Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-03-2013, 10:56   #170
Viviaen
 
Viviaen's Avatar
 
Reputacja: 1 Viviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie coś
Nie zastanawiając się ani przez chwilę odwróciła się na pięcie i bez ostrzeżenia przywaliła Staubowi w pysk. Na odlew, bo akurat tak wyszło. Z całą siłą swojej frustracji, rozczarowania i złości. Zła była przede wszystkim na siebie, chociaż nie było jej winy w tym, że się spóźniła. Kult zbyt długo zwlekał z przysłaniem pomocnika, który okazał się zdrajcą i opóźnił ją jeszcze bardziej. Sporo czasu straciła też z powodu głupoty ludzi i nieludzi spotykanych po drodze. Mogłaby przybyć tu tydzień wcześniej...

Jej uwagę przykuł zapomniany kawałek oskardu. Z początku nie zwracała na niego większej uwagi przypisując go raczej ekipie szczuraków. Ale po dokładniejszych oględzinach musiała wykluczyć taką możliwość... trudno jej było uwierzyć w to, co widzi. Narzędzie było tak zardzewiałe, że wyglądało na co najmniej kilka lat! Być może należało do kogoś, kto zabrał spaczeń i zawalił za sobą zarówno puste miejsce po kamieniu jak i cały tunel... Czy to znaczyło, że cała wyprawa od początku skazana była na niepowodzenie? Kto w takim razie zabrał odłamek i dokąd, skoro nikt się o nim nie dowiedział? Jak to w ogóle możliwe? Takich rzeczy nie da się skutecznie ukryć. Szarzy prorocy powinni wyczuć, że coś jest nie tak. Czyżby nawet bogowie nie wiedzieli, gdzie znajduje się spaczeń?

Niezależnie od wszystkiego miejsce po odłamku księżyca było puste. Spóźniła się. Czy wtopieni w skałę mogli coś wiedzieć? Pewnie tak, ale co z nich za pożytek skoro i tak nie mogą mówić?

Ruszyła na powrót z miejsca, tupiąc gniewnie i kopiąc kamienie zaściełające dno jaskini. Staub z głupią miną i tępym spojrzeniem ocierał krew płynącą z rozciętej wargi. Zasłużył sobie na więcej, ale przecież nie będzie go bić... i tak niczego to nie zmieni. Co prawda mógł zaoszczędzić jej sporo czasu a zamiast tego dał się kupić jak nie przymierzając tania dziwka, odwlekając tylko nieuniknione.

Jak na życzenie postanowił wtrącić się do dyskusji, której znaczenia nie rozumiał... więc Mara skorzystała z okazji i wyładowała na nim przynajmniej część kipiącego w niej gniewu.

***

Roztarła dłoń, szczypiącą od impetu uderzenia. Nagle poczuła się zmęczona i przytłoczona niespełnionymi oczekiwaniami. Poświęciła się temu zadaniu w całości, ryzykując zbyt mocno, za co przyszło jej słono zapłacić. A mimo to wróci w pustymi rękami... gdzieś w głębi serca zrodziło się marzenie o powrocie do domu. Tylko, że... nie miała już dokąd wracać.

Przysiadła na kamieniu, bezwiednie bawiąc się zardzewiałym kawałkiem metalu i jednocześnie rozglądając bezradnie po jaskini. Miała wrażenie, że coś jej umyka. Coś na tyle oczywistego, że się nawet o tym nie myśli. Na Pana Zmian...!

Zmian...

Zmiany... Zniamy! Ponownie przyjrzała się trzymanemu w dłoni oskardowi. Był zwyczajnie zardzewiały, a przecież wszystko w tej jaskini było... niezwyczajne. Gdyby faktycznie leżał tu rok czy nawet kilka lat, pewnie wtopiłby się w kamień albo został zniekształcony w inny sposób. Musiałby wchłonąć mnóstwo energii spaczenia, która była tu niezwykle silna a to nigdy nie pozostaje bez echa. Tymczasem wydawał się być zupełnie zwyczajny, nie czuć w nim było nagromadzenia mocy ani nic innego. To by znaczyło, że nie leżał tu specjalnie długo, za to należał do niezbyt dobrze wyposażonych górników, zapewne z przypadku. Albo faktycznie przeleżał w okolicy dostatecznie dużo czasu, żeby zardzewieć, ale jednak poza jaskinią, więc pozostał zwyczajny. Tylko skąd by się wziął w środku? Mógł być też wzmocniony magicznie, wtedy byłby chroniony przed wpływem spaczenia... tyle, że wtedy nie starzałby się tak szybko. Chyba.

Pierdolona męska dziwka!

Przez jednego chciwego skurwysyna jakaś banda obszarpańców czy innych nie-wiadomo-kogo zdążyła jej zwinąć sprzed nosa to, co dla wielu miało niewyobrażalną wartość. Jedni - tak jak ona - pragnęli tego dla własnej sprawy. Inni próbowaliby pewnie uchronić przed tym cały świat... głupcy!

Umysł bronił się przed takim wytłumaczeniem, nie potrafił zaakceptować porażki.

- Kurwa!

Poderwała się i dość gwałtownie podeszła do czekających na nią mężczyzn, wyciągając przed siebie dłoń z kawałkiem metalu. Staub instynktownie zasłonił twarz ręką - musiała mieć nadal mord w oczach, choć myśli szły już zupełnie innym torem. Tonn z kpiącym rozbawieniem i założonymi rękami przyglądał się, jak biega w tę i z powrotem po jaskini. Zdążył już zatoczyć szerokie koło przyglądając się w szczególności zatopionym w skale ludziom, śladom kucia i (zatrzymując się na dłuższą chwilę przy Gottliebie) spokojnie wrócić do punktu wyjścia. Czekał aż sama uspokoi się na tyle, by zacząć racjonalnie myśleć.

- Co to Twoim zdaniem jest? - podstawiła mu przedmiot pod nos, zadając na pozór głupie pytanie. Jednak znał ją już na tyle, że potraktował je bardzo poważnie, z namaszczeniem odbierając zardzewiałe żelastwo w celu dokładniejszego przyjrzenia się. Mara wiedziała, że odpowie jej to samo, co i ona zauważyła. Zbyt długo się przyglądał, badał każdą krawędź. Zbyt długo milczał. Nie wiedział czego szukać, ale szukał... i nie znalazł.

- Wyjdźmy stąd. Chcę w końcu odetchnąć świeżym powietrzem. Tu i tak nie znajdziemy nic więcej.

Świtało już, kiedy wyszli z tunelu, łapczywie wciągając w nozdrza zapach poranka. Jak się tylko na dobre rozjaśni, przeszukają okolicę. Na pewno zadeptali sporo śladów, ale może uda się jeszcze coś znaleźć. Przeżuwając chleb z serem zastanawiała się, kim mogli być aktualni właściciele bryły spaczenia. Czy byli to ludzie? Zwierzoludzie? Może banda mutantów? Czy przejeżdżali przez tę zabitą dechami wioskę starowierców? Ona nie zwracała uwagi na przejeżdżających, zbyt zaaferowana wywiezieniem z niej własnego tyłka i wozu... ale może najemnicy coś wiedzą. Musiał pozostać jakiś ślad. Wskazówka, która powie jej, co robić dalej. Jak na złość ten leniwy kocur akurat teraz zapałał żądzą zwiedzania i włóczył się nie wiadomo gdzie, zamiast siedzieć jej na kolanach i mruczeć uspokajająco. To jego mruczenie zawsze pomagało Marze w porządkowaniu myśli. A miała co układać...

***

Zjawił się znacznie później. Gdyby był człowiekiem pewnie i jemu jak Staubowi by się oberwało. Tak tylko spojrzała na niego gniewnie i zamrugała oczami. Kot trzymał w zębach jakąś szmatę. Starą. Zszarzałą. Coś brzęknęło w czymś co było kiedyś pazuchą jakiejś kurtki. Kot upuścił szmatę u jej stóp i oblizał swój pyszczek. Potem przeciągnął się i fiknął na kamień obok Mary. Czarodziejka podniosła powoli skrawek materiału i ostrożnie wyciągnęła ciężki przedmiot ze znaleziska. Cylinder stalowy o przekroju gwiazdy. Lekka magiczna aura, która go otaczała szczypała ją delikatnie w palce. Zaklęcie otwarcia było w nim nadal aktywne. Tylko kto zostawił na tym odludziu coś takiego?

Klucz?

Próba wyciągnięcia od kota skąd wyciągnął swoje znalezisko spełzła na niczym. Ostentacyjnie oblizując łapę z jakiegos niewłasnego futra i krwi spojrzał na Marę z wyrazem pyszczka mówiącym nader wyraźnie: "ja swoje zrobiłem więc swoje przesłuchanie to sobie wsadź".

Próbowała sondować okolicę w poszukiwaniu śladów magii, ale równie dobrze mogłaby szukać kropli wody w kałuży. Wszędzie było pełno energii, jej zmysły świrowały. Aparatura też. Spojrzała w stronę wyłaniającego się znad jeziora słońca.

***

Wracający ze zwiadu Tonn z daleka kręcił głową. Ślady kręcących się wcześniej po okolicy szczuraków i uciekających w panice Schurków były wszystkim, co znalazł. Skąd się więc wziął ten cylinder? Resztki kurtki nie wyglądały na specjalnie świeże. Jak więc długo tu leżał?

Pytania zaczynały się mnożyć a poszukiwanie odpowiedzi kończyło się znów na kolejnych pytaniach.

Co dalej?

Mogła próbować pokręcić się po wzgórzach, ale z wozem daleko nie zajedzie. Prowiant się powoli kończył... gdyby chociaż wiedziała, czego szukać. Czy takich magicznych znalezisk mogło być więcej?

- Jakieś darmowe porady? - zwracając się do najemnika, nie kryła uszczypliwości w głosie. Zła i zawiedziona, że misja się nie powiodła, zmęczona i naburmuszona jak mała dziewczynka, mimo starań o zachowanie kontroli nad sobą. Staub gdzieś jeszcze się kręcił, mogła sobie na to pozwolić. Wydymała wargi, po raz enty oglądając ze wszystkich stron trzymany w dłoniach cylinder, jakby miała na nim wyczytać co najmniej dane właściciela, z adresem włącznie...

- Ten oskard mnie męczy - odparł najemnik - stary jak cholera. Myślę, że się nie spóźniliśmy. A w każdym razie nie o miesiąc, czy dwa. To żelastwo ma dziesiątki jeśli nie setki lat... A to? - wskazał na cylinder trochę zdziwiony - Co to jest?

- Magiczny klucz, a przynajmniej na to mi wygląda. Powinien coś otwierać. Szkoda tylko, że nie wiemy co ani gdzie to jest. - rzuciła ze złością. Wskazała resztki kurty - Musiał tu też przeleżeć kawał czasu znim ktoś go znalazł. Nie wiem, skąd Dietrich to przytargał, ale wszystko robi się coraz bardziej dziwne... te ślady kucia w jaskini... wyglądały na stare? Czy klucz i oskard mogły należeć do tych, którzy zostali wchłonięci przez kamień? Czy to byli tylko najemnicy, którzy po wykonaniu zadania zostali celowo pozostawieni na pewną śmierć? - myśli jej się rwały, przygryzła wargi próbując na nowo sobie wszystko poukładać, w końcu wybuchła - Przecież nikt nie mógł sobie tego zabrać ot, tak! Tyle lat... Wszyscy by wiedzieli... To niemożliwe!!

- Ktoś go przeniósł. Ukrył gdzieś. Nikt o miłych sigmarytom skrupułach. Chyba, że miał miejsce wypadek i dlatego ci nieszczęśnicy zginęli.

- Gdzie w takim razie jest spaczeń? To się kupy nie trzyma
- jęknęła Mara.

Tonn wyciągnął rękę po stalowy cylinder, który następnie przez dobrą chwilę oglądał.

- Piękna robota. Bynajmniej nie tania. Prawie nie nadgryzione zębem czasu.

Coś przykuło jej spojrzenie w obracanym w dłoniach mężczyzny cylindrze. Wyrwała mu go na powrót i przyjrzała się uważniej. Tego właśnie szukała! Malutki znaczek. Runa? Zawijas o nieokreślonym krztałcie nie pasujący do żłobień klucza

- Wykonawca się podpisał... widziałeś gdzieś kiedyś taki znaczek? - jako najemnik mógł widzieć różne dziwne rzeczy, choć prawdopodobieństwo było bardzo małe. Jeśli klucz został wykonany dawno temu, jego autor raczej już nie żył. Chyba, że był magiem.

- Nie. Ale w Kemperbad jest gildia rzemieślnicza. Jeśli to podpis, to powinni rozpoznać, który zakład się nim cechuje.

Kiwnęła głową. Kemperbad był równie dobrym miejscem na kontynuowanie poszukiwań, jak każde inne. Najbliższym, w którym była siedziba gildii. W każdym razie był to lepszy pomysł, niż jazda z niczym do Middenheim czy też szukanie szczęścia w Altdorfie albo Nuln. Doskonale zdawała sobie sprawę, że jeśli wróci do siedziby kultu z niczym, zostanie odsunięta. Jedynym sposobem na choćby częściową rehabilitację będzie podążenie śladem magicznego klucza... dopiero jak już się dowie czegoś więcej, powiadomi zwierzchników o swoich odkryciach. Pozostawało teraz tylko dyskretnie wtopić się w tłum portowego miasteczka... popytać, poszukać śladów... i zniknąć. Jeśli to nic nie da, będzie szukać dalej.

Do skutku.
 
__________________
Jeśli zabałaganione biurko jest znakiem zabałaganionego umysłu, znakiem czego jest puste biurko?
Albert Einstein
Viviaen jest offline