Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-03-2013, 18:05   #116
Alaron Elessedil
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację


Beniaminek padł i przetoczył się w pierwsze wypatrzone zagłębienie terenu. Przywarł płasko do ziemi i wycelował w stronę plującej ogniem paki ciężarówki. Mordercze oko snajperskiej lunety szukało operatora karabinu maszynowego.

Stryj znajdował się niedaleko karabinu, gdy Niemcy otworzyli do nich ogień. Od razu przypadł płasko do ziemi, a po chwili delikatnie wysunął głowę, by sprawdzić kto i skąd do nich strzela.
Gdy zlokalizował niemiecki karabin, nie namyślając się długo, sięgnął do pasa i odbezpieczył granatu. Odczekał chwilę, aż Szkop przeniesie ogień, gdzieś w bok i wtedy wychylił się zza nasypu i cisnął granat w stronę ciężarówki.
Zygmunt na słowa dowódcy “Idziemy” ścisnął mocniej broń w ręku, mięśnie były gotowe do pracy gdy usłyszał serię strzałów i charakterystyczny dźwięk pocisków trafiających z ziemię. Padł przytulając się do złotojesiennej trawy. Seria ostrzału nie ustawała, zobaczył jak czaszka Szpuli traci konsolidację, krew, znowu ona zalewa pozostałości jego głowy. Aż zabolało go w piersi, ciało drugiego kolegi bezwładnie, jedynie “szturchane” kolejnymi pociskami opadło na ziemię.

- O Boże! jedynie wydobył z siebie.

Przytulony do ziemie przetoczył się tak by być niżej i odsunąć się od namierzonego punktu KM-u. Czołgał się najszybciej jak mógł w bok, tak by spróbować wychylić się nieco obok i zacząć ostrzał.

Niemieckie kule szarpały ziemie wokół nich, wyrywały piasek i całe grudy schnącej trawy z nasypu. Pod takim gradem pocisków mogli jedynie leżeć płasko, nie wychylać głowy. Stryj zaryzykował na chwilę i rzucił okiem na sytuację. Tylko jeden rzut oka, ale tyle wystarczyło Niemcom, by zacząć pruć w stronę jego pozycji.
Przyciśnięci ogniem partyzanci mieli dość ciężką sytuację.
Stryj wyjął granat i odbezpieczył, rzucając na ślepo, bo wychylenie się chociaż na moment mogło skończyć się tragicznie.

Beniaminek pełzł ukryty przed kulami za zasłoną nasypu. Podobnie zrobił Doktorek, tylko w przeciwną stronę. Głowy trzymali nisko, ale i tak kule kosiły rachityczne krzaki porastające szczyt nasypu. Wydawało się, że Niemcy postanowili dosłownie zrównać ten obszar ołowiem.

Huk granatu za nasypem pozwolił obu polskim bojownikom wychylić się na moment, Beniaminek namierzył strzelca, granat wybuchł za bardzo z boku i poza samym zasypaniem piaskiem i drobnymi odłamkami niestety nie wyrządził wrogom większej krzywdy. Ale dał obu żołnierzom szansę na oddanie strzału.
Beniaminek trafił obsługującego karabin Niemca prosto w hełm. Doktorek trafił innego Szwaba, kryjącego się przy ciężarowce.
Ale Niemcy byli dość sprawni w walce i zajęli już pozycje ogniowe. Seria z karabinu maszynowego zmusiła Beniaminka do ukrycia się za nasypem. Mierzący w stronę Doktorka Niemcy zmusili i drugiego AK-owca do padu za wzniesieniem

- Wycofujemy się! - wydał komendę Gwiazda. - Stryj! Bierz erkaem!

Faktycznie, kulomiot był zbyt cenny, by go zostawić. Leć w stronę tamtych drzew - dowodzący wskazał zagajnik jakieś pięćset metrów od nich, w kierunku Kampinosu.
Potem spojrzał w stronę Beniaminka, który nadal zmuszony był trzymać głowę nisko, bo kule Niemców świstały mu tuż nad czapką.

Sprzęgło leżał za nasypem z zamkniętymi oczami. Starał się usilnie nie zwracać uwagi na to, co działo się wkoło. Przed oczami jego wyobraźni stała ciężarówka w zapamiętanej pozycji razem ze strzelcami. Jedyne, co był w stanie zrobić, to uciec w kierunku matematyki starając się dobrać właściwy kąt, kierunek i siłę rzutu uwzględniając czynnik od nich niezależny - wiatr. Z punktu widzenia liczb wszystko było banalnie proste. Wystarczyło tylko się dostosować. Ale czy rzeczywiście było to tak łatwe? Odbezpieczył granat i rzucił na ślepo licząc na trafność własnych wyliczeń oraz właściwe dostosowanie się do zmiennych.

- Sprzęgło! - Gwiazda zwrócił się do drugiego podkomendnego. - Pomóż Stryjowi. Ja, Doktorek i Beniaminek osłaniamy odwrót!

Szwabski karabin maszynowy znów zaczął pruć seriami nasyp.
Kilka kroków od Doktorka upadł niemiecki granat o charakterystycznym, przypominającym tłuczek kształcie.
Wywrzaskiwane po niemiecku komendy zza nasypu wyraźnie wskazywały, że wróg szykuje się do ataku na wzniesienie.

- Dajemy! - krzyknął Gwiazda i też rzucił granat za wzniesienie, nie celując.




Jeśli go nie rozerwą, dwa granaty - ich i niemiecki - w krótkim odstępie czasu zapewniły dość zamieszania, by oddać porządny strzał czy dwa. Przynajmniej taką nadzieję miał Beniaminek. Najpierw skierował lufę, w miejsce z którego ponownie pruł niemiecki rkm. Potem w szwaba najbliżej wzniesienia.
Było gorąco, piekielnie gorąco ... to stawało się jak walka na froncie a nie w “lesie”. Doktorek zdecydowanie podzielał zdanie dowódcy, nie podołają takiej sile ognia wroga. Musieli się wycofać teraz, albo zostaną tu na zawsze. Granat! To był odruch! Natychmiastowy! Niczym zając Zygmunt rzucił się w kierunku granatu, chwycił za rękojeść i chciał odrzucić go na stronę skąd piekielny przedmiot przybył, na ślepo, najszybciej jak można. Nie myślał, nie zastanawiał się, po prostu wiedział jakie są konsekwencje, że taki przedmiot jest tuż obok.

Stryj leżał z nosem przy ziemi, gdy huk eksplozji wypełnił powietrze. Liczył, że zaraz po nim nastąpi cisza, ale tak się stało tylko na chwilę. Niemiecki karabin już po chwili znowu pluł w ich stronę śmiercionośnym ołowiem.

- Wycofujemy się! - wydał komendę Gwiazda. - Stryj! Bierz erkaem!

Konstanty podczołgał się do karabinu i zaczął go składać. Zwinął taśmę z amunicją do skrzynki, a następnie złożył nóżki erkaemu. Setki ćwiczeń w lesie sprawiły, że działał niemal instynktownie. Uniósł ciężki sprzęt, a do prawej dłoni wziął skrzynkę z amunicją. Dysząc ze zmęczenia i strachu ruszył biegiem w kierunku wskazanym przez dowódcę.

Doktorek o mało nie przypłacił skoku w stronę granatu życiem, ale tylko dlatego, że w tej samej sekundzie, bardziej przez przypadek niż celowo, Beniaminek zdjął ponownie strzelca przy erkaemie seria, która mogła pozbawić życia skaczącego Doktorka ucichła. Granat znalazł się w ręku polskiego żołnierza i poleciał szybko w stronę pozycji niemieckich.
W tym samym czasie granat rzucony przez Sprzęgło, czy to dzięki przypadkowi czy faktycznie dzięki jemu matematycznemu umysłowi poleciał nad nasypem lądując na plandece ciężarówki.

Dwie eksplozje zlały się niemal w jedną. W powietrze wyleciały kawałki ziemi, fragmenty samochodowej budy. Niektóre nawet na nasyp, na którym bronili się Polacy. Siła wybuchu wyrzuciła niemiecki karabin maszynowy wraz z poszarpanymi ciałami obsługi na boki.
Szwaby szybko znalazły sobie ochronę. Jeszcze jednego z nich zdjął Beniaminek ze swojego karabinu, kiedy nazista próbował wskoczyć za wrak ciężarówki. Drugi Niemiec, trafiony w pierś przez Gwiazdę zniknął w wysokiej kępie wysuszonej trawy. Nadal jednak pozostało przynajmniej ośmiu wrogów. Teraz ukrytych za przeszkodami terenowymi, za rozwaloną ciężarówką, za szczątkami motorów.
Jeden z nich, przykucnięty właśnie za przyczepą motocykla, namierzył pozycję Beniaminka, bo kule zaczęły rozrywać krzaki obok twarzy strzelca wyborowego.
Jedna czy dwie kule świsnęły również niebezpiecznie blisko Doktorka, który na powrót musiał skryć się płasko za nasypem.

Sprzęgło podbiegł zgarbiony do Stryja i chwycił skrzynkę z taśmą do karabinu, rozdzielając ciężar broni na dwóch. W ten sposób mieli szansę dotrzeć do zagajnika.

Odgłosy z boku nie pozwalały zorientować się, kto wygrywa potyczkę, ale kanonada trwała w najlepsze. Jeśli Szwaby uzyskają w niej przewagę, to mogły ich bez trudu oskrzydlić.

- Dotorek! - wykrzyknął Gwiazda kucając za pniem małego drzewka, skryty przed oczami Szwabów. - Teraz ty. Leć za chłopakami.

Machnął ręką pokazując dłonią kierunek, w którym podążali już dwaj AK-owcy.

- My ich jeszcze chwilę przetrzymamy na tej pozycji!

- Robi się! - Mówią, że gdy człowiek ociera się o śmierć, całe życie przelatuje przed oczami. To prawda. Przynajmniej za pierwszym razem... może jeszcze za drugim. Za trzecim, czwartym i każdym kolejnym po prostu wykorzystujesz rozciągnięty przez adrenalinę do niemożliwych rozmiarów czas, do spokojnego rozważenia sytuacji i wymyślenia drogi wyjścia. Beniaminek wyszarpnął pistolet i nie wychylając się i szczególnie nie celując posłał parę strzałów w stronę niemieckich żołnierzy, następnie przeturlał się za skarpę i pod jej osłoną przebiegł w przykucu na nową pozycję. Kolba karbianu znów oparła się o ramię, a oko lunety zaczęło łowić kolejne ofiary. Przetrzymać na pozycji... da się zrobić, po prostu odstrzeli każdą głowę, która wychyli się zza wraku motoru.

Stryj z wdzięcznością przyjął pomoc. Mocniej chwycił erkaem i biegł ile sił w nogach do wskazanego zagajnika. Gdy tam dotrze zamierzał, jak najszybciej rozłożyć karabin i czekać na resztę oddziału, by osłaniać ich odwrót.
Zygmunt po tym jak udało mu się zażegnać bezpośrednie niebezpieczeństwo związane z odrzuconym granatem zdołał sobie uzmysłowić co zrobił. Boga w myślach wzywał chyba częściej niż w całym ostatnim tygodniu. Serce waliło tak jakby chciało wydostać się ze szczupłej klatki piersiowej młodego partyzanta. Oddech głęboki i szybki w żaden sposób nie komponował się z odgłosami strzelaniny. Padł płasko przestraszony dwoma pociskami które utkwiły gdzieś w pobliskiej kępie trawy zamiast w jego ciele. Jednak Doktorek wiedział po co tu jest i co ma robić, już się podnosił aby stawić opór jakby nieco słabnącemu naporowi ognia gdy usłyszał komendę do odwrotu.

-Taaaak jest.
Podniósł się, korzystając z momentu oddał strzał w kierunku Niemca skrytego za motocyklem, krótka seria i był już w pochyleniu biegnący ile sił w kierunku azylu, lasu kampinoskiego.

Doktorek w biegu posłał serię w stronę motoru, ale kule tylko zadudniły na osłonie krzesząc iskry i zmuszając Niemca do całkowitego ukrycia się. Beniaminek trafił jeszcze jednego wroga, który wychylił się nieostrożnie zza krzaków mierząc w stronę Gwiazdy, ale szybko musiał znów poszukać sobie schronienia. Teraz wymiana ognia przyjęła, częstą w takich sytuacjach, walkę pozycyjną.
Gdzieś tam jednak, skryty przed Polakami, jakiś szwabski oficer wykrzykiwał kolejne rozkazy. Beniaminek zobaczył, jak zza jednej z osłon wybiega dwóch wrogich żołnierzy i pędzi co sił w nogach ku kolejnej osłonie. Nim zdążył wymierzyć, obaj skryli się już za kolejną przeszkodą, zniknęli z pola ostrzału. Gwiazda strzelił, ale nie trafił w biegnący cel.

-Chcą nas oflankować! Zbieramy się! Ty pierwszy. Wolniej biegasz!

Tymczasem Stryj i Sprzęgło byli już w pół drogi do kępy drzew na polu. Sprzęgło rzucił okiem w bok i zamarł. Z boku, na niebie, w ich stronę, przesuwał się charakterystyczny kształt nisko lecącego samolotu bojowego. Więc Niemcy przygotowali się do zasadzki dużo lepiej, niż sądzili. Pilot samolotu mógł bez trudu ostrzeliwać cele na dole samemu pozostając prawie bezkarnym.

Doktorek, będący w połowie drogi pomiędzy nasypem, na którym nadal pozostawali Beniaminek i Gwiazda, a taszczącymi erkaem kolegami, też zauważył zbliżający się samolot.

Pokonali mniej więcej połowę dystansu, gdy na niebie pojawił się niemiecki samolot. Serce podeszło Stryjowi do gardła. Dla lotnika byli stosunkowo łatwym celem. Konstanty rozważał na szybko kilka opcji, łącznie z tą by wyprzedzić atak.
Nie przestawał jednak biec ile sił w nogach i płucach. Do zagajnika nie było daleko, ale te kilkadziesiąt metrów mogło okazać się jego ostatnimi. Stryj zamierzał biec najdłużej, jak się da i gdy samolot będzie zniżał lot paść na ziemię, by podnieść się gdy ten przeleci im nad głowami.

Mazur poczuł jakiś wewnętrzny opór, ale posłusznie opuścił stanowisko i rzucił się biegiem w stronę zagajnika, w którym znikali już pierwsi uciekający. Lekko pochylony, szaleńczym sprintem przemierzał niebezpieczną, otwartą przestrzeń między skarpą a zaroślami, kątem oka widział rosnący kształt samolotu. Nie dobiegnie. Samolot z rykiem opadł niżej i lotem koszącym pruł prosto w ich stronę. Wiedział, że zaraz z nieba posypie się deszcz ołowiu. Widział, jak biegnący daleko przed nim Stryj pada płasko w wysoką trawę. Zatrzymał się. Przykucnął i poderwał kolbę do ramienia. świat widziany w momencie momentalnie urósł. Widział brudną szybę kokpitu. Dostrzegł twarz pilota - przejętą, skupioną. Patrzył prosto na niego. I najprawdopodobniej właśnie wprawiał w ruch pokładowy karabinek.
Klamka zapadła, nie było już dokąd uciekać. Beniaminek przez sekundę czekał, aż krzyżujące się linie celownika spotkają się na głowie pilota. I wcisnął spust. Odciągnął zamek uwalniając łuskę i strzelił ponownie. Karabin miał 5 naboi w magazynku. Mazur wiedział co zrobi. Będzie strzelał, póki samolot go nie minie lub... Potem sprintem do lasu!

Doktorek najpierw usłyszał złowrogi ryk, potem zobaczył zbliżający się niczym wielki czarny ptak samolot. Nie miał drzewa, nie miał krzaka za którym mógłby się skryć. Nie pozostawało mu nic innego tylko biec. Przyspieszył, ile sił w nogach. Jedyne co jeszcze zrobił to zmienił tak kierunek biegu aby nie biec równolegle, w kierunku toru lotu samolotu a pod skosem. Tak będzie trudniej go trafić. Nie oglądał się za siebie ani nie patrzył na nadlatujący aeroplan, biegł ... i wiedział, że to jest bieg o życie. Gdzieś blisko usłyszał strzał, nie wiedział czy to do niego ktoś strzelał, biegł i czekał czy poczuje śmierć czy jej ucieknie.

Strącić pilota w samolocie było naprawdę trudno. Prawie niemożliwe. Baniaminek oddał strzał, potem drugi i trzeci, ale wszystkie “panu Bogu w okno”. Samolot otworzył ogień, ale był jeszcze za daleko. I podobnie jak on sam kilka rozproszonych celów na dole, poruszających się dość szybko, nie było łatwym celem.
Pociski tylko poszatkowały trawę i ziemię.
Samolot przeleciał nad nimi wyjąc silnikami. Kierował się w stronę, gdzie walczyła reszta partyzantów.

Nie tracąc czasu wycofywali się dalej. W końcu Sprzęgło, Doktorek i Stryj dopadli zagajnika. Dysząc ciężko i głośno.

W samą porę. Samolot nawracał, a Beniaminek był jeszcze na odsłoniętej pozycji. Ujrzeli też Gwiazdę. Dowódca w końcu opuścił nasyp i popędził co sił w nogach w ich stronę.

Doktorek sapał, płuca piekły niczym ogniem, morderczy wysiłek.

- Udało się.

Klepnął Stryja przyjaźnie po ramieniu. Skrył się obok przyjaciół pomiędzy drzewami i krzakami będącymi ich, partyzantów przedsionkiem domu- przepastnej puszczy. Samolot zrobił nawrót i nadlatywał z zamiarem kolejnego ataku. Z przerażeniem widział na otwartej przestrzeni Beniaminka i dalej Dowódcę który biegł w stronę zagajnika...
Ale czy zdołają dotrzeć! Co zrobić! Przecież nie zdoła zestrzelić samolotu!
Krzyknął:

- Nie zdążą!
Pomysł przyszedł niespodziewanie. Sięgnął po dwa granaty które miał przy sobie a których nie zdążył wykorzystać w starciu. Musi odwrócić uwagę strzelca. Przyjrzał się jak biegną Mazur i Gwiazda. Biegiem, rzucił się nie bacząc na gałęzie chlastające po twarzy w kierunku, z którego leciał samolot, wzdłuż granicy zagajnika, tak aby mieć w zasięgu miejsce docelowe do wybuchy granatów.
Zatrzymał się gdy uznał, że zdoła rzucić na tyle celnie aby nie ranić towarzyszy a jednocześnie aby wybuch był silnym dystraktorem dla strzelca z nadlatującego samolotu. Cisnął jeden i zaraz drugi granat... za chwilę miały wybuchnąć rozpraszając uwagę załogi Luftwaffe. Sam przykucnął uważnie z bronią w ręku obserwując pole przed nim.

- Szybko taśma - krzyknął Stryj rozkładając karabin na ziemi.
Nie było czasu szukać miejsca, które było odpowiednio osłonięte. Stryj zamierzał ustawić szybko erkaem, a potem zależnie osłaniać Beniaminka przed kolejnym nalotem samolotu lub ostrzeliwać Niemców, którzy mogli by się pojawić za dowódcą.

Taśma została założona na karabin. Żołnierze AK zajęli pozycję przy erkaemie. Beniaminek był coraz bliżej, a za nim Gwiazda. Samolot posłał serię przez pole. Pociski przeleciały za plecami ich dowódcy znów niegroźnie. Możliwe, ze powodem tego były dwa eksplodujące granaty, a możliwe, że pilot leciał za wysoko i za szybko. Liczyło się to, że nikt nie oberwał.
Mieli chwilę czasu, nim szwabski pilot zrobi pętlę.
Na nasypie pojawiły się postacie w niemieckich mundurach. Od ukrytych w zagajniku Stryja, dyszącego jak miech Sprzęgła oraz Doktorka oddzielało ich dwieście pięćdziesiąt może i trzysta metrów. Dość daleko.
Naziści zobaczyli uciekających Gwiazdę i Beniaminka i otworzyli ogień.
Dla erkaemu ostrzał ich pozycji był nieco utrudniony, zważywszy na to, iż pomiędzy Niemcami, a pozycją AK-owców biegli Beniaminek i Gwiazda.

Pojawili się Niemcy na nasypie. Słyszał jak Stryj ze Sprzęgłem strzelają, krótkie serie... dlaczego nie siepią ich mocniej?

Tak, to zła pozycja, na linii strzału mieli Beniaminka i Gwiazdę - pomyślał.

Jednak pozycja Doktorka była nieco inna, z boku, znacznie lepsza do oddania ognia osłaniającego uciekających kolegów. Nie zamierzał kryć się bezczynnie. Natychmiast otworzył ogień ze swojej pozycji, barkiem opartym o młode drzewo stabilizował pozycję, klęczał na jednej nodze to zdecydowanie poprawiało możliwość celnego strzelania. Nie oszczędzał amunicji, musiał zatrzymać napierających faszystów.

- Na boki! - Krzyknął Beniaminek, który jako pierwszy zauważył, gotowy do strzału rkm. Wskazał Gwieździe lewą flankę zaimprowizowanego gniazda, sam pobiegł prawą.

Ostrzał zmusił Niemców na nasypie do cofnięcia. Ale dwóch zostało na ziemi, trafionych ogniem seriami z erkaemu. Dzięki temu zarówno Gwiazda, jak i Beniaminek znaleźli się w bezpiecznym zagajniku, dysząc ciężko po morderczym biegu.

- Dobra robota, panowie - powiedział Gwiazda, kiedy już złapał oddech.

Przelatujący ponad nimi samolot ostrzelał las, ale z góry najwyraźniej nie widział ukrytych pod drzewami partyzantów.

- Wycofujemy się do Kampinosu. Do punktu zbiorczego “Wilga”.

Albert skrzywił się lekko spoglądając w niebo.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline