- Się kurwa kręci, jakby miał robaki w dupie. -
Walka nie układała się dobrze od samego początku. Co prawda zrobił pieczyste z kilku pokrak, ale to były tylko przystawki a on miał apetyt na danie główne. Niestety Imrak tak bardzo kręcił się, przy wyżeraniu z paśnika, że trudno było się do niego dostać, nie robiąc krzywdy krasnoludowi. Maurer, lejąc na trwającą wokoło jatkę, pociągnął sobie solidnie z flaszki. Tak jak się spodziewał, wtedy go olśniło. W sumie co go obchodzi jakiś tam szurnięty krasnolud? Przecież on jest prawie połowę do niego niższy a od tej bestii... - Osłaniaj mnie! -
Rzucił do patrzącego na niego Skurwiela, zaśmiał się obleśnie i z garłaczem w rękach ruszył na wielkiego potwora. Imrak tańczył wokół bestii, próbując ją trafić toporem. Franc nie był aż tak subtelny. Zatrzymał się kawałek poza zasięgiem ramion stwora, wycelował garłacz i wystrzelił. Imrakiem się nie przejmował. Celował kawałek poniżej łba mutanta, a to oznaczało dobre parę metrów na Imrkaowym irokezem. Khazad powinien być bezpieczny. Mniej więcej. |