Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-03-2013, 17:28   #152
Fiath
 
Fiath's Avatar
 
Reputacja: 1 Fiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputację
Przepis na: nieudaną zasadzkę

(czyli o efektach przeprawienia ekscytacją)


Niebieskoskóra otworzyła usta aby odezwać się. Czyżby? Z jej ust wyszła tylko odrobina powietrza, gdy ta wyskoczyła w górę wyrzucając na pana B koktail molotova.
Sama miała zamiar wylądować za pociemnionymi kamieniami. Jeżeli ktoś inny je postawił, nie mogły być dobre. Kto wie czy tak nie wygląda kamuflarz pozytywki? Przez umysł shiby na pewno przeleciało dużo więcej myśli o zagrożeniu niż było potrzeba.
Pytanie skąd wiedzieli? Szpiedzy w mieście? Chrapanie Kiro?
- Dzięki, że do nas przyszedłeś.
Z ust dziwnego kostiumu, wysunął się długi czerwone jęzor, który zawinął się i wystrzelił w stronę butelki, chwytając ją w locie i odrzucając w stronę domostw krasnoludów.
- Jak śmiesz mnie atakować, nim opowiedziałem wam mój demoniczny plan! -zapiszczał owczy osobnik, gdy koktajl rozbił się o jeden z pobliskich kamiennych dachów, a język z głośnym mlaskiem wrócił na swoje miejsce.
- Nie zastanawia Cie skąd wiedziałem że tu będziecie! -krzyknął jeszcze, wyraźnie zirytowany na tym punkcie osobnik.
Niebieskoskóra zatrzymała się na moment. - W sumie...to tak. Właściwie, to weź nam powiedz. - Poprosiła łapiąc się za podbródek w pełnej zainteresowania pozie.
Spojrzała też na Madreda i Kiro, aby wyrecytować szeptem "Celuj w język". Była pewna, że przynajmniej Madred ją zrozumie. Był cwanym gościem.
Dyskretnie sięgnęła po następny koktajl aby przerwać nim wypowiedź owcy.
- Nareszcie pożądna reakcja. -stwierdził B i oblizał się ze smakiem swoim długim jęzorem. - A więc, wiedzieliśmy że tu przyjdziecie, obserwowałem ta prymitywną dziurę od kiedy tylko skontaktowaliście się z Pozytywką. Naprawdę myśleliście że nasza kochana wróżka jest taka głupia? Specjalnie posłała tego idiotę jako “szpiega”... -to mówiąc jęzorek wskazał na Krio. -... wiedziała, że szybko go wykryjecie i spróbujecie użyć by złapać nas...
W tym momencie z ręki Madreda wystrzelił granat, prosto w stronę otwartej paszczęki owieczki, a Shiba cisnęła kolejnym koktajlem. Jednak stało się coś nieprzewidzianego otóż w ustach owcy...zabłysnęły oczy!


Ziemia przed jegomościem zadrżała i wyskoczyło z niej coś, co otoczyło dziwnego pomocnika wróżki ciasnym pierścieniem. Koktajl i granat uderzyły w tak powstałą ścianę...która ryknęła głośno niczym prawdziwa bestia.
- Byliście bardzo niecierpliwi...muszę chyba was zjeść. -stwierdził Mr. B, zaś okruchyskalne poczęły opadać... z olbrzymiego węża o twardych łuskach i ostrych kłąch, który przed chwilą zasłonił swego pana. Jego łuski parowały w miejscu ,gdzie uderzył granat, jednak nie wiadac było na nich nawet ryski.



Zaś ogromny wąż rozwarł swe szczeki i ruszył w stronę drużyny, ogonem przy okazji rozbijając jeden z budynków, niczym karcianą budowlę.
- Oooh nie, masz pod kontrolą węża i nie jesteś prawdziwą owcą. Jakim cudem?
Skrzywiła się niebieskoskóra niezadowolona z straty drugiego już koktajlu. Mimo wszystko drużyna była przygotowana do walki, więc nie sądziła, aby byli w specjalnym zagrożeniu.
Owcy brakowało jakiegoś klimatu grozy. Może właśnie przez jej wygląd.
- Analysis! - szepnęła na sidhe z błyskiem w oku przypatrując się dwóm postaciom przed nią. - Kto rozwali zasrańców ma podwójną porcję na obiad. Jemy wężowinę z dodatkiem baraniny...czy czegoś tam.
Wzrok Shiby był jego skarbem, jeżeli chodzi o zdolności kucharskie. Pierwszy pod ostrze myślowego noża poszedł wąż, jego ogromne cielsko dla Shiby nagle przestało mieć znaczenie, widziała tylko konkretne punkty. Miękkie podniebienie, do którego dostęp blokowały jednak kły, ale też delikatna skórę podbrzusza i wierzchu głowy, idealna pod ostrze noża.
Owca była bardziej kłopotliwa, jak gdyby starała opierać się mocy niebieskoskórej, mimo to jednak ta zrozumiała, że atakowanie powłoki zewnętrznej nie ma sensu. Mięso na dzisiejszy posiłek kryło się w środku tego dziwacznego kostiumu.
- Zajmij się płotkami! -zapiszczał osobnik w owczej skórze, a wąż ruszył w stronę Madreda, który to chwycił za koszule świniaka i Krio po czym odbił się mocarnie od ziemi skacząc na dach najbliższego budynku.
- Ci dwa tylko przeszkadzają. -wrzasnął lekko zdenerwowany technokrata, jednak Shiba nie miała czasu na dyskusję, owieczka bowiem szła w jej stronę powolnym tempem, wywijając dookoła siebie jęzorem. - Mam nadzieje, że jesteś smaczna, dziewuszko. -powiedziała a różowy element jamy ustnej uderzył obok niej niczym bicz.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=me16K0_OOXQ[/MEDIA]

- Ryj może biegać sam! A Kiro rzuć o ziemię, ogarnie się jak będzie w opałach. - A jak nie to zginie. Podobnie jak było z elfem na bagnach. Jeżeli ktoś nie był w stanie zadbać o siebie nie miał miejsca w drużynie walczącej o przyszłość świata. Na żale nad Kiro przyjdzie czas potem. - Tnij podbrzusze albo wskocz mu na łeb! - krzyknęła do Madreda, czując, że owca nie da jej dużo decyzji.
- Oy, nie jestem kobietą. - poinformowała owcę, chcą nieco wyprowadzić ją z równowagi. Następnie wyjęła safaię, która ukształtowała się w tasak. Zastanawiało ją czy będzie w stanie odciąć ten język przy zwykłym uniku. Póki co nie była pewna jak zacząć uderzenie.
Madred rzucił Ryjca na Krio na pobliski dach, jeden zakwiczał głośno zwijając się w kłębek, a drugi zachrapał co najmniej głośno.
- Chodź glizdo. -zaśmiał się Madred lądując na sąsiednim do pozostałych kompanów stropie i dobył swej kuszy. - Wybacz Shiba nie najlepszy w cieciach jestem! -krzyknął wesoło i zakręcił korbką przy swej broni, wypuszczając trzy naładowane elektrycznością bełty w stronę otwartej paszczy węża. Pociski odbiły się jednak od zębisk stwora, który runął na technokrate by pożreć go w całość, technokrata przyjął to chyba jako swoiste wyzwanie, bowiem wystawił przed siebie swoje swoiste ramię, jak gdyby chciał zatrzymać pędzącego olbrzymiego potwora.
Stwór łupnął w metalową rękę, a nogi naukowca poczęły żłobic dwa symetryczne rowy w kamiennym dachu, gdy stwór przesunął go aż na jego krawędź... zatrzymany przez metalowe ramię! - Co tak słabo? -zaśmiał się mężczyzna i ruszył do boju.
Shiba w tym czasie tańczyła między ozorem dziwaka, ten swoisty bicz niedawał jej spokoju,atakując szybko i zaciekle, twardy był zaś niczym żywa stal. Kilka budynków już sypało się dookoła, od szaleńczych uderzeń, ale w końcu niebieskoskóra znalazła swoją szansę. Jęzor walnął przed nią w ziemię... a ta nadepnęła na niego , po czym sprintem ruszyła po tak stworzonym mostku w stronę zaskoczonej owcy.
"Jeżeli nie wiesz jak pociąć mięso na gulasz, ubij na mielone." Pomyślała dziewczyna gdy jej broń zmieniła kształt w przerośnięty tłuczek do mięsa. Mogłaby co prawda po prostu roztrzaskać o owcę butelkę napalmu, ale obawiała się, że będzie to efektowne równie dobrze co rozebranie go z tej przezabawnej osłony.
Tłuczek walnął w bok...głowy o ile tak można było to nazwac, owieczki i posłał ja na spotkanie ze ściana najbliższego budynku. Niebieskoskóra, gdy uderzyła w kostium, czuła się jak gdyby uderzała w metal, solidny i dobrze wykonany pancerz.
- Zabbb...ije Cię! -zapiszczał oponent wyskakując z gruzów, a przed jego ustami zaczęła rosnąć mała zielona kulka.
Mała nie znaczyło niegroźna. Shiba dokonała następnej przemiany Safai. Tym razem w tarczę.
- Ta. Pewnie. - odpowiedziała bez większego przejęcia, gotowa do następnej tury defensywnej.
Pancerz jednak nieco ją zdziwił, ale dobrze, że go nie podpalała. Efektywność takiego posunięcia byłaby ograniczona.
Kulka wystrzeliła w stron Shiby, uderzając o tarcze z wielkim hukiem. Eksplozja, zdmuchnęła jedno z domostw uszkodzonych wcześniej przez jęzor, praktycznie z powierzchni tego podziemnego miasta, a kucharka niczym listek na wietrze poleciała w stronę najbliższej ściany. Jej tarcza, rozleciała się na kawałki, by po chwili wrócić do postaci Safai. Na szczęście wchłonęła niemal całą siłę wbyuchu, delikatne ciało Shiby ucierpiało bardziej, od uderzenia w kamienny budynek. Owieczka zaś już biegła na Anshide, wymachując swym jęzorem na wszystkie strony.
Madred w tym czasie wspinał się na łeb węża, a gdy już tam dotarł zdzielił stwora we wrażliwy punkt, swoja ogromną rękawicą. Stwór ryknął głośno, a z jego łba trysnęła krew, jednak zakręcił nim wtedy tak gwałtownie, że technokrata spadł, prosto na ogon potwora, który trzepnął gow pierś, tak że sylwetka mechanika lotem koszącym udała się do najbliższego okna. Krio zaś wstał, rozejrzał się uniósł ręce niczym mag przygotowujący się do dziwnego zaklęcia... i zasnął w tej pozycji.
Dziewczyna wycelowała w biegnący pysk, gotowa strzelić prosto w niego transformacją: widelec. Czy też trójzębną włócznią, jakby potraktował to fachowy znawca broni. Cóż, gdyby nawet owca miała od tego odskoczyć, ona też może.
Mr. B biegł na Shibe, która cisnęła w jej stronę widelcem, nie była to broń konwencjonalna, ale jakże pasująca do preferencji niebieskoskórej. Jednak tym razem kucharski rekwizyt zawiódł, giętki jęzor odbił go na bok, niczym natrętną muchę, po czym szybko i ziwnnie niczym wąż trzasnął w brzuch kobiety. Shiba zakaszlała krwią, przebijając się przez ściany budynku na druga jego stronę, niczym rakieta. Gdy dziewczyna z trudem wstawała z gruzów, jej przeciwnik, powolnym krokiem dalej szedł w jej stronę, wymachując językiem
- Nie najgorzej smakujesz... -stwierdziła owieczka.
Po raz pierwszy faktycznie poczuła, że owca stanowi jakieś tam zagrożenie. Co prawda atakowała ich samemu, ale wciąż pokazywała na co ją stać. Przynajmniej w kwestii zdolności łamania żeber.
I co robić? Biec? Bezskuteczne. Język porusza się dość szybko aby zniszczyć wszystkie budynki po kolei, jeżeli będzie to konieczne.
Potrzebowała więc innego rodzaju efektu. Co prawda przygotowywała imbir, ale był on z myślą o Pozytywce i jej korzeniach. Może oparzyłaby język, ale nim przetopi się przez płaty pancerza...to by trochę zajęło.
Niebieskoskóra rzuciła wszystko w ręce losu, mając nadzieję na jakąś nową inspirację do walki. Sięgnęła do kieszeni dobrodziejstw szukając jakiejś nowej przyprawy. I oglądając idący w jej stronę jęzor zagłady.
Małe czarne kuleczki wpadły na język Shiby, a gdy ta je rozgryła wszystko w jej ustach zapłonęło eksplozją smaków. Pieprz ziarnisty, tak znienawidzony przez zjadaczy zup, gdy dostawał się między ich zęby, teraz w dużej ilości trafił do żołądka kucharza. Ktoś powiedziałby, że trzeba być naprawdę twardym by zrobię coś takiego, ale w rzeczy samej - Shiba była teraz twarda.
Język uderzył w niebieskoskórą... z głuchym brzdękiem, a owca podskoczyła do góry, z wielkimi łzami w namalowanych oczkach, zaś jęzor wyraźnie spuchł w miejscu które walnęło w Shibę. Dziewczyna bowiem, nagle zmieniła się z kruchej przedstawicielki domu pogody, w kobiete o ciele zbudowanym z mocnej stali.
"Szansa" pomyślała z zadowoleniem niebieskoskóra rzucając się przed siebie. Nim owca wymyśli jak może się nią zająć, może przyjąć sporo obrażeń.
Safaia przybrała kształt łańcucha gdy sidhe podskokami zbliżała się do przeciwnika. Plan? Prosty. Zniewolić i skopać.
Owieczka podskoczyła do góry unikając łańcucha, a ziemia pod jej nogami popękała, gdy dokonywała tej ewolucji akrobatycznej. - Nie bbb...ądź zbyt pewna siebbb...ie! -zapiszczała owca, a jej but gruchnął w metalową twarz, Shiby. Zabrzęczało, niczym przy zderzeniu dwóch garnków, ale młoda kucharka odleciała do tyłu, po raz kolejny przebijając się przez budynek. Mimo metalowego wzmocnienia, bolało jak diabli, zapewne gdyby nie ono, jej głowa byłaby już gdzies indziej. Owieczka opadła na ziemię lekko niczym piórko.
- Myślisz że jak... -przerwała jednak bowiem jej wzrok przykuło to samo co spojrzenie Shiby. Wielki wąż wyskoczył właśnie wysoko, z rozwarta paszczą ścigając sylwetkę Madreda, z którego rozciętego czoła kapała krew. Potwór chwycił go w swe potężne szczeki, starając się je zakleszczyć, czemu stawiała opór potężna metalowa ręka. Jednak nawet stąd widać, było że to stwór wygrywa ten pojedynek, a dokładniej wygrywał, póki nie rozległy się zaspane słowa.
- White...Fang... -wydukał Krio, ocierając zaspane oczy lewym rękawem, a prawą ręką wycelował w węża. Zawiał zimny wiatr, a nagle cały gigantyczny stwór, od koniuszka ogona, az po czubek języka, zamarzł. Gruba warstwa lodu pokryła go do tego stopnia, że gdy walnął w tej postaci o ziemię, rozbił się na setki małych kawałeczków, zas Madred rozejrzał się zdezerientowany. Krio jednak nie dojrzał, bowiem chłopak opadł na plecy, pogrążony w błogiej drzemcę.
- CO TO ZA DZIECIAK?!!! -zapiszczała owieczka, głosem zdolnym kruszyć szkło. - CO ON ZROBIŁ MOJEMU KOCHANEMU SYKOWI!! -wydarł się Mr. B z rozpacza w głosie szaleńca.
- Zgaduję, że ochłodził jego mordercze zapały. - stwierdziła niebieskoskóra zaciskając dłonie na łańcuchu. Chyba nie będzie on efektywny.
Z tego co do tej pory wywnioskowała, owca posiada jakiś podobny typ umiejętności. Najprawdopodobniej była w stanie kontrolować własną wagę za pomocą jakiejś magii.
Cóż, trzeba będzie podejść do tego inaczej.
Niebieskoskóra wyskoczyła w powietrze, a jej ręce były już zaciśnięte na młocie. Skoro ataki z innego konta były nieefektywne, należało zapewnić, aby przeciwnik nie był nigdy ponad nią.
Teraz będzie miała ze sobą również pomoc Madreda.
- Trochę szkoda. Planowaliśmy go zjeść, ale teraz nawet na lody się nie nadaje. - zadrwiła.
Dziewczyna doskoczyła, do przeciwnika, zaobsorbowanego przeklinaniem Krio i gruchnęła z całej siły młotem w jego pancerz, który cały od tego, aż popękał. Shiba uniosła broń by zadać kolejny cios, gdy nagle usta owcy otworzyły się szeroko i wyłonił się z nich dziwny kształt. Nie było czasu jednak na obserwacje faktycznego ciała wroga, bowiem przed jego ustami unosiła się duża kula zielonej energii.



Shiba odskoczyła na czas, bowiem zielona błyskawica, o grubości drzewa i ogromnym polu rażenia, wystrzeliła z ust przeciwnika, przebijając się przez najbliższe trzy domy, obracając je w całkowitą perzynę. Następnie przeciwnik, wyskoczył z owczej skóry, i opadł na ziemię prostując się i w końcu pokazując swoja prawdziwą twarz.




Chudy, wręcz kościsty mężczyzna, o wężowej twarzy i paszczy. Jego oczy o małych źrenicach wlepione były w Shibę, a jęzor wysunął się na chwilę, by ukryć się po chwili w zdecydowanie za małych na niego ustach. Mr. B spojrzał na kucharkę, poprawiając zieloną szatę, która zdobiła jego ciało. - Chybbb...a bbb...ęde musiał zacząć bbb...yć poważnym -zapiszczał a w jego dłoniach poczęły formować się zielone kule.
- Oh? - uśmiechnęła się niebieskoskóra, gdy otaczać zaczęło ją sześć świetlików. - I co ja teraz zrobię? Choć swoją drogą jesteś zaskakujący. Czyli to faktycznie był twój syn? - spytała kopiąc na odległość kawałek lodu.
Widziała już ten atak. Był niesamowicie potężny, więc idealny w tym momencie. Oczekiwała okazji aby móc go odbić. Pytaniem było tylko w jaki cel wyceluje przeciwnik? Kto by to nie był, musi zdążyć zareagować.
- Zamknij się! -zapiszczał przeciwnik a jeden z kul poleciała prosto w Shibę, buchnęła magiczna energia... a cztery świetliki zapłonęły nagle światłem, które Shiba dobrze znała. Przeciwnik zmrużył oczy... lekko zdziwiony po czym oczekiwał. - Ciekawa defensywa...
- Ciekawe co z nią zrobisz. - Odpowiedziała niebieskoskóra.
Jeżeli będzie próbował ją zaatakować, może przyjąć jedną kulę. W innym wypadku po prostu je odpali. - W sumie nie musisz robić nic. - zauważyła po czym spojrzała na Madreda i kiwnęła głową, aby trochę go poruszyć.
-Fakt... nie muszę, ale skoro ty też nie masz zamiaru nic robbbb...ić, to znaczy, że nie możesz. Z agresywnej w potulną? Tak szybbb...ko ludzie się nie zmieniają. -stwierdził wężoczłek i wziął zamach ciskając kulą w zbliżającego się Madreda. Technokrata skrzyżowała ręce w geście defensywy, widocznie ufając w swój odporny na magię metal. Pocisk zielonej energii ugodził w niego a wybuch posłał naukowca do tyłu. Jego metalowe ramię, dymiło, zaś lekkie pęknięcia wskazywały na to, że nie jest on na tyle odporny na działanie ataków wroga, by całkowicie je zanegować. Naukowiec wydobył kuszę, i oddał sześć strzałów w stronę Mr. B, jednak ten szybko niczym wiatr i ze zwinością prawdziwego gada o jadowitych kłąch, wyminął wszystkie elektryczne strzały.
Była zbyt wolna aby złapać kulę która uderzyła w Madreda a sam Madred był zbyt wolny aby zranić B. Cóż, widziała, że technik chwilę przeżyje.
Skoczyła w kierunku Kiro podnosząc go z ziemi. - Hej, maskotko. Pomógłbyś! - zawołała chcąc wykorzystać tego tajemniczego asa.
- hę? -zapytał niemrawo Krio uchylając jedna powiekę, a ślina z jego ust opadła na ziemię. - Cooo...?
W tym czasie wężoludź ruszył na Madreda, tworząc w dłoniach kolejne kule, tym razem jednak technik wyminął je zgrabnie, a one wysadziły dwa budynki za nim. Madred zacisnął metalowe palce i zamachnął się na węża, ten jednak uchylił się zgrabnie przed atakiem. Ciało kucharki natomiast straciło swe stalowe właściwości.
- Widzisz tego wężoludzia? - spytała przytulając Kiro w celach motywacyjnych a następnie wypychając go na przód obrazu walki B vs Madred - Weź rzuć na niego jakąś magią. - poprosiła grzecznie.
-Czarowanie...jest...męczące... -westchnął Krio niezbyt chętny do podejmowania jakichkolwiek wysiłków... no może po za takim, że jego dłoń wspięła się na pewne krągłe kształty w okolicy.
Wąż natomiast otworzył pysk i wystrzelił kolejną błyskawicę, która przeleciała koło głowy Madreda, niszcząc sporych rozmiarów krasnoludzkie domostwo. Naukowiec zaś okręcił się na piętrze i przystawił otwarta dłoń przed pysk stwora, ta zaś odskoczyła i granat wyleciał prosto na twarz Mr. B, ten jednak otworzył szeroko usta... i połknął ładunek, który nie uczynił mu żadnej szkody, po za tym że z nosa poleciało mu trochę dymu.
Shiba tą rękę natychmiastowo zrzuciła. - Madred jest w opałach a twoja magia jest niezwykle efektywna. Zrób coś aby się chociaż dało podejść do niego, to będę wdzięczna. - obiecała mu niezbyt rozbawionym tonem. W końcu byli w trakcie walki. Następnie wyskoczyła w stronę węża chcąc mu nieco poprzeszkadzać. Jeżeli Kiro zdecyduje się do użycia magii lub ten będzie zbyt blisko Madreda, będzie zmuszona natychmiastowo uwolnić świetliki.
- Będę chciał całusa! -krzyknął jeszcze chłopak ziewając głośno, po czym uniósł obie ręce do góry, a powietrze dookoła nich zafalowało poruszone energią magiczną. Shiba biegnąć w stronę Mr B, dostrzegła że szron pokrywa powoli jej Safaię, tak samo zresztą jak posadzkę i cały budynek na którym stał wiecznie śpiący chłopak. Dziewczyna zadrżała, a z jej ust wydobyła się para, zas oczy Krio błysnęły lekko, gdy jego rude włosy jak gdyby zamarzły w miejscu.
- Frozen Land... -wymruczał chłopak i opuścił dłonie, a ziemny wiatr zalał jaskinię... i nagle wszystkie domy poczęły zamarzać. Cała okolica pokryła się nagle grubą warstwa śniegu i lodu, stopy Shibe na chwile przymarzły do ziemi, a kilka domostw rozpadło się od przeraźliwego zimna.
- O NIM NIC NIE BYŁO MOWY!! - zaskrzeczał jaszczur, który już po kolana skuty był potężną lodową bryłą. Chyba zdał sobie sprawę jak zły obrót sprawy przyjmują i postanowił się zemścić, bowiem w jego dłoniach i ustach zaczęły rosnąc kule energii wszystkie wycelowane w stojącego z przymrużonymi oczyma Krio.
Shiba posiadała tylko dwa ogniki. Było to jednak dość aby sparować atak przyjęty w jednym momencie, choć nawet nie przekształci całego uderzenia.
Z całych sił skoczyła w przód, zostawiając ślady pęknięć na lodzie, na którym przed chwilą stała.
Cel? Cóż, w zimnej temperaturze ludziom brak ciepła. Czas przytulić poirytowanego węża.
Swoją drogą, to był pierwszy raz od dłuższej chwili gdy Shiba walczyła w sprzyjającym jej klimacie.
Shiba wskoczyła przed wroga, a zielone kule uderzyły w nią z całą swoją mocą, dwa ogniki zabłysnęły od razu. Reszta magicznych promieni jej wroga zniknęła natomiast, jak gdyby nigdy nie została stworzona - bóstwo było łaskawe tego dnia. Kobieta odskoczyla do tyłu, a wtedy jej ochronne krzystały ruszyły na wroga, uderzając w niego z całą pochłonięta mocą. Ciałem Mr. B poczęło rzucac na wszystkie strony, a gdy ostatni z ogników mignął, wystrzelił on niczym z armaty, pierwszy raz to jego ciało przebijało sie przez ściany zmrożonych na kość, lodowych budowli. Oczywiście problemem było dla niego to... że jego zamarznięte nogi zostały w miejscu gdzie były wcześniej.
Shiba zacisnęła zęby nieco zniesmaczona. W sumie oglądała śmierć nie raz, ale pewnie obrazy za granicą szaleństwa nie będą zbyt ładne.
- Oy! Miałeś chyba jakiś monolog na początku, co!? - krzyknęła idąc przed siebie z dłonią na safaii. - Bez nóg dużo nie zrobisz. Może chcesz się przedstawić przed śmiercią! Ostatecznie nieco wiedzy mogłoby rozjaśnić nam sytuację... - stwierdziła an Sidhe.
Mężczyzna leżał pod gruzem, na szczęście dla oczu Shiby jego nogi przykryte były kamiennymi odpadkami, więc nie musiała oglądać makabrycznego widoku. B zakaszlał obficie krwią, po czym spojrzał na Shibe swymi wężowymi oczyma, gdy szron powoli pokrywał jego ciało.
- Tak... miałem coś do powiedzenia... -odparł zmęczonym głosem przeciwnik, przełykając ciężko ślinę. - Mój szef chiał żebyśmy wam nie przeszkadzali... ale dla mnie to głupota... chciałem was zabić, wszystkich... -zakaszlał wężoczłek i skrzywił się z bólu.- Nie zasługujecie... na to...co wam...przygotował...- dodał, a jego piskliwy głos stał się całkiem normalny jak i problemy z literą B, widać wszystko było na pokaz. - My jego najwierniejsi powinniśmy byli... -zaczął mężczyzna i przerwał nagle, skacząc w kierunku Shiby. kamienie zostały odtrącone, co zamiast krwawych kikutów, pokazało wężowy ogon, widać jak prawdziwy wąż, umiał on czasem zostawić swoją skórę. Oczywiście B był poturbowany, nie było mowy o skoku do gardła Shiby, ale noga była w jego zasięgu. Zębiska tajemniczego człeka, wbiły się głęboko w noge An-shide, aż po sama kość, Shiba ryknęła z bólu, opadając na ziemię, zaś jej przeciwnik, wijącymi ruchami, próbował wleźć na nią i przygnieść do ziemi.
- Mamm Cię! -zapiszczał ponownie podnieconym głosem.
- Skurwysyn. - wyszeptała Shiba. Wąż już któryś raz z rzędu zaprezentował większą od niej szybkość. Było to co najmniej irytujące, gdy ktoś zostawał ranny nim zdążył zrobić cokolwiek.
Safaia zaczęła wspinać się po wężu, przybijając do niego kolce. Ot, przenośny szkielet.
- Przyznaj się do porażki i zdechnij grzecznie. Wygraliśmy, choć jak zgaduję Pozytywki tutaj nie ma? - spytała skrzywiona zastanawiając się nad wypowiedzią węża. - Kimkolwiek jest twój władca, jestem pewna, że powinni byliście zdechnąć za własną głupotę dawno temu.
Był to dla niej nieco nietypowe, aby przeciwnik płakał nad swoim panem czy czymkolwiek w tym rodzaju. Była sidhe, nigdy nie widziała kogoś kto podporządkowałby się pojedynczej osobie, dopóki nie znalazła się na kontynencie. To miejsce było momentami po prostu dziwne.
- Pozytywka jest zbyt wierna by łamać rozkazy. -wysyczał przeciwnik, gdy kolce zaczęły wbijać się w jego ciało, a zaklęcie Krio pokryły połowę jego ciała lodem. - Jesteście zgraja zwykłych farciarzy, nic nieznaczący przypadkowi bohaterowie opowieści o której nei macie pojęcia! -ryknął jeszcze dokonując ostatniego pokazu w tej walce. Z jego ust wystrzelił jęzor, który uniósł się do góry i począł opadać w stronę szyi Shiby, jednak celny granat z broni Madreda skutecznie odbił ten atak, gdy jeszcze był w powietrzu. Safaia zaś dokończyła resztę, a martwe zmrożone ciało, bez ruchu zaległo na obolałej kucharce.
Niebieskoskóra wzięła kilka ciężkich wdechów przenosząc swój wzrok na sklepienie jaskini.
Są przypadkiem? W opowieści o której nic nie wiedzą? A niby czemu robiła cały ten hałas i reorganizacje w grupie? Oczywiście, że dawno zdała sobie z tego sprawę! Jeżeli grupa została dobrana przypadkowo i nie jest w stanie poradzić sobie z czymkolwiek, to oczywiste, że znajduje się w czymś co przeszło jej wyobrażenia.
- Rozbijcie obóz. Pozytywki na pewno nie ma w jaskini. - rzuciła do Madreda sięgając do kieszeni po białą księgę. Czas na odpoczynek.
Miała tylko nadzieję, że ugryzienie w jej nogę nie zatruło organizmu. Cholera go wie, czy prosta magia na to zadziała.
 
Fiath jest offline