na znajdujące się tam poduszkami, cierpliwie czekając aż Valyrin usiądzie pierwsza.
- Och, wręcz przeciwnie - wiedźma usiadła we wskazanym miejscu - Nie mogę się doczekać.
- To ci przysporzy wrogów. Masz już jakiś trop? –
Rozsiadł się obok niej.
- Jeszcze nie, ale jeżeli nie będę mogła na żaden wpaść to poproszę o waszą pomoc i zajrzymy do oka - spojrzała z lekkim pożądaniem na artefakt i westchnęła.
-Działaj ostrożnie. Twoja matrona zmarginalizowała przywoływaczy. Teraz wzięła się za demoniczne kulty twoimi rękami. Coś mi się wydaje, że dąży do całkowitej dominacji mięśni nad czarującymi w waszym domu. Szczuje magów przeciw magom czy ci się uda czy nie wyeliminuje jedno stronnictwo. Sama korzyść a nie wygląda mi na zbyt pobożną, więc wątpię by chodziło o kult jako plugastwo samo w sobie.-mruknął Akormyr.
- Myślisz że za Illiamiarą stoi moja matrona? - było to warte rozważenia, wszak Illiamiara pochodziła z domu Eilservs.
-Mówię jedynie, że to może mieć szerszą perspektywę. Inkizytorka nie jest z twojego domu. Więc albo szuka naiwnej albo dostała na to zgodę z twojej góry. Wybadaj to, ma zgodę jest jak mówiłem. Nie ma jej udawaj, że sprawą się zajmujesz miej jednak żadne efekty. Śmianie się w twarz kapłanką jest niezdrowe w tym mieście, bądź ostrożna Eilservs są zdesperowane. Kipią z nienawiści do Tormtor za przeszłość, odebranie im pozycji zniszczenie Kislek. Jak i za teraźniejszość jaką jest polityka, swego rodzaju tolerancji w mieście. Uderzając w Despanę, uderzają w Tormtor. Używając ciebie, uderzą Despaną w Despane. -sprecyzował uczeń nekromanty.
- Twoja paranoja jest odświeżająca - zaśmiała się z absurdalności swojego stwierdzenia - W każdym razie mogę to wykorzystać. Ty widzisz spiski, ja widzę szanse.
-Każdy spisek to szansa moja droga.
-odparł Akormyr.
- Akormyr może mieć rację, przynajmniej jeżeli chodzi o to że Illimara działa za zgodą twojej Matki opiekunki. – wtrącił szermierz. - Lanni nie wprowadziłaby kapłanów Selvatrama do naszej świątyni bez zgody Sereski. Modus Operandi się zgadza. Do tego dochodzi wspólna wyprawa naszych domów, niewykluczone ze Despana, Vae i Eilservs zawiązały trójprzymierze. –
- W celu pozbycia się magów?
- to było tak idiotyczne, że aż możliwe.
-Nie do końca. Despana i Eilservs moim zdaniem dzieli zbyt wiele. Są po dwóch różnych stronach barykady. Matrona Despana jak już mówiłem może chcieć zniwelować do minimum magów w swoim domu. Ceni bardziej mięśnie. Eilservs korzystają z szansy. Co innego Vae, oni i Inkwizytorki to możliwe.-teoretyzował Akormyr, a Lesen dodał. -Widziałem sojusze zbudowane na słabszych podstawach...-

Valyrin zaczynała irytować ta rozmowa. - A propos, wiesz może coś więcej o tej tajemniczej wyprawie?
Lesen zmarszczył brwi z niezadowolenia ze czarodziejka przerwała mu zanim skończył mówić, ale uprzejmie odpowiedział. - Nic nie wskazuje na to by była czymś więcej niż zacieśnieniem kooperacji między naszymi domami. -
-Wiadomo już na kogo lub gdzie?- wtrącił z wyraźnym zainteresowaniem Akormyr.
- Szczegóły nie są dopracowane, ale przecież dobrze wiesz że nie sposób przewidzieć na co się natkną. Prawdopodobnie oczyszczą parę siedlisk Driderów, reszta zależy od tego jakie tropy odnajdą. Mam nadzieje że nie przeszkodzą twoim eksperymentom... Czegokolwiek by nie dotyczyły.- wytłumaczył Lesen.
-Czego dotyczyły to już moja sprawa. Niektóre rzeczy robić lepiej w ciszy, z daleka od wścibskich oczu konkurencji z domu. westchnął Akormyr, dając do zrozumienia jak ważne są to dla niego informacje.

Jako ostatnia, ale nie spóźniona do komnaty weszła Han’kah Tormtor.
- Jesteśmy wszyscy? - to w zasadzie nie było pytanie. Pani pułkownik z aprobatą skinęła głową i wskazała na oko. - Wobec tego może zaczniemy? Obiektem jest szlachetna drowka o imieniu Malady. Sprawdźmy co kapłanki robią po godzinach...
Gdy zebrane drowy otoczyły kulę zaczęły spozierać, a Han’kah określiła cel... Sfera z początku zmatowiała, by po chwili pokazać Malady idącą uliczkami miasta w dyskretniej eskorcie dwóch ludzkich ochroniarzy udających jej służbę.

Drowka kierowała się do dzielnicy Vae, do jednego z domów rozrywki. Tych dla wyżej dla szlacheckich drowów. Takie miejsca sprzyjały nieformalnym kontaktom wśród szlachty różnych domów. Malady się nie kamuflowała z przybyciem, to też zwróciła uwagę, paru drowów bawiąc się wśród nierządzenie i męskich prostytutek z wyższej półki. Na widok znajomych twarzy uśmiechnęła się uwodzicielsko, po czym udała na górę, do przygotowanej już prywatnej kwatery z dużym łożek i kolacją.


Tam też ktoś na nią czekał. Posępny drow o zimnym spojrzeniu oczu, zatrzymujący się w pół kroku pomiędzy jedną a drugą ścianą.

Drowka uśmiechnęła się na jego widok.- A ty zawsze ponury? Uśmiechnij się choć raz na mój widok. Czyżby Wielebna Matrona wysysała z ciebie soki po nocach.
-Matka Opiekunka odstawiła mnie na boczny tor lata temu.- burknął drow siadając do stołu.
-Tym bardziej powinieneś więc się wypogodzić...-rzekła w odpowiedzi Malady i przygryzając wargę dodała.- Choć w tobie szczególnie mi się podobało.
Usiadła naprzeciw swego rozmówcy i gestem odprawiła dwójkę ochroniarzy za drzwi.- Jak ci się żyje na twoim stołku, eks-czempionie domu Eilservs ? Wydarzyło się coś ciekawego ?
-Ty powinnaś wiedzieć lepiej, prawda ? W końcu bywasz na salonach częściej niż ja... odstawiony na boczny tor, porzucony, odtrącony w niełaskę.- rzekł mężczyzna zachodząc siedzącą drowkę i wędrując pieszczotliwie po szyi kobiety jak i muskając opuszkami palców spory dekolt jej opinającej zgrabne ciało czerwonej sukni. Ta pozwoliła mu na to, pomrukując cicho z wyraźnym zadowoleniem.-Czyżbyś miał powody do narzekania kapitanie straży?
Dłonie drowa z szyi zsunęły się na piersi kobiety, które to zaczął pieścić z zapałem.- Straży która praktycznie się nie liczy, to zakon Selvetarma kontroluje obronę zamku. Ja... jestem figurantem, dobrze o tym wiesz.

W głosie mężczyzny było czuć gniew, a w ruchach jego dłoni pasję. Nietrudno było nie zauważyć, że Malady specjalnie podpuszczała swego kochanka, bo... to niewątpliwie była “miłosna” schadzka.

-Powinieneś się chyba cieszyć, prawda? Część zakonników przejmą Vae.- rzekła oddychając nieco bardziej intensywnie Malady i pozwalając na pieszczoty piersi i pocałunki końcówek uszu przez drowa.
Kapitan straży słysząc te słowa zaśmiał się kpiąco. -Głupcy, wpuszczają pająka do zagrody rothów.
-Mmmm... zawsze lubiłam twe dłonie. Szkoda, ach... Wiesz, mogłabym przybyć w towarzystwie, ale moja opiekunka nagle... zmieniła zdanie. Szkoda, byłoby pikantniej... mieć towarzystwo.-mruknęła Malady.
-Jest dobrą kochanką?- drow ukąsił płatek uszny, a Malady zachichotała.- Nie wygląda na dobrą, brak jej subtelności, brak jej finezji... brak... wszystkiego. Za dużo z orkami przebywa, to widać.
Zaśmiała się z tego żartu, dodając po chwili.- To jedna z miotu Moliary. Dziwne, że akurat ta mnie pilnuje... Usta Verdaeth musiała zacząć słabować na umyśle, zły znak... zły znak dla niej.
-Może to szansa, dla ciebie... jesteś zdolniejsza od tej starej wiedźmy.- mruczał jej do ucha kochanek, wsuwając dłonie pod suknię i pieszcząc nimi sprężyste piersi drowki.-Może... ale są inne, które dybią na jej miejsce, choćby jedna z jej córek... Poczekam aż ją zabiją. A potem zaczną mordować siebie nawzajem. Ja jestem potrzebna... Mam pewne stanowisko. Zwłaszcza teraz... Nie byłabym pilnowana, gdybym nie była potrzebna. Mogę poczekać.. cierpliwie.

Dłoń kapłanki zawędrowała za jej plecy, uśmiechnęła się coś zapewne ściskając.-Ale widzę, że i ty nie możesz czekać. To dobrze... ostatnio jakoś nie trafił się nikt, kto mógłby mnie odpowiednio zadowolić.
Po pełnej namiętności chwili kapłanka wylądowała na łóżku pozbawiona sukni i zdzierając spodnie ze swego kochanka, podczas gdy on nerwowo pozbywał się górnych części stroju. A potem... Malady ujeżdżała kochanka siedząc na nim niczym wojowniczka na wierzchowym jaszczurze. I tak samo się na nim kołysała naga i rozpalona żądzą. Ciało obojga kochanków pokrywał pot, a jego jeszcze i krew... bowiem paznokciami Malady zadrapała na torsie owego drowa.

Bardzo nieautentycznym kaszlnięciem Lesen próbował ukryć uśmiech po usłyszeniu jakże trafnego opisu Han’kah z ust Malady .
– Więc dowiedzieliśmy się ze utrzymuje Shyntala za kochanka, nie wydaje mi się żeby ta informacja wystarczyła twojej przełożonej. - szermierz zwrócił się do porucznik domu Tormtor.
- Jak widać nie każdy drow tonie w intrygach - Han’kah wzruszyła ramionami. - Niektóre wolą trzymać się swojego stołka i czekać. To tak samo istotna informacja jak każda inna.
Valyrin westchnęła znużona i nieco zazdrosna o wyczyny Malady. Zaczęła liczyć na palcach, kiedy ostatnio miała podobną okazję. Zbyt dawno. Zmarszczyła nosek i czoło. Fuknęła z niechęcią.
- Kolejny stracony wieczór.

11-15 Eleais 1372; dzień 11-15


-Jak idzie?-
Matrona spoglądała to na dokumenty, to na drowkę gnącą się przed nią w pokłonach. Byle służkę, nie mającą żadnych wpływów w Domu. A przynajmniej tak to miało wyglądać.

-Jest twardy pani, ale go złamiemy, prędzej czy później.-odparła kobieta.
-To dobrze dobrze... Należy zmobilizować siły, to może mocno wpłynąć na pozycje Domów.- uśmiechnęła się Matka Opiekunka. -Czy możemy jednak być pewni lojalności naszych sojuszników?
-Z pewnością pani. Wiedzą dobrze, że nic nie zyskają rozgłaszając nasz sekret, za to dużo współpracując z nami.-
odparła w odpowiedzi drowka.- Twój plan Wielebna... jest jak zawsze pozbawiony słabych stron.
-Nie próbuj mi kadzić. Pochlebstwa nie pasują do twoich ust.-
uśmiech ironiczny i złowróżbny zarazem, wykwitł na twarzy Matki Opiekunki.-No to zajmijmy się kolejnymi sprawami, jak choćby ten atak sekty Ghaunadaura i jego konsekwencje...

Właśnie...

Wśród pospólstwa panowało poruszenie wywołane tym atakiem. Zginęło w nim kilkunastu drowów i kilkudziesięciu niewolników. Kilkanaście budynków i magazynów obróciło się w perzynę. A straty najbardziej dotknęły domów Godeep i Eilservs.

Nie tylko materialne. Ucierpiał prestiż inkwizytorek, najbardziej to zaś uderzało w Wysoką inkwizytorkę Malnilee z domu Eilservs. Bowiem to ona pilnowała tego, by sekciarze nie mogli wychylić swych łbów. To ona stała za zniszczeniem sekty Vhaearuna parę lat temu.
Teraz... będzie obwiniana przez Matronę o tę wpadkę. Nie wiadomo jednak było, kto będzie obwiniany u Godeep.
Zniszczenia w dzielnicach były usuwane, spokój powoli zagościł w mieście. Gdzieś zniknęli podżegacze do buntu przeciw Thay. A może się tylko przyczaili?

Zapanował spokój w Erelhei-Cinlu, cisza przed burzą.


Valyrin l’Ssin Despana


Tyle do zrobienia, a tak mało czasu. Dni Naczelnej Czarodziejce Domu Despana upływały na wykonywaniu obowiązków i rozsnuwaniu sieci. Tak jak zresztą powinny.
Magowie domu wyróżnieni przez nią zaszczytem uczestniczenia w owej bitwie, prześcigali się w wyrażaniu swej wierności... w słowach co prawda.
Oceniwszy ich potencjał Valyrin uznała, że jest odpowiedni. A dwie doświadczone w magii wróżenia drowki pozwalały mieć oko na ich poczynania. Drowka wyczuła w pojedynczych rozmowach pewne drobne animozje między magami. Istniała więc możliwość, że... paru magów nie wróci z tej wyprawy. Wola Lolth.
Valyrin zdawała sobie sprawę, że przy okazji może zginąć paru jej faworytów, ale na pewne sprawy wpływ miała ograniczony.
Plotki o inkwizyorkach Lolth robiących najazd rozpowszechniły się w dom u Despana, niczym pożar na polu pszenicy. I to jeszcze z polecenia samej Filfwae, Opiekunki świątyni Domu.

I to za plecami Matki Opiekunki!

Krążyła też plotka, że poszukują niedobitków Vhareauna którzy uciekli spod noża kapłanek ostatnim razem, lub... że to właśnie w Despana ukrywali się najbardziej prominentni członkowie kultu Ghaunadaura.

Niemniej sytuacja ta wywołała narastającą niechęć do Domu Eilservs. Szeptano po kątach, knuto...
Niewielu podobało się tak ostentacyjne zachowanie Domu Kapłanek względem Domu Gladiatorów.
Ale to oburzenie nie miało swego ujścia, nie miało przywódcy który by je skanalizował. Przynajmniej na razie...
Będąc naczelną czarodziejką Valyrin miała dość łatwy dostęp do ucha Matrony. To oczywiście był przywilej, acz okupiony i odpowiedzialnością za swoje czyny. I znoszeniem jej humorów.

Wilczyca nigdy nie należała do najbardziej zrównoważonych Matron, impulsywna i kapryśna... pozbawiona gustu i ze skłonnościami jakich nie można się było spodziewać po Matce Opiekunce.

Valyrin została przyjęta podczas jej treningu. Uzbrojona Matka Opiekunka w lekkiej skórzanej zbroi i z krótkim mieczem odpierała atak kilku przywołanych przez magów stworzeń.Była szybka i zwinna, jeg krotki miecz niczym błyskawica wbijał szybko w ciała wrogich łańcuchowych diabłów i xillów kończąc szybko ich żywot i odsyłając do rodzinnych planów.
Otoczona przez wirujące łańcuchy i oręż wrogich stworzeń, wydawała się być w swoim żywiole... i mimowolnie pokazywała magiczce, jak Matrona potrafi być niebezpieczna.
Po kilku minutach oczyściła salę treningową i nieco spocona podeszła do czarodziejki przechodząc od razu do sedna- Domagałaś się audiencji, więc mów... co ci leży na sercu.

Shehirae nigdy nie dbała o nakazy etykiety.



-To będzie dość skomplikowane.- mruknął Bal’lsir przyglądając się przygotowanej makiecie...


Na razie nie była idealna z planami Valyrin, ale dało się na niej wytłumaczyć zamiary i plany czarodziejki.
Bal’lsir był szarkai, drowem albinosem. Jednym z niewielu takich w Erelhei-Cinlu. Był też dość bystry i dość mało ambitny... co było dość zaskakujące z pozoru, zważywszy na rasę. Z drugiej jednak zrozumiałe, Bal’lsir wylądował na linie rozciągniętej pomiędzy wygórowanymi żądaniami Shehirae a ambicjami podlegających mu magów. Co sprawiało, że nie miał zbyt wiele czasu na knucie i był w dość bliskich przyjacielskich kontaktach z Valiryn.-Dość skomplikowane, ale... hmm...wykonalne i może się spodobać. Rezerwować ci miejsce na rozpoczęcie igrzysk? Blisko naszej, oby długo żyła... matrony?

Drzwi otwarły się z hukiem i do środka wparował masywny drow, uzbrojony w miecz. Ani chybi wojownik.
Nonszalancko rozejrzał się po sali w której to magowie omawiali szczegóły kolejnych igrzysk, po czym rzekł.- To tak mnie witasz braciszku, po tylu miesiącach wygnania?
-Zamilcz głupcze...-
warknął gniewnie Bal’lsir.- Okaż trochę szacunku, stoisz przed obliczem Naczelnej Czarodziejki domu Despana.
- Ach tak...-
drow skłonił się przed Valiryn.-Jakże mógłbym nie zauważyć tej piękności. To przez te szaty, czarodziejko... Za dużo skrywają przed oczami.
-Poznaj pani, mego... brata Wodorvira. Byłego czempio...
- odparł ze skrywaną irytacją Bal’lsir.
-Przyszłego czempiona Domu także.-odparł butnie drow.- Zamierzam powalczyć o możliwość zaszczyt reprezentowania Despana i w tym roku. Pewnie dlatego Wilczyca wezwała mnie z wygnania.
-Przyjechałeś z obecnym transportem?- spytał zaciekawiony Bal’lsir.
-Tak, ja, kapłanka Despana i jeszcze dwójka Xaniqos.- rzekł w odpowiedzi Wodorvir i spytał.- Ponoć szykujecie nowy spektakl na arenie. Chcę w nim uczestniczyć.

Choć nigdy nie spotkała się twarzą twarz z tym drowem, to Valiryn słyszała o nim dość, by nie dziwić się jego żądaniom. Dla niego arena była czymś więcej niż okazjonalną sposobnością do pokazania swej siły i męskości. Wodorvir żył areną, dobrowolnie uczestnicząc w każdej niemal gladiatorskiej imprezie i nie przejmując się złośliwymi docinkami... mówionymi co prawda jedynie za jego plecami.

Neevrae Aleval


Modlitwa, śpiewy... przerywane wrzaskami ofiary. Codzienność w świątyni.


Sanktuarium Lolth w Domu Aleval było imponujące i piękne. Ponoć tylko Dom Eilservs i Dom Vae dorównali Domowi Trucizn pod względem piękna i rozmachu świątyni. Należy jednak dodać, że swój przybytek Vae “odziedziczyło” po Kilsek.
Neevrae stała w rzędzie z kilkoma kapłankami o podobnym jej statusie. Niczym się nie wyróżniała, niczym... była “niewidoczna”. Musiała być.
Jeśli nie chciała otrzymać jakiegoś poniżającego zadania od Ilivary, to musiała się wtopić w resztę kleru.
Icehammer miało wiele wad, ale jedną zaletę... Ilivara była daleko od Neevrae. Teraz zaś miała swą ulubioną zabawkę do dręczenie pod ręką i mogła ten fakt... wykorzystać.
Na szczęście dla Neevrae, jej nemezis była teraz zajęta walką o władzę i wspieraniem raz jednej raz drugiej córki Opiekunki świątyni. Wedle niesprawdzonych pogłosek, to właśnie Ilivara stała za ostatnimi niesnaskami pomiędzy rodzeństwem, a matką. Tylko... czy to była prawda?

Jeśliby była, to czemu Thaula’ur nie usunęła tej kapłanki, składając ją na ołtarzu. Zresztą nie wiadomo było z kim tak naprawdę Ilivara się związała. Czy ze starszą Hallarą, czy też z młodszą...Angayne.
Obecnie Neevrae starała się nie rzucać w oczy... choć nie było to łatwe odkąd Ślicznotka udzieliła jej audiencji.

Korytarze Domu Aleval kryją wiele tajemnic i sekretów. Przemykające w ciszy drowy, wydawały się niemalże widmami dla kapłanki podążającej do swoich komnat po codziennych modłach. Tym razem Ilivara jej nie zauważyła. Ale czy będzie tak zawsze?
Dotarcie do osobistych komnat zajęło drowce chwilę czasu. Znów była w domu.
Przyjęcie Xaniqos zaowocowało ciekawą znajomością, ale czy warto się ograniczać tylko do takich...
Neevrae nie była kapłanką liczącą się w rozgrywkach o władzę. Potrzebowała więc odświeżyć znajomości i zyskać nowe.
W komnacie czekało już na nią zaproszenie w białej kopercie, oraz... posłaniec od Matki Opiekunki.
Urządzała ona później małe kameralne przyjęcie i kapłanka była na nie zaproszona... z zastrzeżeniem, by nikogo na nie nie przyprowadzać ze sobą.

Akormyr Shi'quos


Rozmowa z Ychtarionem przyniosła wiele ciekawych plotek, ale nic co by się przedkładało na coś konkretnego na chwilę obecną. Pomaganie domowi Godeep pozwoliło Akormyrowi zostać zauważony jako przyjaciel tego Domu, ale.. znów nie przyniosło to natychmiastowych profitów. Zwłaszcza że był jednym z wielu magów pomagających w walce z maszkarami. A w tłumie trudno się wyróżnić. Zaś do ukradzenia nie było zbyt wiele. Z jakiegoś powodu... mistrz Akormrya ograniczał mu fundusze, a to było bolesne doświadczenie dla przedsiębiorczego drowa.

A może właśnie dlatego Cień mu ograniczał? By pokazać kto jest mistrzem, a kto uczniem?

Do tego wieści jakie dochodziły do uszu Akormyra, nie były za dobre. Vae planowali olbrzymie łowy, które choć mogły ominąć tereny żywotne dla spokoju jego prywatnych eksperymentów... to jednak inne mogły być już zdewastowane.

Zresztą przyczyna tak wielkiej obławy na niewolników, też była niepokojąca. Tereny wokół Erelhei-Cinlu pustoszały. Plemiona które dotąd służyły jako zwierzyna łowna Vae znikały bez śladu.
Oznaczało to szerokie poszukiwania i... dużo problemów. Bardzo dużo problemów, także dla Akormyra.
Czarodziej wiedział, że coś się czaiło za murami miasta... I najbardziej prawdopodobną odpowiedzią były ilithidy.
Domy się zbroiły, a przynajmniej niektóre z nich. W Shi'quos panował zwodniczy spokój, potęgowany jedynie wymaganiami mistrzów. Akormyr i pozostała dwójka spędzała sporo czasu na grzebaniu w formułach magicznych.
I powoli uczeń Quevanuna dochodził do prostego, acz irytującego wniosku. Przydałaby się pomoc z zewnątrz. Przydałby się do pomocy doświadczony mag, którego podejście do tworzenia czarów i do samej teorii Sztuki było inne od tego, co wykładał Quevanun. Takich magów było trochę, niestety na wysokich stanowiskach... a poza tym, z różnym podejściem do katedry nekromancji Domu Shi'quos.
Oczywiście, mogli też pracować dalej sami, ale... oznaczało to więcej godzin poświęconych na tworzenie golema, no i powstałby zapewne później, co na pewno zirytowałoby ich mistrza.
Całe dnie spędzone na badaniach odbijały się i na kondycji Akormyra. Młodemu uczniowi czarodzieja przydałoby się jakieś odprężenie. Ale... w czyich ramionach je spędzić? Lub gdzie?
Zamtuzy, enklawa Thay, wreszcie Arena dostarczały różnych rozrywek. W przypadku tej ostatniej zapowiadano już nowe widowisko pod koniec dekadnia.

Shi'natar Aleval


Listy zostały rozesłane... Shi’natar wrócił do swego “kokonu”. Nie niepokojony przez nikogo. Księgi, eksperymenty na boku. Shi’natar wiedział jak wykorzystać fakt, że nie jest brany pod uwagę w knowaniach.
Nie wplątany w tutejsze intrygi mógł w spokoju pleść swoje nici swej pajęczyny.
Kontakt z naczelną czarodziejką domu, był chyba najtrudniejszym do zrealizowanie planem zważywszy, że ta do kontaktu ze światem używała swych uczniów i uczennic.
Ale też i archiwiście się nie spieszyło. Miał wiele czasu.

No i dziś ważne spotkanie. Wiele po nim obiecywał sobie, bardzo wiele...
Nagle drzwi do jego biblioteki otworzyły się z impetem. Stanął w nich Riskallus. Zrobił kilka kroków i osunął się na podłogę. Podniósł nieco i plując krwią mówił.- Zdrada... Oni... dopadli, przeklęty...
Spoglądał na Shi’natara, a archiwista spoglądał na niego. Rany na ciele Riskallus broczyły krwią, gdzieniegdzie wokół ran była opuchlizna świadcząca o truciźnie.
Drow był ciężko ranny... był umierający. I przyszedł tutaj. A jego zabójcy pewnie przyjdą jego tropem.
Shi’natar gorączkowo myślał patrząc na krwawiącego obficie i czołgającego się ku niemu drowa. Riskallus był zabójcą, jednym z lepszych jakiego znał. Skoro teraz był wrakiem drowa, to... jego mordercy byli od niego lepsi. Riskallus umierał, więc... przyszedł tutaj po ratunek. Głupiec!
Narażał archiwistę na kłopoty. Wszak niewątpliwie, mordercy Riskallusa pójdą jego tropem. Czy warto się narażać na ich gniew? I tego kto za nimi stał?
-Pomóż... wsp...-Riskallus mówił z trudem, krztusząc się krwią która zapewne wypełniała jego płuca. Kto mu teraz może pomóc? Niewiele kapłanek zgodzi się narażać swe życie uzdrawiając Riskallusa. I może nie starczyć czasu na sprowadzenie takiej, jego zabójcy mogą być już bardzo blisko.

Co robić? Co robić?!

Przybywając do archiwum ów drow przysporzył Shi’natarowi sporego kłopotu.

Lesen Vae


Spoglądając z pokoju swej komnaty widział do kwater opuszczonych przez jego ludzi wchodzą kapłani z charakterystycznym emblematem na tunikach okrywających zbroję.



Zakon Czempiona Lolth, najwierniejsi z wiernych słudzy kapłanek Lolth. Zawsze uważał ich za swych sojuszników we wszelakich planach. Wszak ich oddanie miastu było niezaprzeczalne, a wierność powołaniu znacznie mocniejsza niż u kobiet. Oczywiście płacili za to cenę olbrzymią.
Ich trening był ponoć bardziej wyniszczający niż mnichów i pozbawiał ich osobowości. Byli psami inkwizytorek i kapłanek. Gotowi rzucić się na wszystko co im wskażą i zginąć w ich obronie.
Teraz... pilnowali kapłanek i samej Lanni odcinając go od źródeł informacji.

Lesen zauważył wysokiego drowa w zbroi.


Który nie znoszącym sprzeciwu głosem wydawał rozkazy kapłanom. Lesen nie znał tego kapłana z widzenie. Nie znał jego imienia. Nie był to więc ktoś ważny, choć na pewno był kompetentny.
Z kapłanami Selvetarma był właśnie ten problem, że ogólnie niewiele było o nich wiadomo. Byli mięśniakami stojącymi za kapłankami. Lesenowi zdarzyło się rozmawiać z takimi osobnikami.
Ich percepcja była... ograniczona. Nie potrafili myśleć perspektywicznie, nie rozumieli aluzji.

Rozmowy z nimi były trudne.

Lesen musiał przyznać, że jego bezkompromisowe zachowanie narobiło mu zbyt wielu wrogów. I przecenił swe umiejętności. Lanni trzymała go w szachu, być może nie zdoła odkryć jej intrygi zanim będzie za późno.

Być może już działała. Bowiem jego ludzi otruto. Co prawda niezbyt poważnie, toksyna wywołała epidemię biegunki wśród szeregowych członków jego oddziału. Było to jednak uderzenie prosto w jego autorytet i niemalże ośmieszenie go. Co prawda zarządca Yvalyn obiecał prześledzić szlaki dostawców i sprawdzić niewolników Domu, by wykryć źródło zatrucia i pochodzenie toksyny. Niemniej to wymagało czasu... A Lesen nie wiedział, kto mógłby stać za tym atakiem. Lanni ? Faerney ? Ktoś inny?
Niestety Lesen zdawał sobie sprawę, że miał wielu wrogów, wielu wpływowych wrogów.
I że należało coś z tym zrobić, albo zebrać sojuszników, albo rozprawić z wrogami.
Niekoniecznie krwawo... Niektóre przypadki wszak można było rozwiązać w bardziej cywilizowany sposób.
Choć niekoniecznie przyjemny... Ukorzyć się przed Faerney'em. Choć Lesen nie miał na to ochoty, to Sereska otworzyła przed nim możliwość, przynajmniej tymczasowego zawieszenia broni z tym drowem.
Inny sposób, to szukać informacji poza swoimi ograniczonymi możliwościami. Wszak szpiegów można wynająć w Erelhei-Cinlu. Szkoda tylko że ponoć sekretom i tajemnicom... patronowała Shar.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 05-04-2013 o 19:22. Powód: poprawki
abishai jest offline  
Stary 02-04-2013, 20:13   #29
Edgelord
 
Zell's Avatar
 
Reputacja: 1 Zell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputację
Zaproszenie jakie otrzymała kapłanka było... nieoczekiwane. Kto o jej pozycji mógł się spodziewać takiego wyróżnienia? Kto mógł otrzymać taką szansę, a przynajmniej mieć możliwą do spełnienia nadzieję? Większość, jeżeli nie wszystkie, kapłanki siedzące na tym samym szczeblu hierarchii co ona zrobiłoby wiele, aby otrzymać takie zaproszenie... a i część tych, co znajdowało się wyżej.
Neevrae natomiast widziała komplikacje, które to za sobą niosło.
Sam ten zaszczyt jakiego doświadczała mógł, i zapewne tak się stanie, zwrócić uwagę na tę kapłankę, która wcześniej nie liczyła się w walce o władzę. Czemu Opiekunka zdecydowała się wybrać właśnie ją i wrzucić pomiędzy lepsze, bardziej wpływowe drowy? To, co niecodzienne interesuje bardziej, szczególnie jeżeli może z tego wyniknąć coś naprawdę intrygującego... niestety zainteresuje także osobę, której uwagi Neevrae nie pragnęła.
Nie było jednak wyboru, prawda?

***

Ciało Neevrae otaczała suknia z pajęczyny, delikatne białe nici mocniejsze niż stal i delikatniejsze niż jedwab. Strój oplatał jej piersi, ciasno, wraz szyją. A choć brakło dekoltu, i tak niezbyt ukrywał kształtny biust drowki. Plecy ich brzuch były odkryte, a niżej suknia ścieliła się aż do ziemi niczym tren. Jedynie rozcięcie z boku, pozwalało czasem odkryć zgrabną łydkę, a nawet udo.
Odpowiednia kreacja na kameralne przyjęcie u Mevremas...

***

Zaproszenie do komnat Matki Opiekunki było wyróżnieniem. Było też okazją do zobaczenia najbardziej wyrafinowanego przyjęcia, jak i najbardziej wyuzdanego. Komnata w której się odbywało była mniejsza niż te z przyjęcia Xaniqos. Za to bardziej piękna...Ściany z czarnego marmuru przecinały złote linie tworząc abstrakcyjne wzory przypominające sieć. Stoliki były wykonane ze smoczych kości pokrytych kolorową emalią. Podłogę zaścielały różnokolorowe poduszki... niemalże ją zakrywając. Na stolikach stały różnego rodzaju wina i inne trunki, oraz owoce z powierzchni. A także fajki wodne. Kilkanaście palących się różnokolorowych kadzielnic wypełniało pomieszczenie narkotyczną mgiełką wprawiającą znajdujące się w nim drowy lekkie rozluźnienie, jak i podniecenie.
Nagie drowy... Przyjęcie musiało trwać już chwilę zanim tu Neevrae przyszła, przez co... pośród poduszek w wyuzdanych pozach splatały się czarnoskóre białowłose ciała, próbując różnych kombinacji.
Tam w pobliżu balkonu, z leniwym uśmieszkiem siedziała naga Malady z szeroko rozwartymi nogami, pozwalając innej drowce składać lubieżny chołd poprzez dociskanie głowy do jej podbrzusza. Niewiele dalej Moliara na wpół senna pozwalała się zapładniać jakiemuś młodemu drowi, podczas gdy dwie niewolnice dostarczały jej dodatkowych doznań z lubieżnym oddaniem pieszcząc jej nagi biust.
Niektóre splatające się ze sobą grupki drowów, tworzyły wyuzdaną kombinację kończyn, głów ust i pośladków. I trzeba było się skupić na nich przez chwilę, by dostrzec kto kogo i jak bierze w posiadanie.
Najzabawniejszym jednak widokiem były siostry, Hallara i Angayane, całujące się nawzajem z wielką namiętnością... w swe podbrzusza... i pojękując cicho. Jak widać, czasami wielka nienawiść może doprowadzić, do chwilowych objawów odmiennego uczucia.
Neevrae nie dostrzegła jeszcze Matrony, ani... ku swej uldze Iliavary. Choć pewnie byłoby ciekawostką, kogo ta kapłanka zabawiałaby na orgii urządzanej przez Matkę Opiekunkę, albo kto zabawiałby ją.

Neevrae nie pomyliła się co do przyjęcia. Sceny, które zobaczyła nie zadziwiły ją, a jedynie potwierdziły przypuszczenia, chociaż... Nie widziała nigdzie Ilivary, a to nie był dobry znak. Jeżeli nie została ona zaproszona to nie wróżyło dobrze Neevrae. Kapłanka mogła sobie wyobrazić jaka będzie reakcja siostry, kiedy ta dowie się o jej uczestnictwie. A dowie się na pewno... zależy tylko kiedy, a skoro nie znalazła się tutaj...
Roztrząsane jednak tego nie miało sensu. Nic nie można było poradzić.
Neevrae rozejrzała się po zajętych sobą drowach, a dwie siostry będące aktualnie w polu zainteresowania Ilivary najwyraźniej dobrze bawiły się ze sobą razem. Jakiekolwiek by nie były ich relacje w tym momencie najpewniej zeszły na dalszy tor.
Kapłanka Aleval lawirowała między złączonymi w różnych pozach i konfiguracjach drowami uśmiechając się do siebie i przy okazji próbując wypatrzeć Mevremas. Sądziła też, że samo przyjęcie prędzej czy później, nawet bez jej starań, ją dopadnie....
Na razie dopadały ją zawroty głowy związane z narkotycznymi oparami. Ciało ogarniało rozluźnienie, jak i podniecenie wywołane po części ziołami, po części obrazami.
W końcu ktoś do niej podszedł, młody przystojny półdrowi niewolnik. Uśmiechnął się ciepło, ale kapłanka bardziej zwróciła uwagę na idealną rzeźbę mięśni jego hebanowego brzucha i ten tego... fakt, że krótka spódniczka którą nosił, nie ukrywała pewnych wzniosłych faktów.
Lecz zamiast zaciągnąć ją na miękki stos poduszek, delikatnie zaprowadził ją do komnaty oddzielonej satynową zasłoną. Tam było duże łoże, niewątpliwie stworzone do działalności innej niż spanie. Dwójka przystojnych drowów, śliczna kobieta oraz przystojny mężczyzna.
Oraz Mevremas, jej półprzeźroczysta szata była złotego koloru...i choć otulała perfekcyjne ciało kapłanki całkowicie, nie ukrywała żadnych szczegółów jej urody.
-Jeszcze będziesz miała okazję się zabawić... Porywam cię na chwilę.- rzekła z uśmiechem Matka Opiekunka przyglądając się z zadowoleniem kreacji drowiej kapłanki.
Neevrae zaiste dopadł zaszczyt, za który obawiała się, że będzie musiała zapłacić. Na razie jednak znajdowała się na przyjęciu dla wybranych zorganizowanym przez samą Mevremas, a do tego znajdowała się przy niej...
Kapłanka ukłoniła się Matce Opiekunce swojego Domu w duchu będąc pocieszoną, że najwyraźniej wedle Mevremas kreacja w jaką Neevrae odziała się była zadowalająca.
- Dziękuję za zaproszenie, Matko Opiekunko, jestem zaszczycona. - kapłanka zastanawiała się przy okazji, jaki był powód przyprowadzenia jej tutaj...
Mevremas ujęła Neevrae za dłoń i pociągnęła w kierunku kolejnych drzwi, uśmiechając się lubieżnie i chichocząc wesoło. Za kolejnymi drzwiami, była toaletka zastawiona perfumami, duże łóżko...poduszki na podłodze, oraz niewielki stoliczek z owocami i winem.
Matka opiekunka zamknęła drzwi na rzeźbioną w dziwne runy zapadkę, aktywując kolejne magiczne znaki na ścianach. Przesunęła dłonią po pośladku Neevrae idąc w kierunku toaletki.- Możesz zacząć się już rozbierać do naga.
Słowa Mevremas nie pozostawiały wielkiego wyboru, nieprawdaż? Neevrae zaczęła poluzowywać swoje mało zakrywające ubrania, po czym pozwoliła, aby opadły na podłogę. Została całkowicie naga, tak jak sobie życzyła tego jej Matrona.
Mevremas wróciła z perfumami w kryształowej fiolce, z uśmiechem przyglądała się ciału Neevrae. Musnęła opuszkami palców jej piersi i brzuch i pośladki.-Interesujące... masz się czym pochwalić, czym kusić. Czujesz zaszczyt, czy strach stojąc przede całkowicie goła?
Po tym pytaniu zaczęła obchodzić Neevrae spryskując ją zapachem perfum.
Przez sekundę Neevrae zastanawiała się czy Ilivara, aby na pewno chciała znaleźć się w takiej sytuacji...
- Czuję oba. - odpowiedziała wodząc wzrokiem za Mevremas - Nie każdy może dostąpić tego, ale też w każdej sytuacji może czaić się zagrożenie.
-Dyplomatyczna odpowiedź... i kłamliwa... prawda?- szepnęła jej do ucha Mevremas znajdując się akurat za jej plecami. Kapłanka poczuła jak...coś przywiera do jej pleców, coś miękkiego i ciepłego...Domyśliła się, że czuje dotyk piersi Matrony, która musiała bezszelestnie zrzucić tkaninę ze swego ciała. Przytulona matka opiekunka muskała wargami szyję Neevrae, a dłońmi pocierała jej piersi mówiąc.- Nasze zapachy muszą się zmieszać Neevrae... detal. Ale ważny. Przyciągnęłam cię tutaj w ważnej sprawie, domyślasz się jakiej?
Neevrae nie chciała zdradzać swoich przypuszczeń co do powodu spotkania, jak i nie zwykła dzielić się z innymi myślami. W sumie... który drow zwykł?
- Nie mam pewności co do tego, Matko Opiekunko. - przymknęła na moment oczy poruszona delikatnie zabiegami Mevremas - Ale w jakiś sposób może się w tym kryć moja siostra.
-Jesteś spięta. Pewnie nie przywykłaś do takiej bliskości innej kobiety. Ciekawe czy z mężczyzną też czułabyś się... nieswojo.- Mevremas droczyła się z nią. Widać lubiła wprowadzać innych w stan niepewności. Dłoń Matki Opiekunki zsunęła się w dół dotykając wrażliwych na pieszczoty obszarów podbrzusza Neevrae. Podczas gdy druga muskała piersi.- Mylisz się głuptasku. To nie ma nic wspólnego z nią. Tylko z tobą. Wiesz, że mam nad tobą władzę, prawda?Ale to złudna iluzja, bowiem opiera się na mej roli i twej pozycji. Musisz mnie słuchać i robić co każę, ale... nie bardzo chcesz. To zrozumiałe, nie jesteś dość od otwarta, a narkotyki z kadzielnic cię nie dość zmiękczyły... Ale, wracając do sprawy.- musnęła językiem szpiczaste ucho kapłanki szepcząc.- Zdecydowaliśmy się zainteresować sprawami derro. Zezwolono ci nawiązać kontakt z nimi. To twoja szansa... nie zawal jej.
Neevrae wiedziała, że powrót do sprawy derro musi kiedyś nastąpić, jednak... nie było to coś, czego szczególnie pragnęła. Drowka zadrżała delikatnie z powodu pieszczot Mevremas. Narkotyki z kadzielnic nie uczyniły tyle, ile najwyraźniej mogły i być może czyniły niektórym. Była za krótko wystawiona na ich działanie?
Odezwała się cicho:
- ... co chcesz, abym uczyniła, Matko Opiekunko?
-Nawiąż z nimi kontakt ostrożnie, powiedz że jesteśmy otwarci na współpracę.- szeptała cicho Mevremas swych słodkim jak miód głosem. Wiele drowów uległo już tej słodkiej pieśni, temu syreniemu zewowi.-Dostaniesz opiekuna, który będzie pilnował przebiegu twej działalności. Nie musisz wiedzieć teraz kto to będzie. Sam się do ciebie zgłosi.
Palce Matrony sprawnie pieściły ukryty zakątek Neevrae... Nie mogła być jej pierwszą.
-Nikomu jednak nic nie mów. Oficjalnie, nic nie wiemy o derro i ich planach. To delikatna ...sprawa... rozumiesz?
Mruknęła sprawnie masując piersi kapłanki i muskając biodrami jej pupę.
- ... tak... - wyszeptała czując, że Mevremas dopina swego. Neevrae mogła teraz poczuć na własnej skórze umiejętności swojej Opiekunki i musiała przed sobą przyznać, że jej się to podobało... Zamknęła oczy na chwilę i skierowała dłonie do tyłu kładąc je na podbrzuszu Mevremas, głaszcząc i schodząc niżej z pieszczotami.
Ślicznotka była skuteczniejsza, niż zapachowe narkotyki.
-Zadziorna być potrafisz...-szepnęła cicho Mevremas, całując policzek i kącik ust Neevrae. Zadrżała też, bowiem palce kapłanki dotarły do celu i przekonały się, że ta sytuacja najwyraźniej pobudza i Matronę. Mimo że ta udawała opanowaną.
Z ust Matki Opiekunki wydobył się pomruk, gdy mówiła.- Zaskoczyłaś mnie, gratuluję... Myślałam że uda mi się cię speszyć.
Neevrae nie miała zbytnio czasu na dumę. Mevremas nie speszyła jej, a tylko pobudziła do działania. Kapłanka odwróciła się delikatnie natrafiając na spojrzenie Matki Opiekunki Domu Aleval. Nie przerywając pieszczot zaczęła składać delikatne pocałunki na policzku kobiety kierując je w stronę jej ust.
Dwa kobiece ciała splotły się ze sobą i upadły na poduszki wyścielające podłogę. Usta kapłanki przywarły do ciepłych ust Mevremas Czy miała świadomość że całuje jedną z najbardziej pożądanym drowek Erelhei-Cinlu? A może po prostu sama poczuła pociąg do tej kobiety.
Ukrytą gdzieś w sercu fascynację, przekuła na zaćmiewającą umysł żądzę. Ocierając się swym biustem o jej pełne piersi, Neevrae smakowała nowe doznania. Całkiem odmienne od tych które znała, ale równie... przyjemne. Tak jak pieszczoty zgrabnych dłoni Matrony na swych pośladkach.
-Skoro już zaczęłyśmy tak... to musimy dokończyć, prawda?- szepnęła Matrona i po chwili żarliwiej pocałowała usta swej... podwładnej.
Jako nic nie znacząca kapłanka została zaproszona na przyjęcie zarezerwowane dla tych, których wybierze Matka Opiekunka, a teraz leżała złączona z nią na poduszkach, otrzymując przyjemność od drowki, za której pocałunek niektórzy daliby się zabić.
Neevrae nie przerywając namiętnego pocałunku błądziła po nagim ciele Mevremas, jakby sprawdzając grunt, jedną dłonią szukając wrażliwych punktów tej kobiety, zaś drugą drażniąc szczyt piersi.
Gdyby była w stanie logicznie myśleć, to by przeraziła się faktem, jak potężną manipulatorką jest Mevremas.
Nic dziwnego, że wszyscy uważali ją za bardzo groźną. Potrafiła bowiem omotać myśli każdego, z kim się spotykała sam na sam. Tak jak teraz. Dłonie Mevemras pieściły czułe miejsca na ciele Neevrae, usta Matki Opiekunki muskały szczyty piersi.
A sama Mevremas wydawała pomruki i jęki pod dotykiem Neevrae. Była jej nauczycielką. Pokazywała młodej kapłance, jak sprawić przyjemność innej kobiecie. I jak ją otrzymać. Splecione razem w miłosnych zapasach, całujące z zapałem swe usta i rozpalone pieszczotami...czciły swymi działaniami zupełnie inną boginię, może Sune... a może Sharess.
Takiego przebiegu przyjęcia Neevrae nigdy nie spodziewałaby się, a jednak się to działo. Wygięła się pod wpływem tych pieszczot doznawanej od władczyni Domu Aleval. Otrzymując to, o czym wielu mogło tylko marzyć.
Zaczęła namiętnie całować szyję Opiekunki, schodząc z pocałunkami w dół, na chwilę zatrzymując się na piersiach, po czym kontynuując wędrówkę niżej, zahaczając o te miejsca, które najbardziej reagowały na jej dotyk.
Jęki i drżenie mówiły jej jedno. Miała władzę. Trzymała w szponach rozkoszy najpotężniejszą kobietę swego Domu, mimo że to jej głowa wylądowała między udami Mevremas.
Matrona wiła się jak piskorz, jej zgrane ciało lśniło od potu. A oddech się urywał.
Rozkosz całkowicie zawładnęła Matką Opiekunką.
Neevrae nie przerywała pieszczoty, a dłonie błądziły po pośladkach Opiekunki. Sama była spocona i podkręcona, chociaż to Mevremas teraz doznawała największej rozkoszy. Było to zabawne, że właśnie szeregowa kapłanka, bez większych osiągnięć, żyjąca w cieniu siostry w pewien sposób zawładnęła jedną z najpotężniejszych drowek całego Erelhei-Cinlu.
Widziała jak czara ekstazy przelewa się wywołują nagły głosny jęk Mevremas i wygięcie się w łuk jej ciała. Drowka drżała mając przymknięte oczy, po czym opadła na poduszki bez sił.
Głaszcząc po włosach Neevrae Mevremas rzekła.- Szybko się uczysz. Twój brat dobrze mi doradził, by cię sprowadzić.
Neevrae oddychała głęboko, drżąc leciutko. Rileyn doradził? Kapłanka zakładała, że zapewne ma to związek z Ilivarą, ale pozostawiła kwestię na później. Przesunęła delikatnie palcami po brzuchu Opiekunki i wysapała:
- Staram się...
Dłoń Mevremas uchwyciła podbródek Neevrae i poprowadziła jej twarz ku swym ustom. Młoda kapłanka przesunęła się posłusznie ku górze i pocałowała Mevremas... a może to Mevremas pocałowała ją ? Tak czy siak ich wargi ocieraly się, a języki pieściły lubieżnie.
Zaś po tym pocałunku Matka Opiekunka rzekła.- Postaraj się, a daleko zajdziesz... choćby do tego pokoiku następnym razem. A teraz... hmm...to było bardzo przyjemne i możesz o tym opowiadać, pomijając szczegóły na temat derro. Nie poprawiaj za bardzo włosów. Niech goście wiedzą co się stało. Niech myślą, że nie było tu nic poza Matroną uwodzącą kochankę.
Kolejny delikatny pocałunek i kolejne słowa. -A teraz... idź, baw się, pij...smakuj dowolnej rozkoszy na mym przyjęciu. Zasłużyłaś sobie na ten zaszczyt.

***

Neevrae wiedziała już wcześniej, że zaproszenie na przyjęcie Matrony było wielkim zaszczytem, ale jak w takim razie mogła nazwać to, czego dane jej było doświadczyć za zamkniętymi drzwiami pokoiku? Kapłanka nie poprawiała się zanadto, jak i chciała tego Mevremas. Wmieszała się między rozbawione drowy będąc pewna, że jej mała schadzka z Matką Opiekunką zostanie szybko dostrzeżona, a wieści o tym dotrą do kogo trzeba.
Neevrae nie była osobą, która powinna zostać zaproszona. Neevrae nie była osobą, którą powinna wybrać Mevremas na kochankę.
Wystarczyło tylko poczekać.


Sporo czasu upłynęło od ostatniego spotkania Neevrae z Rileynem. Wedle słów Mevremas to właśnie ten czarodziej przyczynił się do odwołania swojej siostry z wygnania. Jeszcze nie będąc świadoma jego wkładu kapłanka założyła sobie, że będzie musiała spotkać się ze starszym bratem, a teraz już wiedziała, iż rozmowa z nim jest konieczna.
Napisała krótkie zaproszenie, które kazała przekazać Rileynowi:

“Drogi Bracie,
Z powodu mojej nieobecności już dłuższy czas nie było nam dane się spotkać. Skoro powróciłam pragnę zobaczyć się z tobą. Zapraszam cię wieczorem 15 Eleais do moich komnat, abyśmy mogli nadrobić ten czas.
Neevrae Aleval”


***

Rileyn zjawił się w wyznaczonym terminie, bez uprzedzenia. Ale czy musiał? Neevrae wszak nie potrzebowała otrzymać odpowiedzi od niego. Znała go na tyle by wiedzieć, że się zjawi na pewno.
I rzeczywiście przybył, zjawiając punktualnie. Zapukał, czekał aż mu otworzy. Uśmiechnął się lekko na jej widok, co na jego ponurym obliczu było rzadkim zjawiskiem.- Cieszę się że cię widzę w dobrym zdrowiu wielebna kapłanko.
Neevrae odwzajemniła uśmiech. Rileyn stał za odwołaniem kapłanki z wygnania, co zapewne było podyktowane innymi czynnikami, niż zwykłą sympatią do młodszej siostry,
- Również dobrze cię widzieć, drogi bracie. - wskazała Rileynowi jeden z foteli ustawionych przy stoliku, na którym postawione były dwa kielichy oraz butelka wina - Mam nadzieję, że tobie także dopisuje dobre zdrowie.
-To zależy... Nie wiem co planuje Magini, a jeszcze te czystki. Niedawno zaatakowano głównego archiwistę Domu, ale to chyba już wiesz, prawda?- odparł z cierpkim uśmiechem drow siadając.- A jak tam u ciebie? Słyszałem, że dwa razy spotkałaś się z Matroną, to... intrygujące. Sądziłem, że po powrocie o tobie nie usłyszę. Ponoć... spędziłaś z Matką Opiekunką... wiesz.
Wcześniej Neevrae także sądziła, że będzie raczej ostatnią osobą, o której się usłyszy... Kapłanka uśmiechnęła się do brata.
- Miłe chwile. Tak. - potwierdziła siadając - Więc już się wieści rozniosły? Zastanawiałam się jak szybko przemkną one po Domu.
- Kto chciał usłyszeć, ten usłyszał.- stwierdził enigmatycznie brat.
- Zakładam. - stwierdziła krótko - Coś zdążyło ulec zmianie w Domu podczas mojej nieobecności? Słyszałam o tych... czystkach, ale nic konkretnego.
-Miasto było raczej spokojne podczas twego wygnania. Małe roszady tu i tam, kilka trupów. Nic niezwykłego.- odparł z uśmiechem Rileyn nalewając wina.- Ostatnio się ożywiło. Tormtor coś knują, Vae i Despana planują, ale ja się od takich spraw trzymam z daleka. To domena naszej... siostry.
- Nasza siostra także cieszy się dobrym zdrowiem, jak mniemam? Mam tylko nadzieję, że nie byłeś niepokojony w trakcie mojego wygnania.
-Mam pewnie kilka blizn na plecach.- odpowiedział Rileyn ponuro, upił nieco wina.- Nasza kochana siostrzyczka, tęskniła za tobą i... pocieszała się mną. Ma się dobrze, o czym pewnie się przekonasz, wkrótce.
- Och, w to nie wątpię i mam wrażenie, że możemy się obie spotkać szybciej, niż sądziłam. Wypatruję tej chwili z niecierpliwością. - uśmiechnęła się krzywo - Doszły mnie słuchy jakoby postanowiła wmieszać się w relacje rodzinne Opiekunki Świątyni...
-Ambicji Ilivarze nigdy nie brakowało. Nie wiem czy jednak nie wplątała się w grę która ją przerośnie... Na razie jednak, radzi sobie całkiem dobrze.- i sądząc po minie, Rileyna to martwiło.
- Nie brakowało. - przyznała - Co jednak próbuje osiągnąć i jakimi drogami? - Ilivara musiała być w swoim żywiole walki o władzę, ale to da pozostałej dwójki rodzeństwa mogło wróżyć problemy.
-Nie mogę określić szczegółów, ale chyba gra na dwa fronty próbując szczuć siostry na siebie. Co akurat nie jest trudnym zadaniem. Nie wiadomo którą popiera w tym sporze, ale knuje z obiema.- wyjaśnił Rileyn i dodał ciszej.- Możliwe też że z obiema sypia, ale... tu już pewności nie mam.
- Zaiste ambitnie, czyli w jej stylu. - zastanowiła się - I gra w tę grę o własnych siłach, bez żadnego dodatkowego wsparcia?
-Jest popierana przez wiele pomniejszych kapłanek. Możliwe że ma po swej stronie także... Kapitana straży naszego Domu.- szepnął cicho Rileyn.- Ale to chyba jej jedyny ważny sprzymierzeniec.
Neevrae uniosła brew.
- Kapitana straży? Gdzie w tej rozgrywce byłby zysk dla niego?
-Nie wiem... Ale na razie zyskuje w jej alkowie. - uśmiechnął się cierpko Rileyn.
- Zawsze jakiś zysk. - zamilkła na moment - Próbowała także ciebie wciągnąć w te zmagania?
- Powiedzmy, że... przedstawiła argumenty nie do odparcia, bym jej pomógł w tym i owym.- rzekł w odpowiedzi Rileyn, wyraźnie niechętny wdawaniu się w szczegóły.- Chcesz się zaangażować w pomoc Ilivarze?
- Najpierw musiałabym porozmawiać z naszą siostrą, prawda? - uśmiechnęła się cierpko - Nie wiem co się bardziej opłaci, a na razie z tego co widzę to ona mąci w tym kotle, nie jestem tylko pewna czy wie, co robi. Ambicja ambicją, ale w niektórych momentach przyda się opanować. Tańczy między siostrami, ale słyszałam też, że także między nimi, a ich matką?
-Na razie radzi sobie. Póki co Opiekunka świątyni nie widzi w niej zagrożenia dla swych interesów.- odparł drow, dopijając kielich wina i nalewając sobie kolejny,- Nie pijesz? Chcesz mnie rozpić i wykorzystać?
Na jego obliczu pojawił się ironiczny uśmieszek.
Neevrae zaśmiała się cicho.
- Rozgryzłeś mnie. To aż tak widoczne? Muszę w takim razie popracować nad tym planem.... - nalała sobie trochę wina - Widzę jednak, że ostatnie bóle głowy, o jakie przyprawiła cię twoja druga siostra nie zabiły twojego humoru. - upiła łyczek zastanawiając się - Niemniej jeżeli Ilivara będzie szerzyła niezgodę między matką a córkami może to wywołać odpowiedź Opiekunki Świątyni, a ta nie będzie przyjemna.
-Miejmy nadzieję... I trzymajmy się z dala od jej planów.- rzekł w odpowiedzi czarodziej. Spoglądnął na siostrę dodając.- Dobrze ci było w Icehammer?
- Icehammer to wielki grobowiec. - skrzywiła się - Wygnanie, prawdziwe wygnanie. Z dala od życia Erelhei-Cinlu i jego spraw. Dzień ciągnął się za dniem... - zerknęła na brata - ... ale zakładam, że ty miałeś swój udział w moim powrocie, prawda?
-Uznałem, że nie docenisz cudownego daru jakim jest ponura sztuka krasnoludów.... i święty spokój.- rzekł ironicznie czarodziej.
- Święty spokój jest bezcenny acz w zbyt dużej dawce zabójczy. Zaczynasz upodabniać się d miejsca, w którym przebywasz. To niebezpieczne. - upiła kolejny łyk - Czy jeszcze coś cię kłopotało bracie, prócz oczywiście naszej siostry?
-Raczej nie... Wiesz...Aleval nie słynie z potęgi magii. A ja jako nie wplątany w te całe szpiegowskie intrygi, miałem spokój.- odparł Rileyn wzruszając ramionami.-Więc nie narzekam. No... może jakaś ładna drowka, by się przydała do łóżka. Niewolnice bywają nudne.
Kapłanka uśmiechnęła się słodko.
- Cieszy mnie to. Przynajmniej nic więcej ważnego nie sprawia ci problemów. - odstawiła delikatnie kielich - Skoro miałeś spokój, to nie wiesz nic konkretnego o tych ostatnich czystkach?
-Nie... I mnie to cieszy. Bo skoro nic nie wiem, to pewnie mnie nie obejmą.-odparł dość wesoło Rileyn.
Neevrae uśmiechnęła się delikatnie.
- Bezpieczne podejście, bracie. - zamyśliła się upijając powoli troszeczkę wina - Zastanawiam się wciąż nad naszą siostrą. Skoro możliwe, że szczuje obie córki Opiekunki Świątyni na siebie, to dlaczego one na to przystają, skoro Ilivara tak z nimi pogrywa. Nie mogą być przecież nieświadome tej gry.
-Nie wiem...ale siostrzyczka ma bardzo śliski języczek, a poza tym...- Rileyn napił się wina dodając.- Nie można wierzyć plotkom. Nie można im ufać do końca, tak jak ja... mam zaufać, że poszłaś na przyjęcie Xaniqos z Shi’natarem dla jego towarzystwa ? Wątpię.
- Nie mogłam opuścić takiej okazji, prawda? Niecodziennie zdarza się takie wydarzenie w końcu. - powiedziała po czym dodała ciszej - Obie twoje siostry postanowiły wziąć w nim udział.
- Przyjęcie Xaniqos... Warto było?- spytał Rileyn żartobliwie.- Zakładam, że nie tak owocne, jak te u Matrony Aleval. Ani nie tak... ciekawe.
- Na pewno nie tak ciekawe. - uśmiechnęła się nieznacznie - Miało swoje momenty, niekoniecznie zależne od Xaniqos i przewidziane w programie... chociaż nie wiem czy pocieszyły one gospodarzy.
-Mówisz o tych... stworach? Ależ to nie miało nic wspólnego z przyjęciem i trudno uznać, za atrakcję.- stwierdził po namyśle brat.
- Dla niektórych zaangażowanych w walkę z tym, co przetoczyło się przez miasto i skutkami tego, pewnie zajmowało wysoką pozycję zdarzeń tamtego wieczoru. - wzruszyła ramionami - Słyszałeś coś konkretniejszego o tym?
-Niewiele... Łatwo się domyślić, kto te potworki przysłał prawda?- spytał retorycznie czarodziej.
- Nie trzeba się mocno wysilić. - mruknęła - Zapewne zmotywowało to Eilservs... - zerknęła na brata - Czystki w domu, szlamy paradują przez miasto, Ilivara tańczy między córkami Opiekunki Świątyni... Zaiste w dobrym momencie powróciłam. - uśmiechnęła się krzywo - Erelhei-Cinlu powitało mnie szczodrze.
-Oby nie zażądało równie obfitej zapłaty za swe bogactwa.-odparł ponuro Rileyn dopijając wino. Wstał nieco chwiejnie.- Cóż... chyba nie powinienem cię już bardziej męczyć swą obecnością siostrzyczko. Jestem pewien Ilivara wymęczy cię za mnie z nawiązką.
- W to nie wątpię, bracie. W to akurat nie wątpię. - powiedziała wstając. Spojrzała na brata i uśmiechnęła się radośniej - Dojdziesz sam do komnat, mam nadzieję?
- Chyba jeszcze dojdę bez problemu, a jeśli zechcesz je zwiedzić podczas mej obecności w nich... czuj się zaproszona wielebna Neevrae.- rzekł kurtuazyjnie czarodziej kłaniając się nisko.
- Zapamiętam. - stwierdziła krótko rozbawiona sytuacją - Wracaj bezpiecznie więc i uważaj na siebie... nie tylko podczas drogi powrotnej.
-Zawsze na siebie uważam siostrzyczko.- rzekł cicho Rileyn zamykając za sobą drzwi.

***

Rileyn miał rację. Icehammer nie chroniło już Neevrae przed Ilivarą, a spotkanie obu sióstr było nieuchronne, z czym młodsza kapłanka już się pogodziła. Taniec starszej siostry pomiędzy córkami Thaula'ur był występem godnym oglądania, ale niekoniecznie przyłączenia się do niego. Neevrae zastanawiała się, czy ta kapłanka nie przyjęła zbyt wiele na siebie i czy dotrwa ona przynajmniej do końca jednego obrotu. Czy powinno to martwić samą Neevrae? Czy nie byłoby lepiej, gdyby Ilivara poległa w zmaganiach, do których sama się pchała? Co by było, gdyby jednak wyszła z nich zwycięsko? Co to znaczyłoby dla jej młodszej siostry i starszego brata?
Kłopoty. Ilivara zawsze oznaczała kłopoty.
Neevrae uśmiechnęła się do siebie upijając trochę wina. Czyż nie brakowało jej wrażeń podczas pobytu w Icehammer, czyż nie chciała wyrwać się z jego monotonii i odnaleźć na nowo życie? Teraz miała szansę sprawdzić, czy miasto duergarów jej nie rozleniwiło...
Zaiste, Erelhei-Cinlu powitało szczodrze.
 
__________________
Writing is a socially acceptable form of schizophrenia.

Ostatnio edytowane przez Zell : 06-04-2013 o 22:16.
Zell jest offline  
Stary 03-04-2013, 23:08   #30
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Przyjęcie w domu Xaniquos upływało w dużej mierze na obowiązku doglądania Malady. Han'kah była nieuleczalną wręcz służbistką z racji wojskowego chowu i rozkazy zwykła traktować dość dosłownie. Miała pilnować dyplomatki? To lepiej niech Malady przywyknie do oddechu pani pułkownik na karku. Na dłuższą metę jej towarzystwo okaże się pewnie uciążliwe. Ale skuteczne aby ją kontrolować.

- Ostatnio czuję się zaniedbywany. Nie wpadasz nawet na krótkie pogaduszki. Czyżbyś zmieniła zainteresowania? - usłyszała za plecami znajomy niski głos. Mężczyzna wskazał palcem Malady rozmawiającą z Zebeyriią. -Cały czas zerkasz w jej kierunku.
- Skąd wiesz jakie są moje zainteresowania? - mimo mocnych słów mina Han’kah wyglądała na przyjazną. Zawsze traktowała Belnolu z Vae dość oschle co nie zmieniało faktu, że bardzo ceniła sobie jego obecność i zeń rozmowy. - O ile mi wiadomo, przyjacielu, nigdy nie dałam ci okazji abyś je poznał.
-Toteż jestem skazany na domysły. Choć dzisiaj zaskakujesz mnie na wiele sposobów. Żołnierze unikają takich zabaw, a i wielu taktyków również tak czyni.- zastanowił się czarodziej zerkając na kobietę .- Choć widzę, że nadal w stroju nieodpowiednim do tak radosnej okazji.
- Nie jestem tu z przyjemności - odparła. - A co do stroju... nadrabiasz za nas oboje. Bardzo... gustowna - wskazała na jego szatę z wyszytym symbojem pająka i po dziewczęcemu przygryzła wargę w wyrazie rozbawienia - sukienka...
-Szata maga... zresztą dość cenna. Poprzedni jej właściciel bardzo sobie ją cenił.- odparł z pewną dozą fałszywej irytacji czarodziej.-Jeśli nie przyjemność, to co cię sprowadza na ten bal?
- Moje umiejętności bojowe zostały docenione przez samą Matronę - wskazała na stolik z trunkami i ruszyła w tamtą stronę. - Powierzyła mi nader tajne zadanie i ma ono związek z obserwowaną przeze mnie szlachcianką. Zaintrygowałam cię?
- Doprawdy... ta drowka musi być kimś ważnym.-odparł z uśmiechem czarodziej. -Czy narażę cię na kłopoty jeśli spytam, co to za tajne zadanie?
- Łgałam - odparła z uśmiechem, bez cienia żalu. Podniosła dwa kielichy, jeden wręczyła czarodziejowi. - Droczę się z tobą. Żadne tajne. I żadne wzniosłe. Po prostu... mam chronić ją własną piersią. Zdaje się, że to niezwykle obiecująca kariera i jeszcze o tej damie usłyszymy - upiła spory łyk.
- Pozazdrościć, być chronionym przez taką pierś.- rzekł żartobliwie Belnolu i rzekł na drowkę, którą Han’kah pilnowała.-Niemniej, nie ma co się stresować. Xaniqos nie dopuszczą do morderstwa na ich balu. To by była potwarz dla nich.
- A ty? Co cię tu sprowadza? Chcesz korzystać z darmowych trunków czy coś zaliczyć? - nie kryła szerokiego uśmiechu. Lubiła go deprymować.
- Korzystam ze znajomości i okazji do wypicia doskonałych trunków. Wątpię by trafiła się okazja na coś... innego.- westchnął nieco smętnie czarodziej.
- Trochę optymizmu Belnolu - sprzedała mu lekkie klepnięcie w łopatkę. - Za chwilę będzie tu cała masa w sztorc pijanych napalonych drowek. Na pewno którejś wpadniesz w oko, w końcu niczego ci nie brakuje. Sama zapewne bym się pokusiła gdybym nie ceniła tak wysoko naszej przyjaźni.
- Nasza przyjaźń nie jest aż tak cenna, a drowki nie bywają aż tak pijane.- westchnął nieco dramatycznie czarodziej.-Dziś pewnie też... nieważne. Ty zamierzasz patrzeć, jak... owa podopieczna dobiera sobie partnera lub partnerkę do łóżka?
- Zarzuca mi się brak wyczucia ale odrobinę go jednak mam. Patrzeć nie będę. Co najwyżej zerkać z daleka - zabrzmiało jak żart ale nie było jasne czy nim było. - I... dziś pewnie też, co? Skończ jak zacząłeś. Nie czytam w myślach.
- I dobrze. Moje myśli nie są czymś, co powinienem ujawniać. Zgorszyć, pewnie byś się nie zgorszyła, ale mogłabyś się zdegustować.- rzekł z uśmiechem czarodziej i spojrzał po sali.- Przyjrzym się im, w większości zobaczysz gładkolicyh mężczyzn o delikatnych rysach. Tacy jak ja... o rysach bardziej ostrych nie są teraz... interesujący dla kobiet. Taka moda. Ale cóż... zawsze pozostaje dom schadzek, prawda?
- Nie wiem - odparła z brutalną szczerością. - Nigdy nie musiałam płacić za chędorzenie. A jak.. Quildar? Wykazuje potencjał?
- Tak. Ma talent, ma cierpliwość. Będzie z nieco coś wartego uwagi.- odparł czarodziej wzruszając ramionami. - Dużo jednak przed nim dopiero.
- Wierzę. Podesłałabym ci w ramach wdzięczności jakąś uroczą niewolnicę ale obawiam się, że byłaby za brzydka i za zielona jak na twój gust.
- Zdecydowanie... Zresztą nie przepadam za niewolnicami. W większości toto zestrachane lub stremowane.- westchnął czarodziej.- Jednym słowem nudne.
- Bardzo cię lubię Belnolu - skwitowała rzeczowo pani porucznik. - Lubię twoje towarzystwo, rozmowy. Ale uwierz mi, to wszystko pieprznie o kant dupy jeśli wylądujemy w łożnicy. Chyba, że to tylko część naszej gry, którą co bardziej wyrafinowana drowka na moim miejscu nazwałaby niewinnym i nic nie znaczącym flirtem i na tym z zasady się poprzestaje.
- No cóż...to był bardzo zimny prysznic Han’kah, bardzo zimny. Po takim czymś, najlepiej zatonąć w alkoholu.-rzekł śmiejąc się czarodziej, po czym rzekł.- Dlatego wybacz, że cię opuszczę pani. Nie mogę wszak zajmować miejsca podboju innym drowom.
- Och, daj spokój - drowka ujęła go pod ramię aby przy sobie zatrzymać. - Wybacz moją obsceniczność, ale taka jestem. Może lepsze to niż fałszywe uśmiechy i pełne pochlebstw kłamstwa. Doszły mnie słuchy, że zakonnicy z Eilservs przejmą część Vae. Pozwalacie na to?
- Pozwalamy ?- zaśmiał się Belnolu, przytulił ją poufale dodając cicho.- Jedni pozwalają, inni nie. Ponoć kapitan straży Domu, niejaki Lesen Vae na samą wieść o tym, że kapłani Selvetarma obejmą część świątynną dostał ataku wścieklości i pluł pianą... ale ode mnie tego nie słyszałaś.
Po czym już dodając głośniej. -Ach oburzamy się strasznie, my magowie. Oburzamy się ostentacyjnie i głośno. Ale tylko w naszym małym wąskim gronie. Ostatecznie, co za różnica kto będzie pilnował kapłanek, strażnicy Lesena czy też kapłani z Eilservs? Kogo to obchodzi, dopóki nie zaglądają nam do ksiąg.
- Ktoś ostatnio powiedział, że to jak wpuszczanie pająków do zagrody rothów. Mam nadzieję, że nie odbije się to źle na domu Vae. Fanatyczki jeśli coś sobie upatrzą nie spoczną póki cel nie będzie zrealizowany, a jak już skończą często zostają po nich jeno zgliszcza i swąd spalenizny.
- Być może... ale to nie fanatyczki są wpuszczane, a fanatycy. A ci ślubowali posłuszeństwo każdej kapłance Lolth, a nie tylko Eilservs. - rzekł z lekkim uśmiechem czarodziej.- Widzisz teraz potencjał tej sytuacji? Widzisz możliwości dla Vae? Tak? Nie? Cóż... Matrona na pewno widzi, skoro pozwoliła Opiekunce Świątyni tak wzmocnić swoją pozycję.
- Nie mam wątpliwości, że Sereska ma swoje powody - skwitowała drowka. - Trudno jednak przepowiedzieć jakie skoro pozbawieni jesteśmy pełnej perspektywy. Elerei-Cinlu pełne jest misternie utkanych sieci i, przy nejlepszych intencjach, nie sposób pojąć wszystkich pośród nich powiązań i zależności.
-To prawda, prawda... lepiej skupić się na swoim podwórku i swoich interesach. - zasugerował Belnolu. Po czym spytał.- A jak tam twoje interesy, poza niańczeniem dyplomatki, chyba nie masz na co narzekać ?
- Narzekają tylko ci, którym skończyły się pomysły - Han’kah posłała kompanowi przyjemny uśmiech i dopiła swój trunek. - A teraz wybacz mój drogi, pozwolę sobie wrócić do moich obowiązków. Obiecuję jednak odwiedzić cię wkrótce w domu Vae i nie dać ci więcej powodów do wnioskowania, że cię zaniedbuję.
-Oby... będę czekał.- pożegnawszy się tymi słowami Belnolu i lekko chwiejnym krokiem oddalił się od Han’kah.

* * *
Bal został drastycznie przerwany wieściami o szlamiastych abomincjach Ghaunadaura. Pani pułkownik stawiła się w zamku domu Tormtor zgłaszając gotowość swoją i swoich ludzi. Dostała rozkazy aby zgarnąć regiment i prewencyjnie rozstawić wzdłuż ulice na granicy terenów domu Tormtor. Należało zarządzić blokady, przygotować obronę, zdusić ewentualną panikę.
Ferwor i chaos dodał Han'kah werwy. Jej orki spuściły łomot plebejskiemu ścierwu, któremu się zebrało na panikę. Chłopcy przynajmniej mieli rozrywkę, trochę muskuły rozruszali.
Sama oglądała z odległości jak czaromioty różnakich domów podlatują do szlamów i walą w nich magicznymi pociskami, kulami kwasu, lodu czy błyskawicami. Kolorowo się zrobiło. Miło dla oka, festyniarsko niemal. A pod feerią magicznych wybuchów na swoich pająkach sunęły majestatycznie kapłanki. W takich chwilach Han'kah przypominała sobie kim jest i kim nigdy nie będzie. Jest tu. Nigdy nie będzie tam.

* * *
Przez umysł prześlizgnął się pomysł czy nie powinna wpierw się przebrać? Zaraz jednak odpowiedziała na tą niemą sugestię splunięciem na bruk. Od zapachu potu i świeżo ulanej juchy nikomu się jeszcze krzywda nie zadziała. Leniwym krokiem zboczyła do komnat swojej matki.

Blichtr, z jakim urządzono pokoje Moliary niezmiennie wprawiały Han'kah w zakłopotanie.
Każdy mebel, skrawek podłogi czy materiału wydawał się nieskazitelny i pułkownik bezwiednie myślała o brudzie i pyle z koszarów, który ze sobą przywlokła i teraz kala harmonię tego idealnego wnętrza. Zazwyczaj chwilę spędzała na stojąco aby oswoic się z uczuciem dyskomfortu i dopiero później decydowała się usiąść.

Usługiwały tu same półdrowy, jako że za ludźmi matka nigdy nie przepadała. Chłopak o gładkim licu przekazał Han’kah, że Matka przyjmie ją po wieczornych modlitwach i ablucjach, tak więc wojowniczka musiała swoje odsiedzieć. Dość typowe.

Moliara przywdziała zwiewną szatę z białej pajęczej przędzy. Siedziała w biblioteczce przeglądając zwoje i księgi religijne. Maska... Prawdopodobnie matka planowała coś innego, jednakże przyjęła córkę, by nie wzbudzać podejrzeń. Z tego co Han’kah pamiętała, Moliara nie była specjalnie religijną osobą, oczywiście jak na kapłankę.

- Matko - Han’kah skinęła lekko i nadzwyczaj ostrożnie opadła na fotel. - Czy ta twoja dyplomatka... Malady. Istotnie jest taka ważna? Potrzebna? Jest dość mocno przekonana o swojej... niezastąpywalności.
- Czyżby i ciebie ta jędza z przerostem ego zirytowała?- zakpiła Moliara przeglądając zwoje.- Jest użyteczna. Niewiele naszych dyplomatek ma tak dobre stosunku z Domem fanatyczek. Niezastąpiona ? Nie. Raczej nie. Na pewno znalazły by się inne na jej miejscu, tylko...
Moliara potarła kark w irytacji.- Malady zbudowała już sobie kontakty w Domu Eilservs, zbyt cenne by je pochopnie marnować. To ją chroni, przynajmniej na razie.
- Mnie nie jest łatwo zirytować - odpała spokojnie pani porucznik. - Nie mam o niej zdania. Nie jest ani wrogiem ani sprzymierzeńcem. Słyszałam jednak... jak twierdziła, że miękniesz.
- Naiwnie sądzi, że mnie zastąpi... Nie ona jedna.- parsknęła gniewnie drowka.- One wszystkie myślą, że słabnę... Każda z tych szczerzących zęby dyplomatek, które ledwie co posmakowały polityki, a już czują się prawie matronami.
Moliara spojrzała na swą córkę.- Uważasz, że mięknę Han’kah?
- Nie wiem matko - drowka zaplotła dłonie i śmiało spojrzała Moliarze w oczy, - Nie znam cię jako polityka, nie znam cię jako wroga... Może to i lepiej. W każdym razie, jeśli osoba mojego pokroju mogłaby coś doradzić... Malady na kochanka. Byłego championa domu Eilservs, niejakiego Shyntala... Wiem, że nie stroni od mężczyzn ale z tego... jeśli nie darzy senstymentem to nad wyraz ceni sobie jego... usługi. Weź go sobie. Możesz. Jesteś wyżej postawiona. Pokażesz jej tym samym, że trzymasz rękę na pulsie, wiesz z kim się umawia na dyskretne schadzki. Kontrolujesz ją. I pokażesz jej swoje miejsce. Odbierz jej zabawkę, zepsuj ją i wyrzuć. Da jej to do myślenia..
Moliara uśmiechnęła się spoglądając na córkę.- A jednak... zalazła ci za skórę, choć nie chcesz się do tego przyznać przed matką.
Spojrzała woczy Han’kah.- Przemyślę twój pomysł, bo jest ciekawy i rzeczywiście warty do zrealizowania. Gdybym jeszcze miała dość... czasu, którego w przyszłości może zabraknąć. Ostatnio w domu Tormtor zrobiło się gorąco, więc uważaj na siebie Han’kah.
- Nie zalazła mi za skórę - Han’kah usilnie pozostawała przy swoimu. - Powiedzmy, że... dbam o twoją reputację i stanowisko matko. Wolę widzieć jako usta Veardeth kogoś, kto czasem szepnie o mnie Matronie pochlebne słowo. Pół biedy jeśli twoje miejsce zajęłaby Neerice - nie zamierzała ukrywać jak rzeczywiście widzi całą sprawę. - Ona... na swój chory sposób zawsze stała za mną... Ale obca suka aspirująca na twoje stanowisko po prostu nie jest mi na rękę. I... - zmieniła temat - uważać na co?
- Lojalna i oddana córka, to rzadkość wśród drowów, no i...Mam wiele córek, a Neerice, która tak o ciebie dba.. - ostatnie słowa Moliara wypowiedziała z ironią. Po czym rzekła.-... celuje wyżej. Niemniej inne moje córki chętnie zajęłyby me miejsce. Tyle że nie ich ambicja przerasta ich talenty.
Drowka spojrzała w dokumenty.- Sama dziś widziałaś co się działo na ulicach. Wiesz więcej ode mnie, jeśli chodzi o wydarzenia poza murami miasta. Sama mi więc powiedz, czy żyjemy w spokojnych czasach ? Nastroje w Domu i poza nim są napięte. Coś się wydarzy... prędzej czy później. Coś znaczącego. Wróżby są niepokojące.
- Nie znam się na wróżbach matko. A co do wydarzeń... w Erelhei-Cinlu co chwila dzieje się coś znaczącego. Zmieniają się jedynie podmioty zainteresowania. Podejrzewam, że jeśli coś wybuchnie będzie miało związek z Czerwonymi Czarodziejami. Jeszcze nigdy nikt z powierzchni nie miał w mieście tak znaczących wpływów. To... stawanie plecami do czatownika.
- Możliwe, ale... Thay i jego obecność w mieście wzmacnia Dom Tormtor, dzięki niemu Erelhei-Cinlu przeżywa rozkwit, a bogactwa płyną do skarbców wybranych domów. Możliwe, że trzeba będzie ukrucić i wyplenić rozruchy wywoływane przez... kogoś.- mruknęła Moliara, podpierając dłonią podbródek.- Bo ktoś... albo na zlecenie Domu, albo z własnej inicjatywy wywołuje tę falę niechęci wobec czerwonych magów.
- Drowy nigdy nie grzeszyły tolerancją... A ludziom powodzi się lepiej niż wielu z naszej rasy. Zazdrość i niechęć są oczywiste. Jeśli jednak rozruchy i bazgranie po murach są jedynie preludium do konkretniejszych działań to w rzeczywistości są wymierzone nie w Thay, a w Tormtor. Pretendentów do wojny jest ośmiu - wygięła wargi w cieniu uśmiechu - tyle co domów oczywiście. Choć otwartą niechęć żywią jedynie dwa. I te mają najwięcej do stracenia. Lub zyskania.
- Matrona jest tego świadoma. I zapewne podjęła już odpowiednie środki zaradcze.- rzekła w odpowiedzi Moliara uśmiechając się pod nosem.
- Matko... - podjęła pani porucznik obracając w palcach kielich zapatrzona w chlupoczący płyn. - Mogłabyś szepnąć Matronie dobre słowo na mój temat? Aby dała mi wymagające zadanie. I szansę.
- Jakiego rodzaju zadanie ? Jesteś wojowniczką, ku temu cię szkolono Han’kah. Gdy przyjdzie wojna będziesz mogła się wykazać. Chyba, że...- spojrzała w oczy swej córki. -Czyżbyś chciała się sprawdzić w innej rozgrywce?
- Wojskowa ścieżka mi odpowiada. Ale chcę sięgnąć wyżej niż tytuł pułkownika. Myślałam nawet czy nie wystartować w igrzyskach, ale championi przychodzą i odchodzą... Zwycięstwo by z pewnością nie zaszkodziło... Niech matrona mnie sprawdzi. I odwoła mnie z niańczenia Milady. Miałam się dowiedzieć czy jest lojalna wobec Tormtor. Nie znalazłam podstaw że jest nielojalna.
- Przekażę jej twe słowa córko.- rzekła w odpowiedzi Moliara.
- I weź sobie tego Shyntala, posłuchaj dobrej rady.
- Nie jest z Tormtor. Nie wypada sobie go po prostu wziąć. To w złym smaku.
- Nadal masz świetne cycki matko, na pewno pamiętasz jak się ich używa. Jeśli wykarzesz zainteresowanie, nie odmówi ci. A później upokorz go, najlepiej publicznie, żeby żadna drowka już nie wyciągnęła po niego ręki. Milady zrozumie to jako jawną komendę “waruj suko i miej baczność kto jest nad tobą”.
Moliara zaśmiała się. - Jesteś pewna, że nie zalazła ci za skórę?
- W żadnym razie.

* * *

Rozmowa z Akormyrem sprawiła, że spojrzała na sprawę z innej perspektywy. Postawiła strażników pod pokojami Malady i udała się wprost do koszarów.
Kiedy jej narowisty skorpion dosłownie wbił się w plac ćwiczebny pani pułkownik zeskoczyła na ubitą ziemię i z miną, która zwiastowała trzęsienie ziemi pomaszerowała do swojej kwatery.
- Goooica! Tarrrmyr ‘rar! Do mnie! Aleee już!
Kiedy kapitanowie pojawili się w zasięgu wzroku a drzwi zatrzasnęły się za nimi pani pułkownik wydarła się tocząc z ust pianę.
- Zapytam jeden kurwa raz! I jeśli usłyszę szczerą odpowiedź obędzie się bez mojego wkurwu, zrozumiano? Czy któryś z was donosi mojej siostrze?!
- A czemu akurat siostrze pani?- spytał żartobliwie Goica. - Ostatnio wiele słychać o twych sukcesach z Malady. Ponoć to ma być jako awans traktowane. A przy Malady kręci się tyle kundli, któryś na pewno obsikuje więcej niż jedno drzewo... jak to powierzchniowcy mówią.
- Ja przy tej suczy mordy nie otwieram. - zaprzeczył ponuro Tarrmyr’rar.- Ani przy dziwkach, które w czasie wolnym obracam... też nie.
Han’kah zaczerpnęła dwa oddechy a później skinęła głową i każdego z kapitanów pogłaskała po głowie w sposób, który niósł ze sobą odrobinę czułości i odrobinę agresji.
- Ta ciota Bellin’erd i jego miałkie usta na pewno sprzedają wszystko na mój temat, każdej z zainteresowanych stron - syknęła cicho. - Dajcie mu przy najbliższej okazji delikatny wycisk. Nie na tyle jednak żeby jego babka miała do nas pretensje.

Przywołała do siebie Grumbakha z nakazem żeby przyprowadził Quildara. O prawdziwej tożsamości chłopaka nie wiedział bodaj nikt poza może Dintrinem, któremu Han’kah zwykła ufać. Jak na złość szczeniak nie mógł się znaleźć.
Ustawiła swoich oficerów w karny rządek a podczas przesłuchania bawiła się nożem żeby zająć palce.
- Czy ktoś się ostatnio kręcił w pobliżu chłopaka? Pytał o niego?

Zdawali się być skonfundowani skąd gniew o niedorostka niewolnika, który czyści żołnierzom broń, naciera oliwą zbroję i pomaga w garkuchni. Ale Han’kah kipiała jakby rzeczywiście miał się za chwilę po dziedzińcu potoczyć jakiś łeb.

Minęły dwa dzwony nim gówniarz się znalazł. Ha'kah zwolniła podkomendnych zostając sam na sam z chłopcem.

* * *
- Otwierać! - skórzana rękawica załomotała w eleganckie drzwi. Ćwieki zarysowały ich gładką jak lustro powierzchnię.
- Wyjebię te drzwi z zawiasów jeśli ktoś mi zaraz nie otworzy!

Zachwiała się ale zdołała w porę oprzeć ramię o futrynę i nie wyrżnąć na pysk. Drzwi uchyliły się w między czasie ukazując gładkie przestraszone lico. Han'kah prychnęła na ten widok unosząc oskarzycielsko palec i wykrzywiając usta w kpiącym uśmiechu.
- I dlatego wolę koszary... Kiedy patrzę na orka, przynajmniej wiem czy mam do czynienia z samcem czy z samicą.

Pchnęła sługę do wnętrza i weszła do środka na dość rozchwianych nogach. Wraz z panią pułkownik wtoczył się ciężki zapach mocnych trunków.
Od progu wyrośli przed nią dwaj zielonoskórzy ochroniarze o, nawet jak na orki, imponujących gabarytach i wyjątkowo szkaradnych mordach.
- Złazić mi z drogi parchy! - wrzasnęła nie znającym sprzeciwu tonem, jak zwykła to robić względem swoich żołnierzy. - Nie pozajecie mnie półmózgi? Jestem JEJ siostrą! JEJ siostrą! Bywam tu kiedy mi się rzewnie podoba! Przepuśćcie mnie!

- Przekażę pani Neerice, że jej siostra chce ją widzieć - poinformował niewolnik ze spuszczoną głową i wycofał się wgłąb komnat.
- Przekaż! - wrzasnęła za nim Han'kah plączącym się językiem. - Przekaż tej głupiej kurwie, że to koniec, rozumiesz? Niech wpuści sobie w dupę swój własny jad!

Orki zamknęły korytarz jak para solidnych dwupłatowyh drzwi. Han'kah warknęła ze zniecierpliwienia i furii i zaatakowała jednego z nich ale jej skuteczność w takim stanie pozostawiała wiele do życzenia. Ochroniarz wykręcił jej rękę i pchnął na ścianę, prawdę mówiąc dość delikatnie jak na możliwości swoich napompowanych zielonych ramion.
Drowka zaklęła jeszcze kilka razy pod nosem aby miękko spłynąć w dół i usiąść na własnych piętach. Ork poluzował nieco uścisk widząc, że się uspokaja.
 
liliel jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 22:35.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172