Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 15-03-2013, 19:07   #121
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Zatrzymał się, aby złapać oddech. Cholerne, za krótkie kulasy! I jeszcze po drodze wrócił się, żeby zgarnąć tę drabinę co oparł ją o karczmę. Były w życiu sprawy ważne i ważniejsze. Uczestnictwo w rzeźni miało standardową przewagę nad ciśnięciem karczmarza, który to wiele nie wiedział. Przeca nie mógł być na tyle głupi, by kłamać Imrakowi?!
Wtedy nawet khazad zastanowiłby się nad zmianą priorytetów.

Aktualnie nie było takiej potrzeby, bo brama już się poddawała naporowi tych z drugiej strony. Nikt nawet szczególnie nie próbował jej podpierać, co było raczej dziwne. Gdyby to Imrak chronił swoje domostwo, to raczej wolałaby, by napastnicy pozostawali na zewnątrz. Ale kto ich tam wie.
- Podestu, coby można było do poczwar strzelać też nie zbudowali. Głupie ludzie.

Na gadanie i myślenie czas przyjdzie później. Khazad spojrzał jeszcze na poczwarę, chrząknął, wyszczerzył się i wyciągnął drabinę niczym taran. Ustawiona w poprzek mogła "zagarnąć" przynajmniej kilka mutantów. Imrak ryknął i zaszarżował na flankę pędzących do ataku obrzydlistw. Topór zwisał na rzemieniu na jego nadgarstku, gotowy do użycia. Wszystkie plany krasnoluda były proste. Powalić pierwszym impetem co się dało, a potem zacząć zabijać. Nagle przypomniał sobie o czymś.
- Skuuurwieeel! Bierz sukinsynów!
Nie miał pojęcia gdzie jest jego kundel, ale przecież nie mógł ominąć takiej zabawy, nie?
 
Sekal jest offline  
Stary 17-03-2013, 14:33   #122
 
malahaj's Avatar
 
Reputacja: 1 malahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputację
- A tyś kurwa co za jeden?! -

Franc powitał goszczącego w piwnicy osobnika z właściwą sobie elegancją i wyrafinowaniem, przy okazji celując do niego z garłacza. Szybki rzut oka, pozwolił mu ocenić, że to to raczej nie ten, którego szuka, ale zawsze mógł coś wiedzieć, jak go zabrać „na ryby”. Z drugiej strony na zewnątrz już słychać było bitwę a tej Maurer przepuścić nie miał zamiaru.

- A chuj Ci w dupę! -

Wojak machnął na wąsacza ręką i rozejrzał się za czymś wybuchowym, najlepiej w beczce. Niestety nic takiego nie znalazł, więc rzucił kilka kurew i wyszedł na górę. Karczmarza zostawił rozłozonego na stole, jak tylko uznał, że jest już bezużyteczny. Zabrał ze sobą tylko hak. Teraz podrygiwał mu przytroczony do pasa, podobnie jak młot po drugiej stronie. Taki hak to dobra rzecz. Łatwo nim na ten przykład sięgnąć za siebie, jak ktoś się tam akurat niespodziewanie znalazł...

Przechodząc przez kuchnie zgarnął ze stołu jakiś wór i włożył do niego swoje wybuchowe niespodzianki. Wszystkie na raz. Od żaru kominka odpalił pochodnie i tak przygotowany wyszedł na zewnątrz.

- Kurwa, ale ty jesteś brzydki! - warknął na widok największego potwora. - I wielki. Tłukłem już większych. -

Franc swoim zwyczajem od razu ruszył o ataku na największego potwora. Przystawił pochodnie do worka a ten zajął się od razu ogniem. Zakręcił dwa młyńce i cisnął nim prosto w poczwarę. Tak coby rozgrzać atmosferę. W dalszej kolejności sięgnął po garłacza z zamiarem nafaszerowania chuja śrutem. Na samym końcu zaś będzie gwóźdź programu i niekwestionowana gwiazda imprezy. Scyzoryk

- Kosi, kosi łapki hehehehe! -
 

Ostatnio edytowane przez malahaj : 17-03-2013 o 14:36.
malahaj jest offline  
Stary 18-03-2013, 22:27   #123
 
Anonim's Avatar
 
Reputacja: 1 Anonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputację
Wąsacz spojrzał spokojnie na przybysza i po pytaniu odpowiedział niemal w tym samym czasie co tamten już z rezygnacją sobie poszedł. Słowa zniknęły w ogólnym zgiełku. Haker (to znaczy: kolekcjoner haków, bo sporo o nich mówił) wbiegł po schodach, a Wąsacz chwilę później wyszedł za nim. Poczuł się trochę pozostawiony, gdy ludzie biegali w lewo, w prawo, a on nawet nie wiedział o co chodzi. A prawda, chodziło o tych... zwierzoludzi, choć technicznie nie byli to ani ludzie ani zwierzęta, więc skąd taka głupia nazwa? Wąsacz nazwałby ich inaczej. Jakoś oryginalniej. Kiepskie nazwy łatwo się przyjmują. Wąsacz czekał na swój następny fascynujący ruch, aż nerwowy wędkarz, haker, czy kim on tam był sobie poszedł. Jeżeli okazało się, że nikogo więcej nie ma w karczmie oprócz karczmarza to postanowił poderżnąć temu ostatniemu gardło. Wyglądał na kultystę chaosu, a przecież nikt nie lubi kultystów chaosu. Przy okazji odbierze swój pierścień, bo to ździerstwo było. Zwłoki rzucił za ladę. I chciał iść na zewnątrz, naprawdę bardzo chciał, ale... no dobra, właściwie to pójdzie na zewnątrz. A co tam. Trzeba zobaczyć co się dzieje. Przy okazji oczywiście uważał, żeby mu coś twarzy nie urwało, żeby nie dostać z odłamkowego, czy strzały. Jak to mawiał jego stary znajomy jeszcze z północy? Imć Shackleton? "Poczekam, popatrzę, zrozumiem więcej - wtedy wreszcie sam też włączę się do akcji." Gadatliwy był z niego wojownik.
 
Anonim jest offline  
Stary 22-03-2013, 19:10   #124
AJT
 
AJT's Avatar
 
Reputacja: 1 AJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputację
Bestia, można by rzec, z całym impetem wparowała do wioski. Dzięki umięśnionym odnóżom bez problemu przeskoczyła nad wozem. Wylądowała tuż za nim, gdzie akurat stał jeden z wieśniaków. Długo tam już jednak nie postał, gdyż jaszczurzy ogon stwora z ogromną siłą go uderzył. Biedny człek… Stwór na długo się nie zatrzymał i wielkimi krokami pognał w kierunku centrum wioski. Wyraźnie zainteresował go jednak khazad Imrak, gdyż koźle ślepia skierowały się ku niemu. Zaraz też i cały stwór skoczył w pobliże krasnoluda. Uzbrojony w drabinę Imrak, postanowił z niej skorzystać i za pomocą niej go przywitać. Uderzył poczwarę z takim impetem, że drabina, mimo iż wyglądała na dość solidnie zrobioną, rozpadła się w pół. Wynaturzony stwór stęknął z bólu, a przy okazji wytracił też prędkość i zamierzoną linię ruchu. Doskoczył jednak po chwili i jedną z łap próbował jeszcze sięgnąć khazada. I sięgnął, jednak uderzenie było na tyle słabe, że Imrak niewiele sobie z niego robił.

Detlef w międzyczasie nacisnął spust w swej kuszy. Niestety bełt poszybował w znacznej odległości od stwora. Kolejnym razem mogłoby pójść lepiej, jednakże teraz już musiał zacząć uważać, by nie trafić swego mrukliwego towarzysza.

Z podobnie mizernym skutkiem wyszedł strzał Ramirezowi. Mimo, iż cel był wielki, to estalijczyk specjalistą w używaniu tego rodzaju broni nie był. Kula poleciała, tyle dobrze. Gorzej, że trafiła tylko w drewnianą ścianę oberży. Nic więcej.

Pozostałe mutanty również przedarły się przez linię obrony. Część padła w trakcie walki z broniącymi dostępu do środka wioski wieśniakami i sigmarytami. Przy okazji w kałuży swej krwi wylądowało też i kilkoro chłopów. Reszta odmieńców gnała przed siebie. Do chat, do świątyni, do oberży. Wszędzie, gdzie miały okazję kogoś pozbawić życia. Trójka bliźniaczych khazadów od razu skoczyła im naprzeciw, robiąc pożytek z trzymanych przez siebie broni. U ich stóp padła piątka odmieńców, a oni sami pozostali bez poważniejszych ran. Widać było teraz doskonale, że nie wszystko co opowiadali było przechwałkami. Pewne umiejętności rzeczywiście posiadali.

Ni stąd, ni z owąd, gdy estalijczyk podejmował kolejną próbę załadowania broni, oberwał czymś w głowę. Nawet nie zauważył czym, ale to coś musiało być dość duże. Jakiś zagubiony, rzucony pewnie przez któregoś z mutantów, kamień w jakiś sposób musiał minąć górą osłonę, za którą skrywał się estalijczyk. Skóra na głowie została rozcięta dość solidnie, gdyż w momencie twarz Ramireza zaszła krwią. Sam poczuł się nieco otumaniony, a przez szok był s stanie uwidzieć przed sobą tylko biel. Po chwili na szczęście ten stan się poprawił. Szczęście, bądź i nieszczęście, gdyż ponownie jego oczom pokazała się koziogłowa poczwara.

Burmistrz, który walczył u boku Gringira, Gringora i Gringara, jak i oni wykazywał się niemałym bitewnym kunsztem. Widać było, że nie jedno w swym życiu przeżył, a także w niejednej bitwie brał udział. Powalił jednego i przymierzał się do kolejnego ze zwierzoludzi. Niestety… najlepsze lata miał już za sobą. I jak się miało za chwilę okazać i życie za sobą teraz pozostawił. Jeden z oponentów zdzielił go nabijaną ostrymi kamieniami maczugą w kark tak solidnie, że po złowrogim chrzęstnięciu przestawianego karku, mężczyzna padł bezwładnie na ziemię.

W końcu i ‘spóźniony’ Franc dotarł na plac boju. Natychmiast poznał stwora ze swojego snu. Chyba dzięki temu zareagował spokojniej i zachował zimną krew… Gorzej, że przypomniał sobie, jak ten sen zeszłej nocy się skończył… Szybko się jednak otrząsnął i zaczął działać. Z pierwotnych planów musiał jedna zrezygnować, gdyż z poczwarą akurat ‘bawił się’ Imrak. Toteż nie chcąc urządzić khazadowi bombowego wyskoku, za cel obrał mniejsze poczwarki, które już chwilę później pięknie dla francowego ucha skwierczały i piszczały.

I to do Maurera podbiegł teraz mały, ujadający Skurwiel. Szczekał, warczał, ślinił się, tylko jakoś… nieśpieszno było mu do bitki. Pewnie mu pan, jeśli przeżyje dzisiejszy dzień, butem przypomni, jak się postępuje w takich sytuacjach.

Zebedeusz w tym czasie zszedł z wieży i schował się w świątyni. Do kogo wznosił modły, nie wiadomo, wiadomo jednak, że na razie przynosiły one skutek. Żaden ze zwierzoludzi nie wdarł się, jak do tej pory, do świątyni Młotodzierżcy. W środku oprócz kapłana były również, biadolące wielce, miejscowe kobiety i dzieci.

Oprócz bestii, która walczyła właśnie z Imrakiem, po wiosce biegała kilku, może kilkunastu żądnych krwi zwierzoludzi. Ich apetyt nie został jeszcze zaspokojony… Tych dzielniejszych wieśniaków można było zliczyć na palcach jednej ręki, ale było jeszcze kilku sigma rytów i trzech bliźniaczych khazadów.



*** Wąsacz***

Wąsacz nie znalazł już karczmarza w oberży, więc jak się szybko domyślił, tamten musiał udać się do swego zajazdu. Nici więc z jego planów. Ale co się odwlecze, to nie uciecze. Jak to mawiał inny jego znajomy. Wąsacz ruszył więc i do zajazdu. Tam bez problemu znalazł właściciela przybytku. Ten akurat biegł ze swoją żoną i synem gdzieś na górę. Słysząc krzyki mężczyzny, dowiedział się, że chcą się zabarykadować tam w jednym z pokoi. Jak szybko za nimi ruszy, to pewnie nie zdążą zatrzasnąć przed nim drzwi. Trudniej może być jednak zarżnąć go teraz jak świniaka, szczególnie że właśnie jest z synem i żonką. A i pewnie do tego przygotowany do obrony. Ale jak to mawiał jego jeszcze kolejny znajomy… Dla chcącego nic trudnego…. Ten Wąsacz widać miał wielu mądrych znajomych. Dziwne tylko, że podróżuje sam…
 
AJT jest offline  
Stary 22-03-2013, 20:16   #125
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Detlef zaklął.
Z pewnością nie tak dosadnie i wielowątkowo, jak zrobiłby to na przykład Franc, ale zaklął. W pobliżu nie było żadnych dam czy nawet zwykłych wiejskich kobiet, ale i tak nie powinien. W zasadzie nie usprawiedliwiało go to, że nie trafił w stwora wielkiego jak szafa. Ani to, że teraz wokół mutanta zaczął tańcować Imrak, zdecydowanie utrudniając strzelanie.
Ale stało się.

Mimo pudła nie zamierzał rezygnować z oddania kolejnego strzału, tyle tylko, że tym razem postanowił zmienić cel.
Naładował ponownie kuszę, wycelował w jednego z mutantów i nacisnął na spust.
 
Kerm jest offline  
Stary 26-03-2013, 10:08   #126
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Imrak obnażył zęby, odrzucając na bok resztki połamanej drabiny, prowizorycznego oręża szturmowego. Miał nadzieję na mocniejszy efekt swojej szarży, ale skoro wpadł w największą bestię to też nie miał co narzekać. Chwycił pewnie swój topór, chwilowo odskakując do tyłu, poza zasięg łap mutanta. Przyjrzał mu się. Nienawidził pokręconych potworów, mimo, że nie spotkał ich w swoim życiu aż tak wielu. Wcześniej najbardziej chorą rzeczą, którą widziały jego oczy, był szczur wielkości krasnoluda takiego jak on. To tutaj chyba go przebijało. Splunął na ziemię.
- Bolało jak wyrastały łapki?
Uniósł wzrok, ciekawy czy maszkara go rozumie. Nie żeby mu bardzo zależało, krążąc przez chwilę wokół niej.
- Bo ciekaw jestem, czy zaboli mocniej, jak będę je obcinał!
Khazad zarechotał. Był szalony. Dwa razy większa bestia atakowała go wściekle, gdy mały Imrak biegał dookoła niej, czekając na swoją okazję do skrócenia dystansu i wbicia topora w kolano. Pozbawiony mobilności wielkolud na pewno będzie mniej groźny. Khazad zaś nie dbał o to, że tamten go trafi. Uważał tylko, by nie dostać zbyt mocno czymś zbyt ostrym.
 
Sekal jest offline  
Stary 26-03-2013, 23:08   #127
 
malahaj's Avatar
 
Reputacja: 1 malahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputację
- Się kurwa kręci, jakby miał robaki w dupie. -

Walka nie układała się dobrze od samego początku. Co prawda zrobił pieczyste z kilku pokrak, ale to były tylko przystawki a on miał apetyt na danie główne. Niestety Imrak tak bardzo kręcił się, przy wyżeraniu z paśnika, że trudno było się do niego dostać, nie robiąc krzywdy krasnoludowi. Maurer, lejąc na trwającą wokoło jatkę, pociągnął sobie solidnie z flaszki. Tak jak się spodziewał, wtedy go olśniło. W sumie co go obchodzi jakiś tam szurnięty krasnolud? Przecież on jest prawie połowę do niego niższy a od tej bestii...

- Osłaniaj mnie! -

Rzucił do patrzącego na niego Skurwiela, zaśmiał się obleśnie i z garłaczem w rękach ruszył na wielkiego potwora. Imrak tańczył wokół bestii, próbując ją trafić toporem. Franc nie był aż tak subtelny. Zatrzymał się kawałek poza zasięgiem ramion stwora, wycelował garłacz i wystrzelił. Imrakiem się nie przejmował. Celował kawałek poniżej łba mutanta, a to oznaczało dobre parę metrów na Imrkaowym irokezem. Khazad powinien być bezpieczny. Mniej więcej.
 
malahaj jest offline  
Stary 28-03-2013, 12:55   #128
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
- Pendejo! - zaklął, gdy coś walnęło go w głowę z siłą kowalskiego młota. Przez chwilę nawet zdawało mu się, że jakiś plugawy czarownik zesłał na niego ślepotę, bowiem wszystko stało się białe. Na szczęście zdolność wiedzenia wróciła po chwili. Równie szczęśliwie żadna z bestii nie próbowała w tym czasie rozszarpać bezbronnego estalijczyka.

W czasie jego słabości nikt nie zdołał ubić paskudy. Szkoda, bowiem mimo tego, że obrońcy wsi trzymali się dzielnie (Ramirez łaskawie pominął tchórzliwe zachowanie wieśniaków, którym jakby bardziej, niż przyjezdnym powinno zależeć na uratowaniu własnych domostw, ale cóż - chłopi nie byli stworzeni do heroicznych czynów), sytuacja mogła w każdej ulec zmianie.

Odstąpił od pomysłów ćwiczenia strzelania w czasie walki - popróbuje później, kiedy będzie więcej spokoju. Zamiast tego odstawił muszkiet pod ścianę stajni w miejscu, gdzie leżała reszta jego manatków i chwycił za miecz znaleziony w piwnicy wójta. Jego własna broń średnio nadawała się do potyczki z brutalnymi mutantami, kiedy czyjeś (a szczególnie własne) życie mogło zależeć od pozbawionego finezji wymachiwania ostrzem. Szkoda było dobrej stali, z której wykonano klingę rapiera.

De Ayolas rozejrzał się w poszukiwaniu jakiegoś przeciwnika, który przedarł się przez obrońców przed wyłamaną bramą.
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...
Gob1in jest offline  
Stary 29-03-2013, 08:22   #129
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Jest czas ucieczki i czas walki. Zebedeusz doszedł do wniosku że nadszedł czas na to drugie. Mruknął coś pod nosem i wyszedł z kaplicy. Jego celem był największy skurwiel, bo inaczej tego stwora nie można było nazwać. Przemykał pomiędzy walczącymi przeciwnikami, trzymając się mroku. Ostrze w jego dłoniach spokojnie spoczywało, czekając aż zasmakuje krwi.

Życie wymagało od niego podejmowania wielu wyborów. Także było i tym razem. Ruszył pędem na bestię, póki jej wzrok go nie sięgał. Nie było czasu na cackanie, także musiał przyłożyć się. Skupić i zadać cios. Celny i śmiertelny.
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline  
Stary 30-03-2013, 12:14   #130
AJT
 
AJT's Avatar
 
Reputacja: 1 AJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputację
Żądni krwi zwierzoludzie wpadali, to do jednej, to kolejnej, chaty. Do uszu, jeszcze się broniących, docierały nieustanne jęki rannych i konających, wymieszane z plugawymi rykami atakujących. Coraz to kolejni wieśniacy padali pod ciosami wrogów. Próbujący odeprzeć natarcie mutantów, zaczynali się już ślizgać na zmieszanej z błotem krwi poległych zwierzoludzi, jak i kompanów. Krew z ich twarzy, oraz ciał, szybko zmywał padający deszcz.

Inkwizytor Hillenkamp, a właściwie część z jego akolitów, bronił swego namiotu. Ci z jego ludzi, którzy bronili głównej bramy właśnie zostali otoczeni. Nawet zakuty w zbroję, posiadający potężny, dwuręczny miecz fanatyk, nie był w stanie już dłużej odpierać tego ataku. Przy tak zmasowanych ciosach, któryś z ataków musiał dojść. Dotarł jeden, dotarł drugi i kolejny, a spod zbroi fanatyka wypłynęła krew. Chwilę później mężczyzna leżał już nieprzytomny, a żądne krwi stwory, dalej go okładały, warcząc i wyjąć przy tym nieustannie. Widać było u nich euforię, po pokonaniu sługi Sigmara.

Trójka khazadów walczyła dzielnie. Ich topory, raz po raz, smakowały nowej, świeżej krwi. Wszystko toczyłoby się wedle ich myśli, gdyby nie nabita kolcami maczuga, jednego z atakujących wioskę, nie zasmakowała krwi Gringira. Dosłownie jego głowa została, niezwykle potężnym, pełnym wściekłości uderzeniem, zmiażdżona. Krzyk bólu i rozpaczy, dwóch pozostałych na placu boju khazadów, przeszył okolicę. Po chwili zamienił się on w pełne furii i nienawiści ataki. Wiele ich cięć nie znajdowało teraz celu, ale jeśli którekolwiek już trafiło, to ich efekt był piorunujący.

Bestia kolejny raz zawyła z bólu, gdy Imrak zatopił w niej ostrze. Franc już pędził, by zrobić z jej koziej mordy, siekankę, gdy jedna z chat wprost buchnęła ogniem. Nie było to jednak podpalenie przez zwierzoludzi. Wybuch był bardzo gwałtowny, jakby ktoś ją wysadził. Nie trzeba było wiele czekać, by domyśleć się co się stało. Najpierw wybiegła z niego żywa pochodnia z rogami, a następnie stanął przed nią mężczyzna, którego mogli kojarzyć z wcześniejszego wieczora. Zakapturzony starzec, który opuścił oberżę, gdy tylko oni do niej przybyli. Teraz miotał on ognistymi kulami we wrogów. Problem mógł być w tym, że wyglądało na to iż za wrogów uważał nie tylko zwierzoludzi… Przed momentem, dzięki ognistej kuli, zapłonął jeden z akolitów.

Gdy tylko wszyscy oswoili się z myślą, że do boju dołączył szalony czarodziej, po którym nie wiadomo czego można się było spodziewać, wrócili do walki o swe życie…

Detlef niezwykle celnym strzałem wpakował bełt w oko rogatego oponenta. W tym momencie miał wystarczająco dużo czasu, by kolejny raz przeładować kuszę, przymierzyć i strzelić. Akurat w niego nie szarżowała żadna z bestii. Problemem mógł być czarodziej ognia, ale ten na razie nie zwracał uwagi na szlachcica. Pytanie, czy zacznie.

De Ayolas, choć z głowy wciąż ciekła mu stróżka krwi, nie miał zamiaru kryć się za wozem. Postanowił walczyć o swoje i mieszkańców wioski życie. Nie postąpił jak Nele, która właśnie ze swoimi ludźmi, przedzierała się przez najmniejszą, południową bramę. Estalijczyk walczył! I zdecydowanie lepiej radził sobie z bronią białą, niż strzelając z muszkietu. Zrobił unik przed ciosem pierwszego z futrzaków, by po chwili jednym efektownym cięciem, pozbawić go życia. Po chwili to samo uczynił z kolejnym szarżującym. Był w formie… albo i jednak nie… nie zauważył kolejnej szarży… było ich po prostu za dużo. Ostrze przyrdzewiałego miecza mutanta, przecięło mu ścięgno bicepsa. Szczęściem w nieszczęściu było to, że przeciwnik natarł z lewej strony, dzięki też czemu tylko lewa ręka pozostała bezwładna. Prawa wciąż trzymała miecz, który zatopił się w właśnie w przeciwniku. Wciąż jednak pewnym było jedno… krwawienie było teraz tak obfite, że bardziej powinien Ramirez teraz myśleć o pomocy medycznej, niż dalszej walce. W tym momencie kolejnych przeciwników bezpośrednio przy nim nie było.

Bestia nie była skora odpowiedzieć Imrakowi na pytanie o łapki. Miast tego zaczęła nimi wymachiwać w powietrzy, próbując ubić pytającego. Kozogłowy zdzielił khazada, jednak nie wystarczająco mocno, by wyrządzić mu większą krzywdę. Imrak wyszczerzył tylko zęby i wbrew obietnicy i ciekawości, miast ciąć w łapki, wbił topór w kolano. To na pewno bolało!

Mogło to jednak przeszkodzić Francowi, który wciąż miał zamiar garłaczem zrobić sieczkę ze stwora. Gdyby tamten się skłonił, trafienie go przez khazada, nie byłoby takie łatwe. Całe szczęście dla weterana, jaszczurzoogoniasty zdołał ustać. Ustać na tyle długo, by Franc dobiegł na miejsce, uniósł garłacz i wypalił. Garść siekańców wyleciała z lufy.
- Teraz w końcu sensownie wyglądasz! Do twarzy ci z czerwonym!– Zaśmiał się wojak, gdy morda kozogłowego przybrała krwawy kolor. Praktycznie w całą powbijane były kawałki żelastwa, którymi Franc załadował broń. Imrakowi też się jednak oberwało. Przerzedziło mu irka na głowie, a także rozcięło skórę w miejscach, gdzie włosów już brakowało. Krew szybko zalała twarz Imraka. I nie była to krew bestii! Bestii, której właśnie przez serducho przeszedł miecz… Miecz Zebedeusza, który ni stąd ni z owąd znalazł się niepostrzeżenie za nią. Potwór wydał ostatnie tchnienie, po czym runął na ziemię.

Obserwując jak stwór kona, nikt nie zauważył, jak za Francem pojawił się kolejny zwierzoczłek. Zdzielił on Maurera maczugą. Na szczęście był on na tyle niski i słaby, że tylko trafił mężczyznę w ramię, wiele krzywdy mu nie robiąc.

Sytuacja w wiosce zaczęła się klarować. Pozbawili życia dowódcę zwierzoludzi, tych po wiosce biegało coraz mniej. Przy Francu ostał się jeden. Paru jeszcze biegało siejąc zamieszanie po okolicy, ale były to już pojedyncze przypadki, których wytępienie nie powinno być aż takie trudne. Ciężko ranni byli Ramirez, Imrak i Zebedeusz. Martwi jeden z bliźniaczych khazadów, burmistrz, większość akolitów, oraz fanatyk. Kolejny właśnie zaczął płonąć, po następnym ataku piromanty…

Czy piromanta ograniczy się do akolitów i zwierzoludzi, tego nie wiedzieli… Ale możliwe, że stanowił on teraz większe zagrożenie, niż pozostała garstka zwierzoczłeków. O tych drugich nie mogli jednak wciąż zapominać. Mimo, iż nieliczni, to wciąż groźni. A czy w wiosce wciąż skrywał się złodziej? Czy i on gdzieś czyhał?
 
AJT jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:03.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172