Zwiększona kompania, zwiększone bezpieczeństwo.
Im było ich więcej, tym większe mieli szanse, że uda im się pokonać łowców niewolników. Trudno więc było się dziwić, że Jack dość się ucieszył z tego, że mieli nowych towarzyszy. Jakie zdanie na ten temat mieli jego kompani, tego co prawda nie wiedział, ale skoro ruszyli z nimi... Zapewne nie mieli noc przeciwko połączeniu sił.
Pod eskortą, a raczej w towarzystwie, ludzi, którzy zwalczali łowców niewolników i znali okolicę, wędrowali ścieżkami, na które Jack w normalnych warunkach raczej by nie wkroczył. Na przykład dlatego, że zapewne takiej akurat ścieżki wcale by nie zauważył.
Podobnie jak i chaty, w której mieli spędzić noc. Wygodnie, w cieple, pod dachem, bezpiecznie.
Jack co prawda nie miał wprawy w tego rodzaju sprawach, sądził jednak, że warto by, miast leżeć do góry brzuchem, wykorzystać ten czas by zorientować się, jak pilnowany jest obóz łowców niewolników, ilu jest ludzi w środku i gdzie, ewentualnie, przetrzymywany jest Olivher.
To jednak było zadanie, które wolał pozostawić w rękach i oczach fachowców.
Zatem pozostawało siedzieć i czekać.
Złudzenie bezpieczeństwa rozwiało się wraz z krzykiem, który wydobył się z gardła Wyrma. Nim wrzask przywódcy przebrzmiał, Jack miał już w dłoniach gotową do strzału broń. I wykorzystał ją, by strzelić do jednego z napastników, potem rzucił kuszę i chwycił za miecz.
Bełt wbił się w tors trafionego. Ten cofnął się o krok, lecz nie padł na ziemię. _________________________
k20+4=16
k8=3 |