Południe już minęło, gdy zatrzymali się na krótki popas. Konie musiały nieco odpocząć, a i Chris miał pewne plany związane z Samkhą.
Gdy wierzchowce obgryzały liście krzewów, do których były przywiązane, Chris rozłożył na trawie koc i gestem zaprosił Samkhę by usiadła.
- Musimy porozmawiać - powiedział.
Samkha przeszukująca pakunki z zaprowiantowaniem znalazła wreszcie odpowiednią przekąskę. Kawałek pieczystego i okrągły bochenek chleba. Zabrawszy jeszcze bukłak z winem przysiadła się do oczekującego jej mężczyzny. Podzieliła chleb, podając mu cząstkę.
- Dziękuję - powiedział, biorąc chleb. - Poczęstujesz się? - Odłamał kawałek pieczeni.
Pokiwała głową, zajęta już chrupaniem przypieczonej skórki.
Na moment przerwał jedzenie i nalał wina do metalowego kubka. Podsunął Samkhce naczynie. Lepiej pić z kubka, niż prosto z bukłaka. Mniej wina się marnuje.
Pociągnęła spory łyk napoju i oddała kubek Chrisowi.
Skorzystał z poczęstunku.
W milczeniu poświęcili się konsumpcji.
- Pora na odrobinę ćwiczeń - powiedział, ocierając usta i wylewając na ziemię ostatnie krople wina.
- Ćwiczeń? - Zdziwiła się trochę. Otarła dłonie i otrzepała się z okruszków. - To znaczy? - zawiesiła głos, wstając.
- Nie możesz biegać po lesie i targać paru kilogramów żelastwa, nie wiedząc, jak użyć broni Utlandsk. Musisz wiedzieć, co zrobić, żeby mogła strzelać, co zrobić, żeby strzelać i co zrobić, żeby trafić - wyjaśnił. - Na chwilę jeszcze usiądź, proszę. I podaj mi twoją nową broń.
Szkolenie teoretyczne nie trwało długo.
Jak załadować naboje do magazynka, jak wymienić pusty magazynek na pełny, jak zabezpieczyć czy odbezpieczyć broń.
- To nudne - mruknęła Samkha, gdy po raz dziesiąty wykonała wszystkie czynności.
- Magia Utlandsk, zwana w moim świecie techniką, też ma swoje wady - uśmiechnął się. Uznał za zbyteczne wyjaśnianie, że zanim sam strzelił pierwszy raz, musiał się nauczyć rozkładać swój sztucer i składać z zamkniętymi oczami.
- Naucz mnie tego używać - powiedziała wzruszając ramionami. - To chyba najważniejsze?
- Broń Utlandsk ma jedną wadę - wyjaśnił Chris. - Nie można z niej strzelać w nieskończoność. Strzelisz dziesięć razy i trzeba ją od nowa załadować, chyba że chcesz ją używać jak maczugę.
- Najlepiej strzelać na leżąco - zmienił temat. - Jeśli podłożysz coś pod lufę (wskazał odpowiedni element), to możesz ze spokojem wycelować i strzelić. Tylko trzeba mocno trzymać, żeby nie kopnęła w ramię.
- Kopnęła? - zdziwiła się.
- Gdy kula wylatuje z lufy - wyjaśnił - kolba się cofa. Może uderzyć w ramię. I to się nazywa kopnięciem. Za dawnych czasów kopnięcie mogło złamać ramię. Teraz broń jest znacznie ulepszona. Ale i tak lepiej uważać. Połóż się, proszę. - Wskazał na koc.
Ułożyła się na boku po jednej stronie koca, z wyraźnym podekscytowaniem czekając na dalsze polecenia.
- Na brzuchu, proszę. Nogi nieco rozstawione. O tak. Dobrze.
Przyklęknął przy leżącej, poprawiając nieco jej pozycję, potem podał jej karabin.
- Odbezpiecz, proszę.
- A teraz spojrzyj przez celownik. Widzisz krzyżyk? I takie kropki? One muszą się dopasować, jeden i drugi. Nie tak gwałtownie, spokojnie...
- Środek krzyża ustaw na wybranym celu...
Filozofia strzelania jest prosta jak drut - wystarczy wybrać cel, wycelować i nacisnąć spust.
Jedyny problem to trafić w to, w co się wycelowało. Nic jednak na świecie nie jest idealne.
- Udało się, udało się! - krzyknęła rozradowana Samkha rozmasowując obolałe ramię.
- Świetnie. Wspaniale - powiedział Chris. - Teraz spróbuj trafić w ten sam punkt, co przed chwilą.
Samkha nie zareagowała, tuląc do siebie i głaszcząc swoją (dość dużą) zabawkę.
Chris podszedł nieco bliżej i pomachał jej dłonią przed oczyma.
- Mówiłeś coś? - zapytała.
- Że ci świetnie poszło - powiedział. - I żebyś spróbowała jeszcze raz trafić w to samo miejsce. Tylko nie zapomnij mocniej przycisnąć kolby do ramienia.
- Nie zapomnę - powiedziała krzywiąc się i pocierając ramię. Ponownie przyjęła pozycję strzelecką. - Celować w środek czy odrobinę niżej? Ach, pamiętam. Dokładnie na skrzyżowaniu linii.
Tym razem mocniej przycisnęła kolbę do ramienia. Przez chwilę punkt przecięcia linii oscylował wokół celu w rytm uderzeń serca i oddechu. Potrząsnęła głową i znów złożyła się do strzału. Uspokoiła oddech. Powoli, płynnie nacisnęła spust. Huk i szarpnięcie. Słabsze niż poprzednio.
- Bardzo ładnie - skomentował Chris, obserwujący cel przez lornetkę. - Prawdopodobnie twój przeciwnik nie wstałby już po takim trafieniu. No to jeszcze raz. Tym razem do tego, co się położył kilka kroków w lewo od poprzedniego.
- Widzisz tamten kamień, schowany w trawie? - spytał.
- Mam go - szepnęła, wczuwając się w sytuację.
- Jeśli trafisz w głowę, to będzie twój.
Uśmiechnęła się krzywo, namierzyła “przeciwnika” i pociągnęła języczek spustu.
Kula wznieciła obłoczek pyłu kilka centymetrów przed kamieniem.
- Jeszcze raz. Zanim się zorientuje i ucieknie - powiedział szybko Chris.
Spokojnie wypuszczając oddech oddała strzał w momencie, kiedy krzyżyk na celowniku zgrał się z punktem, w który mierzyła.
- Mam cię, suczy synu! - mruknęła triumfalnie, gdy pocisk odłupał kawałek kamienia.
- Kto oberwał? - uprzejmie zainteresował się Chris.
Odwróciła wzrok od celu. W jej twarzy i oczach malowała się dziwna zawziętość.
- Nie jestem pewna czyje oblicze mu nadać - odpowiedziała po krótkim zastanowieniu. - Ale dowiem się, a wtedy odpowie za wszystko - dodała cedząc słowa przez zaciśnięte zęby.
Chris skinął głową. Idea odpłacenia za wyrządzone zło nie była mu obca.
- A teraz, moja droga, zabezpiecz broń i dla odmiany uklęknij. Nie zawsze podczas strzelania będziesz się mogła wylegiwać - zażartował.