Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-03-2013, 19:49   #155
Zajcu
 
Reputacja: 1 Zajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znany
- Witam - powiedział blondyn kłaniając się nisko tuż przed zajęciu miejsca przy brodaczu oraz elfim łuczniku.
- Jaką strawę polecicie strudzonemu wędrowcy? - zapytał chcąc zbliżyć się chociaż trochę. Nawet jeśli ostatnia wizyta w czymś, co można było nazwać karczmą z prawdziwego zdarzenia odbyła się w przybytku Madame Roset, który zapłonął ogniem chorób rozprzestrzenianych przez jej usługi na równi z zaspokajaniem zmęczonych samotnością podróżników, oraz, co znacznie gorsze - niewyżytych bandytów całkiem sławnego herszta - Blizny, człowieka, który zainspirował Fausta do pierwszego kroku w przód podczas tej podróży.
- Mają dobre mięcho. -stwierdził krasnal i beknął z aprobatą. - I piwo. -dodał wlewając do gardła kolejny kufel. - Ale takie chuchro jak ty to chyba nawet całej porcji nie zje, to se może jakieś listki jak uszaty weź. -stwierdził wskazując na elfa.
- Listki? - zapytał nieco zdziwiony blondyn. - Nie wszystko co nie jest mięsem, jest trawą - wstawił się po chwili zastanowienia za znacznie chudszym i mniej otwartym elfem.
- Dla tych prymitywów z gór, wszystko co nie ma w sobie mięsa jest gorsze... -westchnął elf nabijając pomidora na widelec. - Ciężko być weganem w tych czasach.
- Sreganem. -odparł krasnal i otarł usta wąsem. - Nie jecie mięsa i potem rosna takie chuchra. -przychnął wskazując elfa jak i Fausta. - Z ciebie pewnie też jakiś elf, co blondas?
- Nie do końca. - blondyn właściwie nie był pewien jak opisać osobników podobnych mu rasą. Z całą pewnością był człowiekiem, jednak czy mógł ograniczyć się tylko do tego.
- Mięso bez dodatków też nie ma smaku, wiesz o tym? - zapytał po chwili krasnoluda.
- Wina i jakąś rybę. - strażnik znalazł się w idealnej równowadze między dwoma polecanymi przez rozmówców opcjami. - I jakąś sałatkę - dodał w końcu niepewny tego, co dokładnie dostanie.
- Gdzie zmierzacie? - zapytał po chwili ze sztucznym zaciekawieniem.
- I JESZCZE JEDNĄ PIECZEŃ I DZBAN PIWA - ryknął krasnal potężnym głosem, tak że Blondynowi aż zadzowniło w uszach, dobrze że brodacz był niski i nie mógł krzyknąć prosto w ucho Fausta. Aczkolwiek strój strażnika, został pokryty szczątkami nie do końca pogryzionego mięsa.
- Idziemy w góry, źle sie tam ostatnio dzieje. -odparł elf wzdychając bezradnie nad zachowanie krasnala.
- Hmm? - najwyraźniej fakt tego, że w okolicy źle się dzieje był jedną z lepszych metod na zwrócenie uwagi blondyna. Może nawet na przebaczenie przełamania jego bariery cielesności.
- Jacys bandyci grabią i mordują wszystko co się rusza. -stwierdził elf. - Są bardzo okrutni i bezlitośni, nie wiadom oczy to przypadkiem nie szaleńcy... - zaczął mówić dalej ale rpzerwał mu krasnal.
- Sraleńcy, jakieś obwiesie i tyla. Nadali sobie groźną nazwę i sądzą, że wielcy Panowie. Banda Czarnej Wieży, też mi coś. - zamruczał oburzony krasnolud i wypił spora zawartość kufla.
- Bardka podróżuje z wami? - zapytał, gdy coś, co miało przypominać czas poświęcony na namysł dobiegło końca. Rozejrzał się po całej karczmie, szukając kogoś, kto mógł zapewnić mu ciekawą, zapewniającą odpoczynek godzien kwiecistej dziewoi, noc.
- Zapewne zamierzacie poruszać się po ścieżce śmierci? - drugie pytanie padło dopiero, gdy obserwowanie kramu dobiegło końca.
W karczmie było wiele pięknych kobiet od młódek po te w kwiecie wieku, jeżeli chodziło o wybór rasy to tez na niedobór nie można było narzekać.
- To moja siostra. -odparł elf na wcześniej zadane pytanie, zaś wąsaty przedstawiciel podziemnego rodu dodał. - Ano yo, tam mamy zamiar iść. A ty co taki ciekawski blondas?
- Zbieżność interesów. - strażnik odpowiedział krótko, tak jakby ważył potęgę każdego słowa i stwierdził iż szkoda marnować tej nieograniczonej energii z nich płynącej.
- Poluję na kogoś z czarnej wieży. - dodał, gdy tylko uznał że taka właśnie wersja będzie stosowna, pozwoli zachować umiarkowaną sympatię elfa i słodką niewiedzę krasnoluda.
- Ty na kogoś polujesz, ha dobre sobie! -prychnął krasnal i splunął na posadzkę. - Ty byś nawet dzika nie umiał zatłuc, a co dopiero polować na kogoś. -stwierdził oceniając krytycznym wzrokiem sylwetkę Fausta.
- Ni długość brody, ni pasa świadczy o zdolności walki. - blondyn odgryzł się rasie pochodzącej z głębi ziemi. Czy ich głównym wytłumaczeniem na taką a nie inną postawę była, przynajmniej teoretycznie, większa grawitacja?
- Biorąc pod uwagę że podróżujesz z dwoma elfami, pewnie jesteś tego świadom - coś, co mogło być komplementem wobec krasnala nadeszło znacznie później.
- Dla tego z nimi podróżuje, bo sami by sobie nie poradzili. -odparł krasnal w momencie gdy kelnerka podała im tace z zamówionym jadłem czekając na zapłatę. Wąsaty mieszkaniec gór rzuciły jej złota monetę, szczodrze wynagradzając kunszt kucharza.
- On tak zawsze, nie przejmuj się... -westchnął elf do Fausta, patrząc jak Krasnal zaczyna pożerać kolejną porcje mięsa.
- Wyruszam z rana. - blondyn powiedział w końcu bez szczególnego powodu. - Krasnalu, jeśli jesteś chętny, zapraszam, a przy pierwszej okazji na trakcie pokarzę ci prawdziwy kunszt - strażnik uzupełnił swą wypowiedź, oraz, co znacznie ważniejsze - podał zwiadowcy motyw jego postawy. Jeśli ktokolwiek mógł wesprzeć blondyna na tej drodze, to z pewnością on. Przynajmniej przez kilka kolejnych kroków.
Strażnik równowagi nabił fragment ryby na widelec, by po chwili unieść go do ust. Delikatne dmuchnięcie zderzyło się z powierzchnią mięsa tylko po to, by osiągnąć idealne zestawienie ciepła oraz zimna, temperaturę całkowicie odpowiednią do potrawy. Dopiero po chwili kawałek wpadł do jego ust, tam zaś został... załatwiony przez wszystkie biologiczne procesy o których mowa jest zwyczajną stratą czasu.
- Jest coś, co poza partnerką może umilić wieczór? - zapytał po kilku kolejnych gryzach.
- Żarcie, karty i muzyka. -odparł Kranal gdy kolejny haust piwa odwiedził jego przełyk, a beknięcie objawiło światu jego aprobatę w tym temacie. - I niby tak sam w góry leziesz? -zapytał przedstawiciel podziemnego ludu, zerkając w górę na Fausta. - Ty jakiś głupi jesteś czy jak?
- Może i twa mądrość kończy się tam, gdzie twój oręż krasnoludzie - strażnik rozpoczął, zaś jego tor, wbrew idealnego ignorowania rozmówcy przez umysł, zaczynał przesiąkać złością.
Po chwili w jego ustach znalazł się kolejny kęs przygotowanej wcześniej potrawy. Dopiero gdy spora część zawartości talerza zniknęła z jego powierzchni, blondyn uśmiechnął się szeroko, odgiął głowę nieco do tytułu tak by medalion, który był zawieszonym na łańcuszku kolczykiem odbił nieco światła, tańcząc po jego klatce piersiowej, zataczając kilka nic nie znaczących kółek.
- Lecz nie wszyscy są tacy. - zakomunikował w końcu.
Elf parsknął cicho na te słowa, a krasnolud uniósł wściekle brwi. - Czy misie wydaje czy ty mnie chuchro obrażasz? Nie myśl sobie że nie wypruje Ci flaków jeżeli mnie wkurzysz tylko dla tego że siedzimy w karczmie. Urgolth “Długiwąs” nie pozwoli się obrażać. -warknął krasnal spluwając ponownie na ziemię.
- Nadrabiasz długością wąsa? - blondyn niemal parsknął ze śmiechu, zaś jedzenie tylko za pomocą dziwnej magii zwanej dobrym wychowaniem pozostało wewnątrz ust nie zaś na talerzu i okolicznych istotach.
- Takiś cwany? -ryknął krasnal podrywając się z miejsca, co przy jego wzroście nie było imponujące. - Ktoś Ci chyba dawno buźki nie obił! -ryknął brodacz puszczając przysłowiowy dym nosem. Elf zaś westchnął i bez większego zaangażowania rzucił w przestrzeń. - No proszę... uspokójcie się...
- Oi, Oi - powiedział wyraźnie rozbawiony pozorowanym przez krasnoluda, którego poziom inteligencji przybliżał go do czarnoskórych niewolników, zagrożeniem. Dopiero po chwili wstał znacznie przewyższając przy tym krasnoluda.
- Siłą rzeczy spotkamy się jutro na trakcie. - strażnik wypowiedział te słowa jako swoiste pożegnanie. Jego nogi kierowały się teraz do elfickiej bardki.
- Czy te okolice nawiedziła czarna śmierć? - zapytał, najwyraźniej sztucznie umniejszając swoją wiedzę. Wolał poznać trzecią z osobistości z którymi będzie miał wątpliwą przyjemność podróżowania.
- Zależy co rozumiesz przez czarną śmierć, wielu używa tego określenia dla innych rzeczy.- odparła kobieta która aktualnie miała przerwę w grze na swym instrumencie.
- Mówiłem o pladze - strażnik równowagi tym razem zamierzał przywrócić pozytywny bilans piękna, bowiem jego śnieżnobiałe zęby przez chwilę rozświetliły otoczenie, zaś niebieskie oczy spoczęły na kobiecie o przeciętnej urodzie. Cóż, najwyraźniej otrzymała od natury talent do muzyki, nie zaś to, co pęta wszystkich bez względu na sytuację. Nie odbierało jej to jednak prawa do skosztowania znaczenia tego słowa chociażby na pomocą swych własnych oczu.
- Nie zaś o władającym czarną wieżą - dodał po chwili, spoglądając na jej ciało raz jeszcze.
- Jestem Faust. - przemówił w końcu.
- Mnie nazywają Libra. -odparła elfka uśmiechając się nieśmiało. - Te ziemie były zdrowe, póki nie pojawiło się szaleństwo... -stwierdziła a jej palce zatańczyły delikatnie na strunach instrumentu. - Czarna wieża, zaś niczym gangrena, zaatakowała ludność gdy odkryła, że organizm jest słabszy. Widziałam co potrafi uczynić jej władca, i gorsze to niż jakakolwiek Czarna plaga. -dodała jeszcze a usta przedmiotu który trzymała, wydały smutne nuty, które zatańczyły w powietrzu, wkradając się w uszy pobliskich osób.
- Mnie również nie umknęły wyczyny tego, który korzystał nawet ze słabości kleru by tylko zyskać nowe ofiary. - blondyn odpowiedział po chwili zastanowienia, zaś jego wzrok spoczął na instrumencie, oraz dłoniach które wprawiały struny w ruch, tworząc niemożliwą do pomylenia aurę karczmy znajdującej się na trakcie. Niewątpliwie było to lepszym, znacznie przyjemniejszym rozwiązaniem niż wpatrywanie się w Librę, której imię było jednym z przyjemniejszych atutów.
- Czemu sądzisz że dasz radę Katowi? - zapytał w końcu bez ogródek.
- Bo ktoś musi. -odparła dyplomatycznie. - Król pozwala mu się panoszyć po tych ziemiach jakby tego w ogóle nie widział. Więc kto inny ma się tym zająć jak nie zwykły lud? -odparła kobieta, a dopiero teraz Faust zobaczył pewną ważną cechę tej osóbki - Libra była ślepa. Jej oczy były puste i pokryte delikatną bielą. - Czasem idea ważniejsza jest od siły.
- Równowaga zawsze powraca, niemal tak samo jak chaos który jest z nim związany. - blondyn westchnął krótko, komentując tym nie tylko fakt, który właśnie opuścił barierę tworzoną przez jego usta, ale i fakt braku jednego z tak ważnych zmysłów u elfki.
- Wydaje mi się jednak, że coś więcej niż tylko pragnienie sprawiedliwości prowadzi cię do niego. - dodał po chwili.
- Każdy ma swój cel nie sądzisz? A ty czemu do niego idziesz? -zapytała z uśmieszkiem po czym dodała. - My elfy mamy czuły słuch, słyszałam wasza rozmowę. Nie wyglądasz na kogoś kto chciałbym walczyć o sprawiedliwość bez korzyści z tego płynących. -dodała, w sposób dość dziwny jak na jej kalectwo, które raczej nie pozwalało jej na ocenę aparycji strażnika.
- Nigdy też nie twierdziłem, że zamierzam walczyć o sprawiedliwość, czy cokolwiek jej podobnego. - odpowiedział mężczyzna, którego kolor włosów stracił obecnie jakiekolwiek znaczenie.
- Po prostu ten, które śmie zwać się Katem, pozbawił ten świat zbyt wielu istot. - strażnik równowagi wytłumaczył dopiero po chwili. - Spora część była dziećmi, które nawet nie miały jak się bronić. - zakończył.
- Ci którzy mogli się bronić też wielu szans nie mieli. -westchnęła ślepa dziewczyna. - Zastanawiam się czasem tylko, czemu on to robi. Co kieruje kimś tak okrutnie złym, jaki ma w tym cel. -dodała gdy kolejne dźwięki opuściły jej instrument.
- Radość jest tym, co kat odczuć pragnie
Radość to słowo, którym świat tworzy
Jego interpretacja ponad nasze zrozumienie
Cieszy się tylko, gdy ktoś się ukorzy.
- blondyn zaśpiewał głośnym, oraz odziwo - całkiem przyjemnym dla otoczenia głosem. Najwyraźniej liczne kontakty z bogami sprawiały, że musiał on posiadać chociaż umiarkowane umiejętności wokalne.

- Podniecenia pragnie jego zczerniałe serce
Ofiar swych krzyków i jęków pełnych rozpaczy
Żadna z nich spraw nie weźmie w swe ręce
Nawet gdy śmierć własnego dziecka zobaczy
- kolejna zwrotka opowiadała o drugim z uczuć, które kierowały samozwańczym katem, który nie wykonywał wyroków, lecz zabijał co popadnie.

- Radość i podniecenie to właśnie motto jego
To słowa klucze do drzwi wieży wysokiej
Domu znienawidzonego kata, wroga twego
Tego, przy którym może być tylko czarniej
- ostatnia zwrotka opuściła jego usta, ten zaś wziął głębszy wdech.
Kobieta od razu poczęła przygrywać blondynowi delikatną melodię, pasującą do powagi i ciężaru słów jakie opuszczały jego usta, jej palce tańczyły delikatnie na strunach, a gdy mężczyzna wziął wzdech ona przejęła piosenkę, nadając jej charakteru lirycznej rozmowy.
- W sercach trwogą skrytych pytanie się rodzi
Jaka radość go za te czyny nagrodzi
Ilu niewinnych ducha wyziąnąć musi
Zanim ktokolwiek na kolana go rzuci.
-kolejna zwrotka napłynęła do spontanicznej piosenki, jednak kobieta nie miała zamiaru na tym poprzestać.

- Zabijał dzieci, rozdzierał też starców
Ciała drżały pod naciskiem jego palców
Pytanie więc mam, czy dusza tak czarna
Zdaje sobię sprawę że śmierć będzie marna?
- palce wygrały krótki instrumentalny fragment, a kobieta oddała głoś Faustowi.

- Śmierć to tylko jedno z większych słów
Błysk ostrza tym co ukaże świata ostatek
Po co jednak życia pozbawiać wiele bytów
Zasmucić tak wiele niewinnych matek?
- ta zwrotka najwyraźniej miała zakończyć się pytaniem. Blondyn nie spogladał nawet na to, czy ktokolwiek przysłuchuje się ich improwizacji, jednak, nawet wbrew temu faktowi, jego oczy ujrzały w oddali piękną akolitkę. Uśmiechnął się, wziął głębszy wdech i kontynuował.

- Wzywam więc pewną trójcę do tego
Odstąpcie od śmierci najpewniejszej z pewnych
Zawierzcie tylko w kata niegdyś szkarłatnego
A persona doczeka się kresu z rąk mych
- tym razem wokalista wykonał tylko krotką przerwę, jakby bał się że ktoś ukradnie jego partię.

-Perłowego ostrza ścieżki są jak zawsze nieznane
Gdy biel z czernią zetrze się na samym szczycie
Szkarłat zauważy twarze wcześniej już poznane
Pomoże, zagwarantuje równowadze bycie
- słowa tej piosenki były nie tyle opisem przeszłości, co swoistą modlitwą, prośbą spełnienie tego życzenia. Nawet jeśli nie było to celem strażnika równowagi, to jego głos głosił teraz prawdę o zapomnianym przez większość bogu, o istocie wszechpotężnej, lecz dziwnie ograniczonej. O kimś, kto rozwinął się za sprawą Fausta, jak i stał się mentorem. Osobliwość, o której mowa była jedną z bliższych strażnikowi, może nawet bliżej niż katana swemu samurajowi.

-Niech więc tam gdzie wieża nieba dotyka
Ostrze z odpowiednim gardłem się styka
Jednak jeżeli perłowe ostrze zawiedzie
Spotka ono trójcę na świętym obiedzie.
- dodała kolejny liryczny kawałek elfka, mówiący o konsekwencjach porażki walki z katem. Jednak po za tym oczywistym faktem w słowach ukryta była też determinacja grupy najemników do dalszej walki.

- Karty losu odsłonięte zostały
Od celu nie odwiedzie nas szermierz biały
Na szlaku który do śmierci prowadzi
Nikt mu nie powie : ”Niech sobie sam radzi”
- dopłynęła kolejna zwrotka a kobiece palce zatańczyły na harfie pozwalając Faustowi na ułożenie własnego zakończenia tej ballady.

- Równowaga jednych tylko szal się trzyma
Potyczka może być tylko równa i prawdziwa
W innym razie nikt nic od boskiego losu nie otrzyma
To właśnie są świętego balansu tego świata prawa
- preludium końca wypłynęło z ust blondyna, zapewniając wszystkich zgromadzonych do czego służy strażnik.

- Prawdziwy kat wyrok prawy więc wykona
Szkarłat w perle na szczycie wieży się ukaże
Gdy tylko jego byt wroga z lubością pokona
Wznieście za niego winny toast, o tym właśnie marzę !
- zakończył znacznie głośnie niż powinien, oddając przy tym hołd Minewrze, jak i wszystkim innym bóstwom. Rozejrzał się po karczmie ciekaw, czy ten duet przyciągnął uwagę otoczenia.
Gdy tylko rozbrzmiały ostatnie słowa a melodia dobiegła ku końcowi kilku najbliższych słuchaczy zaklaskało z aprobatą, aczkolwiek większa część karczmy zajęta była pijaństwem by podziwać kunszt nowo powstałego duetu. Aczkolwiek kapłanka, a dokładniej akolitka, która blondyn obserwował wydawała się być zauroczona tym pokazem.
- Dziękuję, o Pani. - blondyn ukłonił się grzecznie, będąc całkowicie świadomym niepełnosprawności elfki, która zapewniała go, że ten przejaw dobrego zachowania mógł pozostać w dalekiej krainie tego, jak świat powinien się toczyć.
Strażnik równowagi uśmiechnął się też do tych, którzy nie ulegli jeszcze mocy najwspanialszych trunków i udał się do jedynej osobistości, która będzie mu potrzebna do końca tego wieczora. Świątynne uczennice przeważnie zarówno nosiły się, jak i korzystały ze wszystkich epitetów które płynęły z koloru zwanego bielą. Znacznie ciężej spotkać było te, które za sprawą specyfiki swego zakonu kryły się w kompletnie innych odcieniach.
Problemem wcale niebyła charakterystyka, czy też skojarzenia płynące z daną barwą, lecz coś znacznie głębszego. Akolitki, jak i kapłani, przynajmniej teoretycznie powinni sławić imię swego Boga. To zaś było znacznie łatwiejsze gdy na białej, wyróżniającej się z tłumu szacie widniał wizerunek, czy też symbol tego, który według danego osobnika miał największą moc ze wszystkich bogów. Co jednak można powiedzieć o dziewczynie, która ubrana w czerń wzbudzała w obserwatorach wiele myśli, jednak znacznie mniejsza ich ilość mogła opisywać skojarzenie z jakimkolwiek dobrym bóstwem. Więcej bowiem wpadało w pułapkę, w której zdawał się utknąć również sam strażnik równowagi.

Tym co było jedynym rozsądnym uzasadnieniem dla działalności blondyna był fakt, iż sam dał niemały popis zarówno swoją prezencją, jak i występem wokalnym, niewątpliwie zyskując prawo do zaszczycenia niedoszłej kapłanki swą obecnością. Właściwie to ciężko było nawet stwierdzić, że zajmuje się takim właśnie fachem, przynajmniej gdyby nie tak częste kontakty z bóstwami, Faust zapewne nie przedarłby się przez czerń okrywającej jej ciało sukienki, by znaleźć niewinność godną osobistości mającej być uosobieniem świętobliwości.
- Jakiemu służysz bóstwu? - blondyn nachylił się lekko tak, by jego słowa nie mogły zostać usłyszane przez kogokolwiek innego. Nie dość, że jego zachowanie było czymś dziwnym, zbyt otwartym jak na trzeźwego, lecz zmęczonego podróżnika, to jeszcze treść jaką przekazywał była conajmniej... zaskakujące.
- C-Co? - dziewczyna cofnęła się lekko, opuszczając głowę. Włosy o delikatnym odcieniu różu zatańczyły w słabym, karczmianym świetle opadając na jej białą skórę. Jeśli w czymś przypominała Hanę, to zdecydowanie była to cera, dziewczyna mogła bowiem startować w każdych możliwych zawodach o tytuł najbardziej bladej osobistości kontynentu. Przynajmniej czasami, taki zaś niewątpliwie był ten wieczór.
- S-skąd wiesz? - wydukała raz jeszcze, zaś uśmiech strażnika dawał pewność, że nie zamierza wykorzystać tych informacji w jakikolwiek niegodny dżentelmena sposób. Wręcz przeciwnie, każde jego działanie miało mieć na celu tylko i wyłącznie sprawienie, by samo jestestwo akolitki nie zostało naruszone... wbrew jej woli.


Nic więc dziwnego w tym, że gdy tylko nadeszła późna pora krzewicielka imienia swego patrona z przyjemnością skorzystała z możliwości, jaką zawsze oferowało towarzystwo potomka rodu zdrajców. To samo można powiedzieć o Fauście, bowiem czemu miałby narzekać na cokolwiek? Piękna dziewczyna, o zdolnościach, które mogą okazać się przydatne, oraz charakterze, który chociaż trochę wskazywał na uczciwość i lojalność. Ot, idealna kobieta do zabaw jak i częściowej pomocy. Drewniane drzwi uchyliły się więc pod naciskiem ręki blondyna, ukazując przeciętne nawet jak na karczmiane warunki pomieszczenie. Słowa, które wypłynęły z ust strażnika były nie tyle nie przyjemne dla ucha, co obraźliwe w sposób wystarczająco subtelny, by nie przeszkadzać słuchaczom. Delikatnie stuknięcie domykanych drzwi, jak i chichot akolitki dawały pewność, że ta noc będzie wspaniałym wypoczynkiem, a może i źródłem polisy ubezpieczeniowej.
 
Zajcu jest offline