Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-03-2013, 18:16   #404
malahaj
 
malahaj's Avatar
 
Reputacja: 1 malahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputację
Klasztor

Wizja schronienia, którą oferował krzyczący z góry mężczyzna, byłą zbyt kusząca, aby z niej nie skorzystać. Nawet niezniszczalni zdawało by się przeciwnicy, nie byli wstanie odwieść ich do planu dostanie się na górę. Z resztą, czy mieli jakiś wybór?

Znacznie bliżej do celu miała pechowa załoga rozbitego wozu i Moperiol. Nie czekali na resztę, chcąc w pełni wykorzystać czas, potrzebny monstrum na konsumpcje muła. Elise bez wysiłku podniosła nieprzytomnego Bruna. Siły wracały jej bardzo szybko. Coś, co jeszcze nie dawano żyło w jej brzuchu właśnie po kawałku wypływało spod wielkiego głazu, dobry kawałek dalej, ale widać makabryczna operacja, nie przyniosła jej uleczenia.

Wspólnie z elfem i Brownhoodem taszczącym trzęsącą się Hankę ruszyli do klasztoru. Bestia, zajęta ucztowaniem, nawet nie zwróciła na nich uwagi. Przeszli obok potwora, starając się nie zwracać uwagi na mlaskanie i siorbania, dochodząca z miejsca uczty. Po chwili mieli je już za plecami i skupili się na poszukiwaniu drogi na górę.

Przez wyważone wrota wpadło do środka budowli trochę światła. Ludzie nadal nie widzieli zbyt wiele, ale elf mógł już sporo dotrzeć. Świątynia pełna był poprzewracanych ław, świeczników i innych tym podobnych rzeczy. Miejsca było dość, aby pomieścić ze dwie, może nawet trzy setki wiernych. Centralne miejsce zajmował ołtarz. Wykuta w skale płaskorzeźba bogini miłosierdzia, patrzącej na zebranych z góry. Po obydwu stronach ołtarza, biegły wykute w skale schody, niknące gdzieś za nim. Sklepienie podtrzymywane było kilkoma filarami i za jednym z nich przystanęli, zatrzymani przez elfa.

- Spójrzcie. - Moperiol wskazał dłonią na figurę - Za jej głową, na skale. -

*****


Tymczasem zebrana w pobliżu murów reszta najemników, też postanowiła ruszyć do świątyni. Drogę zagradzały im jednak trzy kreatury wypełzłe ze szpitala. Plan z przyszpileniem ich żerdziami, wyjętymi z wozu, zdawał się doskonały, poza jednym szczegółem. Żeby dostać się do owego wozu, trzeba było przejść obok nich...

Na szczęście tym razem los im sprzyjał, bo stworzenia, choć trudne do zabicia, były dosyć powolne. Puścili się biegiem i udało im się wyminąć nieruchawe bestie. Zapach płonącego mięsa wywoływał mdłości. Przy okazji spostrzegli kilka innych potworów skwierczących w płonącym szpitalu. Te się już nie ruszały.

Biegiem dotarli do wozu i tam spostrzegli kolejnego potwora, znacznie większego do tych dotychczas spotkanych, pożywającego się na mule. Przerażony Mierzwa stwierdził, że dziewczynki nie ma nigdzie na wozie, ale nie było te rannego Bruna, więc domyślił się, że ich towarzysze musieli zabrać ich już środka. Trzymając się pierwotnego planu, uzbroili się w długi żerdzie i ruszyli do środka. Vogel zabrał dyszel do wozu, który wciąż był cały i idealnie nadawała się do zadnia, jakie sobie zaplanował. Zauważył przy tym, że część z ładunku oliwy przetrwała katastrofę, ale niektóre baryłki były rozbite i wylały się na ziemie wokół pojazdu.

Wzorem towarzyszy przekradli się obok konsumującego stwora i ruszy w głąb świątyni. W ich grupie najwięcej widział Gislan, ale pożar na zewnątrz szalał już na dobre i światła było dość, aby nawet ludzie mogli dostrzec jakieś szczegóły. Dzięki temu, po kilku chwilach obydwie grupy odnalazły się wzajemnie. Hanka praktycznie od razu przykleiła się do Mierzwy, wszyscy zaś spojrzeli w kierunku górnej części ołtarza.

Wszyscy

- Co to za nowe diabelstwo? -

Nad głowa bogini, przyczepione do skały było „coś”. Wyglądało jak narośl, ropień lub pleśń, wyrastającej na nagiej skale. W słabym świetle lśniło zgniłozielonym blaskiem. Miejscami zdawało się falować, jakby zaraz miało wybuchnąć cuchnącą ropą. W innych miejscach zwisały z niego długie pnącza, ciągnące się też kawałek po sklepieniu świątyni. Moperiol wzdrygnął się na ich widok, pomny swej niedawnej przygody. Z miejsca w którym stali, nie widać było ostatnich stopni schodów, bo te prowadziły gdzieś za skałę, ale bez wątpienia idąc nimi, trzeba było przejść obok tego czegoś, może nawet się przez to przedrzeć, jeśli zagradzało by im drogę na szczyt budynku.

- I co teraz? -
- Schody prowadzą na górę, tam był ten człowiek... -
- Może jest inna droga? Klasztor ma piętro. Gdzieś muszą być schody na piętro a z niego kolejne, też prowadzące na samą górę. -
- Pewności nie ma... -
- No, ale za to jestem pewny, ze temu czemuś przy wejściu, zaraz kończy się zapas koniny... -


-----------------------------------

mapka
 
malahaj jest offline