Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-03-2013, 22:32   #151
Blacker
 
Blacker's Avatar
 
Reputacja: 1 Blacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputację
Najbardziej liczna, bo aż czteroosobowa grupa, ruszyła w stronę obozu, nie oszczędzając przy tym nóg. Ich zadanie było o tyle niebezpieczne, że nie wiedzieli na spotkanie kogo pędzą, wiadomym jedynie było że wróg ma niemal dwukrotna przewagę liczebną. Tak więc gdy prosty wykonany z metalowych blach obóz, był już w polu widzenia tej grupki, osobnik zwany przydupasem przykucnął za jedna z większych metalowych osłon.

- Może ich ostrzelamy, albo ty, tom sfojom lunytą zyrkniesz co tam jest. rzucił pomysł, dobywając w dłonie łuku.
- Takie metody są dla tchórzy. -prychnął Khali zakładając ręce na ramiona.
- Trupowi na nic zda się odwaga. - zripostował czarodziej, zajmując wysuniętą pozycje za jakąś osłoną - jednak z pewnością inną niż przydupasa. Ledwo się odezwał i już stracił sporo w oczach Elathorna. Czarodziej wytworzył lunete i zaczął sprawdzać teren.
- Teoretycznie to dobry pomysł, należy jednak pamiętać że przede wszystkim przyszliśmy tu kogoś uratować. Jeśli zobaczysz metalową kobietę to nie rób jej krzywdy, jest ona bowiem sterowana przez jednego z szaleńców. Dodatkowo musimy odzyskać pewne urządzenie, które mogło by ulec uszkodzeniu. Możesz wypuścić parę strzał by sprowokować ich do działania albo też możemy po prostu przypuścić szturm póki niczego się nie spodziewają

John zastanawiał się też nad trzecią opcją, próbą samodzielnej infiltracji obozu jednak nie mógł być pewien jak zadziała jego moc na owładnięty szaleństwem umysł. Dodatkowo nie sądził by Elathorn wypuścił go samego, więc tą opcję uznał za najgorszą.

LoL Music for playing as Oriana (Mind) - YouTube

Luneta po raz kolejny spoczęła przy oku maga, który począł badać teren obozu bandytów, trawionych chorobą szaleństwa. Dwie osoby dość szybko rzuciły się niebieskowłosemu w oczy, bowiem siedziały, na przypominającej ptasie grzędy metalowych słupach.




Identyczne niemal kobiety, zapewne bliźniaczki, z których pleców wyrastały metalowe skrzydła wykonane z niebywała precyzja i dbałością o szczegóły. Każda z kobiet trzymała w rękach po krótkim colcie, z którego celowały do poszczególnych namiotów, oddając sporadyczne strzały z obłąkańczym śmiechem. Na plecach każdej przewieszona też była długa strzelba, o na pierwszy rzut oka sporym kalibrze. Zamiast stóp, kobiety miały metalowe protezy w kształcie ptasich szponów, dzięki którym bez problemu utrzymywały się na swej grzędzie. Kobiety przyglądały się wesoło, czemuś co w magu wzbudził niepohamowane obrzydzenie. Na środku obozu, stała metalowa dziewczyna o której wspominał John, jednak nie była ona sama. Staruch, który wcześniej widziany był przez przedstawiciela handlowego w krysztale kuli, był tuz przy niej, zdecydowanie za blisko jak na ojca. Jego ręce błądziły po metalowym ciele, kobiety, odwiedzając rejony których wcale nie powinny. Mimo że metalowa dama go odpychała, to zdawało jeszcze bardziej go nakręcać do działania, zaś ręka która powoli zaczynała męczyć się z paskiem u spodni dawała jasny obraz tego co mężczyzna ma zamiar uczynić. Kobiety harpie zresztą dopingowały go w podjęciu tego chorego gwałtu, oddając kilka strzałów w powietrze, niczym starzy kowboje w karczmie.
Po za nimi w obozie kręciły się jeszcze dwa dziwacznie wyglądające golemy.




Chude konstrukty swym wyglądem stylizowane na baśniowych rycerzy. Z ich pleców wystawały rury z których bez przerwy biła para i dym, zaś koła zębate, do których podłączony był długi łańcuch zakończony kolczastą kulą, dawał jasna wizję tego co były wstanie zrobić. Druga cienka dłoń zaś zawierała wyposażenie zależne od golema, ten który zbudowany był z niebieskiej sali, dzierżył piękny, długi miecz. Czerwony robot natomiast uzbrojony był w szeroką stalową tarczę. Elathorn nie dostrzegł jednak siódmej persony, dla tego też dla pewności jeszcze raz wysłał zwiad magiczny, a to czego się dowiedział lekko go zaniepokoiło - wyczuł energię magiczną, malutkie źródło many, które szybko przemieszczało się w stronę wieży kontrolnej, gdzie właśnie walczył Calamity.

Czarodziej przekazał towarzyszom wszystkie informacje, szczególny nacisk kładąc na ostatnią, mówiącą o przemieszczającym się źródłe many.
John skinął głową potwierdzając że zrozumiał, w jego oczach można było dostrzec determinację. Nie był to ten sam nijaki przedstawiciel handlowy jakiego zwykle przyszło oglądać drużynie; nie uśmiechał się jednak złośliwie ani nie spoglądał na świat z pogardą jak działo się to gdy zamiast niego pojawiał się jego starszy brat. Doskonale rozumiał uczucia burmistrza a obietnica złożona nawet pod przykrywką fałszywej tożsamości wciąż była dla niego ważna

- Wchodzimy - rzucił krótko, po czym dodał - Ja zajmę się staruchem, wyeliminuję go zanim zdąży podjąć jakiekolwiek działania mogące zapewnić mu ochronę. Priorytetem jest uratowanie kobiety, jeśli sytuacja będzie zbyt poważna możemy się wycofać

Anonim zdjął z pleców swój karabin, planując po raz pierwszy wykorzystać go w faktycznym starciu. Przygotował również zabójczą amunicję, nie widząc sensu w paraliżowaniu starucha - tak naprawdę było to litościwe postępowanie, wolał sobie nie wyobrażać co stałoby się gdyby Max zdołał dorwać tego przeciwnika żywcem. Jego plan był prosty - wykorzystując teleportację zamierzał kilkoma ,,skokami” skrócić dystans a następnie oddać strzał w plecy ojca Belli. Czarodziej spojrzał na lunete i uśmiechnął się lekko. Wypełnił ją także w środku lodem, po czym zaczął zaklinać. Plan był prosty - wystrzelić kawałkiem lodu w kierunku harpii. Rzecz jasna, spłoszyłoby je to, dlatego miał on eksplodować a odłamki miały lecieć w kierunku ptaszysk, kierując się ich energią magiczną. John rozpoczął teleportację, wykonując krótkie skoki, przy którymś z kolei zadziałała jego intuicja, pozwalając mu na czas zatrzymać sie w miejscu. Obóz otoczony był minami, a jego noga właśnie wisiała nad zapalnikiem jednej z nich, na szczęście przedstawiciel handlowy wyczuł ich pozycje i bez dalszych problemów pojawił się na środku obozu. Jego pistolet wycelowany był w plecy obleśnego starca, a palec bez wahania nacisnął na spust. Huk jak wiadomo dociera do uszu później niż pocisk, dla tego też staruch usłyszał go dopiero, gdy w jego plecy wbił się ekplodujący pocisk. Głos starca dał osie słyszeć chyba na całym wysypisku gdy ryknął w bólu, wydając tym samym zapewne ostatni odgłos w swoim życiu. Runął na ziemię z ogromną dziurą ziejącą w plecach, dająca niemal widok na drógą stronę. Metalowa kobieta, stała przez chwilę wielce zaskoczona, tym że ręka która przed chwilą zaciskała się na jej ciele, teraz zwiotczała i spłynęła na ziemię, niczym wspomnienie które chciało usunąć się z głowy. Harpie ryknęły wściekle i wycelowały ze swych koltów prosto w Johna, a ich palce nacisnęły na spusty. Dwa pociski wystrzeliły z pistolecików, ale John z niesamowita wręcz precyzja i szybkością, która porównywalna była do tej którą tak chełpił się strażnik równowagi, wyminął dwie kule , które uderzyły w metalowe namioty za jego plecami. Kobiety o metalowych skrzydłach już szykowały się by oddać kolejne strzały, ale nagle od strony gdzie kryli się jego towarzysze nadleciały lodowe sople stworzone przez Elathorna. Mag jednak nie przewidział szybkości harpii, które wzbiły się w powietrze, a gdy zauważyły że kolce dalej lecą ich śladem, wykonały kilka powietrznych piruetów i akrobacji, w taki sposób że lodowe pociski pozderzały się ze sobą nawzajem. Kobiety o ptasich skrzydłach, obnażyły groźnie zęby, które okazały się metalowymi kłami i w powietrzu ruszyły w stronę gdzie kryli się pozostali członkowie grupy ratowniczej, dobywając strzelb ze swych pleców.

- To naprawde ty? -zapytała metalowa dziewczyna, jednak na rozmowy czasu nie było, bowiem dwa golemy już pędziły na Johna, niezgrabnie przeskakując z nogi na nogę i wymachując kolczastymi kulami w tak chaotyczny sposób, że nawet przedstawiciel handlowy nie był wstanie przewidzieć gdzie te znajda się za chwile. Ku zdziwieniu Johna jak i zapewne całego wszechświata, nagle strzała z syczącym lontem wbiła się prosto w szczeliny w pancerzu golema, tuz przy jego prawym uchu. To przydupas Gorta, oddał niezwykle precyzyjny strzał z ukrycia, zaś specjalne pociski które kupił mu jego kapitan, miały pokazać swój potencjał. Strzała zasyczała cicho, a po chwili ładunek ukryty przy grocie, wywołał mała eksplozję, co prawda było to za mało, by pozbawić niebieskiego golema głowy, jednak rzuciła ona nim na ziemię, oraz oderwała spory kawał twarzy konstrukta.
- Yiiiiiiiiihaaa! - zawołał mięśniak, kręcąc nad głową swoją czapaczką, którą zaraz wcisnął z powrotem na czerep. - Tak to się robi w załodze Czarnoskórego!!

Przydupas prędko dobył następnej wybuchowej strzały i nałożył na majdan, po czym naciągnął cięciwę i wystrzelił w kierunku jednej z nadlatujących harpii, licząc iż uczyni jej więcej szkód aniżeli robotowi. Cóż, zaczynały się problemy. Harpie okazały się znacznie szybsze niż się spodziewał. W takich wypadkach Elathorn używał swojej podstawowej taktyki numer jeden - dokładniej rzecz mówiąc, zniknął. Następnie zaczął ostrzał harpii, bardziej skupiając się na przeszkadzaniu im niż rzeczywistym wyrządzaniu krzywd. W tym samym czasie wystrzelił dwa lodowe bloki, po jednym na każdą maszyne zagrażającą Anonimowi. John usłyszał pytanie Cala, jednak w tej chwili miał nieco pilniejsze sprawy. Zatrzymanie się choć na chwilę mogło go kosztować życie, musiał jak najszybciej oddalić się od zagrożenia pozostawiając dalszą walkę osobom które nadawały znacznie bardziej od niego. Odpowiedział dziewczynie wyciągając do niej rękę, drugą łapiąc ciało jej ojca

Przecież obiecałem, prawda? Chwyć mnie za rękę

Planował teleportacją wynieść się choć kawałek stąd i kupić sobie parę sekund bezpieczeństwa by w spokoju móc odpowiedzieć Calowi
Dziewczyna z metalu była wyraźnie zdziwiona, ale chwyciła dłoń Johna, który zniknął wraz z nią i jej postrzelonym ojcem. Zrobił to w idealnym momencie, bowiem golemy chwile później roztrzaskały, metalowe kule w miejscu gdzie jeszcze przed chwilą były nogi przestawiciela handlowego. Pojawił się on kawałek od obozu, w przeciwna stronę, gdzie aktualnie walczyła reszta drużyny, już miał odetchnąć w spokoju gdy nagle jego intuicja ostrzegła go przed czymś. Mężczyzna instyktownie posłuchał się swego ciała i gwałtownie odrzucił ramiona i głowę do tyłu, zaś pocisk z karabinu przeleciał dokładnie przez miejsce gdzie chwile temu była jego szyja. Strzał nadleciał ze strony bramy do kopalni, jednak John nikogo tam nie widział... czyżby na wysypisku ukrywał się ktoś kogo nawet Gort i Elathorn nie byli w stanie wykryć? Przedstawiciel handlowy rozmyślania na razie jednak musiał odrzucić na bok, bowiem stał na otwartym terenie a przeczuwał, że kolejny pocisk zaraz znowu nadleci. W tym czasie lodowe bloki ruszyły na golemich rycerzy, jeden którego wcześniej ranił załogant Czarnoskórego, został całkowicie zgniecony, przez czar maga, a poskręcane metalowe pręty, jeszcze tylko chwile wiły sie pod skorupą z zamrożonej wody. Drugi jednak, uderzył w nadlatujący blok kulą o kolczastych “ozdobach”- rozbijając zaklęcie w drobny mak. Wyraźnie zirytowany śmiercią mechanicznego brata, z rykiem puścił się w miejsce skąd nadleciało zaklęcie. W tym czasie przydupas przymknął jedno oko, wystawił język wyraźnie skupiony, po czym oddał kolejny strzał - znowu celny! Tym razem strzała wbiła się w jedno ze skrzydeł Harpii, zasyczała by po chwili wybuchnąć, pozbawiając tym samym kobietę jednego z metalowych elementów. Ta straciwszy niespodziewanie skrzydło, spadła na ziemię, uderzając mocno o metalową górę, na której rozciągnęła się jak długa. Khali zaś dobiegł do niej szybko i jednym potężnym kopniakiem, w twarz zakończył jej żywot, roztrzaskując łeb oszalałej niewiasty.

- Tak to się robi! -ryknął triumfalnie członek pirackiej załogi, nakładając radośnie kolejną strzałę na cięciwę, gdy nagle uśmiech zniknął z jego twarzy, zamiast niego zagościł zaś dym ,krew a powietrze przeszył ryk bólu. Druga z Harpi, oddała naprawdę celny strzał ze strzelby, trafiając mężczyznę prosto w twarz. Ciało przydupasa oderwało się od ziemi, a on odleciał kawałek do tyłu, by w powietrzu jeszcze otrzymać drugi strzał prosto w bark. Jego ciało obróciło się w powietrzu, a on zarył w metalowe odpadki, bez ruchu, w powiększającej się kałuży krwi. Niewielkie szanse były na to by przeżył, a jeżeli nawet to wymagał naprawdę szybkiej pomocy medycznej.Niestety Johnowi nie dane było zaznać spokoju, niewykryty przez nikogo snajper o mały włos nie pozbawił go życia. Na całe szczęście intuicja go nie zawiodła; wiedział jednak że może na niej polegać tylko w pewnym zakresie i jeśli da szansę przeciwnikowi by ten oddał kolejny strzał to nawet ostrzeżony przez czułe zmysły może zwyczajnie nie zdążyć wykonać uniku. Na wszelki wypadek zaczął on od przyśpieszenia swoich ruchów, następnie przeładował broń i oddał pierwszy strzał mniej-więcej w stronę z której nadleciał pocisk. Nie łudził się że trafi, jednak korzystając ze swojej intuicji planował dać szansę snajperowi na oddanie jeszcze jednego strzału, by móc w ten sposób ustalić dokładniej jego pozycję.

- Znajdź urządzenie kontrolujące, szybko! - krzyknął jeszcze do Belli. Był gotów że wróg może równie dobrze otworzyć ogień do niej, planował wtedy uratować ją w podobny sposób jak wcześniej wężową damę
Robiło się naprawdę wesoło. Elathorn zastanawiał się, czy gdyby nie niewidzialność, to kula trafiłaby w niego zamiast jednego z towarzyszy. Chociaż nie znał tego, który dostał, to swoich na placu boju jednak nie powinno się zostawiać. Mimo, że liznął co nieco medycyny, to jednak miał małe pole manewru. Ostatecznie postanowił spróbować zahibernować Przydupasa, otaczając go lodem.

Następnie stworzył w dłoni mały, niewidzialny sopelek. Zaczął go zaklinać - przy zetknięciu się z celem bądź zniszczeniu, miał zamrozić jak najwięcej terenu dookoła. Gdy skończył, wystrzelił go w czerwonego golema.
John oddał przypadkowy strzał, oczywiście nie trafiając, rozrzucił on jedynie wybuchowym pociskiem kilka śmieci na bok. Wtedy to też snajper oddał kolejny strzał, który dzięki swym przeczucią John wyminął, pozwoliło to też w miare określić miejsce skąd oddawane były strzały - duża góra śmieci, na drodze do tuneli, jednak zdawało się że pociski nie wylatując z jej szczytu... a ze środka. Bella natomiast opadła na kolana, by zacząć przeszukiwać ciało swego ojca w poszukiwaniu pilota. Elathorn wystrzelił natomiast lodowym soplem, w stronę golema, w momencie gdy lodowa pokrywa, poczęła hibernować przydupasa i tamować jego krwotok. Czerwony konstrukt, wpadł na zaklęcie, które wybuchnęło zamrażająca energią, ale niezbyt się tym przejął niczym oszalały pędząc dalej, a kolczasta kula, rozbiła śmieci niedaleko miejsca z którego nadleciało zaklęcie - na szczęście w niegroźnej dla maga odległości. Harpia też oddała strzał na ślepo, w stronę niewidzialnego czarodzieja, ale również był to chybiony atak.

- Ja się zajme tym! -zakrzyknął wesoło Khali i niczym karateka, skoczył z wyciągniętą noga w stronę czerwonego robota. Nowy drewniany hodak, zarył w twarz golema z głośnym trzaskiem stali, gdy energia ki została uwolniona przez ta kończynę w potężnej dawce.- Ki Dragon kick! -zawołał mnich wesoło, zaś głowa czerwonego robota odleciała na jakieś dziesięć metrów dalej

Jeden mniej. Czarodziej odetchnął z ulga gdy ostatnia maszynka została zlikwidowana. Teraz - a przynajmniej taką miał nadzieje - zostaną do zabicia tylko i wyłącznie przeciwnicy będący przynajmniej częściowo organiczni. Elathorn postanowił nieco zmienić taktykę - wytworzył dwa podłużne sople, jednak szkopuł tkwił w czymś innym. Namierzanie nic nie dawało na szybkiego przeciwnika, więc od samego początku ich kreowania, okrył je zaklęciem niewidzialności. Żeby zagłuszyć ich świst, stworzył blok lodu którym w momencie wystrzału uderzył niedbale w górę śmieci, byle wywołać jak najwięcej hałasu. W tej chwili dla Johna istotne było kupić Belli choć trochę czasu, w momencie gdy dziewczyna znajdzie pilota będą mogli po prostu stąd uciec zostawiając sprawę tajemniczego snajpera osobom o wiele bardziej kompetentnym. John wystrzelił ponownie, celując w górę śmieci z której wydawało mu się że padł strzał, licząc że uda mu się ustalić dokładną lokację przeciwnika; bardziej jednak koncentrował się na tym by samemu nie zostać postrzelonym. Bał się, jednak tym razem zdawał sobie sprawę że tak długo jak długo ogień skoncentrowany jest na nim pozostali są bezpieczni, a sam Anonim miał największe szanse by uniknąć trafienia. Khali, wyskoczył w górę, by dorwać harpię, ale ta zgrabnie wyminęła ciosu. Mnich jednak odwzdzięczył się w taki sam sposób, omijając kul ze strzelby dzięki swej sztuczce cienistego kroku. Harpia obnażyła metalowe kły i zapikowała na niego, tylko po to by nagle w jej twarz uderzyły dwa lodowe sople. Zamarznięta, woda przebiła się przez czaszkę kobiety na wylot, a kawałki mózgu rozleciały się po okolicy ,gdy stwór zaczął pikować w stronę ziemi - martwy rzecz jasna. John zas strzelił w stronę ukrytego snajpera... po czym usłyszał krzyk bólu, który został przerwany przez nagły wybuch pocisku. Cóż, czasem szczęście i intuicja to więcej niż potrzeba. Bela natomiast wygrzebała ze zwłok ojca pilot, który wręczyła handlowcowi.

Dziękuje...- odparła cicho, wzruszona cała sytuacją, zaś John usłyszał w głowie krzyk Gorta, który miał im dać do zrozumienia, że musi wracać do wieży bo Calamity ma duże problemy. Czarodziej jeszcze raz przeskanował okolice. Dopiero po upewnieniu się, że jest czysto, pozbawiał sie niewidzialności. Wtedy miał także zamiar poinformować Johna o tym, co stało się z Przydupasem - choćby i krzykiem.

- Zatrzymaj go - odpowiedział John nie przyjmując od dziewczyny pilota - To twój klucz do wolności. Nikt nie ma prawa cię kontrolować poza tobą samą. Wyprowadzę cię stąd, burmistrz się tobą zaopiekuje jednak teraz mam coś ważnego do zrobienia

Miał nadzieję że przynajmniej tymczasowo wyłączył z gry snajpera, jednak problemy faktycznie dopiero się zaczynały. Anonim od początku twierdził że Gort i Cala nie powinni się rozdzielać, w pozornie spokojnej sytuacji na moście od razu wypatrzył pułapkę, jednak w tym tempie nie zdążą aktywować bramy. Nie było nikogo kto mógłby to zrobić... Prawie nikogo. Bowiem w ich drużynie była jedna osoba posiadająca potencjalnie większą szybkość niż czarnoskóry pirat, Hana czy nawet John. I chociaż z niechęcią myślał o proszeniu swojego brata o pomoc to jak zwykle gdy zaczynały się kłopoty pozostawał on jedyną deską ratunku. Zdawał sobie sprawę że wydatek mocy z i tak niezbyt imponującej puli jaką dysponował wycieńczy go, jednak nie widział innego wyjścia więc... znikł. Trwało to ułamek sekundy nim pojawił się ponownie, jednak w pewnym sensie odmieniony. Niewielu byłoby w stanie zauważyć że zamiast Anonima miejsce na śmietnisku zajął Kameleon

Wyglądało na to, że malutki Johnny znowu miał kłopoty, jednak obowiązkiem starszego brata w takiej sytuacji było pomóc młodszemu. Max skrzywił się pogardliwym wzrokiem obrzucając truchło ojca Belli, bo chociaż miał ochotę zabić go osobiście to śmierć z ręki takiej osoby jak jego młodszy brat była jeszcze bardziej ironiczna. W końcu Anonimek jeszcze niedawno wymiotował na widok większej ilości krwi przelanej z jego ręki, teraz natomiast gdy w grę wchodziła pomoc kobiecie był w stanie zmobilizować się i pokazać nieco swoich możliwości. W chwilę przed swoim odejściem przekazał mu jeszcze instrukcję by pomóc rannemu członkowi drużyny... A jeszcze parę dni temu zwyczajnie nie ośmieliłby się mu rozkazywać. Oczywiście Max nie miał zamiaru pieprzyć się z udzielaniem pomocy rannemu który pewnie i tak już dawno wyzionął ducha, dużo istotniejsza wydawała mu się konieczność otwarcia bram stojących na drodze drużyny. Wykorzystując połączone zdolności Akceleracji i Mgnienia planował dotrzeć jak najszybciej do wyznaczonego punktu, nie angażując się w żadne walki
 
__________________
Make a man a fire, you keep him warm for a day. Set a man on fire, you keep him warm for the rest of his life.
—Terry Pratchett
Blacker jest offline