Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-03-2013, 23:53   #37
baltazar
 
baltazar's Avatar
 
Reputacja: 1 baltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znany
Zrobili to po co zagłębili się w mrok tej puszczy. Stali na skraju polany. Był z nimi kupiec. Jednak Baldor nie był sobą. Wystraszony, bez pamięci i rozsądku. Jakby tego było mało był podtruty i poobijany. Za plecami mieli dawno opuszczoną przez swoich budowniczych wieżę. Swąd palonej pajęczyny. Ciszę.

Pająki pierzchły. Te mniejsze… te tylko wielkości odyńca, z długimi odnóżami i odwłokiem. Pszczelarz mógł je policzyć. Żywych mogło być w pobliżu jeszcze z osiem. To jednak, ten którego tutaj nie było budził największe obawy. Pajęcza „nić” grubości ludzkiego ramienia. Taka sieć mogła być upleciona tylko przez wielkiego drania. Takiego pająka, z którym nie chcieli się spotkać. Pszczelarz wytężał wszystkie zmysły aby nie dać się zaskoczyć… miał dziwne przeczucie, że gdzieś tam na którymś drzewie czai się na nich bardzo niezadowolony kosmatonogi pająk.

- Spokojnie Baldorze. Spokojnie. Położył na ramieniu kupca dłoń. Poklepał go przyjacielsko. - Już niedługo wrócimy do obozu. Do Belgo. Do Fanny i Mikkela. Mówił miękko i z uśmiechem. Tym jego miodowym uśmiechem. Ciepłym i szczerym. – Noc się kończy. Sięgnął po manierkę z wodą. Podał ją towarzyszom. Gardła wszystkich domagały się przepłukania. Orzeźwiający łyk jeden, drugi... Nie ugasiło to niczyjego pragnienia ale dało ulgę, już nie drapało. Już nie paliło. Trzeba myśleć. Co dalej.

Zgonieni. Zdyszani. Zmęczenie odmalowane było na jednym i drugim członku grupy pościgowo - ratunkowej. Rany po smagających twarze gałęziach. Zaschłe błoto i ziemia na ubraniach. Brud i lepka pozostałość pajęczych sieci. Droga jaką przemierzyli. Praktycznie kilkugodzinna gonitwa w nieustannym poczuciu zagrożenia. To wszystko odcisnęło na nich piętno… ale dopiero byli w połowie drogi. Odnaleźli Baldora, pora go była sprowadzić do obozu.

Trudno było jednoznacznie stwierdzić jak daleko są od przyjaznej polany. W nocy po omacku musieli dużo krążyć. Baldor też nie uciekał w linii prostej. Pszczelarz korzystając jeszcze z resztek nocy spróbował określić ich pozycję względem obozu. Miał swój astrolabon, miał też swoją pamięć… odtwarzał ich drogę. Zwracał dużo uwagi nie tylko na tropy. Leśny Człowiek szukał śladów nie tylko w grząskim gruncie. Szukał ich w lesie. Na drzewach, w połamanych gałęziach, w otartym mchu na skale czy obalonym dębie, w odgłosie płoszonego ptactwa. Wiedział, że kiedy wejdą pod mroczne sklepienia będą musieli iść prosto do celu. I to nie tylko dlatego, że byli zmęczeni i nie mogli pozwolić sobie na błądzenie. Nie tylko dlatego, że mogli się na coś napatoczyć. Nie tylko dlatego że Baldor wymagał opieki. Ale też dlatego, że nie było ich już bardzo długo na tyle długo, że komuś mógł przyjść do głowy pomysł na ruszenie ich śladem.

Rzucił jeszcze ostatnie spojrzenie na polanę. Ruiny zostały wydarte pętającym je pajęczynom. Sporą część strawił ogień. Co nieco zostało pozrywane. Wysuszone ofiary poplątane w kokonach pospadały na ziemię. A leżący na ziemi martwy pająk był jakby przestrogą dla innych. Kres spisał się. Jak zwykle. Pewny łuk w rękach pewnego łucznika. Dwie strzały pozbawiły plugawe stworzenie plugawego żywota. Iwgar jeszcze przez chwilę z zadowoleniem przyglądał się truchłu. Wiedział jednak, że odebrali pająkom polanę na chwilę… już za parę dni znowu ruiny starożytnych budowli przykryje całun lepkich nici tworząc ponurą spiżarnię dla rodziny włochatych ośmionogów.

Nasłuchiwał i wypatrywał zagrożenia… lub pierwszego przebłysku jutrzenki.

- Czas nam w drogę. Ja pójdę pierwszy. Beldor za mną… ty mniej baczenie na tyły. Zwrócił się do Rathara Ze strzałą na cięciwie wszedł w mrok puszczy.
 
baltazar jest offline