Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-03-2013, 10:12   #84
Asenat
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację
Alysa i Willam


Przez krótką chwilę, gdy drzwi do komnaty Lorda Dowódcy się otworzyły, Willam pomyślał sobie: on wie. Znał tę minę starego – zawsze jak przychodziło do wyciągania brudów, Qorgyle'owi zmarszczki rozlewały się na całą twarz, obejmując także smagłą, pobliźnioną czaszkę. Wie o Henku, wcale nie będziemy mówić o tym, co się stało nad morzem, tylko o tym, co wczorajszej nocy wydarzyło się w drewutni. Przemawiała za tym obecność również i Kamyka, a także Roddarda... Stary najpierw ich przemagluje jak ślubne prześcieradło, potem postraszy Krukiem. Alysie powie co najwyżej, no no, żeby mi to było przedostatni raz. A Septa z Kamykiem pójdą do lodowych cel, albo za Mur, jak to już się im zdarzyło.

Ale strażnik poprosił tylko jego i Alysę, i przytrzymał za kaptur Morta, który próbował zapuścić żurawia do środka i choć okiem rzucić na ten słynny już w całym zamku czerep. Po ich stronie stołu stały już dwa pełne kielichy. Może więc nie wie? Skoro ich za stołem sadza i winem poi.

- Po pierwsze – głos Lorda Dowódcy był cichy, ale mimo wszystko zdradzał jakieś poddenerwowanie, zgrzytały w nim nieprzyjemnie ostre nuty. - Po pierwsze, przepraszam cię, Willamie, żem nie był z tobą do końca szczery.

Wino poszło Sepcie nie tam, gdzie trzeba. Koniarz zaniósł się kaszlem i poczerwieniał z braku powietrza jak dobrze wypieczony rak. Alysa machinalnie wyciągnęła rękę i huknęła go płaską dłonią między łopatki. Pomogło... tylko Lord Dowódca nadal był pomarszczony jak zimujące w spiżarni jabłko.

- Pytałeś, co możemy dać Skagijce w imię negocjacji. Rzekłem, że nie wiem, i w tym ci skłamałem. Wiem, sam tę potrzebę stworzyłem... - urwał, pociągnął łyk wina i skrzywił się z niesmakiem. - Nie oczekuję, że zrozumiecie powody decyzji, jaką podjąłem pięć lat temu. Sądzę, że raczej będziecie mną gardzić... Mimo wszystko, nadal uważam, że uczyniliśmy wówczas to, co było dla Straży najlepsze. Stworzyliśmy alternatywę dla Endehara, stworzyliśmy przyszłą magnar wyspy – tworząc jednocześnie dla niej smycz i kaganiec, aby nigdy nie wystąpiła przeciw Straży.

- Szantaż – odezwała się nagle Alysa – to chwiejny sposób budowania lojalności. Zwłaszcza gdy szantażujesz kogoś potężnego. Zbyt urosła. I już się was nie boi.
- Być może nigdy się nie bała – wzruszył ramionami. - Ale tu nie o odwagę chodzi. Żadna kobieta nie wystąpi przeciwko własnej krwi. Żadna nie skaże na śmierć jedynego dziecka.

Nie patrzył im w oczy. Patrzył w puste oczodoły zawieszonej na ścianie czaszki skagoskiej bestii.
- Tak, szantażuję ją. Od lat. Mamię obietnicami, że jeśli zrobi to czy tamto, oddam jej syna. I robiła dotąd to, co jej przykazałem. Problem w tym, że to wszystko blaga. My tego dziecka nie mamy.
- Czy ja dobrze zrozumiałam? - zapytała nagle Alysa. - Ulepiłeś z tej dziewczyny przywódcę, strasząc że zabijesz jej dziecko, po czym to dziecko... zgubiłeś?
- Nie – pokręcił głową, nadal starannie unikając spojrzenia córki. - Nigdy tego dziecka nie mieliśmy. Zmarło przy porodzie. Moruad była nieprzytomna. Qhorin okłamał ją, że oddał niemowlę dzikim na przechowanie, chciał jej oszczędzić bólu, była bliska śmierci – wzruszył delikatnie ramionami. - Może i było coś szlachetnego w tym kłamstwie. Może i w moich było coś szlachetnego, choć nie zapiszą mi tego złotą czcionką w annałach mego przywództwa. Nie dbam o to, zrobiłem to dla Straży. Wiem, że postąpiłem słusznie. Zyskaliśmy szansę na pokój ze Skagos. Jesteśmy już blisko celu. Gdy Moruad zostanie magnarem i przysięgnie Murowi pokój, oddam jej dziecko. Lord Stark na moją prośbę znalazł sierotę w odpowiednim wieku, chowa chłopaka w Winterfell. Lojalność Moruad zawsze będzie chwiejna, zgodzę się. Ale lojalność tego chłopca, chowanego przez Lorda Północy – już nie.

Qorgyle urwał, zaplótł dłonie na piersi.
- Nie zyskałem w twoich oczach, córko, tym czynem. Niemniej jest to coś, co musicie wiedzieć, kiedy pojedziecie ratować ten sojusz. To jedyny argument, którego ona jeszcze słucha. Druga sprawa... - potarł szybko czoło. - Mam zaufanego człowieka blisko Endehara. Jeśli będziecie potrzebowali z nim kontaktu, zwróćcie się do Beetleya. Uprzedziłem go już, że możecie tego potrzebować. Kolejna sprawa... - wstał i podszedł do drzwi, wzywając Roddarda i Kamyka.

Alysa, Willam, Roddard i Engan


Śmierć. Dla tych, co nie idą z nami, śmierć.
Oczywiście, po cóż innego Lord Dowódca miałby posyłać nad morze milkliwego i niewprawnego w negocjacjach, za to niebywale szybkostrzelnego Kruka. To on miał wykonać wyrok na Moruad, jeśli okaże się, że Skagijka zwodzi Straż, jeśli zdradziła i nie będzie szans na wepchnięcie jej z powrotem na ścieżkę lojalności. On albo... ktoś jeszcze. Te słowa nie padły, ale Alysa dobrze wiedziała, że i w niej ojciec pokłada nadzieje, jeśli okaże się, że Moruad Magnar dla dobra Straży powinna udać się do przodków. Ona miałaby podać Skagijce truciznę, i patrzeć, jak ta podąży za swoim martwym dzieckiem.

- Są rzeczy, które musimy czynić – mówi Lord Qorgyle, głos ma ostry i nieubłagany, pełen wiary we własne słowa.

Jeśli Moruad dogadała się z Raymundem Toczącą się Czaszką, jeśli jej żądanie wykopania tunelu pod Długim Kurhanem tym sojuszem jest dyktowane, będzie musiała zginąć. W innym przypadku istnienie Straży będzie zagrożone.

- Czyńcie tak, by to zagrożenie oddalić. Tak w sprawie Enned, jak i we wszystkich innych, które dotyczą Skagosów.

Alysa, Willam, Roddard, Engan i Erland

Gdy dołączył do nich Szepczący, Lord Dowódca rozluźnił się już, jakby wyrzucił z siebie co trzeba i mu ulżyło. Zapewniał o swym pragnieniu dojścia do prawdy i odnalezienia mordercy. Obiecał, że jeśli takowy znajdzie się w szeregach Nocnej Straży, Moruad go dostanie... Zapewnił, że dołoży wszelkich starań. Okrągłe zdania wychodziły z jego ust i ulatywały, lekkie jak motyle i równie pozbawione znaczenia.
- Oczekuję, że ruszycie jak najszybciej. Willam Snow przyjął zaszczyt dowodzenia. Mam nadzieję, że niebawem otrzymam od was pomyślne wieści.
 

Ostatnio edytowane przez Asenat : 25-03-2013 o 10:28.
Asenat jest offline