Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-03-2013, 20:27   #24
Zapatashura
 
Zapatashura's Avatar
 
Reputacja: 1 Zapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputację
Francesca nie miała jednak jakoś ochoty szlajać się po całym Novigradzie w poszukiwaniu którejś z karczm. A najbliżej był przecież „Szczurołap”. Przybytek, w którym strach byłoby zamówić jakiekolwiek mięso, ale przecież bimbru ze szczurów podawać tam nie mogli... chyba. Na wszelki wypadek Lisek postanowiła nie dać się skusić na żadną specjalność lokalu. Sam przybytek z zewnątrz nie wyglądał wcale tak źle, przynajmniej jak na standardy Czerwonej Dzielnicy. Trochę odrapany, ale nie osiadał na fundamentach, a i dach pokryty miał prawie niewybrakowanymi dachówkami. Dla niektórych nieludzi to był prawie luksus. No a skoro już o nieludziach. Po samym wejściu do „Szczurołapa” de Riue poczuła na sobie spojrzenia. Była do tego nawykła, jej wygląd wszak przykuwał wzrok. Tyle, że rzadko kiedy tak niechętny. Dwójka gnomów zastygła z fajkami w ustach, wwiercając w nowoprzybyłą wzrok zza chmury dymu, trójka elfów przerwała rozmowę, barman, także elfiej proweniencji, złapał za szmatę i zaczął czyścić ladę, udając, że jest zapracowany. I tylko niziołki, składające się na resztę klienteli, nie wyglądały jakby chciały wykopać rudowłosą za drzwi, ale to pewnie dlatego, że zastanawiały się jak ją okraść. Francesca jednak nic sobie z tego nie robiła - spędziła wiele wspaniałych i ekscytujących chwil swego życia w takich paskudnych karczmach. Dlatego pewnie podeszła do karczmarza i zamówiła wino.
-Nie podajemy tutaj wina...- elf chciał chyba jeszcze dodać na końcu jakiś komplement, w stylu człowiecza dziwko, albo zawsze modnego d'hoine, ale ugryzł się w język.
-To podaj piwo – zaleciła Lisek. Nie była co prawda miłośniczką tego napoju, ale na lokalny bimber na pewno nie miała ochoty. No i karczmarz nie miał już żadnego wykrętu i musiał polać do kufla.
Życie powoli wracało do „Szczurołapa”, gnomie fajki poszły w ruch, a elfi goście powrócili do swojej rozmowy, którą trochę z nudów Francesca podsłuchiwała.
-No i mówię wam, że coś się w tych śmieciach wtedy poruszyło – może i tutejsze elfy nie były ludziom zbyt przychylne, ale przymuszona asymilacja robiła swoje. Nie mówili w Starszej Mowie.
-Zwidy miałeś – zlekceważył jego towarzysz.
-Albo gówno się zassało i tyle. D'hoine wszędzie wkoło robią chlew- dodał drugi.
-A ja wiem, co widziałem. Jakiś syf się zalęgł, a myślicie, że gdzie się to najpierw rozpleni? Zawsze my dostajemy po dupie – nie ustępował.
-To jak następnym razem będziesz przełaził koło tego wysypiska, to złap za wszarz jakiegoś chłopa z Wiesiołków i wrzuć do tego gówna na zwiad.
De Riue korzystając z okazji zaczęła się zastanawiać czym by się w Novigradzie zająć. Była tutaj już prawie tydzień i zdążyła odnowić parę znajomości i nawiązać nowe. Może mogłaby poprawić sobie trochę renomę u nieludzi? Krasnoludy i niziołki mało ją interesowały, ale elfy były przystojne i potrafiły ją zaskoczyć w łóżku. Może Srebrny Księżyc, albo Rwący Potok mogliby coś zasugerować? Z drugiej strony, zamiast silić się na dobre uczynki mogła skupić się na tych trochę gorszych. Co prawda wizja odwiedzin Czuba średnio Francescę bawiła, ale paser to paser, a w mieście handlarzy zawsze się coś może przylepić do dłoni. Ponadto kwestia Katheriny wciąż zostawała otwarta. Damaza na pewno palcem w tej sprawie nie kiwnie, dwie bijące się kobiety był jego definicją wspaniałej rozrywki. Naturalnie trzeba było pomyśleć nad sprawą cechu krawieckiego i owinięciu sobie wokół paluszka jakiegoś kandydata na nowego mistrza. Ale to mogło trochę poczekać. Tyle możliwości, tyle możliwości. Francesca musiała się z tym wszystkim przespać. Wolałaby co prawda przespać się z jakimś przystojnym mężczyzną, ale dzisiaj chyba nic z tego nie wyjdzie.


Niestety sen nie przyniósł wampirzycy żadnej wizji, jak to czasem bywa w bajkach. Trudno, na pewno prędzej czy później się na coś zdecyduje, w końcu nie było żadnego pośpiechu. Równie dobrze mogła skorzystać trochę z miejskich atrakcji, zaczynając od poleconej przez Illumiel. Tylko jak się ten niziołek nazywał? Ansbach zdaje się. W sumie, skoro był krawcem, to pewnie wiedział coś o cechu. Albo nawet był jego członkiem? W końcu niziołczy partacz pewnie by długo w mieście nie wytrzymał, nim jacyś najęci zbóje nie połamaliby mu palców. Zdawał się to też potwierdzać fakt, że swój zakład miał na Nowym Mieście, a nie w Czerwonej Dzielnicy, jak szybko się Francesca dowiedziała. Pozostało zatem tylko odwiedzić owego mistrza- gorseciarza.
Zakład znajdował się na pięterku eleganckiej kamienicy. Po zapukaniu do drzwi, otworzył Liskowi młody, rezolutny chłopak.
-Dzień dobry pani - rzekł po krótkiej chwili, bowiem uroda wampirzycy na chwilę zaparła mu dech. -W czym mogę pomóc?
-Czy mieści się tutaj zakład krawiecki pana Ansbacha? Poleciła mi go wspólna znajoma - zapytała rzeczowo rudowłosa.
-Tak, tak, to jego zakład - potwierdził szybko chłopak. -A czy mogę wiedzieć jaka to znajoma? Pan Ansbach nie spodziewa się żadnych gości.
-Jeśli musisz... Illumiel Rwący Potok. Mam tak stać w progu, czy zaprosisz mnie do środka? - spytała trochę oschle, nudziło ją bowiem stanie i rozmowa z prostym uczniakiem.
-O...oczywiście, proszę. A ja już idę po pana Ansbacha.
Pokój, do którego weszła Francesca pełen był bali materiałów, miar krawieckich, różnorakich pudełek i innych krawieckich utensyliów. Na razie zaś towarzystwa dotrzymywały jej dwie kukły, na których wisiała niedokończona suknia i równie niedokończony dublet. Na szczęście szybko, do tego towarzystwa dołączył nisko człowieczek, beztrosko pykający fajeczkę.


-Muszę powiedzieć, że Rwący Potok to nazwisko, którego nie słyszałem już od dłuższego czasu - rozpoczął, pomijając formalności.
-Nazwisko to używane jest przez nielicznych, z tego co mi wiadomo... - kobieta z gracją przeszła na przeciwko niego, bawiąc się palcami. - Chciałabym, aby pan mi uszył gorset. Wyjątkowy gorset - podkreśliła na końcu.
-Wyjątkowy? - niziołek wypuścił kółeczko dymu. -Wyjątkowe są moją specjalnością - stwierdził z pewnością w głosie.
-W takim razie widze, że dobrze trafiłam - ucieszyła się, po czym rozejrzała się po pomieszczeniu. - Jaki materiał mógłby mi pan polecić?
-To już zależy od przeznaczenia. Na podróż, pod konną jazdę, zeleciłbym skórzany, bo wytrzymały jest i lepiej ogrzeje. Pod lekką suknię można użyć bawełny, ale jeśli oczekuje pani czegoś naprawdę szykownego, nic nie jest lepsze od jedwabiu- wymienił Arno. -Chyba, że to ma być prezent dla wybranka. Batyst w sypialni sprawdza się rewelacyjnie.
-Dobrze, żeby był skórzany, a jednocześnie szykowny i dobrze podkreślający sylwetkę. Może dałoby się zrobić skórzany z elementami jedwabiu? Jak pan myśli, pasowałby mi taki? - tu Lisek dotknęła swojej talii i elegancko przesunęła dłonią do okolicy piersi.
-Szanowna pani, gorset na pani figurę będzie wyjątkowy z pewnością, bowiem jak żyję nie widziałem tak smukłej talii przy tak pełnej piersi. Skóra najlepiej utrzyma talię, a jedwabie wyeksponują resztę - Ansbach sprawnie przeplatał komplementy i porady.
-Brzmi naprawdę ciekawie, aż nie mogę się doczekać, jak już będzie gotowy - westchnęła - to proszę zdjąc ze mnie miarę. Jak długo będzie trwała praca? - uśmiechnęła się kokieteryjnie.
Niziołek zawołał pomocnika, by podał mu miarę -dla pani, myślę, że około tygodnia. I proszę to koniecznie potraktować jako komplement, na oko widzę, że nie mam żadnego modelu na którym mógłbym go szyć - wyjaśniał. Wszystko bedzie musiało zostać przygotowane indywidualnie.
-Rozumiem, jestem jak najbardziej gotowa do poświęcenia i znajdę czas, aby wszystko przeszło jak najbardziej sprawnie - kobieta wyciągnęła ręce, aby można było ją mierzyć. Zaraz też okazało się, że Til wcale nie żartował mówiąc o tym, że Arno będzie zmuszony zdejmować z Liska miarę, stojąc na krześle. Choć to, że było to rzeczywistością, wcale nie zmniejszało śmieszności sytuacji.
-O jakich kolorach pani myśli?
-Skóra pozostanie raczej czarna, a może biała? Jedwab zielony, albo pomarńczowy... - zastanawiała się na głos, licząc, że może jej coś podpowie.
-Czarna skóra w połączeniu z białym jedwabiem stworzyłaby stonowaną, elegancką całość. Ale jeśli woli pani coś barwnego, to zieleń bardzo mocno kontrastowałaby z pani puklami. Sugerowałbym raczej błękit- Ansbach zdejmował miarę bardzo sprawnie i szybko, aż dziw brał jak dużo fachu mieściło się w takich małych rękach.
-To może żółty? Myśli pan, że będzie widoczny?
-Czerń, żółć, czerwień i alabastrowa cera? Tak, uważam że byłaby to piękna kolorystyczna kombinacja - przyznał po krótkiej kontemplacji. -I już mam miarę - oznajmił.
-To świetnie, jeszcze bardziej nie mogę się doczekać. Kiedy mogę przyjść po następną przymiarkę?
-Myślę, że za dwa dni - zalecił krawiec.-Pozostaje jeszcze kwestia uiszczenia zapłaty. Normalnie za taką kreację policzyłbym nie mniej jak dwadzieścia koron, ale z polecenia pani Rwący Potok zejdę z ceny o połowę - zaproponował. -I oczywiście nie przyjmę żadnej zaliczki. Rozliczenie dopiero, gdy będzie pani usatysfakcjonowana z efektów mojej pracy.
-To dobra oferta - powiedziała, chociaż wcale tak nie myślała. Dwieście koron! Chyba stracił głowę. Jednakże chętnie spotkałaby jegomościa, który jest gotowy tyle zapłacić dla swojej ślicznej towarzyszki. -W takim razie widzimy się za dwa dni. Mogę się już spodziewać jakiś efektów?
-Ależ ja efekty gwarantuję- zarzekł się.
 

Ostatnio edytowane przez Zapatashura : 27-03-2013 o 21:36.
Zapatashura jest offline