Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-03-2013, 12:28   #77
kanna
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Nie wiedziała, jak się tutaj znalazła. Tutaj, to znaczy w śnieżycy. Wokół niej szalała purga. Dzika, niepowstrzymana zamieć. A ona, całkiem naga, stała na zlodowaciałym sniegu, trzęsąc się z zimna. Czuła, że zamarza. Że jej nogi tracą życie. Że bezlitosny ziąb zamienia jej krew w lód, w gęstą ciecz, która nie dawała życia.
Gdzieś obok niej, w śnieżycy, poruszały się jakieś kształty. Ludzkie postacie, idące jedna obok drugiej. Ile ich było? Nie miała pojęcia. Ale na pewno wiele. Wszędzie wokół.
Chciała krzyknąć, zawołać je, ale lodowaty wiatr i śnieg wepchnął jej słowa do gardła.

Nathalie najpierw poczuła zdziwienie, dopiero potem zimno. Była chora, pamiętała, jechali saniami, trzęsło strasznie, z może to były drgawki? Miała gorączkę, marzła, ale potem.. potem wszystko ustało. Poczuła spokój i ciepło...,Umarła? Nie pamiętała zdrowienia, było coraz gorzej i gorzej.
Dlaczego jest tak zimno, jeśli nie żyje? Po śmierci nie powinno się niczego czuć. Chyba, że ogień piekielny... ale nie mróz. Purga? Wyrzucili ją gołą na śnieg? Rozumiała zabieranie futra, ale na co komu jej bielizna?

Skóra pokrywała się warstewką lodu i śniegu. Zamarzała. Nie powinna czuć zimna. Wokół poruszały się jakieś kształty, słabo widoczne w zamieci. Yeti? Zobaczy Yeti? Ojciec byłby taki szczęśliwy, gdyby mu o nich powiedziała... Chciała krzyknąć, ale wiatr wtłoczył jej słowa do gardła. To dobrze. Mogła by je spłoszyć. Trzeba się ruszać, bo się zamarznie.. Yeti? Ile można wytrzymać na mrozie bez ubrania? Dwie minuty, trzy? Ile tu już była?
Podejdzie bliżej Yeti. Podjęła decyzję i ruszyła przed siebie.

To nie był Yeti, lecz rosyjski żołnierz ze sztucerem przerzuconym przez plecy. Miał siną twarz i czarny, odmrożony nos. Z jednego oka pozostała tylko poszarpana czeluść, drugie nadal patrzyło przed siebie. Żołdak nie dał znaku, że zobaczył Nathalie. A przecież naga dziewczyna w sercu śnieżycy musiała zwrócić uwagę nawet najmniej męskiego z mężczyzn. Ten żołnierz szedł. A za nim z wichury wyłoniła się kobieta. Czarne nogi idącej grzęzły w śniegu, a w zesztywniałych ramionach trzymała zamarznięty tobołek, który mógł być dziecięcym becikiem.

Nathalie patrzyła na postacie. Wiedziała, że nie były realne, ale i tak wyglądały.. przerażająco. Nie mogły być realne. Wydawały się jej nie dostrzegać, a naga kobieta pośród śnieżycy to nie jest częsty widok - jak przypuszczała. Niezależnie od upodobań żołnierz powinien ją zauważyć. Kobieta.. jeśli w tym zawiniątku było dziecko, miała prawa nie dostrzegać niczego innego.
Albo się jej wydawało, albo było .. mniej zimno. Albo zamarzała i nic już nie czuła.
Trzeba iść.. nie można stawać.
-Pamiętaj Nataszko - zobaczyła twarz ojca, trochę zatroskaną, trochę ucieszoną - Nie wolno zatrzymywać się na śniegu. A już na pewno zasypiać. Nie będziesz spała? Obiecujesz? “
- Da, papa, konieszno - chciała powiedzieć, a może powiedziała, ale wichura zagłuszała wszystko. - Ja pagibła? umierła?


Z ust maszerujących przez zamieć postaci nie wydobył się żaden inny dźwięk, poza żałobnym wyciem, które wdzierało się do uszu, wabiło, nęciło. Człowiek miał ochotę przyłączyć się do tego złowrogiego, żałobnego chóru. Zaśpiewać. Zawyć. Jak dziki wiatr.
- Nathalie!
Czyżby usłyszała swoje imię. Gdzieś tam, w szalejącej burzy śnieżnej.

Nie, nie było tu ojca. To tylko złudzenie. Nie słyszała go, on nie słyszał jej. Ci ludzie.. też wydawali się nie słyszeć. nie byli żywi. Nie można żyć.. tak. Mężczyzna miał dziurę zamiast oka, dopiero teraz obraz dotarł do jej zamarzniętego mózgu. Wszystko docierało z opóźnieniem. Głowa ciążyła. Coraz trudniej było wyciągać nogi ze śniegu. Miała jeszcze nogi? Nie czuła ich.. Usiądzie i odpocznie. na chwilę.
- Nathalie!
Usłyszała swoje imię, czy to tylko zwidy? Omamy? Nie wiedziała... ale poszła. Dalej.

W śnieżycy czas i przestrzeń nie miały znaczenia. Nic już nie miało znaczenia. Przed zmarzniętymi oczami Nathali wirowały dziwaczne kształty. Spiralne znaczki, jakieś figury, dziwaczne rysunki. Słyszała też jakby muzykę, ale nie bardzo potrafiła zorientować się, skąd pochodzi. Zresztą - czy to miało jakieś znaczenie.
Przed nią zamajaczyła nagle jakaś postać. Klęczący w śniegu mężczyzna. Z poczerniałą twarzą, odłażącą płatami od kości. Ale i tak dziewczyna poznała go bez najmniejszego problemu. To był jej ojciec.

- Tato - powiedziała - tato.
Wiedziała już, kto ją wołał. To był on. Opadła na kolana koło mężczyzny. I tak nie miała już po co iść dalej. On nie żył, ona tez nie żyła. Nie miało juz znaczenia, czy będzie szła, czy nie.
Ojciec klęczał. Skóra schodziła mu z twarzy. Zmarzniętymi Platami, łuszczyła się, odłaziła, ja z pieczonego kurczaka.
Wszystko, co przeszła, ta cała podróż.. nie miała sensu. Pojęła to, z bolesną świadomością. A może.. może miała? Może chodziło o to, żeby go pożegnać?
- Tato, to ja, Nataszka...
Dlaczego wołał do niej Nathalie? Dlaczego?
Nie miało znaczenia.. Zostanie tu, z nim.

Przyklękła przy okaleczonym przez zimę rodzicu czując jak na policzkach zamarzają jej własne łzy. I wtedy klęczący chwycił ją za ramiona. Gwałtownie i boleśnie, zaciskając poczerniałe dłonie na jej nagich ramionach.

Z jej ust wyrwał się krzyk grozy i rozpaczy, a także bólu.
To nie był jej ojciec. Tylko coś złego i głodnego. Coś, co karmiło się jej ciepłem, spijało jej witalność, wysysało z niej siły.
Ujrzała głód w ciemnych jamach, zastępujących oczy.
Twarz klęczącego pękła nagle, niczym zepsuty owoc, a z jamy wyłoniły się przeźroczyste, mackowate wici. Jak kwiat ukwiału.
Krzyczała, bo czarne dłonie trzymały ją niczym imadła.

Krzyczała z przerażenia, i bólu. Ale też ból otrzeźwił ją, wyrwał z tego dziwnego zamroczenia. Szarpnęła się raz, i drugi… gdyby trzymał ją za nadgarstki, było by prościej, uwalnianie się z nadchwytu jest łatwe.
Rozluźniła mięśnie, czyniąc ciało bardziej powolnym, poddającym się. Potem szarpnęła ostro same ramiona do tyłu.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline