Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-03-2013, 21:19   #156
Ajas
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Tom 3


Różne ścieżki


Sanity Knights

Ścieżka ukryta w mroku.


Odpoczynek udał się drużynie nader dobrze. Maded dość szybko wrócił z kuźni z kilkoma przydatnymi informacjami, otóż znajdowała się tam obfita kolekcja broni i pancerzy więc, kto chciał mógł ruszyć sobie coś wybrać. Oczywiście Krio był zbyt zajęty spaniem by to zrobić, zaś Kaze zadowalała jego broń, ale na ten przykład Ryjec połasił się na dobrej roboty krasnoludzki krótki miecz. Madred natomiast zaopatrzył się w dużej wielkości dwuręczny młot, o pięknych zdobieniach w postaci dawnych krasno ludzkich run.
Następnego ranka wszyscy byli wypoczęci i gotowi do dalszej drogi, Shiba wstała trochę wcześniej by złożyć kilka modlitw, dzięki czemu zauważyła Kaze siedzącego na jednym z dachów. Mężczyzna nie spał chyba cała noc, obserwując okolicę zamyślonym spojrzeniem, czasem dobrze jest mieć kogoś kto może stać na czatach bez przerwy.
Dostanie się do świątyni nie było największym wyzwaniem w dotychczasowej historii zmagań tej małej grupki. Ot zarzucenie liny z hakiem na jedno z okien i powolna wspinaczka. Krio został po dłuższej debacie dowiązany do pleców technokraty, zaś Kaze wziął Ryjca pod pachę, wspinając się niczym urodzony artysta estradowy.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=uGoQV6D-5xA[/MEDIA]

Odgłos opadających na kamienną posadzkę stóp niósł się echem po ogromnym holu świątyni. Budowla była naprawdę imponująca, widać, że setki wielkich budowniczych pracowało nad tym by nadać miejscu tak pięknego wyglądu.


Ogromne kolumny zdawały się piąć do samego nieba, jedynie ciężki kamienny strop powstrzymywał je przed podjęciem tej ścieżki. Twarze krasno ludzkich bohaterów spoglądały z płaskorzeźb i monumentalnych pomników na nowych gości w tym duchowym sanktuarium. Każdy krok brzmiał niczym uderzenie młota kowalskiego, w absolutnej ciszy religijnego zapomnianego raju.
- To miejsce…kwik… jest przerażające… –skwitował trzęsąc się jak osika archeolog, który trzymał zdobyty miecz w pogotowiu.
- Nie marudź grubcie, nie lubisz emocji? –odparł mu wesoło Kaze i zakręcił swoją bronią wskazując jeden z wielu korytarzy. – Tędy, wejście do tuneli ukryte jest za jednym z poników.

Mówiąc to cień począł prowadzić drużynę, tunelem oświetlanym jedynie przez blask pochodni, które tutaj przynieśli. Zdawało się że cała budowla obserwuje ich ruchy, czekając by ukarać ich za jakikolwiek błąd czy profanacje.
- To tutaj. –stwierdził w końcu cienisty sojusznik, stając przy potężnej rzeźbie krasno ludzkiego wojownika.



Cień stuknął bronią w jeden z elementów pancerza kamiennego strażnika, a ten ze zgrzytem odsunął się na bok wzbijając tumany kurzu zalegającego tu od setek lat w kolejny lot. – Ma się ta pamięć co? –zapytał z uśmieszkiem płatny zabójca i począł schodzić w ciemność.
Ukryte schody były strome i śliskie od warstwy brudu jaka zaległa tu od ostatniej podróży kogokolwiek. Drużyna długo schodziła coraz niżej i niżej, a chłód obejmował ciała każdego z osobna.
Finalnie schody doprowadziły ich do dużego okrągłego pomieszczenia z którego wychodziła tylko jedna droga dalej. Gdy wszyscy stanęli w grupie na środku tej Sali Kaze uśmiechnął się wesoło.
- To teraz tylko przed siebie i za… – nie dokończył on jednak bowiem nagle pod stopami całej drużyny zabłysnął magiczny krąg.



Niebieskie światło padło na każdego, na chwilę pozbawiając członków ekspedycji zdolności postrzegania. Był tylko niebieskie blask i pisk w uszach, lecz po chwili ustąpiło to. Jednak drużyna nie znajdowała się już w tym samym pomieszczeniu.
Bohaterowie trafili do komnaty z której nie było wyjścia.
Okrągła sala otoczona kamiennym murem, pusta i bez wyrazu jak gdyby ktoś wyniósł stąd wszystkie meble. A dokładniej prawie wszystkie, bowiem jedynym elementem różniącym się od wszechobecnej nicości, było lustro.


Duża konstrukcja o zdobieniach w kształcie smoczego łba i łusek. Potężny obiekt który pozwalał dojrzeć samego siebie, znajdował się na obrotowej platformie na samym środku pokoju, ułożony tak że szklana powierzchnia zwrócona była do sufitu. Z góry padało na nią światło, podchodzące z dziwacznej szklanej kuli, lewitującej swobodnie nad cała salą. Lustro odbijało strumień światła dokładnie tam skąd on przybywał.
- Tego się nie spodziewałem… –skwitował Kaze cicho.

Guardian of Balance

Ścieżka skąpana w krwi.


Intensywne skrzypienie desek starego łóżka, które dopiero niedawno ustały były znakiem iż kolejna noc upłynęła Faustowi tak jak lubił najbardziej. Blada dłoń dziewczyny spoczywała na jego gołym torsie, poruszając się w rytm miarowych oddechów strażnika, a ona z zamkniętymi oczyma wtulała się w blondynowłosego kochanka. Czwarty ze swego rodu uśmiechnął się czując pod swoją dłonią zgrabne pośladki dziewczyny, która okazała się znowu nie taka święta. Burza dalej szalała za oknem, błyskawice co chwile przeszywały nocne niebo nadając upiornej natury tej nocy. Deszcz bębnił o dach, swą melodia powoli usypiając Fausta, zapraszając go do sennego tańca. Kto wie może ten bal zakończy się kolejnymi upojnymi chwilami z akolita gdy nadejdzie ranek.

Krzyki, tak to wyraźnie nie pasowało do tej upojnej nocy. Oczywiście w karczmach często krzyczano a bójki były czymś w rodzaju tradycji, jednak te wrzaski były krzykami bólu jak i zagrzewającymi do walki. Były to ryki dzikie i pełne wrogości, niepodobne do tych które zwykle można usłyszeć w karczmianych progach. Umysł Fausta wszedł na pełne obroty porzucając zaproszenie deszczowej Pani, a on poderwał się z łóżka, by naciągnąć w pośpiechu spodnie, na goły tyłek.
- Co się dzieje? –zapytała zaspana akolita której imienia Faust zapewne nigdy nie pozna, w momencie gdy kolejny huk dobiegł z dołu. Po chwili dołączył do niego szczęk metalu… i zapach dymu. Faust kopniakiem otworzy drzwi od swej izby bowiem ręce spętane były obowiązkiem zapięcia paska. Przez barierkę nad schodami dojrzał co dzieje się na dole.
Najemnicy i bywalcy walczyli z jakimiś bandziorami, była to naprawdę niezwykła bitwa. Kufle krzesła i stoły latały we wszystkie strony, miecze i tarcze uderzały o siebie, a sporadyczne zaklęcia śmigały po karczmie – jeden pocisk przeleciał nawet blondynowi koło ucha. Jednak gorszym omenem był ogień, który powoli się rozprzestrzeniał się p całym przybytku. Pochodnie jak i butle z popalona oliwa wlatywały do środka przez okna, gdy bandyci powoli wycofywali się z karczmy, pod naporem najemników, którzy chcieli opuścić budynek ,zanim to ogień dojdzie do zapasów alkoholu.

Przepchanie się do głównego wyjścia było by niemożliwe, Faust był szybko ale niematerialność leżała poza jego zasięgiem. Od czego jednak są okna? Szkło opadło na mokrą trawę, a zaraz po nim wylądował na niej strażnik odziany jeno w spodnie ze swa kataną w dłoniach.

Przed budynkiem trwała prawdziwa bitwa, zbój na koniach uderzali w grupki bywalców karczmy, a metal ścierał się metalem, wszystkiemu towarzyszyły krople deszczu i błyskawice przedzierające niebo.


Właśnie w blasku jednej z błyskawic Faust dostrzegł to czego szukał… ale jednocześnie coś czego nie chciałby dojrzeć żaden mąż. Krew zagotowała się w strażniku, który zwykle był ostoją równowagi, a jego kostki pobielały gdy dłoń mimowolnie zacisnęła się na rękojeści perłowego ostrza.
Kat tu był.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=V_G-XDRXGGk&feature=player_embedded#![/MEDIA]

Oświetliła go jedna z błyskawic, siedział on na potężnym rumaku za szeregami swych zbójów. Odziany w ten sam pancerz który osłaniał jego ciało w wizjach których Faust był świadkiem, jak i zwierzęce futro, które teraz lśniło od kropel deszczu. Jego paskudna twarz wyszczerzona była w uśmiechu, gdy wyciągnąwszy przed siebie potężne łapska, drygował całemu zajściu przy pomocy kawałka grubego drewna. Uśmiechał się i kiwał lekko na siodle, jak gdyby panująca tu walka była dlań zwykłym przedstawieniem, koncertem śmierci bólu strachu.


Jednak to co nastąpiło przy następnym rozbłysku błyskawicy podgrzało krew w żyłach Fausta, bardziej niż jakikolwiek trunek, krew wręcz niczym magma płonęła w jego żyłach. Kat odrzucił bowiem kłodę podnosząc związaną miotającą się kobietę, którą dostarczył mu jeden ze sługusów. Dziewczyną nie był kto inny jak Libra, ślepa elfka rzucała się na wszystkie strony, gdy potężne łapsko kata uniosło ja do góry. Faust chciał ruszać, niczym wiatr albo i szybciej jednak odkrył że nie może. Mimo że krew płonęła w jego ciele, to odmawiało posłuszeństwa, nogi pierwszy raz drżały ze strachu, całe ciało niczym sztywny słup wrosło w ziemię, sparaliżowane tym uczuciem.

Ostrze które dobył Kat, w jedna sekundę przebiło trzewia dziewczyny, a mężczyzna z rykiem uniósł ją do góry na swym orężu niczym jakieś trofeum. Otworzył usta z lubieżnym uśmiechem wystawiając język, na który poczęła skapywać krew bardki. Faust natomiast poczuł, że strach jak gdyby odpuścił, zimne macki tej emocji na chwilę puściły jego nogi, mimo że wciąż cały drżał przynajmniej mógł się już ruszać.
 
__________________
It's so easy when you are evil.
Ajas jest offline