Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 05-03-2013, 12:26   #91
 
Rebirth's Avatar
 
Reputacja: 1 Rebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputację
Minton siedział teraz na ziemi nieruchomo i w milczeniu. Tępym wzrokiem gapił się w ścianę i nie odpowiadał przez dobrą minutę. W jego głowie panował chaos, który przerodził się w głuchą pustkę. Gdzieś do jego uszu docierała rozpacz jednej z bliźniaczek, ale jeszcze chyba do niego nie docierały wydarzenia ostatnich chwil. Spojrzał na dłonie. Mimowolnie drżały, i Minton nie mógł tego powstrzymać. Zresztą nie próbował. Zwrócił wzrok ku Llyodowi, który wydawał się być zatroskany, choć przed chwilą był wściekły.
- Nie, nic - odpowiedział chłodno Minton. I zorientował się, że coś się w nim zmieniło. Powinien się teraz rozpaść, jednak z jakiś przyczyn jego kończyny wciąż były w tym samym miejscu. Nie wiedział czy to zbieg okoliczności, czy też może działanie szlamu w którym się znalazł. A może po prostu umysł był w tak dużym szoku, że stłumił dla ratowania psychiki wszelkie emocje? Czy grozi mu trauma? Depresja? Obłęd? Minton ukrył twarz w dłoniach. Chciało mu się płakać, ale od dawna tego nie robił. Miał ochotę zdematerializować się, jak przed chwilą ta istota którą... uśmiercił? Czy ona żyła? Wolał o tym nie myśleć, jeszcze nie teraz.
- Idź lepiej pomóż ocalałej. Chyba potrzebuje teraz ciepła bardziej ode mnie - rzekł cicho Minton w stronę Llyoda, po czym rękawem przetarł zaschniętą krew. Nie jego...
- Zrobiłeś co musiałeś zrobić stary - Lloyd powiedział jeszcze, kierując się w stronę rozhisteryzowanej bliźniaczki - Telepatyczne błoto to wredna ameba.
George westchnął cicho. Nie do końca rozumiał, dlaczego mogło istnieć coś tak złego. Czyste zło, bez cienia refleksji. Był trochę zły na siebie, że dał się nabrać. Z drugiej strony... Nie dawało mu to spokoju. Czy to była żywa istota? Sama powiedziała: “Nie żywa, świadoma”. Jak to możliwe? Ale nie była pora na to, by się nad tym głowić. Musiał się zebrać do kupy i uporządkować dane. Ofiary jak widać były konieczne, a co się stało to było nieuniknione. Tak działa strumień wypadkowy kolejnydh wydarzeń. Tak, musiał się tego trzymać. Teraz poczuł się lepiej. Udał się do toalety, by się obmyć ze szlamu i krwi. Gdy wyszedł, chyba czuł się już spokojniej, choć wciąż roztrzęsiony i w szoku.
- Gdzie Ink? - rzucił nagle do doktora.
Lloyda znalazł w czymś, co przywodziło na myśl gabinet szalonego łapiducha. Doktorek właśnie badał pozostałą bliźniaczkę, która wpadła chyba w jakiś stan katatoniczny - siedziała na stole operacyjnym i gapiła się w dal zza kurtyny blond włosów.
- Razem z Alice pojechał po swoje rzeczy - Lloyd spojrzał na zegarek - W sumie długo ich nie ma.
Minton dosyć mechanicznym, wyprutym z emocji tonem opowiedział o swoich refleksjach a propo chipu:
- Na chipie znalazłem ciekawe informacje. Okazuje się, że cały ten program z nanomaszynami nie jest sprawką rządu, lecz jakich rozłamowców. Rząd nie chciał podejmować ryzyka, więc potajemnie ruszyli z programem, tak sądzę. Planują wpuścić te nanomaszyny do ujęć wodnych. To nie jest takie hop siup, zwłaszcza że mają ograniczone zasoby ludzkie. Jednakże pomyślałem, że moglibyśmy zwrócić się do kogoś z władz z tym. Zapewne im też zależałoby na tym, by nie doszło do skażenia wód. W obecnej sytuacji gdy nasza drużyna się wykruszyła, możemy nie mieć wyjścia. Co o tym sądzisz, doktorze?
Lloyd przełknął nerwowo ślinę.
- A … rząd powiadasz? He, he … jasne. Czemu nie? - i zajął się Ciarą lub Loinnir. Pchnął ją lekko, a ona niemal bezwładnie opadła na łóżko.
- Coś cię niepokoi? Ah... Rozumiem. Byłeś superzłoczyńcą. Pewnie cię szukają. Ale teraz mają większe zmartwienie na głowie, więc powinni przystać na chwilowe zawieszenie broni - Minton był naiwny jak zawsze, ale przynajmniej szczery.
- Nie no, jak trzeba to trzeba - w jego głosie dało się słyszeć napięcie - Weź sprawdź w systemie gdzie są Ink i Alice. Batmobil ma lokalizator.
Bez zbędnego komentarza, Minton udał się do komputera i spróbował uruchomić lokalizator. Nie znał się, więc improwizował. Batmobil stał na Harlemie, w okolicach starej szkoły publcznej. Interfejs, z którego korzystał Minton miał wiele opcji. Była ikonka z mapą - którą kliknął, była ikonka z dżojstikiem, była ikonka z dwiema gadającymi buźkami i czerwona ikonka z napisem “boom”.
Poinformował Llyoda o położeniu pojazdu, kliknął potem w gadające buźki. Chciał skontaktować się teraz pilnie z Inkiem.
Odebrała Alice. Pięknie wyglądała a kierownicą batpojazdu.
- Zaraz będziemy ...
 
__________________
Something is coming...
Rebirth jest offline  
Stary 08-03-2013, 21:33   #92
 
F.leja's Avatar
 
Reputacja: 1 F.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnie

… będzie fajnie. Mówię ci! - Alice pozwoliła sobie oderwać na chwilę oczy od drogi i spojrzeć na kosmitę. Z daleka może mógłby uchodzić za człowieka, jednak gdy siedział sobie tak obok nie mogło być wątpliwości co do jego pozaziemskiego pochodzenia. Skrzywiła się.
Patrz, patrz na niego, nawet nie wie. Nie zdaje sobie sprawy, jak przez niego cierpisz. Patrz, jak jest blisko. Gdybyś chciała mogłabyś go unicestwić. Wiesz, że byś mogła. Wystarczy, że mi pozwolisz.
NIE.

Ucichł. Kyr’Wein był ostatnimi czasy jej nieustannym towarzyszem. Póki co udawało jej się go hamować, a nawet wykorzystywać dla własnych celów, jednak prawda był taka, że żyła w pożyczonym czasie, w symbiotycznym związku z tym czymś, czym Kyr’Wein był. A Alice podejrzewała, że był czymś na wskroś złym. Przyniósł ze sobą sny, straszne sny, straszne wspomnienia, a może nawet wizje świata poza światem - miejsca pełnego cierpienia, wieczystych mąk niezliczonych istot. Domu dla wszystkiego co okrutne.
To moje królestwo. moglibyśmy nim rządzić. Ty i ja. Królewska para w jednej osobie. Władca ostateczny.
Wiedziała, że proponował jej to tylko dlatego, że nie miał wyboru. Nie mógł jej opuścić, tak samo, jak ona nie mogła się go pozbyć. Byli skazani na siebie i na razie, to Alice zwyciężała w walce o ciało, które na dobrą sprawę powinno być martwe. Z dnia na dzień coraz trudniej było jej opanować gniew podsycany przez Kyr’Weina. Jego nieustanne podszepty zaczynały nadwyrężać nerwy dziewczyny.
Alice zacisnęła ręce na skórzanej kierownicy. Może jeszcze wytrzyma? Może jeszcze chwilę, póki nie pokonają tego Mausera? A potem zniknie, odejdzie, nie zostawi po sobie śladu.
Wreszcie dotarli do siedziby doktorka. Ostatnie metry batmobil pokonał niemal samodzielnie. Gdy wysiedli, przywitała ich ponura atmosfera. Lloyd wychylił się z jednego z bocznych pomieszczeń i przywołał ich gestem. Gdy weszli, okazało się, że znajdują się w czymś w rodzaju ambulatorium, albo może laboratorium. Dookoła znajdowały się liczne skomplikowane sprzęty medyczne i te prostsze oraz dziesiątki słoików wypełnionych mętną cieczą, w której pływały rozmaite organy. Chyba ludzkie.
Na łóżku po środku pomieszczenia siedziała CIara lub Loinnir, był to niepokojący obraz - dziewczyny wydawały się nierozłączne. Ta, którą zobaczyli była jakby niepełna.
- Mieliśmy wypadek - mruknął Lloyd - Telepatyczne błoto uciekło z pojemnika - jego nerwowy wzrok powędrował w stronę Georga Mintona, który też nie wyglądał najlepiej.
George miał chwilę na skoncentrowanie się na sobie. Spojrzał w swoje wnętrze i dostrzegł tam cząsteczki inne niż wszystko, co dotychczas napotkał. Cząsteczki świadomego nieżycia, które łączyły się w niewielkie guzy i próbowały ingerować w jego DNA.
- Coś ty zrobił? - głos, który wydobył się z gardła Alice miał niebezpieczną nutę. Nie stała się niebieskiem demonem, ale nie wyglądała już jak człowiek.

[MEDIA]http://27.media.tumblr.com/tumblr_lm07ecYwPK1qbkl1no1_500.gif[/MEDIA]
 
__________________
I don't mean to sound bitter, cold, or cruel, but I am, so that's how it comes out. ~~ Bill Hicks
F.leja jest offline  
Stary 22-03-2013, 14:57   #93
 
Rebirth's Avatar
 
Reputacja: 1 Rebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputację
- Pytasz mnie? - zwrócił się do Alice - Sam nie wiem. Ten glut rzucił się na mnie, a ja... - tu zawahał się - ... ja go zdematerializowałem. I wtedy nastąpił wybuch...
Świadomość, że cząstki tego czegoś były w jego wnętrzu i w dodatku ingerowały w jego komórki, napawał go lękiem i wprawiał w osłupienie. Było słychać to w jego głosie, w którym dominowały teraz przejęcie i powaga.
- Dokktoorze? - zająknął się - Kim... Czym byla ta... Ameba? Czy... Ona żyła?
- Żyła? - Lowery zaśmiał się nerwowo - Nie, oczywiście że nie …
Nie było mu dane jednak rozwinąć swoją wypowiedź, gdyż Alice wydawała się owładnięta gniewem. Nim George był w stanie zareagować, niewidzialna siła uderzyła go z pozbawiającą oddechu mocą i rzuciła na ścianę. Osunął się na podłogę mocno poobijany.
Ink spiął się nagle, znajdując się na nagle przy Alice, wysunął rękę w jej stronę, powoli i ostrożnie.
- Ty to zrobiłaś Alice? - Spytał delikatnie, przełykając głośno ślinę. Nie pytał czy zrobiło to jej ciało, tylko która z jej osobowości
Dziewczyna nie odrywała wzroku od Mintona.
- Zasłużył na ból - powiedziała wreszcie, swoim, choć dziwnie melodyjnym głosem - Nawet nie żałuje. Spójrz na niego, nawet nie ma wyrzutów sumienia.
Minton z trudem pozbierał się do kupy. W zasadzie nie miał ochoty wstawać. Był zdruzgotany, a Alice wydawała się wiedzieć kto był winien tak naprawdę.
- Co ty... Co ty możesz wiedzieć, co ja czuję?! - wykrzyknął nagle desperackim głosem - Pokonałem to błoto, a teraz jak chcesz, to mnie zabij. Może kiedy wszyscy się tutaj powybijamy, to odłamowcy z rządu będą mieli mniej roboty z likwidacją nadludzi... - cały czas miał spuszczoną głowę, ale teraz odważył się spojrzeć Alice prosto w twarz. W jego oczach była trwoga ubrana w maskę buntu. Szczerze, nie obchodziło go to, co zrobi teraz ta kobieta z nim... I tak to co stało się w ciągu ostatnich dwóch dni wyprało go z emocji i nadziei. Z szarego, przeciętnego programisty, stał się tragicznym bohaterem groteskowej historii. Tak musiało się jednak stać, i Minton pogodzony był ze swoim losem.
- Może trochę się zapędziłeś z tym wybijaniem. To był tylko taki, przyjcielski szturchaniec, który już się nie powtórzy. Prawda? - Spytał Alice, kładąc jej z lekkim bólem dłoń na ramieniu.
Wzdrygnęła się i odetchnęła głęboko, przymykając oczy. Kolor niebieski odpłynął.
- Tak - wykrztusiła - Prawda.
Minton widząc że Alice już “przeszło”, niechętnie zebrał się z ziemi i podszedł do Lowery’ego.
- Doktorze, czy mogę cię prosić na stronę?
Gdy już znaleźli się nieco na uboczu, cichym głosem wyjawił mu prawdę o swoim stanie:
- Zbadałem swoje wnętrze od strony molekularnej. Cząstki telepatycznej ameby wdarły się do mojego organizmu. Próbują ingerować w moje komórki. Czy to oznacza, że umrę? - powiedział to jednak bez emocji, tak jakby mówił właśnie o wczorajszej pogodzie - I proszę o tym innym nie mówić, wystarczająco złych wieści ostatnio.
Lloyd podrapał się po łepetynie wywołując efekt koguciego grzebienia.
- Mogę szczerze i jednoznacznie stwierdzić, że nie mam pojęcia co to może oznaczać dla twojego organizmu. Nigdy wcześniej nawet przez myśl mi nie przeszło, że może dojść do czegoś takiego - zastanowił się przez chwile - A czujesz jakbyś miał umrzeć?
- Nie, raczej nie - odparł mu.
- Trzeba będzie przeprowadzić setki tysięcy testów - Lowery uśmiechnął się szeroko, co mogłoby być pokrzepiające, gdyby tak nie przerażało.
- Chyba nie mamy na to czasu... Trudno. Pogodzę się z tym, jeśli będzie taka konieczność. I tak moje życie nie będzie takie samo, po tym wszystkim. Musimy więc jak najszybciej powstrzymać odłamowców. Powiadomić rząd i razem dorwać ich, nim skażą wody.
Ink nawet nie myślał o podsłuchiwaniu, uśmiechnął się tylko do Alice.
- Upodabniasz się do mnie... kolor skóry, lanie ludzi bez dotykania ich... brakuje ci tylko tych tatuaży, których chciałaś.
Jej twarz rozjaśniła się w uśmiechu.
- Zupełnie o tym zapomniałam - zaśmiała się - Rany, wydaje się jakby to było wieki temu.
- Prawda? - Powiedział opierając się o blat, uważając by nie potrącić nic morderczego i krzyżując ręce na piersi. - A podobno przy dobrej zabawie czas mija szybko...
Minton skończywszy rozmowę podszedł do Inka. Był wyraźnie zdeterminowany, co kontrastowało z jego depresyjnym stanem jeszcze kilka minut temu.
- Ink, i czego się dowiedziałeś? Masz coś nowego?
- Coś tam, coś tam... zorganizowałem nam najazd na jakąś siedzibę odłamowców. Domniemaną. Możliwe, że tam są, a jak są to robią tam nanoroboty. Może być? - Spytał krzywiąc się. - Wy chyba jednak bawiliście się lepiej... - dodał.
- Skąd masz te dane? Spotkałeś się z kimś z rządu, czy jak? Zresztą nieważne. Zastanówmy się więc jak zgromadzić odpowiednią armię by najechać ich placówkę?
- No... ja, ty, Alice i Lloyd... mało ci? - Spytał krzywiąc się. - Zresztą powoli, powoli... Mordowanie nie musi być tu rozwiązaniem brutalu - z kieszeni wyleciło niewielkie, prostokątne urządzenie, które wręczyła mu agentka Lee, Ink posłał je dla Mintona. - Wy dwaj... ty i Lloyd, chyba lepiej znacie się na tutejszych bajerach. Są tu niby wszystkie koordynaty i informacje jakie będą potrzebne.
- Skąd to? - zapytał zwięźle Minton i od razu postanowił zanalizować twór pod względem molekularnym, czy aby nie kryje jakiś niezwykłych rzeczy.
Pod względem molekularnym było to zupełnie zwyczajne prostokątne
urządzenie.
- Od... - uśmiechnął się nagle. - Twojej mamy. Nazywa się Lee i pracuje dla rządu, razem z masą agentów FBI w jakimś starym hangarze.
Był to niewielki tablet z ekranem dotykowym.
- Wygląda trochę jak hologram... na tym się znam - mruknął Ink, przyglądając się urządzeniu dłużej po raz pierwszy.
Wystarczyło by dotknął żeby na ekranie pojawiła się lista danych: plany budynku, nagrania z obserwacji, nagrania z przesłuchania, skrypt z przesłuchania, analiza taktyczna.
- Spotkałeś się z FBI? Hm, czyli wszystko się zacieśnia... Czekaj, jak to mojej mamy? Nie rozumiem?
 
__________________
Something is coming...
Rebirth jest offline  
Stary 23-03-2013, 15:07   #94
 
Fearqin's Avatar
 
Reputacja: 1 Fearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłość
- Nawet ja rozumiem! - Odpowiedział zdziwiony rozkładając ręce. - Nieważne. Byłoby najlepiej jakbyśmy się jak najszybciej rozprawili się z tym i tymi, co są w środku. Zanim oni coś wykombinują.
Alice kiwnęła głową, popierając kosmitę.
- Jak najszybciej.
- Zamontowałem Ciarze pewien chip
- Lloyd dołączył do rozmowy - Będzie w stanie nam pomóc w walce. Okazuje się, że ona i jej siostra były mentalnie połączone i strata jednej mocno nadwyrężyła umysł drugiej, ale z mój geniusz jest nieskończony. Fale telepatyczne zapętliłem tak, że zamiast uciekać w pustkę zawracają i stwarzają wrażenie komunikacji. To w sumie czyste oszustwo, ale Ciara wróciła do świadomości.
- A to co?
- zapytał spoglądając na urządzenie FBI. Spojrzał po obecnych podejrzliwie - Spotykacie się z innymi geniuszami, za moimi plecami? Nie będę zły … tylko trochę zawiedziony. Myślałem, że łączy nas coś wyjątkowego …
- Nie była geniuszem, tylko azjatką - Ink wzruszył ramionami. - Jeśli nie słyszałeś to dogadaliśmy się z FBI i wychodzi na to, że mamy szansę dokopać odłamowcom. Porządnie. Mamy w tym czymś namiary na ich bazę. Powinniśmy ruszać jak najszybciej... masz tu gdzieś dużo wody w butelkach? Zapowiada się niezły rozpierdol, a jak się męczę to się okrutnie odwadniam... - zaczął rozglądać się po pomieszczeniu, chcąc wyruszyć jak najszybciej.
Lloyd już miał zaprotestować, ale przypomniało mu się, że zaiste posiada dużo wody w butelkach. To przecież był jego bunkier i miejsce, w którym w razie potrzeby ukrywał się przez długie miesiące.
- Woda w butelkach. Jasne. Coś jeszcze? Jakieś gadżety przychodzą wam do głowy? - rozejrzał się po sali pełnej jakichś gadżetów.
- Gadżety? - Spytał zaciekawiony kosmita. - Mam mało igieł... przydałoby się coś w tym stylu, małego, poręcznego i ostrego, czego jest dużo. Albo coś... coś... kurde! Zaciekawiłeś mnie, daj mi chwilę, pomyślę, czy można jakoś... coś... - mruknął siadając na ziemi w zamyśleniu. - Wszelkie sugestie też są mile widziane... - dodał jeszcze.
- Przyda nam się też coś, co odwróci ich uwagę. Jakieś hologramy, albo fajerwerki. Jeśli chcemy przedostać się przez ich linię obrony, przyda się coś do dywersażu - odpowiedział po dłuższym zamyśleniu Minton.
Lloyd aż zmrużył oczy w wysiłku przegrzebywania pamięci.
- No to tak, małych rzeczy mam w dostatku, między innymi rozmaite metalowe i nu-metalowe części, śrubki, gwinty, kulki od łożysk i tak dalej. Igły też się znajdą - puknął palcem w nos - Kiedyś próbowałem zrobić rój sztucznych pszczół. Powinny gdzieś jeszcze być - mruknął - A do dywersji możemy wykorzystać mój M.O.R.S.L. - uśmiechnął się szeroko szalony geniusz. Widząc jednak zupełny brak zrozumienia, zaoferował rozwnięcie skrótu - Mega-Oddział-Robo-Super-Lasek.
Alice parsknęła śmiechem, zakrztusiła się powietrzem i zaczęła kaszleć.
- To może być skuteczne - z powagą odparł Minton - Nie ma co tracić czasu. Pakujemy potrzebne manatki, i jedziemy zapobiec krajowej, a może i międzynarodowej katastrofie.
- W jakim celu stworzyłeś M.O.R.S.L.? - Spytał podejrzliwie Ink. - I gdzie masz igły i inne? Wybiorę sobie.
- Nie interesuj się
- mruknął Lowery w odpowiedzi na podejrzenia Inka - Igły i te inne będą w M.R.N. i Z. - a pod nosem dodał - No co, lubię skróty. Magazyn Rzeczy Niedokończonych i Zbędnych jest tam - ruszył w stronę drzwi, za którymi istniał świat-marzenie dla każdego majsterkowicza z lekką skłonnością do zła. Zostawił tam swoich towarzyszy, a sam ruszył szukać pilota do M.OR.S.L.’a. Alice podeszła do wielkiej skrzyni pełnej fantastycznie wyglądających broni i zaczęła przeglądać rozmaite młoty, miecze oburęczne i topory. Po chwili do magazynu weszła Ciara, znalazła pudełka z kulkami do łożysk i zaczęła wrzucać je garściami do kieszeni.
Inkfizin napokował do głębokich kieszeni gwoździe, jak najdłuższe, a igły dołączył do swoich pozostałych, przypinając je do ubrania i saszetek.
- Jeśli skończyliście zakładać makijaże, to ja mogę iść! - Zawołał do reszty.
Alice i Ciara wyglądały na gotowe. Ciara miała na sobe długi czarny płaszcz, coś co wyglądało jak średniowieczne karwasze na przedramionach i buty okute metalem. Na oczach Inka buty i metalowe części bransolet zmieniły kształt na zdecydowanie bardziej kolczasty. Alice natomiast miała na plecach gigantyczny topór, a przy pasie dwa krótkie miecze. Trudno było uwierzyć, że była w stanie stać prosto pod takim ciężarem.
Tylko George się ociągał.
Tak czy owak wkrótce i on był gotowy. Mimo że szło mu najwolniej, to paradoksalnie zabrał najmniej. Sprawdzony generator molekularny miał ubrany na przedramieniu, na sobie miał też plecak do którego zapakował osobiste rzeczy. Zabrał jakiś przenośny notebook, na którego wcześniej zgrał zdalnym połączeniem ze swojego komputera kilka programów włamujących i deszyfrujących (wszak był programistą), które stworzył jeszcze w młodości. Nie miał pojęcia czy jeszcze zadziałają, ale w sumie skoro każdy się jakoś dozbrajał, to on nie chciał wyjść na nicponia. Kilka broni typu miecz czy topór wgrał do pamięci swojego generatora. Wystarczyło go napełnić molekułami, a on odtwarzał z tej materii zapamiętaną formę. Na koniec zapakował kilka wytrychów, oraz laserowy scyzoryk wielofunkcyjny, który wydał mu się niezwykle atrakcyjny, którego planował sobie zawłaszczyć gdy przeżyją tą misję. Tak, to była jedna z niewielu rzeczy które napawały go optymizmem. Próbował się w ten sposób choć trochę pocieszyć, zważywszy że jak dotąd nawet nie liczył że przeżyje do jutra. Telepatyczne błoto wciąż w nim tkwiło i pewnie zabijało od środka. George spochmurniał. Westchnął i zabrał plecak, stawiając się przy wyjściu. Był gotów...

Ink miał wodę, miał igły, szykowało się mnóstwo zabawy. Kupa zabawy.
 
__________________
Pół człowiek, a pół świnia, a pół pies

^(`(oo)`)^
Fearqin jest offline  
Stary 28-03-2013, 22:59   #95
 
F.leja's Avatar
 
Reputacja: 1 F.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnie
Miejski Ul



- Ok - Lloyd spojrzał jeszcze raz na schemat budynku wyświetlony na przenośnym projektorze holograficznym. Niewielki, lśniący model można było pozbawić poszycia, przekręcić do góry nogami, albo przekroić na pół. Efekt był podwójnie imponujący, ponieważ za plecami geniusza wznosił się solidny oryginał - Wgrałem wszystko do mojego cacucha. Wy też macie swoje wersje - rozdał niewielkie urządzenia wielkości telefonu.
- Budynek jest spory, więc będziemy tego potrzebowali. Nie zgubcie.
Wierzowiec nie należał co prawda do największych w mieście, ale mimo wszystko był bardzo imponujący. Należał do firmy farmaceutycznej i był zbudowany na planie sześciokąta. Sześciokąt pojawiał się w nim na każdym kroku. To był jeden wielki ul.
- Dzięki informacjom, które zdobył Ink wiemy gdzie mamy się kierować - kontynuował Lowery - jednak na tym koniec dobrych wiadomości.
W biurowcu mieściły się rozmaite skarby, bohaterów interesowały jednak środkowe piętra przeznaczone na wysokiej klasy nowoczesne laboratorium zabezpieczone czujnikami praktycznie wszystkiego. W dodatku czujniki podczerwieni wykrywały na zajmowanych przez laboratorium poziomach sporą ilość oznak życia. Według danych od FBI, jednorazowo broniło tego miejsca dwunastu ciężko uzbrojonych Specjalnych, poziadających zmutowane wszczepy wysokiej klasy oraz około dwudziestu wybitnie wyszkolonych najemników. Włamanie się było więc równie niemożliwe, jak przebicie przez kordon ochrony siłą. Lloyd nie tracił jednak nadziei.
- Moje dziewczyny czekają na dole. Możemy je wykorzystać, jak tylko chcemy - uśmiechnął się szeroko, co nadało mu wyjątkowo zboczonego uroku.


Lloyd Lowery miał piętnaście Bojowych Super Lasek, których uroda i odporność powalały na kolana. Każda z nich miała co najmniej metr osiemdziesiąt wzrostu, figurę modelki podkreśloną przez biały t-shirt i jeansy oraz co najmniej jedną broń wbudowaną w organiczno-kewlarową obudowę. Jedna mogła się pochwalić miotaczem ognia w dłoniach, druga porażała prądem, trzecie miała noże w przedramionach. Wszystkie miały na imię Jane i kochały Lloyda bezgranicznie.
- Kontroler mam przy sobie - powiedział geniusz - Poza nimi mamy do dyspozycji moją latającą machinę, naginanie metalu Ciary, wielki topór Alice i wasze moce, chłopaki. Lloud westchnął i uśmiechnął się niepewnie - To nie może się nie udać.
- To od czego zaczynamy? - po pierwsze trzeba było się dostać do środka sześcianu, który stanowiły wzmocnione ściany otaczające siedzibę wszelkiego zła, omijając przy tym ochronę.

~”~

George miał na głowie nie tylko desant na siedzibę wroga, ale także niepokojącą infekcję odglutową, która miała prawdopodobnie jakieś niemiłe i poważne konsekwencje, których nikt nie był w stanie przewidzieć. Minton pluł sobie w brodę, że dał się zrobić telepatycznemu błotu, ale nie miał wyboru, musiał z tym jakoś żyć.
- … zabić ich wszystkich … - cicht szept usłyszał w przerwie wypowiedzi Lloyda. Gdyby geniusz nie zamilkł by nabrać powietrza, George prawdopodobnie w ogóle by nie wyłapał tego subtelnego dźwięku. Nie wiedział jednak kto to powiedział. Co więcej, nie był pewien, czy ktoś z jego znajomych w ogóle w tym czasie poruszał ustami.
 
__________________
I don't mean to sound bitter, cold, or cruel, but I am, so that's how it comes out. ~~ Bill Hicks

Ostatnio edytowane przez F.leja : 29-03-2013 o 08:20.
F.leja jest offline  
Stary 28-04-2013, 16:34   #96
 
Fearqin's Avatar
 
Reputacja: 1 Fearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłość
- Sporo tego całego szajsu tutaj się narobiła... - mruknął Ink, słuchając wywodów o zabezpieczeniach i kierując wzrok na kobiece twory Lloyda. - To co? George przenika przez ścianę i jakoś nam otwiera, czy ja rozkładam ją na czynniki pierwsze i wchodzimy dziurą? Chyba, że wolicie kulturalnie, drzwiami.
- Czy tak, czy tak, trudno będzie wejść niezauważonym - mruknęła Alice - Według mnie trzeba działać brutalnie.
- Zgadzam się! - Odpowiedział ucieszony Feedback. - Nie masz nic przeciwko Gregory? George? - Ink spojrzał na Mintona podejrzliwie. - Nie zrzygasz się przypadkiem... takie sprawiasz wrażenie.
- Nie, nie zamierzam zabijać ich wszystkich - wypalił Minton, trochę jakby nieobecny... - E, co mówiłeś? Ah... Nie, nie.... Wszystko ok... Naprawdę.
George wydawał się najpierw zmieszany, ale za chwilę coś jakby go kłuło w tyłek. Mówił szybciej i gwałtowniej - Dzięki mojej mocy mogę przemykać w miarę niezauważony. Zrobię rekonesans, a potem proponuję podzielić się na grupę uderzeniową i grupę operacyjną. Wy moglibyście zrobić hałas, odwrócić uwagę. Ja mógłbym wtedy przeczesywać teren i uderzyć precyzyjnie. Tylko wciąż nie wiemy z czym się mierzymy... - spojrzał na doktora z miną dziecka które pyta dorosłego o bardzo ważną sprawę...
Przez chwilę obecni dziwnie na niego patrzyli, ale chyba zwalili jego dziwne zachowanie na karb jego ogólnego dziwactwa, bo nie zadawali wścibskich pytań.
- No generalnie - Lloyd podrapał się po łepetynie - To możemy się spodziewać specjalnych, czyli tych z wszczepami, no i trochę zwykłych ludzi na pewno. A co jest w sześcianie to nie jestem pewien, ale spodziewam się, że to tam wytwarzają nanoroboty, więc lepiej uważać na wszystko, żeby się czymś nie zarazić.
Gdy George słuchał wypowiedzi geniusza w jego umyśle nastąpiło dziwne zwarcie i przez chwilę miał wrażenie, że rozumie teorię strunową i fizykę kwantową, i wie jak zbudować androida, i napisać sztuczną inteligencję, i jednocześnie jest tak bardzo samotny, że chyba to właśnie zrobi.
- To jest to... - znowu Minton rozmawiał jakby sam ze sobą. Załączył jednocześnie swój laptop i korzystając z sieci satelitarnej, połączył swój laptop ze swoim komputerem w domu - Hm, mało czasu - wymamrotał pod nosem - Chyba mam pewien pomysł... Tak, to powinno się udać... - brzmiał jakby nie do końca był świadom obecności innych osób wokół. Dopiero po chwili wpisywania coś na klawiaturze, rozejrzał się i ze spokojnym uśmiechem rzucił tylko enigmatyczne - Wybaczcie. Zaraz wracam... - i w tej chwili jego molekuły rozpadły się do postaci praktycznie niewidocznej mgiełki. Wprawne oko zauważyło jak ta mgiełka wnika w układy scalone komputera podręcznego, wręcz jakby ów laptop wsysał ją do środka... Od tego momentu ekran zaczął mienić się kaskadą barw i obrazów, pracując na najwyższych i niespotykanych obrotach. Czuć było dym spalenizny, ale mimo tego wszystko pracowało sprawnie. W ułamkach sekund przemykały im przed oczami linijki niezwykle złożonego kodu programistycznego. Trwało to co najmniej kilkanaście minut. Coś zaczęło się tworzyć... Nagle ekran zrobił się monokolorowy, przybierając jednolite zielone tło. Procesy zatrzymały się. Zapadła cisza... Laptop uwolnił Mintona i ten zmaterializował się przed nimi. Był wyraźnie zmęczony, a praktycznie półprzytomny. Chyba też nie do końca wiedział gdzie jest i co się stało. Ledwo stojąc na nogach, zdążył wyjaśnić coś pokrótce...
- Oto KISS... Kwantowa Inteligencja Swobodnych Sieci... Fizycznie istniejąca jedynie w wirtualnej przestrzeni, oparta o moc opartą o tysiące serwerów i świadomość kwantową... Wgrałem jej dane z chipa... Niech... Ona... Opowie wam resztę... - ostatnie słowa były praktycznie niesłyszalne, bo Minton po prostu upadł na ziemię i odpłynął...
- Ooooooo niedobrze - jęknął Lloyd - Trzeba mu. Trzeba mu przyblokować świadomość. Zabrał ktoś folię spożywczą?
- Przeciągacie nieuniknone... zaraz zrobię eksplozję i się obudzi - mruknął Ink pod nosem. Dłonie go świerzbiły. - Czekamy na niego pół godziny, potem wchodzę.
- Dobra, dobra - Lloyd nerwowo przeczesał czuprynę dłonią - To może ja wyślę dziewczyny, żeby zrobiły zamieszanie ...
- Po co czekać - warknęła Alice. - Czy ten wymoczek w ogóle na coś nam się przyda?
W tym czasie w mózgu Georga zapalały się i gasły połączenia nerwowe, tworząc galimatias cudzych myśli. Ink w piekle, na smyczy pustki w kuli żywego żelaza, będącej cząsteczką tkwiącą w czerwonej krwince wirującej w sercu wszechświata.
- A też racja... - odpowiedział wzruszając ramionami. - Z czego są zrobione te baby? Normalne ciało? - Spytał jeszcze Lloyda.
W tym momencie na ekranie laptopa George’a pojawiły się duże, czerwone, digitalizowane, kobiece usta. Co więcej, odezwały się do grupy.
- Przepraszam że się wtrącam, ale zanalizowałam systemy zabezpieczeń i akta personalne ochrony budynku, do którego zmierzacie. Wasze szanse powodzenia bez mojego stworzyciela, spadają o 43 % . Wskazane byłoby poczekać.
Ink westchnął ciężko.
- A co mu się stało? Mogę go wybudzić...
- No więc wygląda na to, że telepatyczne błoto spra... - Lloyd próbował wytłumaczyć, ale nie było mu dane. Irytujący syntetyczny sopran przerwał jego dywagacje.
- Jest osłabiony, ale powinien się niebawem obudzić. Moje stworzenie wymagało zaawansowanej wiedzy o fizyce i technologii kwantowej, jednakże ludzie nie dysponują nią w masowym użytku. Jego molekuły napędzające procesy musiały zderzyć się z ograniczeniami obecnych sieci, co znacznie wytracało ich energię i w efekcie męczyło mojego stwórcę. Niemniej poprzez obecną analizę jego ciała, mogę stwierdzić że jego rewitalizacja przebiega bardzo dynamicznie, i znacznie szybciej niż u przeciętnego człowieka. W żadnym źródle wiedzy powszechnej nie figurują informacje o organizmie potrafiącym tak szybko się regenerować po wysiłku.
- Co? - Spytał Ink unosząc brew, szybko jednak zignorował Lloyda, zwracając się do KISS. - A ten... czemu przebiega szybciej, da się to zaimplikować do innych organizmów, niekoniecznie ludzkich? Potrafiących naginać tę twoją super trudną fizykę? - Spytał z błyskiem w oczach. Wyczerpanie po używaniu swoch rasowych zdolności było jego największą wadą, zaraz obok niemal całkowicie niezdolnych do dotykania czegoś dłoni.
Lowery skrzywił się i strzelił focha, ale nadal miał coś do powiedzenia w tej kwestii.
- To telepatyczne błoto związało się z jego DNA i zmutowało go wtórnie - mówił ze złośliwą satysfakcją - Podejrzewam, że dzięki temu może czytać w myślach, a nawet dotrzeć do posiadanej przez innych wiedzy. Dzięki temu stworzył to - geniusz trącił palcem KISS - Właściwie, to moje dzieło! - pisnął i dodał żałośnie- Ukradł moje myśli ...
- To prawda, lecz mój kreator dokonał stosownych modyfikacji w kodzie. Pierwotny projekt nie przewidywał dokonywania transkrypcji moich danych we wszystkich sieciach, i ograniczał mnie do ścisle wyznaczonych funkcji i systemów. Dzięki zmianach i usprawnieniach, moje dane transmitowane są swobodnie, przez co nie posiadam jednoznacznie wyznaczonego miejsca pobytu. W pewnym sensie gdyby była człowiekiem, mogłabym powiedzieć że jestem dzięki temu... wolna.
- Nawet ja wiem, że to niezbyt przyjacielskie i nie podoba mi się to, że może grzebać w mojej głowie! Zaraz go wybudzę i pogadamy... - mruknął klękając przy Georgu i przygotowując w dłoniach impuls elektromagnetyczny. To powinno go wybudzić. - Kto chce powiedzieć “CZYSTO!”, zanim go trzasnę?
Alice uśmiechnęła się półgębkiem i po chwili przyjęła komicznie poważną minę, prosto z serialu ER.
- Doktorze! - pisnęła seksownie - Czysto!

Minton się przebudził i zaczęli snuć sprytny plan... przynajmniej tak robił George, Lloyd i ich nowa, komputerowa kumpela. Ink, Alice i ostatnia z bliźniaczek, byli dość niecierpliwie nastawieni, co do wejścia.
- Zrób to... - mruknął Ink podnosząc ręce i podchodząc do budynku. - Robić dziurę?
- Najwyższa pora - ostatnia z bliźniaczek warknęła. Alice natomiast przytaknęła. KISS i jej nowe przyjaciółki były gotowe. Kilka z nich właśnie wchodziło do hallu na dole miejskiego ula. Scenę można było oglądać przez oszklone drzwi. Zaskoczeni ochroniarze nie mieli szans z umieszczonym w nadgarstku jednego z androidów karabinem maszynowym. Dziewczyny działały bardzo sprawnie.
- Jestem podłączona do systemu monitoringu - oznajmiła KISS, gdy jedna z robocic zasiadła na miejscu martwego mundurowego.
Obok niej zmaterializował się Minton.
- Świetnie. Informuj nas o ruchach przeciwnika. Spróbujemy ich zwabić w jedno miejsce robiąc dym, a ja postaram się przemknąć do środka nim zdążą zareagować. Bądź naszym łącznikiem, KISS. I ściągnij mapę wewnętrzną tego budynku.
Odwrócił się do Inka i drugiego androida.
- Nie znamy tutejszych pułapek. I na pewno tanio skóry nie sprzedadzą. Musimy działać podstępem, inaczej stracimy tu niepotrzebnie siły i czas. Na pewno mają sposoby na ewakuację, a nie chcemy wychodzić z niczym. Dlatego postaram się przemknąć poza uwagą i zaatakować samo serce znienacka...
- No to ściągnę na siebie ich uwagę... - odpowiedział wzruszając ramionami. Ostatnim razem pomysł wyładowań elektrycznych w postaci piorunów mu się spodobał, więc przygotował się do wypuszczeniu paru, ruszając w poszukiwaniu nędznych pracowników budynku.
- Z tobą - odparła Alice, która przyjmowała już postać niebieskiej bestii. Ostatnia z metalowych bliźniaczek rzuciła natomiast w powietrze garść lśniących kulek i jak na desce surfingowej, otoczona cienkimi dyskami tarcz pomknęła przez powietrze w kierunku piętra, na którym było wejście do tajemniczego sześcianu.
Ink ruszył przodem, w stronę sześcianu, chcąc rozerwać jedną ze ścian, by zobaczyć, co tam jest. Odłamki mogłyby od razu posłużyć do walki. Gdyby nie one, albo po drodze czekały go nieprzyjemności, miał zamiar nadać swoim igłom małe ładunki elektryczne i posyłać w stronę ów problemów. Jedyne na czym, mu zależało to totalna rozwałka, bo w końcu mieli zniszczyć nanoroboty, a skoro nie wiedział jak wyglądają, najlepiej zniszczyć wszystko.

Zaskoczenie było najlepszą bronią. Zanim ochrona budynku i specjalni zorientowali się co się dzieje, bohaterowie byli już w środku.

Ink, przebiwszy szkło i beton, wpadł w sześcian z impetem godnym rakiety i o mało się o niego nie roztrzaskał - materiał był wyjątkowo spoisty, jednak kosmita w ostatniej chwili rozpoznał jego strukturę i odpowiednio przyłożonym butem wybił sobie przejście. Nie naruszył niestety ogólnej konstrukcji. W ścianie sześcianu widniała jedynie z grubsza inkokształtna dziura.
Życzenie Inka dotyczące rozwałki miało się spełnić, wylądował chyba w pokoju, który wykorzystywali specjalni by wyciągnąć kopyta. Właśnie widział, jak pozbawieni swoich kostiumów, zrywają się z prycz i szczerzą na niego kły. W sporych rozmiarów pokoju było ich razem około dwunastu i żaden nie wyglądał jak normalny człowiek. Miał do czynienia z mutantami. Za jego plecami Kyr’Wein i Alice zawyli do wtóru, próbując bezskutecznie przedostać się przez szparę, którą wytworzył Ink. Pazury niebieskiego demona ledwo rysowały powierzchnię materiału, który posłużył do zbudowania tej klatki.
Feedback wspaniałomyślnie spróbował poszerzyć wejście dla Kyr’Wein’a jedną ręką, drugą posułając naelektryzowane igły w stronę brzydkich głów mutantów.
Zdołał śmiertelnie porazić tylko tego, który miał pecha znajdować się najbliżej. Reszta wykonała uniki, bądź zablokowała pociski z pomocą swoich mocy. Jeden, wyjątkowo obrzydliwy, z gębą jak koszmar muchy, zaszczękał szczękoczułkami i splunął w stronę Inka jakąś biała kleistą substancją. W tym samym czasie, Specjalny o kształtach kobiety i uszach nietoperza zawył w wysokich rejestrach, przyprawiając wszystkich o ból głowy, najcenniejszy organ Inka, ale chyba nie tych idiotów. Wykonał sprzężenie zwrotne śliny jednego mutanta, spowrotem na jego gębę, zmuszając się do klaśnięcia, maksymalizując efekt uderzenia dłoni, by wywołać falę drgań cząsteczek powietrze, na tyle by wywołać przed sobą, silny strumień, zwalający z nóg.
Ból dłoni o mało nie oślepił Inka. Jednak plan się powiódł, pająk został zmieciony na ścianę i zaklejony własną siecią. W tym czasie rozrywający uszy krzyk urwał się i wszyscy obecnie zaczęli wracać do siebie. Kyr’Wein przebił się wreszcie do środka. Pozostali Specjalni także się ogarnęli. Trzech, przypominających psy, rzuciło się na Inka w niemal idealnej harmonii.
W odpowiedzi zdecydował się na wywołanie ognia, z którym miał spore doświadczenie. Podpalił kurz, unoszący się w powietrzu, wywołując przyjemny dla oka wybuch, przy pieskach.
Zwierzoludzie zawyli jak jeden pies i kontunuowali swój atak już w płomieniach. Tego który znalazł się najbliżej powstrzymała łapa Kyr’Weina, jednak pozostali dwoje wpadli na Inka z impetem i szczękaniem kłów.
To nie było zbyt przyjemne. Spróbował zmienić im polaryzację grawitacji, gdyby polecieli do sufitu, byliby znacznie mniej groźni.
Niestety, zęby i pazury zdążyły go drasnąć w paru miejscach nim ciała psoludzi, z głuchym łupnięciem uderzyły w sufit. W tym czasie, reszta mutantów odzyskała w pełni władzę umysłową. Jeden od razu rzucił się do drzwi i Ink zobaczył tylko jak jego (lub jej) jaszczurzy ogon, znika za framugą. Nie miał jednak czasu by jakoś na to zareagować. Musiał bronić się przed parzącymi mackami, które złapały go za prawą nogę i prawę ramię.
Wytrzymałe były skurwysyny. Spróbował się z nimi posiłować, próbując rozszerzyć ich szczęki siłą woli. Coraz mocniej i mocniej rozszerzać, aż szczęki nie wypadłyby im z zawiasów.
Przyklejeni do sufitu psoludzie zawyli z bólu i rozpaczy, gdy ich żuchwy z nieprzyjemnych chrzęstem wypadły ze stawów. Parzące macki, które oplatały niemiłosiernie jego prawą stronę zaczynały być jednak problemem. Ink nie mógł się ruszyć z miejsca, a niemal czuł jak jad rozpływa się po jego ciele, jeszcze trochę i będzie musiał walczyć z paraliżem. Na szczęście mógł liczyć na wściekłego Kyr’Weina, który rozprawiwszy się z czymś co przypominało hieroglify z piramidy uderzył potężną pięścią z góry, prosto w niewysokiego mackostwora, naprzykrzającego się jego kosmicie.
Sala była pusta, poza jęczącymi psami wciąż przyklejonymi do sufitu i kilkoma truchłami walającymi się po podłodze, nie było na czym zawiesić oka.
- No... było fajnie, nie? - Spytał uśmiechając się do... swojego demona. - Spróbujmy znaleźć Mintona, skoro część ochrony mamy z głowy.
 
__________________
Pół człowiek, a pół świnia, a pół pies

^(`(oo)`)^
Fearqin jest offline  
Stary 06-05-2013, 11:53   #97
 
Rebirth's Avatar
 
Reputacja: 1 Rebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputację
Panowie, nie ma mnie do następnej soboty (4.04)

Życzę miłego weekendu

Wzajem

REBIRTH wrzuciłem sporo, dorzuć resztę jeśli łaska

KISS natomiast puściła odpowiedni motyw muzyczny, który był jednym z pierwszych doznań Georga po przebudzeniu. Najpierw był przeszywający wstrząs, potem melodia, a na koniec foliowy kapelusz, wciśnięty mu na głowę po same uszy.
Obudził się więc z potwornym kacem. Ledwo widział, gdyż obraz mglił się i rozmywał. Ciężko mu było zebrać myśli, czuł jakby coś zatrzymywało je, skracało, a potem szybko zapominał o czym przed chwilą myślał. Próbował sobie przypomnieć sen, ten niezwykły i źle kończący sie, lecz otępienie postępowało gwałtownie, niczym gąbka wymazując wszelkie istotne fakty. Czuł się więc kiepsko. Huk pracujących maszyn brzmiało niczym złowroga symfonia zapraszająca go w odmęty cierpienia. Rozejrzał się po zebranych.

- Czuję się jakbym był na “Ostrym Dyżurze”, ale chyba nie jestem w szpitalu... - wymamrotał pod nosem - To niedobrze... Chyba coś mi się wydaje, że to nie koniec moich męk... - jęknął i oparł głowę o ścianę - Dajcie mi jeszcze kilka minut... - chwycił foliowy kapelusz i spróbował go zdjąć, ale jeśli ten był przyklejony, odpuścił po chwili i postanowił jeszcze chwilę się zdrzemnąć. Kapelusz trzymał się mocno, przyciśnięty przez Lloyda.

- Nie śpij, bąbel! - nagle w kark Georga została wciśnięta igła, a poprzez nią jakaś chłodna substancja, pobudzająca wszystkie systemy do działania.
- Ach, czy to jakaś forma adrenaliny? - zapytała KISS.
- Cicho bądź! - odwarknął geniusz - Nie gadam z tobą. Nikomu już więcej nic nie powiem.

Mintonem wstrząsnął pokaźny dreszcz. Substancja podziałała niemalże od razu, wywołując przy tym kołatanie serca i hiperwentylację. Dopiero po jakiejś minucie George odzyskał stabilność. Nadal bolała go głowa, ale nie czuł się senny. Cokolwiek mu Lloyd podał działało niczym energy drink z “wkładką”. George poczuł jak coś uwiera go w głowę.

- Mogę wiedzieć po co ubraliście mnie w ten dziwny kapelutek? To jakaś forma żartu, czy jak?

I wtedy wtrąciła się KISS, nie bacząc czy reszta chce by Minton posiadał tą wiedzę:

- Ta powłoka izolacyjna ma uchronić cię przed możliwościom czytania i wykradania cudzych myśli. Prawdopodobnie doktor Llyod nie chce byś wykradał mu więcej pomysłów, tak jak tego który sprawił że zaistniałam.

Zdumiony Minton wybałuszył oczy.

- Wow, serio?! Ale jak... Uh, wykradaniem? - spojrzał na doktora i poczuł ukłucie winy - Przepraszam jeśli ukradłem coś, naprawdę nie kontrolowałem tego, poczułem tylko potrzebę... Hm, to faktycznie przerażające. Z drugiej strony... Może okazać się całkiem przydatne. Doktorze, czy to może być efekt działania komórek telepatycznego błota?
- Nic ci więcej nie powiem - powtórzył naburmuszony Lowery.
- Tak - odparła KISS i zarobiła mordercze spojrzenie - Niech Pan na mnie tak nie patrzy, doktorze. Chciałabym byśmy zostali przyjaciółmi ...
- Możemy już iść? - wtrącił zimny głos, którego nie słyszeli już od jakiegoś czasu. Ciara, a może Loinnir wyglądała na zirytowaną - Chciałabym coś zabić.

Alice skinęła głową odruchowo.

- Tak... aha, jeszcze raz, z czego są te dziewczyny? Normalne ludzkie ciało, czy co? - Ink wstrzymał się ostatni raz, powtarzając pytanie, na które wcześniej nie otrzymał odpowiedzi.
- Androidy - mruknął Doktor - Całkowicie syntetyczne i bardzo wytrzymałe, choć pozwolę sobie zauważyć - z nieukrywaną dumą kontynuował - Że bardzo realistyczne w dotyku.
- Jakby co jestem gotowy - mruknął dla upewnienia reszty Minton - Niewygodny ten kapelusz, strasznie mi w nim gorąco... Czy coś mi grozi, jeśli go zdejmę?
- Nie sądziłam, że uda mi się natknąć na inne ślady sztucznej inteligencji. Dzięki moim otwartym protokołom, można byłoby połączyć mnie z tymi jednostkami operacyjnymi, tworząc w ten sposób sieć lokalną. Ułatwiłoby mi to komunikację z wami, oraz dało więcej możliwości typowo manualnych.

Kiss wtrąciła się, nie bacząc na to, że Minton w ogóle coś powiedział. Kiss proponowała wprost by dziewczyny pozwoliły się spenetrować i zainstalować u siebie program komunikacji między nimi, a nią.
Minton aktywował swój generator, oraz komunikator. Postarał się być w kontakcie z androidką połączoną z KISS. Następnie w sekundę roztrzaskał się w powietrzu. Miliardy świadomych molekuł pognały w stronę szybów wentylacyjnych. Czekał aż drużyna zacznie siać terror, a on sam wtedy poczeka jeszcze parę chwil i ruszy w stronę piętra z sześcianem. Będzie miał zamiar zinfiltrować piętro i dotrzeć do jak największej liczby bazy danych. To pozwoli mu i reszcie uniknąć przykrych niespodzianek.
Minton poczuł wstrząs gdy był już w środku tego złowieszczego pudła. Nie wiedział z czego się ono składało, ale było tak szczelne i wytrwałe, że nie miałby szans przebić się między atomami, musiał skorzytać z wady konstrukcji i prześliznąć między blokami budulca. nie miał co liczyć na wentylację, zdawało się, że sześcian jest w pełni zamknięty.
George przmierzał korytarze poszukując czegoś w rodzaju centrum dowodzenia lub laboratorium. W postaci rozcząsteczkowanej nie był niestety w stanie czytać w myślach przebiegających obok specjalnych i zwykłych żołnierzy. Nagle jeden z mijających go mężczyzn podniósł wzrok i spojrzał prosto w Mintona. Ręce, odzianej na czarno postaci podniosły się i w stronę Mintona poleciał impuls elektromagnetyczny.
Migiem nim jeszcze żołnierz wystrzelił, wykonał jednoczesny ruch lewą dłonią ku górze, a prawą uderzył w przedramię, dokładnie w pierwszy przycisk na jego generatorze. Tylko szczęściu zawdzięczał teraz, że materiał którym naładował cewki tego urządzenia, był słabym przewodnikiem. Utworzona materia w kształcie szerokiej tarczy przejęła siłę ładunku. Przez ciało Mintona przeszedł nieprzyjemny dreszcz, lecz poza samym dyskomfortem nie spowodował żadnych większych obrażeń. Co więcej George znalazł w sobie na tyle siły, by z impetem wpaść na żołnierza i z prawie-że-gladiatorską gracją zamachnąć się niby-pawęźią i uderzyć go w głowę. Gdyby to nie wystarczyło, wciśnie drugi przycisk, a materia zwęzi się do formy grubego pręta. W myśl zasady: “Jak prętem to po jajach” ta forma egzekucji biednego żołnierza powinna uspokoić go na dobre. Zaś potem by nie wzbudzać uwagi, zdematerializuje się i poczeka gdzieś w ukryciu kilka minut, zastanawiając się gdzie tu może być panel sterowania.

- KiSS, możesz sprawdzić gdzie są najbliżej mnie jakieś konsole sterujące wejściami?

Ledwo zdołał się ukryć i zadać Kiss pytanie, a w korytarzu pojawiło się dwóch kolejnych ludzi.

- Co jest kurwa - ten z wyższą rangą sięgnął do własnego komunikatora - Na poziomie 0 mamy intruza. Gilligan padł, powtarzam, Gilligan padł - następnie zwrócił się do towarzysza - Przeszukać teren.

Porzucając martwego kolegę, żołnierze zaczęli przeszukiwanie korytarza. Kiss natomiast milczała chwilę.

- Schematy są zakodowane, zajmie mi to dodatkową chwilę, kochanie.
- Kochanie? - mruknął pod nosem, aby za moment uderzyć się płaską dłonią w twarz.

Musiał się skupić. Był skonsternowany. W co on się wplątał? Nie ma na to czasu! Skup się Minton do cholery! Podrapał się po głowie i instyntkownie zerwał swój foliowy kapelusz. Od razu zaczęły go atakować myśli innych osób. Niestety osłona była zniszczona jego gwałtownym ruchem. Chaos uderzył w niego niczym młot kowala. Spanikował i od razu zdematerializował się do formy mgły. Tylko w ten sposób mógł jakoś panować nad swoimi cząsteczkami, a co za tym idzie nad przepływem informacji. Przylgnął do sufitu niczym lotny gaz. Musiał na moment się gdzieś ukryć, być może poziom wyżej. Wszelkie otwory w które mógłby wlecieć mogły mu posłużyć. Czekał na informacje od sztucznej inteligencji i słuchał napływających myśli. Czasami trudno było mu rozpoznać czyje są czyje.
Zanim przeszedł w stan lotny, w fazie przejściowej między cialem, a chmurą cząsteczek, wyłapał jedną konkretną myśl, dobiegającą gdzieś z góry, po prawej, parę metrów zaledwie.

Mój, boże - myślała kobieta - Laboratorium, trzeba zabezpieczyć.

Z natężenia jej myśli był w stanie wywnioskować nawet, w którym kierunku się oddalała. Gdy przecisnął się na wyższy poziom, dostrzegł jak do windy wsiada postać w kitlu.
Nie zastanawiał się dłużej i pognał za nią w formie mgły. Musiał dostać się do windy. Ogarnęła go jakaś rządza wyrządzenia jej krzywdy, którą zdołał oddalić. Nie udało się jednak powstrzymać swoich zamiarów. Jeśli nie zdąży przecisnąć się do środka, zdematerializuje dziurę w drzwiach (o ile nie są zbyt solidne) i spróbuje ją złapać jeszcze w środku. Nie miał pojęcia co zamierza - czy zabije kobietę bez osądzania o winie, czy może tylko ją postraszy? Czuł że z nim coś jest nie tak, od kiedy zdjął osłonę na głowę. Postępował mniej logicznie, a bardziej odważnie. Tak jakby jego działania i myśli pochodziły od dwóch innych Mintonów.
Nie zdążył. Musiał zastosować bardziej brutalną metodę i wybić w drzwiach dziurę. Wskoczył do środka akurat w momencie gdy winda ruszała. Wylądował z hukiem na podłodze. Kobieta w kitlu spojrzała na niego z przerażeniem, próbowała wystukać coś w telefonie, ale miała palce jak z waty i upuściła aparat. Osunęła się na ziemię i próbowała wcisnąć w ściany windy, by znaleźć się jak najdalej od Georga. Spojrzał na nią gniewnie , choć był to gniew bardziej z żalu niż nienawiści. Zebrał się z podłogi i wcisnął przycisk na swoim generatorze. Ze zmagazynowanej energii uformowało się grube ostrze . Zbliżył się do niej i przystawił ostry czubek do gardła.

- Laboratorium... Dostęp... To miejsce... Musi zostać zniszczone. My zapanujemy... - rzekł do niej niskim tonem, jakby zupełnie nie swoim. Moment później zmienił zachowanie, jakby ktoś przełączył go na inny kanał. Teraz z zupełnym spokojem dodał - Przepraszam. Tu chodzi o moje życie, nie twoje. Doprowadź mnie tam, a puszczę cię wolno - wolną ręką przy okazji podniósł jej telefon i schował do kieszeni.

Kobieta była przerażona. W jej umyśle kołatała się myśl o tym, jak bardzo nie chce umierać. Wsród litanii błagania o życie pojawił się także obraz uzbrojonych strażników zabezpieczających laboratorium i hasło dostępu, a także fakt, że niezbędne by dostać się do środka było zeskanowanie siatkówki.

- Nie zamierzam cię zabić - sprostował i uspokoił Minton, odsuwając ostrze od jej gardła - Przepraszam, nie chciałem cię nastraszyć. Nazywam się George Minton - był do bólu szczery, gdyż miał nadzieję pozwoli to zdobyć choć odrobinę zaufania tej kobiety - I chcę tylko dostać się do laboratorium, by uratować moich przyjaciół przed zagładą, którą szykują im tutejsi ludzie. Ale pani o tym wie... - jego głos diametralnie się zmienił - To kwestia życia... i śmierci... - a w oczach jego pojawił się na moment jakiś dziwny refleks, jakby pasji wymieszanej ze sporą ekscytacją.
 
__________________
Something is coming...
Rebirth jest offline  
Stary 08-05-2013, 22:18   #98
 
F.leja's Avatar
 
Reputacja: 1 F.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnie
Pierwsza Jane zginęła, próbując przebić się przez drzwi windy. Nie spodziewała się zastosowania przez ukrywających się w niej ludzi taserów wysokiego napięcia. Jej obwody usmażyły się koncertowo. Druga Jane wkroczyła jednak do akcji, przechodząc bezceremonialnie nad pustą powłoką po Pierwszej Jane i spaliła strażników na skwarki. Druga Jane była twarda i nie miała zamiaru dać się złapać na ten sam numer. Razem z Trzecią i Czwartą Jane wykorzystały wysoce wytrzymałe linki z hakiem magnetycznym i wystrzeliły w szybie windy w najlepszym komiksowym stylu. Czwarta Jane preferowała porównanie do Ocean’s Eleven ale Trzecia Jane spojrzała na nią pobłażliwie. Gdy były na odpowiednim piętrze, Druga Jane i Trzecia Jane otworzyły siłą drzwi, choć były blokowane z ogromną siłą, podczas gdy czwarta Jane wykorzystała swoje soniczne klaśnięcie by zmieść czekających na nie agentów z podłogi. Niestety oberwała przy tym w obwody odpowiedzialne za koordynację i Czwarta Jane spadła na dach stojącej na dnie szybu windy. Przynajmniej wciąż była świadoma, wystarczyło wrócić po nią później. Trzecia Jane wskoczyła do hallu, zastosowała efektowny przewrót przez prawie ramię i dokonała autodestrukcji, wykańczając przy tym część przeciwników. Druga Jane szybko zorientowała się, że ci którzy pozostali przy życiu dysponują czymś w rodzaju pola siłowego. Teraz znajdowała się pod ostrzałem w bardzo niewygodnej pozycji. Na szczęście nagle włączyło się czerwone światło i przenikliwy dźwięk alarmu przeszył jej obwody.
Dziewiąta Jane musiała wreszcie zniwelować tarczę obronną na tym piętrze. Lada chwila, a Druga Jane będzie uratowana, dołączą do niej siostry. Po chwili dało się słyszeć dźwięk eksplodującego szkła i w hallu pojawiły się kolejne Jane - Trzynasta do Piętnastej i Szesnasta do Dwudziestej, a także Ósma i Dziesiąta.
Druga Jane pozwoliła sobie na złowieszczy uśmiech. Pora zatańczyć.





~”~

Słodki Jezu, co mu jest?, myśli kobiety były mieszaniną przerażenia i pewnej dozy oporu, Coś mu jest, nie zachowuje się normalnie.
Wydawało się jednak, że opanowała pierwszą panikę i zamierzała zaprowadzić Georga do laboratorium. Zaraz po wyjściu z windy podeszła do panelu autoryzacyjnego i zaczęła wstukiwać odpowiednie kody i skanować właściwe części ciała. W milczeniu, jednak Minton wyczytał w jej myślach, że nie ma zamiaru się sprzeciwiać na tym etapie. Drzwi do najnowocześniejszego laboratorium świata otworzyły się z iście Star Trekowym sykiem.
Za nimi, w przedsionku prowadzącym do sali gdzie przeprowadzano badania stało dwóch Specjalnych w pełnej gotowości bojowej. Jeden skrzył się elektrycznością, drugi wycelował w Mintona z broni tradycyjnej. Lekarka próbowała uciekać z powrotem do windy.
- Nie strzelajcie! To ja! - krzyczała, próbując ponownie otworzyć drzwi. Specjalni nie mięli jednak sumienia. Minton bardzo dobrze wyczuwał emocjonalną pustkę ich myśli, tam gdzie powinny buzować nieskładne eksplozje neuronów zwane człowieczeństwem.

[MEDIA]http://24.media.tumblr.com/bc0f1b6828c1b9cee6049e2838c9ea62/tumblr_mjgg1gkE6i1s38n5to1_500.gif[/MEDIA]

~”~

Alice wróciła do swojej postaci, choć nie pozbyła się całkiem błękitnego odcienia. Razem z Inkiem ruszyli wgłąb kompleksu badawczego. Loyd Llowery poddawał im informacje za pośrednictwem zmyślnego urządzonka, w które wcześniej ich zaopatrzył.
- Moje Jane zajęły większość ich sił przy wejściu - mówił szybko, nerwowo - Minton jest gdzieś wyżej, miejsca nie ma na planach, ale zrobiłem symulację przy pomocy … a nie ważne. Macie plan na ekran … - po chwili zobaczyli drogę wyznaczoną niczym gps’em. Ruszyli przed siebie. Byli już w pobliżu odpowiedniej klatki schodowej, gdy usłyszeli głos Loyda.
- Osz, kurwa … uważajcie, przed wami!
Tuż przed wejściem na schody stało trzech specjalnych w pełnym rynsztunku, a za nimi niewysoki mężczyzna w czarnym skórzanym płaszczu, rodem z filmu o III Rzeszy.
- Zabić - rozkazał i cofnął się na schody, rzucając jeszcze za siebie jakiś niewielki pulsujący na czerwono obiekt, który eksplodował w powietrzu, rozpylając duszący dym koloru waty cukrowej.

 
__________________
I don't mean to sound bitter, cold, or cruel, but I am, so that's how it comes out. ~~ Bill Hicks

Ostatnio edytowane przez F.leja : 08-05-2013 o 22:21.
F.leja jest offline  
Stary 27-05-2013, 20:17   #99
 
Fearqin's Avatar
 
Reputacja: 1 Fearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłość
Gaz? Chcieli użyć gazu? Różowego? Ink poczuł się zniesmaczony. To było zwyczajnie ohydne. Musiał się skupić i zmienić stan skupienia materii. Gaz lubił zajmować całą dostępną powierzchnię, gdyby zmielić jego cząsteczki, stałby się znacznie mniejszy i niegroźny.
Nie było to specjalnie trudne, już po chwili dookoła padał różowy śnieg. Gdy Alice skrzywiła się i zwróciła do niego by wyrazić swój zachwyt tą zasadniczą zmianą, Ink poczuł jakby uderzyła go rozpędzona ściana. Czysta siła, w zupełnie innym wymiarze niż te tradycyjne, które Ink poznał i potrafił kontrolować, pchnęła go do tyłu, tak że poszybował przez różowy śnieg, niczym ogromna śnieżka.
Zapomniał o wrogach z krwi i kości. Wciąż leżąc posłał dużą część naelektryzowanych igieł w stronę, z której nadszedł cios, trochę na oślep, ale rozstawił pociski szeroko.
Ponownie poczuł tę dziwną, żywą moc, gdy jego igły wróciły, lecąc bez składu i ładu w jego stronę. Tuż przy schodach, których zniknął Mauser, zobaczył postać, wyłaniającą się z niewidzialności. Specjalny dyszał z wysiłkiem.
Wraz z igłami, w stronę Inka poleciały kule - drugi Specjalny strzelał bardziej tradycyjnymi pociskami, osłaniając siebie, przyjaciela i broniąc dostępu do schodów. Alice wzniosła wokół siebie i Inka pole siłowe, chroniąc ich przed gradem kul, które eksplodowały jak fajerwerki. Wyglądała na zmęczoną, a jej ochronna kopuła malała z każdą sekundą.
Działając szybko i sprawnie, Ink spróbował odwróconej polaryzacji, by pociski żołnierzyków, poleciał spowrotem w ich stronę. Jeśli by się nie udało, nie należałoby kłaść się i czekać na śmierć, acz skorzystać z telekinezy, by karabiny wyleciały im z dłoni, obróciły się w drugą stronę i...
Nie poszło zupełnie po jego myśli. Pociski, poddane dwóm sprzecznym i zupełnie rozbieżnym siłom eksplodowały gradem tycich odłamków. Pole siłowe Alice padło i przepuściło wiele z nich. Jakimś cudem, a może ostatnim wysiłkiem dziewczyny żaden nie trafił Inka. Niebieska jęknęła, a na jej ubraniu zaczęły się pojawiać plamki krwi.
Ink jednak był zajęty powstrzymaniem ataku. Gdy Karabiny zaczęły odmawiać Specjalnym posłuszeństwa, postać, która posługiwała się siłą umysłu, błyskawicznie przejęła inicjatywę, nie czekając na efekt ataku, zastrzeliła towarzysza i zgięła broń, jak kartkę papieru. Wróg opadł z wysiłku na jedno kolano i dyszał ciężko. Zrzucił hełm, pokazując twarz i łysą głowę pokrytą straszliwymi bliznami.
Nie dość więc, że był skurwysynem, który śmiał ranić Alice, to był okrutnie szpetny. Taka kombinacja po prostu prosiła się o marny, przykry koniec.
Przyłożył rękę do ściany, tam gdzie stał specjalny, spróbował zmienić jej kształt na coś miażdżącego. Spłaszczenie bolało chyba bardziej niż przekłucie. W drugiej łapie szybko formował i posyłał w stronę łysola kolejne, elektryczne pociski.
Na ułamek sekundy przed atakiem w oczach Specjalnego pojawił się strach. Zdążył uskoczyć, choć atak ścianą z flanki wybił mu chyba bark. Ostatkami sił blokując niektóre pociski Inka zaczął wycofywać się na schody.
Skoro agent był bliski końca to i Ink mógł się wysilić, by szybciej to skończyć. Zacisnął nieco palce dłoni, w skupieniu i spróbował wywołać eksplozje w powietrzu wokół łysola, wykorzystując głównie cząsteczki wodoru.
Specjalny spróbował się zasłonić, wybuch go nie zabił, ale pozbawił resztki sił. Ink widział jak mężczyzna pada na kolana i unosi jeszcze w jego stronę dłoń. Szukał pomocy? Chciał jeszcze zaatakować? Kosmicie nie dane było się dowiedzieć. Krew buchnęła z uszu i nosa Specjalnego, oczy stały się puste, a ciało sflaczało. Był martwy, albo wysiłek zrobił z niego roślinę. Dla Inka nie było chyba różnicy.
Feedback szybko przyklęknął nad Alice i wyciągnął z niej wszystkie odłamki. Jeśli Kyr’Wein miał zdolność samoregeneracji, mogła z tego wyjść. Nie uratował jej już raz i nie wiedział jak to zrobić teraz, ale czuł, że nie może pozwolić jej umrzeć. W końcu przez nią się w to wszystko wpakował. Od niej się zaczęło, ale nią się nie skończy.
Alice nie przemieniła się tym razem w wielkiego, włochatego demona. Prawie straciła przytomność, gdy Ink wyciągał z niej odłamki. Oddychała nerwowo, zaciskała zęby, które wydawały się nieco ostrzejsze niż były i dzikim wzrokiem obserwowała kosmitę. Gdy wszystko się skończyło, a rany zaczęły się zarastać na oczach Inka, Alice odetchnęła głęboko i wydała z siebie przeciągły pomruk.
- No! Brawo, zuch - powiedział z ulgą, kładąc ostrożnie rękę na jej czole. - Dasz radę... cokolwiek? Myślę, że dużo nam już nie zostało, a ja mogę zająć się większością.
Kolejny, cichszy jęk towarzyszył jej gdy stawała o własnych siłach. Zachwiała się, ale zaraz stanęła prosto.
- Na co czekamy? - zapytała z wysiłkiem.
 
__________________
Pół człowiek, a pół świnia, a pół pies

^(`(oo)`)^
Fearqin jest offline  
Stary 17-06-2013, 12:32   #100
 
Rebirth's Avatar
 
Reputacja: 1 Rebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputację
Nim współczucie i złość wymieszały się w nim, zdążył zareagować instynktem. Jednoczesnym ruchem ręki i drugiej dłoni, dotykającej przycisku na jego generatorze, wytworzył szeroką tarczę molekularną, która przejęła większą część ładunku. Rzucił się za jakąś osłonę, będącą urządzeniem laboratoryjnym. Na szczęście ciało kobiety mogło posłużyć jako chwilowo dodatkowa dystrakcja. Zdziwiła go trzeźwość z jaką działał. Miał wrażenie, że jego procesy myślowe przyspieszyły podwójnie, albo nawet zdublowały. Coś sprawiało, że myśli napływały szybciej... Dlatego chyba też zamiast skulenia się pod osłoną i czekania na śmierć, miał już gotowy plan oszukania zbrojnych. Wiedział, że mogą dysponować sprzętem wykrywającym anomalie w powietrzu. Nie wychylając się zza urządzenia, rozbił się do formy mgły molekularnej która jednak przyległa blisko podłogi. Powoli snując się nisko, próbowała obejść strażnika z bronią elektryczną. To ona była zagrożeniem dla tej formy, w której się znalazł. Jedno skromne wyładowanie, a Minton nie poskładałby się pewnie do kupy. Stąd wyeliminowanie tego zagrożenia stało się priorytetem. Gdy znajdzie się już za plecami, przebije go ostrzem i ponownie rozbije do postaci mgły. Co będzie w sumie wyrokiem dla posiadającym jedynie broń konwencjonalną towarzyszem. Śrut może i morderczy dla tkanki łącznej, dla mgły był niczym niegroźna mrzawka. Owszem, parę molekuł mogłoby osiąść na powierzchni strzału, ale wszystko byłoby niczym strzelaniem w chmurę. Pozbycie się więc drugiego będzie bułką z masłem, pod warunkiem że uda mu się unieszkodliwić pierwszego.
- Cholera - przeklął człowiek-bateria.
- Rozbił się! - krzyknął ten drugi, który najwyraźniej był kobietą. Specjalna opuściła broń i zamarła na ułamek sekundy - Rozmyte fale … uważaj! Zbliża się do ciebie!
- Gdzie?!
- Nie wiem! Nie mogę go dokładnie wyczuć!
- Pieprzyć - mruknął elektryczny i Minton poczuł jak sięgają go pierwsze drobne wyładowania.
- Co ty, kurwa, robisz!? - kobieta rzuciła się do tyłu, jak najdalej od swojego partnera.
Nie spodziewał się, że zbrojny będzie w stanie atakować obszarowo. Ale znów podziałała jego zdumiewająca szybkość reakcji, wspartej częściowo umiejętnością wyczytywania myśli. Nie miał zbyt wielu możliwości. Nie mógł ani sekundy dłużej przebywać w formie rozproszonej, wszelki ładunek elektrostatyczny był dla niego pewną śmiercią. Jedyne co mógł więc zrobić, to zmaterializować się przed zbrojnym.
Dzięki przyspieszonemu trybowi myślenia, zdołał jednakże wcisnąć na generatorze przycisk generujący molekularny drąg, który momentalnie wydłużył się do podłogi. Drugą dłonią chwycił zaś przeciwnika. Utworzył obwód zamknięty ze stosownym uziemieniem. Gdy doszło do rozładowania energii, bezlitośnie użył mocy dematerializacji na twarzy wroga. Jego bezwzględność była zdumiewająca, ale o tym będzie rozmyślał gdy już ciśnienie opadnie. Bo wciąż pozostanie jeden przeciwnik do pokonania... Być może nawet zabicia... Czyżby Minton zamieniał się w jakiegoś potwora?
Należało to poważnie rozważyć. Za jego plecami leżała martwa kobieta, która w chwili śmierci była całkowicie bezbronna. Przed nim padł mężczyzna bez twarzy. Jego czaszka wyglądała jak jeden z tych plastikowych modeli anatomicznych, używanych w szkołach. Przez chwilę, nim wgłębienie zalała krew, widać było dokładny przekrój czaszki od skóry, przez kość, aż po mózg.
Czuł się dobrze, ale brakowało mu czegoś bardzo ważnego. Było miejsce w jego sercu, które trzeba było zapełnić natychmiast.
Kobieta, która wyczuwała go w postaci chmury milczała. Chciał jeszcze raz usłyszeć jej głos.
Wtem zdołał odzyskać na moment swoją świadomość... Pozostając w formie mgły widział twarz tej kobiety. Jej wyraz szokował go... Nie, to nie było zwykłe przerażenie. Tak patrzył człowiek, który widział coś bardzo strasznego, szokującego i jednocześnie przekraczającego granicę ludzkiej tolerancji... Tak było gdy trauma i niedowierzanie pokonywały nawet pierwotny lęk... Ona patrzyła w ten sposób, dokładnie w ten... Patrzyła, ale na co? Na kogo? Na niego?! Nie, on nie był taki przecież. Zwykły nerd z sąsiedztwa, nic nie znaczący programista, człowiek który urodził się z mocami których nie chciał. To nie mógł być on. Więc, dlaczego? Dlaczego...? Dlaczego...? Pytanie odbijało się od ściany jego umysłu niczym piłka... Popadł w amok. W jakimś chwilowo świadomym odruchu, przypomniał sobie o zbrojnej. Zdołał tylko wytworzyć widzialny mglisty napis: “UCIEKAJ”.


- Już w porządku - usłyszał jej łagodne słowa. Zdjęła hełm i uśmiechnęła się słodko - Wszystko będzie dobrze. Znalazłeś mnie …
Rozłożyła ręce. Chciała go objąć, ale nie był w odpowiedniej formie.
On tego nie rozumiał. Ta kobieta była dla niego całkowicie obca i nawet mimo swej urody, to czuł że to może być podstęp. Jego molekuły walczyły ze sobą. Jedne próbowały wyrwać się do przodu i zniszczyć przeciwnika. Drugie ciągnęły te pierwsze z powrotem i chciały żeby ta kobieta żyła... Gdzieś pośrodku tego zagubiony niczym dziecko we mgle George, próbował skonsolidować myśli i zrozumieć motyw działania tej kobiety. Z mgły wyłoniła się ludzka sylwetka twarzy Mintona. Nie chciał się materializować, w obawie że nie będzie w stanie się kontrolować.
- Nic nie jest w porządku! - odparł - Nie wiem kim jesteś, nie wiem czego chcesz ode mnie, ale oszalałaś chyba! Zostaw mnie, nim moje “złe ja” zrobi coś co “dobre ja” będzie potem żałować.
- Dlaczego miałbyś mnie skrzywdzić ... George? - nie rozumiała, nie wierzyła, że byłby w stanie - Nie pamiętasz mnie? Przecież mówiłeś, że mnie kochasz? - nie pamiętał, ale czuł w tym stwierdzeniu prawdę.
- Że co? - kompletnie tego nie rozumiał. Czuł za to jednak, że potwornie się męczy w tym stanie i długo już nie pociągnie - Nie rozumiem nic, nie wiem skąd znasz moje imię... Nawet jeśli mówisz prawdę, to tylko potwierdza że mogę stawać się kimś kogo nikt nie chciałby znać, a co dopiero kochać...Proszę, nie wytrzymam dłużej w tym stanie. Muszę... Muszę... Zniszczyć to... miejsce. Uratować... innych - w głosie Mintona było słuchać wyraźne oznaki wycieńczenia, ale też jakiejś desperacji i smutku.
- Dlaczego miałbyś to robić, George? Dlaczego chcesz niszczyć nasz dom? - coś dziwnego działo się z rzeczywistością. Otaczające George’a gładkie ściany laboratorium zaczęły się poruszać w dziwnym rytmie, przypominającym bicie serca. Z głośników, które do tej pory ogłaszały alarm, popłynął szum morza, zaraz przerwany irytującym skrzypieniem i głosem Loyda Llowery’ego.
- Nie daj się George! Nie pozwól im wejść do swojej głowy! - zdawało się, że mówi z dna oceanu. Nagle, wizje przerwało syknięcie drzwi za plecami George’a. Ciało martwej badaczki, pozbawione wsparcia łupnęło bezceremonialnie na linoleum. Niewysoki mężczyzna w skórzanym płaszczu, ze staroświeckim sześciostrzałowym w dłoni przekroczył próg i trupa. Drzwi spróbowały się za nim zamknąć, ale zwłoki skutecznie temu zapobiegały.
- Co my tu mamy? - zapytał mężczyzna. Był rozluźniony, ręka z bronią zwisała mu swobodnie wzdłuż ciała - Co tu robisz młody człowieku?
Zaklął w myślach. Dał się wrobić w tak banalny trik, jak atak mentalny. Jednocześnie nie był w stanie dłużej zostać w formie mgły. Zresztą, skoro wszyscy go widzieli, to nie było sensu się ukrywać. Leżał na podłodze i ciężko oddychał.
- W pojedynkę infiltruję tę bazę, chcąc zniszczyć wszystko co tu zastanę - odparł bezceremonialnie i szczerze Minton, co paradoksalnie mogło zabrzmieć jak ironia lub żart - Czy taka odpowiedź cię satysfakcjonuje? - Minton spuścił głowę, by łatwiej było mu wziąć kolejny oddech. To było trochę grą na czas, którego potrzebował by móć choć na moment znowu powrócić do formy mgły i uciec - A co mógłbym tu innego robić? Miałem być obiektem testowym, kiedy dwóch zbrojnych zaczęło strzelać do mnie i do badaczki. Kompletni wariaci - tym razem Minton rżnął głupa - Przez ten cały chaos nikt tu nie wie, do kogo strzela i po co. A ty, kim jesteś?
Mężczyzna przechylił głowę na bok, tak jak robią to zaciekawione ptaki. Zwrócił się do kobiety stojącej spokojnie obok George’a.
- Wciąż nie zdaje sobie sprawy o co idzie gra?
- Nie jest świadomy - oznajmiła kobieta.
- Jeszcze jest szansa … - głos Lowery’ego zamilkł, gdy mężczyzna zastrzelił głośnik.
- Pokaż mu - rozkazał kobiecie, opuszczając rękę powoli.
- Jak Pan sobie życzy doktorze Mauser - kobieta podeszła do drzwi prowadzących do właściwej przestrzeni badawczej. George ponowie był świadkiem skomplikowanego rytuału przejścia. Po chwili drzwi były otwarte, a kobieta zapraszała go gestem do środka.
Minton posłusznie udał się z Mauserem. Choć w głowie odbijały się słowa Lloyda, coś kazało mu tam iść. Tak, już wyczuwał że nie tylko on podejmuje decyzje za siebie. Tylko czego to “coś” mogło chcieć od jakiegoś dziwaka w płaszczu? Tak czy owak, zyskał trochę na czasie. Pomyślał, że w takich chwilach w filmach czy komiksach, zły lubi się chwalić swoimi zamiarami. Może warto go posłuchać? Powolnym krokiem kierował się do pomieszczenia obok.
Oświetlenie musiało być wyposażone w czujniki ruchu, ponieważ laboratorium ożywało z każdym korkiem, który Minton robił. Bliżej znajdowały się zwykłe urządzenia laboratoryjne, dalej, na całej przeciwległej ścianie, jedna wielka oszklona szafa wypełniona szarymi ampułkami, ułożonymi w zestawach po dziesięć, w równych rządkach. Przed szafą stało stanowisko badawcze, a przy nim krzątała się znajoma postać. Gdy naukowiec w kitlu odwrócił się w jego stronę, George poczuł się, jak w złym śnie. Patrzył prosto na siebie, rozluźnionego, zadowolonego, uśmiechniętego Georga Mintona.
W pierwszej chwili pomyślał, że to znowu jakaś sztuczka umysłu. Pokiwał głową, ale coś wewnątrz wyrywało się w stronę sobowtóra. To musiało oznaczać, że prawdopodobnie drugi Minton był z krwi i kości. Ta sama siła, która przejmowała powoli kontrolę nad jego ciałem i umysłem, chciała posiąść również jego kopię.
- Co to ma znaczyć?! - wykrzyknął - Co to za jakieś iluzje?! Nie zamierzam się dać drugi raz nabrać. Darujcie sobie...
- George - zagadał George - Nie histeryzuj. Już po wszystkim, zdałeś egzamin.
- Świetnie, to poproszę o ocenę panie profesorze Minton, i przy okazji wyjaśnienie gdzie są ukryte kamery i kiedy mam zacząć się śmiać - ironizował ten prawdziwy George.
Był sfrustrowany. Nie podobało mu się, że ktoś z nim tak pogrywał. Nie zamierzał więc być specjalnie miły. Czekał na wyjaśnienie i czuł, że lada moment wróci do pełni sił i będzie mógł dokonać przemiany w mgłę.
Siły rzeczywiście wracały, również te, które czerpał z DNA telepatycznego błota. Mrugnął i przez ułamek sekundy znalazł się w zupełnie innej rzeczywistości. Leżał, widział jak pochyla się nad nim Specjalna, czuł jej dłonie na skroniach, w powietrzu unosił się zapach krwi. Zdał sobie sprawę, że to krew spływająca po twarzy kobiety, rubinowymi łzami. To ona do niego mówiła, jego własnym głosem. Wszystko to było jak intensywna migawka, po chwili znów stał przed swoją kopią.
- Przeszedłeś symulację śpiewająco - uśmiechnął się do siebie - Teraz musisz jedynie aktywować nanoroboty. To część zadania. Gdy to zrobisz, będziemy mogli oficjalnie uznać cię za agenta …
- A więc mam zostać narzędziem w waszych dłoniach. Mogę choć zapytać, po co? Co chcecie tym osiągnąć? Przejąć władzę w kraju, albo nad światem? A i jeszcze jedno, czy ta kobieta obok mnie, może przestać bawić się moim umysłem?
Twarz jego kopii zamarła, a następnie powoli wykrzywiła się w grymasie gniewu.
- A więc mentalista? - mruknęła jego mroczniejsza wersja - Trudno. Nie chcesz sugestią, to pogadamy inaczej. Zmuszę cię, choćbym miała zdechnąć.
Nagle wszystko dookoła runęło i odbudowało się na jego oczach, jak grafiki w grach. Dookoła było ciemno i zimno, a w cieniu czaiła się para krwistoczerwonych oczu.
- Albo zrobisz, co do ciebie należy, albo umrzesz ze strachu, mutancie - syknęła kobieta.
- I tak czeka mnie śmierć... - odparł spokojnym, choć smutnym tonem - Ale byłbym ostrożny z atakowaniem mnie mentalnie. Sam czasami nie kontroluję, co robi mój umysł... Jedyne, czego się boję teraz, to tego co za chwilę zechcesz mi zrobić, oraz to co się stanie potem - w głosie Mintona nie było ani groźby, ani pewności siebie. Mówił to zupełnie neutralnie, albo wręcz ponuro. Nie chciał krzywdy tej kobiety, a mimo to wiedział że jego telepatyczny byt może równie dobrze rozerwać jej psychikę na strzępy...
- To co zamierzasz?
Wiedział, że jest na łasce mentalistki. Choć gdyby odnalazł kontrolę nad ciałem, mógłby rozproszyć się na mgłę i w ten sposób rozproszyć również jej atak. Z drugiej strony Minton pragnął zrozumieć dlaczego ta kobieta tak go nienawidzi? Dlaczego oni traktują go tak podle? I kim był ten drugi Minton.
Czerwone oczy zaczęły się zbliżać, powoli z ciemności wyłoniła się postać. Przed Georgem stał ponownie on sam, idealne odbicie jego obecnego Ja. Nawet worki pod oczami były na miejscu. Tylko ręce i ubranie miał zakrwawione. Rozpryski krwi tworzyły niepokojący wzór na koszulce, a czerwone krople spływały po palcach na ziemię. Przenikliwe kapanie odbijało się pustym echem po tej dziwnej rzeczywistości.
- Zabiliśmy ich wszystkich - powiedziała zjawa głosem George’a.
- My?! Jacy my?! Nie ma nas, jesteś tylko iluzją, pokręconym eksperymentem! Odejdź!
Próbował się rozejrzeć po otoczeniu. Wszędzie ciemność. Próbował być spokojny, ale siłą rzeczy budziło to niepokój. Spróbował przyjrzeć się swojemu drugiemu ja pod względem molekularnym.
W tej iluzji było to zupełnie niemożliwe. Tu nie było molekuł, tylko zjawy. A w cieniu pojawiły się istoty, które George zabił w trakcie tej misji. Naukowiec, która wpuściła go na górę, Specjalni, których pozbawił życia na pierwszym piętrze. Żołnierze, którzy zginęli podczas ataku na Detroit. Wszystkie twarze, które Minton znał, i których nigdy nie widział. Wszystkie zamarłe w niemym oskarżeniu i bezbrzeżnym żalu.
- Dlaczego mnie nie uratowałeś? - zapytała kobieta w kitlu. Na jej piersi wykwitały krwawe kwiaty.
- Jak miałem to zrobić!? - krzyknął zrozpaczony - Nie jestem żadnym pieprzonym superbohaterem, słyszysz?! Jestem zwykłym... Zwykłym człowiekiem, zwykłym... tchórzem! - schował twarz w dłoniach, do oczu naszły łzy - Oni wszyscy zginęli... Z mojego powodu. Fina, Jerusalem, zbrojni, naukowiec.
Zginęli bo wyściubiłem nos poza przyjemny grajdołek, a jednocześnie brak mi było sił lub odwagi. Co ja sobie myślałem?! - pokiwał głową i uderzył płaską dłonią w twarz.
- Ale dałeś też życie - usłyszał w głowie znajomy głos.
- KISS... - wyszeptał - Szkoda, że cię tu nie ma.
- O mnie też zapomniałeś?

I wtedy kobieta przed nim zniknęła, została tylko szarość. Szara, nieskończona głusza. Minton wpatrywał się martwym wzrokiem w tą dal. I przed nim zarysowała się uśmiechnięta buźka.


- Hej - usłyszał głos, który już kiedyś tak go pozdrowił.

- Więc jednak żyjesz... A tak zapomniałem. Nie żyjesz... Jesteś świadomy...

- Dałeś się nabrać... - w przestrzeni uniósł się wielokrotny chichot - Jesteś w iluzji.

- Dzięki kapitanie oczywisty. Doceniam twoją pomoc.

Szlamowata twarz nie odpowiedziała, za to usta w ciągu sekundy zdołały naprzemiennie

kilkanaście razy zmienić swój wyraz, ze smutku po radość.

- Więc to ty próbujesz przejąć kontrolę nade mną?

- Tak - byt ponownie zachichotał, ale już znacznie ciszej.

- Cóż, masz prawo się mścić...

- Mścić? Nie. Taki już jestem. Po prostu.

- Wolę nie pytać kto i po co cię stworzył... Ale jeśli myślisz, że pozwolę ci przejąć władzę nade mną, to się grubo mylisz. Prędzej wolę zginąć...

Telepatyczny byt zjeżył się, a twarz przybrała grymasu złości. Glut urósł, i stał się tak wielki, że przytłoczył i jednocześnie przeraził Mintona. Wielkie usta niemalże pochłaniały małego jak mrówka George’a. Jednak po chwili twarz znowu wróciła do swojej poprzedniej formy.

- Rozumiem. -odparł ze spokojem.

- Świetnie. Teraz muszę się jakoś stąd wyrwać...

- Żaden problem. - twarz znowu wygięła się w szerokim uśmiechu, a oczy zwęziły się do wielkości cieniutkich szparek.

- Co masz na myśli?

- Jeszcze nie. Obiecaj mi najpierw. Pozwolę ci być, a ty pozwolisz mi na coś więcej.

- Że co? Mógłbyś mówić jaśniej? Czego ode mnie oczekujesz?!

- Powiem w odpowiednim momencie. Ty się zgodzisz.

- Ale nawet nie wiem... Wiesz, to jakby... - spojrzał na zniecierpliwiony byt - Ok, niech będzie. Powiedzmy, że mamy umowę. Teraz wyrwij mnie z tego... czegoś.

- Mogę przeciążyć połączenie mentalne.

- Aha, i co wtedy? Jak rozumiem kobieta umrze? Nie, dzięki za radę, ale jakoś nie chcę kolejnego trupa. Już za dużo ich spowodowałem...

- Nie umrze - krótko odpowiedział mu byt.

- Hm. No dobrze, jeśli dasz słowo że nie umrze... Ma żyć, rozumiesz? Albo z naszej umowy nici.



W tym momencie twarz rozprysła się niczym bańka, i Minton nawet poczuł jak części gluta odpryskują jego twarz. Potarł policzki dłonią, lecz o dziwo nie było żadnego śladu po bycie. Telepatyczne błoto postanowiło zgodnie z propozycją rozprawić się ze specjalną mentalistką. Wykorzystując energię telepatyczną zgromadzoną w przejętych komórkach, doprowadził do wyładowania i przesłania ogromnego impulsu mentalnego. Jednocześnie glut zadbał o to, by energia ta nie naruszyła umysłu swojego właściciela, a jedynie uderzyła w mentalistkę. Jeśli ta nie zdąży się wycofać, a wymagałoby to ogromnego refleksu lub ingerencji z zewnątrz, jej umysł otrzyma potężną dawkę mentalną, która wypierze jej mózg. Kobieta nie umrze, ale też raczej nie będzie do niczego zdolna. Doprawdy, byt nie kłamał, ale chyba nie o to chodziło Mintonowi.
George otworzył oczy akurat w momencie gdy nachylająca się nad nim kobieta, straciła przytomność i odrzucona przez skurcz towarzyszący mentalnemu bólowi runęła do tyłu, jak marionetka z podciętymi sznurkami.
Zaraz po tym George poczuł ból, który znał bardzo dobrze - ktoś zaatakował go wyładowaniem elektrycznym. Atak był jednak za słaby by wywołać jakieś permanentne zniszczenia w organizmie mutanta.
- Hm, atak mentalny - głos Mausera był niemal klinicznie pozbawiony emocji - Tego nie było w aktach.
Agent zmieniał ustawienia w jakimś dziwnym urządzeniu, które prawdopodobnie było odpowiedzialne za elektryczny atak.
George osłonił się tarczą molekularną, lecz energii w niej starczyło tylko na część ładunku zbrojnego. Poczuł jak resztki wyładowania przeszywają jego ciało. Upadł i na moment stracił przytomność.
W tym momencie drzwi do laboratorium pękły, choć nie miały prawa i przez szczelinę do środka dostali się Feedback i jego Alice.
- Przeszkadzacie! - wrzasnął wściekły Mauser i wycelował w nich swoim porażającym sprzętem.
 
__________________
Something is coming...

Ostatnio edytowane przez Rebirth : 17-06-2013 o 12:36.
Rebirth jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:31.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172