Nieźle go musiało przestraszyć, pomyślał Harry, przez moment odprowadzając wzrokiem idącego niepewnym krokiem Hurwitza. Z drugiej strony - może nie do końca trzeba było się dziwić. Nikt nie jest przyzwyczajony do tego, że napada na niego kilka 'cosiów', na dodatek w bunkrze, gdzie nikogo nie powinno być.
Pancerne, hermetyczne drzwi zamykały się z oporem i niemiłymi dla ucha zgrzytami. Całkiem jakby od wielu lat nie były używane. Co z pewnością było prawdą.
Zostało jeszcze parę centymetrów, gdy wszystkich wytrącił z równowagi krzyk Evy.
- Dalej, jeszcze trochę - powiedział szybko Harry, usiłując wybić z głów swych towarzyszy pomysł natychmiastowego ruszenia na pomoc zagrożonej nie wiadomo czym towarzyszce. - Dosuwamy, zanim coś stąd wylezie.
Pchnął z całej siły drzwi, które przesunęły się o kolejne dwa centymetry. |