Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-03-2013, 15:20   #177
Asenat
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację
Luisa


[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=ufyJHRculYM[/MEDIA]

Nie ma większej straty ponad odejście potomstwa, gdy samemu żyje się nadal, ze świadomością jałowości swego istnienia. rozpaczy niż ta, którą nosi w sercu rodzic osierocony przez swe dziecko. Luisa straciła wszystkie te dzieci, gdy zmarł jej mąż, nie miała już dla niego ani jednej łzy. Wiedziała, że nawet możną Inez, jej dumną matkę, uderzyłaby wieść o śmierci Damaso. Nawet słaby, nawet odległy, nawet głupi, pozostawał jej potomkiem.

Dlatego też rozumiała każdy gest i każde słowo Fulgencia. Mistrz Toreador powrócił już do swej wystawnej kamienicy, na jej tarasie, wysoko ponad umierającym miastem, przyjął ją i zapłakał. Rwał włosy z głowy, raz po raz zrywał się ze swego miejsca. Rozpacz kazała mu biec, natychmiast, i zrobić coś, rozpacz nie cierpiała bezczynności, rób coś, rób, choćby i w pustkę miały się obrócić twe czyny, ruszaj i czyń!

Kostaki stał oparty o balustradę, przedziwnie spokojny i milczący. Luisa pozwalała Mistrzowi Fulgencio się wypłakać. Jego twarz niczym maźnięcia malarskiego pędzla ozdobiły krwawe szlaki łez, kiedy Luisa uznała, że dość już, że wystarczy. Podeszła do Rzemieślnika i własną koronkową chusteczką otarła jego policzki. A potem uniosła ku niemu wyblakłe oczy, wypowiedziała pytanie i rozkaz, i na chwilę uwolniła go od bólu.

- Mów! - rzekła, i Fulgencio przemówił.
Luisa nie spodziewała się ujrzeć grubej linii, czerwonej kreski, która pół wieku podzieliła miasto, toteż nie zdziwiły jej jego słowa. Zawsze jest kilku, którzy są fanatycznie wierni którejś ze stron, i cała rzesza niezdecydowanych lub dość mądrych, by nigdy nie znaleźć się po przegranej stronie.

- Malafrena był dobrym księciem... może nie szczególnie sprawiedliwym, wyrozumiałym czy szczidrym, ale dość dobrym, by wielu chciało żyć w jego domenie. Gdy nagle Damaso zaczął opowiadać o okropieństwach, jakie kapadocki doradca księcia Mehmed czynił w Niebla del Valle, nikt nie chciał mu uwierzyć. Ja uwierzyłem... Damaso kochał Malafrenę. Służył mu z serca, nie z wyrachowania, wierz mi, dona, umiem to poznać. Wiedziałem, że musiało się zdarzyć coś strasznego, że wystąpił przeciwko niemu. Potem... widziałem na własne oczy. Byłem jednym z pierwszych, którzy poparli przewrót i twego brata. Potem byli i inni, ale to głos i zbrojni Cykady ostatecznie przeważyli szalę na naszą stronę... tak jak w oblężeniu szale przeważyły zdrada Rabii, która otworzyła nam bramy i zdrada Celestina, który wzniecił pożar... tak, oni byli wiernymi sługami Malafreny. Zdradzili w ostatniej chwili, by przeżyć.

Opowiedział o rytuale, który przerwało ich wtargnięcie, o Mehmedzie i Malafrenie pośród wzorów na posadzce, widmowym konturze statku unoszącym się w powietrzu i stosach ciał ofiar, trupim zaduchu odejmującym dech i zdrowy rozsądek. Każde słowo wydobywało się z trudem z jego ust. Nie chciał o tym mówić. Nie chciał o tym pamiętać.

- Ha, statek - ozwał się nagle Kostaki. - I ci tam, wskrzeszeńcy, jak mówili Uzurpatorzy. Luisa?
- Słucham cię, mój drogi?
- U nas w górach, jak się czary czyniło i ofiary składało, to zawsze w tych samych miejscach. Czarownik, uważasz, jest jak pies. Zawsze wraca w miejsce, co je obsikał, by obszczać po raz kolejny.
- Sądzisz?
- Sądzę... że bym kości rozprostował, ha...
 
Asenat jest offline