Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-03-2013, 22:42   #83
Icarius
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
-Jedziemy- nie wiadomo ilu było napastników. Mocny chciał mieć możliwość zarówno doskoku do wroga jak i odskoku.- Zabierzcie go na koń.

Chwile później byli już bardzo blisko Gwiazdowej siedziby. Z krzaków wyskoczył nagle umorusany bachor płci nieznanej, lat około sześciu, ciągnąc za sobą bachora płci chyba żeńskiej, bo z warkoczykiem, lat około 2. Dick stwierdził, że zapewne Gwiazdowe dziatki, zeskoczył do nich z konia. One poznały gębę co nie raz u nich bywała i choć trzęsąc się zatrzymały, ucieczki z miejsca nie próbując. Starszy smarkacz okazał się chłopcem.
-Co się dzieje u was niedobrego chłopcze-zapytał Dick bezpośrednio, szkoda czasu było na podchody. Dzikie dzieci zaś to nie mazgaje zza muru, więc liczył na spójną odpowiedź.
-Uciekli my, tak jak mama kazała. Mamy tu taką ziemiankę ze schowaną spyżą. W razie ataku, jak ostrokół przejdą matula kazała uciekać, chować się w las i potem do ziemianki, pilnując młodszych. To siostrę prowadzę.
-Kto napadł i ilu chłopcze.
-Skagi. Ilu? Więcej sporo więcej jak rozprostował palce obu dłoni.
-To może znaczyć dwudziestu albo i stu. Skup się chłopcze.
Chłopiec wbił wzrok w ziemię.
-Nie wiem do tylu liczyć potrafię.-odparł mocno zakłopotany smark. Po chwili jednak chcąc najwyraźniej być użytecznym dodał.
-Przedarli się do środka siedliszcza. Jedni rozmawiali z Kernem przez bramę, a inni w tym czasie wspięli się na ostrokół zabili Kerna, Werna i Carmichaela. Tylem widział zanim złapałem siostrę i do wykopu, się przeczołgaliśmy i mama słabuje i leży z małymi.-malec mówił coraz szybciej.
Słabuje znaczy się niedawno urodziła, zawyrokował Dick. Chorej Gwiazdy nigdy nie widział, ciężarną zaś niemal zawsze.
Tymczasem od siedziby słychać było krzyki i zapach dymu. Chwilę potem ich oczom ukazał widok siedliszcza. Przed nim stało stado koni, nieliczne tylko z nich uwiązane co Mocnemu od razu nasunęło pewien pomysł. Brama otwarta, jeden z budynków w środku się palił. Słychać było że owe krzyki to Gwiazdowe, krzyki bachorów było równie intensywne. Wszystko jednak przysłaniał ostrokół.
-Brama otwarta, uderzajmy Mocny. Zaskoczymy ich, Gwiazdę uratujemy.-Skała rwał się do boju. Był największym i najsilniejszym wojownikiem z wiosek Dicka. W barach od Mocnego większy ze dwa razy, siłą przewyższał go trzykrotnie, zapałem do walki zaś obsadzić by można zamek południowych rycerzy. Problem był z nim taki, że wyrywny był. Doświadczony sprawny, lojalny jak rodzony syn. Chwytał jednak za stal za szybko, walki wygrywa się natomiast głową.
-Skała morda, liczyć umiesz ich tam ponad dwudziestu będzie. Samych koni dwadzieścia dwie sztuki a jak ktoś przycinał piechotą? Może ich i ubijemy nie mówię nie. Zaskoczenie pełen pęd przez bramę, łuki potem młyniec tylko ilu nas zginie?
-Pozwolimy im...
Dick walnął przez łeb stojącego obok Skałę otwartą ręką.
-Zamknij się czasu szkoda, ja się matce Młodego nie będę z śmierci chłopaka tłumaczył. Nawet jakby bardowie po obu stronach muru mieli ją śpiewać sto lat.
Ten argument Skała zrozumiał. Młody był jedynym synem Grubej. Świetny myśliwy i łucznik. Celniejszy nawet od Słomy, a ponoć strzały błyskawicznie i celnie wypuścić potrafi jak mało kto! Problem był taki, że wypuszczał je na razie do drzew i jeleni, jego wojenne podchody ograniczały się do polowania na niedźwiedzia. Człowieka w życiu nie ubił, niby to nic ale Mocny nie jednego widział co na sucho był ktoś, a w praktyce dupa. Dodatkowo był jedynakiem, samej Grubej Berty. Nikt nie był od niej bardziej zrzędliwy we wszystkich wioskach Dicka, nikt bardziej nie kochał swego syna i prawie nikt nie miał tak wielkiej maczugi nad kominkiem jak ona... Używać potrafiła, nie jeden się przekonał. Po śmierci męża potrafiła o siebie zadbać.
-Wicher, najlepiej jeździsz. Idę do tunelu ze Słomą, zobaczymy co się tam da pomóc. Odciążysz nas przegoń te koniki od ostrokołu, ci co powiązali ruszą w pościg. Reszta się na nich zasadzi między drzewami. Wystrzelacie ich i do wioski wtedy. Podzielimy ich i po kolei.
Mocny zarządził i w te pędy rzucił się w stronę tunelu, według wskazówek smarkacza. Przyznać musiał, że zbójcy znaczy bracia Gwiaździni dobrze sobie to wykombinowali. No ale jak się żyje z napadów od dwudziestu jak nie więcej lat... Tunel po tej stronie był za linią drzew, przysłonięty pniakiem z korzeniami i zamaskowany gałęziami. Czołgali się dobre pięćdziesiąt metrów, ciasno jednak starali się śpieszyć. Wylot w siedlisku był w kącie chlewika na środku przywitał ich trup jednego ze starszych synów Gwiazdy. Martwy między świniami z podciętym gardłem nie stanowił dobrego widoku na początek. Za drzwiami nie było lepiej, tym razem sztywny brat gospodyni. Dick usłyszał krzyki, mowa Pierwszych Ludzi. Nastroje zrobiły się jeszcze bardziej nerwowe, więc chyba Wiatrowi się udało. Gwiazda stała przed główną chałupą w rozchełstanych na piersi skórach. Właściwie nie stała, tylko wisiała w ramionach dwóch przytrzymujących ją brodatych Skagosów. Obok stoi jeszcze trzech, jeden trzymał za nogę zanoszącego się płaczem noworodka. Drugi gapił się na cycki. A trzeci był chyba przywódcą tej bandy - wysoki, czarnowłosy, przeraźliwie chudy, a z jego twarzą było coś nie tak - jakieś takie wały nad brwiami, fałdy nad powiekami. Ten wrzeszczał na kobietę. Ta z kolei krzyczała na dzieci. Tym pochowanych zakazywała wychodzić. Innym uciekać dalej. Krzyczała właściwie bez przerwy. Mocny szybko zaczął liczyć wojowników. Wyszło mu pięciu przy gospodyni i dwa razy tyle biegało po obejściu. Było spore ryzyko, że jak się wychylą to Skagi ich utłuką. Duża przewaga szacował szanse gdy naprzeciwko, za sągiem drewna, Dick wypatrzył ruch. Pełznie tam powoli na czworaka dziewczynka, z 8-9 letnia. Miała krótki łuk i kołczan oraz zdecydowanie i upór wymalowane na twarzy. Mocny zawsze miał miękkie serce do takich spraw, to i jeszcze kilkanaście podobnych przyczyn, będących wszędzie w okolicy przesądziło.
Wskazał Słomie dwójkę wychodzącą z obory od nich zaczną. Nikt nie zauważy, no nie zauważy przez pierwsze kilka sekund potem i tak Dick sprowadzi tu piekło, jakiego nie powstydziliby się zarówno starzy jak i nowi bogowie. Legnie w nim albo nie to już była odrębna sprawa. Celowali już do dwójki Skagosów z obory. Gdy Dick dostrzegł, że mała ich widzi.. Macha ręką. Pokazuje na migi, że będzie walić do tych przy Gwieździe... Poszło niemal jednocześnie. Strzała Słomy weszła pierwszemu tuż pod obojczykiem. Strzała Dicka drugiemu w serducho. Obora czysta obaj padli sztywni. Dziewczynka celnie wywaliła jednemu z tych, co trzymali Gwiazdę w bebechy. Wódz Skagów się odwrócił. Gwiazda częściowo uwolniona rzuca się na drugiego, który ją trzymał, metodą "pazurami w oczy, kolanem w przyrodzenie". Mocny dostrzegł że ten który trzymał noworodka podnosi nóż i odruchowo zmienił cel na niego. Zza obory dobiegają odgłosy walki.. Przywódca biegł już na nich z toporem. Świst powietrza, strzała Słomy w bok wodza ten się jednak nie przejmuje i biegnie, choć normalny by padł. Strzała Dicka obrywa Skagos trzymający dziecko. Pada na ziemię odepchnięta przez tego, z którym się szarpała Gwiazda. Skagos biegnie za wodzem, razem z jeszcze jednym. Dziewczynka wybiega z ukrycia i pod ścianą pędzi w stronę matki. Dick zawsze był nienaturalnie szybki, zdążył wypuścić kolejny strzał. Skagos z obstawy, pada z przebitym gardłem. Mocny rzuca się na wodza, odrzuca łuk i dobywa krótkiego miecza wraz ze sztyletem. Tamten podnosi broń jednego z martwych podkomendnych i wywija dwoma brońmi wściekłe młynki. Szybkie i chaotyczne, zmuszają Dicka do cofnięcia się. Rzadko w swoim, życiu miał zasłony nie do przejścia, ta jednak taką było. Nie miał też czasu, w każdej chwili zjawią się następni i będzie po nim. Słoma ustrzelił trzeciego metr od siebie. Trup wpadł na niego z impetem, kładąc na ziemię. Gwiazda krzyczała na dzieci by biegły do chlewika. Mocny tymczasem postanowił zaryzykować, cisnął sztyletem ten wbił się w pierś berserkera. Ten jednak dalej stał, Mocny w końcu zrozumiał. To bydle nie czuło bólu i było nadnaturalnie wytrzymałe. Pewno coś brał albo czary jakie, dlatego gębę miał wykrzywioną. Tamten uderzył, Dick wykonał dwa szybkie uniki. Kolejne cięcie szło na nogi. Mocny postanowił przeskoczyć za niego, nad toporem niczym szczupak. W powietrzu wbijając się na wyżyny swoich umiejętności, musiał sparować krótkim mieczem cios drugiego topora. Wódz w sobie sobie tylko znany sposób, prawie nadążył za sekwencją Dicka. Dobrze, że prawie inaczej Dicków byłoby już dwóch, patrząc po sile uderzenia. Miecz wypadł mu z ręki a cios ze zmienionym kierunkiem poszedł od połowy klatki piersiowej do pasa boleśnie po Mocnego boku. Krew siknęła na szczęście rana nie była bardzo głęboka, mięśni nie sięgnął. Dick był natomiast już za nim, podnosił się z przewrotu, miał już sztylet w drugim ręku. Wodza spowolniła jeszcze strzała małej wbita w plecy. Mocny był tam gdzie chciał, może bydlak nie czuje bólu ale bez ścięgna w nodze... Szybkie cięcie wódz opadł na kolano Dick odskoczył do tyłu, przed kolejnym ciosem. Słoma wpakował bydlęciu kolejną strzałę a tamten przerzucił ciężar na zdrową nogę i szykował się do wstania. Mocny wpakował mu rzucony sztylet między oczy. Zachwiał się upadł na dupę, błędnym wzrokiem jeszcze szukał topora który wypadł mu z ręki. Po kolejne chwili, żelaza w ręku Dicka rozłupało mu czaszkę. Omiótł sytuację wzrokiem, Słoma zapierdolił kolejnego Skagosa. Dwóch innych trzymał przygwożdżonych przy stodole. Nie mogli się wychylić. Dzieciaki wbiegały do tunelu. Gwiazda i mała klapneły przy Słomie. Młoda wspomogła go trafiając zachodzącego ich od tyłu Skagosa. Mocny pobiegł za stodołę. Tam znalazł Skaga, ktoś go poszczuł psem od frontu, drugi osobnik znacznie mniejszy od Skaga wpakował mu w tym czasie widły w plecy. Facet stał martwy opierając się o nie....
Galop konia, Dick wypada z powrotem do pozostałych. Skądś się znalazł Gwiazdowy brat, zabił jakiegoś Skagosa od tyłu. Już biegł w stronę siostry i Słomy. Jeździec okazał się Skagiem, który postanowił ocalić skórę z tego chaosu. Wypadł przez bramę nikt nie zdołał go trafić. Zza kolejnego budynku wyszedł drugi brat Gwiazdy, Ert był ranny
-Doher nie żyje ale zaskoczyliśmy jeszcze trzech.Gwiazdowi bracia znali się na wojennym rzemiośle. Dick rozglądał się po zabudowaniach, szybka i brutalna walka dobiegła końca. Choć starcia z ich wodzem nie zapomni nigdy, był zadowolony. Pozostali Skagosi w liczbie trzech uciekli. Za chwilę dojechali ludzie Dicka z zasadzki. Mieli jeńca. Nastrój zepsuła Gwiazda osuwając się ledwo przytomna na ziemię. Dostała w bójce w bebechy. Dick wiedział, że czeka ją śmierć. Najwyżej dwa dni i co on pocznie z tym noworodkiem?! Nawet największa rzeź, nie przeraziła go bowiem tak jak wizja opieki nad malcem. Potrzebującym mleka matki i bogowie wiedzą czego jeszcze. Przecież nie powie mu, przepraszam mały mama zaraz zesztywnieje żarcia nie ma. Na śmierć go też nie da, kurwa mać co robić. Wziął głęboki wdech, potem jeszcze drugi i trzeci. To na końcu, teraz ważniejsze.

Jego ludzie wynosili już dobytek z palącej się lekko chałupy. Mocny zszywał ranę Gwiazdy, inni opatrywali braci, liczyli zabitych i dzieci jakie ściągały ze wszystkich stron.
Gdy skończył podszedł do niego Lis, stary tropiciel i zbójnik. Zaczął raportować. Z siedmiu braci Gwiazdy przeżyło dwóch, obydwaj ranni choć lekko. Z dwunastki dzieci, ósemka była z nimi, trójka nie żyła a jedno zaginęło mały Sven. Zdobyli konie po Skagosach oraz Świnie, kury i króliki, cztery kozy z hodowli Gwiazdy. Dobytku też było niemało sporo z łupów jakie nagrabili Gwiazda z braćmi, i były tam cenne rzeczy.
Przy Skagosach, ciekawa sprawa, oprócz spodziewanych rzeczy niezłej broni i błyskotek, znaleźliście sporo czerwonej skagoskiej soli. Za dużo jak na własny użytek. Musi, że na handel mieli. Sporo żarcia, obfita spiżarnia Gwiazdy i zapasy Skagosów na wiele dni. Mocny zapytał również Gwiazdy, po co tak właściwie Skagosi urządzili tę awanturę.
-Dziecka chciał, Mocny. Svena. Jego szukali. Mówił, że czarnowłosy... moje dzieci wszystkie jasne poza nim jednym. Krzyczał, żebym kazała mu wyjść, bo zabije Niedźwiadka - przytuliła noworodka. - Dick ja umrę. Obiecaj mi, że nie zostawisz moich dzieci samych w lesie.
-Spokojnie trafią pod dobrą opiekę. Ostra lubi dzieci, między tobą a mną nigdy złej krwi nie było. Pomoc wymienialiśmy czasami mimo tego, że z was zbójcy. Porozmawiaj jednak z braćmi, dzieci potrzebują wujków ja ludzi. Tylko jeśli jednak złożą mi przysięgi na twoją pamięć, żadnej samowoli. Dobrze u nas wszyscy twoi mieć będą.
Rozmowę przerwał wrzask jeńca, zgodnie z poleceniem Łaskotek rozpoczął przesłuchanie. Był delikatny jak na siebie, wojownik połamał jedynie kilka palcy i żebro. Skagos wiedząc, że ma więcej do stracenia w tej zabawie zaczął śpiewać. Pochodził z klanu Harlene, grupa składała się jednak w większości z Magnarów. Wódz nazywał się Moerl z klanu Magnar, zwany Warkotem. Byli za Murem z rozkazu magnara Endehara, oby żył wiecznie, przypłynęli razem z człowiekiem który nazywa się Grigg Cierń. To imię Dick kojarzył, choć go nigdy nie widział. Prawa ręka magnara, wywiadowca, negocjator, i ponoć także cichy morderca. Kupowali przychylność dzikich za sól. Grigg jechał pertraktować z Raymundem Toczącą się Czaszką, kazał im znaleźć 5-letniego na oko chłopca z czarnymi włosami i przyprowadzić. No i jednemu się przypomniało, że jak parę lat temu z polecenia Moruad towarzyszył za Murem w podróży jednemu z wielkich skagoskich kapłanów, to tu był taki chłopiec w odpowiednim wieku... no to przyszli i chcieli zabrać...

Dick miał jeszcze parę pytań, mały Sven mimo poszukiwań się nie znalazł. Całość łupów spakowano, poległych spalono. Przyszło myśleć gdzie teraz, się udać. Dom, Harga a może Torrgrim. Przyjaciół należało ostrzec. Postanowił wysłać Wichra do Ostrej. Kazał by mniejsze osady do większych się przeniosły, ostrokoły wzmocnić obsadzać podwójnie dzień i noc. Skagosów co się pokażą ostrzelać bez pytania. Czekać na dalsze wieści, on się naradzi z pozostałymi wodzami. Jak dobrze pójdzie na Skagów wrony napuści, a jak pójdzie jeszcze lepiej coś od nich ugra na tej awanturze, jak i zawsze do tej pory. Konie mu dał dwa i nakazał bocznymi ścieżkami jechać. Tak Skagosów nie trafisz, polować nie chodzą a między wioskami będą szli przetartymi szlakami. Słomę, Lisa i Młodego jako najbieglejszych tropicieli wyśle w stronę rozdrobnionych grupek Hargi i do niego samego. Skagów unikać, chyba że połączycie cię z wojownikami Hargi. Macie powiedzieć co Gwiazdowe domostwo spotkało, zaproponować przeniesienie się do naszych wiosek. Grupą raźniej i bezpieczniej a umocnienia i sieć pułapek wokół jego siedzib były powszechnie znane. Mocny dbał o bezpieczeństwo jak mało kto. Sam pójdzie z resztą do Torgrimma byli jak bracia od lat. Staruszek miał znacznie więcej wiosek i ludzi od Dicka. Jeśli Raymund i Cierń razem spiskują, awantura się pognębi. Będą potrzebne wszystkie siły.
 

Ostatnio edytowane przez Icarius : 24-03-2013 o 23:00.
Icarius jest offline