| - Pytasz mnie? - zwrócił się do Alice - Sam nie wiem. Ten glut rzucił się na mnie, a ja... - tu zawahał się - ... ja go zdematerializowałem. I wtedy nastąpił wybuch...
Świadomość, że cząstki tego czegoś były w jego wnętrzu i w dodatku ingerowały w jego komórki, napawał go lękiem i wprawiał w osłupienie. Było słychać to w jego głosie, w którym dominowały teraz przejęcie i powaga.
- Dokktoorze? - zająknął się - Kim... Czym byla ta... Ameba? Czy... Ona żyła?
- Żyła? - Lowery zaśmiał się nerwowo - Nie, oczywiście że nie …
Nie było mu dane jednak rozwinąć swoją wypowiedź, gdyż Alice wydawała się owładnięta gniewem. Nim George był w stanie zareagować, niewidzialna siła uderzyła go z pozbawiającą oddechu mocą i rzuciła na ścianę. Osunął się na podłogę mocno poobijany.
Ink spiął się nagle, znajdując się na nagle przy Alice, wysunął rękę w jej stronę, powoli i ostrożnie.
- Ty to zrobiłaś Alice? - Spytał delikatnie, przełykając głośno ślinę. Nie pytał czy zrobiło to jej ciało, tylko która z jej osobowości
Dziewczyna nie odrywała wzroku od Mintona.
- Zasłużył na ból - powiedziała wreszcie, swoim, choć dziwnie melodyjnym głosem - Nawet nie żałuje. Spójrz na niego, nawet nie ma wyrzutów sumienia.
Minton z trudem pozbierał się do kupy. W zasadzie nie miał ochoty wstawać. Był zdruzgotany, a Alice wydawała się wiedzieć kto był winien tak naprawdę.
- Co ty... Co ty możesz wiedzieć, co ja czuję?! - wykrzyknął nagle desperackim głosem - Pokonałem to błoto, a teraz jak chcesz, to mnie zabij. Może kiedy wszyscy się tutaj powybijamy, to odłamowcy z rządu będą mieli mniej roboty z likwidacją nadludzi... - cały czas miał spuszczoną głowę, ale teraz odważył się spojrzeć Alice prosto w twarz. W jego oczach była trwoga ubrana w maskę buntu. Szczerze, nie obchodziło go to, co zrobi teraz ta kobieta z nim... I tak to co stało się w ciągu ostatnich dwóch dni wyprało go z emocji i nadziei. Z szarego, przeciętnego programisty, stał się tragicznym bohaterem groteskowej historii. Tak musiało się jednak stać, i Minton pogodzony był ze swoim losem.
- Może trochę się zapędziłeś z tym wybijaniem. To był tylko taki, przyjcielski szturchaniec, który już się nie powtórzy. Prawda? - Spytał Alice, kładąc jej z lekkim bólem dłoń na ramieniu.
Wzdrygnęła się i odetchnęła głęboko, przymykając oczy. Kolor niebieski odpłynął.
- Tak - wykrztusiła - Prawda.
Minton widząc że Alice już “przeszło”, niechętnie zebrał się z ziemi i podszedł do Lowery’ego.
- Doktorze, czy mogę cię prosić na stronę?
Gdy już znaleźli się nieco na uboczu, cichym głosem wyjawił mu prawdę o swoim stanie:
- Zbadałem swoje wnętrze od strony molekularnej. Cząstki telepatycznej ameby wdarły się do mojego organizmu. Próbują ingerować w moje komórki. Czy to oznacza, że umrę? - powiedział to jednak bez emocji, tak jakby mówił właśnie o wczorajszej pogodzie - I proszę o tym innym nie mówić, wystarczająco złych wieści ostatnio.
Lloyd podrapał się po łepetynie wywołując efekt koguciego grzebienia.
- Mogę szczerze i jednoznacznie stwierdzić, że nie mam pojęcia co to może oznaczać dla twojego organizmu. Nigdy wcześniej nawet przez myśl mi nie przeszło, że może dojść do czegoś takiego - zastanowił się przez chwile - A czujesz jakbyś miał umrzeć?
- Nie, raczej nie - odparł mu.
- Trzeba będzie przeprowadzić setki tysięcy testów - Lowery uśmiechnął się szeroko, co mogłoby być pokrzepiające, gdyby tak nie przerażało.
- Chyba nie mamy na to czasu... Trudno. Pogodzę się z tym, jeśli będzie taka konieczność. I tak moje życie nie będzie takie samo, po tym wszystkim. Musimy więc jak najszybciej powstrzymać odłamowców. Powiadomić rząd i razem dorwać ich, nim skażą wody.
Ink nawet nie myślał o podsłuchiwaniu, uśmiechnął się tylko do Alice.
- Upodabniasz się do mnie... kolor skóry, lanie ludzi bez dotykania ich... brakuje ci tylko tych tatuaży, których chciałaś.
Jej twarz rozjaśniła się w uśmiechu.
- Zupełnie o tym zapomniałam - zaśmiała się - Rany, wydaje się jakby to było wieki temu.
- Prawda? - Powiedział opierając się o blat, uważając by nie potrącić nic morderczego i krzyżując ręce na piersi. - A podobno przy dobrej zabawie czas mija szybko...
Minton skończywszy rozmowę podszedł do Inka. Był wyraźnie zdeterminowany, co kontrastowało z jego depresyjnym stanem jeszcze kilka minut temu.
- Ink, i czego się dowiedziałeś? Masz coś nowego?
- Coś tam, coś tam... zorganizowałem nam najazd na jakąś siedzibę odłamowców. Domniemaną. Możliwe, że tam są, a jak są to robią tam nanoroboty. Może być? - Spytał krzywiąc się. - Wy chyba jednak bawiliście się lepiej... - dodał.
- Skąd masz te dane? Spotkałeś się z kimś z rządu, czy jak? Zresztą nieważne. Zastanówmy się więc jak zgromadzić odpowiednią armię by najechać ich placówkę?
- No... ja, ty, Alice i Lloyd... mało ci? - Spytał krzywiąc się. - Zresztą powoli, powoli... Mordowanie nie musi być tu rozwiązaniem brutalu - z kieszeni wyleciło niewielkie, prostokątne urządzenie, które wręczyła mu agentka Lee, Ink posłał je dla Mintona. - Wy dwaj... ty i Lloyd, chyba lepiej znacie się na tutejszych bajerach. Są tu niby wszystkie koordynaty i informacje jakie będą potrzebne.
- Skąd to? - zapytał zwięźle Minton i od razu postanowił zanalizować twór pod względem molekularnym, czy aby nie kryje jakiś niezwykłych rzeczy.
Pod względem molekularnym było to zupełnie zwyczajne prostokątne
urządzenie.
- Od... - uśmiechnął się nagle. - Twojej mamy. Nazywa się Lee i pracuje dla rządu, razem z masą agentów FBI w jakimś starym hangarze.
Był to niewielki tablet z ekranem dotykowym.
- Wygląda trochę jak hologram... na tym się znam - mruknął Ink, przyglądając się urządzeniu dłużej po raz pierwszy.
Wystarczyło by dotknął żeby na ekranie pojawiła się lista danych: plany budynku, nagrania z obserwacji, nagrania z przesłuchania, skrypt z przesłuchania, analiza taktyczna.
- Spotkałeś się z FBI? Hm, czyli wszystko się zacieśnia... Czekaj, jak to mojej mamy? Nie rozumiem?
__________________ Something is coming... |