Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-03-2013, 21:08   #118
Armiel
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
WSZYSCY, POZA TUNIĄ


Przeczekali, aż szwabski samolot przeleci ponad zagajnikiem i na rozkaz Gwiazdy ruszyli pędem w stronę odległego o kilkaset metrów Kampinosu. Przez zapuszczone, nieobsiane pola i ugory. Najszybciej, jak tylko potrafili.

Mieli bardzo dużo szczęścia, bo udało im się dobiec do celu w komplecie, mimo, że raz jeszcze myśliwiec przeleciał nad ich głowami terkocąc karabinem maszynowym.

Kiedy znaleźli się między drzewami, pierwszym, co zrobili był upadek na ziemię lub oparcie się o pień drzewa. Wszyscy dyszeli i ociekali potem. Niektórzy krwawili z niegroźnych obtarć i skaleczeń spowodowanych głównie przez rozbijające nasyp niemiecki kule.

- Idziemy! – Gwiazda nie dał im za długo odetchnąć.

Od pewnego czasu nie słyszeli już odgłosu wymiany ognia.

Przepłukali suche gardła wodą z manierek i z bólem wypisanym na twarzach ruszyli głębiej pomiędzy drzewa. Do Kampinosu.

Wiedzieli, że po akcji Wieniec i po tym nieudanym wypadzie, czeka ich trudny okres. A zbliżała się zima, kiedy w lesie łatwiej było wytropić partyzanckie oddziały. Na razie nie martwili się tym za bardzo. Żyli, chociaż stracili dwóch dobrych żołnierzy, dobrych przyjaciół. Gdyby jednak nie ich zimna krew i wyszkolenie mogli stracić w tej zasadzce więcej ludzi.



TUNIA



Niemcy wpakowali ją do samochodu nie mówiąc ani słowa. Zimnooki mężczyzna w płaszczu usiadł obok niej. Z drugiej strony pilnował jej żołnierz. Prowadził kolejny. A za nimi jechał motocykl.

Ta mała kawalkada ruszyła w drogę, przez las. W stronę Warszawy.

- Nha miejzcu pogadamy o twoych żydowskych przyjacielach – powiedział „cywil” niepoprawną i trudną do zrozumienia polszczyzną.

Tunia spojrzała na niego ze zgrozą i szokiem.

- Ja, ja – uśmiechnął się zimno Niemiec. – My whiemy wszysko, polnisze banditen. Wyszysko.

Samochód podskoczył na wyboju i Tunia o mało nie przygryzła sobie języka. Poczuła w ustach słonawy, metaliczny smak krwi.
A potem nagle wokół nich rozpętało się piekło.



WSZYSCY, POZA TUNIĄ


- Na ziemię! – Gwiazda dał znak oddziałowi, by się zatrzymali. A potem, by padli na ziemię.

Przed nimi las przecinała nierówna droga, niezbyt często wykorzystywana przez mieszkańców okolicznych wsi. Zza skrytego przez drzewa zakrętu słyszeli wyraźnie odgłosy jadących pojazdów.

Szybko i sprawnie, mimo zmęczenia, zajęli pozycje bojowe. Stryj przygotował zaimprowizowane stanowisko erkaemu opierając lufę o zwalony pień buku. Sprzęgło załadował taśmę, przyjmując na siebie niewdzięczną rolę amunicyjnego. Beniaminek zajął pozycję, z której lepiej wykorzystałby walory strzelca wyborowego, opierając lufę karabinu o jeden z konarów pnia, za którym się schował. Doktorek przykucnął za postrzępionym pniem mierząc w kierunku, z którego zbliżały się pojazdy.

Ujrzeli wyłaniający się zza zakrętu samochód, a za nim motocykl.

Obserwujący przez swoją lunetę Beniaminek dokładnie widział twarze ludzi jadących w samochodzie. Przez chwilę wstrzymał oddech, nie wierząc własnym oczom, a potem strzelił prosto w głowę kierowcy.

To był znak dla reszty partyzantów i po chwili zaterkotały głośno karabiny.

- Ostrożnie! – wydarł się Beniaminek. – Tam jest Tunia!

Ale było już za późno. Stryj całkiem sprawnie poradził sobie z prowadzeniem ognia i samochód podziurawiony kulami wylądował na jednym z drzew.

Po chwili także motocykl został zneutralizowany przez AK i las znów wypełniła cisza.

Nie czekając na rozwój wypadków, nim jeszcze przebrzmiały odgłosy strzałów, Doktorek poderwał się do biegu i pędził ile miał jeszcze sił w nogach, w stronę wraku.

Słowa „Tam jest Tunia” trafiły w jego słaby punkt, w jego wyrzuty sumienia.


TUNIA

Nie wiedziała, co się dzieje i kto strzela. Poczuła, że niemiecki żołnierz siedzący po jej prawej, wali się na nią bezwładnie, całym ciężarem ciała. Jej oczy zalała krew.

Potem samochód przywalił w przydrożne drzewo, a w jej głowie nagle eksplodował ogień. Zanurzyła się w ciemność.


WSZYSCY, POZA TUNIĄ

Doktorek chyba oszalał. Do tej pory spokojny chłopak, pędził na oślep, nie zważając na swoje bezpieczeństwo. Rozumieli go dobrze. Wiedzieli, jak bardzo obwiniał siebie za zniknięcie Tuni.

We wraku ostrzelanego samochodu, przez potłuczone, zakrwawione szyby, nie dało się niczego dojrzeć. Ale AK-owcy ujrzeli, jak drzwi po lewej stronie otwierają się ze zgrzytem. Pojawił się w nich jakiś mężczyzna w okularach. Nim nieznajomy zdążył wymierzyć trzymany w ręce pistolet w biegnącego Doktorka, Beniaminek i Gwiazda zdjęli go strzałami z karabinów.

To najwyraźniej był ostatni w wrogów.

Doktorek był już przy samochodzie, przez chwilę mocował się z drzwiami, a gdy puściły, zanurzył się we wraku. Najpierw wyrzucił z niego trupa w niemieckim mundurze, a potem, ze ściągnięta twarzą, jakąś dziewczynę. Już z daleka widać było, że jest cała we krwi.

Doktorek ze zdumieniem wpatrywał się w znaną, lekko tylko zabiedzoną twarz.

To była Tunia.

Jej włosy zlepiała krew. Krew zlepiała też lewą stronę głowy, tam gdzie trafiła ją zabłąkana kula z erkaemu.

Dziewczyna jęknęła boleśnie. Żyła.

Doktorek przyjrzał się fachowym okiem ranie. Tunia oberwała w ucho. Pocisk odstrzelił sporą część małżowiny i zdarł skórę ze skroni, mijając się z czaszką o milimetry.

Tunia żyła!

- Nie mamy czasu! – powiedział Gwiazda. – Musimy się stąd zbierać.

To było jasne. Strzały mogły sprowadzić w to miejsce Szkopów. A oni nie mieli już prawie sił na dalszą walkę.


WSZYSCY


Wycofali się pięć kilometrów od miejsca, w którym ostrzelali Niemieckie pojazdy. Zatrzymując na skraju kampinoskich bagnisk. Punkt zborny Wilga. Miejsce, w którym mieli spotkać się po akcji.

Byli pierwsi na miejscu. Być może jedyni.

Tunia, niesiona wcześniej przez dawnych kolegów z grupy dywersyjnej i Gwiazdę. Została ułożona teraz na płaszczu jednego z nich. Opatrzona przez Doktorka, który nadal nie mógł uwierzyć w to, że to faktycznie Tunia.

Gwiazda stanął na warcie wypatrując reszty ludzi biorących udział w akcji lub Niemców.

- Dowiedz się, co robiła w tym samochodzie – rozkazał Beniaminkowi.

Ranna Tunia otworzyła oczy kwadrans po tym, jak dotarli na miejsce. A pierwsze, co ujrzała nad sobą. to była spocona twarz ... Doktorka. Jakby czas zrobił niewyjaśnioną pętlę, i znów była przed tą warszawską willą. Ale tym razem było jasno i słonecznie.
 
Armiel jest offline